Hej ziomeczki! Minął chyba równo miesiąc, jak tu coś ostatnio wysłałam, więc postanowiłam znów coś wrzucić, żeby nie było, że trochę popisałam i znikam kolejny raz.
Przed wami krótka miniaturka, napisana tak o, pod wpływem weny.
Dedykuję to skromne „dzieło” moim kochanym Dreskom oraz Annetti, Arachne i Quickdroo.
Miłego weekendu pyszczki :*
Obudziłem się dość późno jak na mnie i zacząłem się przeciągać na łóżku. Od miesięcy tak dobrze nie spałem.
Wierciłem się i kręciłem, aż w końcu spadłem na ziemię. Z moich ust dobył się cichy jęk.
– Mam wrażenie, że to będzie ciekawy dzień… – mruknąłem, wstając
Ziewnąłem przeciągle i poprawiłem spodenki, które w dziwny sposób mi się przekręciły.
Jasne promienie słońca wpadały do domku przez odsłonięte okna. Uchyliłem jedno, by napuścić do środka trochę świeżego powietrza. Podrapałem się po ciemnych włosach i rozejrzałem po domku. Chciałem być pewny, że nie wypadnie na kontroli tak tragicznie jak ostatnio.
– Coś tu się w nocy działo? – spytałem na głos
Byłem jedynym mieszkańcem domku i nikt nie powinien tu niczego ruszać. Więc dlaczego miałem wrażenie, że to skromne wyposażenie, którego byłem w posiadaniu, stało jakoś inaczej niż zwykle? Nie to żebym był jakimś dekoratorem, czy bawił się w feng shui, ale podobał mi się poprzedni wystrój.
– Może to nimfy? – zastanowiłem się zaintrygowany sprawą
Było już po śniadaniu i bardzo szybko zainteresowałem się inną rzeczą. Dlaczego na nie nie poszedłem? Jak to się stało, że się nie obudziłem? Nikomu nie zależało, żebym zjadł najważniejszy posiłek dnia? Trzeba jeść śniadania, gdyż smaczne są i zdrowe. Każdy to wie, a mój żołądek na pewno.
Ubrałem się najszybciej jak się dało i wyszedłem na dwór. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i rozejrzałem się po polanie z domkami. Czułem, że coś tu nie gra.
– Persiu!
Skrzywiłem się i mimowolnie skuliłem. Byłem przygotowany na wszystko. Na uderzenie, na ciśnięcie o glebę, na kopniaki, ale nie na to, co się po chwili stało. Wystraszyłem się, kiedy tylko poderwałem się w powietrze. Silne ramiona Clarisse zacisnęły się wokół mojej szyi i całkowicie obezwładniły. Poczułem, że robię się fioletowy na twarzy. Zaczęło braknąć mi powietrza, więc wierzgałem się jak dzika świnia.
– Jak się spało Ty mój misiaczku pysiaczku?! – krzyknęła mi przymilnie dziewczyna do ucha
– Co? – wysapałem ciężko
– Nie było Cię na śniadanku śpioszku!
– Clarisse! – sapnąłem
Dziewczyna w końcu ulitowała się nade mną i odstawiła na ziemię. Jej przytulenia były jeszcze groźniejsze niż tortury. Zacząłem łapczywie łapać powietrze. Było mi gorąco, więc musiałem się trochę powachlować. Gdy się wyprostowałem i spojrzałem na Clarisse, omal nie udusiłem się śliną. Spędziłem na obozie już wiele lat i przyzwyczaiłem się do wyglądu dziewczyny. Widziałem ją nawet w różowych włosach, ale to? To było za dużo.
Córka Aresa jest bardzo umięśniona i zawsze była chłopczycą. Najczęściej widywałem ją w zbroi lub w starych dresach, więc nie byłem gotowy na widok Clarisse w wielkiej, kolorowej, kwiecistej sukience. Wyglądała jakby założyła na siebie babciny obrus albo firankę. Ciekaw byłem, czy z tyłu nie wystaje karnisz.
Włosy dziewczyny wyglądały jak pudel po przejściach. Nastolatka zrobiła sobie wielkie, gęste pukle, a na środku głowy miała wianek z polnych kwiatów. Mało tego! Córka Aresa zrobiła sobie makijaż! Jej policzki wyglądały jak u porcelanowej lalki. Albo jak u klauna. Tak, to właściwsze określenie.
Clarisse nową kreacją podkreślała swoje… no, dość duże piersi. Podskakiwały one przy każdym gwałtowniejszym ruchu dziewczyny. Nastolatka zamiast włóczni, trzymała w rękach kosz kwiatów.
Zrobiłem wytrzeszcz jak te kotki ze śmiesznych filmików w Internecie i otworzyłem szeroko usta.
– Clarisse… Co Ci się stało? – spytałem niepewnie
Dziewczyna uśmiechnęła się, w jej mniemaniu słodko.
– Co masz na myśli słodki biszkopciku?
Zdębiałem, a po chwili zacząłem się śmiać.
– Ok, ok! Już wszystko wiem! – krzyknąłem i uniosłem ręce do góry – Prawie mnie mieliście! Naprawdę, świetny żart! – dodałem
Clarisse patrzyła na mnie uważnie. Zamrugała kilkakrotnie, a ja obserwowałem jak jej długie rzęsy unoszą się w górę i w dół. Ciekaw byłem, czym ją przekupili, że dała się w to wrobić.
– Czemu krzyczysz, przecież nikogo tu nie ma.
– Zamknij się! Wiem, że to ukryta kamera! – warknąłem
Podbródek dziewczyny zadrżał. W jej małych oczkach zalśniły łzy.
– Ha ha ha. Brawo Clarisse! Brawo! – zaśmiałem się sztucznie i zacząłem klaskać
– Persiu, dlaczego jesteś niemiły? – spytała, a po jej czerwonych policzkach spłynęły wielkie krople
– Ok, to się przestaje robić zabawne! Gdzie jest ta kamera?! No! Wyjdźcie wszyscy!
Spodziewałem się, że za chwilę z krzaków wyskoczą obozowicze z kwiatami i niebieskim tortem. Jednak nic takiego się nie działo.
– Persiu, mówiłam Ci żebyś odstawił te tabletki. – powiedziała zapłakana
– Ja nie biorę prochów! – krzyknąłem, podstawiając jej palec pod twarz
– Co tu się dzieje?
Podskoczyłem na dźwięk tego głosu i odwróciłem się do tyłu. Ujrzałem wysokiego, opalonego chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach.
– Ha! Więc to Twoja sprawka! Mogłem się domyślić! – powiedziałem głośno
To było przecież tak bardzo w jego stylu. Tylko jak mu się udało namówić Clarisse do współpracy? Przecież się nie lubili. Może obiecał jej nerkę.
Chłopak uniósł brwi i spojrzał na mnie pytająco.
– Drogi kolego Perseuszu, czy coś się stało? – spytał poważnie, a ja dopiero wtedy ujrzałem grube tomisko, które trzymał w ręku
– Ty czytasz? – spytałem zdziwiony – Myślałem, że nie umiesz. – dodałem szczerze
Nastolatek spiorunował mnie wzrokiem. Od wielu miesięcy zachowywał się inaczej i wiedziałem, czym to było spowodowane, ale jeszcze nigdy nie widziałem go z taką wielką książką.
– Perseuszu, usiłujesz mnie obrazić?
– No gdzieżbym śmiał! – odparowałem szybko
– Ja to jedno, ale jak możesz krzywdzić naszego delikatnego kwiatuszka? – spytał przejęty i podszedł do Clarisse
– Delikatnego kwiatuszka..? – spytałem słabo
„W którym miejscu ona jest delikatna?!”
Blondyn podszedł do Clarisse i objął ją opiekuńczo ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w niego i oparła głowę na ramieniu. Nie mogłem zrozumieć, jak jej wielkie pukle nie przeszkadzają mu w oddychaniu.
– No już, spokojnie malutka. Percy pewnie ma zły dzień.
– Yhm. Tak. Ja mam zły dzień. Ja. – powiedziałem z sarkazmem – Przestańcie się wygłupiać! – krzyknąłem poirytowany
– Skąd w Tobie tyle gniewu? – spytał niebieskooki
– Czy moje lekcje niczego Cię nie nauczyły? – dodała córka Aresa
Dotknąłem skroni, by się uspokoić.
– Clarisse, jakie lekcje?
– W kontrolowaniu agresji jelonku.
– Posejdonie niebieski! – krzyknąłem, patrząc w niebo
Dopiero po chwili zrozumiałem swój błąd i skierowałem wzrok w kierunku zatoki.
– Clarisse, idź lepiej na trening! Nie masz ochoty kogoś pobić albo stoczyć bitwy?
– Bitwy? – spytali oboje zdziwieni
Spojrzeli po sobie niepewnie.
– Nasza kruszynka i walka?
– Jedyna bitwa jaką toczę, to bitwa przeciw przemocy. Powinniśmy dążyć do pokoju na świecie. Ratujmy orki!
– Teraz to się robi strasznie. – rzekłem grobowym głosem
– Clarisse jest naszym małym promyczkiem! Ona muchy by nie skrzywdziła! To dziecko kwiatów jest!
– Danny, czy Ty się w głowę uderzyłeś, czy co? – spytałem
– Percy, ale o co Ci chodzi?!
– Bo to się kupy dupy nie trzyma Danny! Ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć! To jest jakiś kabaret!
– Perseuszu! Ale czemu Ty na mnie krzyczysz?
Wziąłem głęboki wdech.
– Dobrze, dobrze. To ja sobie już pójdę. – powiedziałem, odwróciłem się i wpadłem na kogoś
A właściwie na dwie osoby. Byli to bracia Hood. Tylko, że… Wyglądali tak jakoś inaczej. Obaj w eleganckich garniturach, z teczkami i staromodnymi okularami na nosach.
„Robi się coraz gorzej…”
– Cześć! – wypaliłem szybko
– Witamy. – odrzekli równo
– Fajnie was widzieć. Co tam słychać? Spoko?
Chłopcy zmierzyli mnie od stóp do głów. Pogarda do mej osoby aż od nich kipiała.
– Usłyszeliśmy krzyki.
– Głośne.
– Więc przyszliśmy.
– Zawsze przychodzimy.
– I zaraz rozwiążemy zaistniały konflikt.
– Zaraz, zaraz! Jaki konflikt?! Nie ma żadnego konfliktu!
„Co tu się odpierdziela?!”
Synowie Hermesa zerknęli na wciąż płaczącą Clarisse i pocieszającego ją Danny’ego. Następnie spiorunowali mnie spojrzeniem zza swoich okularów. Czy to był ten moment, w którym powinienem zacząć się bać?
Nagle przed Travisem i Connorem pojawił się drewniany, prosty stolik. Szybko rozejrzałem się wokół, by odgadnąć, skąd go wytrzasnęli. Chyba nie wyjęli go z kieszeni.
Chłopcy zdecydowanym ruchem rzucili na blat swoje walizki i otworzyli je jednym ruchem. Ze środka wyjęli stosy białych kartek i zaczęli mi czytać jakieś paragrafy.
– Chwila, moment, stop! – krzyknąłem, machając rękoma, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich
Nastolatkowie spojrzeli na mnie wyniośle.
– Co wy robicie?
– Jesteśmy waszymi prawnikami. Reprezentujemy was.
– Że co?! WY?! Najwięksi złodzieje jakich znam?!
– Co mają znaczyć te oskarżenia?
– Jesteśmy poważnymi osobami.
– Brzydzimy się zbrodnią.
– Zwłaszcza kradzieżą.
– Od lat stoimy na straży sprawiedliwości.
– Przestrzeganie prawa jest dla nas najważniejsze.
Bracia mówili jeden przez drugiego, a z każdym kolejnym słowem robiło mi się coraz słabiej. Coś tu bardzo nie grało.
– Powinienem uciekać… – szepnąłem i nagle zacząłem bić się po głowie
– No cześć kochani!
Jęknąłem i spojrzałem na nowo przybyłego.
– Nie, nie, nie!
Dołączył do nas Nico di Angelo. Tylko, że to nie był Nico di Angelo. To była jego jakaś marna kopia w postawionymi na żel blond pasemkami. Chłopiec ubrany był w różową koszulkę polo, żółte szelki i jeansowe szorty.
– Bogowie! Nico, kto Ci to zrobił?! – wrzasnąłem przerażony i złapałem się za głowę
– Co to za zbiegowisko?! – spytał radośnie i wyszczerzył się przyjaźnie
– Panie di Angelo, podobno jest pan w posiadaniu talii kart. – powiedział Travis
– To jest nielegalne. – dodał Connor i poprawił okulary
– Za ten proceder powinien pan zostać ukarany.
– Ale tym razem skończy się na pouczeniu i konfiskacie.
– Hahahaha! No pewnie chłopaki, wy macie zawsze rację! Jesteście świetni! Może pogramy w siatkę albo się poopalamy, co?!
– AAAAAAA! – wrzasnąłem przerażony jak mała dziewczynka
Poczułem kropelki potu na plecach. Serce zaczęło mi bić szybciej.
– Nico! Nico! Ej, braciak! Idziemy coś zjeść?!
Byłem zdziwiony widokiem Cody’ego. Chłopak właściwie nie wychodził z domku, a jeśli już to robił, to tylko na chwilę. I zazwyczaj nie rozmawiał z ludźmi. Jego wygląd też się zmienił. Ale w tym przypadku chyba na dobre, bo znów wyglądał jak człowiek, a nie jak zombie. Miał na sobie modną koszulkę, ciemną marynarkę i jeansy. Czarne włosy idealnie ułożył, a tego samego koloru oczy kontrastowały z jego białą skórą. Nastolatek uśmiechał się wesoło. Tak radosnego nie widziałem go nawet przed wydarzeniami, które miały miejsce prawie rok temu.
– Super pomysł! Żarcie jest dobre zawsze! – ucieszył się Nico i bracia zgodnie przybili sobie piątki
– Hej Cody, dobrze Cię widzieć. – powiedziałem szczerze – Jak się czujesz?
Chłopak włożył ręce w kieszenie i wzruszył ramionami.
– Po staremu. – odparł na luzie
– Yhm… – mruknąłem niepewnie
Nagle obok chłopaka pojawiła się blada, czarnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach. Ubrana była w szarą garsonkę i prostą spódniczkę do kolan.
– LANA! – wrzasnąłem ucieszony i przerażony jednocześnie
– Jake kazał przekazać, że musi odwołać dzisiejsze spotkanie biznesowe. – oznajmiła, a Travis i Connor westchnęli zawiedzeni
– LANA! – wrzasnąłem ponownie, by zwrócić na siebie jej uwagę
– Co się tak cieszysz? – warknęła
– Coś tu jest poważnie nie tak! Powinnaś nie żyć! – wypaliłem
Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.
– To znaczy… Bez obrazy! Nie zrozum mnie źle! Cieszę się, że Cię widzę! Wyglądasz naprawdę świetnie! Trochę jak sekretarka, ale bardzo dobrze!
– Ty masz coś z głową. – stwierdził Danny, a Clarisse ponownie zaniosła się płaczem
– Persiu umiera! – wrzasnęła i wydmuchała nos w koszulkę blondyna
Lana skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wyczekująco.
– Ciebie nie powinno tu być… – szepnąłem słabo
– Co to znaczy? – spytał Cody, objął dziewczynę luzacko ramieniem i założył okulary przeciwsłoneczne – My Lady ma jakiś problem?
– Oj, spadaj frajerze! – wrzasnęła Lana i wyrwała się z uścisku chłopaka
– Ale Aniele…
– Nie nazywaj mnie tak, Ty wypacykowany, zdradliwy kobieciarzu! – przerwała mu
– Co tu się odpierdala?! – wrzasnąłem – To nie jest mój świat, to nie jest mój świat! – powtarzałem, trzymając się za głowę
Nagle Cody wyciągnął z koszyka Clarisse bukiet kwiatów i upadł przed Laną na kolana.
– Kociaku, chcę być tylko z Tobą! – wyznał Cody
Córka Aresa zaczęła podskakiwać (a z nią jej biust) i piszczeć z zachwytu.
– Oh, Bae Bae! Yo ma heart heart heart heart heartbreaker! – krzyknął, łapiąc się za serce
– Odczep się wreszcie Ty chory pojebie! – krzyknęła Lana i uderzyła Cody’ego
Bracia Hood zaczęli recytować kolejno poprawki z konstytucji i rzucać jakimiś paragrafami, Danny zabrał się za wygłaszanie poezji ze swojej wielkiej księgi, Clarisse biegała wokół i śpiewała piosenki o kwiatach, Nico robił sobie zdjęcia, a Cody usilnie zapewniał Lanę o swoich uczuciach.
– Chejronie! – wrzasnąłem przerażony i w pośpiechu opuściłem miejsce zbiegowiska
Pobiegłem w stronę Wielkiego Domu, który był zielony. Z obawą wszedłem na werandę, która na szczęście wyglądała znajomo. Ujrzałem tam Pana D. Chyba pierwszy raz w życiu, tak bardzo cieszyłem się na jego widok. Szybko zlustrowałem jego wygląd i nie było tak źle. Bóg wina miał na sobie hawajską koszulę, kolorowe girlandy i slipki. Włosy Dionizosa były czarne i dużo gęstsze niż w rzeczywistości. Bóg ogólnie wyglądał młodziej, szczuplej, zdrowiej i szczęśliwej. W porównaniu do innych stylizacji, które miałem nieprzyjemność tego dnia oglądać, nie było źle.
– Percy Jackson! Mój ulubiony heros!
– Jest gorzej niż myślałem… – powiedziałem cicho
Bóg uśmiechał się do mnie przyjaźnie, a w jego małych oczkach tańczyły ogniki. Podszedłem bliżej. Każdy krok stawiałem ostrożnie i niepewnie.
– No chodź tu do mnie urwisie! Siadaj no na kolanka!
„Zaraz zwymiotuję…”
– Właściwie to… – zacząłem niepewnie
– Coś źle wyglądasz! Chcesz coś zjeść albo się napić?!
Bóg wstał i podszedł do mnie bliżej. Mój wzrok przez przypadek zatrzymał się na slipkach mężczyzny, przez co zrobiło mi się jeszcze gorzej. Dionizos siłą posadził mnie przy stoliku i podsunął szklankę z napojem.
– Nie powinien mi pan podawać wina. – powiedziałem
– Wina?! – obruszył się bóg – Jakiego wina Percy?! Wino jest przecież fuj! Nie pijemy wina! Brzydzę się tym plugawym napojem!
„Powiedział bóg wina.”
– Pijemy tylko stu procentowe soki, prosto z natury! – oznajmił i nalał mi pomarańczowego soku do szklanki
Napiłem się łapczywie.
– Biedaku! Ty chyba naprawdę jesteś chory! Połóż się do łóżeczka, a ja przyniosę Ci zupki!
„Chcę do mamy!”
– Nic mi nie jest Panie D.
– Na pewno? Muszę dbać o moich kochanych herosków. Co ja bym bez was zrobił?! I jaki „Pan D.?” Mów do mnie normalnie, Dionek! Albo Dionuś, no! – powiedział i poklepał mnie po ramieniu
Omal nie zakrztusiłem się sokiem. Całkiem smaczny swoją drogą.
– Ja muszę… Ja muszę z Chejronem porozmawiać.
Dionek spojrzał na mnie zdziwiony.
– Z Chejronciem?! A po co?
– Bo ja… Bo ja… – zacząłem się jąkać i wstałem
– Masz przede mną tajemnice? – spytał podejrzliwie
– Nie, nie!
– Dobrze! DOBRZE! – krzyknął i ukrył twarz w dłoniach
Wziąłem głęboki wdech, lecz to nie pomogło. Postanowiłem nie ciągnąć dłużej tej dyskusji, tylko wszedłem do środka. Wnętrze wyglądało normalnie, ale nie dałem się nabrać.
– Chejronie! – krzyknąłem – CHEJRONIE!
– No czego?
Do pomieszczenia wszedł Chejron w swojej końskiej postaci. Również i on wyglądał inaczej. Miał czarne, nastroszone włosy i mroczny makijaż. Wyglądał trochę jak panda z tą białą twarzą, czarnymi obwódkami wokół oczu i tego samego koloru ustami. Na ciele miał tatuaże i biżuterię, a ubrany był w skórzaną kamizelkę. Na ogonie miał jakieś metalowe ozdoby.
– Nic z tego nie będzie. – mruknąłem do siebie zrezygnowany
– Czego chcesz dzieciaku?! – spytał centaur i napił się whisky
– Czy to naprawdę Ty?
– A kogo się spodziewałeś? – warknął i zapalił cygaro
– Chejronciu, skarbie!
– Chodź tu do nas!
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem niepewnie na drzwi, przez które wcześniej przeszedł centaur.
– Czy tam… są kobiety? – spytałem niepewnie
– Klacze. – odparł zadowolony i zarżał
– Nie mam więcej pytań.
– No więc ten… Pośpiesz się dzieciaku, bo sam rozumiesz, że jestem zajęty.
– Yhm, wręcz rozrywany. – powiedziałem znacząco – Już nic nie chcę, sam sobie poradzę.
– I bardzo dobrze. Tam są drzwi! – warknął na odchodne, a ja szybko podbiegłem do wyjścia
– I co? – spytał Dionizos, a ja usiadłem ponownie na krześle
Zrobiłem smutną minę, a on uśmiechnął się i nalał mi więcej soku.
– Grover! – krzyknąłem nagle i poderwałem się z miejsca – Grover przyjacielu! – dodałem i podbiegłem do satyra
Niestety i on został dotknięty tą wstrętną zarazą. Chłopak miał na głowie afro wielkości kasku i kombinezon w stylu lat osiemdziesiątych. Przez to oczojebne wdzianko nie było widać jego owłosionych nóżek, a różki również zaginęły w tej dziczy, którą nazywa się włosami.
– Czołem koleżko! Idziemy coś zjeść? Mam ochotę na kurczaka! – powiedział i wykonał jakiś dziwny krok taneczny
– Kurczaka..? – spytałem w szoku – Ale przecież to mięso.
Grover zaśmiał się szaleńczo.
„Boję się.”
– Ja kocham mięso! – wrzasnął i zaprezentował kolejną figurę taneczną
– Grover, ja wcale nie chcę tego oglądać!
Ten mnie całkowicie zignorował i zaczął tańczyć. Brakowało mu tylko kuli dyskotekowej.
– Annabeth! O bogowie! Annabeth!
„Jak mogło mnie tak późno oświecić?! Ona jest córką Ateny, na pewno mi pomoże!”
– Co? – spytał nagle satyr
– Annabeth na pewno będzie znała odpowiedź!
Zalał mnie nagły przypływ nadziei.
– Ta tępa dzida? – spytał, ale ja już go nie słuchałem
Pobiegłem z powrotem na polanę domków. Zauważyłem dziewczynę z długimi, bardzo jasnymi lokami. Stała do mnie tyłem i chyba krzyczała na Danny’ego. Podszedłem do nich, ciężko przy tym oddychając.
– Percy! – krzyknął Danny i zasłonił się swoim grubym tomem poezji
Jasnowłosa odwróciła się w moją stronę i ujrzałem Danielle. Młodszą siostrę Annabeth. Blondynka zawsze była skromna, nieśmiała, miła i bardzo mądra. Ale tą Danielle ledwo poznałem. Dziewczyna miała na twarzy bardzo mocny makijaż, a ubrana była w skąpą bluzeczkę i krótką spódniczkę. Wyglądała naprawdę atrakcyjnie, ale jak nie ona. Zdecydowanie jak nie mała, urocza Danielle, która podkochiwała się w synu Apolla.
– Cześć Percy. Możesz powiedzieć temu dziwakowi, żeby sobie poszedł recytować haiku gdzie indziej?! – spytała i wskazała palcem na przestraszonego blondyna
– Ale, że… – zacząłem
– Ten popapraniec narusza moją przestrzeń osobistą! Jak za chwilę sobie nie pójdzie, to przyrzekam, rozszarpię go na strzępy!
– Danielle, ja tylko pragnąłem podzielić się z Tobą…
– Nie obchodzi mnie, co chciałeś zrobić! Nie lubię Cię plebsie! Zejdź mi z oczu! – ryknęła dziewczyna, popchnęła chłopaka na ziemię i odeszła
– Czekaj! Nie wiesz, gdzie jest Twoja siostra? – zawołałem za nią
Danielle odwróciła się ciężko.
– Która?
– Annabeth.
Blondynka prychnęła.
– Sam sobie ją znajdź.
– Dzięki za pomoc. – odkrzyknąłem
– Percy, wszystko w porządku? – spytał Danny
– Nie! Nic nie jest w porządku! Jestem w jakimś innym świecie, moi przyjaciele się zmienili, niektórych w ogóle nie powinno tu być, nie wiem co się dzieje i w dodatku nie jadłem śniadania! Muszę się stąd wydostać! Muszę wrócić do domu! – mówiłem, chodząc ze zdenerwowania w kółko
Danny przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu.
– Czeka Cię seria bolesnych zastrzyków w brzuch. – rzekł nagle poważnym tonem
– Miłość i pokój! Szerzmy religię miłości i pokoju! – krzyknęła Clarisse, przebiegając obok i obsypując nas płatkami kwiatów
– Jeśli chcesz, to możemy razem poczytać wiersze albo spróbować wywołać duchy.
Spojrzałem pytająco na blondyna i bez słowa odszedłem dalej.
– Ok, to zdzwonimy się jeszcze! – zawołał za mną
Ruszyłem w kierunku domku Ateny i bez pukania wszedłem do środka. Na tle regałów z książkami, makiet, szkiców i mikroskopów, bardzo wyraźnie wyróżniała się duża toaletka, po brzegi zastawiona kosmetykami. Przed nią siedziała dziewczyna o długich, jasnych, wyprostowanych włosach. Kiedy się odwróciła, nie wiedziałem, czy mam zacząć płakać, czy się śmiać. Więc zdecydowałem się na finezyjne połączenie obu tych czynności.
– Percy! – zaświergotała i wstała
Opalona nastolatka o pięknych, szarych oczach ubrana była w modną sukienkę w kolorze ciemnego różu. Na twarzy miała więcej tapety niż na regałach w Castoramie, a długie tipsy przypominały szpony. Dziewczyna potruchtała do mnie w swoich wysokich szpilkach.
– Hej słoneczko! Jak Ty wyglądasz? Co to w ogóle za stylóweczka?
Dolna warga mi zadrżała. Miałem dość. Chciałem w końcu obudzić się z tego koszmaru.
– Skarbie, przestań się mazać! Idziemy dziś na pokaz!
– Pokaz? A może chciałabyś pójść na arenę, żeby trochę potrenować? – zaproponowałem niepewnie, a ona skrzywiła się
– Potrenować? W sensie, pracować? A co z moimi paznokciami? Czy Ty w ogóle myślisz o moim zdrowiu?
– Masz rację, masz rację! Lepiej zostańmy tu! – powiedziałem szybko
Szczerze mówiąc, bałem się z nią wychodzić w taką pogodę, bo podejrzewałem, że roztopiłaby się na słońcu.
– Gadasz jakieś głupoty, Ty moja niskokaloryczna słodka drożdżóweczko!
„Przestań, proszę…”
– Co Ty na to, że przed pokazem pooglądamy sobie jakieś czasopisma albo pójdziemy na zakupy? Twoja kizia mizia potrzebuje nowej pary butów.
Po tym jak to powiedziała, ujrzałem w głowie wizję siebie popełniającego widowiskowe samobójstwo.
Blondynka zamruczała mi do ucha. Jej włosy śmierdziały spalenizną.
„O bogowie, ona już się topi!”
– O, kochanie! Opowiem Ci taki super mega żarcik! Jak się nazywa pan, który wszystkich tuli? Tulipan! Hahahahaha!
Annabeth zaczęła się niekontrolowanie chichrać. Ciągle machała rękoma i bałem się, że za chwilę stracę oko. A lubiłem swoje oczy. Odsunąłem się na bezpieczną odległość. Moja dziewczyna wciąż mówiła jakieś dowcipy, które bardzo ją bawiły. Ja oparłem się o regał z książkami. Spojrzałem na stolik z projektami i wyliczeniami.
– O, Pitagoras! – powiedziałem zadowolony z siebie, że pamiętałem ten wzór
– Jaki Pitagoras? To jakiś Twój kolega? – spytała niewinnie Annabeth i włączyła prostownicę
„Uciec drzwiami, czy oknem..?”
Nagle do domku weszła niebieskooka, bardzo ładna i zgrabna blondynka. Dziewczyna związała włosy w dwa kucyki, a na nosie miała duże okulary z grubymi oprawkami. Ubrana była w białą koszulę, a wszystkie jej guziki zostały dokładnie zapięte. Mimo to, niebieskooka owinęła wokół szyi gruby szal. Szerokie, eleganckie spodnie i tak nie ukrywały jej zgrabnej sylwetki. Nastolatka trzymała w rękach stos książek i zeszytów.
– Ja Cię skądś znam… – powiedziałem cicho
Dziewczyna spojrzała na mnie zainteresowana.
– Jestem Rose, córka Afrodyty. – oznajmiła, a ja opadłem na najbliżej stojące łóżko
– Rose złociutka! Ile razy Ci mówiłam, że to nie twój kolor? Zdejmij ten szalik!
Córka Afrodyty wywróciła oczami i zignorowała uwagę Annabeth.
– Co Ty tu robisz? – spytałem
– Dzieciaki Ateny pozwalają mi korzystać ze swoich zbiorów. Są fascynujące. – oznajmiła, rozkładając swoje projekty
W głowie zapaliła mi się mała lampeczka. Rose mogła być moim wybawieniem i jedyną deską ratunku.
– Rose! Możesz mi pomóc?! – spytałem ożywiony
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie i poprawiła okulary na nosie.
– O co chodzi?
– Muszę wrócić do swojego świata! Do swojego prawdziwego domu!
– To znaczy… A Upper East Side? – spytała Annabeth
Nie skomentowałem jej wypowiedzi.
– Kiedyś trafiłem na magiczną wyspę, gdzie mieszkała Kalipso. Byłem tam uwięziony przez długi czas. Kalipso została ukarana przez bogów. Może… Może to samo przytrafiło się teraz mi? Może zostałem wysłany do innego wymiaru, gdzie wszystko jest odwrotnie? Jakbym był w krzywym zwierciadle! To ma sens, prawda?
Rose patrzyła na mnie z uwagą.
– Percy, pójdziemy teraz do pawilonu szpitalnego, dobrze? – powiedziała spokojnie córka bogini miłości
– Nie! Nigdzie nie idę! – krzyknąłem i wybiegłem z domku
– Percy!
– Religia miłości i pokoju!
– Zostawcie mnie wszyscy! Nie jesteście moimi przyjaciółmi! – wrzasnąłem i puściłem się pędem przed siebie
Przybiegłem nad jezioro i bez zastanowienia wskoczyłem do wody.
Gwałtownie otworzyłem oczy i poderwałem się do góry. Siedziałem na swoim łóżku, w domku Posejdona. Cały byłem mokry, tak samo jak pościel, ale nie przeszkadzało mi to. Nie wiedziałem co się dzieje i uspokoił mnie dopiero widok Annabeth. Mojej Annabeth. Naturalnie pięknej i mądrej. Dziewczyna trzymała w ręku duże wiaderko i patrzyła na mnie karcąco.
– Annabeth!
– Glonomóżdżku, wstawaj! Zaraz będzie śniadanie!
– Wróciłem! – wykrzyknąłem i złapałem się za głowę
– A gdzie byłeś? – spytała rozbawiona
– W dalekiej podróży. – odparłem i odetchnąłem z ulgą – W naprawdę dalekiej podróży.
~*~
THE END
Bardzo zabawne! Biedny Percy, to musiał być dla niego szok. Clarisse genialna, tak samo jak Travis i Connor. A Annabeth kizia mizia? Bombowa.
Nico jako dusza towarzystwa i Grover mięsożerca… To wszystko trochę zawróciło mi w głowie. Ciekawe jak potoczyłaby się historia, gdyby bohaterowie Riordana tacy byli!
Hahaha Bogowie :d Cudo.
Jego przemyślenia i te wszystkie postacie w krzywym zwierciadle. Genialne xd
Jak przeczytałam tą akcję z Clariss to zorientowałam się, że trochę o niej zapomniałam, a to taka ciekawa postać! Tak jak Silena zresztą.
Mam pomysł na ciąg dalszy. Akcja: Olimp i Bogowie w takiej alternatywie W twoim wykonaniu to może być mega.
No i dodatkowym atutem są kanoniczni bohaterowie. Kilku nie kojarzę i możliwe, że zostali specjalnie stworzeni, ale i tak miło się czytało coś z Groverem, braciami Hood i całą resztą.
Pozdrawiam, Snakix
Postacie, których nie znasz to bohaterowie mojego opowiadania „Pamiętnik Heroski” :3
Bardzo dziękuję za miłe słowa ^ ^
Ohh, a miałam nadzieję, że będzie to jakaś miniaturka mocniej związana z Pamiętnikiem Heroski, ale co tam, i tak się nie zawiodłam XD
Czemu wszystko co wyjdzie spod Twoich palców jest takie fajne?
Kocham Lanę i jej tekst, ale to już wiesz 😀 Choć Clarisse też była dobra, taka delikatna i dziewczęca. Kurde, wszyscy byli fajni. Dobrze zmieniłaś ich charaktery.
Mam mieszane uczucia co do tego tekstu. Z jednej strony był dobrze napisaną komedią, a z drugiej taki… Dziwny.
Opis Clarisse był rozbrajający.
Jak przeczytałam opis Nica, to… Zamurowało mnie.
A Annabeth z tapetą na twarzy, jako tępa dzida vel kizia mizia… Koszmar. Współczuję Percy’emu.
Jednak to ukazuje, że umiesz świetnie odwracać charaktery postaci.
Ale końcówka była najlepsza.
Wyobraziłam sobie komedię pod tytułem „Percy Jackson. W krzywym zwierciadle”. Z postaciami z obu serii.
To byłaby genialna komedia…
Genialne! 😀
Po przeczytaniu opisu Nicosia dosłownie spadłam z krzesła. Biedaczek, różowa koszulka. XD I bracia Hood… Pozdro z podłogi.
Nie wiem co dalej napisać, to jest po prostu świetne. Poza tym zgadzam się z Snakix, powinnaś napisać coś takiego o Olimpijczykach.
A właśnie… stęsknił się ktoś?
Mikusia wraca. ;p
JA. Tęsknię za Twoimi smoczkami 😉
*Quick siedzi w swojej arcy mega ultra hiper tajnej sypialni na rogu Cyryla i Metodego w Poznaniu i majstruje nowe urządzenie. Ma ono zmienić bieg historii, sprawić, że on będzie władcą wszystkiego i wszystkich. W 5 minutowej przerwie na galaretkę z ketchupem patrzy chwilowo na komputer. Tam otwarte RR. Patrzy: W Krzywym Zwierciadle. Annabelle. Dedykacja dla Quickdroo. A ten w przypływie niepohamowanej radości, zrzuca z biurka swoją maszynę, która rozsypuje się w drobny mak, a Quick wydaje dziewczęcy pisk, niczym najprawdziwszy geniusz zła. I zaczyna komentować*
Tia, jasne. Oprócz tego kawałku z piskiem wszystko udawane. Zapomniałem hasła i czekałem 3 dni, aż Adminka da mi nowe. Chyba czas się przemianować z Adminka na Poczta Polska. Choć w sumie jak i na nią, to szybko. Wracając do opka:
-Fajnie, że wplotłaś w to bohaterów PH. Rób tak częściej.
-Oczywiście sam pomysł genialny 😀
-W sumie, gdybym był w sytuacji Persiaka to szukałbym najgłupszej osoby jaką znam. W tym przypadku zapytałbym siebie samego XD
-Clarisse, Annabeth – kreacje świetne
-TAAAAK!!! W KOŃCU DOCZEKAŁEM SIĘ MĄDRYCH TEKSTÓW DANNY”EGO. AAAAAAA… Wymodliłem to. Teraz czekać tylko na yaoi, Danny i Cody. Modlitwy czas zacząć
-Jej, Lana żyje. Tak bardzo jej. Dobra, a gdzie reszta zmarłych? Bo zacznę zbierać petycje wśród wszystkich zmarłych bohaterów i niektórych potworów w PJ i OH…
-Nie, ale serio, to z Laną to zaskok. Totalny.
-Kizia mizia… Płaczę XD
-Chejron i klacze… W sumie to logiczne. Jak można wytrzymać bez stosunku tyle lat?
I niech to będzie podsumowanie tego komentarza.
Hahahahahahahahaha! Twoje komentarze jak zwykle rozwalają system 😀 <3
Yaoi CodyxDanny? Nie wiem, czy byłabym w stanie to napisać, ale przeczytałabym chętnie 😀
Ogólnie, to podpisuję się pod wszystkimi powyżej. Pomysł świetny, wykonanie genialne. Co tu dużo mówić.
Nie kojarzę Lany, Danny’ego i Cody’ego. To pewnie bohaterowie jakiejś twojej serii. Ale charaktery reszty zmieniłaś perfekcyjnie.
Mam jeszcze takie pytanie: Oglądasz może na YT GF. Darwin?
Bo może dostaję już paranoi, ale wydaje mi się, że w tym opowiadaniu jest kilka tekstów z ich filmików. Np.:
„Trzeba jeść śniadania, gdyż smaczne są i zdrowe.”- Mojżesz vs Bóg
„Nico! Nico! Ej, braciak” – Kain vs Abel
„Bo to się kupy dupy nie trzyma Danny!” – Hitler vs Sąd Ostateczny
„Tam są drzwi!” – daVinci vs Mona Lisa.
Ale jeśli nie masz pojęcia o co mi chodzi to się nie przejmuj.
I jeszcze raz – świetna robota!
Lisa
Zgadza się, to bohaterowie z mojej serii
TAK! OMG! <3 Uwielbiam tych gości, są genialni! Ale akurat tekst "Tam są drzwi!" to ja od dawna często używam 😀
Wspaniałe opko^^ Świetnie zmieniłaś charaktery bohaterów.
Taką Clarisse to można byłoby dzieci straszyć.
Nie dziwie się, że Persiak był przerażony cała tą sytuacją, sama bym pewnie nie lepiej się zachowywała. Bracia Hood przekomiczni^^ Wszystko było SUPER! Przez większość czytania tego opka miałam banana na twarzy 😀
Na początku opowiadania myślałam, że oni sobie z niego żartują; potem doszłam do wniosku, że to właśnie sen. Mimo wszystko kreacja bohaterów – epicka 😀
La Rue mnie przeraziła w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Kurna, brakowało jej tylko jeszcze ptaszków i nowa Królewna Śnieżka, po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć. Cody i Lana (ich kłótnia tak dokładnie) sprawili, że umarłam, ale i tak największy ubaw miałam przy Dionku i Groverze 😀 Jak dla mnie moglibyśmy nawet kiedyś zagrać te opowiadanie, jak aktorzy z teatru, bo to jest zabawne, fajne i całkiem oryginalne 😀 Byłby przy tym niezły ubaw.
A Danny…? To po prostu Danny 😀 Wszyscy go kochają nawet w takim wcieleniu.