Miniaturka miała być w piątek, ale miałam małe problemy techniczne i jest z opóźnieniem. Ale następna będzie już w terminie
I ludzie trzeba RR znowu rozruszać! Mimo, że jest szkoła, to taka religia czy coś tam, nadaje się na małe pisanie. Mówię z doświadczenia xd
A i w piątek będzie powrót naszej kochanej Analise.
Pozdrawiam, Snakix
Betowała: Kiva
***
Kochanie, muszę ci się do czegoś przyznać.
Przychodziła do niego wieczorami. Kiedy wszyscy zjedli kolację, on czekał na nią przy domku Zeusa i stamtąd szli do Jedenastki. Zazwyczaj spędzała tam jakieś trzy godziny i wracała do siebie, by jej siostra za bardzo się nie denerwowała. Uwielbiała te chwile. Siedzieli razem na jego łóżku i rozmawiali o przyszłości. Wojna wisiała w powietrzu i nie mogli tego zmienić. Któregoś wieczoru, chwilę przed tym, gdy musiała wyjść, on zaczął składać na jej szyi delikatne pocałunki…
– Kocham Cię.
Kochanie, jestem w ciąży.
Zaraz po śniadaniu biegła do łazienki. Nie mogła utrzymać jedzenia w żołądku dłużej niż pięć minut. Jej siostra namawiała ją, aby poszła do szpitala. Po trzech dniach w końcu się przełamała i zrobiła to. Musiała trafić akurat na herosa, który studiował medycynę. Przebadał ją od cebulek włosów po palce stóp. Stwierdził, że do Obozu przyjeżdża uczyć się na herosach, bo nie wiadomo kiedy ta wiedza może się przydać. A ona robiła mu za królika doświadczalnego. Kiedy jednak zobaczyła jaką minę zrobił przyłożywszy jej do brzucha stetoskop zimnymi rękoma , zaczęła się bać.
Kochanie, proszę cię, tylko nie odchodź.
Następnego dnia wybuchła wojna. Wszyscy herosi, którzy umieli walczyć, musieli się stawić o świcie przy Zbrojowni. Błagała go, aby nie szedł. Za każdym razem, kiedy chciała mu powiedzieć, że jest w ciąży, wycofywała się. Widziała jego pewne spojrzenie, gdy siedzieli obok siebie w ciemnościach w Jedenastce. Potrzebowała go. Potrzebowała jego ramion, które dawały jej namiastkę bezpieczeństwa. Jego uśmiechu. I zapewnień, że wszystko będzie dobrze.
Kochanie, błagam, nie dam rady.
Pracowała prawie cały czas. Chejron i tak starał się ją oszczędzać, ale trwała wojna. Musiała bronić Obozu. Jej bluszcz, który łączył się z barierą otaczającą granicę, rozrastał się coraz bardziej. Była z niego zadowolona. Jednak kiedy wchodziła do domku, nie miała nawet siły rozczesać włosów. Kładła się wtedy do łóżka, przyciskała ręce do jeszcze płaskiego brzucha i zasypiała wtulona w jego bluzę.
***
Kochanie, obiecaliśmy sobie, że za wszelką cenę będziemy starali się przeżyć.
Rozmowa przez iryfon trwała tylko kilka minut. Potem jedno z nich musiało ją przerwać i wracać do swoich obowiązków. Zawsze kiedy musieli już kończyć, prosiła go, aby na siebie uważał. Nie mogłaby znieść myśli, że coś mu się stanie. On wtedy odpowiadał jej, że dla niej może wrócić nawet z z dna Tartaru. Bała się, co by zrobił, gdyby wiedział, że istnieje jeszcze jedna istota do kochania.
Kochanie, ale jak wyobrażasz sobie nasze życie?
Musiała nuć silna, mimo że nie umiała przeżyć dnia bez myśleniu o przyszłości. Zadała mu jedno pytanie. Przed wojną rozmawiali o tym prawie codziennie. Jednak teraz zszokowała go tym pytaniem. Widziała to wypisane na jego twarzy, mimo że połączenie było bardzo słabe. Jak wyobraża sobie życie ich trójki? Trójki dzieci, które bawią się w wojnę?
Kochanie, ale potwory…
Niektóre stwory były obrzydliwe. Macki, skrzydła porośnięte włosami czy łuskowate kończyny. Z nich wszystkich najbardziej podobał jej się Sfinks. Spotkali go tylko raz, ale wtedy po kilku tygodniach beznadziejności pozwoliła sobie na szczery uśmiech. Owszem, ten stwór był mieszaniną kilku zwierząt, ale był piękny.
Kochanie, ja nie chcę wychowywać dziecka na ruinach świata.
Świat który znała był ruiną. Ulice, które znała od podszewki, te, wśród których się wychowała zamieniły się w stertę gruzu. Wszystko zniszczone, zburzone i nie do odtworzenia. Czy taki świat miało poznać ich dziecko? Nie umiała sobie tego wyobrazić. Chciała bezpieczeństwa. Dla niego. I dla siebie.
Kochanie, ja nie umiem stąd uciec. To jest moje miasto.
Zaproponował jej wyjazd. Miała uciec. Jak tchórz. Zostawić to życie, wspomnienia i uciec do innego miasta, kraju, kontynentu. Jedyne, czego nauczyła ją matka, to patriotyzm. Czuła dumę kiedy mówiła o swoim kraju. Kochała go za wspaniałą historię, kulturę i za całą resztę. I dlatego nie umiała stąd tak po prostu uciec.
Kochanie, zabiłam nasze dziecko.
Sam zabieg nie był bolesny. Ale skręcało ją z nerwów, kiedy musiała siedzieć w poczekalni wśród tych wszystkich zdjęć małych dzieci. Lekarz tylko jeszcze raz zapytał ją, czy na pewno chce to zrobić. Przemknęło jej przez myśl, że jest zabójcą. Zabija własne dziecko. Kiwnęła jednak twierdząco głową i skierowała się za parawan. Tam wytarła pojedynczą łzę i przygotowała się do zabiegu.
Kochanie, bo ja nie wiem czy umiałabym je kochać.
Któreś nocy leżała wtulona w jego ciało przykryta cienkim kocem i zastanawiała się czy wie, co to miłość. Czy umie pokochać kogoś do tego stopnia, by oddać za niego życie. Wstrzymała oddech, kiedy zrozumiała o czym myśli. Nie umiałaby.
***
Kochanie, ale mi wybaczysz ?
Nie chciała, by o tym zapomniał. Chciała tylko jego wybaczenia. Po tym wszystkim szukała dla siebie jakiegoś usprawiedliwienia i jedyne co jej zostało, to jego nieme przyzwolenie. Potwierdzenie, że postąpiła słusznie.
Kochanie, ale proszę cię, nie krzycz.
Wolała gdy krzyczał. Jego milczenie było jeszcze gorsze, ale te wszystkie słowa skierowane w jej stronę…
Chciała krzyczeć razem z nim. Podzielić się emocjami, wyzbyć się wszystkich myśli, obaw i uspokoić własne sumienie.
Kochanie, myślisz że to byłby chłopiec czy dziewczynka?
Kiedy była mała, zawsze chciała mieć młodszego brata. Nie musiałaby dzielić się wtedy z nim swoimi lalkami, a i mama miałaby swojego małego bohatera.
Jednak przychodziły takie momenty, że kiedy patrzyła na swoje odbicie w lustrze i zastanawiała się, czy ich dziecko miałoby jej brązowe oczy. A może odziedziczyłoby po tatusiu odstające uszy?
– Wiedziałabyś to wszystko za trzy miesiące, a tak nie dowiesz się nigdy.
Kochanie, a jak byśmy je nazwali?
Podobały jej się imiona nietypowe. On natomiast był za imionami krótkimi, które były prawie bezosobowe. Nie zniosłaby myśli, że jej dziecko jest niczym nie wyróżniającym się Johnem czy Samem.
Ale jej dziecko nigdy nie będzie miało imienia. I w jej myślach zawsze zostanie tylko dzieckiem.
Kochanie, czy my będziemy kiedyś szczęśliwi?
Zastanawiała się, jak teraz będzie wyglądać jej szczęście. Czy będzie mogła je jeszcze kiedyś zaznać? Czy resztę życia będzie się zastanawiać, jak jej życie mogłoby wyglądać, gdyby miała obok siebie dziecko? Ich dziecko. Ich małe szczęście, które mówiłoby do niej mamo.
***
Kochanie, nie mam już nadziei.
Stan otępienia i bezsilności powoli ją wyniszczał. Robiła wszystkie rzeczy mechanicznie i bez większej uwagi. Moment otrzeźwienia przychodził, kiedy musiała walczyć. Jednak to trwało tylko kilka minut, a później znowu wracała apatia.
Kochanie, jak długo jeszcze będziemy musieli żyć?
Nie wyobrażała sobie starości. Bała się jej i jednocześnie wiedziała, że raczej umrze przed trzydziestymi urodzinami.
A co jeśli śmierć będzie bolesna? Jeśli choroba będzie dzień po dniu wyniszczać jej ciało i na samym końcu będzie musiała walczyć o każdy oddech?
Kochanie, co się z nami stanie po śmierci?
Czasami przez całe dnie myślała o tym, co będzie z nimi po śmierci. Które z nich umrze pierwsze? Czy jeszcze kiedyś się spotkają? Czy to, że zabiła własne dziecko, będzie powodem jej wiecznych cierpień? A może zazna spokoju? Przecież wystarczająco dużo przeszła przez ostatnich kilka miesięcy. Jeśli miałaby przeżyć tak resztę życia jako duch, wolała te brednie o Piekle i Niebie.
Kochanie, nie jestem gotowa na Hades.
Sama myśl o tym, że kiedyś tam trafi, paraliżowała ją. Nie mogła znieść myśli, że jej dusza może się przez resztę wieczności błąkać po Polach. A jeśli spotkałaby tam swoje dziecko? Błąkające się bez celu, krzyczące jej imię?
Kochanie. Kochanie…?
Niezwykle poruszająca i skłaniająca do myślenia. Ciekawa forma, poza tym bardzo ładnie napisana.
Jestem pod wrażeniem jak dobrze opisałaś uczucia bohaterki. Ja osobiście nie potrafiłabym zrobić tego tak dobrze. Nie przepadam za dziećmi (jak możesz, Jane? One są takie urocze!). No cóż, dla mnie niezbyt. Wiem, to na pewno co innego mieć własne.
A jaki jest wasz stosunek do tematu poruszonego w miniaturce?
To…było niezwykłe. Uczucia bohaterki były niesamowicie widoczne, można było się w nią wcielić. Ja lubię dzieci, chyba, że są małymi wnerwiającymi…taaak. Ale ogólnie to je uwielbiam.
Fajnie, że poruszyłaś ten temat. Bardzo mi się to spodobało i poruszyło.
Zgadzam się z dziewczynami. Poruszające, głębokie, smutne, piękne. Bardzo mi się podobało.
Cieszę się, że na blogu zostają poruszane też cięższe tematy. Zwłaszcza przez osoby, które potrafią świetnie to opisać. Podobało mi się. Jestem ciekawa kolejnej miniaturki.
To było naprawdę… Poruszające. Jane dobrze to ujęła.
Ciężko napisać coś na ten temat tak, aby wyszło coś niezwykłego… A Tobie to się udało.
Najbardziej podobał mi się akapit zaczynający się od: „Kochanie, ja nie chcę wychowywać dziecka na ruinach świata”. Był taki.. niesamowity. Smutny, a jednocześnie… tak bliski. Prawdziwy.
Ostatni też. Strach przed śmiercią jest okropny. Ale z czasem przemija.Trzeba to po prostu zaakceptować. Jakkolwiek trudne by to było.
To było… Dobre.
Jak już koleżanki u góry stwierdziły, trudno napisać coś na ten temat. Bo jest smutny, poważny i kontrowersyjny. Mimo wszystko idealnie spisałaś się, pisząc to opowiadanie. Bardzo podoba mi się ten podział ,,Kochanie”, a odczucia bohaterki były idealnie oddane. Najbardziej poraził mnie nie tylko ten moment co Izz, ale też myślenie o imieniu dziecka. Wyobraziłam sobie, jak ta dziewczyna musi się czuć. Ciągle myśli o swoim dziecku: jakby je ubierała?, jakie byłoby w przyszłości?, choć jest świadoma, że nigdy się tego nie dowie. Czy zrobiła słusznie? Tak. Nie. Nie wiem. Zależy, częściowo pewnie tak, ale wieczne wyrzuty sumienia, może nawet depresja…?
No widzisz, kobito, co ty ze mną robisz? 😀 Boskie, przysyłaj więcej takich opowiadań.