Rozdział IX:
Zagubione słowa…
Song 1: https://www.youtube.com/watch?v=kKQZBGbixT0 – „Bungee Jumping” inst.
Drogi Pamiętniku,
czas leci.
I to tak bardzo. Przeraża mnie, że jest już sierpień. Przecież dopiero co był początek czerwca i moja rozpoczynająca wakacje wycieczka do LA. Nie chcę zimy. Zima kojarzy mi się… z bólem i cierpieniem. Chcę, żeby to lato trwało wiecznie. Żeby było tak wspaniale jak teraz. Żebym codziennie spędzała czas z przyjaciółmi. Nie chcę się z nimi rozstawać. Wrócę do szkoły, a oni tu zostaną. Rozmawiałam z nimi na ten temat już przecież kilka razy. Tak, nawet już wcześniej tu pisałam, że Cody wyglądałby świetnie w mundurku mojej szkoły. Ale to nic, napiszę to jeszcze raz. Cody wyglądałby wręcz zabójczo w mundurku mojej szkoły!
Ech… Ale byłoby fajnie. Już to widzę. Gdyby Cody i Danny chodzili ze mną do szkoły, to byłoby tak wesoło. Codziennie byśmy się śmiali i odwalali. Danny mógłby się zapisać na wiele artystycznych zajęć. Obaj by trenowali różne techniki walki i sporty. O! I kółko teatralne! Tak! Spędzalibyśmy razem wszystkie przerwy, a po zajęciach siedzielibyśmy w ich pokojach w internacie. Wiem jak trudno jest się do tej szkoły dostać, ale co to dla Chejroncia? Ja sama też dałabym sobie radę. Teraz, dzięki treningom, stałam się mistrzynią manipulacji. Ok, bez przesady. Wcale nie.
Omo! Ale się jaram! Chłopcy na pewno się zgodzą, jeśli porozmawiam z nimi o tym na poważnie. Obaj większość życia tu spędzili, więc to będzie dla nich naprawdę coś niezwykłego! Może jednak chcę, żeby już lato się skończyło? Chociaż i tak będzie mi brakować tego, co jest teraz. Tego, że spędzamy ze sobą cały wolny czas. Kąpiele w jeziorze, kajaki, wspinaczki, spacery, wycieczki, treningi, zabawy, ogniska, karaoke, różne imprezy, czy granie i śpiewanie dla obozowiczów przed domkami. Noce filmowe w moim domu, spotkania z moimi rodzicami, jakieś wyjazdy samochodami chłopaków, robienie sobie zdjęć, kręcenie filmików, jeżdżenie w wózkach w supermarketach i to nasze odpierdzielanie. Zanudzę się bez przyjaciół. Dobrze, że wywołuję zdjęcia, będę je sobie oglądać, jak za nimi zatęsknię.
W ogóle, to napisałam, bo dziś idę na imprezkę urodzinową córki… Chyba Iris. Chyba tak. Nie jestem pewna. To mało ważne. Imprezka urodzinowa, to imprezka. Zawsze są wszyscy obozowicze, pełno prezentów i jedzenia. Jedzenie nie pyta. Jedzenie rozumie.
Aaa! Ale mam dziś dobry humor! I już się nie mogę doczekać swoich urodzin! Znów będzie tak jak rok temu. Kilka dni przyjęć pod rząd. Omo, Percy ma urodziny niedługo. Ciekawe, czy będzie bal, tak jak ostatnio. Świętujmy wygranie wojny i pokój, yeah!
Omo, co powinnam dziś na siebie ubrać? Może wybiorę coś ładnego? To nieważne. Ważne, że jestem szczęśliwa. Wreszcie wszystko jest tak, jak powinno.
Postawiłam kropkę, przeczytałam jeszcze raz ostatnie zdanie, uśmiechnęłam się i zamknęłam pamiętnik. Nagle moja komórka zaczęła wibrować. Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość, którą dostałam.
„Dzień dobry Aniele. Jak pięknie dziś wyglądasz? Bardzo pięknie? Bardzo, bardzo? Czy wręcz niesamowicie?”
Zaczęłam się głośno śmiać i się zarumieniłam. Prawie spadłam z pufy. Musiała minąć chwila, bym się uspokoiła. Odpisałam.
– „Ale Ty jesteś głupi. Zaraz śniadanie, więc się lepiej zbieraj.” – przeczytałam i wysłałam
Spojrzałam przez okno i w tłumie obozowiczów dostrzegłam Cody’ego. Chłopak miał na sobie niebieską koszulkę i ciemne jeansy. Czarnowłosy wyglądał jak zwykle… przystojnie. Dlaczego tacy ludzie jak on, zawsze muszą prezentować się świetnie? Chłopak stał pod moim domkiem i wpatrywał się w telefon. Przeczytał moją wiadomość, a ja otworzyłam okno i wychyliłam się. Cody wyglądał na zawiedzionego.
– Yo ma heart heart heart heart heartbreaker! – krzyknął chłopak, trzymając się za serce i upadł na kolana
Oczywiście wybuchłam śmiechem. Prawie wypadłam z okna, tak się śmiałam. Bogowie! Ta jego mina! Ten ból i rozczarowanie wypisane na twarzy! Ten teatralny gest, ten upadek na ziemię! Pięknie to zrobił.
Podniosłam się, wybiegłam z domku i rzuciłam się na wstającego z ziemi chłopaka.
– Hahahahaha! Jesteś zjebany! Wcześniej tylko to podejrzewałam, ale teraz mam pewność! – powiedziałam, przytulając go na powitanie
Tylko kilku obozowiczów się tym zainteresowało. Większość była już przyzwyczajona do odpierdzielania z naszej strony.
– Ale, że co? Nieładnie śpiewam? – spytał, kiedy się odsunęłam
– Tego nie powiedziałam. – odparłam i wskoczyłam chłopakowi na plecy
– Ej! Poczekajcie na mnie! – zawołał Jake, wybiegając z domku
Blondyn szybko nas dogonił. Zauważyłam, że ma białe od pasty na ustach.
– Jake, masz… – zaczęłam, ale urwałam
– Co? – spytał, patrząc na mnie
– Nie, nic. – machnęłam ręką i wyszczerzyłam się – Masz dziś po prostu ładne włosy. – dodałam
Jake wzruszył ramionami, a ja objęłam szyję Cody’ego.
– Kiedy w końcu będzie Twoja kolei, żeby mnie nieść? – spytał chłopak
– Och! Nie pamiętasz? Była wczoraj!
– To czemu wczoraj, też ja Cię niosłem?
– Myślałam, że po prostu mi odpuściłeś.
– Mogłaś mi przypomnieć.
– Zapomniałam. – odpowiedziałam i pociągnęłam chłopaka za włosy
– Ty okrutnico… – powiedział zrezygnowany Cody
– Ej! The Hottest Lady!
Mój wierny sługa się zatrzymał, a ja się odwróciłam. Ujrzałam Danny’ego w swojej charakterystycznej, pomarańczowej koszulce. Chłopak razem z rodzeństwem wychodził z domku.
– Co tam Złoty Chłopcze?! – krzyknęłam do niego i mu pomachałam
– O niee… Armia blond klonów. Uciekamy. – powiedział Cody, zaczął biec w stronę pawilonu jadalnego, a ja się ponownie zaśmiałam
Po śniadaniu poszłam trenować. Oczywiście wcześniej dostało mi się od brata, za to, że nie powiedziałam mu o tym, że jest brudny. Ale od kiedy ja mam taki obowiązek? Po zajęciach, wraz z przyjaciółmi poszliśmy nad jezioro, ale nie siedzieliśmy długo, bo potem musieliśmy zająć się przygotowaniami do imprezy.
Kilka dni później…
Song 2: https://www.youtube.com/watch?v=ex4-Nd8g354 – „Run to you” <3
Szliśmy szybkim krokiem, by ich nie zgubić. Czułam się jak szpieg. Albo ninja.
– Chyba trochę przesadzamy. – rzekł Cody, gdy kucnęliśmy za koszem na śmieci
– Chyba Ty! – odparowałam, a on przewrócił oczami
Czy przesadzaliśmy? Nie sądzę. No, może trochę. Ale nie codziennie jest szansa, by zobaczyć Danny’ego i Danielle na randce. Ok, to nie była randka. Ale prawie.
Danny chciał sobie w końcu kupić nowy telefon i zaproponował, żebym z nim poszła. Powiedziałam, że jestem zajęta i zasugerowałam, by poprosił o pomoc Danielle. Ta oczywiście się zgodziła i razem wyszli. Wtedy ja poprosiłam Cody’ego, by pomógł mi ich śledzić. Może to i idiotyczne, ale za to jakie fajne! Niestety ani Cody, ani ja, nie wyglądaliśmy jak szpiedzy. Chłopak ubrany był w czarny t-shirt, luźną, niebieską koszulę w kratę i proste jeansy, a ja miałam na sobie białą bluzkę na ramiączkach i z dekoltem, skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami na ramionach, bardzo obcisłe, jasne, jeansowe rurki i beżowe czułenka na niewysokim obcasie. Usta pomalowałam czerwoną szminką i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Wyglądałam naprawdę dobrze. Od dawna jakoś specjalnie o siebie nie dbałam, bo dużo czasu jednak spędzałam na treningach, czy obozowych zabawach, a tam ubrania nie były ważne.
Miło było założyć obcasy, rozpuścić włosy i pomalować usta. Jakaś odmiana.
– Omo, dlaczego oni wchodzą do salonu? – spytałam
Cody spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
– Boo, może dlatego, że on chce kupić telefon? – spytał z sarkazmem
– Aish! Co za zjeb! Niech ją gdzieś zabierze!
– Co Ci tak zależy? – spytał, kiedy ustaliśmy przed gablotą
Na szczęście był to inny salon, nie ten, w którym spotkaliśmy Izzy.
– Po prostu… – zaczęłam, obserwując Danny’ego i Danielle, oglądających modele telefonów – Chcę, żeby byli szczęśliwi. – dodałam, wzruszając ramionami
– A Ty jesteś szczęśliwa? – spytał, patrząc na mnie
„Tak, ale byłabym bardziej, gdybyś… Nie, przecież postanowiłam, że nie będzie tak jak dawniej. Moje serce jest czarne. Ma tylko jedną kolorową kropeczkę na żelki i drugą brązową na czekoladę z orzechami i toffi.”
– Tak. – powiedziałam, nie patrząc mu w oczy i przełknęłam ślinę
Cody włożył ręce w kieszenie i zaczął przestępować z nogi na nogę.
– Chodź się przejść. – rzucił nagle
– Ale oni…
– Poradzą sobie. Chodź, bo Cię zobaczą. – powiedział, obejmując mnie w pasie i odciągając od szyby
Wmieszaliśmy się w tłum. Milczałam. Patrzyłam jedynie pod nogi i uważałam, by na nikogo nie wpaść.
– Właśnie się potknęłaś, prawda? – zaśmiał się Cody
– Nie oceniaj mnie. – odparłam z pełną dostojnością
– Tak szczerze, to co Danielle w nim widzi? – spytał nagle Cody, a ja wzruszyłam ramionami
– Nie wiem. – odparłam – Dziecięca miłość, wiesz, jak to jest. – dodałam obojętnie
Cody uśmiechnął się delikatnie.
– Co masz na myśli?
Ponownie wzruszyłam ramionami i założyłam okulary na głowę.
– Zaimponował jej, kiedy byli mali. Opowiadała mi historię o tym, że gdy miała sześć lat, dzieci Aresa jej bardzo dokuczały, a sama nie umiała się bronić. Pewnego razu Danny się za nią wstawił. Mocno wtedy oberwał, ale od tamtej pory nikt już Danielle nie dokuczał. A potem dostała od niego pluszową pandę, by już nie była smutna. Od tamtej pory, Danielle chciała być przy nim. Dziecięce zauroczenie zamieniło się w miłość. – oznajmiłam patrząc w dal – Szkoda, że nie wszyscy są tak stali w uczuciach. – dodałam i spojrzałam przelotnie na chłopaka
Cody zmarszczył czoło i spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam i włożyłam ręce w kieszenie skóry.
– Niektórzy wolą udawać, że to, co było w przeszłości nigdy się nie wydarzyło i wypierają się dawnych przyjaciół. – powiedziałam lekko
Cody zatrzymał się i spojrzał na mnie uważnie.
– Lana!
Odwróciłam się i zobaczyłam jak przez tłum przeciskają się Brenda i Sue. Szybko zauważyłam, że Sue z szatynki stała się ruda. Obie dziewczyny były bardzo ładne, miały na sobie drogie, modne ciuchy, a w rękach trzymały torby z zakupami.
Dziewczyny rzuciły się na mnie i mocno wyściskały.
– Lana!
– Ale się dawno nie widziałyśmy!
– Cześć dziewczyny, świetnie wyglądacie! – powiedziałam, gdy już wypuściły mnie z objęć
– Wy też świetnie wyglądacie. Razem. – powiedziała znacząco Brenda
– Sue! Świetny kolor! Pasuje Ci! – wypaliłam, by zmienić temat
Obie dziewczyny bliżej przyjrzały się synowi Hadesa i aż zabrakło im tchu. Wiedziałam o co chodzi. Chłopak był zabójczo przystojny. Nie dało się zignorować jego wyglądu.
– Hej. – powiedziały równo
Brunet spojrzał na nie przelotnie i skinął głową. Jak zawsze obojętny wobec płci pięknej. Arogancki, milczący, tajemniczy, niedostępny i pociągający.
– To jest Cody, a to Sue i Brenda. – przedstawiłam ich sobie
Czułam coś w rodzaju… dumy. Byłam szczęśliwa, że znam kogoś takiego jak czarnooki. Było to dziwne, ale nie potrafiłam tego inaczej wytłumaczyć.
– Miło Cię poznać.
– Bardzo ładna z was para, fajnie, że udało nam się poznać chłopaka Lany. – rzekła szatynka, poprawiając w uchu kolczyka
– Co? My nie… – zaczęłam szybko
Cody objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
– Ja też się cieszę. – przyznał z uśmiechem
Nogi miałam jak z waty, a na policzkach pojawiły mi się rumieńce.
– Trochę to trwało, ale w końcu, po wielu prośbach i staraniach… zgodziłem się. – dodał luźno
Dziewczyny zaczęły się śmiać, a ja poczułam jeszcze większe ciepło na twarzy.
– On żartuje! – krzyknęłam, wyrywając się – To tylko takie żarty, my… – urwałam, bo nie wiedziałam jak tak naprawdę mogę nazwać naszą relację
– Jesteście tylko przyjaciółmi. – dokończyła Brenda, a ja się z tym zgodziłam
– Masz tylu przystojnych przyjaciół, to trochę nie fair. – rzekła Sue
– No co zrobisz?
– Nic nie zrobisz. – dokończył za mnie Cody
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Jesteśmy właśnie na zakupach. Chcecie się przyłączyć? – spytała Brenda
„O nie! Ja już widzę tego dziada w galerii pełnej ładniejszych ode mnie dziewczyn! Nigdzie nie idziemy!”
– Omo… Świetny pomysł, ale może innym razem. – odmówiłam
– Nie ma problemu, zdzwonimy się jeszcze.
– Papa kochana!
– Odezwij się jeszcze w te wakacje!
– Tak, zanim spotkamy się w szkole!
– Obiecuję.
Dziewczyny objęły mnie i poszły dalej.
– Brenda i Sue… – powiedziałam pod nosem, kiedy czekaliśmy na przejściu na zielone światło
– Taa… Wtedy w Los Angeles ciągle się obok Ciebie kręciły. – rzucił Cody niechętnie
Uśmiechnęłam się lekko.
– Tak, wszędzie chodziłyśmy razem. – przyznałam i weszłam na pasy – Zaraz… Skąd Ty..? – zaczęłam i zatrzymałam się na ulicy
„Skąd on wiedział, że byłam w Los Angeles? Skąd wiedział, że byłam tam z nimi i co robiłam? A to dziad!”
Usłyszałam tylko jak chłopak przeklina pod nosem. Cody uderzył się w czoło, a ja zawrzałam. Oczy zapłonęły mi gniewem.
– Mów. – warknęłam i uniosłam pięść na wysokość jego klatki piersiowej
– Najpierw zejdź z ulicy. – powiedział spokojnie chłopak, ciągnąc mnie za sobą
Weszliśmy w jakąś alejkę i stanęliśmy między dwoma budynkami mieszkalnymi.
– A teraz mów! Skąd wiesz o LA?! Śledziłeś mnie?!
– Tak. – przyznał szybko
Prychnęłam. Nawet się nie bronił.
– Nie wierzę… Po co mnie śledziłeś?! Czemu się ukrywałeś?! Dlaczego nie mogliśmy się spotkać?!
Byłam naprawdę wściekła. Widział mnie. Obserwował. Po co? Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Wypatrywałam go codziennie na ulicach. Bez skutku.
– Spotkaliśmy się. – powiedział cicho
Ucichłam i zamrugałam.
– Co? – spytałam krótko, a słowo to, ledwo przeszło mi przez gardło – J-jak to? Ja nic…
– Nie pamiętasz. – przerwał mi, patrząc w ziemię
Czyżby nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy?
– Dlaczego to zrobiłeś? Przecież… Przecież wiesz, jak bardzo zależało mi na odzyskaniu wspomnień, jakie to dla mnie ważne, a potem… A potem… Ty…
Nie mogłam normalnie mówić. Byłam oszołomiona. Jak on mógł mi to zrobić? Dlaczego? Usunął mi wspomnienia? Jak Zeus? Kim on do cholery jest?! Za kogo się uważa?! Jak śmiał mi to zrobić?!
Oddychałam bardzo niespokojnie. Oparłam się plecami o ścianę budynku i złapałam się za głowę.
– Wyjaśnij mi to. Teraz. – oświadczyłam poważnym tonem
Czułam, jak drżą mi policzki. Ze zdenerwowania miałam zaciśniętą szczękę. Chyba nawet trzęsły mi się nogi. Poczułam na palcach iskry. Potarłam dłońmi spodnie, by rozładować napięcie.
– Tylko nie mów, że nie zrozumiem! Nienawidzę, gdy tak mówisz! – podniosłam głos i mimowolnie poraziłam chłopaka
Ten jednak zniósł to dzielnie.
– Spokojnie, nie krzycz. – rzekł łagodnie, ale ten jego stoicki spokój wyprowadził mnie z równowagi
– Będę krzyczeć! Mam dość tych tajemnic! Mam dość tego, że mnie okłamujesz! Jak mam Ci zaufać, kiedy Ty mi nic nie mówisz?!
„Gdy zaczyna się robić fajnie, on to psuje. Za każdym razem. A mówili, nie ufaj dziadom.”
Machałam rękoma i darłam się na chłopaka. Cody nagle rzucił się na mnie i mocno do siebie przytulił. Nie mogłam się ruszyć. Całkowicie mnie obezwładnił.
(You are my destinyyyy!
Omo, musiałam. Wybaczcie. ._. Ale zaśpiewajcie to sobie w głowie. Jest fajniej!)
Momentalnie się uspokoiłam. Cody pogłaskał mnie po głowie, a ja zamknęłam oczy. Obezwładnił mnie zapach jego perfum. Był taki męski i pociągający.
– Przepraszam. Ciągle Cię tylko ranię. – szepnął Cody – Zasługujesz na prawdę. – dodał i odsunął się, by spojrzeć mi w oczy
Nagle zadzwonił mój telefon.
– Percy?
Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam jego imię na wyświetlaczu.
– Omo, co jest?
– Lana, gdzie jesteś? Czy Cody jest z Tobą?
Chłopak był wyraźnie zdenerwowany. Zerknęłam przelotnie na syna Hadesa.
– Tak, ale o co chodzi?
– Wracajcie jak najszybciej na obóz. – powiedział
Cody i ja wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
Po raz kolejny coś przerwało nam poważną rozmowę. To było już denerwujące.
– Ok. – potwierdziłam i rozłączyłam się
Schowałam telefon w kieszeń skóry.
– Chodźmy do samochodu.
– Nie ma czasu. – oznajmił Cody i rozejrzał się uważnie
„Samochód… Pf! I myśli, że jest fajny. Kiedyś herosi podróżowali na pegazach, koniach i rydwanach. Samochód. Pf, co za lamus. Właściwie, to dlaczego ja nie dostałam auta od ojca? Że co? Że niby gorsza jestem? Bo co? Bo jestem kobietą? Dobrze! DOBRZE! Zapamiętam to sobie!”
Nagle Cody złapał mnie za rękę i mocno pociągnął. Wpadliśmy w mrok. Momentalnie zakręciło mi się w głowie i dostałam mdłości.
Chwilę później byliśmy w ciemnej części obozowego lasu.
Już chciałam powiedzieć chłopakowi, że płaci się za każde trzydzieści minut postoju na parkingu, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
„A niech płaci. Dobrze mu tak. Głupi dziad! ~ Suka Lana.”
– To jest okropne. – stwierdziłam
– Idzie się przyzwyczaić. – odrzekł lekko
– Często tego używasz? – spytałam, kiedy ruszyliśmy lasem w stronę Wielkiego Domu
– Od czasu do czasu. Na przykład, jak chcę znaleźć się w nocy w Twoim pokoju, tak, żeby nikt o tym nie wiedział. – wyznał otwarcie i wzruszył ramionami
Spojrzałam na niego niepewnie.
– Żartujesz. Żartujesz, prawda? – spytałam
– Może. – odparł chłopak tajemniczo i puścił mi oczko
Ponownie poczułam rumieńce na twarzy. Wciąż byłam na niego ściekła, jednak nie padło ani jedno słowo więcej. Pobiegliśmy, a raczej Cody biegł, ja w moich butach tylko truchtałam, w stronę Wielkiego Domu. I nie tylko my. Przedstawiciele wszystkich domków wchodzili do środka. To oznaczało jedno. Zebranie. Ważne zebrania są bardzo ważne.
– Czuję kłopoty. – mruknął Cody, otwierając przede mną drzwi
Zebraliśmy się przy stole do gry w ping-ponga. Grupowi domków, Chejron, Pan D. i Rachel. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Dalej byłam zła na Cody’ego, więc usiadłam obok Rose i Annabeth, a on ustał obok Percy’ego.
– Tak być dłużej nie może!
– Zróbmy coś w końcu!
– Spierzmy im tyłki! – krzyknęła Clarisse, a za nią wszyscy zaczęli się drzeć
– Coś mnie ominęło? – szepnęłam Rose na ucho
– Potwory. – rzekła krótko, wpatrując się w odległy punkt
– Coś poważnego?
– Zginął człowiek…
Gula utknęła mi w gardle. Pomyślałam o sprzedawcy w salonie komórkowym.
„Ciekawe ile dostał odszkodowania… Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!”
– O bogowie…
– Jest coraz gorzej.
– I coraz trudniej to ukrywać. – wtrąciła córka Ateny
– Dlaczego tak się dzieje? – spytałam, a blondynka pokręciła głową
W ciągu tego tygodnia, dwadzieścia osób wyruszyło na misję. Zabijają potwory, a wcześniej przez jakiś czas je obserwują. I nic to nie daje.
Zaczęliśmy obradować. Niestety takie sytuacje jak ta z salonu telefonicznego, zdarzały się bardzo często. Potwory ingerowały w życie śmiertelników. Ale dlaczego? Co je ciągnęło do ludzi?
– Może chcą być wegetarianami!
– Jak masz mówić głupoty, to weź się lepiej zamknij.
– Goń się leszczu!
– Uspokójcie się!
Chejron wyciągnął szkolną tablicę na kółkach i zaczął mazać po niej kredą.
– Co Ty tam piszesz staruszku?
– Ej, Chejronciu, zmień fonta! – krzyknęła Clarisse
Parę osób mimowolnie się zaśmiało.
– Co? – spytał zdziwiony centaur i skrzywił się
– No czcionkę zmień, bo nie mogę się rozczytać!
Chejron połamał w dłoni kredę na pół i większą częścią zaczął dalej pisać. Tym razem, starał się, by jego pismo było wyraźniejsze.
– Ale dwunastką! – zawołała Clarisse
– Jaką dwunastką? – zdenerwował się centaur
– Times New Roman, rozmiar dwanaście!
Obozowicze ryknęli śmiechem, a Chejron rzucił kredą w Clarisse. Dziewczyna oberwała w głowę.
– Ała! Chejronciu, zluzuj slipy!
– Ja nie mam slipów! – krzyknął zdenerwowany
„Omo… On się naprawdę zdenerwował. Chejron to przecież oaza spokoju. Jest niczym autokar medytujących mnichów, jadących do świątyni. A teraz co? Może napił się mocnej kawy? Kawa to zło. Nie lubię kawy. Wolę herbatę, ale taką słodką. Och i jeszcze ciasteczka. Zjadłabym ciasteczka. Zaraz… O czym to ja… Aha! Chejron. Chyba jest czymś zmartwiony.”
– Chciałem wam coś rozrysować, ale…
– Ale od razu widać, że jesteś słaby w kalambury.
– No tak, bo w tej grze nie używa się słów.
– Haha! Przegrałeś! – zaśmiał się Dionizos i wskazał centaura palcem
Centaur westchnął głęboko.
– Dajcie mi chwilę, dobrze? – spytał retorycznie, zamilkł i zamknął oczy
Obozowicze nie tracili czasu, tylko kłócili się między sobą, a ja zaczęłam się nad czymś głębiej zastanawiać.
– Rose, co Ci się stało w rękę? – spytałam, widząc jak dziewczyna na siłę naciąga rękaw, by zakryć żółto-fioletowego siniaka na wewnętrznej stronie łokcia
– Em… Nie wiem. Nie pamiętam, żebym się uderzyła w takim miejscu. – przyznała – Mam tu ukłucie. Może coś mnie ugryzło…
Przygryzłam dolną wargę. Obozowicze krzyczeli, przez co bardzo trudno było mi się skupić. Zakryłam uszy i zamknęłam oczy. Musiałam się naprawdę skoncentrować. Już widziałam takie coś. Ale gdzie? Nagle mnie oświeciło.
Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Po chwili dotarło do mnie, że tylko Rachel nie jest posiniaczona. Rose, Annabeth, Percy, Clarisse, Jessy, Connor, Travis, Matt, David, Adrienne, Caroline, i wszyscy inni grupowi domków, mieli siniaki w tym samym miejscu. Cóż, u herosów to normalne. Nikt nie zwraca na takie rzeczy zbytnio uwagi, ale… Spojrzałam na Cody’ego. U niego też to widziałam. Myślałam, że wygłupiał się z blondynem, bo obaj byli posiniaczeni, ale teraz…
Podciągnęłam rękaw skórzanej kurtki. Nabrałam głęboko powietrza. Na prawym łokciu widniał rozlazły, nieco już wyblakły siniak, a w miejscu, gdzie jest żyła, widać było niewielką kropeczkę.
Pół godziny później…
– Lana, jeszcze raz. Kiedy to po raz pierwszy zobaczyłaś? – powtórzył Chejron, a ja westchnęłam zmęczona
– Jeszcze w czerwcu. Jakoś w połowie.
– Myślicie, że to ma z tym jakiś związek?
– Sądzę, że Lana ma rację.
– Jej teoria faktycznie jest wiarygodna.
– No nie wiem, to tylko siniak.
– To od czego go masz? I od kiedy?
– Nie wiem…
– No właśnie. Jak się nad tym zastanowić, to nie mam pojęcia od czego go mam, ale trzy tygodnie trzyma jak nic.
– Trzy tygodnie? Ja mam swojego od początku lipca.
– To kompletnie nie chce zejść.
– Więc wygląda na to, że ktoś nam wszystkim pobrał krew. – powiedziałam zdecydowanie
Zapadła cisza i wszyscy spojrzeli na mnie pytająco. Poczułam się trochę zmieszana i skrępowana.
– No co wy..? Nie udawajcie, że tak nie macie. – powiedziałam cicho i poruszyłam się nieśmiało na krześle
„Dzieci Zeusa. Pewne siebie, zdecydowane i urodzone, by być przywódcami. W którym miejscu, ja się pytam?!”
– Co masz na myśli?
– No przecież… Po pobieraniu krwi, zawsze zostaje taki malutki ślad i robi się siniak. – powiedziałam, jakby to było oczywiste
Oni dalej patrzyli na mnie uważnie i wyczekująco.
– Zaraz… To znaczy, że tylko ja tak mam?
„Nie patrzcie tak na mnie! Ja też mam prawo żyć!”
– To najwidoczniej masz jakieś słabe żyły.
„Wcale nie sprawiłeś, że czuję się gorsza. Wcale.”
– No, ale w sumie… W tym miejscu bardzo często pobiera się krew. – odezwała się grupowa domku Demeter
– Ale jak? Kiedy? To niemożliwe.
– A przez sen?
– Nie, nie, nie. Kto niby? I po co?
No właśnie. Po co? Po co ktoś brałby…
– Krew półbogów… – szepnęłam, ale przez panujący gwar nikt oprócz stojącego obok Chejrona mnie nie usłyszał – Myślisz, że ktoś by ją chciał do czegoś wykorzystać? – spytałam
Centaur stał zamyślony.
– Uspokójcie się. – zabrał głos, a wszyscy zamilkli – Lana podała nam bardzo cenną wskazówkę.
– Ale to się nie trzyma kupy! Potwory atakują śmiertelników, a my zamiast działać…
– Zostawmy ten pomysł z pobraniem krwi. To bez sensu.
– Wiedziałbym, gdyby ktoś mnie okradł z mojej krwi, jasne?!
Wkurzyłam się. Wstałam i tupnęłam nogą, aż po ziemi przeszedł wstrząs. Wszyscy od razu zamilkli.
„No. I tak ma być.”
– Ok, możecie mi nie wierzyć, bo tylko moje ciało tak reaguje na igły, ale zawsze kiedy oddawałam krew, miałam siniaki. Co prawda, nie trzymały się tak długo, ale…
– Zaraz, zaraz… – przerwał mi Chejron i przyłożył dłoń do ust – Oddawałaś krew? – spytał uważnie
– Omo… No tak, w przeszłości wiele razy. Było ciężko, ze względu na mój wiek, ale dostałam zgodę. Tylko co to ma do rzeczy? – spytałam i zaraz mnie oświeciło – O bogowie… – szepnęłam
– Co znowu? – spytał Percy, a stojąca obok niego Annabeth miała minę, jakby pomyślała dokładnie to, co ja
– Nie chwytacie? – spytałam, a oni pokręcili głową – Ann… – zaczęłam
– Ty pierwsza to odkryłaś. – powiedziała córka Ateny, dając mi prawo do głosu
Odetchnęłam głęboko. Spojrzenia wszystkich ponownie się na mnie skupiły, a cała moja pewność siebie uleciała.
– Omo… Wiemy, że coś sprawia, że potwory atakują śmiertelników, tak?
– Tak. – zgodzili się zaciekawieni
– Na rękach mamy bardzo mocne ślady po igle. Jakby ktoś to robił kilka razy.
– No.
– A co działa na potwory jak magnes?
– Krew. – rzuciła obojętnie Clarisse
Zapadła cisza. Nie wiedziałam, czy udało mi się skupić uwagę dzięki temu, że miałam rację, czy dzięki temu, że starałam się, by mój głos był silny. A to mi czasem wychodziło. Chejron twierdzi, że dzięki moim boskim korzeniom jestem bardzo utalentowana. Moja babcia była córką Afrodyty, a dziadek synem Ateny. W pewien sposób byłam spokrewniona z Rose i Annabeth. Ann wiele razy mi mówiła, że mam tak rozwiniętą kontrolę Mgły właśnie dzięki temu. Moja mama posiadała prawdziwy wzrok i przekazała mi w genach wiele dobrych cech. Kiedy w zeszłym roku utworzyliśmy drużyny, Chejron powiedział, że posiadam największe umiejętności interpretacyjne i najlepiej umiem ocenić sytuację. Stwierdził, że chłopcy posiadają siłę fizyczną, ale to ja jestem mózgiem drużyny. To miałam odziedziczyć po Atenie. To u mnie Chejron zauważył największy potencjał jeśli chodzi o Mgłę. Powiedział też, że najprawdopodobniej odziedziczyłam po Afrodycie szczególny dar. W swoim głosie mam siłę, która może nakłaniać innych ludzi do mojej woli. Wykorzystywałam to na nauczycielach i rok temu, kiedy w lesie napadli nas bandyci. Swoim głosem nakłoniłam ich do tego, by nas zostawili i poszli na policję. Normalnie nie lubiłam tego. Uważałam, że to niemoralne. Córce Zeusa nie przystoi takie zachowanie. Ale czasem, w dobrej sprawie, było to przydatne. Na większą skalę nie umiałabym się popisać, bo nie miałam takiej mocy jak Drew – wredna siostra Rose, która kłóci się z nią o przywództwo w domku Afrodyty.
Kiedy tak nad tym czasem myślę, to faktycznie coś w tym jest. Od zawsze byłam wygadana i potrafiłam wiele osób przegadać. Taki Pan D, nie wiedzieć czemu, zawsze mnie lubił i się ze mną zgadzał. Potrafiłam go udobruchać, co często ratowało Danny’emu skórę.
I byłam w tym coraz lepsza, bo już od dłuższego czasu trenowałam u Hekate. Bogini na prośbę Chejrona udzielała mi lekcji i bardzo pomagała. Na początku trochę się jej bałam, ale mój strach szybko uleciał. Hekate była piękną i niezwykle utalentowaną boginią. Zawsze chciałam być czarodziejką, a ona pomagała mi z Mgłą. Iluzja była niczym sztuka i nauka z kobietą to dla mnie przyjemność. A moje boskie korzenie? Niesamowita mieszanka. Naprawdę, to już zalatywało „Modą na Olimp”. Bogowie, kto to w ogóle jeszcze ogląda? Czy OlimpTV dalej na tym zarabia? Najbardziej poplątana telenowela na świecie.
– Znacie już odpowiedź? – spytałam w końcu – Nasza krew została podana śmiertelnikom, przez co potwory ich teraz atakują. – dodałam pewnie, a moc moich słów uderzyła obozowiczów
„Ha! Jestem najlepsza! Punkt dla The Hottest Lady!”
– Ok, ok! – krzyknęła Clarisse – Chcecie mi wmówić, że ktoś, nie wiadomo kto, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak, pobrał nam krew i umieścił w ciałach ludzi?
– Właśnie tak.
– Lana to przed chwilą powiedziała.
– Twój mózg serio tak szybko pracuje? – zwróciła się do mnie, a ja nadęłam policzki
– Dobrze, zaciekawiło mnie to. – odezwał się Travis i potarł dłonie – Jakiś plan działania?
– Panie D.?
Dionizos spojrzał na nas niechętnie i leniwie.
– Porozmawiam z Zeusem. Na pewno coś wymyśli. Nie jest głupi. Choć sprawia takie wrażenie.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Powiadomię was o jego decyzji.
– Coo?!
– To co mamy robić?!
– Siedzieć i czekać?!
– Właśnie tak. – rzekł bóg, wstając – I obserwujcie te siniaki. Tak w razie czego. – dodał, wychodząc
Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
– Czyli nie walczymy? – spytał zawiedziony Percy
– Możesz jedynie podchodzić do śmiertelników i pytać jaką mają grupę krwi, bo chcesz wiedzieć komu nieświadomie dałeś swoją.
Westchnęliśmy zrezygnowani. Naprawdę byliśmy bezsilni.
Cody podszedł bliżej i nachylił się nade mną.
– Chodź. – powiedział, łapiąc mnie za rękę
Wybiegliśmy na zewnątrz. Kiedy ustaliśmy obok werandy, Cody uważnie przyjrzał się śladom ukłucia na naszej skórze.
– Jesteś genialna, wiesz? – powiedział nagle, a ja uśmiechnęłam się lekko
– Wcale nie…
– Gdyby nie Twoje słabe żyły, nigdy byśmy tego nie odkryli.
Pacnęłam lekko chłopaka.
– Naprawdę się spisałaś, jestem pod wrażeniem.
– Założę się, że Ty i Annabeth mieliście już wcześniej jakieś pomysły.
– Zawsze mam jakieś fajne pomysły, ale to Twój się sprawdził.
– Ale wciąż nie wiemy kto i dlaczego to zrobił.
– Odkryjemy to.
– A teraz?
Chłopak spojrzał w niebo.
– A teraz… Muszę wrócić po samochód.
Uśmiechnęłam się, a Cody sprawdził godzinę.
– O cholera… – mruknął – Porozmawiamy potem Aniele. – dodał i pobiegł, by pewnie po chwili zniknąć w ciemności
Stałam przez chwilę sama i zastanawiałam się nad całą sytuacją. W końcu jednak ruszyłam do domku.
„Aha. Myśli, że jak teraz powiedział mi komplement, to zapomnę o całej sprawie? O nie. Może nie teraz. Może nie dziś. Ale pewnego dnia, kiedy nie będzie się tego spodziewał, dorwę go i wyśpiewa mi wszystko. Zapłaci mi za to co zrobił.”
Weszłam do domku, przebrałam się w moje leginsy, które ubierałam specjalnie na treningi i narzuciłam na siebie jakąś spraną bluzkę. Upięłam włosy w niedbałego koka, by mi nie przeszkadzały i nie wpadały do oczu. Spojrzałam na swoje odbicie i ujrzałam wojowniczkę. Może i ubraną jak brudas, ale wojowniczkę. Silną i niezależną kobietę. Z dumą wyszłam z domku i ruszyłam na polanę. Musiałam się wyżyć, a machanie mieczem i strzelanie z łuku mogło mi w tym pomóc. Palce aż mnie świerzbiły. Wręcz domagały się dotyku strzał. Cała nabuzowana zaczęłam się rozgrzewać. Byłam w naprawdę dobrej kondycji.
– No Lana, pokaż na co Cię stać… – szepnęłam do siebie, zamieniając Butterfly w miecz
Dzień później…
Umówiłam się z Danielle, że zrobię jej paznokcie. W końcu, kiedyś bardzo to lubiłam i miałam do tego dryg. Ale niestety, ona musiała wziąć jego. Złotego Chłopca. Zakładałam, że przyjdzie sama! Ale nie! I cały misterny plan też w pizdu, bo razem z blondaskiem, przylazł Cody. Nosz kurde, no! Ani chwili spokoju. Pomysł był oczywiście jego. Danny idzie do mnie? Sam? To co on tam będzie robił, kiedy my będziemy malowały paznokcie? Zanudzi się biedny! Więc on też przyjdzie i posiedzi sobie z nim! Ten plan przecież wszystkim odpowiada!
No. Yhm. Pewnie.
I tym oto sposobem, chłopcy siedzieli na podłodze mojego domku i przypatrywali się, jak pielęgnuję skórki przyjaciółki.
– Więc mówisz, że szklane są lepsze? – spytał w skupieniu Danny, a ja nabrałam głęboko powietrza i policzyłam do pięciu
– Tak, nie uszkadzają tak płytki.
– Fascynujące… – mruknął, nachylając się nad ręką Danielle
Walnęłam go w ten jego włochaty blond łeb.
– Ała! Za co?! – spytał, poprawiając swoje złote włoski
– Nie przeszkadzaj mi lamusie!
– Hahahaha! – zaśmiał się Cody – Dobrze Ci tak! – dodał wskazując na chłopaka
– A Ty się zamknij! Lepiej idź sobie do pawilonu jadalnego albo gdzieś! – zwróciłam się do niego
– A po co?
– Sprawdź, czy Cię tam nie ma. – rzuciła lekko Danielle
– Ja pójdę! – wypalił szybko Danny, a ja spojrzałam na niego uważnie
Chłopak wstał z podłogi i wybiegł z domku.
– On to… – zaczął cicho Cody
– Naprawdę…
– Zrobił… – dokończyłam niepewnie za Danielle
Całą trojką wpatrywaliśmy się tępo w miejsce, w którym po raz ostatni widzieliśmy blondyna.
– I don’t want to live on this planet anymore… – szepnęłam słabo
Po chwili chłopak wrócił. Wszedł do domku szczerząc się jak debil. W ręku trzymał kawałek ciasta cytrynowego.
– Haha! Lamusy! Myśleliście, że dałem się nabrać! A ja poszedłem po ciasto! – oświadczył z dumą i na naszych oczach pochłonął cały kawałek
– Jak mogłeś..? – spytał cicho Cody
– Jak mogłeś się nie podzielić? – dodała blondynka wpatrując się w różowy lakier, który nakładałam jej na paznokcia
– Nie jesteście godni!
– Bujaj się!
– Zazdrościsz!
– Wcale nie!
– Tak!
Danny znów usiadł na podłodze obok nas i zaczął chuchać jak jakieś chore dziecko, na lakier na paznokciach mojej przyjaciółki.
– Danny… Co Ty robisz? – spytała niepewnie dziewczyna
– Wspomagam proces schnąco-utwardzający napędzany dwoma komorami płucnymi. – odpowiedział poważnie, a my spojrzeliśmy na niego przekręcając głowy
– Że co? – spytał Cody
– Że dmucham. – odparł krótko blondyn i wyszczerzył się słodko – A mi kto pomaluje paznokcie?!
– Chyba zwariowałeś!
– Ale za to zjadłem ciasto. – rzekł spokojnie
Nagle chłopakowi coś odwaliło i porwał najbliżej leżącą poduszkę i oczywiście rzucił ją w stronę Cody’ego, który zrobił unik. Poduszka trafiła we mnie. Różowy lakier wypadł mi z ręki i stłukł się na podłodze.
– Och nie! Tylko nie różowy! – krzyknął załamany blondyn
Wrzasnęłam wściekła i poleciałam do łazienki po mokrą szmatkę
– Zobacz zjebie co zrobiłeś!
– Danny, Ty niegrzeczny! – zaśmiała się Danielle – Będziesz to teraz sprzątać!
– Do połysku! I odkupujesz! – powiedział poważnie Cody
– Weź nie przeżywaj, to tylko lakier!
– Moja podłoga! – warknęłam
– Jesteś taka cudowna jak sprzątasz. – westchnął syn Apolla i położył się na podłodze
– A Ty co teraz odwalasz? – spytał go Cody i razem z Danielle pomagali mi w domyciu podłogi
– Pośpię sobie. – odparł wesoło
No nie. No co za zjeb. Spać sobie idzie! Wkurzył mnie i idzie spać! Oba lamusy mnie denerwują. Jak oni się w ogóle zachowują? Dzieci upośledzone.
– Weź Ty w ogóle wyjdź! Mam Cię dość! – powiedziałam zła
Chłopak usiadł po turecku na dywanie, oparł brodę o ręce, zrobił smutną minkę i spojrzał na mnie uważnie swoim maślanym wzrokiem.
– O niiieeee! Wyjdź z kosmosu! – powiedziałam i ponownie zdzieliłam go w głowę
Ten jednak nie zareagował i dalej się lampił.
– Nie pacz tak na mnie! Nic Ci to nie da! No nie pacz się mówię!
Danielle i Cody spoglądali na nas uważnie, a Danny nawet się nie poruszył.
– No kuźwa, bo Cię oddam do adopcji! – powiedziałam wściekła
Danny posmutniał. Przez chwilę wyglądał jak ta różowa galareta uważana za najbrzydsze zwierze na świecie. To chyba ryba…
– Hahaha! Nikt go nie weźmie! – zaśmiał się Cody
– Cicho frajerze, Ciebie nie wzięliby nawet za dopłatą! – zgasiłam go
Czarnowłosy zrobił mega smutną minę.
Zerwałam się z podłogi i ruszyłam przed siebie.
– Gdzie idziesz?! – zawyli chórem
Zatrzymałam się przy otwartych drzwiach, spojrzałam w dal, po czym powoli odwróciłam się w ich stronę. Niczym na filmach o westernie.
– Po ciasto…
Kilka dni później…
Drogi Pamiętniku,
jestem na misji.
Ale od początku.
Wcześniej byliśmy w odwiedzinach u Samanty. Jej dzieci wciąż rosną, niedługo będą gotowe, by pojechać na obóz.
A jeśli chodzi o potwory, to byliśmy naprawdę bezradni wobec istniejącej sytuacji. Nie wiedzieliśmy jak możemy się na coś przydać. Część półbogów, z pomocą Rachel próbuje zająć się tym, kto może być odpowiedzialny za te ataki. A reszta wyruszyła, że tak powiem w świat. Nasze zadanie było proste. Mieliśmy udać się jak najdalej od obozu, by odciągnąć potwory od Nowego Jorku i śmiertelników. Czuję się jak przynęta. Bo jestem przynętą.
Razem z chłopakami podróżuję autobusem. Tak schematycznie, jak stereotypowy półbóg na misji. Po co nam samochody, czy pegazy? Nic tak nie przyciąga potworów jak wielka, metalowa puszka na kółkach. Od kilku dni jesteśmy na wycieczce krajoznawczej w New Jersey. Namioty, ogniska, motele, taka sytuacja. Do tej pory udało nam się pokonać kilka paskud, ale jakoś nie czuję, by to coś znaczyło. Wciąż dowiadujemy się o atakach na bezbronnych ludzi. To przerażające.
Obecnie siedzimy na przystanku w jakimś zadupiu i czekamy na autobus. Od godziny.
Zamknęłam pamiętnik i razem z długopisem schowałam go do plecaka.
– Jest już trzynasta. – oznajmił nagle Danny
– Skąd wiesz? – spytałam, bo chłopak od dłuższego czasu nie sprawdzał godziny
Danny wskazał palcem na słońce.
– Wiem. Po prostu wiem, gdy patrzę na słońce.
– Jak?
– Tak samo jak Percy wie, jakiej temperatury jest woda w szklance, czy w jeziorze. Tak samo jak Ty, kiedy ładujesz telefon, dotykając baterii. Zwyczajnie. Naturalnie. Czuję to.
– Fajnie… – powiedziałam – Myślałam, że po prostu znasz się na zegarze słonecznym i umiesz określić godzinę po położeniu słońca na niebie.
– Coś w tym stylu. – mruknął, patrząc na słońce, które nigdy nie raziło go w oczy
Zamilkliśmy.
– Ej Lana, Ty też tu siedzisz? – spytał nagle Danny, przerywając ciszę
– Nie podrywaj mnie.
– Będę.
– Ej Danny, Ty też czekasz na autobus?
– Ej Lana, Ty też się nudzisz?
– Ej Danny, Ty też nie wiesz o co chodzi?
– Ej Lana, Ty też myślisz, że Cody jest dziwny?
– Ej wy, możecie się zamknąć? – spytał, siedzący pośrodku chłopak, który bawił się telefonem
– Nie dasz się powygłupiać…
– Danny! Idź może sobie do lasu, sprawdzić, czy Cię tam nie ma. – powiedział Cody, co przypomniało mi ostatnią sytuację
– Yhm, a Ty nie musisz sprawdzić na tym telefoniku swoim, czy nie jesteś jakąś wredną, złośliwą gnidą?
– No kurcze, właśnie sprawdzam i wiesz co? Z tego co widzę, to… Gówno Cię to obchodzi. – rzucił obojętnie brunet, dalej nie odrywając wzroku od ekranu komórki
Danny nie zareagował, tylko wzruszył ramionami.
– W porządku. A tak przechodząc do rzeczy ważnych, w porównaniu do Twego nędznego i nic nie wartego żywota, to… Kiedy dokładnie ma być ten autobus?
– Nie wiem.
Song 3: https://www.youtube.com/watch?v=4RYHgzuQAZ0 – „You’re there” inst.
Spuściliśmy głowy. Po chwili, jak na zawołanie przyjechał autobus. W środku było prawie pusto. Chłopcy zajęli miejsca z tyłu, a ja w połowie pojazdu. Usiadłam przy oknie, a obok położyłam plecak. Włożyłam w uszy słuchawki i zamknęłam oczy. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Na szczęście nic mi się nie śniło.
Obudziłam się, gdy autobus momentalnie zahamował. Potarłam czoło i rozejrzałam się. Wszystko było w porządku. Zapadał już zmierzch. Wyciągnęłam z plecaka pudełko i wyjęłam tabletkę.
– Co to?
Odwróciłam się szybko. Cody był na siedzeniu za mną i wychylał się do przodu. Nasze twarze dzieliło parę centymetrów.
– Witaminki! – wypaliłam szybko, połknęłam tabletkę i nerwowo schowałam pudełko do plecaka
– Yhm. Spałaś? – spytał, opierając się o zagłówek
– Tak, trochę. – przyznałam zdenerwowana i zagarnęłam kosmyk za ucho – Działo się coś? – spytałam
– Nie. Niedługo wysiadamy. Chciałbym o czymś z Tobą porozmawiać.
– Usiądź. – powiedziałam, biorąc plecak z siedzenia
Chłopak przysiadł się i spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami. Rozumiałam, dlaczego miał takie branie wśród dziewczyn. Był przystojniejszy niż wszyscy znani mi aktorzy, czy muzycy. Zawsze kiedy próbowałam go do kogoś porównać, po chwili stwierdzałam, że to bez sensu, bo bił na głowę wszystkich. Miał w sobie coś unikalnego, wyjątkowego. Zamyślone spojrzenie, spokojna twarz… Skrywał jakąś tajemnicę. Był po prostu nie do opisania.
– Ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele czasu, a muszę Ci coś wyznać. – oznajmił
– Czy to ma jakiś związek z… – zaczęłam i automatycznie złapałam się za łańcuszek
– Przepraszam za te wszystkie kłamstwa. – przerwał mi – Nawet nie wiesz, jak mi z tym ciężko. Może to nie jest odpowiednia chwila, ale nie wiem, kiedy nadarzy się dobra okazja.
„Oho, robi się poważnie!”
– Poczekaj Cody, bo zaczynam się bać. Czy to, co masz mi do powiedzenia, możemy załatwić po misji? Wolałabym się teraz skoncentrować na zadaniu.
Chłopak przygryzł lekko dolną wargę i pokiwał głową. Zapadła cisza. W milczeniu wpatrywałam się w krajobraz za oknem.
– O czym myślisz? – spytał chłopak
Spojrzałam na niego i zawahałam się na chwilę
– O tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby… No wiesz. To, co stało się w Central Parku… – powiedziałam, bawiąc się kryształowym serduszkiem
Cody odetchnął głęboko.
– Też często o tym myślę. Naprawdę tęsknię za mamą. – wyznał
Jeszcze nigdy nie słyszałam, by Cody powiedział coś takiego o swojej mamie. Zawsze był taki skryty, a w rzeczywistości też miał uczucia i był wrażliwy. To przecież normalne, że się tęskni za rodzicem.
– Ona bardzo Cię kochała.
– Wiem. Obie nasze mamy były wspaniałe.
– Przyjaźniły się, prawda?
– Od zawsze. – przyznał z uśmiechem
– Z nami byłoby tak samo…
Ponownie zapadła cisza. Zamknęłam oczy i ujrzałam obraz innego życia. Mojego życia. Szczęśliwego życia, w którym jestem normalną nastolatką.
– Widzę to… Widzę jak dorastamy obok, kłócimy się, śmiejemy, spędzamy ze sobą czas, chodzimy razem do szkoły, uczymy się na egzaminy, idziemy na szkolny bal… Normalne życie bez misji, treningów, potworów i straty bliskich. – powiedziałam, a po policzku spłynęła mi łza, którą szybko starłam
– To… To dobre życie. Chciałbym, abyś takie wiodła. Spokojne i bezpieczne. Gdyby tylko można było zmienić bieg wydarzeń…
– Ale nie można.
– No co zrobisz?
– Nic nie zrobisz.
Zaśmialiśmy się. Cody wyjął aparat i zrobił nam parę zdjęć.
– Ej Lana, Ty też jedziesz tym autobusem? – spytał, szturchając mnie w ramię i puszczając oczko
– Ej, Ty też tu siedzisz?
– Ej, wy też tu wysiadacie? – spytał nagle Danny
Ostatni przystanek. Całą trójką wyskoczyliśmy z autobusu. Miałam jakieś złe przeczucia.
Jakiś czas później…
Drogi Pamiętniku,
chyba zwariowałam.
Nie wiem czemu, ale mam naprawdę okropne przeczucie. A moje przeczucia się niestety bardzo często sprawdzają. Martwię się, że coś pójdzie nie tak.
Obecnie jesteśmy na skraju lasu. Rozbiliśmy sobie „obozowisko”. Śpiwory i… No. To tyle. Siedzę właśnie na swoim, a chłopcy są w lesie po drewno. Nie jest zbyt zimno, ani zbyt ciemno, a mimo to, odczuwam chłód i niepokój. Mam wrażenie, że widmo śmierci szepcze mi do ucha. Boję się. Naprawdę się boję, że coś się stanie.
Zaczęłam się trząść. Bogowie, miejcie nas w opiece. Błagam.
– Bu!
Wydarłam się na cały głos, podskoczyłam i upuściłam na ziemię pamiętnik.
– Danny! Zabiję Cię! – krzyknęłam
Serce biło mi jak oszalałe, a w oczach aż miałam łzy. Chłopak za to się śmiał.
– Przepraszam, przepraszam. – powiedział, rzucając drewno
– Lana, mogłabyś rzucić Mgłę? – spytał Cody, zabierając się za układanie stosu z kijków
– Yhm. – przytaknęłam szybko, potarłam czoło, odetchnęłam głęboko i schowałam pamiętnik
Kilkanaście minut później grzaliśmy się przy ogniu. Chłopcy żartowali i się śmiali. Ja jednak nie potrafiłam się rozluźnić. Ze zdenerwowania rozciągałam rękawy mojego czarnego swetra.
– Lanuś.
Z zamyśleń wyrwał mnie głos blondyna. Obaj chłopcy patrzyli na mnie uważnie.
– Stało się coś? – spytał blondyn
– Nie, nic. – odparłam szybko i zagarnęłam włosy za ucho
– Zimno Ci?
– Trochę.
– Chcesz moją bluzę?
– W nogi mi zimno.
– …To chcesz spodnie? – spytał Danny
– Dzięki, ale nie.
– Posłuchajcie mnie. – wtrącił się Cody, a my na niego spojrzeliśmy – Chciałbym wam podziękować.
– Oho! Fajnie! Ale za co? – spytał syn Apolla
– Za wybaczenie. Za to, że po tym wszystkim mogłem wrócić. Dzięki wam, czuję się wspaniale. – wyznał brunet
Danny zaczął szlochać.
– Wzruszyłem się! Mówisz o swoich emocjach, otworzyłeś się i dzielisz uczuciami! To takie piękne!
– Zapisz to sobie w CV.
– On nie ma CV.
– Chyba Ty.
– Ej!
Uśmiechnęłam się. Chłopcy zaczęli rzucać tekstami z filmów, parodii, przeróbek, czy książek. I oczywiście się przedrzeźniali.
Song 4: https://www.youtube.com/watch?v=Tm-wQavEW4k – „BIGBANG” – OH MY FRIEND <3
– Fajny tornister kochanie.
– Dziękuję.
– A męskiego nie mieli?
– Chciałem wziąć sobie taki z Hanną Montaną, ale bałem się, że będziesz zazdrosny i mi zabierzesz.
– Violetta też jest fajna. Ale chyba wolę imię Veronica. Albo Vera. Ładne, prawda Cody?
– Szekszi.
– Chyba Ty.
– Ja też.
Pacnęłam się w głowę. Co za lamusy…
– Dziś w nocy, przyjdzie do was… Jebacz!
– Japoński, białoskóry jebacz!
– Jebacz ogniskowy!
– Jebacz śpiwornik!
– Jebacz leśny!
Ponownie wybuchłam śmiechem, wyobrażając sobie tego upiornego, japońskiego chłopca, siedzącego gdzieś w krzakach i czającego się na nas.
– Chcę jeszcze raz obejrzeć z wami ten film! Wszystkie części!
– Pewnie, za kilka dni oglądniemy!
Ucieszyłam się bardzo na myśl o tym, że zorganizujemy sobie kolejną noc filmową.
– Kurde… Nie posprzątałem w swoim pokoju… – wyznał smętnie Danny
– Oj… Już drugi rok z rzędu! – powiedział z sarkazmem Cody, a ja oczywiście się zaśmiałam
Danny zawsze miał bałagan w swoim pokoju. Staraliśmy się tam rzadko przebywać. Szczerze mówiąc, bałam się, że coś się nagle na mnie rzuci i zje. Była też opcja, że się do czegoś przykleję i już nie dam rady się ruszyć. Albo coś mnie zasypie. Czasem zastanawiałam się, czy Danny po prostu się spóźnia, czy coś w nocy go zasypało/zjadło i chłopak już nie żyje. Cody obwiniał panujące tam dziwne zapachy, za głupotę blondyna. Zawsze twierdził, że unoszą się tam toksyczne opary, które stopniowo uszkadzają mu mózg. Może miał rację. W każdym razie, pokój chłopaka na kontroli czystości wypadał tak fatalnie, że specjalnie przez niego, powstały ujemne oceny. Zawsze po takiej kontroli, Danny krzyczał przez okno „Mniej niż zero!” Inni ludzie bali się tam wchodzić. Jego drzwi były oznaczone kilkoma karteczkami i tabliczkami. Dzieci Apolla miały z nim skaranie boskie.
– Nie mów tak, ostatnio jak posprzątałem, to prawie było widać podłogę!
– Ooo, gratulacje! A wiesz, że Twoje szyby wcale nie są przyciemniane, tylko brudne?
– Nie, to taki mój specjalny efekt wizualny. Lubię, jak w nocy jest nastrój.
– Wolę nie wiedzieć do czego Ci w nocy potrzeby nastrój…
– Ja też nie.
– Widać, że nie znacie się na sztuce. O! Szyszunia!
Chłopak wziął do ręki leżącą na ziemi szyszkę i zaczął się nią smyrać po policzku.
– To Manuela. Moja siostra, tylko, że od innego ojca i od innej matki.
– Ziomeczku, mówiłem Ci, żebyś nie jadł tych grzybków, co żeś je znalazł tydzień temu pod łóżkiem.
– Skonsumowałem je. Tak samo jak tą pizzę, którą miałem pod mą poduszką.
– Pizzę też?!
– A i owszem.
– Tak żem czuł.
– Pozwolę sobie nadmienić, że nie był to tylko jeden kawałek.
– O Ty żarłoczna bestio!
– Cody, kup mi fretkę.
– A po kiego Ci nieszczęsny ta fretka?!
– Kup mi fretkę, bo będę się czuł gorszy.
– Już jesteś gorszy. Jesteś mendą społeczną.
– Ranisz.
– Cody, kup mu tą fretkę, bo przez miesiąc nie da mi żyć. Wiesz jaki on jest! Ostatnio to samo było z tym dinozaurem, co rósł w wodzie!
– Ale to było super!
– Ale czemu fretka? A nie może być szynszyla?
– Och, zawsze chciałam mieć szynszylę! One są takie urocze! Czy to legalne, być bardziej uroczym ode mnie?
– Dobrze, może być szynszyla. Nazwę ją Maurycy i zostanie moim przyjacielem!
– O nie, ja ją kupię, ja ją nazwę!
– Protestuję!
– To nie będzie szynszyli!
– I foch!
– Z przytupem i melodyjką!
– A co!
Danny zamilkł.
– Czy myśleliście kiedyś o tym, jak wasi rodzice się poznali? W sensie, jak bogowie poderwali wasze mamy?
Cody i ja spojrzeliśmy na siebie i równo wzruszyliśmy ramionami.
– Nie mam pojęcia. – odparłam
– Bo tacy bogowie, to na pewno mają jakieś dobre teksty. Mój pewnie pojechał wierszem. – rzekł z przekonaniem Danny – Hej bejbe, lubisz solarium? Jeśli tak, to zaraz opalisz się w moim blasku. Albo coś takiego.
– Nie, to byłoby słabe. – powiedziałam
– Sugerujesz, że byś się nie dała poderwać na taki tekst?
– Zdecydowanie.
– No dobra. A wiecie co musiał powiedzieć Posejdon do mamy Percy’ego?
Pokręciliśmy głowami. Danny przybrał poważną pozę i zrobił minę podrywacza.
– Cześć rybko. Jestem Posejdon i zaraz sprawię, że będziesz mokra.
– Ooo!
– Albo to! Hej mała, chcesz zobaczyć mój Trójząb?
Zakryłam usta rękoma, żeby się nie roześmiać. Rozglądałam się wokół i czekałam, aż Danny’ego nagle zaleje tsunami albo rzuci się na niego jakiś morski potwór, jednak nic takiego się nie stało.
– Jesteś zjebany. – powiedziałam i zdusiłam śmiech
Chłopak wyszczerzył się radośnie, lecz nagle po chwili westchnął ciężko.
Song 5: https://www.youtube.com/watch?v=WRz6MEgnVqo – „BIGBANG” – FANTASTIC BABY <3
– Co Ci? – spytałam
– Pewnie mu smutno, bo dziś ominie nas prysznic. – rzucił Cody, a ja spojrzałam na niego pytająco
– Od kiedy mamy własne łazienki w domkach, to i tak już nie to samo… – rzekł smętnie Danny
– Zawsze w sekrecie chodziliśmy razem.
– Do jednej kabiny.
– I Danny się często schylał po mydełko.
– Hahaha! Nie! Nie wchodźcie w ten temat! – krzyknęłam i jeszcze bardziej wybuchłam śmiechem
– W co mamy nie wchodzić?
– Hahaha! No w to!
– Raz w dupę to nie pedał.
– Dwa to nie reguła.
– A po trzecim się zeruje.
– Wielka Pando, widzisz i bambusem nie ciśniesz!
– Ale ja nie rozumiem o co Ci chodzi. A Ty rozumiesz?
– Nie, ona chyba jest o nas zazdrosna.
– Jak chcesz, to z Tobą też mogę iść pod prysznic. A masz ubezpieczenie na mydło?
– Coo?
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam skołowana na lamusów, którzy przez cały czas dobrze się bawili.
– No co się tak dziwisz? Chejron Ci nic nie mówił? Możesz sobie wykupić dowolne ubezpieczenie. Jest nawet taki folder.
– Wiesz, to taka ulotka.
– Bardzo ładna. Masz tam wszystko starannie rozpisane i jest obrazek łazienki.
– Konkretnie jest to prysznic, a na kafelkach leży mydełko. I napis „Heros musi być przygotowany na wszystko. Zagrożenie czyha z każdej strony.”
– Jeszcze coś mamy Ci wyjaśnić?
Ukryłam twarz w dłoniach. Nawet nie wiedziałam jak mam to skomentować.
– Za czterdzieści drachm możesz się ubezpieczyć. – powiedział syn Apolla
– Za trzydzieści też, ale ten pakiet nie obejmuje schylania się po mydło. Danny wykupił ten tańszy.
– Ale Cody jest ubezpieczony, więc się zawsze bezpiecznie schyla.
– To Ty się właśnie schylasz. Lubisz to.
– Bogowie… Dziady to są dziady. Zawsze wiedziałam, żeby nie ufać dziadom.
– No co kobieto? Chcieliśmy Cię tylko rozśmieszyć.
– Czasem, żeby rozśmieszyć kobietę, wystarczy jednak zdjąć te spodnie. – powiedziałam pewnie i wszyscy zaczęliśmy się śmiać
– Sama oddaj pieniądze!
– Wyjdź z kosmosu.
– Chyba Ty!
– Lana, daj kamerę!
Wyjęłam kamerę i rzuciłam ją blondynowi. Chłopak zaczął nagrywać.
– Wiesz ile filmów zaczyna się od zbliżenia na Twoją twarz? – spytałam retorycznie, otrzepując w tym czasie sweter z paprochów
– Jestem śliczny.
– Nie Danny, nie jesteś. Przykro mi.
– Ranisz.
– Dziękuję. Daj mi to.
Blondyn podał Cody’emu kamerę.
– Będę nagrywał, bo mam kamerę.
– Hahaha! Logiczny Cody.
– Cicho, ja tu teraz jestem operatorem.
Brunet zaczął nagrywać wszystko, co się dało.
– Boom shakalaka!
– Wow. Fantastic baby!
– Czy słyszeliście, że na północy nie padało? – spytał głośno Danny
– Nie. – odparłam
– Ja też nie. – rzekł blondyn
– Urzekła mnie Twoja historia. A nie… Czekaj… Jednak nie…
Zjebany Blondas wyszczerzył się do mnie. Chyba nie skumał żaluzji. Takie smutne.
– Czy wy też macie skojarzenia ze słowami „Czarny koń” albo „Zaklinacz koni”?
– Hahaha, ogarnij.
– Nie.
– Czy Ty nie możesz być normalny? Jak Twoja siostra Manuela? – spytał Cody i wskazał na leżącą na ziemi szyszkę
– Nie porównuj go do Manueli! Ona ma styl, szyk i klasę! – powiedziałam, drwiąc z blondyna – Spójrz jaka majestatyczna!
– Skamieliny.
– Tu…
– Tuu…
– Tuuu…
– Pośpiewajmy coś. – zaproponowałam – Pójdźmy znów na karaoke. – dodałam, otrzepując się
– No pewnie! A co Ty teraz robisz?
– Miałam coś na nodze. Swędziało. – powiedziałam z pełną powagą, a Danny nie wiedzieć czemu, zaczął się ze mnie śmiać, po czym zakopał się w śpiwór i było widać jedynie jego czuprynę
– Zombie breakdance! – krzyknął głośno
– Hahahaha, co Ty odwalasz?!
– Zrobiłem sobie kokon i czekam, aż się zamienię w motylka. – wybełkotał chłopak i zaczął rzucać się po ziemi jak robak z padaczką
Miotało nim niczym szatan. Wykrzywiło mu i tak poszkodowany ryjec, przez co wyglądał na bardziej upośledzonego niż był w rzeczywistości. Aż żal dupeczkę ściskał na ten przykry widok.
– Hahahaha, ogarnij kretynie.
– Chyba Ty.
– Masz coś do mnie?
– Problem? Zbędny telefon?
– Z całym brakiem szacunku, ale wal się na ryj!
Ciągle się śmiałam. Aż mnie brzuch rozbolał, a policzki musiałam mieć całe czerwone. W końcu udało mi się zrelaksować. Miałam dobry humor i zapomniałam o obawach. Potem zaczęliśmy sobie robić zdjęcia. Strzelaliśmy pozy i wygłupialiśmy się. Uwielbiałam robić zdjęcia i kręcić filmy. Później zawsze mogłam do nich wrócić. Kiedy Cody odszedł, to właśnie fotografie i filmy były jedyną rzeczą, która mi po nim pozostała. Dowód, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, że on był. Znów mogłam słyszeć jego głos i ujrzeć twarz.
Ścisnęliśmy się całą trójką i wyszczerzyliśmy.
– Niech samowyświetlacz nam zrobi zdjęcie.
– Tak tak Danny. Samowyświetlacz. Tak.
– Samowyzwalacz.
– Twój mózg chyba protestował, kiedy następowała ewolucja.
Blondyn poczerwieniał na twarzy. Widać było, że posiadał uszkodzone geny.
– Uśmiech!
Po sekundzie zdjęcie było już gotowe.
– Gdybyś musiał płacić podatek za swoją głupotę, to byłbyś bankrutem. – stwierdził z niedowierzaniem Cody
Danny zrobił bardzo zamyśloną minę. Wiedziałam, że analizuje teraz słowa bruneta.
– Spójrz na jego twarz. Do jego mózgu jeszcze nie dotarła wiadomość, że go obraziłem.
– Ej!
Usiadłam na swoim wysłużonym śpiworze i wyciągnęłam ręce w stronę ognia.
– Oo! Lanuś! Jak ładnie wyglądasz, zrobię Ci zdjęcie!
– No nie wiem Danny… Nie za ciemno będzie?
– Mam lampeczkę.
Wyprostowałam plecy, poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się. Chłopak od razu zrobił mi zdjęcie.
– Ale świetnie! Fotogeniczna tak bardzo.
– Pokaż. – powiedziałam, wyciągając rękę w stronę blondyna
Chłopak podskoczył i podał mi kamerę. Z ciekawości spojrzałam na wyświetlacz i momentalnie krzyknęłam. W tle zdjęcia, tuż za mną, znajdowała się jakaś okropna, czarna postać o przerażających, czerwonych oczach. Wystraszona, od razu upuściłam kamerę. Danny zdążył ją złapać, nim wylądowała na ziemi.
– Co się stało? Nie podoba Ci się?
– Tam… Tam coś jest! – krzyknęłam wstając
Byłam przerażona. Odwróciłam się za siebie, ale nikogo, ani niczego nie ujrzałam. Moje serce biło jak oszalałe, nie mogłam spokojnie oddychać i myśleć. Złapałam się za głowę i ponownie zaczęłam się nerwowo rozglądać.
– Lanuś, o czym Ty mówisz?
Obaj chłopcy do mnie podeszli. Widzieli, że boję się ponownie spojrzeć na wyświetlacz kamery, więc sami to zrobili i ze spokojem oznajmili, że na zdjęciu nie ma niczego niepokojącego. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież widziałam na własne oczy. Mroczny cień tuż za mną.
– Musiało Ci się przewidzieć.
– Pewnie jesteś zmęczona. – powiedział Danny, kładąc mi opiekuńczo rękę na ramieniu
– Tak, tak. To pewnie to. – powiedziałam szybko, przytakując głową
Usiadłam z powrotem na swoim śpiworze i już wiedziałam, że nie zasnę tej nocy bez wspomagaczy. Przetarłam twarz.
Danny i Cody wzięli kamerę i dalej się wygłupiali. Spojrzałam w bok, na plecak. Po chwili przyciągnęłam go do siebie, dyskretnie otworzyłam i spojrzałam do środka. Odczekałam moment, powoli wstałam i niosąc za sobą plecak, wolnym krokiem odeszłam w stronę drzew. Ciągle upewniałam się, czy chłopcy nie zauważyli mojego odejścia. Kiedy znajdowałam się już wystarczająco daleko, pobiegłam w las.
Odetchnęłam głęboko. Dla pewności poszłam jeszcze trochę dalej.
„Jest źle. Wariuję. Odwala mi.”
Biłam się z myślami. Czy to jakiś znak? Czy może w wyniku stresu naprawdę mi się przewidziało? Tak, to na pewno stres.
Wpadłam na drzewo.
– Aish! – syknęłam wściekła
Musiałam naprawdę uważać. Zazwyczaj moje samotne spacery po lesie kończyły się nieszczęściem. Zwłaszcza w nocy. Pragnęłam, by teraz tak nie było.
– To byłoby zbyt schematyczne i przewidywalne, gdyby teraz coś mnie napadło. – powiedziałam głośno
Idąc potykałam się, wpadałam w dołki i pajęczyny. Wiedziałam, że się zgubię, jeśli pójdę za daleko, więc musiałam się pilnować. W końcu kucnęłam na ziemi i wysypałam zawartość plecaka. Szybko porwałam pudełka z tabletkami. Nagle usłyszałam wołania.
– Lana!
– LANA!
– Lanuś!
– Aish! Serio? Nic mi nie jest. Tym razem… – powiedziałam sama do siebie, bardzo zdenerwowana
Włożyłam do ust parę tabletek. Zaczęłam pakować plecak, gdy ujrzałam światła latarek.
– Tu jestem! – krzyknęłam, osłaniając oczy
Zanim zdążyłam się podnieść, zza drzew wyłonili się chłopcy. Byli zdyszani i mieli zaniepokojone miny.
– Lana.
– O bogowie. Jesteś cała.
– Oczywiście, że tak. Poszłam tylko na spacer. – powiedziałam spokojnie i zacisnęłam dłoń na pudełku
– Na spacer? Na spacer? – dyszał Cody – Teraz? Tu?
– Taak…
Chłopak oparł się o drzewo.
– Ja Ci kiedyś zamontuję GPS. Przysięgam.
– Martwiliśmy się o Ciebie.
– Niepotrzebnie.
– Skoro chciałaś się przejść, mogłaś nam powiedzieć. Zniknęłaś bez słowa.
– Było mi gorąco przy ognisku. – powiedziałam z miejsca
– Tu jest ciemno i niebezpiecznie. Nie mogłaś sobie wybrać innego miejsca? – spytał Danny
– Wracajmy. – rzekłam wstając i ciągnąc za sobą plecak
– Zaczekaj.
Cody złapał mnie za rękę i przyciągnął lekko do siebie.
– Co tu masz? – spytał i zabrał mi z dłoni pudełeczko
– Zostaw! – wydarłam się spanikowana
– To nie są witaminy. – powiedział po jednym spojrzeniu na opakowanie
– Oddaj! – krzyknęłam wściekła
Wyrwałam chłopakowi pudełko i puściłam się biegiem. Nie miałam problemu z powrotem. Byłam tak rozgoryczona, że nie przejmowałam się napotykanymi przeszkodami. Czułam nie tylko złość, ale też… wstyd. Byłam zła na samą siebie. Rzuciłam plecak i w pośpiechu władowałam się w śpiwór. Nie chciałam czekać na chłopców. Musiałam się uspokoić i zasnąć. Wiedziałam, że nie będzie to trudne i sen przyjdzie bardzo szybko. Modliłam się tylko o to, by nie mieć koszmaru. Nie chciałam obudzić się z krzykiem i płaczem. Dotychczas, na wspólnych nocach filmowych, czy przy innych okazjach, udawało mi się nie zasnąć, a kiedy już zapadałam na krótką drzemkę, miałam to szczęście, że nic mi się nie śniło. Czemu miałam wrażenie, że właśnie w tą noc, mój koszmar powróci?
Song 6: https://www.youtube.com/watch?v=kmqJ2QeLo14 – Black Rebel Motorcycle Club „Done All Wrong”
Podeszli do rozpalonego wcześniej ogniska. Rozejrzeli się i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Czarnowłosy kucnął przy dziewczynie.
– Zasnęła. – stwierdził po chwili
Blondyn westchnął.
– To nie są witaminy, prawda? – spytał Cody, wciąż przyglądając się śpiącej córce Gromowładnego
Danny ponownie westchnął i usiadł na swoim śpiworze.
– Nie. – odparł, wrzucając kijek w płomienie – Bo widzisz… Lana ma pewien problem. – dodał niepewnie
Cody podniósł na niego wzrok.
– Co się stało? Jest chora? – spytał wstając
– Nie, nie. – zaprzeczył szybko – W zasadzie… Ech… Lana się leczy z depresji.
Zapadła cisza, a w powietrzu pojawiło się napięcie.
– Jak… Jak długo to już trwa? – spytał Cody zaciskając pięści
– Dobrze wiesz jak długo. Kiedy odszedłeś, z Laną było tragicznie. Jakby całe życie z niej uciekło. Jakby umarła. Myśleliśmy, że szybko dojdzie do siebie, ale ona była załamana. Nie jadła, nie wychodziła z łóżka, z nikim nie rozmawiała, a kiedy zasypiała, miała koszmary. Budziła się wtedy z płaczem i krzykiem. Jake nie wiedział co robić. Nikt nie wiedział. Byliśmy przerażeni, kiedy wrzeszcząc, rzucała się po łóżku. Wiesz ile nocy spędziłem na ganku jej domku? Chciałem być przy niej. Wszyscy jej bliscy się bardzo starali. Potem na wiosnę nagle się obudziła. Zaczęła powoli się odradzać. Wróciła do domu. Jej rodzice o wszystkim wiedzieli, bo byliśmy w stałym kontakcie, ale i tak nie byli przygotowani na jej nocne ataki. W końcu uznali, że potrzebna jest jej pomoc specjalisty. Zabrali ją do lekarza. Stwierdzono depresję i lęki… Potwierdzono także, że miała myśli samobójcze. Oczywiście, nigdy nie próbowała się zabić, ani się nie okaleczała, ale… Ale i tak dostała masę leków. Łykała te prochy cały czas. Antydepresanty, na uspokojenie, na sen i sam nie wiem co jeszcze. To było chore. Nie popierałem tego. Ale ona chodziła na wizyty, wróciła nawet do szkoły, poznała nowych ludzi. Na początku było dobrze, tabletki jej pomagały, ale potem zaczęły na nią źle wpływać. Lana się zmieniła. Chodziła taka otępiała, obojętna, wiadomości od niej były bardzo ogólne. Jakoś w maju wydarzył się wypadek. Zasnęła w wannie podczas kąpieli. Wzięła tabletki na sen i… Ech… Na szczęście jej mama w porę weszła do łazienki, bo zaczęła się martwić. Lana o tym nie pamięta. Myślę, że wyparła to ze swojej pamięci. Próbowałem ją o to zagadać, ale ona naprawdę nie miała o niczym pojęcia. O tym zdarzeniu wiedziałem od jej rodziców. Sądzę, że nie chciała się zabić. Nie wierzę w to. To musiał być po prostu wypadek. Dlatego nie popieram tego, by brała leki. Mówiłem, że przesadza, że bierze je zbyt często. Wiele razy jej to tłukłem, a ona łykała je jak cukierki. Teraz i tak jest lepiej. Bardzo często rozmawiamy. Spotykamy się, by mogła mi się zwierzyć. Wiem, że bierze ich już dużo mniej. Poprawia się jej, kiedy jesteśmy wszyscy razem. Tak jak kiedyś…
Danny zakończył swoją opowieść. Trudno mu było o tym mówić. Lana była dla niego ogromnie ważna. Wiedział, że nie odwzajemnia jego uczucia, ale to nie miało znaczenia. Próbował ją chronić.
Cody był w szoku, choć miał opanowany wyraz twarzy. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Lana była naprawdę chora. Faszerowanie się prochami? Lęki? Myśli samobójcze? Oczami wyobraźni widział jak dziewczyna leży nieruchomo w wannie pełnej wody. Ze złości zacisnął kciuki tak mocno, że wbił sobie paznokcie w dłonie.
– Dlaczego o niczym nie wiedziałem? – spytał chłopak przez zaciśnięte zęby
– Nie chciała, żebyś wiedział. Wstydziła się tego. Nie chciała, żebyś wiedział przez co przeszła. Wolała udawać, że Twoje odejście i powrót wcale nią nie wstrząsnęły. Prawda jest taka, że dzięki temu co zrobiłeś, ona stała się silniejsza. To ją ukształtowało. – odparł
– Ona nigdy mi tego nie wybaczy. – szepnął Cody, siadając na śpiworze
– Wybaczy. Potrzebuje tylko czasu. – oznajmił Danny i uśmiechnął się lekko do bruneta
– Powinienem wiedzieć coś jeszcze?
– Hhmm… Czasem… Czasem ma napady klaustrofobii. Na przykład w windzie. Raz zatrzasnęła się w zbrojowni i strasznie wtedy krzyczała. Boi się małych i ciemnych miejsc. Kabin od ubikacji publicznych też unika. Ale to pewnie dlatego, że nie lubi publicznych miejsc tego typu. Och, może chcesz wiedzieć co miała nagrane na pocztę głosową? Znam to na pamięć. „Cześć, tu Lana. Bardziej niż rozmawiać teraz z kimkolwiek, wolę umrzeć. Nie zostawiaj wiadomości, bo i tak jej nie odsłucham.” – zacytował syn Apolla
Obaj chłopcy wpatrywali się w czarnowłosą.
– Chciałbym znać jej myśli. – wyznał Cody
Danny zawahał się przez chwilę, po czym sięgnął po swój plecak.
– Co robisz?
– Nosiłem to przy sobie, bo chciałem Ci to już dawno pokazać, ale nie było okazji.
Blondyn wyciągnął zeszyt z nutami, otworzył go i wyjął ze środka kilka pogiętych, zapisanych kartek.
– „Drogi Pamiętniku, czy to był sen? Czasem mam wrażenie, że tak. Zdaje mi się, że żyłam w pięknym śnie. Dlaczego musiałam się obudzić? Czuję się taka samotna. Tabletki pomagają mi zapomnieć. Po nich przychodzi spokój i sen.” „Drogi Pamiętniku, czy umieranie boli? Na pewno. Dlaczego więc… Dlaczego tak śmierć mnie kusi? Wiem, że to złe, ale po śmierci trafiłabym do Podziemia. A tam.. To chore. Nie powinnam tak myśleć. Tak bardzo chcę go zobaczyć, że gotowa jestem umrzeć. Cassidy… Ona zabiła się, bo nie mogła żyć bez Davida. Tak samo ja nie mogę żyć bez niego.” „Drogi Pamiętniku, czuję, że rozpadam się na kawałki. Byłam znów na wizycie. Lekarz każe mi mówić. Ale ja nie chcę. Mam halucynacje. Powinnam zmienić tabletki, ale one pozwalają mi funkcjonować.” „Drogi Pamiętniku, to był wypadek. Ja nie chciałam…”
Danny przestał czytać. Spojrzał na Cody’ego. Chłopak siedział z nisko spuszczoną głową.
– Skąd… Skąd to masz? – spytał cicho drżącym głosem
– Wyrwałem kiedyś z jej pamiętnika. Nie chciałem, by tam były. By je znalazła i o nich pamiętała.
– To nie powinno się nigdy wydarzyć. Nie powinna przez to przechodzić.
Cody wstał, wziął kartki od blondyna i wrzucił je w ogień. Obaj patrzyli jak płoną.
Song 7: https://www.youtube.com/watch?v=cdIcP12Kd5k – „Let me sign”
Leżałam na ziemi. Czułam ból. Słyszałam głosy, krzyki. Obraz stał się zamazany i niewyraźny. Nie miałam siły się ruszyć. Po chwili jednak wszystko ustało. Czas jakby zwolnił. Przestałam cokolwiek słyszeć i czuć. Powoli zamknęłam powieki…
Gwałtownie się ocknęłam i otworzyłam oczy. Natychmiast ogarnęła mnie ciemność i chłód. Łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Kiedy moje zmysły się wyostrzyły, próbowałam zorientować się gdzie jestem. Leżałam na czymś miękkim. Wyciągnęłam przed siebie ręce, ale natrafiłam na opór. Nie mogłam wstać. Było zupełnie ciemno, nie widziałam kompletnie niczego. Zaczęłam panikować. Uderzyłam rękoma w przeszkodę. Była twarda i drewniana. Serce biło mi jak szalone. Rozglądałam się wokół, ale niczego nie mogłam dostrzec. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś próżni. Nie mogłam się poruszyć. Jakbym była w czymś uwięziona. Wtedy to do mnie dotarło. Byłam w trumnie. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Z oczu momentalnie popłynęły mi łzy. W mojej głowie kotłowało się tysiące myśli, których nie potrafiłam poukładać. Darłam się, wrzeszczałam, aż zabrakło mi tchu. Krzyczałam, by ktoś mnie uratował. Wzywałam pomocy, lecz na próżno. Ciągle płakałam. Uderzałam z każdej strony trumny, lecz to też nie pomagało. Zaczęłam drapać w wieko trumny. Byłam jak obłąkana. Niczym w transie. Nagle poczułam, jak z palców, po dłoniach, płynie mi coś ciepłego. Nie widziałam tego, ale wiedziałam, że to krew. Krew z moich zdartych paznokci. Czułam ogromny ból. Jakby ktoś uciął mi palce. Płytki utkwiły w drewnianym wieku. Wrzeszczałam przeraźliwie. Oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność. Nie wiedziałam, czy to przez krzyk i płacz, czy po prostu brakło mi już powietrza. Dotknęłam swojej twarzy i włosów, przez co jeszcze bardziej ubrudziłam się krwią. Zaczęłam mieć halucynacje słuchowe. W końcu się uspokoiłam. Nie wiedziałam ile czasu minęło. Leżałam otępiała. Było mi słabo. Czułam się senna i zmęczona. Od głosów i szeptów, które mnie otaczały rozbolała mnie głowa. Powoli zaczęło braknąć mi tchu. Czułam jakby ktoś usiadł mi na brzuchu. Bolały mnie płuca. Powieki zaczęły mi opadać, aż w końcu zamknęłam oczy i nastał koniec…
Obudziłam się. Cała się trzęsłam. Krzyczałam i płakałam.
– Lana.
Usłyszałam ten głos. Jego głos. Cody… Chłopak był obok, razem z synem Apolla. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
– Spokojnie, jestem przy Tobie Aniele.
Cody zaczął głaskać mnie po głowie. Wtuliłam się w niego jak małe dziecko i zamknęłam oczy. Wciąż zanosiłam się płaczem. Chłopak nazywał mnie Aniołem, ale prawda jest taka, że to on był moim Aniołem Stróżem.
Mój koszmar… Ten, który śnił mi się od czasu śmierci Cassidy… Powrócił po odejściu Cody’ego, ale zmienił się. Wcześniej kończył się w momencie, kiedy umierałam, leżąc gdzieś na ziemi. A potem… A potem jeszcze ta ciemność. Co noc to samo. Przeżywałam te tortury na nowo, wciąż od początku. I zawsze budziłam się przerażona. Sen zawsze kończył się tak samo. Nie miałam na niego żadnego wpływu.
– Lanuś… – zaczął Danny
Oderwałam się od bruneta i wytarłam twarz. W końcu ostrość widzenia mi się poprawiła. Noc, śpiwory, nasza misja. Tak, wszystko pasuje. Przypomniało mi się, gdzie byliśmy.
„Tabletki mi nie pomogły, a Cody ujrzał mnie w tym tragicznym stanie. Teraz dowie się o wszystkim, co chciałam przed nim ukryć.”
– Jak się czujesz?
– W porządku. – skłamałam
– Już dobrze? – pytał zmartwiony blondyn, a ja przytaknęłam szybko
– To tylko zły sen. Zdarza się. – powiedziałam
Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, więc się domyśliłam, że Cody już wie o wszystkim. Zacisnęłam pięści.
– Nic mi nie jest. – rzekłam, uważając, by głos mi się nie zatrząsł – Która godzina?
Danny wyciągnął telefon z kieszeni.
– Osiemnasty sierpień, godzina trzecia czterdzieści. – oznajmił blondyn, a Cody podał mi butelkę wody
– Przepraszam, że was obudziłam. – powiedziałam biorąc łyka
– Nic się nie stało. – przyznał blondyn z uśmiechem, a Cody dał mi chusteczki
– Nie jest Ci zimno? Połóż się. – zwrócił się do mnie
Posłusznie otuliłam się śpiworem.
– Skoczę na chwilę do lasu. – oznajmił Danny wstając
– Nie wyrywaj tylko dup. – upomniałam go
– Będę. – odrzekł i wyszczerzył się
Zostaliśmy sami. Ogień się już nie palił, a jedyne światło dawały gwiazdy. Cody westchnął. Spojrzałam na niego. Siedział na swoim śpiworze i wpatrywał się w niebo. W końcu przysunął się bliżej mnie.
– Lana, muszę Ci coś w końcu powiedzieć. – zaczął nagle
Przestraszyłam się. Obawiałam się tej rozmowy. Czułam, że to coś poważnego. Bałam się, że Cody powie mi coś, co mnie zrani.
„Znów mnie od siebie odepchnie? Znów mnie zostawi? Znów będę musiała przejść przez to samo? Może to była tylko cisza przed burzą? Może jest teraz taki miły i opiekuńczy, bo nie chce, bym cierpiała. Przyzwyczaja mnie do siebie. Oswaja jak psa, daje nadzieję, by za chwilę znów zniknąć z mojego życia.”
– Nie. – palnęłam nagle – Nic nie mów. Proszę. – dodałam szybko, a on spojrzał na mnie zdziwiony
Byliśmy naprawdę blisko siebie.
– Ale ja dłużej nie wytrzymam. – powiedział i złapał mnie za rękę
Zdziwiona patrzyłam na chłopaka.
– Noszę w sercu niewypowiedziane, zagubione słowa. I myślę, że to czas, byś je usłyszała.
Serce podeszło mi do gardła. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Czemu nie śpicie? – spytał nagle Danny, a my odskoczyliśmy od siebie
– Czekaliśmy na Ciebie. – powiedziałam szybko
– Wiedziałaś, że byłem wyrywać dupy.
– I tak szybko skończyłeś?
– Słabo.
– No, nie postarałeś się.
Danny spojrzał na nas spod przymrużonych powiek.
– Wiecie ile w tym lesie jest gruzu? Jak podczas tygodnia cygańskiego w Lidlu. – powiedział przejęty
Po chwili ponownie położyliśmy się w śpiwory. Nie rozmawialiśmy o lekach, o koszmarze, czy misji. Byłam wdzięczna chłopcom, że nie poruszyli żadnego z trudnych dla mnie tematów. Po prostu zasnęliśmy.
18 sierpień, kilka godzin później…
– Próbowaliśmy zabrać go na obóz, ale nam uciekł i jest w Central Parku. Chcemy z nim porozmawiać, ale musicie się pośpieszyć. Wpadł w obłęd, gdy przejrzał na oczy i chce to wszystko skończyć.
– Ilu was jest?
– Mało.
– A potworów?
– Więcej.
– Rozumiem.
– Czy on naprawdę..?
– Percy! Coś się dzieje, chodź!
– Powiem wam resztę jak przybędziecie! – krzyknął syn Posejdona
– Ok! Aha, jeszcze jedno! – krzyknęłam szybko
– No?
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Percy! – dodałam i uśmiechnęłam się
– Haha, dzięki! Niezłe przyjęcie tu mam! Ale spokojnie, jak już będzie po tym wszystkim, spotykamy się na obozie.
– Będzie imprezka! – ucieszył się Danny
Obraz zamigotał i połączenie irofoniczne się urwało. Zapadła cisza.
– To co? Idziemy powstrzymać jednego świra i pozabijać potwory? – spytał retorycznie Danny i potarł ręce ze zniecierpliwienia
Podnieśliśmy się z ziemi. Cody złapał nas za ręce i pociągnął gwałtownie w mrok. Zamknęłam oczy przestraszona. Jednak nie stało się nic złego. Oprócz lekkich zawrotów głowy, nic mi nie dolegało.
– No, to znów jesteśmy w Nowym Jorku. – oznajmił zadowolony Danny
– Central Park jest zaraz obok.
– Dlaczego to zawsze musi być Central Park? – mruknęłam do siebie pod nosem
Nad naszym miastem wisiały czarne chmury, a niebo od czasu do czasu przecinały błyskawice. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani. Danny’ego tak rozpierała energia, że aż puścił z telefonu swoje słynne utwory. Podkład muzyczny musiał być. Chłopak wybił naprzód.
– Lana… – zaczął biegnący obok mnie Cody – Możesz mi coś obiecać? – spytał, a ja kiwnęłam głową
– Kiedy to wszystko się skończy, umówisz się ze mną na randkę? – spytał otwarcie
Serce od razu zabiło mi szybciej, a na policzkach poczułam ciepło. Uśmiechnęłam się lekko, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo ucieszyła mnie propozycja bruneta.
– Tak.
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„– O czym Ty mówisz?”
„– Pomogę innym.”
„– A Ty zepsułeś niespodziankę.”
„– Tego nie musiałeś mówić.”
„– Danny, bądź poważny.”
„– Pa sąsiadka!”
Rozdział X:
„Goodbye my Angel…”
Też myślę, że Cody wyglądałby zabójczo w mundurku jej szkoły Haha, szykuje się balowanie przez kilka dni i nocy xD Cody i Lana są tacy słodcy, że po prostu oooooch … Haha, ale akcja szpiegowska 😀 Mówiłam Ci, że przy Twoich tekstach naprawdę dobrze się bawię? O ile nie jest to oczywiście jakiś smutny moment, ale przez większość czasu mam ogromnego banana na twarzy xD Pfff, czarne serce Lany wygrywa internety Oooo, historia Danny’ego i Danielle jest taka słodka <3 Też by mi brakło tchu gdybym patrzyła na Cody;ego 😛 Ah ta zaborczość Lany. Mimo wszystko nie chce oddać nikomu innego Cody'ego <3 Kurde, Percy to ma wyczucie =,= Zatłukę Glona… Przekaż Jacksonowi, że już nie żyje. A tak czekałam aż C. i L. sobie wszystko wyjaśnią Haha, fochy Lany <3 Biedny Chejron. On jeden, a w obozie tyyyylu niewyżytych półbogów. Pobieranie krwi. Aż zbladłam na tę myśl. To się robi coraz bardziej interesujące. I co? Cody dużo zapłacił za ten parking? Chcesz mi powiedzieć, że Lana jednak nie zabiła Danny'ego za ten różowy lakier? Rośnie we mnie nadzieja, że C. wreszcie opowie to i owo o swoich motywach. Mam nadzieję, że nie złudna! Siedzenie w lesie prawie jak w horrorze 😀 Danny jest jak ja. Też ma bałagan w pokoju xD W sumie… Też jestem ciekawa jakie teksty mają bogowie na podryw… Hm… Interesujące xd Czuję, że moje życie po rozmowach Danny'ego i Cody'ego już nigdy nie będzie takie samo :O Duchy wychodzące na zdjęciach! Albo to ten Jebacz. I to on pewnie kłuje herosów! Biedna Lana Ejjj, no, panowie, ale czytanie pamiętnika? No nie, teraz Danny przerywa wszystkie wyznania. Czy on chce dołączyć do martwego Glona? Też się zastanawiam dlaczego to zawsze musi być Central Park. Dlaczego to nie może być nowojorskie metro? Wyczuwam kłopoty spowodowane tym zaproszeniem na randkę xD Nie wiem czemu, ale coś tak czuję 😀
Fajnie się bawiłam czytając Czekam na ciąg dalszy 😀
Czytanie komentarzy jest jedyną rzeczą, która poprawiła mi dziś humor. Dziękuję :*
Hahaha, biedny Percy, on jeszcze nie wie, że jest martwy 😛
Cody się przez ten parking zadłużył 😛
Ja wiem, rozmowy Cody’ego i Danny’ego są niereformowalne. I niektóre fragmenty powinny być ocenzurowane 😛
A powiem Ci, że nowojorskie metro też już było! W pierwszej części, czyli konkursowym „Jestem herosem?”. Nie wiem, czy to czytałaś, ale od tego się wszystko zaczęło. C:
Goodbye My Angel… Czy Cody nie mówi do Lany Aniele? Ciekawy zbieg okoliczności… Jeśli to zbieg. (Tak, to zbieg bo uciekł z więzienia XD). W którymś z odcinków Pamiętnika Heroski pojawił się pewien śmiertelnik imieniem Marcus. Od przeczytania tego, zawsze kiedy jest jakiś tajemniczy świrus, wydaje mi się że to on. Kwestia transfuzji? Bardzo interesująca. Muszę przyznać, że ten pomysł jest naprawdę dobry. To znaczy, że zwykłemu śmiertelnikowi dano krew Zeusa? Ciekawe, ciekawe FAN TEORIA: A może Marcus chciał sobie wstrzyknąć krew Bogów, od najsilniejszych herosów (grupowych), ale nie wiedział, czy przeżyje, więc najpierw wstrzyknął ją do krwiobiegu innych ludzi? KONIEC FAN TEORII Coraz więcej pytań a coraz mniej odpowiedzi. Znów muszę cię zbesztać, ponieważ znowu nie było reklam! W sumie w poprzedniej części były aż 2… No dobra, daruję ci *macha ręką w stronę generała, który wydaje rozkaz o opóźnieniu ataku*. Danielle i Danny. No w sumie dajmy trochę wytchnąć temu Cody’emu. Mu też się od życia trochę należy… Tak Quick, syn boga umarłych też musi mieć coś od życia… XD. Trochę smutno było z tymi antydepresantami, ale pamiętajmy, że od wszystkiego co daje spokój, można się uzależnić. Lana od antydepresantów, Cody znów się upije, a Danny jak zwykle od głupoty i bałaganu. A propo, Danny znów dowalił bardzo mądrym tekstem Wnioskuję o przynajmniej jeden mądry tekst Danny’ego w każdym odcinku Pamiętnika! Trochę się boję, bo 10 odcinek już się zbliża, a po 10 odcinku 1 sezonu następny był napisany po 1,5 roku. Lana, wyjaśnij jak to jest, że chcesz żeby Cody ci wszystko wyjasnił, a potem nie pozwalasz mu mówić? Nie zasłaniaj się misją, bo słonia nie da się zamisjowić.
Urzekła mnie ta część.
Quick, Ty wiesz, jak ja Cię lubię, prawda? Mam nadzieję. Pamiętaj o tym.
Ej, mega mi się podoba czytanie waszych FAN TEORII! Jej, nie myślałam, że ktoś jeszcze pamięta o Marcusie! Ja sama niedawno sobie o tym epizodzie przypomniałam! Cieszę się bardzo, że takie szczegóły utknęły Ci w pamięci!
Mądre teksty Danny’ego w każdym odcinku? Oj, to może być kłopotliwe. W końcu, to Danny. 😛
~You are my destinyyyy!~ XD ( Szpieg doszukuję sie tu My Love From Another Star 😉 ) Rozdział jak zwykle genialny! Myślę jednak, że szkoła Lany nie wytrzymała by energii tych dwóch chłopaków. Pewnie po niedługim czasie zostałaby starta z powierzchni Ziemi przez energię Dannego z lekką pomocą Codego i Lany 😉 Ninja Mission! Jak to musiało głupio wyglądać dla normalnych ludzi obserwujących podkradanie się Lany i Codego 😀 Ale ja też tak chcę *_* Danny miszczu nienormalnych sytuacji^^ Rozkręca się akcja, rozkręca. Bardzo mnie ciekawi kto stoi za tą akcją z krwią półbogów. Lana Geniusz! I te akcje w na przystanku autobusowym i w lesie. Awwwww. Pokój Dannego jest bardzo podobny do mojego Też nigdy nie wiem czy jakieś nowe formy istnienia nie powstają w danym momencie za szafą. .. Moja teoria: Na zdjęciu było coś/ktoś co pobiera krew herosom i zamierzało odebrać krew Lanie alvo ich wszystkich zabić. Koniec teorii. Trochę smutna historia załamania Lany :/ Ale jest już w porządku i jest Cody z Dannym ^^ Paring Lana i Cody Ever! Eeee, miszcz trollingu 😀 Nikt nie wie kto naprawdę robi rozróbę w Central Parku, nikt nie wie jak sekret skrywa Cody i jeszcze ta randka… Nie moge się już doczekać randki Codego i Lany. Fighting dla Autorki!
A na koniec~ Boomshakalaka, Boomshakalaka, Boomshakalaka~ 😀
AAAAA! Kocham tą dramę! „My Destiny” jest taka piękna i oficjalnie z „Run to you” jest piosenką Lany i Cody’ego. Każda ich fajna scenka jest opieczętowana jedną z tych nutek. Kocham tak bardzo *-* <3
Kolejna intrygująca teoria 😀
Aha, jeszcze jedno!
WOW FANTASTIC BABY 😀 <3
Na plus: z części na część się rozkręcasz (zarówno jeśli chodzi o formę jak i treść).
Na minus:
-dlaczego to opowiadanie zmusza mnie do zlewania roboty?! Zrób z tym coś, do cholery!
-brak drogowskazów dla przecinków= czasem pojawiają się nie tam, gdzie trzeba (chociaż są to już dosłownie pojedyncze przypadki).
-A GDZIE REKLAMA?! I cygański prysznic?!