Opowiadanie od ♥Annabelle♥Rozdział V:
Lana – znaczy pechowa
Od kucania cała zdrętwiałam. W dodatku było brudno. I przez chwilę miałam wrażenie, że coś przebiegło mi obok stopy! Nowojorskie zaułki to zło! Czyste zło!
Ok, to słowem wstępu. Od jakiegoś czasu zauważono wzmożoną aktywność potworów. Dzięki obserwacjom, wiemy, że beztrosko poruszają się po mieście i wyrządzają wiele szkód. To wygląda, jakby się po prostu rozpieściły. Za dużo sobie pozwalają. Terroryzują Nowy Jork niczym w kreskówkach o potworach. Zeus oczywiście od razu wpadł na rozwiązanie. „To wina Hadesa!” Oczywiście. Całe zło na świecie i podatki to wina Hadesa. No ludzie. Dajcie mu spokój. Całymi dniami siedzi pod ziemią, użera się z trupami i jeszcze za wszystko obrywa. Nie uwierzyłam w jego winę i sama zaczęłam się zastanawiać, co może się kryć za dziwnym zachowaniem potworów. Zgłosiłam się na misję i udało się. Dostałam swoją pierwszą, dorosłą, poważną, samodzielną misję. Od trzech dni tropię i śledzę potwory. W razie zagrożenia, eliminuję. Ale raczej staram się pozostać w ukryciu. Udaje mi się to dzięki Mgle. Musiałam też kupić sobie nowe ubrania, by choć na trochę mieć inny zapach.
Od rana łaziłam za Chimerą i stwierdziłam, że zwierze to jest kompletnie głupie! Raz uciekła na widok zmieniających się świateł, innym razem wybiegła na środek skrzyżowania i skuliła się przestraszona. Dwa razy wąchała psy. Ludzie niczego nie zauważyli, ale wydaje mi się, że te biedne psiaki widziały potwora. W każdym razie, musiałam śledzić to durne stworzenie i póki co, udawało mi się przeżyć.
Siedziałam właśnie schowana w brudnym zaułku za śmietnikiem, bo Chimera… spała. No lol. Serio?
Westchnęłam i spuściłam głowę. Kiedy myślałam o samodzielnej misji, wyobrażałam sobie wybuchy, emocje, walkę, ogień i adrenalinę. Jak w filmach akcji.
Ten gorzki smak rozczarowania…
Wyjęłam z plecaka pamiętnik, by zapisać swoje obserwacje i luźne myśli. Wygrzebałam też lusterko, by zobaczyć, czy wyglądałam tak tragicznie jak mi się wydawało. Było w miarę. Pojedyncze pasemka opadały mi na twarz, więc poprawiłam koka i założyłam na głowę kaptur. Przetarłam skórę mokrą chusteczką. Miałam tylko jedno zadrapanie na skroni. Długa, siwa bluza i jeansy też były czyste. Dawałam radę. Tylko na wewnętrznej stronie łokcia, u prawej ręki miałam wielkiego, okrągłego, fioletowego siniaka z małą kropeczką na środku. Musiało mnie coś ugryźć albo się gdzieś uderzyłam. Wzięłam tabletkę i spojrzałam w górę. Niebo było czyste i bezchmurne. Musiało być coś koło południa, a mi się chciało spać. Bardzo.
Chimera leżała skulona w kącie. Odwróciłam wzrok, gdyż była ohydna. Objęłam kolana ramionami i oparłam na nich głowę.
„Chyba się nic nie stanie, jak się zdrzemnę…”
Poczułam na twarzy gorący podmuch powietrza. Gorący i nieświeży. Powoli i niepewnie uchyliłam powieki. Kiedy tylko ostrość widzenia mi się wyostrzyła, wytrzeszczyłam oczy i momentalnie wstrzymałam oddech. Kilka centymetrów dzieliło mnie od wielkiej paszczy potwora. Ślepia Chimery wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. W ręku trzymałam sztylet. Ściskałam go tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie. Dopóki Mgła działała, a ja nie oddychałam, było ok. Problem polegał na tym, że oddychać musiałam. Czułam, że jestem cała czerwona. W chwili, gdy miałam zaczerpnąć powietrza, Chimera odwróciła pysk i odsunęła się. Potwór niczym kot, otarł się o ceglaną ścianę budynku. Wzięłam szybki wdech. Nie wiedziałam, czy to już ten moment, w którym powinnam zabić potwora. Sytuacja zagrożenia życia, póki co minęła. Nie było powodu, by atakować. Opierając się o ścianę budynku, wstałam i momentalnie poczułam niedowład nóg. Syknęłam cicho i zaczęłam rozmasowywać uda i łydki.
Song 1: https://www.youtube.com/watch?v=E2vRrTcSgU0 Thom Yorke -„Hearing Damage”
Potwór wyszedł na ulicę. Zrzuciłam na ramię plecak i utykając poszłam za nim. Schowałam sztylet w rękaw bluzy i zaczęłam się uważnie rozglądać, by nie zgubić Chimery. Musiałam pilnować, by nikomu nie zrobiła krzywdy. Miałam wrażenie, że Chimera bardziej interesuje się śmiertelnikami, niż mną.
Nagle poczułam silny poryw powietrza. Coś szarpnęło mnie za rękę, że aż przechyliłam się do tyłu. Złapałam się za ramię, które ktoś chyba chciał mi wyrwać.
– Witaj słodziutka. – usłyszałam nad uchem
Błyskawicznie się odwróciłam. Przede mną stała wysoka, szczupła, zgrabna kobieta o długich, płomiennorudych lokach. Jej oczy były czerwone, a twarz blada. Była na swój sposób piękna i przerażająca. Miała na sobie białe futro do kolan i czarne kozaki.
– Tęskniłaś? – spytała, ukazując swoje ostre, białe zęby
– Lamia… – szepnęłam i odsunęłam się do tyłu
– Czas wyrównać rachunki. – rzekła i uśmiechnęła się przebiegle
Zaczęłam drżeć na całym ciele. Lamia… Potworzyca, która omal mnie nie zabiła. To był pierwszy potwór, którego spotkałam na swojej drodze. Rany na szyi długo mi o tym przypominały. Razem z bratem udało nam się ją pokonać, kiedy przedostała się na teren obozu, ale potwory nie umierają. Z czasem wracają.
Kobieta rozchyliła wargi, a jej kły jeszcze bardziej się wysunęły. Rzuciła się na mnie, ale ja w porę wyciągnęłam sztylet i zrobiłam unik. Zamieniłam broń w miecz i zaatakowałam. Lamia była zwinna jak kotka i z łatwością mi się wywinęła. Stałyśmy na środku ulicy. Ludzie przechodzili obok, szturchali mnie i popychali. Nikt nie widział, że stoję z mieczem.
Atakowałam szybko i wściekle. Przywarłam Lamię do ściany budynku.
– Ktoś tu nie próżnował. – zauważyła, łypiąc na mnie złowrogim spojrzeniem
Chciałam wbić jej miecz w brzuch i zakończyć sprawę, ale ponownie udało się jej wywinąć.
Zaczęłam przeklinać pod nosem. Na szczęście ani razu nie udało się jej mnie zranić. Niestety w pewnym momencie Lamia przewróciła mnie na chodnik. Upadłam i uderzyłam się w głowę. Ludzie obojętnie przechodzili obok. Zanim zdążyłam się podnieść, potworzyca wylądowała na mnie. Jedną ręką zaczęła mnie dusić. Nie mogłam oddychać. Drapałam i szczypałam jej dłoń. Spanikowałam i wpadłam na pomysł. Przestałam wierzgać, a kiedy Lamia pochyliła się, by mnie ugryźć, położyłam jej dłonie na ramionach i mocno poraziłam prądem. Ruda z krzykiem poleciała w powietrze i wpadła na hydrant. Podniosłam się, wzięłam miecz i zamieniłam go w łuk. Lamia warknęła groźnie. Miała dziki, rozbiegany wzrok. W dwóch susach doskoczyła do ludzi stojących na przejściu i czekających na zmianę świateł. Wyciągnęła z wózka śpiące niemowlę. Kobieta stojąca obok nawet nie drgnęła.
– I co teraz zrobisz?! – spytała głośno i przyłożyła szpony do szyi dziecka
Dzieliły nas może dwa metry. Miałam ją na celowniku. Ale nie mogłam strzelić. Ponownie z moich ust wydobyło się niecenzuralne słowo.
– Zostaw dziecko!
– Zmuś mnie.
Lamia nagle wskoczyła na dach żółtej taksówki. Wycelowałam w nią i napięłam cięciwę. Dziecko zaczęło płakać. Widziałam malutkie rączki, które wyrywały się do góry. Taksówka ruszyła. Wpadłam w panikę. Lamia miała zakładnika, a w dodatku zniknęła moja Chimera! A już zdążyłam się do niej przyzwyczaić!
Gdybym strzeliła… Z samym trafieniem nie byłoby problemu. Dostałaby prosto w ten rudy łeb, ale dziecko… Nie mogłam zaatakować, kiedy stała na odjeżdżającym samochodzie. Bałam się, że matka niemowlaka odkryje, że nie ma go w wózku.
– Pobawmy się w ganianego. Ostatnim razem nie skończyłyśmy. Tym razem, Ty gonisz! – krzyknęła, chcąc zagłuszyć miejskie odgłosy i wskoczyła na kolejny samochód, robiąc tym samym wgniecenie w karoserii
Puściłam się biegiem chodnikiem. Przeciskałam się między ludźmi, którzy utrudniali mi pościg. Lamia skakała niczym kotka. Świetnie się przy tym bawiła. Mi nie było do śmiechu.
– Ok, znudziłam się. – oznajmiła, zatrzymując się nagle
Lamia spojrzała obojętnie na krzyczące maleństwo i jakby nigdy nic, wyrzuciła je w powietrze. Upuściłam łuk i rzuciłam się przed siebie. Wpadłam na jezdnię i wyciągnęłam przed siebie ręce. Samochód zaczął trąbić. Z piskiem opon zatrzymał się kawałek przede mną. Cudem pochwyciłam w ramiona dziecko. Byłam przerażona. Nie wierzyłam, że naprawdę udało mi się je ocalić.
Upadłam na kolana. Ludzie to dostrzegli. Spojrzałam w dół na brązowookie, czerwone, zapłakane biedactwo. Bałam się, czy nie doznało jakiegoś wstrząsu, czy się nie poobijało.
– Cii, spokojnie skarbie.
Od razu włączył mi się tryb Pedobear’a. Szybko wstałam i opuściłam jezdnię, gdyż zaczęłam bardzo denerwować kierowców. Oddaliłam się, by zgubić się w tłumie, ale przypomniałam sobie o łuku, który upuściłam. Zawróciłam i z dzieckiem na rękach zaczęłam szukać broni. Bałam się, że ktoś kopnął, lub podeptał łuk.
– Tego szukasz?
Podniosłam szybko głowę. Lamia stała na schodkach, prowadzących do sklepu i teatralnie bawiła się łukiem.
„Wielka Pando… Dlaczego ja mam takiego pecha..?”
Podsumowując: Chimera mi zwiała, prześladowała mnie pragnąca zemsty i mojej krwi Lamia, nie miałam broni, za to miałam obce, małe, płaczące niemowlę. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić z dzieckiem. Nie mogłam go przecież odłożyć. Podeszłam bliżej rudowłosej.
– Widzę zaciekłość w Twoich oczach. – rzekła i zrobiła minę, jakby czegoś nasłuchiwała – Mam pomysł. Przenieśmy naszą zabawę w ciekawsze miejsce. – dodała i dała susa na dach samochodu
Aż podskoczyłam. Naprawdę była bardzo zwinna. I cierpliwa. Wolała się ze mną bawić w kotka i myszkę, niż spróbować zabić od razu.
Auto ruszyło, a Lamia kiwnęła do mnie głową, zachęcająco.
Musiałam odzyskać broń i pokonać rudą wywłokę. Spojrzałam na słodkie maleństwo. Nie czekałam długo, tylko podeszłam do pierwszego lepszego mężczyzny, który wyglądał w miarę przyzwoicie.
– Przepraszam! – krzyknęłam, łapiąc go za marynarkę
Wykonałam przed jego twarzą gest ręką. Oczy szatyna stały się puste.
– Weźmiesz to dziecko, zaniesiesz prosto na policję i powiesz, że znalazłeś je na ulicy. – powiedziałam powoli i wyraźnie
Mężczyzna pokiwał głową. Delikatnie podałam mu maleństwo.
– A teraz zapomnisz, że się widzieliśmy. – dodałam szybko, założyłam wygodniej plecak i puściłam się biegiem za Lamią
„Łatwo poszło. Ma się ten dar przekonywania. Mam nadzieję, że policja się tym zajmie. Koleś może mieć trochę kłopotów z opisaniem chwili, kiedy znalazł dziecko, ale trudno. Gdybym tak mogła zauroczyć Mgłą tą ździrę…”
Bałam się, że już zgubiłam rudą wywłokę, ale ona skakała radośnie po samochodach, które jechały w stronę…
– Most… – szepnęłam zdyszana
To był bardzo zły pomysł.
„I masz swoją adrenalinę i akcję!”
Biegnąc, zauważyłam coś niepokojącego. Na moście coś się działo. Powstał korek, więc wbiegłam na ulicę i zaczęłam przeciskać się między autami.
Manhattan Bridge.
– Czemu mam wrażenie, że to się źle skończy? – spytałam sama siebie, kiedy przeciskałam się koło starej furgonetki
Znalazłam się na moście. Widziałam Lamię, stojącą na autobusie i celującą do ludzi z łuku. Widziałam też moją zagubioną Chimerę. Potwór kręcił się na pasie, na którym również się znajdowałam. Stworzenie wyglądało na przestraszone. Podbiegało do barierki, potem chowało się za autami i uciekało oślepione światłami.
Złapałam się za głowę.
– Wielka Pando, dlaczego mnie tak nienawidzisz..?
Song 2: https://www.youtube.com/watch?v=7sSIdgrzRfA Three Days Grace – „Misery Loves My Company”
Nie chciałam tracić czasu na użalanie się nad sobą, więc zaczęłam skradać się pomiędzy samochodami. Musiałam dostać się do Lamii. Miałam plan. Zaatakuje mnie, a kiedy będzie dostatecznie blisko, porażę ją prądem. Wtedy zabiorę broń i unicestwię. Potem pokonam Chimerę. Nie mogłam tylko dać się zabić. Nie bałam się. Byłam pewna siebie i zdeterminowana.
Kucnęłam obok stojącego w korku auta. Kiedy się trochę podniosłam, zauważyłam, że z tylnego siedzenia bacznie obserwuje mnie dziewczynka w wieku przedszkolnym. Musiałam wyglądać jak debil, czając się przy jej samochodzie. Mimo to, wyszczerzyłam się i zaczęłam machać do dziecka. PedoLana w akcji.
Po chwili szybko poszłam naprzód, bo nie miałam ochoty na spotkanie z ojcem dziewczynki.
Wiedziałam, dlaczego Lamia chciała, byśmy przeniosły się na most. Powodem była Chimera. Ruda postanowiła wykorzystać obecność drugiego potwora na swoją korzyść. A most był niebezpiecznym, pełnym niewinnych ludzi miejscem. Nie mogłam dopuścić, by komuś coś się stało.
– Długo jeszcze masz zamiar się tak skradać? – spytała Lamia, zeskakując z samochodu
Zaczęła iść środkiem ulicy w moją stronę. Ustałam pomiędzy autami i przybrałam poważną pozę.
– Nie boję się Ciebie. – oznajmiłam
Ugryzłam się w język. Nie miałam pewności co do Lamii, ale mnie ludzie na pewno widzieli. I musiałam wyglądać kretyńsko.
W samochodzie obok uchyliła się szyba i kierowca wystawił głowę za okno. Obok niego siedziała młoda kobieta wypisz wymaluj jak z „Trudnych konfliktów.” No naprawdę. Typowa kobieta z „Trudnych konfliktów.” Taka co to gra rolę takiej niewychowanej, bezczelnej, sprawiającej problemy, wrednej i odbijającej facetów. Czasem tak jest, że widzisz kogoś i stwierdzasz, że wygląda jak postać z serialu.
– Jedną paczkę solonych i jedną w karmelu. – powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do mnie
Przechyliłam głowę i spojrzałam na niego niepewnie.
– Coo..? – spytałam głupio
– Orzeszki. – powiedział, wciąż się uśmiechając – Poproszę dwie paczki. Jedną solonych i…
– Ja nie sprzedaję orzeszków! – wydarłam się i aż tupnęłam nogą
– Aaa… A hot dogi? – spytał zawiedziony
– Też nie!
– Popcorn?
– Nie!
– To może chociaż wycieraczki?
– Nie! Idź mi pan stąd! – krzyknęłam wściekła i odeszłam jak najdalej od samochodu
„No ja p*******! Serio ludzie?! Ja tu myślę, jak was uratować, a wy chcecie kupić ode mnie orzeszki?! Czy to takie dziwne, że nastolatka chodzi sobie po moście między autami?! Lepiej się stąd zabierajcie, zanim zrobi się niebezpiecznie.”
Rudowłosa była na tyle łaskawa, że nie przeszkadzała mi podczas rozmowy z panem z Opla. Uśmiechała się za to przebiegle. Kiedy już miała pewność, że ją obserwuję, odwróciła się, napięła cięciwę i wystrzeliła. Trafiła w bok Chimery. Potwór zawył, zaczął machać swoim wężowym ogonem i miotać się.
– Oops! Sorry! – zaśmiała się Lamia
„Och, super! Naprawdę, dzięki! Rób tak dalej! Może sama ją wykończysz i mnie wyręczysz! Suka!”
Chimera zezłościła się i zaczęła taranować samochody. Ludzie popadali w panikę. Musiałam działać. Korzystając z chwili, kiedy Lamia stała odwrócona, puściłam się biegiem w jej kierunku. Rzuciłam się na nią jak wariatka i zaczęłam ciągnąć za włosy. Ta jednak nie upuściła broni. Wijąc się, próbowała mnie podrapać. Oplotłam ją nogami i spróbowałam unieruchomić. Wzięłam głęboki wdech i poraziłam ją prądem. Czułam jak przez moje ciało przechodzi energia. Zeskoczyłam z Lamii, a ona upadła na jezdnię. Szybko porwałam łuk. Kątem oka sprawdziłam sytuację wokół. W tym czasie, ruda się podniosła. Jej skóra była… przypalona.
„Ty nędzny pomiocie, spal się!”
Włosy kobiety sterczały jeszcze bardziej niż normalnie, a jej oczy płonęły czystą jak łza, nienawiścią. Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem i ukazała kły. Wycelowałam do niej i bez chwili zwłoki, wystrzeliłam. Ona jednak zrobiła unik i schowała się za Porsche.
Chimera zaczęła jeszcze bardziej szaleć. Musiałam jakoś zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Unikając obu potworów, przeciskałam się, pukałam w szyby i kazałam pasażerom uciekać. Wielu patrzyło na mnie jak na idiotkę, ale się nie poddawałam. Nagle usłyszałam huk. Jeden samochód uderzył w barierkę. Była to sprawka Chimery, która w gratisie zaczęła pluć ogniem. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać.
„Musi się palić, żebyście zaczęli stąd zwiewać? Było mówić wcześniej, bym coś podpaliła.”
Tłum ruszył w moją stronę. Popychali mnie, a ktoś ugodził mnie w bok. Ustałam pomiędzy dwoma autami. Niektórzy trąbili i próbowali wycofywać. Powstało ogromne zamieszanie. Korek zaczął się powiększać. Samochody chcące wjechać na most, też w nim utknęły. Nigdzie nie mogłam dostrzec Lamii. Chimera za to, zauważyła mnie. Rzuciła się w moją stronę, taranując samochody i kilku nieszczęśników. Błyskawicznie napięłam cięciwę i wystrzeliłam. Potwór dostał strzałą, zawrzał, zatoczył się i upadając przygniótł samochód. To było jednak za mało, by padł całkowicie.
Ludzie wpadali na siebie, krzyczeli, wyzywali i taranowali. Zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Akcja jak w filmie katastroficznym. Most zadrżał i poruszył się lekko. To wywołało jeszcze większą panikę. Tej rudej małpy wciąż nigdzie nie było. Zajęłam dogodną pozycję do strzału. Grot był ze spiżu. Śmiertelnikom i tak nie zrobiłby krzywdy. Wystrzeliłam. Pocisk ze świstem przeciął powietrze i ponownie ugodził Chimerę, która ze złości plunęła ogniem. Samochody stanęły w płomieniach. Odsunęłam się i wpadłam na maskę brudnego auta. Przetoczyłam się po niej, zeskoczyłam i wsiadłam do środka, by się ukryć. Samochód był pusty i raczej nikt nie okazywał sprzeciwu. W środku leciała dość spoko muza. Odruchowo zrobiłam głośniej i zaczęłam bujać się w rytm piosenki. Zabrałam się za obserwowanie sytuacji. Musiałam mieć plan. Układałam sobie wszystko w głowie.
Siedząc w aucie poczułam, że ziemia drży. Opuściłam pojazd. Most wyraźnie drgał. Serce podeszło mi do gardła. Na środku pasa był pożar, Chimera wciąż biegała w kółko i wszystko taranowała, a ludzie z dwóch stron uciekali.
Song 3: https://www.youtube.com/watch?v=u9NStVkSCuk Skillet – „Monster”
„Jestem córką Zeusa – pana nieba i ziemi. To moje miasto i żadna paskuda nie będzie tu rozrabiać.”
Uklękłam na jedno kolano i uderzyłam pięścią o asfalt. Ziemia zadrżała. Samochody podskoczyły, tworząc falę. Chimera straciła równowagę, wpadła na barierki i zawisła. Zaplątała się w liny podtrzymujące konstrukcję. Wystrzeliłam w nią elektrycznym pociskiem. Potwór zawył i jeszcze bardziej utknął. Czułam, że już po nim, ale byłam tak wkurzona, że wystrzeliłam w jego kierunku kilka strzał pod rząd. Chciałam mieć pewność. Potwór zamienił się z pył, który szybko dostał mi się do oczu, nosa i ust. Kaszlnęłam i przetarłam powieki. Dopiero wtedy zauważyłam, a raczej poczułam, że most się przechyla. Potwór zerwał kilka lin. Przesunięcie nie było na szczęście zbyt wielkie. Nad mostem dostrzegłam helikopter. Robiło się coraz gorzej.
– Kochaniutka, nie zapomniałaś o mnie?!
Odwróciłam się, próbując utrzymać równowagę. Lamia stała pewnie i trzymała swoje szpony na szyi jakiegoś chłopaka. Wyglądał na jakieś osiemnaście lat i ubrany był jak większość nastolatków. Nie wyglądał na przestraszonego. Wiedziałam dlaczego. Lamia przyciągała do siebie mężczyzn, by wypić ich krew. Lgnęli do niej jak muchy. Frajerzy…
Chłopak wyglądał na zahipnotyzowanego.
– Lepiej go puść!
– Jeszcze krok, a zginie.
Zacisnęłam szczękę. Poczułam, że zjeżdżam. Trampki miały śliską podeszwę, więc zaparłam się nogami. Nagle w moją stronę zaczął się toczyć, najbliżej ustawiony barierki pojazd. Rzuciłam się na bok. Most przechylił się w dół jeszcze bardziej. Broń przemieniłam w sztylet, by łatwiej mi było go trzymać. Doczłapałam się do barierki ogradzającej dwa pasy ruchu. Byłam w impasie. Zaczęłam iść w kierunku Lamii.
– Igrasz z ogniem dziecko.
Ach tak, rzeczywiście. Za mną wciąż był pożar. Takie małe przypomnienie.
„Lana – znaczy pechowa. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć. W jakimś języku, moje imię musi być przekleństwem.”
Lamia odchyliła głowę chłopaka do tyłu i wgryzła mu się w szyję. Po chwili jego ciało osunęło się na ziemię. Ruda wytarła usta z krwi.
– Śmiertelnicy są okropni. Wolałabym napić się Ciebie. – oznajmiła szczerze
Naprawdę się przestraszyłam. Most był ewakuowany, samochody osuwały się w dół, pożar robił się coraz większy, a Lamia zaczynała krzywdzić ludzi.
„Co począć, co począć, co..?”
Rudowłosa z obrzydzeniem ominęła ciało swojej ofiary i w mig znalazła się przy mnie.
– Koniec zabawy. – oznajmiła swoim okropnym, wysokim głosem
Jednym machnięciem ręki, wbiłam jej sztylet w lewe ramię.
– Też tak myślę. – rzekłam, kiedy upadła na kolana
Mogłam wykończyć ją na miejscu. Mogłam. Ale zamiast tego, pobiegłam do chłopaka. Bałam się, że nie zdążę, ale Lamia była chyba zbyt zszokowana moją obroną, by się ruszyć. Uklękłam przy nastolatku. Wyglądał dość przeciętnie. Drżącą ręką sprawdziłam puls i odetchnęłam z ulgą. Żył.
– Skąd się tu wziąłeś? – spytałam nieprzytomnego, nie licząc oczywiście na odpowiedź
Sprawdzając jak daleko jest Lamia, złapałam chłopaka za rękę i przewiesiłam go sobie na plecach. Był ciężki. Wciąż się odwracając, ciągnęłam go po jezdni.
– Pomocy! Ratunku! Mam rannego! – krzyczałam z całych sił
Na początku mostu wciąż byli ludzie, którzy w pośpiechu i zdenerwowaniu opuszczali mosty. Słyszałam sygnały karetki, straży pożarnej i policji. Dym dostał mi się do oczu. Musiałam się pośpieszyć. Szłam przy barierce odgradzającej pasy jezdni, bo w dole zsuwały się auta.
– Niech mi ktoś pomoże! – wrzasnęłam
Nagle poczułam mocne szarpnięcie. Chłopak, którego ratowałam, upadł na ulicę, a ja poleciałam do tyłu. Lamia złapała mnie za włosy i zaczęła ciągnąć po drodze. Nie był to pierwszy raz, kiedy spotkało mnie coś takiego. Zamiast na bólu, skupiłam się na tym, kiedy dokładnie rozwalił mi się kok.
– Ptaszyna chciała odlecieć? – zamruczała rudowłosa
– Sama oddaj pieniądze! – krzyknęłam, bo tylko to przyszło mi do głowy w tej beznadziejnej sytuacji
Cieszyłam się, że chociaż udało mi się przenieść chłopaka w bezpieczne miejsce i na pewno ktoś go zaraz zabierze.
Wyrywałam się i krzyczałam. W końcu wyciągnęłam z kieszeni sztylet. Deja vu. Wiedziałam, że ryzykuję, ale machnęłam nim nad głową. Na szczęście nie obcięłam sobie włosów, a zraniłam Lamię w rękę. Kobieta zawyła, przytrzymała mnie i drugą ręką uderzyła w policzek. Nawet nie krzyknęłam, choć zapiekło bardzo. Potworzyca rzuciła mną o ziemię. Sturlałam się i wpadłam na rozbite szkło. Kiedy uniosłam głowę, ujrzałam rzekę. Most się coraz bardziej przechylał.
Nie mogłam znaleźć sztyletu. Musiałam go gdzieś upuścić. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam poruszający się w moją stronę samochód osobowy. Jechał bezwładnie. Przeczołgałam się do góry po szkle i uniknęłam potrącenia. Auto zawisło nad przepaścią. Zachwiało się, ale utrzymało. Po chwili jednak drugi samochód się stoczył i oba wpadły do wody.
– Proszę ewakuować się z mostu! Grozi niebezpieczeństwo! Powtarzam! Ewakuacja! Ratownicy medyczni zajmują się rannymi i pomagają w ucieczce! – oznajmił męski głos z megafonu – Proszę odsunąć się od ognia!
„Ja też tu jestem! Na samym środku! Ktoś by mógł pomóc!”
Znów nie mogłam znaleźć Lamii.
„Gdzie jest ta podła szmata?!”
Wstałam, poprawiłam plecak i zaczęłam szukać sztyletu. Wszędzie leżało szkło, alufelgi i inne części samochodowe. Udało mi się dostrzec broń. Pochwyciłam sztylet i zajęłam bojową pozycję. Rozglądałam się uważnie na boki. Wierzyłam, że jeśli pokonałam Chimerę, to i pokonam Lamię. Nie mogłam pozwolić, by znów mnie zraniła. Miałam dość krwawych ran.
Podeszłam do górnej barierki. Górnej… Kiedyś to była lewa barierka, teraz kiedy most się tak przechylił, była w górze. Złapałam się niej, raniąc sobie przy tym palce. Samochody coraz szybciej zsuwały się w dół. Jedno auto wpadło w ogień. Rozległ się głośny wybuch. Przeraziłam się, bo most jeszcze bardziej opadł. Nic mi się nie stało, ale wiedziałam, że jeśli tak dalej będzie, ogień się przybliży albo zabije mnie samochód.
Pomyślałam o nim. Nie wiem dlaczego wtedy. Tak bardzo cierpiałam. To wydawało się takie głupie. Tyle czasu spędziłam na płakaniu. Znaliśmy się tylko kilka miesięcy, a ja to tak bardzo przeżywałam. Można powiedzieć, że to tylko głupie, nastoletnie, płytkie zauroczenie, ale dla mnie było to coś bardzo prawdziwego. Wciąż był mi bliski. Staram się o nim nie myśleć. Ciągle o nim myślę. Staram się za nim nie tęsknić. Ciągle za nim tęsknię. Tak bardzo pragnęłam i wyczekiwałam jego powrotu. To mnie trzymało przy życiu.
Song 4: https://www.youtube.com/watch?v=9aRlxHtB0pg Skillet – „Awake ang alive”
Nad mostem pojawiły się helikoptery straży pożarnej. Wszystko działo się tak szybko. Nie wiedziałam jak się ratować. Zaczęłam iść w jedną stronę. Byle z daleka od ognia. Nagle zauważyłam, że w jednym z samochodów ktoś jest. Dziecko.
Nogi mi się zatrzęsły. Widziałam jak auta coraz szybciej się staczają. Nie było czasu do namysłu. Rzuciłam się przed siebie, starając się utrzymać równowagę.
„Kto zostawia dziecko w aucie?! Kto, ja się pytam?! Co to ma się znaczyć?! Najpierw tamten chłopak, teraz to? Widzę, pełen wypas! Mam tu robić za bohaterkę ratującą bliźnich?! Co jeszcze? Staruszka ze złamaną nogą? O, a może kotek, który boi się wyjść spod samochodu?!”
Dopadłam pojazd i otworzyłam drzwi. Na tylnym siedzeniu, w dziecięcym foteliku siedział mały chłopczyk.
– Co Ty tu robisz?! – krzyknęłam dysząc
– Pasy nie działają. Mamusia poszła po pomoc. – odparło spokojnie dziecko
„Pasy nie działają. No tak. Nic mniej schematycznego nie mogło się stać.”
Brązowowłosy patrzył się na mnie dużymi oczami.
– Spróbuję Ci pomóc. – rzekłam powoli, a on pokiwał główką – Jak masz na imię?
– Coby. – odparło dziecko
– Coby? – powtórzyłam – Bardzo ładnie. Ja jestem Lana.
Chciałam odpiąć pasy fotelika, ale były całkiem zaplątane i zablokowane. Hamulec ręczny był zaciągnięty, ale wiedziałam, że to wiele nie da. Droga się waliła. Wyciągnęłam sztylet i zaczęłam ciąć pas.
– Dlaczego kroisz długopisem? To nie pomoże.
Chłopiec był całkowicie spokojny i opanowany. Za to ja bardzo się denerwowałam i śpieszyłam. Udało mi się przeciąć pasy.
– Wow! Ale fajny ten długopis!
Nagle samochód gwałtownie przesunął się do przodu.
– Chodź, wezmę Cię na ręce!
Chłopiec pokiwał główką i bez oporu przytulił się do mnie jak mały miś koala. Uwiązał mi się wokół szyi i splótł nogi na plecach.
– Trzymaj się mocno.
– Dobrze.
– Musimy dostać się na górę, gdzie jest barierka, a potem na lewo.
– Tam się pali.
– Dlatego pójdziemy w lewo.
– Tam poszła mama.
– No widzisz. Na pewno ją spotkamy.
Ruszyłam przed siebie. Robiło się coraz bardziej stromo.
– Widzę wodę. Samochody spadają. – oznajmił spokojnie Coby – Nasz samochód jedzie! Tata będzie zły…
– Zamknij oczy. Nie patrz na to. – powiedziałam chłopcu i pogłaskałam go po plecach
Dziecko nie było ciężkie i nie ograniczało moich ruchów. Traktowałam go, jakby był moim własnym bratem.
Odwróciłam się do tyłu, bo przeczułam, że asfalt się rozpada. Dziura się powiększała. Teraz wyglądało to jak urwisko. Do wody wpadały samochody.
– Tam stoi jakaś pani.
– Na nią też nie patrz! – powiedziałam szybko i ponownie się odwróciłam
Byłam zdziwiona, że chłopiec ją zobaczył. Czy Lamia potrafiła kontrolować to, kto ją widział, a kto nie?
Rudowłosa stała przy samej barierce i szczerzyła kły. W końcu się pokazała…
Przy barierce naprzeciwko była Lamia, pożar i samochody wpadające w urwisko w dole, z prawej buchały płomienie, a z lewej… też samochody, ale również stały grunt i pomoc.
Nie miałam wyjścia. Niewiele myśląc, zbiegłam w dół. Pośliznęłam się przy tym i omal nie upadłam. Dostałam się do barierki.
– Boję się…
– Nie patrz w dół. Na nic nie patrz. Wszystko będzie dobrze. Uratuję Cię, zobaczysz.
Byłam za niego odpowiedzialna. Nie mogłam pozwolić, by coś mu się stało.
Samochody spadające z urwiska za bardzo ściągały w naszą stronę. Ręce miałam poranione od trzymania się za metalową barierkę. Wiedziałam, że w każdej chwili jakiś pojazd może nas zgnieść lub zepchnąć do wody, ale i tak wolałam to, niż spotkanie z Lamią. Z chłopcem nie mogłam walczyć.
Udało nam się wyjść na prostą drogę. Dostrzegłam gromadzących się ludzi. Postawiłam dziecko na ziemi.
– Biegnij. – powiedziałam szybko
– Ale… – zaczął Coby
– Biegnij. Policjanci pomogą Ci znaleźć mamę. Wszystko będzie dobrze.
– Chcesz tu zostać? – spytał cicho
– Muszę jeszcze coś załatwić. Biegnij i nie oglądaj się za siebie.
Coby pokiwał główką.
– Dziękuję. – rzekł i wyciągnął do mnie ręce
Uścisnęłam chłopca, a ten po chwili pobiegł w stronę tłumu. Wiedziałam, że już nic mu się nie stanie.
Sama byłam tak blisko… Mogłam pobiec z nim. Ale nie chciałam. Ucieczka nie wchodziła w grę. Musiałam w KOŃCU dorwać rudą małpę. Miałam dość tego, że sobie ze mną pogrywała. Zamiast walczyć na poważnie, wciąż się chowała. Pokonanie jej stało się moim priorytetem.
Zawiał silny wiatr i przyparł mnie do barierki. Odchyliłam lekko głowę. Woda wyglądała przerażająco. Było tak wysoko, że aż przeszły mnie ciarki. Nie to, żebym miała lęk wysokości, ale…
„Gdzie teraz jesteś..?”
Rudowłosa była okropna. Znikała jak cień, a potem pojawiała się znienacka.
Rozglądałam się wokół, kiedy nagle poczułam silne uderzenie w głowę i niczym kłoda poleciałam na ziemię.
Song 5: https://www.youtube.com/watch?v=djMxEuT_vgY Nickelback – „Hero”
Powoli otworzyłam oczy. Bardzo mnie piekły. Było mi gorąco i duszno. Miałam problemy z oddychaniem. Coś paliło mi gardło. Zaczęłam kaszleć. Podniosłam głowę z asfaltu. Wszystko wokół wirowało. Byłam otoczona. Znajdowałam się na środku płomiennego półokręgu. Z jednej strony ogień, z drugiej wyrwa w moście i woda. Było źle. Bardzo źle.
Nie widziałam niczego oprócz dymu i płomieni. Jedyne co słyszałam, to trzask ognia.
– Pomocy…
Próbowałam krzyknąć, ale nie miałam siły. Mogłam zdobyć się tylko na szept. Wiedziałam, że całe to zajście, to sprawka Lamii. Chciała mnie zabić i stworzyła sobie do tego idealne warunki. Nie miałam pewności, czy widzę przed sobą płomienie, czy włosy mojej oprawczyni. Spróbowałam się podnieść. Nie wiedziałam, czym kobieta uderzyła mnie w głowę, ale było to ciężkie.
Na plecach wciąż miałam plecak. Odłamki szkła wbiły mi się w nogi i ręce. Strzepałam je z ubrań.
– Pomocy… – powiedziałam nieco głośniej i zaczęłam krztusić się dymem
Czy naprawdę nikt mnie nie widział? Nagle poczułam silne uderzenie. I kolejne. A potem następne. To była Lamia. Skrzywiłam się z bólu i potoczyłam się po jezdni.
– Zbliża się koniec.
Zezłościłam się. Jak ja mogłam sobie na to pozwolić? Tak dobrze mi szło. Czemu zawsze muszę obrywać? Czemu nic mi nie wychodzi? Tak się staram, a zawsze na końcu…
„Kto mnie teraz uratuje..?”
Jego nie było… I nie wiedziałam gdzie był. Nie mógł mi pomóc. Zostawił mnie. Odszedł. Byłam skazana na siebie.
„Jest u Hadesa. Zrobił to, co powiedział mu ojciec. Zamieszkał w Podziemiu. Czy jego odejście naprawdę jest powiązane z tamtą rozmową w lesie? Jeśli tak, to może…”
Zaczęłam kaszleć. Czemu o tym pomyślałam? Czemu w takiej chwili?
Tak bardzo chciałam go wtedy zobaczyć. Przypomniały mi się nasze ostatnie szczęśliwe chwile. Ten magiczny grudzień… Czemu nie mogłam o nim zapomnieć i żyć dalej?
– Pomóż mi… – szepnęłam, upadając na ziemię od siły zadanego mi w brzuch ciosu
Chciałam znów usłyszeć jego głos. Chciałam, żeby był przy mnie.
Po chwili ponownie wstąpiła we mnie złość. Ta wiedźma próbowała pobić mnie na śmierć, a ja w ostatnich chwilach swojego życia myślałam o chłopaku, który przez cały czas miał mnie gdzieś i pewnie nawet mnie nie lubił. Znajdowałam się w kryzysowej sytuacji, powinnam walczyć, a nie wspominać.
Z determinacją wstałam z ulicy. Lamia, widząc to, odsunęła się i stanęła na tle płomieni.
Odwróciłam się i spojrzałam na rzekę. Upadek z mostu do East River… To mogło skończyć się śmiercią. To musiało skończyć się śmiercią. Wiedziałam, że upadek z takiej wysokości efektem mógł przypominać przywalenie w beton. A nawet jeśli udałoby mi się przeżyć, utopiłabym się.
„Pf! A co to dla mnie?! Przeżyłam tortury Erynii, wpadnięcie pod lód do jeziora i złamane serce. Jeśli mam zginąć, to nie pozwolę, by z ręki tej diablicy. Sama o sobie decyduję i sama wybiorę jak chcę umrzeć.”
– Co robisz?! – zawarczała niczym kot
Omiotłam ją pogardliwym spojrzeniem. Jedyną drogą ucieczki był skok. Nie było innego wyjścia. Gdybym pokonała Lamię i tak nie miałabym jak się stąd wydostać. Nie chciałam więc tracić czasu na walkę z nią, bo płomieni było coraz więcej. Liczyłam się z ryzykiem śmierci, ale to nie było istotne.
Zaczęłam się cofać. W końcu stanęłam na samym krańcu rozpadającej się drogi. Spojrzałam w dół i zakręciło mi się w głowie.
„Bogowie, miejcie mnie w opiece.”
– Co Ty robisz?! – powtórzyła Lamia – Nie! – wrzasnęła, ale było już za późno
Song 6: https://www.youtube.com/watch?v=D6o3Ja4P3Wk Grizzly Bear – „Slow life”
Zamknęłam oczy i zrobiłam krok do przodu. Nie natrafiłam na stały grunt, tylko runęłam w dół. Zdawało mi się, że spadam całą wieczność, a musiała to być chwila. Bałam się uchylić powieki, ale zrobiłam to i zorientowałam się, że… naprawdę lecę bardzo wolno. Tak jakby wiatr stwarzał opór. Spojrzałam na swoje dłonie i nogi. Czułam, że po prostu delikatnie opadam w dół. Obok mnie przemknął samochód i wpadł do wody. Kiedy zamachałam rękoma, miałam wrażenie, że wzbiłam się w górę. Musiało mi się jednak tylko zdawać, bo po chwili nastąpił szok. Wpadłam do zimnej, rwącej rzeki. Zaczęłam się miotać. Nie mogłam wypłynąć na powierzchnię. Czułam, że jestem na samym dnie. W jednej chwili udało mi się zaczerpnąć powietrza. Poczułam ulgę.
„Może nie jestem jednak tak pechowa.”
Spojrzałam w górę i jestem pewna, że dojrzałam rudy punkcik, który po chwili zniknął.
Nie wiedziałam co zrobić. Gdzie płynąć? Nagle przykryła mnie fala. Woda dostała mi się do nosa. Ubrania i plecak ściągały mnie w dół. Nie mogłam się sprawie poruszać.
„Czyli jednak umrę? Który to już raz zadaję sobie to pytanie? To chyba jakieś fatum. Oszukać przeznaczenie? Tym razem nie uda mi się uciec?”
Walczyłam z żywiołem. Wpadałam do wody, a następnie wypływałam na powierzchnię. W końcu opadłam z sił. Poddałam się. Zaczęłam wolno spadać. W nieruchomej pozycji, niczym lalka, woda porwała mnie na głębiny…
~*~
Usłyszał tylko jedno. I tylko to jedno mu wystarczyło.
„Szukają jej ciała.”
Więcej słyszeć nie chciał. Nie mógł. Nie dałby rady.
To do niego nie docierało. Nie wierzył, że to prawda.
Pragnął ją zobaczyć. Przekonać się na własne oczy. Musiał mieć dowód.
~*~
Przetarł zmęczony oczy i wyciągnął się na krześle. W pomieszczeniu było ciemno i całkowicie cicho.
Spojrzał na łóżko, w którym nieruchomo leżała dziewczyna. W ogóle się nie poruszała. Chłopak westchnął. Który to raz, martwił się jej stanem? Który to raz, modlił się o jej życie? Który to raz, siedział przy jej łóżku i bał się o nią? Który to raz, obwiniał się, że nie mógł zrobić czegoś więcej?
Jego przyjaciółka ponownie cudem przeżyła. Z tego, co się dowiedział, Lanie pomogły nimfy. Wyciągnęły ją na brzeg, a następnie, za pośrednictwem innych nimf, wysłały wiadomość do samego obozu. Dziewczyna długo była nieprzytomna.
Chłopak obiecał sobie, że kupi tym nimfom czekoladki. Albo muszle, czy perły. Cokolwiek.
Blondyn spojrzał na rzeczy Lany, które leżały na pufie pod oknem. Jej plecak był mokry, ale niebieskooki chciał uratować jak najwięcej. Wpadł mu do ręki pamiętnik nastolatki. Przemoczony. Wiedział, że dla Lany był ważny, więc starał się wysuszyć strony. Chcąc, nie chcąc, przeczytał parę fragmentów. Niektóre go zasmuciły i zaniepokoiły.
Chłopak spojrzał przez okno na ciemne niebo. Dochodziła godzina dwunasta.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nastolatek przetarł twarz i powoli wstał z krzesła. Nikogo się raczej nie spodziewał. Podejrzewał, że to może brat dziewczyny czegoś zapomniał, więc pociągnął za klamkę. Spojrzał przed siebie na przybyłą osobę i zamarł…
REKLAMA
(Studio nagraniowe, przed kamerą pojawia się Rose.)
– Hej! Tu Rose! Mam do was pytanie! Czy macie jakieś swoje ulubione paringi? Czy zastanawiacie się czasem z kim Lana będzie? Czy uda jej się jeszcze kogoś szczerze pokochać? Czy Danny zdobędzie jej serce? Czy w końcu da mu szansę? A może to Jessy? A może ktoś jeszcze inny? A może bardziej interesują was miłosne losy innych bohaterów? Piszcie swoje propozycje i pomysły i wysyłajcie je do nas! To chwila dla was! Możecie pobawić się w reżysera i ułożyć własne losy dla wszystkich bohaterów serialu! Na fb jest oficjalny ranking, gdzie możecie głosować! Liczę na waszą kreatywność! Papa!
(Blondynka macha i uśmiecha się. Cięcie.)
PO REKLAMACH
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„– Co chcesz na śniadanie?”
„– Dalej jestem uroczy.”
„– Trawa jest taka cudowna…”
„ Niebo…”
„– Ja jestem ćpunem.”
„– Słabo.”
„– Jest tu tylko trochę smutno.”
„– Na zawsze.”
Rozdział VI:
„Drużyna Szósta znów razem!”
Nienawidze kiedy wchodza nowe częsci, a ja nie mam czasu komentować. Arrggh! Cóż, nie wiem czy mam jakiś parring. Bardziej by mnie wciągało gdyby Danny i Cody ciągle kłócili się o Lanę a ona nie wiedziałaby kogo wybrać. Ale i tak na zawsze Danny! A Cody niech się smaży w piekle… Aha, on jest w piekle… Nieważne i tak zawsze Danny!
Czy mi się wydaje, ale chyba za dużo było Wielkiej Pandy (sorka Pass, sorka Wielka Pando), a za mało: „Lana, weź się do cholery ogarnij!”
Podoba mi się, że potrafisz z takiej jednej zwykłej przygody, jaką jest walka i gonitwa za Lamią, potrafisz zrobić coś dłuższego niż 3 części jakiegokolwiek opka na blogu. No i oczywiście reklamy. Na jaki numer mam wyśłaś SMS o treści POMOC za słynne 5.00 zł? Albo $ nie pamiętam… W następnej części ma być Danny z nagim torsem próbujący odpaliś sokowirówkę, cały się ochlapać sokiem a potem Lana albo Danielle albo Rose mają to zlizywać! Moja chora wyobraźnia… Najlepiej wszystkie razem!!!
Chyba najbardziej podoba mi się w następnym odcinku bo mogę zgadywać co będzie dalej! Choć nigdy nie trafiam… Normalnie kurczę totolotek. Quick, weź się do cholery ogarnij! XD
Hahahahahaha! Rozwalił mnie Twój komentarz 😀 <3
Ten fragment o zlizywaniu soku z klaty Danny'ego 😀 😀 Ciekawe fetysze masz, musimy kiedyś o tym porozmawiać 😀
Jeśli kiedyś napiszę to dawno obiecane opowiadanie porno (dawne dzieje na blogowym chatcie), to może ujmę tą wizję 😀 :p
Team Danny rośnie w siłę 😀 Coraz więcej was jest. Ej, ale czemu z taką wrogością do Cody'ego? On nie jest wcale taki zły. Serio.
Trust me.
A tekst Lany, to już widze kultowy 😀 <3
Wszyscy kochają Wielką Pandę!
Jejciu, to się rozróba zrobiła z tej walki, no cóż, chciała wybuchów i akcji, to ma xD Naprawdę świetne, oryginalna walka, ale kiedy Lana ciągnęła Lamię za włosy miałam ochotę krzyknąć Bitch Fight! co monitora. I naprawę Ann, dzieciak nazywał się Coby? Coby, Cody, Coby, Cody…
Co ja tu jeszcze miałam…?
Nie jestem pewna, czy Mgła wpływa aż tak na umysły potworów. Zawsze zdawało mi się, że jest ona głównie dla śmiertelników. Chociaż w sumie Hazel też trochę bawiła się z Mgłą… Nie wiem, obojętne mi to xD Co prawda lubię nową, silną Lanę, ale fajnie jest poczytać jej zwariowane przemyślenia 😀
No i gdzieś Ty mi tu znowu Cody’ego wpakowała ._.
Zajmij się lepiej Danny’m!
Zawsze kochająca Passie <3
Tak. Cody – Coby, to było zamierzone 😀 Ładne imiona. Lubię je.
U mnie Mgła jest bardzo zainteresowana. Lana narzuca innym swoją wizję, ale też dzięki swojej sile przekonywania, potrafi manipulować umysłami. W małym stopniu, ale zawsze. Mgła jest niczym bariera ochronna. Lana potrafi ją rzucić, dzięki czemu inni widzą to, co ona chce, by widzieli. Zamiast np pożaru, ujrzeliby ognisko w lesie. Głupi przykład, ale jako pierwszy wpadł mi do głowy. Don’t judge me :p
Oakey doakey, zacznę od tego, że komentarz MIAŁ pojawić się 5 Sierpnia. Ale tuż przed wysłaniem (dobrze, że się zorientowałam, że nie ma neta, bo by cały komentarz odszedł w niepamięć) piorun strzelił w mój dom i zabrał mi internet na tydzień, spalając router =,= To był okropny czas, serio. No, a teraz mogę już wstawić napisany tydzień temu komentarz 😀
Bardzo podoba mi się to, że wstawiasz tak często odcinki 😀 W dodatku z nowym trafiłaś prosto w moje urodziny <3
Jak wesoło, Lana gania po mieście i tropi potwory <3 Swoją drogą widzę, że nie zawsze udaje im się nadążać za postępem technologii :< No bo uciekać przed sygnalizacją świetlną? 😀 Dlaczego nikt nie powiedział Lanie, że nie wolno spać przy swoich wrogach, zwłaszcza jeżeli są one głupie i najwyraźniej nastawione na działanie według instynktu? No chyba, że to jakaś grubsza sprawa, a potwory postanowiły zorganizować sobie grupkę przestępczą. Hm… Opis Lamii kojarzy mi się z Cruellą de Ville. Ewentualnie z tą rudą wampirzycą ze Zmierzchu xd Omg. Jak to porwanie dziecka? 😮 Ale fajny pomysł, naprawdę. Te wszystkie czarne charaktery są po prostu głupie. Dlaczego żaden z nich nie wpadł na to, żeby nie bawić się w kotka i myszkę, tylko od razu załatwić całą sprawę? Zaprzepaścili tyleeee okazji. Nie żebym źle życzyła Lanie, co to, to nie, po prostu naszła mnie taka refleksja xd Haha, ta mgła jest cudowna 😀 W moim opowiadaniu (o ile w końcu je napiszę, pomysł jest, ale chęci i początku jakoś brak) odegra całkiem sporą rolę Scena na moście bardzo mi się podobała. Tak się wciągnęłam w wyobrażaniu sobie tego, że przez chwilę poczułam się jak w kinie ;P Lana martwiąca się o to, aby nie obciąć sobie przez przypadek włosów <3 Lol, mały Coby 😀 W sumie dzielne dziecko 😉 Naprawdę skoczyła do tej wody? Kurczę, Lana naprawdę ewoluowała, o ile można to tak ująć. Ta z początku pierwszej części raczej by się na to nie odważyła… Do Danny'ego przyszedł Cody, prawda? Powiedz, że tak 😀
Oczywiście, że mamy ulubione pairingi! Lana z Codym, Danny z Danielle 😀 No chyba, że Lana z Hadesem, skoro tak go broni 😀 O, o, o, albo Danny z jakąś nimfą 😀 Może którąś wyrwie jak będzie im kupował prezenty xD
Podoba mi się tytuł kolejnego rozdziału xd No chyba, że skończy się na tym, że oni wszyscy umrą i będą znowu razem, ale w Podziemiach, haha xD
Kochana! Miałaś urodziny 5 sierpnia?! Jej, to spóźnione wszystkiego najlepszego! Dużo zdrówka, weny, szczęścia, miłości, przyjaźni, jedzenia, sukcesów, pieniędzy, super wakacji i spełnienia marzeń! :* <3
Omo, współczuję braku Internetu ._.
Lamia właśnie taka jest. Wie, że bardziej skrzywdzi Lanę, gdy będzie się z nią tak bawić, ścigać, tropić. Tortury psychiczne, prześladowanie.
Hahaha, Danny i nimfy. Już widzę jego harem. Tak, czuję to 😀
Kobieto, czy ja dobrze widzę tytuł następnej części?! Chrzanić skaczące literki i migrujące przecinki, lecę sprawdzić!