„Lodowe posągi”
ROZDZIAŁ 1
Na zewnątrz lał deszcz. Grube krople deszczu uderzały o dach wydając dudniący odgłos. Woda spadając zamieniała się w małe potoki i płynęła wzdłuż ulicy.
W salonie przy oknie stał duży kufer. Był on wielkości co najmniej szkolnej ławki. Ciemnobrązowa farba w niektórych miejscach już odtrysnęła, ale dawało to interesujący efekt. Krawędzie skrzyni były obite żelaznymi pasami, na których był wyryty napis po innym języku.
Kufer miał ponad 100 lat i był przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie mojej macochy Ewy. Z tego co mi i mojej przybranej siostrze opowiadała, klucz zaginął wiele lat temu i od tego czasu skrzynia pozostała zamknięta. Według tradycji zostanie ona przekazana dalej. Nie robiłam sobie zbyt wielkich nadziei, że dostanie się ona w moje posiadanie. Skrzynia była Ewy, a jej rodzoną córką była Oktawia. Było wręcz raczej oczywiste to, że ona ją dostanie. Taka jest postać rzeczy. A szkoda, bo mimo iż tego kufra nie da się otworzyć to lubiłam ten mebel. Jak byłam młodsza to często chowałam się za nim. A teraz, od kiedy został on przysunięty do okna, dużo czasu spędzam siedząc na nim i rozmyślając.
Tak samo było i teraz. Siedziałam na nim obejmując ugięte kolana i obserwowałam kropelki, które po opadnięciu na szybę ześlizgiwały się w dół. Wyglądało to śmiesznie, tak jakby wyścigowały się ze sobą, która szybciej spłynie na dół. Pomiędzy palcami obracałam złoty medalion ze szmaragdem, który należał do mojego ojca.
Zamknęłam oczy i skupiłam myśli na moim tacie. Przypomniałam sobie jego ostre rysy twarzy, usta zawsze zaciśnięte w kreskę i czarne włosy z zbyt dużą ilością żelu do włosów. Poczułam znajome mrowienie w całym ciele.
Otworzyłam oczy. Siedziałam w eleganckim wnętrzu samochodu na miejscu koło kierowcy. Zerknęłam przez szybę i zauważyłam, że tata jest na Middlestreet- czyli dosyć blisko. Spojrzałam jeszcze na tylne siedzenia, gdzie leżało pięć pudełek (w tym jedno moje) i rzuciłam przelotne spojrzenie na Mariusza, który gadał przez telefon. Jak go kiedyś zamkną za gadanie podczas jazdy to nie moja wina!
Pewnie zastanawiacie się jak ja to robię. Jak przenoszę się świadomością do innego miejsca, fizycznie zostając w salonie. W sumie to sama nie wiem. To taka moja wrodzona, dziwna umiejętność. Najgorsze jest to, że jeszcze nie opracowałam wracania do ciała. Wyczaiłam, że jest potrzebny jakiś impuls ze świata zewnętrznego. Wołanie, dotknięcie. Cokolwiek. Ale za każdym razem próbuję wymyślić sposób samo obudzenia. Często obawiam się, że impuls nie nadejdzie. A przynajmniej nie wtedy co będę chciała. Wtedy to bym miała przechlapane. Haha, godziny tkwicia duszą w innym miejscu… Może bym przynajmniej opuściła szkołę. To by mi akurat nie przeszkadzało.
W uszach zaczęło mi piszczeć. Głowa zaczęła mnie boleć, tak, jakby ktoś setki razy walnął w nią patelnią (tak, dostałam kiedyś patelnią w łeb i uwierzcie mi, nie było to miłe przeżycie…ałł…). Och, ależ to tylko moja głowa krzyczy: „wyciągnijcie ze mnie ten ogromny dzwon”. Przecież to nic takiego… Skuliłam się, zatykając uszy, by odgrodzić się od tego ogłuszającego pisku. Starałam się nie zacząć krzyczeć, ale ból powiększał się z każdą sekundą, przemieszczając się z jednej części ciała do drugiej. I tak ciągle.
Otwarłam gwałtownie oczy wracając do rzeczywistości. Jednak ból w skroniach, a ogólne to w całym ciele, nie zniknął. Czułam się strasznie- jakby jakaś wewnętrzna siła rozrywała mnie od środka. Półotwartym okiem spojrzałam na stół, umieszczony idealnie naprzeciw kufra. Na pięknej, szerokiej ladzie leżała mp4 podłączona do głośników, z której wydobywała się puszczona na maxa muzyka Metaliki.
Niestety, kiedy jestem w ‚transie’, jestem bardziej podatna na jakikolwiek dźwięk. W tej chwili muzyka puszczona na cały regulator wynosiła około 140 decybeli (dźwięk bliski startującego samolotu). A tępa ja nie pomyślałam, że Oktawii zapragnie się słuchać na cały regulator heavy metal…
Ociężale podniosłam się z skrzyni i ruszyłam w stronę mp4, jedną ręką podpierając się o ścianę, a drugą trzymając za głowę. Dotarłszy do stołu chwyciłam elektryczne urządzenie, szybkim ruchem odczepiłam kabelki od głośnika i rzuciłam przyrząd w stronę otwartego okna. (No co? Odruch niekontrolowany. Wszystko wina ADHD!)
Usłyszałam charakterystyczny odgłos zetknięcia się urządzenia z betonowym chodnikiem. Co jak co, ale rzut mam dobry. Tak jak podejrzewałam ból natychmiast zniknął. Otrzepałam ręce z zadowolenia. Cisza. Zero głośnej muzyki, zero ogłuszającego pisku. Po prostu cud miód.
Popatrzyłam na moją siostrę, która zdziwiona przestała tańczyć swój dziwny układ. Podeszła do mnie i schyliła się, by spojrzeć mi w oczy. Wyraźnie było widać, że usiłowała ukryć złość litością.
-No moja kochana, wiedz, że pożałujesz tego-powiedziała przesłodzonym głosem. Nienawidziłam jej. Miała wszystko. Idealne proste, blond włosy, śliczne niebieskie oczy i piękną opaleniznę. Była idealną kandydatką na modelkę. Kochała chodzić na obcasach i w modnych ubraniach. I do tego idealna osoba na złodziejkę chłopaka. No powiedźcie mi, jak można okraść kogoś z chłopaka? No jak?!
-A ty, moja droga, uwierz mi, pożałujesz za robienie dziur w panelach- pokazałam palcem na jej dziesięciocentymetrowe szpilki uśmiechając się sztucznie. Twarz mojej znienawidzonej przybranej siostry przybrała kolor pomidora. Zrobiła krok w moją stronę, jednak „nieszczęśliwie” źle stanęła i upadła na tyłek. Nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem i po chwili turlałam się po podłodze. Słyszałam jak Oktawia podnosząc się mamrotała pod nosem groźby w moją stronę. Jednak zaraz potem usłyszałam głośne przekleństwa skierowane do…pudełek?
Podniosłam zaciekawiona wzrok. Moja ‚kochana’ siostrzyczka leżała pod czterema pudełkami, a nad nią stał ojciec w jednej ręce trzymający pudło (moje tak dla wiadomości), a w drugiej telefon. Ominął swoją przybraną córkę, nawet nie racząc jej swoim spojrzeniem i ruszył do kuchni zawzięcie gadając prawdopodobnie z klientem. Doskoczyłam szybko do niego, zwinnym ruchem złapałam karton i ruszyłam schodami do pokoju.
Wspinając się do góry, odwróciłam się i rzuciłam z sarkazmem -Taa, na pewno się na mnie odegrasz. Chwilowo przegrałaś walkę z pudełkami- i uśmiechnięta zniknęłam za rogiem.
…
Mój pokój raczej nie należał do największych.
Przy dużym oknie, które miało widok na przydomowy las, był „szeroki parapet” (nie wiem jak to się nazywa). Był on obity miękkim, białym okryciem, a na nim leżały luzem rzucone różnokolorowe poduszki. Pod spodem były wbudowane półki, a po lewej stronie, wzdłuż ściany ciągnął się wysoki regał z płytami, mangami i książkami.
Rzuciłam na łóżko pudełko, paznokciami rozcięłam grubą warstwę taśmy (nie wnikajcie jak -_-) i wyciągnęłam pierwszą lepszą płytę. Wygrzebawszy spod stosu jaśków odtwarzacz i słuchawki, rozłożyłam się na kanapo-parapecie. Wsunęłam do odtwarzacza płytę „Fallen” Evanescence.
Pogrążona we własnych myślach patrzyłam przez okno. Na zewnątrz było już ciemno, więc gigantyczny las o tej porze wyglądał dosyć potwornie. Stara, na wpół rozwalająca się stodoła, wyglądała teraz jakby była miejscem zamieszkania najróżniejszych potworów (nie żebym wierzyła w takie brednie jak potwory). Skierowałam swój wzrok w stronę krawędzi lasu. Tam, na granicy między moim domem a borem, w cieniu drzew zobaczyłam błyszczące, przerażające, żółte oczy. Patrzyły się one prosto w moją stronę. Przerażona przetarłam dłońmi oczy i ponownie popatrzyłam w tamtym kierunku. Zwierzęce ślepia znikły.
Dziwne.
…
Biegłam po ciemnym lesie, potykając się o wystające korzenie. Byłam wyczerpana i ledwo łapałam oddech, ale mimo to dalej uciekałam. Ostre gałęzie rozcinały mi skórę, gdy przeciskałam się między drzewami.
Coś mnie goniło. Coś wielkiego, strasznego i szybkiego. Niemalże czułam jego oddech na moich plecach, jednak mimo to nie miałam odwagi się odwrócić.
Nagle koło mnie ktoś zaczął biec. Jedyne co widziałam w tych ciemnościach to blond włosy sięgające mu do ramion. Usłyszałam jego cichy łagodny głos. „Biegnij, Jo, biegnij.” Po wypowiedzeniu tych słów chłopak zniknął. Chciałam za nim krzyczeć, by mnie nie zostawiał, ale nie miałam na to siły.
W pewnej chwili poczułam potworny ból w nodze, gdy moja kostka wykręciła się pod dziwnym kątem. Upadłszy na ziemię zobaczyłam przybliżające się żółte ślepia i błyszczące ostrze.
Krzyknęłam.
Obudziłam się cała zlana potem. Z ulgą opadłam na łóżko, po uświadomieniu sobie, że to tylko koszmar. Budzik pokazywał 6.54. Opadłam na łóżko próbując nie myśleć o tajemniczym chłopaku. Od jakiegoś czasu pojawiał się on w każdym moim śnie, nie ważne o czym on był. Jednak nigdy nie widziałam jego twarzy. Nie wiem kim on jest.
Wyczerpana wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Moja wędrówka zakończyła się jednak dosyć szybko, bo po paru krokach zaliczyłam glebę. Przy okazji zahaczyłam ręką o stół, co sprawiło, że kubek z lodowatą wodą zleciał ze stołu. Z moich ust wydobył się cichy pisk, jak zimna ciecz rozprysnęła się na mojej głowie. Po prostu super. Zrezygnowana uderzyłam głową o podłogę.
-Chione, proszę. Mogłabyś choć raz spacerować z dala od mojej porannej drogi?- wymamrotałam w drewniane panele.
Cisza.
Z wysiłkiem podniosłam się na nogi i otrzepałam jak mokry pies. Zaczęłam masować obolałe miejsca.- Auu…A potem znajomi się dziwią, że mam siniaki.- Spojrzałam z wyrzutem na mojego żółwia (albo raczej żółwicę). Jasne, umiała wejść na dach i nie spaść, ale nie potrafiła nie włazić pod nogi. Czasem się zastanawiam, czy ona nie robi tego przypadkiem specjalnie. Czy nie odgrywa się za te wszystkie razy, kiedy zapomniałam jej wymienić wodę w akwarium.
Z westchnieniem zaczęłam grzebać w szafie, próbując znaleźć jakieś sensowne ubranie. Wyciągnęłam białą bluzkę na ramiączkach i jeansy. Idealnie. Pomińmy fakt, że na zewnątrz jest -5 stopni Celsjusza. No co? Jestem gorącą dziewczyną.
Podniosłam się z podłogi i poczłapałam w stronę łazienki.
…
Byłam już prawie gotowa do zejścia na dół, kiedy u drzwi wejściowych zadzwonił dzwonek. Usłyszałam głośny pisk Oktawii, kiedy zbiegała ze schodów. Zacisnęłam pięści i zęby, i mogłabym przysiąść, że z moich uszu wydobywała się para. Pamiętacie, jak wspomniałam, że Okta jest złodziejką chłopaków? Właśnie. Tego dowód stał właśnie za drzwiami. Josh. Mój BYŁY chłopak, aktualnie Oktawii. Uroczy mięśniak, kapitan drużyny futbolowej, a także najbardziej znany i rozchwytywany chłopak w szkole. W sumie to dryblas otoczony dziewczynami i drużyną, taki, który pojawia się w każdym filmie z motywem szkoły.
Jak tylko usłyszałam trzask drzwi, wyluzowałam się. Owszem, był kiedyś moim chłopakiem, ale nie chciałam go już więcej widzieć, a tym bardziej rozmawiać. Nigdy.
Podeszłam do nocnego stolika. Podniosłam lewą dłoń i obejrzałam ze wszystkich stron. Na wewnętrznej stronie widniał płatek śniegu o rozmiarach 4cm na 4cm. Dziesięć ramieni płatka miało piękny kształt, a całość wyglądała jakby lśniła.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Nienawidziłam tego. Nie wiedziałam co to jest, ale i tak nienawidziłam. Pojawiło się to około dwa tygodnie temu. Rozpoczęło się od silnego pieczenia. Było to takie uczucie, jakby tysiąc lodowych igieł wbijało mi się w skórę. Potem pojawił się zarys, a teraz jest już idealnie wyrzeźbiony w skórze płatek śniegu.
Chwyciłam ze stolika bandaż i zaczęłam szybko zawiązywać wokół dłoni. Nikt nie może tego zobaczyć. Nikt. Inaczej uzna mnie za dziwoląga. Taka jest smutna prawda, moi rówieśnicy nie uznają niczego ani nikogo, kto odchodzi od normy.
-Jo! Pospiesz się, bo inaczej się spóźnisz!- z dołu było słychać głos mojej macochy. Kierując się do drzwi zerknęłam jeszcze w stronę dużego lustra znajdującego się przy wejściu. Moje długie czarne włosy, które zazwyczaj opadały falami po plecach dzisiaj spięłam w mocnego warkocza. Moje oczy były koloru kawy, jednak gdy byłam wkurzona na kogoś przybierały one barwę mrożonej kawy. Całość idealnie kontrastowała z moją bladą jak śnieg skórą. Ogólnie to lubiłam swój wygląd. Nie zbyt duże oczy uwydatniłam czarną kredką, a rzęsy pomalowałam tuszem. Pełne usta przybrały kolor malinowy. Jedyne co mnie irytowało to lekko krzywy nos, ale nie wszystko musi być idealne, nie? Byłam także nie za chuda, ale też nie gruba. Do tego wysoka jak na swój wiek. Minus- mogę pożegnać się z wysokimi obcasami. Na bluzkę na ramiączkach narzuciłam cienki, długi sweterek. Nie chciałam, by ludzie na ulicy się dziwnie na mnie patrzyli, co i tak będą robić. Zazwyczaj w taką pogodę wszyscy ubierają się w grube kurtki.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, wyleciałam z pokoju i zjechałam po poręczy. W kuchni wyciągnęłam z lodówki jogurt pitny truskawkowy i włożyłam do czarnego plecaka. Ugryzłszy jabłko zaczęłam się ubierać.
-A lunch?- podniosłam głowę znad butów i spojrzałam na Ewę, która stała w drzwiach kuchni. Złapałam siatkę z jedzeniem i pocałowałam w policzek.- Dzięki. Gdzie tata? Dziś wracam później, bo idę z Diego do jego domu. Nie czekaj z obiadem.- Ewa była jedyną osobą w tym domu, z którą można było zjeść posiłek czy normalnie pogadać. Była wiecznie uśmiechnięta. Jej niezwykle ziemiste oczy posiadały charakterystyczny błysk, niemal że w każdej chwili. Jej brązowe włosy sięgały jej do ramion. A najlepsze jest to, że miała ona niesamowitą rękę do kwiatów. Nawet najbardziej uschnięta roślina ożywała przy niej. Zupełne przeciwieństwo mnie. Przy mnie każdy kwiatek umiera. Mówiłam, że ona promieniuje radością życia.
Wyrzuciwszy z siebie ten potok słów, chwyciłam deskorolkę i wyszłam na zewnątrz. Owiał mnie lodowaty wiatr, a mróz zaczął szczypać w policzki. Od razu zaczęłam czuć się lepiej. Uwielbiałam zimę. To był mój czas. Śnieg i lód były dla mnie ukojeniem, a nie udręką.
Przeskoczyłam schodki wejściowe.
-Josephine!- usłyszałam ponowne wołanie mojej macochy. Odwróciłam się i zobaczyłam ją stojącą na górze schodów, okrywając się szczelnie grubym swetrem. Nie lubiła zimy. Robiła wszystko byleby tylko jak najmniej przebywać na niej. Zawsze w tym sezonie była dziwnie blada i słaba- jakby była chora, ale mimo to zawsze się uśmiechała.
Patrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem -Zapamiętaj sobie jedno. Czasami mity okazują się prawdą, a prawda mitem. Uważaj na siebie- po tych słowach zniknęła za drzwiami, zanim zdziwiona ja zdołałam wydusić „co?”. Nie wiedziałam o co jej chodziło. Tyle pytań nasuwało mi się na myśl. O co jej chodziło? Przecież mity to fikcja, nie? Jak mogłyby okazać się prawdą? Ale jak widać muszą one poczekać, o ile nie chcę się spóźnić do szkoły.
Wskoczyłam na deskorolkę i odpychając się minęłam bramkę.
Aga B. ‚Inez’
muzyka Metaliki- nie wiedziałam, że można to spolszczać
Podoba mi się ten prolog. Chyba zaproszę na randkę XD (te gry słów).
Tak na serio, to prolog jest fajny, bo w ciekawy i interesujący sposób pokazałaś bohaterkę i jej środowisko. Jedyne co może w jakiś sposób zdradzić, że będzie to o PJ jest tekst macochy na końcu. Czuję, że będę czytać to opko, bo fajnie piszesz i MUSZE WIEDZIEC CO BEDZIE W TEJ SKRZYNI. Naprawdę. To będzie mnie zżerać. Bohaterka pasuje opisem do Chione według Riordana.
bladą jak śnieg skórą – Jak śnieg. Nie jak kartka papieru, tylko akurat jak śnieg. I jeszcze tytuł – Lodowe posągi. Co uwielbia nasza (nie)kochana bogini śniegu? Oczywiście, że posągi.
Swoją drogą, dziękuję za dedykację.
Konrad. D „Quickdroo”
I jeszcze żółw nazwany Chione XD
-5 stopni i ni jest zimno? Kolejna wskazówka. Raczej nie powiedziałbym że gorąca dziewczyna
Śnieg i mróz to nie udręka – Uwielbiam szukać aluzji. Uwielbiała zimę, to jej czas. -Chyba przestanę już liczyć XD 😉
I jeszcze Ewa – Demeter? Albo jakaś bogini radości.
Pisz dalej, ja czekam
Po pierwsze: dzięki za dedykację. Nie spodziewałam się. 😉
Po drugie: Tak jak ci wcześniej mówiłam, to jest świetne. Nie dziwie się że wygrałaś ten konkurs. To naprawdę wciąga. Przy czytaniu tego ignorowałam nawet brata, który jęczał mi cały czas żebym mu czytała Percy’ego. Oczywiście czekam na dalszy ciąg.
Mega mnie zastanawia co jest w tym kufrze. I jeszcze Ewa. Kurde, tak bardzo intryguje mnie kim ona jest. Potrafisz zbudować napięcie.
Córka Chione? Możliwe. Dla mnie to zbyt proste. Ale mogę się mylić (i pewnie tak jest).
Było trochę błędów, ale kto ich nie popełnia?
Pomysł ciekawy, mam nadzieję, że dobrze go zrealizujesz.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu! C:
Podobało mi się bardzo! To prawda, były jakieś małe pojedyncze błędy, ale całość wyszła świetnie. Też uważam, że narratorka jest córką Chione, ale zastanawia mnie postać Ewy. Bardzo duży plus za to, że chociaż raz macocha wydaje się bohaterem pozytywnym
Pozdrawiam i czekam na kolejną część!
Hestia149
Fajny, ciekawy prolog. Moim zdaniem wcale nie jest według szablonu. Z chęcią przeczytam ciąg dalszy.
A mnie ciekawi, co to za płatek na jej ręce. Jakieś „znamię Chione”? Interesujące. Medalion również.
Trochę błędów jest, ale niech wypisze ci je ktoś, komu się będzie chciało.
Co do treści.
Ten jej ojciec musi jaki obrotny xD Tą Jo spłodził z Chione (Nie martw się. To zbyt oczywiste.), a teraz dobrał się do Ewy, czyli prawdopodobnie Demeter 😛
Zapowiada się ciekawie (no bo nie widziałam jeszcze opowiadania o CÓRCE Chione, bo o Chione już widziałam, było autorstwa Chione xD), tylko proszę, nie popełniaj tego samego błędu co ja i wielu, uwierz mi, wielu blogowiczów. NIE PISZ, ŻE ATAKUJE JĄ POTWÓR, ZNAJDUJE JĄ SATYR ALBO HEROS I UCIEKAJĄ RAZEM DO OBOZU.
No.
Mam nadzieję, że nikogo ani niczego nie obraziłam.
Anonimowe Jednorożcowe Mroczne Stworzonko
Było na tym blogu już dużo opek o Chione i dzieciach Chione, wiele z nich z uśmiechem do mnie. To zapewne też, ale i tak mi się podobało ;*
Momentami dziwnie budujesz zdania i wychodzi z nich coś dziwnego, aczkolwiek to pewnie przez nieuwagę. Nie podoba mi się wątek stłamszonej przez durną, wredną, piękną siostrę siostry, ale mam nadzieję, że pozbędziesz się jej w najbliższych częściach. Styl ładny, całkiem dobrze już wypracowany. Niezłe c;
„farba (…) odtrysnęła” -farba odprysnęła.
„po innym języku” – w innym języku.
„wręcz raczej oczywiste” – albo wręcz, albo raczej, te dwa słowa jakoś mi razem nie współgrają.
„Twarz mojej znienawidzonej przybranej siostry przybrała kolor pomidora.” – powtórzenie.
„szeroki parapet” – wygooglowałam dla Ciebie, to wykusz, ale rzadko kto tam mówi, więc może parapet do siedzenia?
„mocnego warkocza” – pytanie do widowni, czy warkocz może być mocny? Sama nie wiem… Może grubego, lub ciasno splecionego warkocza?
„jogurt pitny truskawkowy” – truskawkowy jogurt pitny.
Początek dobry, wprowadziłaś czytelników w życie Jo, więc nie mam się czego przyczepić. Szybko się czytało, choć pozjadałaś wiele przecinków, ale co tam, sama popełniam masę błędów.
Bohaterka ma ciekawą umiejętność, zaintrygowałaś mnie 😀 Nie wiem, czy celowo dałaś nam tak wiele wskazówek co do boskiego rodzica Jo i jej macochy Ewy, ale jeśli nie, to się zdradziłaś XD