Siedziałem przed domkiem Apolla, czekając na Willa. Miał jeszcze coś do załatwienia w związku z dzisiejszym ogniskiem. Pewnie znowu pouczał nowych, że zabawa ogniem wcale nie jest zabawna. Jednak Will nie cieszył się dużym autorytetem. Większość osób ignorowała jego słowa.
Dzień właściwie był ładny. Bezchmurne niebo, słońce, zero oznak zbliżającej się Apokalipsy. Trawa wydawała się bardziej zielona dzięki zabiegom dzieci Demeter, jednak uczynni satyrowie dbali by ją ciągle zadeptywać. Pod domkiem Afrodyty Drew kłóciła się o coś zażarcie z Piper. Po chwili zebrała się wokół nich pokaźna grupka. Tłum gapiów zasłonił mi kłócące się dziewczyny, więc skupiłem myśli na czymś innym. Popatrzyłem na domek Posejdona.
Percy przyjechał rano, jednak jeszcze nie miałem okazji go zobaczyć. Zaszył się w środku i do tej pory nie wychodził. Może odsypiał jazdę tutaj. Autem musiał być to naprawdę kawał drogi.
-Co tam się dzieje?- usłyszałem za sobą głos Willa. Odwróciłem się, nie wiedząc o co pyta. Patrzył marszcząc brwi na ludzi przed domkiem Afrodyty. Wzruszyłem ramionami, nie wiedziałem przecież więcej od niego.
-Chyba Piper znów kłóci się z Drew- odpowiedziałem. Popatrzył na mnie i przewrócił oczami, po czym przysiadł się do mnie. Miał na sobie tę wstrętną, pomarańczową obozową koszulkę, w której po prostu nie da wyglądać się dobrze. Przez wściekły pomarańcz wydawał się blady i chorowity, ale postanowiłem nie komentować jego stroju.
-Myślisz, że to coś poważnego?- zapytał, znów wyrywając mnie z rozmyśleń. Znowu wzruszyłem ramionami. Naprawdę nie interesowały mnie babskie potyczki. Nie rozumiem dziewczyn. Obrażają się niemal o wszystko, kłócą się, by za pięć minut się pogodzić i być nierozłączne. Powtarzam- nie rozumiem dziewczyn.
-Drew chyba nie może się pogodzić ze stratą stanowiska- wyszeptał Will, by nikt inny tego nie usłyszał. Co było głupie, bo przecież najbliższy człowiek znajdował się dobre 20 metrów od nas. Ponownie wzruszyłem ramionami. Czy on naprawdę sądził, że będę plotkował o dwóch córkach Afrodyty?
-Być może- odpowiedziałem wymijająco, dając mu do zrozumienia, że mnie to nie obchodzi. Popatrzyłem na domek Posejdona, starając się zajrzeć do środka przez zamknięte okna. Nic nie dostrzegłem przez zasłonięte grube firanki.
-Może jest tam z Annabeth- powiedziałem. Will zmarszczył brwi, po czym powędrował za moim spojrzeniem. Roześmiał się, co mnie zaskoczyło.
-Chejron nie byłby zadowolony- oznajmił. Popatrzyłem na niego nie wiedząc o czym mówi. Po chwili sobie przypomniałem. Chejron i kodeks zabraniający dwóm osobom, jeżeli nie są rodzeństwem przebywać razem w domku. Wcześniej zupełnie wyleciało mi to z głowy. Potaknąłem.
-W sumie Percy jest pełnoletni- dodał Will, a ja pomyślałem, że niezależnie od tego nie powinni przebywać sami w domku. Korciło mnie, żeby tam zajrzeć i sprawdzić, czy nie łamią prawa. Chciałem przyłapać ich na gorącym uczynku, niezależnie od tego co robili- czy się tylko przytulali, całowali, czy jeśli pozwolili sobie na coś więcej.
-Powinniśmy sprawdzić czy wszystko w porządku- zasugerowałem. Will zaśmiał się krótko, chyba nie sądził, że mówię poważnie.
-Jeżeli jest tam razem z Annabeth to nie powinniśmy im przeszkadzać- powiedział. Popatrzyłem na swoje palce. Nie powinienem obgryzać paznokci aż do krwi. Nie wygląda to dobrze, ale czasem trudno się powstrzymać. Na przykład wtedy, gdy zastanawiasz się co właśnie robi twój przyjaciel ze swoją dziewczyną w zamkniętym pokoju, za zasłoniętymi oknami. Znów spojrzałem na domek Posejdona i uznałem, że przesadzam. Percy nigdy nie zbrukałby miejsca poświęconego jego ojcu. Mimo wszystko bardzo szanował Posejdona. Nie poważyłby się na nic w miejscu, gdzie stoją surowe figury Pana Morza.
-Wątpię, żeby był tam z Annabeth- powiedziałem. Nie usłyszałem odpowiedzi. Chyba Will był zirytowany, że znowu mówimy o Percym. Czasem było to ode mnie niezależne. Wszystko przypominało mi syna Posejdona. Szum fal, płynąca woda czy jagodowe żelki. Westchnąłem.
-Więc- podjąłem. -Sądzisz, że o co znowu żrą się córki Afrodyty?- zapytałem. Will nie zareagował. Zwykle był skory do rozmowy na każdy temat. Dosłownie. Raz rozmawialiśmy o żywności modyfikowanej genetycznie. Ale teraz chyba nie miał nastroju. Chyba nawet nie miał go przeze mnie. Zrezygnowany spuściłem głowę.
-Nie możesz obrażać się za każdym razem kiedy o nim wspomnę- powiedziałem. Cisza. -To mój przyjaciel, tak samo jak Annabeth- cisza. -Zresztą, nieważne- stwierdziłem. Odpowiedziała mi cisza. Will patrzył na rosnące z każdą chwilą zbiorowisko pod domkiem Afrodyty.
Wstałem i spojrzałem na niego. Siedział zamyślony, ignorując mnie. Zachowywał się jak dziecko. Zbyłem go machnięciem ręki i postanowiłem wrócić do mojego domku.
W drodze do domku spotkałem Jasona. Akurat przebywał w Obozie Herosów. Ucieszyłem się na jego widok. Co najmniej on nie ma powodu, by być na mnie obrażonym.
-Wiesz, że twoja dziewczyna urządziła burdę na pół obozu?- zapytałem. Jason przewrócił oczami i zrobił wymowną minę. Chyba tak jak ja miał dosyć swojej „drugiej połówki”. Wcale mu się nie dziwiłem. Publiczna kłótnia to zachowanie rodem z podstawówki.
-Nawet mi o tym nie mów- powiedział Jason. -Tyle razy mówiłem jej, by zignorowała docinki siostry- dodał. -Czuję, że to jednak syzyfowa praca- przysiadł na jednym z głazów przy drodze, zrezygnowany. Dosiadłem się do niego, bo głupio mi było tak stać, kiedy on siedział. Jeszcze by pomyślał, że mam jakiś kompleks boga i uważam się za lepszego od niego. Nie potrzebowałem nowego rywala.
-To minie- powiedziałem mu. -W końcu dziewczyny zawsze dochodzą do porozumienia, prawda?- zapytałem. Jason roześmiał się na moje słowa. Chyba właśnie zbłaźniłem się przed najsłynniejszym herosem w Nowym Rzymie.
-Szczerze Nico, nie mam pojęcia- oznajmił. Przygryzł wargę, jak i ja robiłem, kiedy intensywnie o czymś myślałem. -Wiem jedynie, że chcę, żeby więcej czasu spędzała ze mną niż na kłótni z siostrą- przyznał.
-Może ją poprzyj- zasugerowałem. Jason zmarszczył brwi. Nie była to zbyt mądra rada. -Jeśli uzna, że jesteś po jej stronie, to na pewno u niej zapunktujesz- teraz patrzył na mnie jak na upośledzonego umysłowo. Dobra, w jego oczach i tak już jestem spalony. -No wiesz, nie zaszkodzi ci udawać, że interesuje cię co ona mówi.
Jason skrzyżował ręce na piersi.
-Sugerujesz, że zamiast tylko ignorować to co ona mówi, mam to ignorować, udając jednocześnie, że mnie to interesuje?- zapytał. Potaknąłem.
-Nie brzmi to najmądrzej- stwierdził. Wzruszyłem ramionami na jego słowa.
-Myślisz, że to wszystko wyolbrzymiam?- zapytał. Popatrzyłem na moje paznokcie. Obgryzione do krwi paznokcie. Nie mam prawa go oceniać.
-Zawsze jestem po twojej stronie Jason- odpowiedziałem.
-W sumie, czemu nie jesteś z Willem?- zainteresował się. Westchnąłem zirytowany. Łatwo przeskakujemy z jego problemów na moje. Ale podobno to ludziom pomaga. Posłuchać o cudzych problemach. Wtedy mogą zapomnieć o swoich własnych.
-Nie mam Willa na wyłączność- odpowiedziałem. Podrapałem się po brodzie, by zająć czymś ręce. Zawsze gdy się denerwuję, moje palce wyprawiają akrobacje. Mam też więcej irytujących tików. O wiele więcej. -Ma dużo pacjentów.
Jason nic nie powiedział, ale popatrzył na mnie swoim spojrzeniem mówiącym: „Masz mi zaraz tu wszystko wyłożyć i nic nie pomijać. Będę wiedział, kiedy skłamiesz albo coś zataisz”. Westchnąłem i popatrzyłem bezradnie na niebo. Bezchmurne jak wcześniej. Akurat teraz mógłby spaść deszcz by uratować mnie od tej niezręcznej rozmowy.
-Dobra, jest chyba na mnie obrażony- powiedziałem. -Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, rozmowa jakoś zeszła na Percy’ego- Jason nadal tak na mnie patrzył. Co za przenikliwy wzrok. Wzdrygnąłem się. -Dobra, to ja zacząłem temat Percy’ego- przyznałem się. Jason nadal nic nie mówił. Co jest dziwne bo zawsze ma coś do powiedzenia. -A Will się obraził i przestał do mnie odzywać- poskarżyłem się. Jason nie zareagował. -Przestał się do mnie odzywać- powtórzyłem. -Zachował się jak dzieciak- podsumowałem.
Jason zastanawiał się chwilę.
-A ty co zrobiłeś?- zapytał. Wzruszyłem ramionami.
-No poszedłem, bo mnie zdenerwował swoim zachowaniem- powiedziałem. Jason przewrócił oczami, a ja miałem mu powiedzieć, że jak nadal będzie tak często to robił, to w końcu mu tak zostanie. Wstrzymałem się.
-A więc on zachował się dziecinnie nie odzywając się do ciebie, ale twoja ucieczka nie jest już zachowaniem niedojrzałym- uznał. Zrobiłem się wściekły, tak, że pod moimi stopami zaczęła pękać ziemia. Zaraz się jednak opanowałem, mając nadzieję, że Jason tego nie zobaczył. Co by wtedy sobie o mnie pomyślał?
-Miałem tam przy nim siedzieć i traktować go poważnie, kiedy on zachowywał się jak dziecko?- zapytałem. Jason roześmiał się.
-Zawsze jestem po twojej stronie Nico- odpowiedział.
W moich myślach wypowiedziałem już stek przekleństw pod adresem syna Jupitera.
Wstałem i pomogłem mu wstać.
-Chyba pójdę porozmawiać z Willem- oznajmiłem.
-A ja z Piper- uznał Jason.
-Powodzenia- powiedziałem mu.
-Tobie też- odpowiedział.
-Przyda się- stwierdziłem.
Kiedy doszedłem do domku Apolla, Will nadal przed nim siedział. Może na mnie czekał? pomyślałem. A może wciągnęła go tak kłótnia dziewczyn. Chyba moja teza, co do godzenia się w pięć minut była błędna. Dosiadłem się do niego, ale nie zareagował na moją obecność.
-Zanosi się na coś grubszego- stwierdziłem. Wzruszył ramionami, a ja zdałem sobie sprawę jakie jest to irytujące. W przyszłości postaram się to ograniczyć. Bo to jest naprawdę wkurzające.
-Will, musimy porozmawiać- przybrałem pewniejszy ton. Will drgnął, ale nie popatrzył na mnie. Do wszystkich zainteresowanych- on wcale nie jest tak wyluzowany jak się wydaje. To tylko pozory. Jak się na kogoś obrazi, to na dobre. Potrafi się nie odzywać przez dobrych kilka godzin. W sumie można docenić wtedy ciszę. Błogą ciszę, moją życiową towarzyszkę. Ale nie, muszę się z nim pogodzić i to szybko.
-O czym?- zapytał. -O twojej obsesji na punkcie Jacksona?- dodał wkurzony. Will jest jednym z tych osób, które po prostu nie potrafią nazywać innych po nazwisku. Uważają, że to obraźliwe i w ogóle. Zresztą nie jest to w jego stylu. Używa nazwisk tylko wtedy gdy jest zły, co bardzo ułatwia mi naszą znajomość.
-To nie obsesja- skorygowałem zaraz. -To zwykła troska- dodałem, mając nadzieję, że się nie rumienię. Ja z kolei jestem z tych osób co to, się rumienią, kiedy kłamią. Kolejny wkurzający tik, a mam ich jeszcze trochę.
-Akurat- uciął Will. Wciągnąłem powietrze i postanowiłem być szczerym. Może doceni moją szczerość i jakoś przeboleje to co mu zaraz powiem. Może.
-Nadal o nim myślę- przyznałem się. Popatrzył na mnie i zacisnął zęby. Ale zaraz jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz. Nie potrafił długo być zazdrosny. -Ale już nie tak jak wcześniej- dodałem. Kiedy to powiedziałem, zdałem sobie sprawę, że to prawda. Dużo myślałem o Jacksonie, bardzo dużo, ale już nie w tych kategoriach co dawniej. Chciało mi się śmiać i tarzać po ziemi, taki byłem szczęśliwy, gdy sobie to uświadomiłem. To minęło. Naprawdę minęło.
-Will, jest mi dobrze- oznajmiłem. Prychnął. Bardzo motywująca do zwierzeń reakcja. -Myślę- zacząłem. -Myślę, że zostawiłem Percy’ego już za sobą- te słowa jeszcze długo brzmiały w mojej głowie. Analizowałem każde z nich, by upewnić się, że to na pewno prawda. Że nie ma w tym żadnego przekłamania. Że nie oszukuję siebie i Willa. Nie oszukiwałem. Byłem wolny. Wolny od Percy’ego. Nie ma wspanialszego uczucia na świecie.
-Wierzę ci- oznajmił Will, a ja odetchnąłem z ulgą. Przysunał się do mnie i położył rękę na kolanie. Przeszył mnie dreszcz. Zbliżył swoją twarz do mojej.
-Co ty robisz?- zapytałem. Popatrzył na mnie nic nie rozumiejąc. Nie chciałem go odpychać, ale też nie chciałem by posunął się dalej. Nie publicznie. Nie, kiedy wszyscy mogą nas zobaczyć.
-Chcę cię pocałować- oznajmił. Odsunąłem się.
-Tak nie wypada- odpowiedziałem wstając. Will podniósł się zaraz za mną i powstrzymał przed ucieczką. Nie wydawał się zły ani speszony.
-Dlaczego?- zapytał z wyrzutem w głosie. Więc jednak był zły.
-Bo to nieestetyczne- odpowiedziałem. -Tak nie wypada- powtórzyłem wcześniejsze słowa. Westchnął, a ja się nieco uspokoiłem. Spróbowałem zachować zimną krew.
-Uważasz, że publiczne okazywanie sobie miłości przez dwóch chłopaków może być źle odebrane?- zapytał. Popatrzyłem na niego, błagając by zrozumiał. Nie rozumiał.
-Nie o to chodzi- skorygowałem. -Tak po prostu nie wypada- powtórzyłem po raz trzeci. Kiedy Will zmarszczył brwi dodałem. -To znaczy, publicznie okazywać sobie czułość- jego wzrok przewiercał mnie na wskroś. -Każdy powinien się hamować, bo jak hamulce puszczają, to…
-Nico, wystarczy- przerwał mi. I dzięki bogom. Bo nie wiem co bym dalej powiedział. W ogóle nie mogłem nad sobą zapanować. -Rozumiem to- powiedział miękko. Uwierzyłem mu. Uwierzyłem, że naprawdę mnie zrozumiał i nie będzie chciał mnie narazić na publiczne upokorzenie. I tak już jestem na językach wielu obozowiczów. Nie chcę by mówiono o mnie więcej. Nie chcę by w ogóle coś o mnie mówiono. Nie potrafię tego zignorować. Nie potrafię. Chociaż każdy mi to doradza.
-Możemy iść do mojego domku, stoi pusty- zasugerował. Nie spodobała mi się jego propozycja. W każdej chwili ktoś z jego rodzeństwa może wejść i nas nakryć. Pokręciłem głową.
-Do twojego?- zaproponował. Energicznie się sprzeciwiłem. Chyba nie mogło być gorszego pomysłu. Nie ufałem ścianom, podłodze i sufitowi w moim domku.
-To może nad jezioro?- zapytał. Rozważyłem wszystkie za i przeciw. Nie mogłem stwierdzić definitywnie, że nikt w tak piękny dzień nie wybierze się na plażę. Ale większość obozowiczów była zebrana wokół domku Afrodyty, choć część już zaczęła się rozchodzić.
Ale jest takie jedno miejsce, za skałami, które udało mi się niedawno odkryć. To tam chodzę, gdy chcę odpocząć od tego miejsca i tych ludzi. Gdy chcę pobyć sam. Nikomu o nim nie mówiłem. Nikt inny o nim nie wie. Czy całowanie się jest warte utraty kryjówki?
Spojrzałem na Willa i powiedziałem:
-Wiem, gdzie możemy pójść
Kiedy dotarliśmy na miejsce słońce zachodziło. Ale ten dzień szybko minął. Will rozejrzał się i widać było, że jest pod wrażeniem. Widok naprawdę był imponujący. Przysiadł na jednej ze skał ukrytych za większą, która była ukryta za jeszcze większą. Chwilę poświęcił na podziwianie. Ja też. Kochałem to miejsce. Kochałem całym sobą. Każdy ten pagórek, każde wzniesienie. To pozwalało mi się wyciszyć. Mogłem tutaj odetchnąć, mogłem tutaj marzyć i poświęcić się refleksjom. To było moje miejsce i mogłem tu robić wszystkie te banalne rzeczy, których nie ośmieliłbym się robić przy innych. Will wstał i podszedł do mnie. Objął mnie. Nie czułem się niekomfortowo. Było mi wygodnie w jego ramionach. Popatrzyłem na zachodzące słońce. Skojarzyło mi się ono z koszulką, którą miał na sobie syn Apolla. Tylko, że odcień pomarańczu słońca był bardziej stonowany. Mniej krzykliwy niż obozowej koszulki. Mimo wszystko cieszyłem się, że Will miał na sobie akurat to.
-Zawsze tutaj przychodzę, gdy chcę porozmyślać- wyznałem mu. Lekko się od niego odsunąłem.
-Siadam sobie na jednej ze skał i patrzę w wodę- powiedziałem. -Czasem patrzę też w niebo- dodałem. -A czasem przed siebie.
Usiadłem i przeczesałem palcami piasek. Nie miał jednej grudki, idealnie się przesypywał między palcami. Will usiadł obok mnie. Wziął mnie za rękę, a ja instynktownie mu się wyrwałem. Po chwili się jednak uspokoiłem. Pozwoliłem mu się trzymać. Pozwoliłem by ciepło z jego ciała przepływało do mnie. Zamknąłem oczy i spojrzałem na niego. Był idealny. Nawet w tej kiczowatej obozowej koszulce. Nawet w tych pobrudzonych dżinsach i butach z przetartymi podeszwami. A może to dzięki nim wydał mi się idealny? Tak idealnie naturalny, świeży, zwyczajny, pospolity. Nie wymagałem więcej. Przysunąłem się do niego, a on mnie objął.
-Nie chcę się całować- wyznałem. -Nie tutaj- poprosiłem. Roześmiał się. Moja prośba go rozbawiła. Uśmiechnąłem się patrząc na niego. A potem przeniosłem wzrok na słońce, które już prawie zaszło. Wiem, że Will też na nie patrzył, mimo iż nie widziałem jego oczu. Wtuliłem się mocniej w jego ciepłe, pełne życia ciało. Zamknąłem oczy, by utrwalić tą chwilę na zawsze. Kiedy je otworzyłem słońca już nie było.
-Zaszło- powiedział Will.
-Ale jutro wzejdzie- odpowiedziałem. Popatrzyłem na niego i lekko, prawie niewyczuwalnie pocałowałem w usta. Chyba go tym zaskoczyłem. Chyba zaskoczyłem tym sam siebie.
Wyplątałem się z jego objęcia, wstałem i otrzepałem się z piachu. Popatrzył na mnie nadal lekko oszołomiony. Zaśmiałem się widząc jego minę.
-No co?- zapytałem, śmiejąc się.
-Nic- odpowiedział, wstając. Chciał mnie wziąć za rękę, ale mu nie pozwoliłem. Poszedłem przed siebie, po chwili on zrównał krok ze mną.
-A więc tylko tutaj będę mógł cię dotykać?- zapytał. Pokiwałem głową. Wydawał się być smutny, ale nie był zły. Było mi wstyd, ale nie potrafiłem przekroczyć tej granicy. Nadal się wstydziłem. Nadal się bałem. Nadal nie wszystko rozumiałem. Przypomniałem sobie słowa, które gdzieś kiedyś zasłyszałem. Nie pamiętam w jakim miejscu ani kto je wypowiedział. Ale one wryły się mi w pamięć:
„Zahamowania są niewłaściwą formą oporu”
Przypomniałem sobie. Popatrzyłem na Willa. Wpatrywałem się w jego intensywnie niebieskie oczy. Prawie tak niebieskie jak oczy Jasona. Spuściłem wzrok. Kiedyś będę w stanie pozbyć się wszystkiego co mnie ogranicza. Kiedyś będę w stanie przytulić, a może nawet pocałować Willa publicznie. Ale jeszcze nie teraz. Jeżeli Will mnie kocha, to poczeka. Jeżeli odejdzie, będę miał pewność, że nie kochał mnie nigdy.
Czemu tu nie ma żadnego komentarza? Szkoda, szkoda. Jak zobaczyłam to na stronie głównej to nie wiedziałam za bardzo co to jest. Miniaturka czy rozdział do opowiadania? Po przeczytaniu wiem jedno. Było to warte zalogowania się na rr po 23 i napisania nie do końca normalnego komentarza.
Dobra przejdę do rzeczy. Odryłam, że polubiłam Willa i Nico, razem. Oni mają chociaż większą szansę na szczęśliwe zakończenie.
Wiesz napisał zm kiedyś miniaturkę ,,Charlie,, gdzie bylo coś takiego, że w Obozie przede wszystkim jest pożądana tradycja. Tutaj Nico ma podobne myślenie. On się boi. Boi się swoich uczuć i tego co są w stanie z nim zrobić.
Kurde, ten cytat przypadkiem nie jest z Orwella z roku 1984? Pasują mi do tej książki.
Nie wiem co chciałam jeszcze napisać.
Kupiłaś mnie całkowicie postacią Nico i jego relacjami z Willem. ^^
Pisz więcej takich miniaturek, proszę.
A i jeszcze jedno. Końcówka jest szczera. Nie pesymistyczna, a szczera.
Aż nie mam słów. To było cholernie dobre.
Od kilku dni, prawie wszystkie opowiadania dotyczą Nico i wszystkie są świetne. Jestem naprawdę pod wrażeniem.
Nie mogę u Ciebie przyczepić się do absolutnie niczego. To było naprawdę rewelacyjne. Tekst mnie całkowicie porwał. Świetny styl i wykonanie.