Thalia miała już dość wybuchów.
Co prawda to głównie ona powodowała największe z nich, ale to się wytnie. Zaczęło się od zdemolowania pawilonu jadalnego w Obozie Herosów, później Drużyna Marzeń wysadziła rzymską terenówkę Reyny (to nic, że to przez nią goniła ich Mantikora). Spotkanie z mitologicznym Dumbledore’m też było całkiem wybuchowe, zwłaszcza przejażdżka samochodem obsikanym przez koty.
A Thalia nienawidziła kotów.
Jako córka Zeusa i dowódca Łowczyń Artemidy mogła znieść niemal wszystko. Nawet wkurzającego, irytującego, niezwykle narcystycznego, absolutnie boskiego Apolla. Ale połączenie jej dwóch największych lęków- wysokości i wody- to już podchodziło pod torturowanie.
Właśnie teraz leżała plackiem na piaszczystym, cholernie wysokim klifie, a korzenie sosen okalających ogród Afrodyty wbijały jej się w żebra. Do tego miała wrażenie, że zaraz odpadnie jej ręka. Och, no i jeszcze była przemoknięta do suchej nitki po tym głupim wybuchu rzeki Ladon.
– Nie waż się puścić, Grace! Jeśli tylko spróbujesz, osobiście przetrzepię ci skórę!
Och, no tak.
To, że znalazła się w takim, a nie innym położeniu zawdzięczała tej części siebie, którą odziedziczyła po Zeusie. Na widok spadającej Reyny tuż po tym jak pokonała Meduzę zadziałała szybko i nie do końca przemyślanie, powołując się na swój autorytet córki Zeusa. Sprintem pokonała wzniesienie, nie zważając na swój lęk wysokości i rzuciła się głową na przód, by w ostatniej chwili złapać spadającą Rzymiankę.
A potem rzeka wybuchła jej prosto w twarz.
Thalia od dziecka bała się wody. Pamiętała, że prawię całą deszczową jesień chodziła w niebieskich kaloszach, by nie zmoczyć nóg, a nad głową nosiła duży, tęczowy parasol. Potem wyrosła z takich nawyków, ale i tak za każdym razem wlecze się jak ślimak, by zbliżyć się do jakichkolwiek zbiorników wodnych. Teraz także instynktownie szarpnęła się do tyłu (z okropnym, babskim piskiem), przez co omal nie puściła Reyny.
– Jak cię puszczę nic mi nie zrobisz, Ramirez! Co jest niezwykle kuszące, bo powoli grasz mi na nerwach!
Warknęła jeszcze raz, by wyrazić swoją irytację, a potem zahaczyła stopami o korzenie i spięła wszystkie mięśnie w próbie wciągnięcia Reyny.
– Solace, dupku! Choć tu z łaski swojej i pomóż mi uratować twoją dziewczynę.
– Reyna nie jest moją dziewczyną!- Will także nie wyglądał najlepiej, co poprawiło jej odrobinę humor. We włosach miał pełno liści i gałązek od przedzierania się przez ogród. Ramiona miał oblepione piaskiem, a ręce brudne od naciągania cięciwy i strzelania do Meduzy.
Wspólnymi siłami wciągnęli Reynę na plażę i cała trójka legła na plecy, kompletnie wyczerpani. Błogi spokój nie trwał długo, bo po chwili przybiegła do nich Dafne z Fobosem i Dejmosem u boku.
– Hm…Nie chcę przeszkadzać, ale…
– A ja tam chcę przeszkadzać- Fobos wypchnął się na przód i stanął przed Reyną. Uwadze Thalii nie uszło groźne spojrzenie, jakim obdarzył Willa, który akurat zawiązywał bandaż na ramieniu rzymskiej pretor. – Ktoś chce się z wami widzieć.
– Kto?- Głos Reyny był słaby, ale dało się usłyszeć nutę twardej powagi, typowej dla przywódców.
– Posejdon.
Will i Thalia zerwali się do pionu w tej samej chwili, co doprowadziło do bolesnego zderzenia głowami.
– POSEJDON?!
– We własnej osobie.
Thalia odwróciła się, słysząc męski, melodyjny głos. Przed nimi, w śnieżnobiałych bermudach i błękitnej koszuli stał Posejdon, bóg mórz i oceanów. Na nogach miał japonki, a czarne włosy miał mokre, jakby dopiero co wyszedł z morza. Kiedy podeszła bliżej poczuła silny zapach bryzy morskiej, a w uszach usłyszała szum fal. Posejdon stał na środku plaży, uśmiechając się i wyglądając jak młody bóg (może nie aż tak młody jak Apollo. Podchodził pod czterdziestkę). W ręce trzymał czarne lejce od uzdy…
– Scypio, Amigo!- Reyna zerwała się do biegu, nie robiąc sobie nic z obecności jednego z najważniejszych bogów.
W tej chwili Thalia poczuła do niej iskierkę sympatii. Jak przystało na dobrego przyjaciela, rzymska pretor najbardziej przejmowała się losem swojego wiernego kompana. Thalia pozwoliła sobie nawet na cień uśmiechu, widząc, że Reyna pada na kolana i wtula się w bok Scypiona.
W końcu chyba się zreflektowała co zrobiła, bo cofnęła się i stanęła koło Thalii. Patrząc z obawą na Posejdona, pretor oddała mu należny pokłon.
– Bądź pozdrowiony, Posejdonie. Ja…przepraszam za moje zachowanie, ale Scypio…
– Nie przepraszaj, córko Bellony- bóg wypuścił lejce i spojrzał na pegaza, z uśmiechem gładząc go po głowie.- Ja jestem ojcem wszystkich koni, więc także Scypiona. Poruszyła mnie twoja walka z Meduzą i oddanie, jakie okazujesz swojemu pegazowi. Nie traktujesz go tylko jako zwierzę przydatne w legionowej służbie. Masz z nim wyjątkową więź.
– Dbałam o niego od małego źrebaka, panie. Byłam nawet przy jego narodzinach, kiedy to pegazy w Obozie Jupiter dały nam nową generację koni.
Thalia zamrugała ze zdziwienia. Nie pomyślałaby, że Reyna, dumna i pewna siebie pretor Nowego Rzymu zajmuje się takimi rzeczami jak spędzanie czasu w stajni i pilnowanie stanu pegazów. Ale zaraz się skarciła w myślach, widząc radość na twarzy Reyny. Przecież zanim została pretorem, należała do jednej z Kohort i musiała wykonywać swoje obowiązki, także brudną robotę.
– Zaimponowałaś mi, Reyno Ramirez-Arellano- głos Posejdona wytrącił Thalię z rozmyślań.-Dlatego uratowałem Scypiona. Będzie ci służył jak najdłużej.
– Nie, on nie służy. Jesteśmy zespołem.
Reyna powiedziała to tak stanowczym głosem, że zwróciła na siebie uwagę wszystkich zebranych. Will wpatrywał się w nią intensywnie, aż w końcu dziewczyna spuściła wzrok, chcąc skierować uwagę na kogoś innego.
Thalia ciągle niezbyt lubiła Reynę, ale w tej chwili postanowiła dać jej fory.
– Podobno masz do nas sprawę, Posejdonie. To musi być coś ważnego, skoro zjawiłeś się osobiście.
Posejdon westchnął ciężko i zbliżył się do grupy herosów. Thalia miała wrażenie, jakby te kilka kroków dodało mu parę lat, a może też zmęczony był tą olimpijską chorobą schizofreniczną i wewnętrzną walką Neptuna z Posejdonem. Will wymienił z nią niepokojące spojrzenie, a Reyna ciągle gładziła Scypiona, ale patrzyła na boga z uniesionymi wysoko brwiami.
– Tak, chodzi o Gaję. A raczej o kontynuację planu Hery, by ją pokonać.
– Kontynuację?- Thalia zaczęła kopać nogami najbliższe korzenie sosny.- Myślałam, że plan Hery to zebranie siódemki z Przepowiedni i czekanie na to, aż wykonają misję.
– Tak, siódemka to jedna strona medalu- Posejdon skrzywił się, a w jego oczach Thalia mogła zobaczyć mieszankę troski i strachu o swojego syna Percy’ego. Po chwili poczuła złość i żal, że jej własny ojciec, król Olimpu, nie był łaskaw się nią zainteresować od czasu, gdy wstąpiła do Łowczyń.
– A druga strona to kto?
– Wy. Wasza trójka i jeszcze trzy inne osoby. Każdy z was ma własne zadanie do wykonania, a według planu Hery, ty Thalio, i ty, Reyno, dźwigacie najcięższe brzemię.
– Super, bo ja tak bardzo lubię się wysilać. Życia mi nie starczy na te głupie gierki Hery.
Nagle rozległ się grzmot, a Posejdon syknął głośno i skarcił ją wzrokiem.
– Przecież ty jesteś nieśmiertelna, Grace. Masz całą wieczność na użeranie się z Herą- Will uśmiechnął się chytrze, korzystając z szansy na przytyk.
– Pięknie, jeszcze lepiej. Umiesz pocieszyć, Solace. Co ja bym zrobiła bez twojego wiecznego, optymistycznego blasku, Słoneczko.- Thalia już zacierała ręce na kolejną rundę wyzwisk, jednak Reyna czuwała nad rozwojem wypadków i wkroczyła w odpowiednim momencie.
– Ja dostałam wskazówki, co do mojej roli, panie. Pluton przekazuje mi bieżące informacje.
– Pluton? W sensie Hades, bóg Podziemia?- Will obrzucił Reynę ostrym spojrzeniem.
– Nie, cymbale. Pies myszki Miki.
– Cicho siedź, Grace.
– Według Plutona część ostatniej przepowiedni Rachel się sprawdza.
– Która część? Bo o ile pamiętam, Demodokos też wspominał o tym, że dam do wiwatu mojemu tatusiowi- burknęła Thalia.
– „Dzieci Wojny ramię w ramię do walki staną
Ostatecznego wroga Błogosławieństwem pokonają”.
– Dzieci Wojny…- Will rozczochrał sobie włosy w zamyśleniu.- Jednym na pewno jesteś ty, a drugim kto? Tam jest liczba mnoga.
Thalia wyraźnie zainteresowała się zakłopotaniem Reyny. Postanowiła, że przy najbliższej okazji przyciśnie ją do muru, by powiedziała wszystko, co wie. Teraz jednak miała inne zmartwienia na głowie.
– Posejdonie, możesz nam zdradzić trochę więcej o naszej misji? Zmierzamy do Aten, by odnaleźć Atenę, a Will musi jakoś wybudzić Olimpijczyków ze schizofrenii.
– Właśnie o tym chcę wam powiedzieć.- Bóg przeszukał kieszenie swoich bermudów i wyciągnął z nich dwa małe przedmioty. Rzucił je Thalii, a kiedy je złapała, zobaczyła dwie klasyczne kostki do gry. Tylko zamiast oczek z liczbą były tam symbole co niektórych bóstw greckich i rzymskich.
– Co to jest?
– Prezent od losu. Pomoże wam w chwili największego zawahania. A teraz słuchajcie uważnie. Pomożemy dostać się wam do Aten. Bogini Mądrości wysłała swojego najlepszego pałacowego porucznika do poszukiwania wybranka, który znajdzie posąg Ateny Partenos.
– Przecież Annabeth go odnalazła.- Thalia podrapała się po nosie, okazując zdziwienie.
– Tak, właśnie. Atena musi się z nią spotkać. Dlatego wysłała oddział poszukiwawczy pod dowódcą bożka Polidorosa. Tylko, że….no, Gaja go dopadła. Jest uwięziony w Termopilach.
– W Termopilach? Czy to nie tam dokonano rzezi Trzystu? Super, zapowiada się interesująco.
– Ale zanim uwolnicie Polidorosa i znajdziecie Atenę, musicie spotkać się z herosami z Przepowiedni.
– Świetnie, czyli gdzie konkretnie?
– Dom Hadesa, wejście 4B.
– Wejście 4B? To jest jakiś żart?
– To jest Królestwo Hadesa, córko Zeusa. Myślisz, że cały Dom zmieści się w jednym budynku?
– Eeee, to co? Mamy dojechać tam metrem?
– Wejście 4B jest w samym środku Sparty.
Thalia miała wielką ochotę zetrzeć Posejdonowi z twarzy ten jego uśmieszek w stylu „Jestem bogiem, mogę wszystko”. Zjawił się znikąd i oznajmił, że mają wyruszyć w najbardziej niebezpieczne miejsca dla herosów. I chyba oczekiwał podziękowań.
O nie, niedoczekanie boskie.
– Czyli czeka was miły lot samolotem prosto do Sparty.
Thalia niemal dostała zawału, słysząc głos Fobosa. Tak bardzo skupiła się na Posejdonie, że aż zapomniała, że ciągle znajdują się w ogrodzie Afrodyty. Demoniczni bracia chyba się przebrali, bo mieli na sobie skórzany strój na motor. Dejmos uśmiechnął się zadziornie i skinął głową w stronę willi swojej matki.
– Pożegnajcie się z Posejdonem, dzieciaczki. Pani Afrodyta czeka.
– A ty, kochaniutka, przyjmij mały prezent ode mnie na do widzenia- Fobos podszedł do Reyny i wręczył jej elegancko zapakowany prezent.
– Czeka na co?- Will wzburzył się na widok Fobosa i Reyny, która zarumieniła się, ale przyjęła paczkę i schowała ją do swojej torby.
– Na was, by móc wyruszyć do Hollywood.
– Po co?- Thalia uśmiechnęła się, widząc jak jej pytania irytują Reynę. Dawno już nikogo nie wkurzyła.
– Czy ty musisz tyle paplać, Grace? Głowa mnie boli.
– Niech Fobos cię wycałuje. Od razu poczujesz się lepiej- burknął Will, a Reyna spojrzała na niego ostro, lecz z odrobiną urazy i poczucia winy.
Doprawdy, cała ta misja z dnia na dzień otulała się dramatem.
Dopiero kiedy Posejdon zniknął, a młodzi bogowie zaprowadzili ich z powrotem przed willę bogini miłości, Thalia zdała sobie sprawę, co się właściwie dzieje.
– Zaraz, zaraz. Jedziemy do Hollywood, centrum przepychu? I to z Afrodytą?
– Czyż to nie zapowiada się pięknie?- Sama bogini wysunęła się z wnętrza białej limuzyny, otwierając drzwi na oścież. – Będzie cudownie, zobaczycie. Załatwimy wam samolot do Sparty. I to prywatny!
Thalia coś czuła, że to nie będzie jednak miła podróż.
Będąc córką Zeusa, najgorsze co może ci się przytrafić, to lęk wysokości. Będąc porucznikiem Łowczyń Artemidy, najgorsze co może ci się przytrafić, to przebywanie w ekstra samochodzie z boginią miłości ględzącą o największych romansach Hollywood.
Thalii przytrafiły się obie te sprawy.
Afrodyta przez całą podróż ekscytowała się plakatami najnowszych superprodukcji filmowych. Thalia musiała aż przymknąć oczy, kiedy wjechali do samego serca największego centrum przepychu na świecie. Wszędzie lśniły jaskrawe neony, z każdej strony uśmiechali się do niej „mega ciacha”, a do Willa machały „słodkie niunie”. Zdziwiło ją jednak to, że syn Apolla nic sobie z tego nie robił, choć zazwyczaj takie maślane oczka rozdmuchiwały jego ego do niemożliwych rozmiarów. Kiedy biała limuzyna zatrzymała się przed jednym z planów filmowych, Will zrobił się niezwykle cichy i nerwowy, nie reagował nawet na jej docinki. Reyna tez musiała to zauważyć, bo gdy wyszła z samochodu, od razu do niego podeszła i wciągnęła go w rozmowę.
Thalia postanowiła się rozejrzeć.
Plan filmowy był absolutnie niesamowity. Stali w samym środku pięknego parku z egzotycznymi odmianami drzew, gdzieś w głębi zauważyła atrapę rozbitego samolotu. Po lewej zauważyła przyczepy dla aktorów i ekipy montażowej. Chciała podejść, by zorientować się co to za film, lecz w tej samej chwili ktoś jej zaszedł drogę.
– Na litość boską, gdzie szlaja się ten statysta? Młody gówniarz myśli, że może się spóźniać na ujęcia? W każdej chwili mogę znaleźć zastępstwo za niego. Mało jest młodych, słodkich do porzygu blondynków podobnych do głównego bohatera?
Brzuchaty facet z słuchawką w uchu, sandwichem w jednej ręce i scenariuszem w drugiej zatrzymał się raptownie, widząc intruzów na planie.
– Ej, wy! Coście za jedni i czego tu szukacie?
– Przecież szuka pan statysty. A z tego co słyszałam, William jest idealny- Afrodyta wyszła mu naprzeciw z oszałamiającym uśmiechem, roztaczając wokół niego swój boski urok. Thalia dała się na to nabrać, zamraczając się, podobnie jak pracownik planu.
– T-tak. Jest idealny. Ale…- minęło parę chwil, zanim zwalczył urok.- Co wy tu robicie?
– Chcemy spotkać się z Tristanem.
– Tristanem? Tristanem McLeanem?
– A macie tu innego Tristana, słonko?
– N-noo, nie…
– Więc tak, chodzi o pana McLeana.
– Teraz jesteśmy w trakcie kręcenia. Nie czas na wizyty. Szukam tylko tego głupiego statysty do sceny z wybuchem. Emma się wścieknie za opóźnienia. Ale nie mogę go znaleźć.
– Ależ znalazłeś- Afrodyta zatrzepotała rzęsami.- Williamie, zrobimy z ciebie gwiazdę.
– CO?!
Potrójny okrzyk zdziwienia rozbrzmiał na planie, przyciągając uwagę reżysera, którym okazała się kobieta w średnim wieku, podchodząca pod czterdziestkę. Miała drobną budowę ciała, długie blond włosy i ciemnobrązowe oczy.
Oczy, które były dziwnie znajome, tak samo jak szok malujący się na twarzy. Bo dokładnie taki sam zobaczyła, gdy tylko zwróciła się w stronę Willa.
– Co się tu dzieje, Fred?- Kobieta ciągle patrzyła na Willa, choć pytanie zdecydowanie skierowała do faceta z słuchawką.
– Statysta zniknął. Ale…ten chłopak może go zastąpić.
– Ten chłopak nie będzie nikogo zastępował- powiedziała mocnym głosem pani reżyser. Thalia widziała, jak jej twarz łagodnieje, gdy znowu skupiła się na Willu.- A teraz odejdź, powiedź Tristanowi, że ma przerwę.- Mężczyzna gwałtownie wyrzucił resztkę hamburgera i popędził w stronę placu, gdzie rozłożono rekwizyty.
Thalia nie wiedziała co się właściwie dzieje, ale wiedziała jedno. Jeśli gwiazdą filmu był Tristan McLean, ojciec Piper, to będzie wielka draka, jeśli spotka się z Afrodytą.
Gdy tylko o tym pomyślała, jak na zawołanie z bocznych drzwi wyszła największa gwiazda tego filmu. Ojciec Piper był naprawdę przystojny, choć w tej chwili miała wrażenie, że bierze udział w castingu, pokazując na zawołanie różne emocje. Najpierw był szok, potem zaskoczenie, i kolejno strach, iskierka podziwu i namiętności.
Tristan McLean był świetnym aktorem, bo udało mu się wprawić w zakłopotanie samą Afrodytę.
– Emmo?- Ojciec Piper zwrócił się do pani reżyser, która z kolei ciągle patrzyła na Willa.- Co się dzieje? Skąd znasz tą kobietę?
– Nie znam jej. Raczej chciałabym wiedzieć, co ona robi z moim synem.
– Twoim…synem?- Thalia omal nie zgubiła własnej szczęki, kiedy dotarło do niej, o co chodzi.
– Tak, Tristanie. To William Solace, mój syn.
BUM! 😀
Izzy come back z nowym odcinkiem Wędrówki!
Aż sama jestem zaskoczona takim rozwojem akcji. Afrodyta potrafi namieszać. No cóż, miała załatwić prywatny samolot do Grecji. Nikt nie powiedział, że nie może poprosić o to swojego byłego faceta, któremu zostawiła prezent w postaci małej Piper, która swoją drogą także wplątana jest w część tego wielkiego planu pokonania Gai. No i Will z mamusią reżyserką….:D
Możecie mnie zabić za to zakończenie. Cóż poradzę, że uwielbiam zawieszać akcję 😉
A w następnym odcinku? Nico, Leo i wielkie sekrety 😉
Podziwiam Cię – tu się tak dużo dzieje, zwłaszcza pod koniec, a Ty napisałaś to tak, że jednak się połapałam.
Rozdział niesamowity. Biedna Thalia… Tyle czasu z Afrodytą… To musiało być dla niej nie do zniesienia. I jeszcze wysokość i woda… To już w ogóle.
Matka Willa reżyserką? Nie spodziewałam się tego.
Nie mogę się doczekać następnej części!
Twoje fanfiction jest Super! Bardzo lubię tę części z Thalią, Reyną i Willem. Bardzo dobrze odzwierciedlasz charaktery bohaterów. Nie są oni płytcy, ale tacy żywi. I kibicuję paringowi Will + Reyna Czekam na część z Leonem i Nico ^^ Już się nie mogę doczekać;)