Niczym feniks z popiołów powracam, tyle że w raczej miernym stylu, a mianowicie z pierwszym od dawna opowiadaniem. Mam nadzieję że wam się spodoba. Jeśli mieliście już odczynienia z moją tfurczością to błagam, mimo wszystko przeczytajcie :D, jeśli natomiast nie macie pojęcia kim jestem i co tu robię, to możecie bez obaw poświęcić około 2 minuty i 57 sekund życia na zapoznanie się z tym krótkim tekstem 😉
~Jane
ROZDZIAŁ 1
Stukot butów na cichym peronie zabrzmiał zwielokrotniony echem.
Na platformę wbiegła dziewczyna i rozejrzała się uważnie. Zdziwiła się, gdy nie zobaczyła nikogo, po czym cicho przeklęła po francusku. Gdzie się do cholery wszyscy podziewali?
Podeszła do jednego ze słupów podtrzymujących sklepienie i oparła się o niego. Był popękany ze starości, pokryty porostami i roślinnością. Cały peron wyglądał na od dawna opuszczony, co dobitnie podkreślała dziura w dachu przez którą przemykały promienie wiosennego słońca. Mimo tego dziewczyna była prawie pewna, że to właśnie tutaj powinna wsiąść do pociągu by dotrzeć na miejsce. Czyli całe jej starania na nic? Czyli ciągnęła się tu aż z Francji, aby przegapić jedyny bezpieczny środek transportu TAM. Nie mogła czekać na następny pociąg. To trwałoby długo. Nie wiedziała ile, ale na pewno zbyt długo. Ostrzegali ją przed tym! Wciąż jednak miała nadzieję, że trafiła nie tam gdzie powinna, a jej środek transportu wciąż czeka, tylko że gdzie indziej.
Rozejrzała się za jakąś wskazówką, znakiem, śladem innego człowieka który mógłby jej pomóc. Peron był jednak już tylko jednym z wielu porzuconych budynków. Dziewczyna mimochodem zastanawiała się, co tu się tak właściwie stało. Wiedziała że wojna objęła całe Stany Zjednoczone i Europę, ale to miejsce… Było inne. Kamień był pokruszony, a ściany zdobiły niewielkie otwory po kulach, które w nie uderzyły. I ani śladu napraw, tak jakby nie było na nie czasu, a peron został zniszczony zaledwie kilka dni temu. A widać było, że minęło już wiele lat. Wszystko pokrywały porosty, z poruszonego kamienia wyrastał mech, a na ścianach wił się bluszcz… lub inną mająca w zwyczaju wić się roślina. Kto je tam wie. W powietrzu unosił się odurzający, ale dość przyjemny zapach kwiatów. Jedynie łączące słupy drewniane belki wydawały się nowe, a w każdym razie nie stare, podgniłe i walące się.
Dziewczyna spuściła głowę i usiadła ma chłodnym kamieniu. Kalendarzowo była już późna wiosna, ale mimo to temperatura w tym rejonie świata nie wzrosła powyżej 15 stopni, a wiatr wdzierał się do środka przez szczeliny w ścianach i łaskotał ją w nogi. Dziewczynie natychmiast zrobiło się zimno. Otuliła się szczelniej lekką kurtką, ale nie mogła nic zrobił ze marznącymi w przewiewnej sukience nogami. Bardzo żałowała że nie wzięła ze sobą nic cieplejszego. Musiała uciekać, dlatego złapała tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i całe oszczędności z nadzieją, że kupi coś po drodze. Szybko potrzebowała pomocy, inaczej…
– Spóźniłaś się – dobiegł ją cichy, ale dobrze słyszalny głos.
Dziewczyna podniosła się błyskawicznie z ziemi i odwróciła w stronę z której dobiegł. Nie zauważyła nikogo, ale wyczuła czyjąś obecność. Nad sobą. Spojrzała w górę. Na belkach (była pewna że wcześniej nikogo tam nie zobaczyła!) ktoś siedział. Nie widziała go, tylko jego dyndającą w powietrzu nogę.
– Kim jesteś? – spytała cicho. Odpowiedziała jej cisza.
– Hej! Odpowiesz mi?
– Nie rozmawiam z ludźmi których nie wiedzę…a tym bardziej nieludźmi – w ostatnim słowie szczególnie w podkreślił zaprzeczenie jakoby dziewczyna była ludziem, ale jego wypowiedź, tak jak i poprzednia była raczej obojętna, jakby ktoś miał co innego do roboty i niechętnie się od tego odrywał. Dziewczyna, odrobinę zirytowana lekceważącym podejściem ktosia podeszła do słupu i podcigając się na wijących się roślinach wspieła się nań, rozejrzała się i zdziwiła się jak bardzo boi się… W każdym razie nie zdążyła zbytnio się pobać wysokości na jakiej się (znowu!) znalazła, bo pnącza nie wytrzymały i spadła boleśnie na posadzkę. Morał tej sytuacji to zdecydowanie: jak coś wije się jak s, jest nieosiągalne jak kropka nad i oraz dziurawe jak ę to się nie wspinaj, bo spadniesz.
Ktoś roześmiał się głośno i, ku zdziwieniu obolałej dziewczyny, chyba nie z jej nieudanej wspinaczki. Ktoś zaczął krzyczeć.
– Tak! Wreszcie! Kosa!!!
Po chwili jednak przestał i spojrzał na nią ze swojej belki. Był tak zaafiszowany tym co właśnie się stało („jaka kosa do cholery!?” – pomyślała dziewczyna), że nie zauważył co się tak właściwie stało. Nie zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć, bo już zeskakiwał na ziemię.
– Co ci się stało? Dlaczego leżysz na ziemi? Nie mamy na to czasu… -Podał jej rękę i pomógł wstać. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko patrzyła na nieznajomego trochę zdziwiona. Okazał się być chłopakiem, mniej więcej w jej wieku. Miał ciemnobrązowe, lekko poczochrane włosy, łagodne rysy twarzy i jasną skórę. Nie rzucałby się zbytnio w oczy na ulicy. Tylko jego oczy… Były duże, czekoladowe, błyszczące, okolone długimi, gęstymi rzęsami. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Zawirowało jej w głowie i zemdlała. Bynajmniej nie od spojrzenia w nie, tylko od uderzenia w głowę.
Czytanie tego opowiadania w żadnym razie nie wiąże się z poświęceniem! Co najwyżej skutkuje zawodem- tekst faktycznie jest krótki. Ale cóż, prawo prologu. Następne części będą dłuższe… Prawda? I dostarczą mi więcej powodów do czepiania się, bo tu znalazłam tego naprawdę niewiele:
[UWAGA! Tej części komentarza możesz nie chcieć czytać!]
-„Otuliła się szczelniej lekką kurtką, ale nie mogła nic zrobił ze marznącymi w przewiewnej sukience nogami.”- odnoszę wrażenie, iż chciałaś napisać „zrobiĆ Z”. Czy tak?
-„Bardzo żałowała że nie wzięła ze sobą nic cieplejszego. „- spójnik „że” jest zwykle poprzedzany przecinkiem, bez niego czuje się samotny. Podobnie inne wyrazy, takie jak „który” oraz wtrącenia. Czy ta wojna, o której wspominasz w opowiadaniu, zmusiła znaki interpunkcyjne do emigracji?
-Dopełniacz słowa „słup” to, o ile się nie mylę, „słupa”, nie „słupu”.
-„[…] zirytowana podejściem, podeszła […]”- myślę, że zamiana „podeszła” na „zbliżyła się do”, „w kilku krokach znalazła się tuż przy”, „postąpiła kilka kroków, by stanąć/zatrzymać się tuż obok” lub cokolwiek w tym guście mogłaby być całkiem dobrym pomysłem.
[UWAGA! Koniec części, której możesz nie chcieć czytać!]
Niewiele, sama przyznasz.
Wiele natomiast nasuwa się pytań:
Czy istnieje słowo „zaafiszowany”?
Co to za płosząca przecinki wojna?
Kim jest ten gość?
Dlaczego najpierw pomógł jej się podnieść, a zaraz potem rąbnął?
Ile „się” można upchać w jednym zdaniu?
Które gatunki „mających w zwyczaju się piąć” roślin znają alfabet?
I kiedy ukaże następna (dłuższa) część?
Tuszę, iż odpowiedzi poznamy wkrótce. Bo jak nie… [widok z lotu ptaka na warowny obóz wielotysięcznej armii Wojowniczych Chełbi Modrych, rozstawiony tuż pod oknem Jane]
Nikt nie komentuje!!!???? Więc ja skomentuję!!!
Fajnie, że wróciłaś. Bynajmniej wydaje mi się, że długie Cię nie było. Nie pamiętam Twoich poprzednich prac, no, poza opowiadaniem, które wydaje mi się, że kiedyś widziałam i oczywiście tych niezapomnianych smoków. 😉
Opowiadanie fajne, takie mrożące krew w żyłach. I do tego ten klimat wojny… bezcenny. Przyjemnie się czytało opisy, w sumie to mi ostatnio wszystkie opisy czyta się dobrze. Nigdy jakoś za nimi nie przepadałam, ale gust się zmienia. 😛
A tak a’propos, będzie to miało coś wspólnego z mitologią???
Jula2233
PS Miłego pobytu w Warszawie. 😉
Kłaniam się do stóp, biję pokłony za poświęcenie! A tak szczerze: część jest bardzo krótka, ponieważ wiem z doświadczenia że niektórzy internauci po zobaczeniu AŻ 3 stron litego tekstu mogą się przerazić i zniechęcić do czytania. Mam nadzieję że tekst zafascynował was i z pownością przeczytacie następną część! No i dziękuje za szczerość.
Wstyd mi za te błędy, niby przeczytałam to kilkanaście razy, ale i tak, jak widać, nie potrafię postawić przecinka gdzie trzeba! Reszta błędów wynika Z mojego nikłego doświadczenia w pisaniu. Ćwiczenie czyni mistrza jak Arachne, czyż nie?
Julo, na pewno będą herosi No i dłuuuugie części.
Powroty, powroty 😀
Cieszę się, że teź się zdecydowałaś na dalsze pisanie.
Rozdział mnie zaintrygował i na pewno przeczytam następną część c:
Na razie poswiece 1 min i 34 sekundy zeby ci napisac ze jasne, ze pamietam i cholernie sie ciesze z powrotu! Kolejnego, ktroy bardzo mnie cieszy i sklania do zastanowienia sie „moze ja tez wroce z czyms? „.
Kochana, przeczytam jak będę w domu. Na spokojnie wtedy skomentuje. Ale obiecuję przeczytać i napisać co sądzę o twojej pracy.
*Patrzy podejrzliwie*
Skąd wiedziałaś, że przeczytanie tego zajmie mi dokładnie dwie minuty i pięćdziesiąt siedem sekund?
Świetny tytuł! Rozdział też. Może krótki, ale bardzo ciekawy. I nieco tajemniczy… Jest wiele niewyjaśnionych kwestii.
– Wojna (i wszystko jej dotyczące)
– Kim tak właściwie jest nie tylko ten koleś, ale i główna bohaterka
– Czemu musiała uciekać i jak ma na imię? (Ale to może tylko moje niedopatrzenie)
I jeszcze jedno, ważne pytanie:
– Jaka kosa?!
Miejmy nadzieję, że to karambit i to fabrycznie nowy. Znakomite opowiadanie, tylko następnym razem dodaj trochę więcej zabawnych momentów.
Świetny tekst, choć nie grzeszy długością. Ładny styl, drobne usterki językowe, ale Arachne chyba wszystko wymieniła. Krótki, pełen tajemnic, ot, taki powinien być prolog. Choć jak dla mnie może być długi.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część, odpowiedzi na pytania i jeszcze kilka przecudnych opisów. No i miło znów Cię widzieć, Jane!
Nie czepiam się długości, bo jednak prolog to prolog, a do tego bardzo dobrze Ci wyszedł. Nie wiadomo co, gdzie i jak; wszystko jest naprawdę porządnie opisane, akcja wciągająca i – zgadzam się z Kivą – opko zostało napisane ładnym stylem; czyta się szybko i bez zgrzytów. Podoba mi się, że wszystko uwzględniasz – i opatulenie się kurtką, i fakturę kamienia, gdyż to nadaje tekstu potrzebnej realności.
Cóż, żeby jednak napisać coś więcej poczekam na kolejną część ;3
I cieszę się, że wróciłaś <3
Moim zdaniem kobiety nie powinny czepiać się długości.
Im szybciej zaakceptujesz, że będą się tego czepiać przez całe życie, tym lepiej dla Ciebie
Niestety, hadesiku, ale jako przedstawicielka płci pięknej czuję obowiązek wypowiedzenia się w tej sprawie. Oczywiście, chodzi mi o estetyczną długość opek, więc jestem ogromnie uradowana, że zechciałeś podzielić się ze mną niezwykle cenną opiną na temat tego, na co kobitki powinny zwracać uwagę, a na co nie ;p Wykorzystam w przyszłości.
A teraz sio, nie róbmy Jane spamu 😀
Naprawdę ładny prolog Strasznie szybko się czytało, ale nie liczyłam czy to dokładnie były 2 minuty i 57 sekund. Naprawdę masz bardzo ładny styl. Aż miło jest czytać takie opko/prolog. I nie mogę się doczekać, aż wreszcie zrozumiem o co chodzi z tą wojną 😀 No i życzę powodzenia w dalszym pisaniu^^