Hejka Wam. Najpierw pragnę podziękować: Annabeth01, Jula2233 i Isabell22 za ciepłe słowa i pomoc z doborem imienia (mam pomysł na imię, ale potrzebowałam inspiracji). Reszcie osób dziękuję, że napisali co ich denerwuje. Jeśli chodzi o pierwszy rozdział, to miał być ,,suchy”, bo bohaterka nie znosi swojego ,,poprzedniego” życia, poza tym postaram się dodać więcej opisów.
II
I widzę Lare, kobietę, która od trzech lat pyta mnie czy mam ogień, a od roku czy nie chcę „ziółka, na odprężenie”, a ja w kółko odpowiadam „nie”. Jest jednak różnica w jej twarzy, ma inne oczy, podobne do węża, duże, czarne i intensywnie wpatrujące się we mnie. Większy garb niż zwykle, przykrywa ogromny czarny płaszcz zamiast delikatnie brązowej kurtki do bioder. Kiedy zobaczyła, że wiem, iż za mną idzie, przyśpieszyła kroku. Ruszyłam przed siebie biegiem. Nagle zrzuciła płaszcz i zamiast bluzki czy nagiego ciała zobaczyłam skrzydła wielkie, czarne skrzydła jak u nietoperza. Szeregi ostrych jak brzytwa zębów pokazało się w okropnym uśmiechu. Krzyczała wniebogłosy, że mnie zabije. Już chwyciła mnie za rękę i wbiła ostre pazury. Ale to był ból, zobaczyłam plamki przed oczami. Gdyby nie to, że potwór się potknął, dziś pewnie nie miałabym ręki lub życia. Wykrzesałam z siebie ostatnie siły, myślałam „umrę tego samego dnia co rodzice. Mam oficjalnie 14 lat i idę do matki”.
Nagle ni stąd, ni zowąd zjawił się półczłowiek-półkozioł z kijem bejsbolowym w łapie. Biegł po dachach domów, a kiedy zrównał się z potworem skoczył na niego. Ale to była walka, okładali się kopytami, pazurami, były ryki i krzyki aż dziwne, że nikt tego nie słyszał. Po dobrych dziesięciu minutach zaciekłej wali, doszłam do wniosku, że mój wybawca nie wygra. Chwyciłam leżącą nie daleko rurę i już chciałam uderzyć nią potwora gdy nagle znalazł się naprzeciwko mnie, a człowieko-kozioł leżał ogłuszony. Pani Lara wytrąciła mi z ręki rurę i zaczęła się do mnie przybliżać, potknęłam się i straciłam równowagę. Wyciągnęłam przed siebie ręce, czułam ten sam strach co w dniu śmierci ojca. „Nie boję się, zawsze walczę do końca” -pomyślałam i nagle z moich dłoni wydobył się ogień. Potwór zaczął ryczeć z bólu, wzbił się w powietrze, ale zaraz potem spadł na mnie złoty pył.
Stałam chwilę w osłupieniu, potem zwróciłam zawartość żołądka, po dobrych kilku minutach analizowania niedawnych wydarzeń, przypomniałam sobie o moim nieprzytomnym pomocniku. Podeszłam do niego i lekko nim potrząsnęłam, po chwili ocknął się:
-Gdzie jest ten gagatek!?- krzyczał, swoją drogą mógłby być trenerem, przynajmniej tak wyglądał. Miał na sobie dresy i czapkę z daszkiem mimo iż panował środek zimy.
-Eee… rozsypał się w pył, taki złoty- odpowiedziałam nie wiedząc jak się zachować- to chyba pana- i podałam mu kij bejsbolowy.
-Tak, coś ty sobie myślała wychodząc o północy z domu- i tak prawił mi morały, że to był szczyt głupoty.
-Heeej, wyluzuj! Po pierwsze nie jesteś moją niańką, po drugie nie mam domu, po trzecie czym ty u diabła jesteś?- W tamtym momencie świat zwariował
-Więc tak, jestem satyrem o imieniu Hagde, twoim opiekunem i trenerem, a i jeszcze coś- twój dom jest w Obozie Herosów-powiedział jakby to była zwykła formalność. No cóż, to było za wiele na jeden raz, więc zemdlałam
Ocknęłam się w miejscu podobnym do szpitala, pomyślałam „nie, nie, nie muszę się stąd wynieść”. Poruszyłam lekko kończynami, wszystkie były sprawne, a poraniona ręka zabandażowana .Powoli otworzyłam oczy. Już miałam zejść z łóżka gdy nagle drogę zagrodziła mi dziewczyna z rudymi włosami, którą spowijała dziwna, zielona mgła. Zaczęła coś recytować:
„Dziecko, które matki nie poznało
A jedynego ojca nie kochało,
Na miejsce słońce przywróci
Ale z wyprawy nie każdy powróci.
Gdy ognisko znowu zapłonie
Niech szóstka bohaterów chwyci się za dłonie
I choć wyprawa pełna złości
Niech każdy pokona swe słabości.”
Potem upadła, podbiegło kilku nastolatków i ją podtrzymało. Zaczęło się robić tłocznie więc wyszłam z namiotu, swoją drogą dziwne, że szpital to namiot. Byłam boso, w starej siwej sukience do kostek a na niej brudny brązowy sweter, ale to nie miało znaczenia. Chciałam być jak najdalej od tego całego bałaganu. W końcu nie wytrzymałam i puściłam się biegiem w stronę lasu. Widziałam jakiś duży dom, sporo mniejszych domków, przy których kręciły się nastolatki. Paru nawet próbowało mnie zatrzymać, ale ja biegłam dalej. Kiedy byłam już pomiędzy drzewami zwolniłam, myślałam o tym gdzie jestem, co to za miejsce, byłam bliska łez, nie wiem czemu, wszystko to mnie przerastało. Najpierw ten potwór, potem satyr teraz jakaś dziewczyna w zielonym dymie, chciałam z powrotem do miasta, do mojej małej piwniczki, w której mieszkałam.
Przysiadłam pod drzewem, podwinęłam nogi i schowałam twarz w dłoniach, i kilka łez spłynęło mi po twarzy, znowu sama, w nowym miejscu. Wszystko to było dziwne. Nawet słońce wyglądało jakby było zaćmienie, ale teraz, to nie miało znaczenia. Siedziałam tak dobre 3-4 godziny, aż w końcu znalazł mnie chłopak z ciemnymi włosami, w kurtce moro. Usiadł obok, ale się nie odzywał, byłam mu wdzięczna, że nie pyta. Odezwał się dopiero gdy spojrzałam na niego, jakbym chciała go zabić:
-Nie widziałem cię wcześniej, jak masz na imię?
-Nie twój interes- „Nigdy nikomu nie ufaj”
-Wyluzuj, ja jestem Leo, z domku Hefajstosa.
-Futia, jak to od Hefajstosa to bóg grecki, nieistniejący…- powiedziałam, jak już biegłam to widziałam różne nazwy bogów greckich nad domkami.
– A więc o to chodzi, że ty nic nie wiesz.- wykrzyknął, jakby rozwiązał trudną zagadkę.- Więc słuchaj, to jest Obóz Herosów, czyli miejsce do którego trafiają półbogowie. Twoja mama lub tata kochali się z jakimś bóstwem i tak oto powstałaś ty.
-Zwariowałeś! To tylko sen i, i… -nagle podbiega do nas jakaś blondynka z szarymi oczami.
-Tu jesteś Leo, dzieciaki z domku Hermesa znów coś popsuły na ognisku.- dopiero teraz mnie zauważyła- O! Hej jestem Annabeth od Ateny, ty pewnie jesteś ta nowa, chodź wszyscy cię szukają, tak nagle zniknęłaś.- mówiła naprawdę szybko, a kiedy się nie ruszałam chwyciła mnie za ręce i zaczęła mnie ciągnąć w stronę ogniska, Leo ruszył za nami.
Kiedy dotarłyśmy do ogniska zaciągnęła mnie do półkonia-pół człowieka, czyli centaura o imieniu Chejron:
-Znalazłam ich! –Wykrzyknęła na tyle głośno by zwrócić na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.
-Nareszcie! Kolacja trwa od dobrej godziny, co się stało?- widocznie Leo liczył na to, że to ja odezwę się pierwsza, więc powiedziałam wymijająco:
-Nic.
-Leonie Valdezie powiedz coś!- nakazał Chejron
-No… bo… szedłem do bunkra nr9 i ją spotkałem była smutna więc zacząłem rozmowę…- jejku naprawdę się miota, a mówi jak z karabinu.
-To tylko nieporozumienie- wtrąciłam się- mnie nie powinno tu być. Najpierw ten potwór chcący mnie zbić, potem półbohater, który jest półkozłem a teraz jakaś banda dzieciaków z centaurem na czele gadający o bogach greckich i jeszcze ta rudowłosa co jakieś wierszyki gada…
-Jakie wierszyki?- wtrącił się centaur
-Jak o leciało, a tak:
„Dziecko, które matki nie poznało
A jedynego ojca nie kochało,
Na miejsce słońce przywróci
Ale z wyprawy nie każdy powróci.
Gdy ognisko znowu zapłonie
Niech szóstka bohaterów złapie się za dłonie
I choć wyprawa pełna złości
Niech każdy pokona swe słabości.”
Zapadła wręcz grobowa cisza, dopiero Leo odezwał się pierwszy:
-To musi być przepowiednia
Po tym „odkryciu” zaczęły się krzyki. Dopiero po dobrych piętnastu minutach wszystko się uspokoiło.
-Więc tak- zaczął Chejron- na początku pragnę powitać nową heroskę, która nie została jeszcze uznana…- nagle zaciął się i patrzył nad moją głowę- Przepraszam bardzo właśnie została uznana. Przedstawiam wam córkę…
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony czuję podziw dla tych wszystkich, którzy nadal siedzą i czytają takie rzeczy, a z drugiej odrazę do samego siebie, czytającego to opowiadanie, piszącego komentarz i marnującego cenny czas dla nieznanych osób. Tak bardzo chcieliście, żebym pokazał błędy. Pisownia. Przeczytaj koleżanko rozdział w słowniku mówiący o pisowni „Razem, czy osobno”, bo widać że masz z tym gargantuiczny problem. Nie trzeba pisać dwa razy tego samego wierszyka. Większość osób zapewne nie przeczyta go za drugim razem. Napisz parę opisów tego co się dzieje za oknem, bo to leży i kwiczy jak prosiak na ruszcie. Zwolnij akcję i wprowadź bardziej jasną narrację, bo wszystko dzieje się szybko, jakbyś pisała biegnąc na autobus i nic nie wynika z poprzednich wydarzeń. spowalnianie przez dodawanie opisu typu ” Po dobrych dziesięciu minutach zaciekłej wali” (Zresztą z błędem na końcu), bo nie działają. Pisz, pisz i pisz, ale niekoniecznie wrzucaj to, co napiszesz między śniadaniem, a lunczem, licząc na sławę i rozgłos. Nie wiem, może załóż bloga modowego? Wymaga jeszcze mniej wysiłku, co zapewne będzie Ci odpowiadało.
PS. Jak ktoś powie, że w tym komentarzu nie wskazuję błędów i nie pokazuję rozwiązania problemu, to jest kłamca, ciućmok i bździungwa. I nie dostanie ryżu z jabłkami na obiad.
No dobra, po części muszę zgodzić się z hadesikiem… Jednak mi się ogółem podoba to opowiadanie, no ale błędów było całkiem sporo. Teraz nie zdążę Ci ich wypisać, ale jeśli chcesz, to możesz podać mi swojego maila, to po prostu wyślę Ci je na pocztę, OK? Tak będzie łatwiej, jeśli oczywiście chcesz.
Jula2233
PS Przepraszam Cię hadesiku, za oskarżenia, że nie umiesz uzasadniać swojej krytyki… 😉
Przepraszam za błędy. Słowo czytałam to wiele razy i starałam się wyłapywać błędy. Przyznaję się bez bicia, mam problem z ortografią. Akcja pędzi wiem, ale no cóż, jak mam wenę i pomysł nie umiem zwolnić. Postaram się to zmienić. Następnym razem dam to komuś innemu do przeczytania, zanim wyślę. Mam nadzieję, że sam pomysł ciekawy i, że następne rozdziały będą lepsze.
PS Jeśli Jula2233 będzie Ci się chciało wypisać błędy, pisz na ada.elblag@gmail.com
Najbardziej raziła mnie „biegnąca” akcja. Podpisuję się tutaj pod hadesikiem oraz sama polecam, abyś dała więcej przemyśleń. Z kim Ci się kojarzył ten satyr? Do tego wspomnij coś o danej postaci, daj jakąś ciekawostkę; dodaj opisy wyglądu/miejsc, przynajmniej po te trzy zdania. Np. Trawa była pokryta rosą; od Leona czuła zapach jakiś perfum; ptaszki śpiewały. Wykorzystaj też inne zmysły. Wszystko, byleby spowolnić akcję.
Spróbuj też urzeczywistnić swoich bohaterów drugoplanowych. Oni nie stoją jak pajacyki wycięte z kartonu, ale też czują, ruszają się i żyją. Ten wywrócił oczami, tamta poprawiła włosy, tamten odkaszlnął. Leo to Leo, on pewnie wariował, bawił się rękami, tupał nogami itp. Itd. Ann też nie chodzi sztywno, a może skojarzyła jej się z wojowniczką?
To takie podstawowe rady ode mnie. Pisz, pisz i pisz. I jeszcze raz – pisz 😀
Chcę przeprosić hadesika, za napisanie, że nie umie uzasadniać błędów, które wypisuje autorom opek. Przekonałam się, że jest inaczej. Podpisuję się pod komentarzem jego i Carmel. Poza tym, jeżeli mogę, to zrobię tak jak Jula i wyślę Ci błędy e-mailem. Pisz dłuższe opisy. Czasami jest też tak, że możesz podzielić jedno długie zdanie na kilka krótszych na przykład: „Jest jednak różnica w jej twarzy, ma inne oczy, podobne do węża, duże, czarne i intensywnie wpatrujące się we mnie.” Ja bym napisała: Jest jednak różnica w jej twarzy. Ma inne oczy. Podobne do węża, duże, czarne i intensywnie wpatrujące się we mnie.
Pozdrawiam
annabeth01
Błędy już Ci wypisali. Potrzebny jest ktoś, kto powie Ci, co zrobiłaś dobrze! W sumie tylko do tego się nadaję na tym blogu… Słodzę wszystkim i tyle. (Wiem, niesamowita pomoc…)
Mi tam podoba się pomysł, i to bardzo. Widać, że dość wyraźnie siedzi w Twojej głowie. Gdy posłuchasz się ich rad, staniesz się świetną pisarką.
„To tylko nieporozumienie – wtrąciłam. – Mnie nie powinno tu być. Najpierw ten potwór chcący mnie zabić, potem półbohater, który jest półkozłem, a teraz jakaś banda dzieciaków z centaurem na czele, gadający o bogach greckich. I jeszcze ta rudowłosa, co jakieś wierszyki gada…” – Ten tekst mnie rozwalił. Serio, genialny!
„Wierszyk” też! Był naprawdę „przepowiedniowy”. Szczerze? Nie spodziewałam się tak dobrej przepowiedni.
Mam nadzieję, że nie jest Ci zbyt słodko 😉 Czekam na cd!
Isabell22
Ja znalazłem kilka innych błędów. Np. Nad domkami,nie były nazwy bóstwa tylko numerki, Wyrocznia nie przyszłaby tak o sobie (?) ,a jak pamiętam, a moge się mylić , to namiot-szpital był tylko w filmie, a w książce chyba w wielkim domu. Troche więcej tych błędów było, ale na telefonie pisze i nie chce sprawdzać. Ja na twoim miejscu zrobiłbym wersje drugą z poprawkami i radami z tych komentarzy:)
Jeśli się dziwicie,kim jestem, to słusznie,bo rzadko tu cokolwiek pisze.;D