A taki one shocik sobie wydziergałam o Percico, żeby nowi mnie tam trochę zaczęli kojarzyć. To nic specjalnego, ale spędziłam z tym tekstem jakieś dwie godzinki. Dedykacja leci do Quicka.
Buziaki
Chione
Syn Posejdona rozmawia przez telefon. Słyszę stłumione przez ściany parsknięcia śmiechem, jak opowiada Tysonowi kolejną ze swoich historii ze swojego ciekawego, pełnego miłości życia. Iryfon.
Pewnie mówi o Annabeth.
Zawsze o niej.
Tylko o niej.
Moja kochana Annabeth, Annabeth zaprojektowała coś tam, Annabeth przyłapała mnie na czymś tam, Annabeth u mnie zamieszkała, moja perfekcyjna Annabeth, Annabeth pomaga mi się uczyć, co ja bym zrobił bez mojego ósmego cudu świata…
Jakby to ona tworzyła fundamenty jego życia. Stałe, niepodważalne.
Syn boga mórz śmieje się na cały regulator. Wyobrażam sobie jego rozciągniętą uśmiechem twarz. Poprosił, żebym poczekał, bo rozmawia.
Pamiętam rozpacz Percy’ego, gdy spadła z klifu. Niemal chciałem być na jej miejscu. Wiem, że cierpiała, będąc w niewoli. Wyczuwam ciemność w sercu. Maltretowali ją, wręcz torturowali. Nie chciała go po prostu martwić. Ale to wtedy uczucia Jacksona ujrzały światło dzienne, chyba po raz pierwszy. Zrozumiał to dopiero, gdy miał ją stracić. Szkoda, że na mnie nigdy nie spojrzał tak, jak na nią.
Chłopak nie odłoźył słuchawki od jakiejś godziny. Chyba o mnie zapomniał. Ja – niewidzialny Nico.
Pamiętam też moment, w którym Annabeth chciała oddać za niego życie. Miałem nadzieję, że umrze. Żałowałem, że Will ją wtedy uratował.
Była taka ładna.
Mądra.
Nieomylna.
Odebrała mi go.
Co ja tu właściwie robię? Czemu siedzę na i c h kanapie? Ona może w każdej chwili wrócić.O n a.
Suka.
Percy wygląda z i c h sypialni i patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem.
– Jeszcz tylko pięć minut – mówi.
Niemal widzę jego powracający na twarz uśmiech, gdy odwraca się ode mnie i kontynuuje rozmowę. Jakbym ja nie umiał go rozśmieszyć.
Jak to się w ogóle stało, że Annabeth go chciała? Nie pasują do siebie. I nigdy nie będą. Inni jak dwie cholerne krople wody. Szkoda tylko, że przeciwieństwa się przyciągają.
Mój wzrok pada na stolik kawowy. Mały, wciśnięty w róg pokoju, zaraz obok kanapy. Stoi na nim ramka ze zdjęciem. Znowu o n a. Proste, białe zęby wyszczerzone w uśmiechu, blond włosy opadające zgrabną falą na opalone ramiona, idealny biust ledwo ukryty pod fioletowym podkoszulkiem, szare oczy wrzynające się w człowieka, brwi lekko przeciągnięte kredką, ładne, pełne usta, perfekcyjna cera… Cała Annabeth.
Słyszę przez ścianę głośny, niepohamowany niczym wybuch śmiechu. Przy mnie nigdy się tak nie śmiał.
Chwytam zdjęcie.
Machinalnie wyszarpuję z kieszeni czarny marker pozostały tam po jakiejś grze terenowej z zadaniami.
W sumie chyba nie za bardzo wiem, co robię.
Tłukę pięścią szkło ramki i uwalniam fotografię.
Najpierw diablica dostanie rogi.
Będą wielkie, czarne i obrazujące cały jej prawdziwy charakter.
Suka.
Potem skreślę jej twarz.
To będzie wielki, tłusty X. X jak niewiadoma, X jak coś nieistniejącego, X jak coś, co zniknęło. I już nie wróci.
Wiedźma.
Piszę krótkie zdanie na odwrocie.
Jednakże jej twarz wywołuje we mnie większe emocje, niż się spodziewałem. Zaczynam mazać po zdjęciu, bez opamiętania, bez litości, z czystą nienawiścią.
Lafirynda.
A potem wszystko znika, gdy słyszę jego głos.
Drżący.
Przerażony.
Zdenerwowany.
– Nico… Co ty robisz?!
Patrzy na mnie, jakbym zamordował mu kota.
– N-nic.
Czuję się jak w transie, jak na LSD. Podrywam się na nogi i uciekam do przedpokoju, gdzie chwilę siłuję się z drzwiami i wypadam na klatkę schodową. Nie goni mnie. Właściwie nic się nie dzieje. Nie zależy mu. 17 piętro, winda jest pewniejsza. Postukuję nerwowo palcami o przycisk. W końcu, po jakichś trzech minutach widzę przed sobą upragnione, otwierające się drzwi.
I j ą.
– Cześć, Nico – mówi wesoło.
Zachowuje się jak niewinne kurczątko.
Suka.
Wysiada i chce mnie objąć. Niedoczekanie. Odpycham ją z całej siły. Uderza o ścianę, wpada na dzwonek do drzwi. Przez klatkę schodową przetacza się złowrogi dźwięk i nagle się urywa.
Widzę strużkę krwi na twarzy Annabeth. Nic nie mówi, tylko patrzy na mnie z szokiem. Przerażona. Wskakuję do windy niezdarnie wsuwając się między zamykające się drzwi i wciskam guzik na parter. Jest mi wstyd.
A chciałem tylko, żeby on mnie pocałował. Ten jeden raz.
**
Annabeth poszła już spać. Opatrzyłem jej głowę, powiedziałem, że wszystko będzie dobrze. Że Nico miał atak schizofrenii. Że zrobił to nieświadomie.
Wzdycham.
Studiuję jego dzieło. Fotografia jest wymięta, twarz Ann skreślona.
Co mu odbiło?
Spoglądam na odwrót zdjęcia i przez chwilę brakuje mi powietrza.
„Przez nią nie jestem Twój.„
Bardzo fajnie się czytało. I znowu szkoda mi Nica. Przez takie teksty nienawidzę Ann.
Dwie godziny?! Nad czymś tak niesamowitym spędziłaś tylko dwie godziny?!
Wracając do opowiadania…
Zawsze było mi szkoda Nica. Ale przez Twoje teksty jeszcze bardziej… Tak realnie opisałaś jego uczucia, że czułam to, co on.
To jest tak cudowne, że ciężko się wysłowić.
Nico, mój biedny Nico. Szczerze to nie wiem do końca co mam napisać. Bardzo lubie Percy’ego i Nico, razem. Jednak Annabeth, w takich tekstach jest irytująca…
Nico, tutaj jest taki realny, ludzki i żyjący z swoimi konsekwencjami. Słowa jakimi opisuje, Annabeth… Suka. Pasuje do niej. Tak jak schizofrenia pasuje do Nico.
A ostatnie słowa… nic dodać nic ująć
O matko i córko! Dobre to było!
Szkoda mi Nico, ale trudno. Co zrobisz? Nic nie zrobisz. :p
Tekst o zabiciu kota mnie rozwalił 😀
To było świetne! Lubię Nica, ale uwielbiam też Annabeth. Uważam, że syn Hadesa zachował się, lekko mówiąc, nieodpowiednio. Przecież, nawet jakby Percy i Annabeth nie byli parą, to syn Posejdona nie chodziłby z Nickiem. Rozumiem,że osoby w takiej sytuacji nie myślą w pełni logicznie, i że syn Hadesa był zazdrosny, co zresztą fantastycznie oddałaś. Było poprostu cudownie! Świetnie napisane! Czekam na Twoje kolejne opka.
Krótko, zwięźle i na temat.
Biedny, samotny, zagubiony i zazdrosny Nico. Tak bardzo realny w tym wszystkim.
Kiedy Twoje następne dzieła? 😀
Opko Świetne! I zgadzam się z rybą2006 – krótko, zwięźle i na temat.
Fakt, szkoda Nica. Chociaż Ann też lubię i w sumie to nie jej wina, więc… Nie mam pojęcia kto jest pokrzywdzony.
Podobało mi się. Schizofrenia? Hmm, lubię takie tematy
Ja właśnie mam na odwrót. Dzięki takim opkom, coraz mniej lubię Nica. Lul, nawet nie jest mi go szkoda…No, może trochę. ;P
Uwielbiam twoje opka!
Przyznam, że gdy słyszę, że ludzie wyzywają biedną Annuś, wywracam oczami. Jeśli dobrze pamiętam, ona nawet się nie domyślała, że Nico kocha Persiaka i nawet gdy sam Nico myśli, jak to on ją nie znosi, to się irytuję. Po prostu. Sama nie wiem czemu; Nico ma pełne prawo nie lubić Annuś (zazdrość), lecz jakoś mi to do niego nigdy nie pasowało. Normalnie.
Tekst za to dobry, może nie jest rewelacyjny, ale jest dobry, może nawet bardzo. Pomylone spacje; więcej błędów nie wyłapałam, ale nawet nie próbowałam. (Wynalezienie u Ciebie błędów jest jak szukanie wody na pustyni – możliwe, ale trzeba się doszukać ;3) Przyznam, że fragment z ,,niewidzialnym Nickiem” był naprawdę… Głęboki? Niby jedno zdanie, ale tyle oddaje.
Czekam na Twoje następne opko Chio i mam nadzieję, że następnym razem mnie powali na kolana, dobije i sprawi, że umrę ze śmiechu/płaczu. W dowolnej kolejności 😀