17. Jak wytresować smoka?
Nadszedł dzień najgorszych wiadomości w historii dni złych wiadomości.
Annabeth po raz setny ze złością wyrzuciła fragment gorącej skały do Jeziora Stygijskiego. Od czasu akcji Percilli i Annaberto minęła jedna noc. A w każdym razie tak stwierdziła, bo zarówno ona, jak i Percy z Bobem i Mormolyke po szczęśliwej przeprawie na drugi brzeg postanowili się wyspać. Wszystkie instynkty krzyczały do niej, że to głupi pomysł, ale im brnęli dalej w głąb Tartaru, tym bardziej czuli zmęczenie. Percy rzadko się uśmiechał, Bob zastąpił swoje radosne śpiewanie cichym mruczeniem, a Mormolyke nie odzywał się w ogóle. To ją trochę smuciło, bo zdążyła polubić tego zakręconego Wampira, który znalazł się za karę w krainie swojego ojca.
Z kolei olbrzym Damasen spadł im jak z nieba. Przez sen wydawał z siebie okropne chrapnięcia, które z wielkim dudnieniem roznosiły się po skalnych korytarzach. Annabeth ciągle czuła się nieswojo w jego towarzystwie, choć Damasen wcale nie prezentował się groźnie. Wyglądał jak Kubuś Puchatek na sterydach. Skórę miał żółtawą, pobrudzoną od czarnych, gorących kawałków żelaza. Na sobie miał olbrzymie skórzane buty i dobrej jakości purpurową szatę. Oczy miał lekko wyłupiaste, za to nos śmiesznie mały w porównaniu do wielkich dłoni. Pamiętała, jak parę godzin wcześniej widziała te wielkie oczy, jak czujnie obserwowały ją i Percy’ego podczas spotkania z Danaidami. Nie była skłonna wyrazić zgodę na plan, który przedstawił jej Percy tuż po pokonaniu kobiet. Stanowczo stwierdził, że ona już się napracowała, więc teraz to on z Bobem i Damasenem zajmą się budową bezpiecznej drogi, która przeprowadzi ich na drugi brzeg Jeziora Stygijskiego. Nie podobało jej się, że Percy tak szybko przywykł do towarzystwa olbrzyma i tytana. No bo w końcu wszyscy napotkani giganci i tytani służyli pod sztandarem Gai. A dla niej nie było nowością to, że stała się głównym celem Matki Ziemi.
A teraz została sama. Wystarczyła jedna chwila. Zamknęła oczy, a kiedy się obudziła, Percy’ego już nie było.
Zniknął.
Obudziło ją dziwne uczucie w żołądku, jakby jej świadomość wyczuła coś niedobrego. Kiedy oprzytomniała na tyle, by rozeznać się w sytuacji, zobaczyła niedaleko leżącego Mormolyke. Bob powinien pełnić wartę, a przyjemny zapach dochodzący z prowizorycznego szałasu poinformował ją, że Damasen szykuje coś do jedzenia. Zdumiewał ją fakt, że gigant potrafił z małej ilości jadalnych składników zrobić całkiem smaczną potrawkę. Do swojej dyspozycji mieli miętę Persefony, wodę z Jeziora Stygijskiego i od niedawna spory zapas skorpionów i dziwnych małż, które znaleźli po drugiej stronie wody. Z początku nie chciała tknąć brązowego mięsa skorpiona, ale po kilku godzinach się poddała, czując potworny głód.
A kiedy zjedli potrawkę Damasena, Bob wrócił z warty i wypowiedział dwa słowa, które trafiły ją niczym zatruty sztylet w serce.
– Percy zniknął.
Nie wiedział nic więcej. Po prostu, znalazł jego kurtkę, przypaloną w kilku miejscach. Annabeth zaczęła drżeć i szlochać, kiedy znajomy materiał spoczął na jej ramionach. Nie chciała, by jej towarzysze patrzyli na nią z politowaniem i troską, więc uciekła nad brzeg jeziora, opierając się o gorącą skałę. Jej odłamki posłużyły do rozładowania emocji. Kopała je i rzucała, kiedy w końcu upadła na kolana, zdruzgotana.
– Znowu mi cię odebrali, Percy. Dlaczego?- Zerwała się na nogi, wściekła na swoją matkę za tą straszną misję z Arachne, na Herę za jej pokręcony plan, na Gaję, nawet na Percy’ego i siebie, bo ciągle pakowali się w kłopoty. Żyła nadzieją, że ona i Percy pokonają wszystkie przeciwności, by zaznać odrobinę spokoju. Tyle już przeszli, ich uczucia zostały poddane różnym skrajnościom. Ufała mu, kochała tak mocno, że czasem aż bolało. Odkąd pamięta zawsze byli zespołem. Kim stałaby się bez Perseusza Jacksona? Kim byłby on bez Annabeth Chase?
– Nie.- Powiedziała stanowczo.- Nie możecie mi go odebrać.
Chciała wrzasnąć głośno, zwyzywać bogów i Fata, ale w tej chwili usłyszała chrzęst skał. Mormolyke wyłonił się zza skały i z niepokojem wypisanym na twarzy powoli spoczął obok niej nad brzegiem. Woda pluskała cicho i raz po raz słyszała ciche syczenie, kiedy jezioro stykało się z gorącymi skałami.
– Trzymaj.- Wampir podał jej lnianą szmatę, którą wykorzystała do swojego ostatniego planu.- Mormolyke przyniósł córce Ateny opatrunek. Ty masz poważne oparzenia.
Annabeth spojrzała na zawiniątko, mrugając ze zdziwienia. Dopiero kiedy to powiedział, poczuła szczypanie i pieczenie. Spojrzała na swoje dłonie. Faktycznie, były całe w bąblach. Buchająca w niej złość i adrenalina nie pozwoliły odczuwać bólu, kiedy gorące podłoże paliło jej skórę.
– Dziękuję- wyszeptała, kiedy Mormolyke wcisnął jej zawiniątko między okaleczone ręce. Annabeth westchnęła cicho. Nigdy nie lubiła, kiedy między rozmówcami zapadała niezręczna cisza. To oznaczało, że nie ma się pomysłu na dalsze działania, czy chociażby słowa. – Co teraz zrobimy? Przecież musimy dotrzeć do Wrót Śmierci.- Prychnęła w duchu, zdając sobie sprawę z tego okropnego paradoksu. Ona, córka bogini mądrości pyta się dziecka jednych z najgroźniejszych potworów co powinni zrobić.
– Bob nie powiedział Annabeth całej prawdy- wypalił nagle Wampir.- Mormo wyczuwa ciemność. Każdego rodzaju.- Spojrzał na nią w zamyśleniu, jakby na coś się decydował. Dziwnie było patrzeć z tak bliska na znajomą z ekranu twarz Brada Pitta, a jeszcze dziwniejszy był fakt, że siedzący koło niej osobnik to upadły książę ciemności.
– Nie powiedział całej prawdy? Co…
– Chodź- Wampir nagle wstał i wyciągnął do niej rękę.- Mormo chce ci coś pokazać, córko Ateny.
Annabeth wpatrywała się w jego rękę. Długie, blade palce zakończone były ostrymi paznokciami o lekko żółtej barwie. Dłoń lśniła od czarnego pyłu. Wyciągnęła swoją rękę, jednocześnie wbijając spojrzenie w jego żółte oczy.
Dwa małe słońca odganiające smutek jej duszy.
Mormo ruszył brzegiem jeziora, by po chwili wskoczyć na dużą skałę. Kiedy pomógł wspiąć się Annabeth, skinął głową do góry, wskazując na mały otwór prowadzący w głąb jaskini. Mimo woli jej dłoń powędrowała do pasa, gdzie zawsze trzymała sztylet, ale znowu napotkała pustkę. Mormo chyba to zauważył, bo zza swojej peleryny wyciągnął Iskrę. Ostrze zalśniło, kiedy skierował je na nią. Wiedziała, że ten miecz jest niezwykły. Zanurzony w mieszance boskiej krwi wyczuwał herosów, potwory, a nawet bogów.
– Mormo pójdzie pierwszy, skoro ty nie masz broni.- Mruknął i wszedł do jaskini.
Annabeth nie spodziewała się tego, co zobaczyła. Korytarz ciągnął się w górę, pod stromym kątem. Mormo bez słowa wspinał się dalej, prowadził ich tylko blask jego miecza. Nie wiedzieć czemu poczuła dziwny ucisk w żołądku, kiedy zobaczyła odpadające skały ze ścian jaskini. Może ciągle przeżywała starcie w Rzymie, kiedy błąkała się po podziemnych korytarzach. Tam przecież sama spowodowała zawalenie się świątyni Mitry.
W końcu korytarz się rozszerzył, zobaczyła czerwony poblask, jeden punkt na horyzoncie. Mormo skręcił w lewo i zatrzymał się. Stali teraz na krawędzi półki skalnej, gdzieś w dole majaczyły wody Jeziora Stygijskiego. Mogli znajdywać się teraz na wysokości czwartego piętra.
– Ereb.- Głos Mormolyke był niczym szelest liści na wietrze, cichy, ale pewny.
Kiedy to powiedział, do Annabeth dotarło, na co patrzy. Przed nią rozciągała się rozległa dolina Ereb, czarna, z siecią odnóg ognistej rzeki Flegeton i drugiej, czarnej. Wodne wstęgi ciągnęły się daleko, ale kiedy wytężyła wzrok zdołała zobaczyć poruszające się rzędy armii potworów. Westchnęła ciężko na ten widok. Jednak potem wciągnęła gwałtownie zatrute powietrze, kiedy zdała sobie z czegoś sprawę.
– Oni wszyscy zmierzają do Wrót Śmierci, prawda?
– Tak. Wiesz co to za miejsce? Jaskinia Nyks. W Erebie ujawnia się jako czarne słońce. My, dzieci Erebu znamy legendę o ścieżkach czarnego słońca.
– Ścieżki czarnego słońca?- Zapytała ze zdziwieniem Annabeth. O tym nie słyszała.
– Dwa zachody i Sąd spotkasz, lub Tantala los podzielisz.
Trzy zaprowadzą cię do Lete źródła.
Na wschód ku Błogosławionym Wyspom,
Na zachód walka z Udręką.
Kieruj się na północ, by przy Styksu ujścia
Przejść przez Wrota i zaznać szczęścia.
Annabeth milczała przez dłuższą chwilę. Jej umysł analizował to, co powiedział Wampir. Skoro mają kierować się czarnym słońcem Nyks, w grę wchodziła tylko północ.
Ujście Styksu…
– Mormo- szepnęła. Wampir oderwał wzrok od horyzontu i spojrzał na nią.- Mówiłeś, że Bob nie powiedział całej prawdy. Czy Percy…- urwała gwałtownie. Czuła, jak pętla zaciska się na jej sercu, a kiedy spojrzała na rozciągający się pod nią Ereb miała wrażenie, że serce pęka jej na pół. Gdzieś tam były Wrota. Znajdowała się tak blisko wyjścia, a Percy zniknął. Zamknęła oczy i przełknęła ciężko ślinę. Nie mogła w to uwierzyć. Nawet Fata nie mogły być tak okrutne. To musiał być jakiś ponury żart.
Nagle pomyślała o swoich snach. Ostatnia wizyta Plutona dała jej nadzieję. Jeśli dotrą na czas do Wrót, spotkają przyjaciół z Argo II. Jeśli przywoła z Wysp Błogosławionych wyjątkowego herosa, który zamknie Wrota po ich wyjściu z Tartaru. Jeśli uda jej się nawiązać bliski kontakt z tą wybraną osobą. Jeśli Reyna także podąża wskazówkami ze snów. Jeśli pretor Rzymu dotrze na czas do Domu Hadesa…
Jeśli.
Prychnęła w duchu. Cały plan ratowania świata przed zagładą opierał się na niepewnościach. I nikt nie mógł jej pomóc. Bo to ją wybrała Hera. Ją i Reynę. Jeszcze nigdy nie czuła się taka samotna. Nawet Percy zdawał sobie sprawę, że ma przed sobą trudne zadanie. Odkąd opowiedziała mu o swoich snach z bogiem Podziemia robił co mógł, by ją wesprzeć. Wiedział, że z pośród wszystkich herosów na Wyspach Błogosławionych musi wybrać jednego, który obejmie pieczę nad Wrotami. Ona z kolei widziała niepokój w jego oczach.
Obawiał się, że wybierze Luke’a.
Nie wiedział jednak, że ona już zdecydowała. Prawda, chciałaby, żeby Luke wrócił. Ale ona dostała kartę na jedno życie. Bilet powrotny do świata żywych dla jednego herosa. I wiedziała, że Luke by jej tego nie wybaczył. Bo gdziekolwiek teraz był, umarł ze świadomością, że pokonał w sobie Kronosa. Zyskał wybaczenie, a pochowano go jak bohatera.
Wybrała rozsądnie. Kogoś potężnego, kto umarł w słusznej sprawie. Kogoś, kto zdecydowanie powinien przejąć pieczę nad częścią Podziemia. Kogoś, kto bez sprzeciwu będzie mógł dzierżyć klucze do Wrót Śmierci. Teraz musiała znaleźć sposób na wręczenie jej tej karty nowego życia.
Mormo uważnie ją obserwował. Chyba wiedział, że podejmuje jakąś ważną decyzję.
– Percy żyje. Mormo by wiedział, jakby było inaczej. Jest księciem Erebu.
Annabeth po raz pierwszy od dawna uśmiechnęła się.
– Jak dobrze znasz tą dolinę?
– Dobrze, bardzo dobrze. To mój dom.
– Wiec jak myślisz? Co się z nim stało?
– Mormo jest księciem. Ale nie jedynym mieszkańcem Erebu. Są inni.
Inni. Annabeth poczuła dreszcz, kiedy mimowolnie patrzyła na sunące w dali masy potworów.
– Może Bob nie zauważył, ale Mormo tak. Kurtka Percy’ego została nadpalona w specjalny sposób. Ślad ognia utworzył X.
– X…- Córka Ateny zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Utworzyła listę znanych jej istot z Tartaru. Spotkali już Danaidy, Empuzy, Harpie. Gdzieś tam błąka się Tantal i Syzyf, ale to w wyższych strefach. No i był jeszcze…- Iksjon!
X jak Iksjon. No jasne.
– Iksjon- Mormo pokiwał głową i wskazał ręką na zachód.- Jeden z wielu, których napotkasz idąc ścieżką Udręki. Pałający namiętnością do Hery, strącony tutaj przez Zeusa. A ty i Percy jesteście wybrankami Hery.
– Więc…Iksjon porwał Percy’ego? Ale…Czy on czasem nie dokonał pierwszego w historii morderstwa własnej rodziny?- Annabeth wzdrygnęła się. Skoro Iksjon był na tyle szalony by zabić własną rodzinę, to nie chciała wiedzieć do czego jest zdolny względem Percy’ego.- Och, no super. Jakiś szaleniec porwał mojego chłopaka, i do tego podąża ścieżką Udręki. Świetnie. Bo ja nie mam nic innego na głowie, jak walczyć z Udręką. Dlaczego to nie mogły być Wyspy Błogosławione? Nie, bo po co. Fata lubią mnie dręczyć.
Teraz czuła, że ogarnia ją wielka fala rozdrażnienia. I złości. Wrota były tuż tuż, a ona znowu musiała ratować Glonomóżdżka. Po chwili jednak poczuła przyjemne ciepło w środku. Przynajmniej wiedziała, że nic mu nie jest. No, oprócz tego, że jest przetrzymywany przez szaleńca.
– Chcesz iść ścieżką Wysp?- zapytał Mormo, przeczesując dłonią swoje blind włosy. Jego kły zalśniły w mroku. – To jest jakiś pomysł.
– Co masz na myśli?
– Jako książę Mormo ma pod sobą kilka istot. Między innymi Tytanica.
– Tytanica? Ten słynny statek, który zatonął? – Annabeth wiedziała, że to niemożliwe, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Przed oczami mignął jej widok Leo i Kate i słynna scena na dziobie.
– O czym ty mówisz?- Mormo patrzył na nią, przekrzywiając zabawnie głowę.- Tytanic to smok.
– Smok- Tym razem ona zamrugała w osłupieniu.- No jasne, czemu nie.
– Tytanic jest dobrym smokiem. Z reguły. Dlatego został strażnikiem Wysp Błogosławionych. Jeśli masz jakaś sprawę na Wyspach, to on powinien pomóc.
– Fajnie. Ale jesteś dziwnie zmieszany. O czym mi nie mówisz?
– Mormo ze smokiem mogliby pokonać Iksjona. Tylko…Mormo nie jest pewien, czy Annabeth powinna brać w tym udział.
– Dlaczego?
Mormo popchnął ją delikatnie, by ruszyła w drogę powrotną. Jego miecz lśnił, kiedy ponownie zagłębili się w Jaskini Nyks. Widzieli już wystarczająco, by podjąć dalsze działania. Annabeth poczuła cień nadziei na szczęśliwe zakończenie.
Dopiero później dotarło do niej, że dopóki jest w Tartarze, nie zazna szczęścia.
– Bo to twoja matka zrzuciła go z nieba.
Annabeth zaczynała nienawidzić jaskiń. Nie dość, że suche, trujące powietrze paliło jej płuca, to jeszcze bolały ją ręce od mozolnej wspinaczki po skałach. Damasen został w szałasie, bo i tak był zbyt dużych rozmiarów. Mormo chciał, by została i wypoczęła, ale ona się uparła. Ciężko przeżyła kolejne rozstanie z Percym, a skoro pojawił się plan, musiała działać. Pewnie i tak zbzikowałaby w szałasie, zadręczając się myślami o swoim chłopaku.
Nie była dobrą towarzyszką podróży. Mormo powiedział, że Tytanic jest z reguły dobrym smokiem, ale pewnie nie będzie zachwycony tym, że ma pomóc córce bogini, która strąciła go do piekła. Ona sama zauważyła, że ostatnio coraz częściej myśli o swojej matce w samych minusach. Bolało ją, że nie otrzymała żadnej pomocy, i mimo, że wiedziała o schizofrenii bogów, to i tak nie pomagało. W końcu matka się jej wyrzekła, posłała na zabójczą misję a teraz przychodzi zmierzyć jej się ze smokiem, który nie jest jej wielbicielem. Towarzyszący im Bob śpiewał cicho, ale potem wdał się w cichą rozmowę z Mormo, omawiając plan działania.
Annabeth się bała. Cały plan zależał od smoka. Zarówno ratunek Percy’ego, jak i kontakt z Wyspami.
Jaskinia smoka buchała parą, kiedy Mormo zatrzymał się przed wejściem. Zerknął na nią, potem na Boba, sztywniejąc w ramionach. Jego kły wbijały się w wargi, kiedy w końcu powoli przekroczył granicę i dał się pochłonąć ciemności jaskini. Bob oparł się o skały, wyczerpany, ale szybko odskoczył, kiedy z głębi jaskini przez górny otwór buchnął słup ognia.
Annabeth jęknęła cicho i spięła się w gotowości, kiedy do jej uszu doszedł głośny ryk smoka. Dźwięk dotarł do wszystkich jej wewnętrznych organów, zatrzymując na chwilę serce. Jego późniejszy, wystraszony, nierównomierny rytm pozwolił jej na dokładniejsze rozpoznanie dźwięku.
To wcale nie był ryk. To było ciche, wibrujące zdanie. Głos starego, zmęczonego stworzenia, który przeszywał ją do szpiku kości.
– Przybądź, Annabeth Chase, córko Ateny.
Ja też przyłączam się do akcji zapełniania pustek na blogu!
Oddaję w wasze ręce kolejny odcinek Wędrówki. To już siedemnasty! Akcja się rozwija, prawda? Się porobiło. Percy zniknął, Annabeth stanie oko w oko ze starym smokiem, a Wrota tuż tuż…No i jeszcze akcja „Drugie życie herosa”. Jak myślicie, kogo wybrała Annie? Ktoś wyjątkowy, kto obejmie pieczę nad Wrotami. To nie może być byle kto.
Przyjmuję zakłady, dawajcie swoje typy 😉
Izzy pozdrawia i z chęcią odpowie na jakiekolwiek pytania.
Do napisania! W następnym odcinku spotkanie z Thalią 😉
Szczerze mówiąc/pisząc nie czytałam pierwszych części … i chyba żałuję. To było jak ulepszona wersja Domu Hadesa! Uuu… Percy zginął, Ann w rozpaczy…to się porobiło.
Nie wiem kogo wybierze Annie. Może Luke’a? Albo kogoś innego z poległych z bitwy z Kronosem? Nie mam pojęcia! Ale już się nie mogę doczekać opowieści o Thalii! Było to chyba jedno z ciekawszych opek, jakie przeczytałam w tym miesiącu, bynajmniej tak uważam. :p
A i tylko jedna uwaga: jeśli w dialogu mówiący wypowiada zdanie, w którym jest kropka na końcu, to kropkę stawia się dopiero po wypowiedzi narratora, pn. w „- Trzymaj.- Wampir podał jej lnianą szmatę, którą wykorzystała…” powinno być tak „Trzymaj – Wampir podał jej lnianą szmatę…” …chyba… – ale to tylko szczegół, którego z resztą nie jestem pewna!
A, jeszcze zapomniałam – świetne opisy, nie wiem czemu, ale bardzo mi się podobały!
Czekam na następne części
Jula2233
PS Gratuluję wytrwałości! 17 rozdział, WOW – to jest coś! + zyskałaś stałego czytelnika , a co za tym idzie: KIEDY BĘDZIE KOLEJNA CZĘŚĆ???!!!
Ja również nie czytałam poprzednich części, chociaż zdecydowanie muszę to nadrobić. Opowiadanie naprawdę bardzo dobre, według mnie lepsze niż prawdziwy Dom Hadesa. Nie zauważyłam żadnych błędów.
Jula2233: Nie, napisała dobrze. Tak jak ty powiedziałaś pisze się, na przykład tak:
– Nie powinnaś tego robić – powiedział Adam.
Za to kropkę stawia się kiedy dopisek narratora opisuje czynności lub stan danej postaci (nie umiem tego lepiej wytłumaczyć) np.
– Nie powinnaś tego robić. – Adam nerwowo przygryzł dolną wargę.
Jestem tego prawie pewna, ale też mogę się pomylić.
I tak, opisy naprawdę świetne. Na tyle krótkie, żeby chciało się je czytać, ale na tyle dokładne, że mogę to sobie wszystko wyobrazić
Co do herosa, to myślę, że wybierze kogoś z pierwszej serii. Może Biancę? Albo jakiegoś starego herosa z mitów.
No i tak, pustki na blogu. Chciałabym coś tu robić, ale rysować zupełnie nie umiem, pisać już trochę lepiej, ale bez rewelacji. Na razie ograniczam się do komentowania i mam nadzieję, że przyjdzie tu więcej ludzi.
Lisa
Z tym herosem to podejrzewam Zoë. Albo Charlie lub Silena. To tylko takie moje podejrzenia. Co do opowiadania: Genialne! Czytałam wszystkie części i nie mogę się doczekać kolejnej. Też uważam, że to dobra alternatywa dla Domu Hadesa. 😀
Dawno mnie tu nie było. Szczerze mówiąc… Nie chciało mi się. Ale gdy zobaczyłam Twoje opowiadanie, musiałam przeczytać!
Jak zwykle było świetne! Pisałam Ci już, że bardzo ciekawie piszesz? Masz genialny styl pisania, i od początku zachęcasz do czytania. Tytułami rozdziałów też!
Co do samego rozdziału – świetny! Tajemnicze zniknięcie Percy’ ego, sekret Boba, sam Mormolyke… To wszystko idealnie do siebie pasowało. W dodatku te pytania, wiszące w powietrzu…
Jeśli chodzi o herosa… To nie wiem. Annabeth nie znała Bianki za bardzo, Zoe… możliwe… Powiedziałabym, że Thalia, ale ona żyje. Tak samo Nico.
Mam pytanie: czy to jest heros z mitów? (Co z tego, że raczej tego nie zdradzisz? I tak zapytam!) Bo jeśli tak, to może… Eee… Sama nie wiem.
Czekam na kolejną część! (Przy okazji, podziwiam Cię, że to 17 rozdział!)
Isabell22
No nie wiem… mi tu strasznie pasuje Bianca. Miała dziewczyna strasznie krótkie życie – „Kogoś potężnego, kto umarł w słusznej sprawie. Kogoś, kto zdecydowanie powinien przejąć pieczę nad częścią Podziemia. Kogoś, kto bez sprzeciwu będzie mógł dzierżyć klucze do Wrót Śmierci.” No i Nico by się cieszył jakby wróciła… A to silna dziewczyna, na dodatek córka Hadesa (trochę władzy nad podziemiem już jest) i na pewno mogłaby mieć te „klucze”, czymkolwiek one są. Pozdrawiam ciepło i życzę weny