Przepraszam, że tak długo tego nie kontynuowałam i , że tak krótko, ale mam małe problemy z rekrutacją do szkoły.
Miłego czytania
Jula2233
PS Z dedykacją dla wszystkich śliniących się przez sen!
(Dakota, godzinę drogi od Obozu Jupitera)
Szliśmy już od godziny przez jakiś las! Na szczęście, była to droga bez niespodzianek, no, nie licząc tego ataku cyklopa zaraz przed Obozem. Po prostu – entuzjastyczny start!
Leila cały czas idzie z tyłu. Gdy chciałem z nią pogadać, zaczęła krzyczeć, że mam się odczepić. O co jej chodzi? Podjąłem parę nieudanych prób, ale bezskutecznie. Po jakimś pięćdziesiątym razie się poddałem, więc wyszło na to, że Jason z Frankiem szli na czele naszej małej „karawany”, potem Hazel włóczyła się pomiędzy mną a nimi, za nią szedłem ja, a na końcu wlekła się naburmuszone Leila.
Córka Plutona chyba chciała coś mi powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Zamiast tego uśmiechnęła się do mnie krzywo. Jednak wolałbym rozmowę. Popatrzyła chwilę na swoje buty, jakby był wyszyty na nich Apollo, po czym trochę zwolniła i dołączyła do córki Demeter. Czyli zostałem sam sam. Mam nadzieję, że Leila nie gniewa się na mnie, bo inaczej utworzy się „Żeński klub nienawiści Dakoty”. Oby nie.
Ten las był jakąś katastrofą. Dosłownie, zero cywilizacji. Był to tylko zbitek ciemnozielonych liści, dziwnie czarnej kory i ciemnego, prawie niewidocznego nieba. Zwierząt nie było tam w ogóle! Co jakiś czas było słychać tylko jakieś ćwierkanie ptaków z dalekiej dali. Normalnie – strach się bać.
Szliśmy w kompletnym milczenie, tym razem w grupce. Miałem wrażenie, że Hazel cały czas się na mnie złowrogo gapi tymi swoimi złotymi gałami. Ta dziewczyna jest miła…jak chce.
Jason nagle się zatrzymała.
– Słyszeliście to? – spytał.
– Tak – powiedział Frank z wyrazem dumy na twarzy. Wow, miś panda słyszy ptaszki.
– Yyy.., niby co? – spytałem.
– Ciii… – uciszyli mnie niemal chórem.
Syn Jupitera wyjął swój miecz tak sprawnie, że niemal tego nie zauważyłem. Frank i dziewczyny postąpili tak samo. Gdy ja wyciągałem swoją *spathe to mi wypadła i narobiła…no, trochę hałasu. Może trochę więcej niż trochę. Jason z synem Marsa spojrzeli na mnie, jakby chcieli zjeść mnie żywcem. Powrócili na swoje pozycje i staliśmy chwilę w bezruchu, jednak nic się nie wydarzyło. Dzięki bogom.
Ruszyliśmy dalej. Po chwili Jason znowu się zatrzymał, ale tym razem ja też słyszałem to co reszta. Jakieś warczenie, niestety coraz głośniejsze.
– Spadamy! – wrzasnął Frank.
– A dokąd to się wybieramy?! – spytał jakiś głos, był prawie taki jak w koszmarach…, ale nie, ten był jakby…młodszy? Tak, myślę, że to odpowiednie słowo.
Nagle ukazał nam się właściciel głosu. Był to Lykaon. Nigdy go nie widziałem, ale w Nowym Rzymie krąży o nim wiele plotek. Jednym słowem – bardzo popularny gość. Jednak wyobrażałem go sobie jako muskularne, owłosionego, czarnego mężczyznę, a to co zobaczyłem było tak absurdalne, że wręcz śmieszne. Lykaon był chudym i bladym chłopakiem z brudnymi włosami w kolorze rdzy. Na sobie miał ubrane jakieś nieoprawione skóry. Wyglądał chyba gorzej niż ja po kool-aidu, którego zresztą obiecałem sobie nie pić.
Za „królem” przyszła reszta jego watahy. Gdybyście zobaczyli te wilki to byście dziękowali bogom za własne rodziny. Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Oni chyba na zdjęciach wychodzą najgorzej.
W naturze Lykaona nie leży chyba rozczulanie się nad słabszymi, bo od razu, jak zebrała się cała jego rodzinka, tylko pstryknął palcami i ruszyli do boju. Pięćdziesiąt wilków plus wilkołak na piątkę herosów. Bywało gorzej.
Z początku nawet nie szło nam najgorzej. No właśnie, z początku. Później słodka czekolada zamieniła się w gorzką. Nienawidzę gorzkiej czekolady. Kawałek dalej widziałem jak Frank odciąga ranną Hazel pod drzewo i siada przy niej. Dwóch wyeliminowanych. Leila walczy, całkiem nieźle, u boku Jasona. Widać, że Syn Jupitera stara się ją ochraniać jak tylko może.
Jednak im też przestało powoli się udawać. Wilki odciągnęły Jasona na bok i otoczyły go. Chciałem biec mu z pomocą, ale ze mną zrobiły to samo. No super, po prostu rewelacja.
Leila podbiegła do Hazel i Franka. W oczach chłopaka dostrzegłem łzy. Czyli z Hazel nie za dobrze.
Ale nie mogłem nic na to poradzić. Oczywiście, miałem, nie wiedzieć czemu, dziwne poczucie winy, ale tak to już jest podczas walki. Zawsze obwiniasz się o rany innych.
Usłyszałem dźwięk rogu. Wilki zresztą chyba też, bo trochę się odsunęły, jednak nie na tyle, abym mógł wyjść z tego wesołego kółeczka.
Lykaon cisnął włócznią w najbliższe drzewo i burknął coś w stylu „przeklęte dziewuchy”.
– Poddaj się! – krzyknęła jakaś dziewczyna z…drzewa. Ta, z drzewa. W sumie to pojawiło się tam ze sto tak samo ubranych nastolatek. Głos miała donośny i spokojny, ale też taki mrożący krew w żyłach.
Jednak Lykaon nic nie odpowiedział.
Usłyszałem tylko głośne wzdychnięcie dziewczyny, a potem odgłos lecących strzał i film się urwał.
Obudziłem się w jakimś namiocie. Nade mną pochylała się moja dziewczyna, to znaczy dziewczyna moich marzeń. Wysoka na metr osiemdziesiąt, szczupła i wysportowana. Była ubrana w czarny, obcisły skafander jaki noszą Amazonki. Miała czarne jak smoła włosy, sięgające łokci. Niebieski oczy jak Jason, hamm… dziwny zbieg okoliczności, i grube czarne kreski wokół nich, a na głowie srebny diadem. Szkoda, że jestem zakochany.
Gdy zauważyła, że się ocknąłem, spojrzała mi w oczy i powiedziała z ironią:
– Witamy w świecie żywych – no, milutka to ona nie jest.
– Jesteś Amazonką? – wyparowałem.
– Nie.
– Pracujesz dla nich? – dziewczynę chyba wkurzały moje pytania, bo z impetem cisnęła szmatą w podłogę, którą właśnie trzymała w rękach.
– Współpracuję – wycedziła przez zęby.
– Jesteś herosem? – sam się dziwiłem, że zadaje jej tyle pytań, ale jeszcze nie doszedłem do siebie po moim śnie, a poza tym resztka mojego zewnętrznego instynktu mi to nakazywała.
– Nie. Łowczynią Artemidy.
– Aha. Ile czasu spałem?
– Trzy dni – odpowiedziała mi bez większego przejęcia.
– Co?! – spytałem i bez czekania na odpowiedź wybiegłem z namiotu i pobiegłem gdzieś w las. Łowczyni nawet nie raczyła mnie zatrzymać.
Teraz wiem skąd ją znam, z mojego snu. To ta sam dziewczyna, która krzyczy na Perci’ego.
Biegłem dalej i nagle w coś uderzyłem, a raczej w kogoś. W Jasona.
– Co ci tak spieszno? – spytał z uśmiechem. Wow, on się uśmiecha. To chyba jakaś ukryta kamera.
– Nigdzie. A tak w sumie, to kim są te dziewczyny? – spytałem.
– To Łowczynie Artemidy,..dowodzi nimi… – nie zdążył powiedzieć, bo ta wredna dziewczyna tu biegła. O dziwo, wyglądała na szczęśliwą.
– Tu jesteś, Dakota – wysapała. A ja się lekko odsunąłem. Nie wiem czemu. Po prostu, tym razem TO nakazywał mój instynkt.
– Znamy się? – spytałem.
– Nie bardzo – powiedziała. – Jestem Thalia Grace – aha, teraz to kompletnie mnie zatkało od nadmiaru wrażeń. Ale to wyjaśnia też dlaczego Jason jest taki szczęśliwy.
– W takim razie muszę ci coś powiedzieć…- powiedziałem
* Spatha – tak to się pisze?
Świetny rozdział! Ciekawa jestem, o co chodziło Leili… Jakoś nie przypominam sobie, żeby Dakota coś jej zrobił…
Oprócz tego wszystko mi się podobało! Z każdym rozdziałem wzrasta ciekawość, co będzie dalej. Czekam na cd!
Isabell22
PS. Współczuję Dakocie… Wpaść na Jasona… 😉
Hej! Przepraszam za opóźnienie, ale musiałam nadrobić zaległości w czytaniu tego opka, a nie miałam za bardzo czasu… Ale teraz piszę i przysięgam na Styks, że będę komentować Twoje opka. A teraz do rzeczy! Opko super! Bardzo ciekawe! Ale… LITERÓWKI i BŁĘDY TYPU „Jason nagle się zatrzymała.”. Poza tym nie widzę innych błędów. 😀
Pozdrawiam
annabeth01
PS Może popiszemy? Mój email to: atena.pokrzywnicka@hotmail.com