Witajcie!
Na pierwszy rzut oka nic nie wiąże tego tekstu z Percym Jacksonem, ale to dopiero pierwszy rozdział. W kolejne mam zamiar wsadzić kilka wątków mitologicznych np. Cerbera, Melinoe, a może nawet Hekate. Nie wiem na pewno, zobaczę.
Mam nadzieję, że opowiadanie się wam spodoba. Przepraszam za to, że akcja tak pędzi, ale jest to praca konkursowa i musiałam to wykonać tak, aby miało wyraźny koniec. Oczywiście z możliwością kontynuacji.
Anonim, czyli nie chce się podpisywać, ponieważ pewnie i tak zgadniecie ;p
Kroniki Kruków
Przysiadłem na parapecie i rozejrzałem się po sali. Na kamiennych ścianach zawieszone były liczne gobeliny i obrazy pokryte grubą warstwą kurzu. Wiele z nich przedstawiało ubraną w czerń i szkarłat kobietę o siwych włosach sięgających pasa i dużego, czarnego kruka. Mnie.
Z rozmyślań wyrwał mnie donośny kobiecy głos. – Masz ci los, zaraz zaczyna się uroczystość pogrzebowa, a ten znowuż tu przyleciał!
Pod parapetem, na którym przysiadłem stała służąca, Donata, wymachując miotełką
do kurzu, z którą nigdy się nie rozstawała. W odpowiedzi na zaczepki zakrakałem głośno
i rozwinąłem skrzydła. Niech wie, że nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie pochowają ciała mojej Pani!
– No już dobrze, dobrze, możesz zostać. – powiedziała znużonym głosem – Tylko mi tu ludzi nie strasz, bo ugotuję z ciebie rosół.
Łypnąłem na nią okiem i zaśmiałem się w duchu. Ciągle mi tak grozi, ale są to groźby czcze. Ona nigdy by mnie nie złapała.
Nagle usłyszałem huk i podskoczyłem. Nie słyszałem tu tak głośnego dźwięku od wielu, wielu lat!
– Oho, przyjechał Walenty. – mruknęła do siebie kobieta i pomaszerowała w stronę dębowych wrót odgradzających salę od głównego holu.
Kiedy Donata zniknęła, zacząłem się na powrót rozglądać. Przed śmiercią Pani mówiła,
że testament jest ukryty gdzieś w tej sali i tylko ja o tym wiem, więc tylko ja mogę
go odnaleźć, i przekazać do odczytania jednemu z jej krewnych. Postąpiła tak
w konkretnym celu, ale mi niestety nie wyjaśniła, w jakim.
Nagle zauważyłem, że coś wystaje spod misternie haftowanego obrusu przykrywającego marmurowy stół. Zaciekawiony sfrunąłem z parapetu i wylądowałem na jednym
z trzynastu kunsztownie rzeźbionych krzeseł. Tajemniczy przedmiot okazał się kluczem, zaś pod nim w blacie widniała dziurka od klucza.
Delikatnie wyjąłem go uważając aby nie zrzucić srebrnej zastawy i położyłem przed sobą. Był wykonany ze złota, wysadzany diamentami i szmaragdami, jednak mnie przyciągały wygrawerowane na nim runy. Takie same widziałem kiedyś na jednej z ksiąg czytanych przez Panią.
Byłem tak zajęty moim znaleziskiem, że nie zauważyłem wchodzących do sali ludzi.
– Skąd tu się wziął ten obrzydliwy zwierzak?! To oburzające, żeby takie świństwa pałętały się po siedzibie tak dostojnej damy jak ciotka Gemma!- wykrzyknęła gruba, niska kobieta owinięta szczelnie futrem – Zabierzcie to stąd! Zabierzcie!
Zadrżałem z oburzenia. Jak ona śmie tak o mnie mówić w moim domu?!
– Cecylio, uspokój się! Nie zapominaj, iż kruki były jej ulubionymi zwierzętami.
Spojrzałem w stronę, z której dobiegał głos i zaskoczony odkryłem, że należał do kuzyna Pani, Wergiliusza. Moje zdziwienie było tym większe, iż stał ramię w ramię ze swoim bratem Walentym, do którego nie odzywał się od niemal czterdziestu lat. Niesamowite, jak odczytywanie testamentu łączy ludzi.
– Usiądźcie, usiądźcie. Dla kogo nie starczy miejsca przy stole, niech usiądzie w fotelu przy kominku. – powiedziała podenerwowanym głosem Donata niosąc wielką wazę, z której unosiła się para – Byle szybko, bo nie chcę rozlać zupy.
– Czy nie można dostawić po prostu krzeseł? W jednym z salonów stało kilka… – zdziwiła
się wysoka kobieta o blond włosach zwiniętych w ciasny kok na czubku głowy, usuwając się z trasy służących, którzy nieśli najróżniejsze półmiski, wazy i tace z jedzeniem.
Nagle od strony drzwi rozległ się głośny śmiech i z półcienia wyszła około trzynastoletnia dziewczynka. Ubrana była w poszarpane, czarne dżinsy, czarny top i krótką, skurzaną, czarną kurtkę. Rude loki spływały jej luźno po plecach sięgając pasa, a niesamowicie jasne, niebieskie oczy zdawały się sięgać do dusz obecnych poprzez ich ciała.
Zadrżałem, ona tak bardzo przypominała Panią, że z początku chciałem podlecieć i usiąść jej na ramieniu.
– Ciociu Julito, myślałam, że znałaś czcigodną ciotkę Gemmę. Najwyraźniej się jednak myliłam. – powiedziała dziewczyna cichym melodyjnym głosem – Gemma była nad wyraz przesądna, niektórzy mówili, że wręcz szalona. Wierzyła na przykład w moc liczb.
– A jak to ma się do dostawiania krzeseł? – fuknęła Cecylia patrząc na nią z wyższością – Nijak!
– Liczba siedem w niektórych kulturach uznawana jest za liczbę widmo. – niemal szepnęła dziewczyna i powoli przysunęła się do stołu – Istnieje także legenda, według której jeśli wokół stołu stoi siedem krzeseł, a jakaś osoba będzie siadała na jednym z nich przez tysiąc siedem dni pod rząd, uzyska prawo do powrotu na ziemię po śmierci jako niematerialny cień.
Gdy zerknąłem na zebranych, zobaczyłem w ich oczach strach i niepewność. Byli przestraszeni tym, co powiedziała trzynastolatka. Pokręciłem łepkiem z niedowierzaniem, złapałem kluczyk pazurami i odleciałem z powrotem na parapet. Ona coraz bardziej przypomina mi Panią.
– Przesadzasz Scholastyko, ciotka nie była aż taką dziwaczką. – powiedziała Cecylia cienkim jak na siebie głosem.
Zebrani zaczęli zajmować miejsca przy stole i na fotelach rozmawiając cicho o tym,
co przed chwilą usłyszeli. Docierały do mnie urywki ich rozmów: „w domu może straszyć”, „kto wie, jakie jeszcze dziwactwa się tu kryją?”, „podobno jedna z wież należy już właściwie do kruków” i tym podobne bzdury.
W pewnym momencie zauważyłem, że dziewczynka nie tknęła nawet swojej porcji mięsa
i zjadła tylko warzywa, tak jak Pani robiła dawniej, gdy była zestresowana. Będę musiał śledzić ją w nocy, aby zobaczyć czy zrobi to, co nocami robiła Pani.
– Przepraszam, że pytam, ale kiedy zostanie odczytany testament? – zapytał wysoki
i zadziwiająco chudy mężczyzna w średnim wieku, najpewniej kuzyn Horacy – Za cztery godziny mam samolot do Moskwy i nie chciałbym się spóźnić, a muszę wpierw dotrzeć
na lotnisko w Londynie.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. I to podobno ludzie cywilizowani i ,,dobrze wychowani”! To pytanie było naprawdę oburzające!
– Dzisiaj odbywa się jedynie pogrzeb, testament zostanie odczytany jutro. – odpowiedziała ze stoickim spokojem Donata, spoglądając chłodno na zgromadzonych, którzy poruszyli
się nerwowo, jakby na znak protestu.
– No cóż, liczę jednak na to, że jeśli okaże się, że ciotka coś mi zapisała, dowiem się o tym n…
– Panna Gemma zapisała wszystko jednej osobie, którą jutro wskaże kruk spośród obecnych. – ucięła inna służąca, Letycja, wskazując na mnie.
W sali dotąd ogarniętej ciszą rozległy się ledwo tłumione okrzyki oburzenia. Nie mogli uwierzyć w to, co właśnie usłyszeli. Doskonale było to widać.
– Wymysły, szalone wymysły! Gemma była zdrowo stuknięta, ale chyba nie do tego stopnia! – krzyknęła czerwona ze złości Cecylia.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę, a ona odepchnęła na bok fotel, na którym dotąd siedziała i wyszła. Za nią ruszyli Wergiliusz i Walenty wraz z Julitą i Horacym.
– Jeśli wszyscy, którzy chcieli wyjść już to zrobili, to podamy deser. – rzekła grobowym głosem jedna ze służących i wyszła z sali.
Spośród dwunastu pozostałych osób kolejne dwie wyszły, a jedna zaczęła zbierać swoje rzeczy. Była to niska, niezwykle szczupła kobieta o ostrych rysach twarzy i oczach niczym arktyczne lodowce. Kasztanowe włosy miała zebrane w warkocz i zarzucone na lewe ramię. Obok niej na poręczy fotela siedział około szesnastoletni chłopak i spoglądał
na ścianę pokrytą obrazami i gobelinami. Miał bardzo jasne włosy i żywe, zielone oczy.
W ręku trzymał zawieszkę w kształcie księżyca. Zerknąłem na gobelin, któremu
się przyglądał i niemal spadłem z parapetu. Nici, z których był utkany, błyszczały delikatnym blaskiem i zamieniały się miejscami, by stworzyć nowy obraz. Jak długo żyję nigdy czegoś takiego nie widziałem!
Zakrakałem, starając się zwrócić czyjąś uwagę, ale osiągnąłem tylko tyle, że blondyn uśmiechnął się do mnie. Ignoranci! Najpierw wrzeszczą na mój widok, a później zachowują się, jakbym przestał istnieć.
– Schola, Krystian idziemy! I tak mieliśmy wrócić dzisiaj, nic się nie stanie, jeśli zrobimy
to wcześniej, niż planowaliśmy. – powiedziała ostrym głosem kobieta, zarzucając na plecy długi, czarny płaszcz.
Chłopak wstał i kocim ruchem podszedł do drzwi, a ruchy na gobelinie ustały. Z początku nie zauważyłem różnicy w obrazie, ale gdy się przyjrzałem, zobaczyłem ukryte w listowiu drzewa litery. Układały się w napis: ,,Pieśń duszy niech drogę Ci wskaże, przyjacielu
w płaszcz z czarnych piór przyobleczony. Ona dopilnuje, by dziedziczka zrozumiała”. Zadrżałem. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że tekst stworzony jakimś cudem przez nastolatka mówił o mnie i Pani.
Z rozmyślań wyrwał mnie cichy, ale stanowczy dziewczęcy głos.
– Ja zostaję, mamo. Chcę poznać Kruka.
Zerknąłem na Scholastykę i zaśmiałem się w duchu. Miała taką samą zaciętą minę, jak Pani, gdy nie chciała czegoś zrobić.
– Jeśli się pani nie obrazi, ja również zostanę. – powiedział chłopak i mrugnął do mnie. Chwila… do mnie?!
– Niech wam będzie, dzieciaki, ale będę mogła przyjechać po was dopiero za tydzień. – odrzekła po chwili namysłu kobieta, spoglądając na podopiecznych.
– W porządku. – szepnęła dziewczyna i opadła z powrotem na fotel.
Reszta zebranych podążyła do wyjścia za matką Scholastyki. Gdy tylko uchyliła drzwi, przeciąg przyniósł do mnie zapach wiśni. Gdybym mógł, zakrztusiłbym się pewnie
z wrażenia. Jeśli mnie pamięć nie myliła pachniała tak tylko jedna osoba: Aurelia Oktawia Dankoster, wnuczka Pani i najwyraźniej matka Scholastyki. Nic więc dziwnego,
że dziewczyna tak bardzo przypominała w moich oczach Panią.
Z zamyślenia wyrwał mnie szczęk zamykanego zamka. Zorientowałem się, że w sali zostałem tylko ja, Scholastyka i Krystian. Nikt z dorosłych nie został na odczytanie testamentu.
– Jesteś pewien, że chodziło o tego kruka? – usłyszałem szept dziewczyny i zeskoczyłem
na kominek aby lepiej słyszeć.
– Widziałem go we śnie. – odpowiedział chłopak i uśmiechnął się – Zresztą rozumie nas.
– Skąd możesz to wiedzieć?
Chłopak wzruszył ramionami i ruchem głowy wskazał na mnie.
– Na przykład stąd, że właśnie się nam przysłuchuje?
– Jeśli tak mówisz… jak dla mnie po prostu zszedł niżej, ponieważ na górze panuje przeciąg.
Aby nie pokazywać, że Krystian ma rację przeleciałem na stół. W tym samym momencie przypomniałem sobie o tym, że przez cały czas trzymam w szponach kluczyk. Wziąłem, więc go w dziób i pochylając się włożyłem go w dziurkę. Pasował idealnie.
– Spójrz Schola, znalazł coś.
Nie zwracając uwagi na dzieciaki z trudem przekręciłem klucz. Gdy tylko to zrobiłem usłyszałem ciche pyknięcie i z boku blatu wysunęła się niewielka szufladka, w której złożony był rulonik owinięty czerwoną wstążką, do której przymocowana była pieczęć rodu Corvini.
– Głupi, nierozumny ptak? Jakoś Ci nie dowierzam. – zaśmiał się nade mną Krystian
i wyciągnął zwój.
– Kruki lubią błyskotki. – burknęła dziewczyna przyglądając mi się.
Lubią błyskotki, są głupie, brudne… i co jeszcze?! Co jeszcze, ja się pytam!
– Ok, nie krzycz już. – mruknęła odsuwając się od stołu.
– O co chodzi? – zapytał chłopak mocując się z pieczęcią. Była świeża i twarda.
– Nie słyszałeś go? – zdziwiła się.
– Nie. – odpowiedział przełamując w końcu wosk i rozwijając kartę – Posłuchaj:
,,W czerń przyobleczone,
kroczą dwie postaci,
w ciemnościach zatopione,
życia delegaci.
Tlą się w morzu ognia,
dwie gwiazdy zmrożone,
budzą się co dnia,
pieśnią duszy znużone.
Na zamku nowa pani,
co skradła szepty kruka,
którą światło słońca rani,
imieniem jej nauka.”
Przysłuchiwałem się temu z ciekawością. To bez wątpienia napisała Pani, a w takim razie musiał to być testament!
– On ma rację, to testament, i mówi o nas. O mnie. – szepnęła Scholastyka patrząc
mi w oczy.
– Kto ma rację?
– Kruk. To ja jestem dziedziczką. Morze ognia to moje włosy, a zmrożone gwiazdy – oczy. Szepty kruka to jego język, rozumiem go. Nie lubię też słońca, ponieważ w mojej skórze niemal nie ma pigmentu i szybko dostaję poparzeń.
Krystian kiwnął głową i zwinął testament z powrotem w rulon.
– A twoje imię oznacza uczona, nauka. Chodźmy powiedzieć innym.
Dziewczyna prychnęła i pokręciła głową, widząc jak chłopak szarpie się z klamką.
– A może najpierw otworzysz drzwi z zasuwy?
Tak, ona naprawdę jest niemal taka sama jak Pani, Gemma Eligia Corvini. Klejnot, wybrana, kruk. Królowa Kruków.
Opowiadanie jest naprawdę świetne! A że, mam czas, to napiszę wszysyko co zauważyłam (nie, nie grożę Ci w tym momencie )
„+”:
– orginalne imiona i pomysł
– taki klimat, trochę upiorny…brrrrrr
– fajne dialogi…takie naturalne?
– dobrze się to czyta, ale nie wiem jak to określić. Jest to tak jakby…no nie wiem, kojaży mi się to trochę z opowiadaniami.o wampirach. W pozytywnym sensie. Takie mroczne i miejsca jakby z czasów średniowiecza
– w tekście jest dużo fajnych info, np. o tych przesądach
„-„:
– nie ma akapitów
– nie masz racji! Akcja nie pędzi jakoś spycjalnie szybko! ( no, to chyba nie był minus, ale…)
W ogóle jest fajnie.
I nie mam niebieskiego pojęcia kim jesteś! Może Mikeila? Nie, nie mam pomysłu!
Jula2233
PS Powodzenia na konkursie, chciaż i tak jestem pewna, że wygrasz.
Hej! Opko bezbłędne! Mnie nie przeszkadzał brak akapitów. Było spokojnie i klimatycznie. Dla mnie to plus! Nie widziałam błędów ortograficznych, czy interpunkcyjnych, ale ich nie szukałam. Nie jestem pewna, ale mam podejrzenia, że jesteś Carmel, Annabeth24, albo Piper77. Tak, czy inaczej, życzę powodzenia na konkursie! Z takim opkiem na pewno wygrasz! A! I nie mogę się doczekać następnej części!
Pozdrawiam
Wasza annabeth01
Po pierwsze: powodzenia!
Po drugie: Co ja mogę dodać? Oryginalny, ciekawy pomysł, niezwykłe imiona, świetne opisy? Dziewczyny już to napisały. Opowiadanie jest naprawdę świetne, nie wymyślę nic sensownego.
Imię Scholastyka kojarzy mi się tylko z Carmel, ale nie jestem pewna. W każdym razie, czekam na cd!