Siemka Herosi!
Pewna heroska o pseudonimie Angela53 ma dzisiaj (tj. 30.04.2015) trzynaste urodziny! Z tej okazji chciałabym złożyć jej życzenia w imieniu swoim (ja to annabeth01), Poker Face, Lubie Placki, oraz kilku osób z poza RR. Ja i Lubie Placki wymyśliłyśmy wierszyk. Angelo mamy nadzieję, że Ci się spodoba! Przy okazji wysyłam Dziecię Bogów 7 z dedykacją dla Angeli53 (kto by się spodziewał?).
Oto wiersz!
Angela co rano przychodzi do szkoły
W burzy loków,
Pięknie uczesana.
Siada w ławce
I robi zadania.
Ale dziś jest jej szczególne święto,
Więc ma być dzisiaj uśmiechnięta,
Gdyż czeka na nią prezentów masa
I cała szczęśliwa na jej widok, z życzeniami, klasa.
A więc, śmiej się w głos Angelo,
Bo dziś ptak dla Ciebie śpiewa,
Bo dla Ciebie kwitną kwiaty,
A ja zrobię Ci herbaty.
Życzę Ci także, abyś zdrowa była cała,
Byś w zawodach startowała
I byś zawsze wygrywała!
Wszystkiego najlepszego życzą: annabeth01, Poker Face, Lubie Placki, Martyna, Julia i Dominika z naszej/Twojej klasy, a także Ada, Julia i Sylwia z dodatkowego angola!
Oto opko. Mam nadzieję, że Ci się spodoba! Szeroko uśmiechnięta twarz o uśmiechniętych oczach
Kiedy drurzyna Clarisse jósz sobie poszła Percy i Annabeth zaczeli ciondź pżenice (to zdanie jest napisane ze specjalnym podziękowaniem dla pani od polskiego, za to że uczyła mnie ortografii.).
-Co wy robicie?-zdziwiłam się.
-Wkurzamy zboża.-wyjaśnił Percy.-Zaraz tu przyjdą i nas zaatakują. Jeżeli nam pomożesz będzie szybciej. Duchy zbóż nie lubią Demeter, która jest jedną z twoich mam. Chyba…
Zaczęłam ciąć. Było to całkiem fajne. Zboża układały się pod moimi nogami w złoty dywan i szeleściły cicho, kiedy po nich stąpałam. Promyki porannego słońca padały na moją buzię gdy zaczęłam tańczyć na polu. Zdjęłam buty i kręciłam się, skakałam, biegałam na bosaka i było mi dobrze.
Ziemia była moim parkietem, a wschodzące słońce reflektorem oświetlającym scenę na fioletowo i pomarańczowo.
Było mi dobrze! Naprawdę dobrze! Dobrze jak nigdy wcześniej! Czułam się wolna! Mogłam śmiać się w głos, płakać i krzyczeć! Nie musiałam udawać opanowanej! Mogłam być sobą! Po prostu sobą! Czułam się jak wtedy gdy miałam cztery lata, jeździłam do pradziadów (w zasadzie dziadków, ale cii. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam), na wieś i biegałam sama po polu. Tylko ja i pole! Wtedy (u dziadków) czułam się bezpieczne. Później musiałam z tym skończyć. Musiałam dorosnąć. Nie mogłam już się bawić. Nie mogłam być sama ze sobą. Urodził się mój siostrzeniec i musiałam go pilnować. Ale teraz znowu wszystko mogłam!
Zobaczyłam konia. Ja uwielbiam konie! Pobiegłam do niego, pogłaskałam i zaczęłam konwersację. Opowiedziałam mu o naszej misji. Był bardzo fajny. Nazywał się Argus. Okazał się pegazem o brązowej maści i białych plamach na łbie i tułowiu. Miał wielkie ciemne oczy i różową plamkę na czarnym nosie.
Argusek był ranny. Miał strzałę w skrzydle. Wyciągnęłam z plecaka ambrozję i jednym, szybkim ruchem ręki wyjęłam strzałę. Pegaz zarżał z bólu. Podałam mu ambrozję. Tak swoją drogą, to zastanawia mnie, jak dla niego ten pokarm smakował. Rana zaczęła się goić. Przytuliłam zwierzaka i uświadomiłam sobie, że zostawiłam przyjaciół.
Chwyciłam plecak, z którego wystawały buty i wskoczyłam na pegaza. Czułam się bosko siedząc na grzbiecie galopującego Argusa. Wiatr we włosach. Bliskość przyjaciela. Uczucie bezpieczeństwa. Ogromna radość. Kompletny brak poczucia czasu. Jedyną niedogodnością był brak siodła. Koński kręgosłup wbijał mi się w dupę, ale za bardzo mi to nie przeszkadzało. Podróż trwała za krótko. Zdziwiłam się, bo kiedy dojechałam do Percy’ego i Annabeth zastałam ich wciąż tnących zboże.
-Nic się działo jak mnie nie było?-zapytałam.
-Nie. Było spokojnie.-powiedziała grupowa domku Ateny.-Mieliśmy z ciebie bekę. Nie każdy będąc na polu zdejmuje buty, chowa je do plecaka i zaczyna tańczyć.
-To pozostałości z dzieciństwa…-zarumieniłam się.-Jak jeździłam do dziadków, na wieś, zawsze tak robiłam, dopóki nie pojawił się mój siostrzeniec i nie musiałam go pilnować. Wszyscy zawsze wymagali ode mnie, żebym zachowywała się poważnie. Żebym nie okazywała emocji, zawsze była silna i wspierała innych, nawet, kiedy mi było masakrycznie ciężko. Wszyscy chcieli żebym mówiła to, co inni chcą usłyszeć. Wszyscy oprócz jednego wujka. Jedynego brata mojej śmiertelnej mamy, który wraz z żoną i siedmioma córkami mieszkał ze swoim rodzicami. On po raz pierwszy zabrał mnie na pole. On uczył mnie prowadzić traktor i bryczkę. On zrobił mi rydwan i uczył na nim jeździć, jak tylko go poprosiłam. Tylko przy nim mogłam naprawdę być sobą. Poza nim moja bab… mama miała siedem sióstr. Żadna z nich mnie nie akceptowała. Nie rozumiały, że nie chcę się bawić z rówieśnikami, którzy są myślą, że ziemia jest płaska. Nie rozumiały, że siedzenie całymi dniami przed telewizorem jest dla mnie zbyt trudne, bo mam ADHD. Kiedyś, jak miałam trzy lata, z wujkiem i dwoma kuzynami (bliźniakami) (większość moich kuzynów jest o co najmniej dwadzieścia lat starsza ode mnie) przez cały dzień budowałam spiżowego konia. Był przepiękny. Cały błyszczał. Pokazaliśmy go wszystkim. Córki mojego wujka, dziadkowie i moja mama byli zachwyceni. Inni nie dawali po sobie tego poznać. Niestety, po piętnastu minutach jedna z cioć powiedziała, że dzieci mogą wrócić do zabawy. Nie minął kwadrans, a po koniu nie zostało nic. Nie padło nawet „przepraszam”. Popłakałam się, ale nikt nie zaczął mnie pocieszać, tak jak inne dzieci, kiedy na przykład stłukły kolano. Jakaś ciocia powiedziała mi tylko: „Nie jesteś jak normalne dziecko, to bądź jak normalny dorosły”.-płakałam.-Musiałam to komuś powiedzieć. Proszę nie mówcie o tym nikomu.
Annabeth zrobiła coś, czego nikt jeszcze nie robił. Przytuliła mnie i pogłaskała po ramieniu.
-To będzie nasza tajemnica.-powiedziała z czułością.-Jak będziesz chciała coś jeszcze nam powiedzieć, to się nie krępuj. Każdy ma prawo do chwili słabości.
-Ale nie teraz!-wrzasnął Percy.-Zboża atakują!
-Tak. I wygląda na to, że dziewczyny idą tu z ptakami.-stwierdziła Annabeth i dodała, kiedy druga część naszej drużyny przyszła.-Najpierw się bronimy na maksa, a jak przyjdą bogowie to też walczymy, ale spokojnie.
Otarłam łzy cieknące po policzkach i chwyciłam breloczek, który zmienił się w łuk z kołczanem. Nałożyłam pierwszą strzałę na cięciwę. Wycelowałam w jakiegoś, na oko półrocznego bachora z łukiem w malutkiej rączce (ten osobnik był zielony, ale część jego towarzyszy była złota). To mnie wyciszyło. Poczułam jakiś rodzaj spokoju, po mimo ogromnej adrenaliny. Zamknęłam oczy. Nasłuchiwałam… Czekałam na odpowiedni moment… Poczułam, że on już nadszedł. Puściłam cięciwę. Strzała poleciała prosto i wbiła się w miejsce, gdzie większość ludzi ma serce, ale nie znam się na anatomii potworów, więc nie mam pojęcia, co on miał w tamtym miejscu. Wiem tylko jedno-kolo rozsypał się w pył. To chyba był dobry znak. Czynność powtórzyłam. Podczas zestrzeliwania zbożowych amorków zauważyłam, że w moim kołczanie strzały nigdy się nie kończą. Jak wystrzelę jedną, to inna pojawia się na jej miejscu. Od czasu do czasu (czytaj: co drugi strzał) strzelałam również do ptaków. Powoli miałam tego dosyć. Tych durnych gołębi było coraz więcej! Cała byłam podrapana! Do oczu spływał mi krwawy pot. Niektóre ptaki odrywały mi kawałki skóry swoimi dziobami. Krzyczałam. Ledwo się ruszałam, ale podbiegłam do Dominiki, która była otoczona przez Pszenicę.
W końcu przybyli Apollo i Artemida. Apollo w mgnieniu oka zlikwidował zboża, a Artemida zaczęła grać na lirze nowy utwór Apollina. To NAPRAWDĘ była tragedia! Ptaki uciekły, a zboże zmieniło się w pył. Niestety, nasze poświęcenie nie zdało się na wiele. Apollo nie odzyskał liry, a jego siostra była pozbawiona łuku.
-Drodzy bogowie!-zaczęłam.-Ten spór jest bez sensu! Artemida jest boginią łowów, a Apollo bogiem sztuki. Jak macie wykonywać swoje obowiązki bez atrybutów?! Gdyby Hermes nie miał kaduceusza i swoich skrzydlatych trampek wszystkie firmy kurierskie działałyby jak Poczta Polska!
-Ach, no tak…-westchnęła złotowłosa bogini w srebrnej sukni. Miała postać dziesięciolatki.-Powinniśmy się pogodzić…-oddała bratu lirę, a jej srebrne oczy zabłyszczały.
Apollo zrobił to samo. Potem rodzeństwo rzuciło się sobie w ramiona. To było słodkie!
W pewnym momencie ziemia zadrżała. Znikąd pojawił się Wiktor. Schowałam się za Leonem.
-Kto cię wypuścił z Obozu?-zapytał Percy.
-Sam wyszedłem.-prychnął syn Apollina.-Atena nie mówiła wam o swoich snach?
-Jakich snach? O czym ty mówisz?!-zapytała Clarisse.
-No, Atena. O tych snach, w których zamykałem cię w kartce papieru! Nie pamiętasz?! W tych, w których namawiałem cię do niewyruszenia na misję! O tych snach, po których boisz się bieli!-wyliczał mój chłopak.
-Wiesz co?! Zapomniałam!-powiedziałam sarkastycznie.-O co ci chodzi?!
-Mam dość tego, że bogowie żądzą światem! Oni niczym się nie przejmują! Jak coś się stanie, wysługują się herosami! Mam tego dosyć! Poza tym po co są boginie?! Kobiety są słabe, więc nie powinny rządzić. Powinny służyć mężczyznom! Nie powinny mieć ŻADNYCH praw! One są tylko, żeby usługiwać mężczyznom i zaspokajać ich potrzeby!
-Nie wygaduj głupstw synu! Kobiety są ważne! Są potrzebne!-oburzył się Apollo.
Dziwiło mnie, że Artemida nic nie mówi, ale gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że bogini ma zamiar strzelić w bratanka pięcioma strzałami. A już myślałam, że ten debil może mówić takie rzeczy i ujdzie mu to na sucho!
-Wszystko, co powiedziałeś to jeden, wielki bełkot!-oznajmił Leo.-Czy mógłbyś to nieco skrócić?
-Okej… Chcę sprawdzić, żeby śmiertelnicy rządzili światem. I chcę odebrać wszystkie prawa kobietom, ponieważ są słabe. Rozumiecie?
-Zamknij się idioto!-ryknęła córka Aresa.
-Stop! Po co ci Atena?-zapytała Annabeth.
-Ona jest potężna i stanowi zagrożenie, a poza tym jest ładna, więc będzie mogła mi towarzyszyć do mojej śmierci, chyba, że sama umrze szybciej…-tłumaczył Wiktor.
-Czyli chcesz zapanować nad światem i mieć Atenę jako nadzwyczaj bliską służącą? A, i zabrać prawa kobietom?-dopytywał Nico.
-Mniej więcej tak.-uśmiechnął się ten dupek.-Oprócz panowania nad światem. Tego chce Zenek. Jestem z nim w zmowie!
Dominika pokazała, że wybucha jej głowa, przez co Gabi parsknęła śmiechem. Wszystkie oczy zwróciły się na nią.
-No co? To było coś po między kichnięciem, a kaszlnięciem.-tłumaczyła się dziewczyna.-Przeklęte pyłki!
Podeszłam do Wiktora.
-Zrywam z tobą!-zamachnęłam się, żeby go uderzyć, ale moja ręka zatrzymała się tuż przy jego policzku. On był człowiekiem! Ja nie mam serca bić ludzi! Kiedyś, jak jedyny raz kopnęłam koleżankę, to na następny dzień przyniosłam jej czekoladę. Takie miałam wyrzuty sumienia! Po prostu nie umiem krzywdzić ludzi, nawet, jeżeli oni mnie krzywdzą! Tak. Wiem, że to głupie…
Bogowie zniknęli.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Przechodząc obok przyjaciół starałam się wyglądać majestatycznie, ale kiedy tylko ich minęłam, po moim policzku spłynęła pierwsza łza. Dosiadłam Argusa i schowałam twarz w jego grzywie. Wtedy zaczęłam naprawdę płakać. To była ulewa łez. Liczyłam, że nikt tego nie zauważy, ale chyba się pomyliłam.
-To za złamanie jej ducha walki!-warknęła Clarisse, po czym zlała syna boga sztuki. Czasami fajnie mieć starsze rodzeństwo…
Płakałabym dalej, gdyby nie przypomniało mi się, że mam przez dłuższy czas podróżować na pegazie. Na oklep będzie ciężko…
-Leo! Czy mógłbyś mi wyjąć ze swojego pasa siodło?-otarłam łzy.
-Tak. Chyba dam radę…-odpowiedział syn Hefajstosa po czym wyciągnął pożądany przedmiot.
-Dzięki!-rzuciłam siodłając wierzchowca.
Gdy wreszcie go dosiadłam, powiedziałam, żeby trzymał się Pani O’Leary. Jeszcze długo płakałam z bezsilności, rozpaczy i z poczucia słabości. Wtuliłam się w jego sierść i sama nie wiem, kiedy zasnęłam.
Śniło mi się, że były wakacje. Razem z Dominiką i Gabrysią siedziałyśmy na takiej dużej huśtawce, na placu zabaw przed naszą szkołą. Nie słyszałam, co mówiłyśmy, ale wiem, że się śmiałyśmy. Nie był to śmiech udawany. Był szczery i prawdziwy. Potem zjawili się nasi koledzy z klasy i pojechaliśmy na bulwar. Było nam bardzo wesoło. Jedliśmy lody, graliśmy w berka i kąpaliśmy się w morzu. Cieszyliśmy się życiem. Następnie poszliśmy na zapiekanki i wróciliśmy do domów. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania uśmiech zszedł z mojej twarzy. Nie cieszyłam się już. Miałam doła… Zaczęłam ryczeć. Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam… Czułam się słaba. Nie fizycznie, tylko psychicznie. To była moja słabość. Nawet jak miałam mnóstwo powodów do radości, zapominałam o nich, gdy tylko pojawił się jakiś, często błahy problem.
Obudziłam się. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Leona siedzącego za mną.
-O bogowie! Co ty tu robisz?-krzyknęłam.
-Pilnuję cię.-odpowiedział.
-Nie mam pięciu lat! Nie musisz mnie pilnować!-oburzyłam się. Jakim prawem on śmie twierdzić, że potrzebuję niańki?!
-Drzemka w dzień… No nie wiem… Normalni, ponad pięcioletni ludzie tak nie robią. Poza tym, tak się wierzgasz przez sen, że razem z Ann baliśmy się, że coś sobie zrobisz, więc przesiadłem się do ciebie. Siedzę tak od dobrych pięciu godzin. Swoją drogą, jesteś słodka, kiedy śpisz.
-A tobie nie chce się spać?-przeciągnęłam się.-Nie spaliście od ponad doby.
-Wiesz,-odparł Leo.-Te twoje koleżanki spały. Ale tylko one… My (prawie) dorośli nie musimy spać tyle co dzieci w waszym wieku.
Pokazałam mu język, a on puścił do mnie oko.
-Zapomniałaś o czymś!-dodał po chwili.
-O czym?-zapytałam.
Wtedy Leo wyciągnął z mojego plecaka żółwia-moją ulubioną poduszkę przypominającą żółwia! Jaka świnia! Nie grzebie się w cudzych rzeczach! A to cham! Głupi debil!
-Nie wiesz, że nie grzebie się w cudzych rzeczach?!-wrzeszczałam.-Kto ci pozwolił tam zajrzeć?!
-Chciałem ci tylko podać trochę ambrozji, bo po ataku ptaków wyglądałaś okropnie. A ona była w twoim plecaku.-tłumaczył chłopak.-Ale znalazłem też to. I pomyślałem, że najesz sie wstydu, kiedy to pokażę.
-No to osiągnąłeś swój cel.
Leo przetarł palcem kąciki moich oczu.
-Miałaś śpiochy.-stwierdził.-Podczas gdy spałaś mieliśmy postój i zrobiłem nam kebab na obiad. Zostawiłem dla ciebie porcję z tofu zamiast mięsa. Może być?
-Tak. Dzięki.-burknęłam, po czym zabrałam się za jedzenie.-Leo! To jest boskie! Cudowny smak!-zachwycałam się.
Syn Hefcia uśmiechnął się i wytarł mi buzię serwetką.
-Mamy coś do picia?-zapytałam. Nie wiem jak, ale ten posiłek poprawił mi nastrój.
-Tak. Mamy.-Leon nalewał mi sok pomarańczowy.-Tylko się nie oblej!
-Dlaczego uważasz mnie za dziecko?
-Bo udajesz dzielną i wytrzymałą psychicznie, ale twoje emocje są niezwykle kruche. Wystarczy drobiazg, żebyś się rozpłakała. Nie mam do ciebie o to pretensji, tylko chcę, żebyś wiedziała, że nie musisz udawać opanowanej. Dominika mówiła, o tym konkursie z przyrody i pokazywała zdjęcia (wiesz, że da się to robić przez iryfon?), na których wyglądałyście, jakbyście uciekły z grupy czterolatków. Poza tym Annabeth opowiadała mi, jak tańczyłaś na polu. Wybacz, ale dorośli ludzie tak nie robią. Jak przed chwilą rozmawialiśmy, to mówiłaś tak, jakbyś miała sześć lat i uważała się za dorosłą. Myślę, że powinnaś mniej udawać. Nie pokazywać, że jesteś spokojna, kiedy akurat jest inaczej. Rozumiem, że każdy płacze, ale ty to robisz za często. Coś ci leży na sercu! Opowiedz mi o wszystkim! Wtedy ty poczujesz się lepiej, a je cię zrozumiem w jakimś stopniu.
-Nie mam zamiaru opowiadać ci o moim życiu!-zaprotestowałam.
-Ale to ci pomoże! Chyba nie masz nic do ukrycia? Dlaczego mi nie powiesz?
-Moje życie, moja sprawa! I nie. Nie mam nic do ukrycia!
-No to w takim razie opowiedz mi o tym!
-Czy jak to zrobię, dasz mi spokój?
-Tak.
-To okej. Tylko się nie śmiej, że smucą mnie tak głupie rzeczy.
To była długa historia pełna łez. Leo co chwilę mnie przytulał i pocieszał. Zdziwiło mnie to. Zawsze myślałam, że to nie w jego stylu. A jednak.
Rzeczywiście, po rozmowie było mi lepiej!
-Acha…-westchnął Leo.-Trudne dzieciństwo (a w zasadzie jego brak) pełne przemocy. Brak akceptacji i szybkie zmuszenie do odpowiedzialności. To wszystko wyjaśnia… Potrzebujesz bliskości i wsparcia, ale boisz się o tym powiedzieć, bo zawsze wymagano od ciebie, żebyś wspierała innych, bez względu na siebie. Większość z nas (herosów) była odpowiedzialna tylko za siebie. Czasem również za tych, z którymi podróżowali, ale mogli się przyznać do słabości. Od ciebie wymagano opanowania, więc jak było ci źle odkładałaś płacz na później…
-Nie wiedziałam, że znasz się na psychologii…
-W jednej z rodzin zastępczych mój „ojciec” był psychologiem.
-Ty też miałeś trudne dzieciństwo, a jednak jesteś w miarę normalny.
-Tak, miałem trudne dzieciństwo, tylko że pod moją opieką nie zostawiano małych dzieci, kiedy miałem pięć lat. Ja nie musiałem gotować i sprzątałem wyłącznie swój pokój. Mnie dorośli nie obwiniali z powodu swoich problemów. Też spotykałem się z brakiem tolerancji i wielu rówieśników niszczyło moje maszyny, ale nikt mi nie powiedział, że jak nie jestem normalnym dzieckiem, to muszę być normalnym dorosłym. I nikt, nawet w rodzinach zastępczych mnie nie bił. Tylko raz moja ciotka, ale od razu od niej uciekłem. Zrozum, że masz prawo być słaba emocjonalnie i nie musisz się z tym kryć. Szczerze mówiąc, to nawet jak starasz się to ukryć, nie udaje ci się. Często powstrzymujesz się od płaczu, a potem, kiedy już nikt cię nie widzi ryczysz. Tylko czasami wymyka ci się to spod kontroli i załamujesz się tym, a inni, jak to widzą, mają problem z traktowaniem cię poważnie.
——————————————————————————–
From: atena.pokrzywnicka@hotmail.com
To: percy@percyjackson.pl
Subject: Dziecię Bogów 6
Date: Wed, 15 Apr 2015 09:42:21 +0200
Hej! Hej! Hej Ludziki! Wiecie co? Gabi założyła sobie tu konto! Jej pseudonim to Angela53!
A teraz DEDYKACJE! Tą część dedykuję Admince, Isabell22, która dzielnie sprawdzała to opko, i oczywiście Gabi!
Mam nadzieję, że się Wam spodoba! Życzę miłego czytania! Komentarze mile widziane!
Pozdrawiam serdecznie!
Wasza annabeth01
-Jak mamy to zrobić?-zapytałam.
-Nie wiem…-mruknęła Hestia.
-Ja mam pomysł!-odezwała się Gabi, która już się chyba otrząsnęła. (Jak Wy byście zareagowali na wiadomość „Hej, czy wiesz, że Twoim ojcem jest jakiś bóg w którego wierzyli jacyś starożytni Grecy, a wszyscy współcześni ludzie twierdzą, że on nie istnieje? Lepiej im o tym nie mów, bo wyjdziesz na wariatkę.” No właśnie… Więc co się dziwicie? Gabi i tak szybko się pozbierała.)-Ale to jest głupie i nie bezpieczne…
-Jej! Uwielbiamy głupie i niebezpieczne rzeczy!-krzyknął Leo.
-Lepszy głupi pomysł od żadnego…-stwierdziła Annabeth posyłając Leonowi spojrzenie znaczące „ogarnij się!”.-Mów śmiało.
-Okej…-odetchnęła córka Hermesa.-Są dwie opcje. Pierwsza-prosimy Aresa, żeby ich bił dopóki się nie pogodzą, a druga-sprowadzamy te ptaki, które zaatakował obóz w czwartej części „Percy’ego Jacksona i Bogów Olimpijskich” podczas pierwszego wyścigu rydwanów, a także ziemistych. Ściągamy uwagę bliźniaków, oni nas ratują, ale żebym to zrobić muszą się wymienić „łupami”.
-Wybieram drugą opcję!-stwierdził Leo.
-Ja też.-zgodził się syn Posejdona.-Ares nie pomoże nam bezinteresownie…
-Mówisz o moim ojcu cieniasie!-podniosła głos Clarisse i zamachnęła się sztyletem na Percy’ego, który ledwo uskoczył.-Ale niestety masz rację… Wyjątkowo debilu!
-Żadna opcja nie jest bezpieczna…-mruknęła moja siostra z domku Ateny.-Nie wiem, czy pobicie zadziała, więc wolę opcję drugą, aczkolwiek spróbuję wymyślić coś lepszego…
-Myślę, że powinniśmy z nimi porozmawiać…-stwierdziła Piper.
-Spróbujmy!-zadecydowałam.-Ja, Leo, Gabi, Nico i Piper pójdziemy do Apollina, a Percy, Annabeth, Clarisse i Dominika do Artemidy. Wszystkim pasuje?
-Tak.-Odpowiedzieli chórem.
-Tylko, do jasnej Anielki, gdzie oni są?!-zdenerwowała się Dominika.
-Z tego co wiem, to u siebie…-powiedziała bogini ogniska domowego.
Nico wyjął plan, z którego wynikało, że bogowie, których szukamy mieszkają na przeciwko siebie. Szliśmy do ich domów przez pół godziny. Syn Hadesa cały czas kurczowo trzymał mnie za rękę, żebym się nie zgubiła. Jego skóra była delikatna i zimna. Od czasu do czasu spoglądał na mnie swoimi, ciemnymi, niezwykle przenikliwymi oczyma. Chłopak miał krótko przystrzyżone, czarne włosy, jasnoróżowe usta i lekko zadarty nos. Jego czarne spodnie i granatowy podkoszulek, w połączeniu z jasną karnacją tworzyły naprawdę UPIORNY efekt.
Mijaliśmy wiele różnych domów, aż dotarliśmy do wielkiego, modernistycznego budynku otoczonego błękitnym płotem z pomarańczową furką, na której widniała czarna tabliczka z napisem „Oto dom Apollina” (Kto umieszcza na tabliczce na furtce, która KOMPLETNIE nie pasuje do reszty płotu, który z kolei KOMPLETNIE nie pasuje do budynku, który otacza, napis o tak idiotycznej treści. Bardziej by pasowało: „Oto bajzel Apollina. Nie wchodzić!”, czy poprostu „Apollo”). Po drugiej stronie ulicy stał srebrny namiot rozmiarów niewielkiej chaty góralskiej (To było całkiem spoko).
-Tu się rozdzielamy…-powiedziałam.-Tylko pamiętajcie o Wazelinie!
Gabi i Dominika zaczęły się śmiać, gdy wyrzekłam te słowa, które jakże ogromnie przyciągał wspomnienia z czasów, kiedy żadna z nas, nie pomyślałaby, że być może jest herosem.
-Co wam się stało?-zapytał Percy.
-Takie wspomnienie…-rzuciła Gabi dusząc się ze śmiechu.
-Kiedyś na przerwie, tuż przed polskim, na którym mieliśmy mieć ochrzan, za słabe wyniki na teście, Atena podeszła do naszej polonistki (tak, to ona chciała nas zabić, tak nie lubimy jej.) i ze łzami w oczach, i miną zbitego psa powiedziała: „To nie będzie w gimnazjum klasy humanistycznej?”, po czym zaczęła lekko łkać. Gdy tylko polonistka odeszła, przetarła łzy i ryknęła śmiechem. Mimo wszystko podziałało…-opowiadała Domi.
-Dobra. Idziemy już!-zakomenderowała Annabeth.
Rozstaliśmy się. My skręciliśmy w prawo, (to jest tam ->) a team Annabeth (ach… Ten angielski!) w lewo (to jest w przeciwną stronę niż prawo.[Jeżeli ktoś myśli tak jak ja, to uzna to za przydatną informację. Mnie się to myli! Leo pomógł mi to napisać! {Dzięki Leo! Jesteś BOSKI!}]) .
Drzwi furtki były lekko uchylone, więc weszliśmy do ogrodu, bez uprzedzenia gospodarza (My niegrzeczni!). Leo zapukał? Nie, walnął drzwi pięścią. Otworzył nam Apollo. Miał kręcone blond włosy, błękitne oczy i zimne, różowe usta. Był dosyć wysoki i przypominał siedemnastolatka. Miał na sobie zielone rurki i niebieski t-shirt. Jego skóra miała lekko brązowy kolor. Widać, że narcyz…
-Oooo! Herosi! Oooo! Leo! Dzięki chłopie! Po walce z gigantami Zeus zaczął mnie poważnie traktować! Zrozumiał jaki jestem mądry, ponieważ wam pomogłem!-rozgadał się Apollino.
-Tak. Mi też jest miło!-odpowiedział Leo.-Czy zechciałbyś oddać Artemidzie łuk?
-To nie możliwe…-odparł bóg.
-Ale wujkuuuuu!-zrobiłam minę kota ze Shreka.-Jesteś TAAAAKI MĄDRY! I PRZYSTOJNY! I w ogóle TAKI WSPANIAŁY! Jak TAKI IDEALNY mężczyzna, może przejmować się czymś TAK BŁAHYM, jak złośliwość bliźniaczki?-zapytałam roniąc kilka łez. Moja drużyna ledwo powstrzymywała śmiech, udając kichnięcia, żeby zamaskować parsknięcia.
-Cieszę się, że doceniasz moją wspaniałość,-zaczął bóg- ale nie oddam Artemidzie łuku, dopóki nie zwróci mi liry.
-A Hestia mówiła że harfy…-przerwała Gabi.
-Bo ona się nie zna…-stwierdził Apollo.-Strasznie kichacie. Dać wam coś na ten katar?
-Nie. Nie trzeba.-stwierdziła Piper i kontynuowała używając czaromowy-Jedyne, co mógłby nam dać, tak WSPANIAŁY mężczyzna, jest łuk Artemidy. Mógłbyś nam pokazać jaki jesteś mądry, i udowodnić to samo siostrze. Wiesz, jakby się głupio czuła, doświadczając twojej mądrości?!
Apollo zrobił rozmarzoną minę.
-Propozycja bardzo kusząca, ale niestety muszę odmówić. Sytuacja z Oktawianem sprawiła, że musiałem przysiądz Zeusowi, że nie dam się na nic namówić herosom.-powiedział bóg, ze smutkiem w głosie.-Ale oddam jej łuk, kiedy ona odda mi lirę. Obiecuję!
-A jak tam Valdeziator?-zapytał Leo.
-Dobrze.-odparł bóg sztuki.
-Świetnie! Więc może chcesz drugi? Wystarczy tylko oddać nam łuk Artemidy.-zaproponował syn Hefajstosa (Dla boga kowali też mamy ksywkę-Hewcio! Czy może lepiej Tosek?)
-Nie…-Apollo usiadł na pufie stojącej obok wiolonczeli. W ogóle cały przedpokój (dalej bóg nas nie wpuścił) tego modernistycznego domu, był zagracony instrumentami muzycznymi.-Wystarczy mi jeden. Coś innego też nie podziała!
Wychodząc z budynku pomachałam (jak miałam w zwyczaju) Apollinowi zabandażowaną dłonią na pożegnanie.
-Co ci się stało?-zapytał bóg.
Opowiedziałam mu historię o hydrze, sztylecie i mojej ranie.
-To jest niebiański spiż! Cud, że możesz ruszać ręką!-Apollo poszedł szukać apteczki. Wyciągnął czerwoną skrzynię wielkości, tak około dwóch trumien. (Tak, wiem, mam świetne, optymistyczne skojarzenia.). Otworzył ją (o dziwo w trumnach były przegrody) i znalazł zakładkę „Rany po niebiańskim spiżu i cesarskim złocie”, z której wyjął pudełko z tabletkami, kilka buteleczek z jakimś miksturami i bandaż. Podał mi małą, białą tabletkę i kazał ssać ją jak najdłużej. Była POTWORNIE kwaśna, ale ssałam ją „krzywiąc się jak erynia”, jak to określił Nico (chyba za długo ze sobą przebywamy. Ja, mega optymistka, momentami, aż dziecinna, z powodu tak OGROMNEGO optymizmu [jak ktoś nie wierzy, niech zapyta Domi albo Gabi!] zaczynam porównywać apteczki do trumien! Nie chcę wiedzieć, co będzie dalej! Może zamienię się w MEGA PESYMISTYCZNEGO TRUPA MYŚLĄCEGO WYŁĄCZNIE O ŚMIERCI I TYM CO Z NIĄ ZWIĄZANE, czyli w skrócie MPTMWOŚITCZNZ?! O nie! Ja nie chcę! Ratunku! SOS! Wymyśliłam nawet wiersz! Przeczytajcie, a zrozumiecie!
Zrozumiałam właśnie, że za dużo jestem z Nickiem
Umysł mój nawiedzają czarne myśli…
Niedługo zmienię się w zombie,
A świat o mnie zapomni!
Coraz więcej trupów jest w mojej głowie.
Niszczą mój spokój! Niech ktoś im coś powie!
Trumny Apollina zmieniły moje życie!
Przeczytajcie ten wiersz jeszcze raz, jeśli nie wierzycie!
Normalnie moje wiersze są lepsze! Potrzebna mi pomoc!), a bóg uzdrowicieli polewał moją ranę swoimi miksturami. Od kiedy miałam tabletkę w ustach, nie czułam bólu. Po zakończeniu polewania MOJEJ ręki tym dziwnym płynem, Apollo zabandażował ją czystym bandażem.
-Tylko to mogłem dla was zrobić…-powiedział lekarz.
-Dziękuję!-objęłam wujka w pasie.
-Herosi zwykle inaczej reagują…-uśmiechnął się bóg.
-Ej! A jak ja ci tą rękę opatrywałem, to się ze mnie śmiałaś!-wypomniał syn Hefcia.
-Spokojnie Leo!-powiedział Nico.-Z tego co wiem, nie jesteście parą!
-No, nie… Ale trochę wdzięczności mi się należy, ludziki!-stwierdził Leo.
-Spokój!-krzyknęły naraz Piper i Gabrysia.
-Jeszcze raz dziękuję! Będziemy już spadać…-powiedziałam, po czym pocałowałam Lea w policzek.
Wyszliśmy. Na drodze czekali już Percy, Annabeth, Clarisse i Dominika.
-I co?-zapytał syn Posejdona.
-Poza tym, że Apollo porządnie opatrzył moją ranę,-zaczęłam.-to stwierdził, że zwróci łuk, dopiero wtedy, kiedy odzyska lirę. A co z…
-Lirę?-przerwała Domi.
-Hestia się nie zna…-wtrącił Leo.
-A co z Artemidą?-dokończyłam.
-Nic…-powiedziała córka Ateny.-Czas na plan Gabi! Ja, Percy i Atena idziemy po ziemistych Clarisse, Dominika, Gabrysia i Piper po ptaki, a Leo i Nico sprowadzają bliźnięta. Spotykamy się na obrzeżach miasta od południowego wschodu! Postarajcie się przeżyć! Grupa Clarisse, macie ambrozję, albo nektar?
-Tak!-odpowiedziała corka Aresa.
Wyszliśmy z Empire State Building i wraz z grupą od ptaków udaliśmy się na jakieś pole.
-Tu się rozdzielamy… Damy radę!-starałam się poprawić wszystkim nastrój, ale drugiego zdania nikt nie zrozumiał, ponieważ ziewnęłam.
Angelo!
Zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń, samych szóstek i oczywiście przybycia do Obozu Herosów! No i weny do pisania/rysowania!
Wymyśl sobie coś jeszcze, ja się pod tym podpisuję
Isabell22
Wszystkiego naj, naj,najlepszego. Durzo zdrowia pomyślności i radości!
Nie wiem, co się stało, ale u mnie się to nie wyświetla, a wysyłałam wiersz i opko… Mam nadzieję, że da się to naprawić… Tak, czy inaczej-Sto lat Angela! Przepraszam, że się nie udało…
Sto lat, sto lat, niech żyje naaam! A kto? Ange!
Kochana! Zdrowia, uśmiechów, samych sukcesów i promiennych uśmiechów. żeby każdy drobiazg sprawiał ci radość, a wszystko czego się dotkniesz udawało Ci się. Boskich przyjaciół i mega przygód, które będziesz wspominać codziennie i uśmiechać się na samą myśl o nich.
Bardzo dziękuję wam wszystkim za życzenia 😉 . I bardzo dziękuję ci Annabeth01 za to że poświęciłaś swój czas na to, przyjaciołko ♥:-D
Bardzo dziękuję wam wszystkim za życzenia 😉 . I bardzo dziękuję ci Annabeth01 za to że poświęciłaś swój czas na to, przyjaciołko 😀
Upsik klikło mi się dwa razy …..
Dzięki Angela53, ale niestety nie udało się… Wysłałam to jeszcze raz do adminki. Może w poniedziałek pojawi się wszystko… Pisać opko z dedykiem dla Ciebie, Angelo, to nie poświęcenie czasu, tylko przyjemność. Chyba, że mam do wyboru spędzać czas z moją najlepszą przyjaciółką-Tobą! 😀
Jest! Udało się! Dzięki adminko!
A! I widzę, że moja kochana poczta dołączyła szóstą część, za co przepraszam…
Świetny wiersz! A opko jeszcze lepsze!
Historia Ateny jest naprawdę przykra. Nie rozumiem, jak można zmuszać małe dziecko (w końcu była mała…) do opiekowania się kimś innym. I zmuszać do bycia opanowanym. Przecież to jest trudne nawet dla dorosłego człowieka!
Dobrze, że dałaś Atenie jakieś wady i słabości, że nie jest taka idealna. Że ukazałaś jej życie. Dzięki temu można ją bardziej poznać, zrozumieć i polubić.
Rozdział wyszedł Ci idealnie! Czekam na cd!
Twoje opko z części na część jest coraz lepsze ! Jest bardzo wciągające i pełne różny fajnych, zaskakujących momentów.
Bardzo podobała mi się część kiedy pisałaś , że biegałaś na bosaka po trawie. Całe opko po prostu super ! Nie mogę się doczekać następnej części