Ostatnia część. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym opkiem. Ono nigdy nie miało być smutne, z dramatycznym i pełnym współczucia zakończeniem. Ja chciałam tą inność po prostu wyróżnić, pokazać, że się opłaca. Przy okazji dziękuję Wam za Wasze szczere i miłe komentarze, każdy z czymś od siebie. To miłe, dzięki.
https://www.youtube.com/watch?v=K3CHi_9sxj0 <- Link do Piosenki
Miłego czytania,
Wasza Ann ;D
PS Dla wtajemniczonych w moją staaarszą twórczość. Czy ktoś z Was pamięta takiego gniota „Gdzie Ty tam i ja”? Jeżeli tak, to sytuacja w tym 3-częściowym opowiadaniu może wam wytłumaczyć, dlaczego nie miałam serca pisać tego opowiadania dalej. Po prostu… Pierwowzór Lilly (tu: Amandy) trochę mi się zmienił.
Wendy wchodzi do klasy, w której jest cisza. Może dlatego, że to pierwsza lekcja, wszyscy jeszcze nie wybudzili się ze snu. A może dlatego, że na ławkach siedzą już Amanda z Janet, a na jej widok zamierają w połowie zdania.
– Witaj kochana klas…- zaczyna Wendy, ale sama sobie przerywa, machnięciem ręki.
Nikt jej nie odpowiada, a ona siada w ostatniej ławce, gdzie się przesiadła, z powodu alergii na rozmowy tak rozbieżne tematycznie, jakie prowadzą jej dwie, ulubione przyjaciółeczki: faceci, ubrania, kaloryfery facetów, inni ludzie i ich wygląd lub zachowania, ewentualnie modne filmy oraz aktorzy (faceci oczywiście).
Wendy siada bokiem na krześle, rzuca torbę- czarną, skórzaną, na ławkę i opiera się plecami o parapet. Wie, że jej koledzy z klasy patrzą się na nią z zainteresowaniem, choć próbują być dyskretni. Wendy to widzi i czuje na sobie ich wzrok, ale udaje, że tak nie jest. Wyciąga z kieszeni telefon, nogi prostuje na krześle obok. Zapominając o wszystkich, zaczyna czytać zgraną na komórkę książkę, która pochłania ją całkowicie.
To dziwne, ale odkąd jawnie obraziła Janet i przy okazji nie celowo, ale jednak- Amandę, stała się na swoim roczniku osobą, do której prawie nikt nie podchodził.
Meryl wyjechała na tydzień gdzieś daleko do rodziny, bo zbliżała się Wielkanoc. Amanda, która przez to, że miała w sobie coś z lidera, sprawiła, że większość osób „znielubiło” Wendy. Janet, którą ludzie kojarzyli tylko z jej „gustownych” bluzeczek i miana „przyjaciółki Amandy”, nie zrobiła Wendy towarzysko nic złego. Po prostu skończyło się na tym, że kilka osób, które dla dziewczyny i tak nic nie znaczyły, rozmawiały z nią jeszcze rzadziej niż do tej pory.
Inne koleżanki Wendy nadal ją lubiły po tym wydarzeniu, w tym Jurita, ale przez to, że Wendy przestała żartować i śmiać się tak często jak kiedyś, ich kontakt zanikł. Poza krótkimi rozmowami na przerwach i miłymi uśmiechami, ich znajomość jest żadna.
– Cześć Wendy, co teraz masz?
– Nie wiem. Matmę.
– Yhym… To fajnie, a mieliście już repetytorium ze statystyki?
– Może, nie wiem. Zazwyczaj przysypiam na matmie.
– Ja też.
– To super.
– Zapomniałam zeszytu z szafki. Lecę!
Ona po prostu nie ma nawet ochoty, siły, na to, żeby starać się utrzymywać przy sobie przyjaciół. Nie cieszą ją żadne relacje, w każdej widzi szydercze uśmiechy oraz „małe przyjacielskie zdrady i rozstania”. Sparzyła się i dmucha na zimne. Robi to jednak zbyt mocno, gasząc każdą przyjazną jej osobę, która odchodzi, jak dym ze zgaszonej świeczki, a po niej zostaje tylko zapach, przesiąkający pamięć, tak jak ubranie.
Wendy to nie przeszkadza, choć czasem potrafi hamować płacz na ulicy, kiedy ma dosyć bycia odludkiem. Straciła przyjaciółkę tylko dlatego, że nie chciała oglądać facetów, gadać o facetach, plotkować i interesować się modnymi filmikami i artykułami w internecie. Że nie mogła codziennie chodzić na zakupy albo wolała McDonalda od kawiarni z modną kawą. To jest głupie według niej, więc tego wcale nie żałowała. Najbardziej ciekawiło ją… zastanawiało ją, jak to jest, że ludzie potrafią wykreślić kogoś, tylko dlatego, że nie podąża za tłumem. I jak potrafią taką osobę zmienić.
Kiedy na dwudziestominutowej pauzie mija ją grupa znajomych, przechodzą obok jak powietrze. Potem następni, następni i następni. Wendy wie, że znaczna większość tych osób, gdyby tylko podeszła i zaczęła rozmowę, na nowo ją polubiło. Wie o tym, ale nie zamierza niczego w kierunku odzyskania znajomości robić.
Skoro jej przyjaciele odrzucili ją przez bycie inną, przez niechęć do szkolnych liderek, przez zdolność do wsparcia przyjaciółki, przez własne zdanie- to ona nie chce również takich przyjaciół.
Gdy jesteś inny
Twarze wyłaniają się z deszczu
Maj był już pogodniejszy. Tak samo jak Wendy.
Jej inność dała jej wiele. Po pierwsze, wykruszyła znajomych na niby. Została przy niej Meryl, Thomas, Julietta, Angelina, Markus i Nadia. Inni trzymali się z daleka (ale tylko przez aurę respektu, której ona sama nie dostrzegała, ale która wytworzyła się wokół niej już dawno). Poza tym, przestała się przejmować opinią i zdaniem innych, stała się pewna siebie w każdej kwestii. I była nawet z siebie zadowolona.
– Wendy!
Wołanie wybudza ją z zamyślenia, w jakie popadła obserwując sylwetki przechodzące przez główny szkolny korytarz na drugim piętrze.
– Mordo, chodź tutaj!
Meryl stoi w połowie schodów, spychana przez uczniów. Tłum spycha ją coraz wyżej i wyżej, ale jeszcze widać jej machającą dłoń, blond loki i słychać krzyk:
– Wendy, no rusz się!
Brunetka podnosi się i niechętnie dołącza do ciemnej masy uczniów, którzy jak w transie wspinają się po schodach, na trzecie, ostatnie już piętro szkoły (ogromna wada wielkich szkół!). Kiedy tam dociera, na początku nie może jej wypatrzeć, ale kiedy dostrzega, podchodzi do Meryl i uśmiecha się szeroko.
– Hej, co jest?- pyta, na co Meryl wesoło wyrzuca ręce w powietrze.
– Idziemy dziś do kina? Proooszę, a potem możemy się przejść po centrum, wstąpimy do McDonalda, może jakiejś piekarni, kawiarni… poza tym, chciałam kupić sobie kostium na wakacje, a sama nie umiem wybrać. To głupie, nie lubisz sklepów!
Wendy uśmiecha się, poprawiając czarny plecak na ramieniu. Spojrzenie Meryl wierci jej dziurę w brzuchu, żądając jak najszybszej (i najlepiej twierdzącej!) odpowiedzi.
– Jasne. No, nie lubię sklepów, ale czasem mogę się rozejrzeć- odpowiada, szczerząc się szeroko.- Ale nie idźmy do McDonalda.
– Chcesz iść do kawiarni? Luzik, dla mnie bomba, ale…
– Nie, kawiarnie na ogół są drogie i poza tym nie lubię kawy- odpowiada, krzywiąc się znacząco, co Meryl kwituje wybuchem śmiechu i entuzjastycznym ściśnięciem jej za łokieć.
– No właśnie się zdziwiłam, przecież ty nienawidzisz kawy, ani czekolady na gorąco! I co bym ja z tobą miała w kawiarni robić? Chyba musiałabym ci zatkać nos sztucznymi kwiatkami z wazoników, żebyś nie czuła kawy. A karmić, karmiłabym cię cukrem!
– Dokładnie.- Wendy uśmiecha się sama do siebie. Nigdy nie sądziła, że tak znienawidzona kawa pozwoli jej w jakimkolwiek stopniu docenić innych.- Może po prostu wstąpimy do cukierni na lody albo jakieś szybkie zakupy w spożywczym i posiedzimy w parku, co? Możemy wejść na dach tego bloku na skrzyżowaniu Piątej Alei.
– O mamo, tak, kocham parki! Dachy jeszcze bardziej! A, Wen! Zapomniałabym.
– Hmmm? O co chodzi?- pyta, a jej usta rozciąga szeroki uśmiech.
Jest piękna, kiedy się uśmiecha.
– Mój przyjaciel z Los Angeles dziś jest w mieście. Możemy go zabrać? Proszę, poznasz go i …
– Jeżeli jest przystojny, możemy go wziąć. Tylko wtedy obie kupujemy sobie kostiumy!- rzuca, rozbawiona proszącym wzrokiem Meryl, Wendy. Iskierki w jej oczach tańczą wesoło, a dołeczki w policzkach znowu oglądają świat.
– Jasne!- śmieje się Meryl szturchając łokciem przyjaciółkę. Właśnie przerwał im głośny wrzask dzwonka. – Uciekam, bo mam biologię. Facet mnie udusi, jak się spóźnię setny raz z rzędu! Pa!
Meryl znika na schodach, a Wendy powoli, nie spiesząc się idzie do swojej klasy. Nie snuje się jak zjawa przez korytarz, o nie; jej kroki są pewne siebie, ona sama unosi wysoko głowę, patrząc przed siebie. Na korytarzu nie ma już nikogo, a dziewczyna czuje się tak, jakby była panią tego miejsca. Dziwne uczucie, ale jednak przyjemne.
Rozmyśla, czy bardziej sobą była, kiedy przyszła do tego gimnazjum- roześmiana, radosna i zawsze uśmiechnięta; w trakcie- kiedy płakała co wieczór, desperacko zatrzymywała przy sobie już obcą osobę; na końcu,- kiedy była markotna, samotna i prawie nic ją nie cieszyło; teraz- kiedy czuje się jakby grała czyjąś rolę, ale ta rola zdaje się być dla niej przeznaczona i pewnie niedługo stanie się jej życiem, które pokocha.
Gdy jesteś inny
Nikt nie pamięta twojego imienia
Dwie postaci idą chodnikiem. Obcasy butów wybijają równomierną melodię, elegancką, ale też energiczną. Tup. tup. tup. Podeszwy uderzają o posadzkę, a właścicielki obuwia wesoło plotkują i rozmawiają na najróżniejsze tematy. Amanda odrzuca głowę do tyłu, nie z powodu wesołości, a jedynie żeby odgarnąć włosy z oczu. Grzywka jest coraz dłuższa, a nawet lakier nie chce trzymać jej na boku głowy.
I wtedy przystaje, bo dostrzega znajomą postać po drugiej stronie Piątej Alei. Janet też przystaje, ale zaraz ich marsz jest kontynuowany. Jednak spojrzenia obu dziewczyn nie ześlizgują się z tamtej osoby.
– Czy to nie Wendy?
– Tak. I Meryl.
– A ten chłopak to kto?
– Nie mam pojęcia. Pewnie kuzyn, bo za ładny na jej znajomego- dodaje, uśmiechając się szeroko, na co obie wybuchają śmiechem. Tak naprawdę ani jedną, ani drugą to już nie bawi.
– Głupia, nie mogą być spokrewnieni- karci ją Amanda, puszczając oczko i wykrzywiając usta w uśmiechu.- Geny te same, a jak zauważyłaś, on jest ładny.
Dziewczyny idą powoli przez Aleję, obie wpatrzone w obraz po drugiej stronie ulicy, na skraju parku. Meryl właśnie wskakuje na jedną z ławek, przykłada ręce do ust i coś krzyczy. Amanda nie słyszy co, ale sądząc po reakcji Wendy i nieznajomego, musiało to być coś śmiesznego, bo oboje zanoszą się śmiechem. Ten nieznajomy… Amanda jest pewna, że kiedyś go widziała. Marszczy brwi, ale nie może sobie przypomnieć skąd.
– Ha ha ha- komentuje ze sceptycznym uśmiechem.- Jacy oni są zabawni.
– Szaleni!…- podchwytuje Janet kręcąc głową.
– O, zobacz!- Amanda wskazuje palcem, na trójkę nastolatków.- Kupili sobie te kwiatowe wianki.
– To takie oryginalne. Teraz wszyscy takie mają.
Przyjaciółki idą przez chwilę równoległą ulicą, obserwując Wendy, Meryl i ich kolegę. Amanda w końcu go rozpoznaje, to przecież ten znajomy Wendy z obozu. Ten co mieszkał w Los Angeles, czy gdzieś… Nie ważne, kogo to obchodzi? Amanda ma to gdzieś, więc nie zawraca sobie tym głowy. Wcale a wcale…
Co chwila coś komentują, śmieją się i przedrzeźniają. Obie nie odrywają wzroku od nich i obie umieją coś powiedzieć na każdy temat.
– O, mogę się założyć, że jutro na naszym ukochanym blogu, w super opowiadaniu będzie coś z wiankami!
– Haha, racja!- podchwyca Amanda, klaszcząc w dłonie.- I pojawi się przystojny chłopak, który będzie ogólnie mega zabawny i totalnie super!- przedrzeźnia, nie zdając sobie sprawy, że Wendy nigdy nie używa takich słów. Ale cóż, spróbuj wytłumaczyć to takim osobom.
– Czekaj, aż nasza artystka zacznie go rysować- dorzuca Janet z jadowitym uśmiechem.- Bo ona ma przecież wieeelki talent, tyle osób polubiło jej stronę na facebook’u, to już sława!
Obie wybuchają śmiechem.
Skręcają na następnej przecznicy, zostawiając Wendy i jej temat w spokoju. Przyjaciółki, mimo że nie rozmawiają o brunetce i jej znajomych, nadal o niej myślą. Nie w pozytywnym znaczeniu, oczywiście, ale jednak. W głowie mają obraz jej uśmiechu, krzyczącej coś Meryl, śmiejących się i wesoło żartujących. Zarówno Janet jak i Amanda przypominają sobie szaleńczy śmiech Wendy sprzed chwili. I obie prychają zniesmaczone i z założenia nastawione do brunetki sceptycznie.
Oddalają się od parku, coraz dalej i dalej, pogrążając się w rozmowie o wakacjach i wyjazdach do ekskluzywnych hoteli, przystojnych Włochach albo modnej opaleniźnie.
Żadna nie wie, że te tematy już dawno się im nawzajem znudziły, a rozmawiają o nich tylko dlatego, że na inne nie umieją. Żadna nawet się nie domyśla, że o wiele bardziej byłaby szczęśliwa, gdyby włożyła na głowę wianek, wskoczyła na ławkę w parku i odtańczyła taniec zwycięstwa, albo taniec deszczu… który jak na złość właśnie zaczął padać, niszcząc Janet i Amandzie fryzury i dobry humor.
Obie przyspieszają kroku, chcą jak najszybciej uchronić się przed maleńkimi kropelkami deszczu, które miarowo spływają z nieba. Biegną, a kawa chlupocze w kubkach na każdym ich kroku, aż w końcu Amanda się potyka i jej nowa bluzka zostaje zaatakowana przez ogromną brązową plamę, o smaku wanilii i cynamonu. Dziewczyna przeklina i zrozpaczona próbuje ratować swoją ukochaną bluzkę przed tą okropną kawą. A Janet zakrywając się od torebką kapuśniaczka truchta obok, poganiając brunetkę.
Ludzie to są jednak dziwni.
Hej! Opko naprawdę Super, ale zauważyłam kilka błędów.
-Zaniżasz moją samoocenę! 😀 Piszesz świetne opko, podczas gdy moje to tragedia.
-Nie robisz błędów, przez co nie mogę napisać sensownego komentarzu/a (nie wiem jak się to pisze, a mój słownik gryzie).
Ty mnie chyba nie lubisz… No ale cóż, opko cudowne. Dziękuję, że takie napisałaś!
Pozdrawiam
annabeth01 😉
Jej! Byłam pierwsza!
Och. To było takie… piękne, ciekawe, melancholijne. Gdybym miała wypisywać pozostałe rzeczy, które był niezwykłe, zajęłoby za dużo miejsca 😉 Więc napiszę te najważniejsze.
W pierwszej części są świetne porównania, a rozmowa z Juritą tak prawdziwie sztuczna. Wiem, bardzo logiczne.
W drugiej – Meryl od początku była niesamowita, ale teraz najbardziej. Jej radość, dobroć, wszystkie zalety, to, że nie opuściła Wendy… Marzeniem jest posiadanie takiej przyjaciółki.
Natomiast w trzeciej… Ona od początku do końca była genialna. Nawet nie umiem się wysłowić.
Całe opowiadanie było cudowne, lecz druga część wbiła się w moją duszę. Pomimo tego, że przykra, pomimo tego, że smutna.
To jest nie fair. Nawet kiedy nie masz czasu, musisz się uczyć, Twoje opka są genialne.
POWODZENIA!
Isabell22
PS. Pandora jest urocza
To ja ten, zgłaszam, że przeczytałam. Oceniać nie będę, bo i na co?
Pamiętam, jak to czytałam za pierwszym razem – gniot napisany na szybko bodajże na komórce, wszędzie błędy, złe przecinki, wszystko – jeśli chodzi o poprawność teskstu, szczególnie pod względem interpunkcji – do bani 😀 Zresztą jak wszysttkie Twoje opka, nie oszukujmy xD
Ale, mimo wszystko, sens opowiadania pozostał ten sam. I to bardzo ładny sens, że tak to powiem, choć to zabrzmi idiotycznie. Ale nie chcę powtarzać, że sens jest głeboki (a jest taki… Sama nie wiem, zależy xD) czy może… Że te opowiadanie jest prawdziwe, no bo jest. To logiczne. Przecież to, jak sama już zasugerowałaś parokrotnie, jest na czymś wzorowane, ano na życiu.
Tak, ktoś chyba kiedyś, tu albo na sbp, wspomniał, że to opowiadanie byłoby dobrym tłem. Niestety tej persony nie pamiętam, ale choć częściowo ma rację, to też jej nie ma. Te opowiadanie jest małą tragedią, nikłym końcen rozdziału w życiu Wendy, jej przyjaźni. A ten koniec wywarł na niej duże wrażenie; nie ma kolorowych ciuchów, nie ma tego wiecznego zacieszu na mordencji, nie ma okrzyków, jak tylko ruszy cztery litery i wejdzie do klasy. Jest za to wesoła Wendy – ale inaczej wesoła niż kiedyś – z ciemnymi ciuchami, bardziej drwiącym uśmiechem (zaciesz dalej jest, ale rzadziej xD), okrzyki są, ale przeznaczone tylko dla najbliższych. Tak mi się wydaje, że Amanda na swój sposób wyświadczyła Wendy niezbyt miłą, ale pożyteczną przysługę. Bowiem Wendy dojrzała, wreszcie zauważyła, kto w jej życiu był prawdziwy. Gdyby to było tło jakieś innej historii, tragedii – nie dałoby się tego tak dobrze oddać. A, tak na marginesie, to jest tragedia. Ludzka, codzienna tragedia, ale momentami gorsza niż te rzadziej spotykane.
Te opowiadanie Ci wyszło. Jest dopracowane szczegółami, sens jest, każdy fragment jest równie ważny. Wszystko j e s t. Brakuje mi tylko boskiego Kiwulca, mniej boskiego, ale uroczego Ewiszonka i Rudej Mendy xD
No i racja.
Kawa jest obrzydliwa 😀
Ann, miłości Ty moje… W sumie, to wiesz, co ja myślę o takich pracach. No, argumenty mi się już dawno powinny skończyć, tak ci słodzę i słodzę. Jednak słodzę- bo mam do czego, a nie kończą się, bo dajesz mi powodu, żebym wyszukiwała coraz więcej i więcej.
Tak, Carmel ma rację- dobrze, że tak się potoczyły losy Wendy. Cóż, zawsze można by mieć nadzieję, że „ej, tak wcale nie musiało się zdarzyć! Amanda nie musiała się zmieniać, byłyby obie normalne!”. Owszem. Ale stało się inaczej. Równie dobrze, można by uznać, że każdy może być niewłaściwy i nie ma sensu szukać. A jednak…
Podoba mi się to, jak to jest napisane. Zdania, wypowiedzi, opisy, wszystko… nie wiem dlaczego, ale chcę napisać „pływa”. Nie, że lanie wody i przelewanie się; raczej płynność wypowiedzi spisanej, gładkość i lekkość.
Bohaterowie barwni. Nie jakoś bardzo pokazani, a jednak przez zachowanie i wypowiedzi- widać, że są różni. A mi Wendy nie jest szkoda. To znaczy- owszem, jest, że tak ją ktoś potraktował. Ale raczej jestem pod wrażeniem, że się pozbierała i jeszcze nie dała się zepchnąć na dół; że Amanda i Janet, widmo ich przyjaźni nie wisi nad nią i nie tamuje jej życia, że się ich boi, czuje się gorsza itp. Umie z nimi pogadać, umie je ignorować, umie czuć się lepsza i to widzi.
Szalenie podobało mi się to zdanie…a raczej cały fragment, kiedy Wen myśli, w którym momencie była sobą- na początku, w trakcie, na końcu, czy teraz. To było tak masakrycznie realne! 😉 I przy okazji uświadamia, że w sumie każdy się zmienia, z problemami czy bez. Ja nie miałam takich akcji; a jednak jak to przeczytałam i pomyślałam to pierwsza reakcją było „o tatku, przecież ja też byłam inna na początku gim, a inna jestem teraz!”
Kochana, pisz prosz cię więcej takich prac. Ja bardzo chętnie sobie poczytam ;3
Ja…po prostu…znaczy się…
Brak mi słów.
W sumie dziewczyny powyżej wszystko już powiedziały, ale…kurde, napiszę coś od siebie!
Aktualnie przeżywam podobną sytuację. Też od małego przyjaźniłam się z pewną dziewczyną i nagle BUM! Przychodzi osoba trzecia. Moja najdawniejsza psiapsióła staje się moją „BFF” dopiero, gdy wracamy na piechotę do domu -.-.
Przyznam, że mam tego serdecznie dosyć.
Twoje opko jest uderzające i…daje nadzieję. Może nie jakąś wielką, ale to jednak.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny
Annel
Dziękuję za to opowiadanie. Chyba nie zdobędę się na nic sensownego. Ono mnie wręcz… onieśmieliło ale jednocześnie jakby podniosło na duchu? Chciałabym pisać takie cuda, ale nie umiem nawet napisać głupiego komentarza, więc lepiej się już zamknę. Rządzisz Ann, bardzo.
Dziękuję za tyle miłych komentarzy C:
annabeth01- prawdę mówiąc, liczę na to, że takie błędy uda mi się popełniać częściej, a ty nie poczujesz się tym dotknięta! ;D Dziękuję Ci bardzo.
Isabelle22- „prawdziwie sztuczna”- aż się uśmiechnęłam, że to tak nazwałaś. O to mi chodziło, o właśnie taki efekt. Prawdę mówiąc mi tez elementy z drugiego fragmentu są najbliższe. I Tak! Ja też uważam, że to nie fair, że muszę się uczyć- powinni mnie zwolnić i płacić w przyszłości za samo oddychanie. I bardzo dziękuję za taki komentarz. No, i PS- cieszę się, że ci się podoba i mam nadzieję, że zastosowałaś się do cytatu pod zdjęciem c;
carmel- powinnam zescreenować to, tak jak wszystkie wiadomości powyżej normy bycia miłym od ciebie, kocie ;* A boski Kiwulec… cóż, Kiwulec był zajęty oczami koloru trawy, tak, to przez to tu go zabrakło c:
Grupowa- miłości moje… dziękuję za taki długi, szczery i sensowny komentarz ;D Czytanie ich od ciebie zawsze sprawia mi wiele radości. I skarbie, z całym szacunkiem, ale własnie dlatego nie dam ci powodu do zaprzestania wyszukiwania tych argumentów- czysty egoizm i pycha! ;*
Annel- z własnego doświadczenia wiem, że powinnaś na to gwizdnąć i póki możesz mieć wybór, znaleźć sobie swoją Meryl. Ja i dawanie nadziei? No nieźle… Dziękuję. ;p
Caitlyn- nie spodziewałam się aż takiej reakcji, ale chyba dziękuję 😀 I wow- rządzę! ;*
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim!
Hahahha An, miłości moje… jeżeli będziesz walić takie opka jak to wyżej (i poprzednie części tego), to ja mogę wysilić moją pustą głowę i szukać argumentów.
I zapomniałam! Pamiętałam cały czas, ale po przeczytaniu opka zamyśliłam się; oczywiście, że pamiętam „Gdzie Ty tam i ja”. Płakałam ze śmiechu przy tym! ;D To opko było takie lekkie i zabawne, ale… no rozumiem Trudno. Na szczęście mam FT do czytania, choć przyznam się, że chętnie przeczytałabym kontynuacje z jakimś zwrotem akcji…? Bardzo gwałtownym i dziwnym…? Anty-Lilowo-Amandowym…? to tylko sugestie! 😀