Kochani! Będę się streszczać- oto kolejna część, ostatnia część FT do (prawie) końca kwietnia. Strasznie Was przepraszam za takie opóźnienie! Na swoją obronę daję argument, że im później daję to FT tym mniej czasu oczekujecie bez tego opka do następnej części, która będzie 30 kwietnia xD Mam nadzieję, że ten rozdział nie wyszedł aż tak beznadziejnie, jak myślę ;_; Dedykacja dla Eos, Kiry i Grupowej Team Leo (jeśli coś źle odmieniłam to bardzo przepraszam ‚-‚).
Miłego czytania ;*
Piper 77
– Nie – upierała się Rocky, nadal utrzymując na twarzy pogardliwą monę. – To było ewidentne kopnięcie.
Głośno wciągnęłam powietrze do płuc. Od dobrych pięciu minut staliśmy, bo jaśnie pani potknęła się o własne zgrabniutkie nogi, ale, a jakże, musiała zwalić całą winę na Timny’ego. Och, co z tego, że stał jakieś pięć metrów od niej? Przecież musiał ją kopnąć!
Najwyraźniej treningi siatkówki były męczącym zajęciem na co dzień. Chodź teraz, kiedy byliśmy na boisku w ósemkę, bo Jenny zabrała dupę w troki i sobie gdzieś poszła z Victorią (po tym, jak ją jakieś dziesięć razy znokautowała. No dobra, może i tylko dwa razy, ale myślę, że moja towarzyszka musiała to czuć pięć razy gorzej). Ogólnie rzecz ujmując już po pierwszym secie, który wygrała moja drużyna, bojowy nastrój niektórych osób nieco opadł. Akurat mnie, Nickowi, Evie i Timny’emu humor dopisywał, bo dziewczyna zdobyła dla nas zwycięski punkt. Za to Rocky wyglądała, jakby miała zaraz coś rozszarpać, Sabina jak zawsze zachowała kamienną twarz i jedynie wymieniła się z Evą lekkim uśmiechem, Sebastian wyglądał na taką osobę, która właśnie się dowiedziała, że jej matka gotuje zupki z rodzeństwa, za to Felix usilnie próbował się przystawiać do Sab i na siłę ją pocieszać. Co wychodziło, szczerze mówiąc, marnie. „Sabinko, kochanie, nie ma się czym przejmować”. „Ale ja o tym wiem”. „Ależ nie płacz! Czy mam osuszyć twoje łzy?”. „Ale ja nie płaczę”. „Możesz się mi wypłakać na ramieniu, najdroższa”.
– Proponuję rozejm i zmianę drużyn – oświadczyła Sabina, kiedy już ostatecznie spławiła Felixa. Podeszła do Rocky i wzięła ją pod rękę. – My zajmujemy tę połowę. Eva, chodź do nas.
– Okej, to my chcemy Sebastiana – stwierdził Nicolas, po czym otoczył mnie ramieniem. – Kicia, my tu zostajemy.
– Przepraszam, ale Sebastian jest nasz – wycedziła Rocky, wyciągając rękę do ciągle wymienianego chłopaka. Kątem oka zauważyłam tylko, jak Timny po jej słowach wywraca ostentacyjnie oczami.
Sebastian oglądał całą tę sprzeczkę z uśmiechem na twarzy, co jakiś czas wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Nickiem, wyglądającym jak dziecko szczęścia. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiałam, po cholerę im oni wszyscy chcą go mieć w swojej drużynie. Wspięłam się na palce i szeptem zapytałam obejmującego mnie chłopaka:
– Nicolas, dlaczego chcesz akurat Sebę?
Mój przyjaciel ze śmiechem pokręcił głową.
– On jest synem Nike. Wiesz, od czego jest Nike? Od zwycięstwa. – Obdarował mnie promiennym uśmiechem. – Warto mieć takiego przyjaciela, co?
Cóż. Trudno się nie zgodzić.
– Sabinko, miłości moja! – zagruchał Felix, rozkładając ramiona i z uniesionymi brwiami przeszedł pod siatką i stanął przed zdezorientowaną dziewczyną. – Będę cię wspierać w tym meczu.
– O to ja będę wspierać Evę, żeby z tą dwójką wytrzymała – oznajmiłam, zrzucając z siebie Nicka i schylając się, żeby przedostać się na drugą stronę boiska.
Popatrzcie na tę logikę- przez połowę wczorajszego dnia latałam po całym Obozie jak na sterydach, żeby tylko znaleźć Felixa. Opuściłam cudowny, cieplutki domek Hermesa (i biednego Chase’a, pewnie za mną tęsknił!) i wyruszyłam na łowy. I co? I NIC! Wróciłam dopiero późnym wieczorem, kiedy już w budynku, na łóżku, siedziała zdepresjowana Vicky. A następnego dnia, bez żadnej nadziei, przychodzę z nadal zdepresjowaną Vicky na boisko, a tu co? FELIX SOBIE SPOKOJNIE I BEZ NERWÓW GRA W SIATKÓWKĘ Z INNYMI HEROSAMI! Żądam sprawiedliwości!
Oczywiście, że kiedy zaczęłam oglądać ich mecz zwróciłam na niego uwagę- ale trudno go ominąć wzrokiem. Wyglądem przypominał złą wersję Piotrusia Pana. Krzywy uśmiech, zmierzwione brązowawe włosy, tęczówki w kolorze trawy i cuda, które wyprawiał z brwiami, gdy mówił, naprawdę się rzucały w oczy. Ale wtedy nie miałam pojęcia, że to jest Felix. I tym razem tak łatwo nie odpuszczę.
– Sab, to ty chodź do nas, uratuję cię od tego napalonego kretyna – zawołał Nicolas, zerkając na mnie i szczerząc się jak wariat.
– Sabinko, nie zdradzaj mnie z nim – zaświergotał Felix, podchodząc do zdezorientowanej córki Ateny i odgarniając jej warkocz. Uniosłam brew, powstrzymując się, żeby się nie wtrącić.
– Felix, posłuchaj mnie – wycedziła dziewczyna na skraju załamania psychicznego. Cholera, chciałabym takie nerwy, zwłaszcza w towarzystwie Nicka.
– Ale pomarańczko!
– Nie.
– Misiaczku…
– Wciąż nie.
– A…
– NIE.
W mojej głowie tysiące rąk zaczęły bić Sabinie brawo.
– Rocky, czy ty przypadkiem nie chciałaś być z Sebastianem? – spytałam, machając ręką w kierunku syna Nike, dołączającego do przeciwnej drużyny. Dziewczyna splotła ręce na piersiach.
– Nie zamierzam z nim grać – burknęła, wskazując brodą na Timny’ego. Wywróciłam oczami.
Wielki problem. Rocky wywaliła się, zaplątując się we własne nogi, ale, jak wspominałam, wszystko zrzuciła na biednego Timny’ego. Okropne.
– Jakby z tobą ktoś chciałby być w drużynie – odpowiedział Timny, patrząc na nią wściekłym wzrokiem. Wtedy chyba po raz pierwszy pomyślałam, że jest przystojny, z tym burzowym wyrazem twarzy. Kruczoczarne włosy, postawione na żelu, a do tego nieco skośne oczy z zielono-piwnymi tęczówkami. Chyba poczuł na sobie mój wzrok, bo odwrócił się w moja stronę, uśmiechnął się i puścił mi oczko.
– Okej. Timny, zamień się z Rocky miejscami – zarządziła Sabina.
– O właśnie. Felix, masz problem, idź z Rocky! – zachichotała Eva.
– Nie mów mi, jak mam żyć – burknął ze złością Felix, ale Sab szybko interweniowała, popychając go w stronę siatki.
– Nie, nie idź! – sprzeciwiłam się. Ja chciałam pogadać, no!
– Ale cukiereczku – zwrócił się błagalnie do Sabiny, składając ręce jak do modlitwy, ale dziewczyna tylko spuściła wzrok.
Felix z obrażoną miną przeszedł na drugą stronę boiska, a mi opadły ramiona. Psh.
Widać było, jak Eva gotowała się w środku, co jakiś czas zerkając na Felixa i nachylając się do Sab, żeby coś jej szepnąć na ucho (zakładam, że dzieliła się z nią pomysłem, by postawić Felixowiołtarzyk).
Ale od czego się ma mózg? Popatrzyłam, jak gracze przeciwnej drużyny zajmują swoje miejsca na boisku. Szybko policzyłam u nich i u siebie przejścia i ustawiłam się tak, że po kilku przejściach stanę się razem z Felixem dokładnie koło siebie po obu stronach siatki.
Jestem genialna.
I jakby na dowód mojej cudowności, po kilku straconych punktach (nie dość, że Seba to syn Nike, to jeszcze ta mała cholera sobie radzi w siatkówce), stałam tuż obok Felixa-Niegrzecznego-Piotrusia-Pana, oddzielona od niego jedynie sznurkami, tworzącymi kratki.
O dziwo, pomimo braku Sebastiana, moja drużyna trzymała się dość nieźle- Eva jedynie wymieniała ze mną co chwilę porozumiewawcze spojrzenia, kiedy Felix rzucał Sabinie błagalny uśmiech, zaś sama córka Ateny trzymała się stosunkowo nieźle (jeśli można tak nazwać skrajne załamanie psychiczne głupotą płci brzydszej). Timny jako jedyny na naszej połowie nie przejął się żadną z zaistniałych sytuacji i ze spokojem i nostalgią żuł gumę.
Widziałam, że Rocky stoi niczym zadowolony piesek na serwie (nie jest z Timny’m w drużynie, za to ma Sebę? Bosko!). Przed nią stał Felix, który co chwila spoglądał na Evę w taki sposób, jakby dziewczyna właśnie zjadła jego ulubionego chomika. Miejsce obok niego zajmował Nicolas, jak zwykle z sarkastycznym uśmiechem i iskierką entuzjazmu w oczach (dziecko szczęścia i radochy), natomiast Sebastian najwyraźniej olewał cały mecz, bo ze stoickim spokojem poprawiał sobie pasek przy spod… o kurde, jaki on ma ładny brzuch.
– Więc… ten… Felix! – uśmiechnęłam się uroczo (żeby tylko oderwać wzrok od tego zajebistego brzucha Seby, bogowie, ratunku), machając do szatyna, gdzieś w tle słysząc groźby Nicolasa: „Kicia, jak się zaraz od niego nie odsuniesz, będę zazdrosny!”. Scholastyka, Scholastyka, pamiętaj, masz zapytać o Scholastykę! – Wiesz, słyszałam o tobie i…
– Co? Skąd mogłaś o mnie słyszeć? – Felix ze zdziwieniem uniósł brew.
– Eee…
– Bogowie – westchnął ciężko, po czym odwrócił się i zawołał: – Nicolas, do cholery, co ja ci mówiłem o rozprzestrzenianiu moich danych osobowych? – Wrócił do mnie spojrzeniem, zlustrował mnie od stóp do głów, po czym z wyrzutem w oczach zwrócił wzrok na Nicolasa. – Cofam. Dlaczego tak rzadko je rozdajesz tak pięknym dziewczynom?
– Może dlatego, że nie masz zwykle u nich szans?
– Dzięki, stary, jesteś zajebistym przyjacielem.
– Tyle to ja wiem. Mój sekret polega na prawdomówności.
Felix ciężko westchnął i już miał mi coś odpowiedzieć, kiedy moja drużyna straciła punkt i przeciwnicy zrobili przejście.
– Sab, kochanie, dam ci fory – zawołał chłopak, szczerząc się do blondynki. Za to Eva wyglądała na wyraźnie złą i przewróciła oczami.
– Bogowie, Shane, ona ma już cię chyba dość – mruknęła, odbijając do mnie piłkę zaserwowaną przez Sebastiana. Felix uniósł brwi.
– Prędzej Nicolas miałaby dość Es, niż ja przestałbym pałać miłością do mojego żonkilka – oznajmił, kiedy wybiłam kulę wysoko w górę.
– Mógłbyś dać jej spokój – warknęła Eva.
– A ty mogłabyś sobie odpuścić. Co ty do mnie masz? – spytał groźnie Felix, przepuszczając obok siebie piłkę i pozwalając spaść jej na ziemię, tym samym tracąc punkt.
– Nadskakujesz Sab niczym mała pchła na sterydach.
– Może jesteś zazdrosna?
No jasne, teraz pytanie tylko czy o Sabinę, czy…
O. Nie. Nie. Nie powiecie mi… nie. To brzmiało tak, jakby Eva była zazdrosna o… o Felixa. Bogowie. Mój. Biedny. Mózg. Właśnie. Się. Przegrzał. Ratunku. Nie.
– Może po prostu uważam, że jesteś zgrywającym się debilem, którego IQ utknęło przy jednocyfrowej liczbie? – warknęła z furią w głosie Evangelina, zaciskając pięści.
Jeszcze nie widziałam jej w takim stanie. I sądząc po minach pozostałych to inni też. Sebastian na początku przypatrywał się całej scenie z uśmiechem błąkającym się po ustach- teraz kąciki ust mu opadły i wyglądał na zaniepokojonego. Co chwila rozchylał wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamykał. Z oczu Nicolasa zniknęła ta iskierka, którą było widać przedtem. Sabina skuliła się w sobie i wyglądało to tak, jakby się bała cokolwiek powiedzieć. Rocky jedynie patrzyła na Evę i Felixa z nieodgadnionym wyrazem twarzy, natomiast Timny dyskretnie się wycofał na miejsce obok Sab. Wydawało się, że nikt nie wie, co powiedzieć, a najbliżej kłócących byłam tylko ja- ja, która ich znałam ile…? Chłopaka niespełna jeden dzień, a Evangelinę zaledwie kilka dób.
O matko. Oni nie to, że nie wiedzieli, co powiedzieć. Oni się bali, że jeśli coś pisną, wybuchnie bomba i tylko pogorszą sprawę.
– Doprawdy za takiego mnie uważasz? Powinnaś więcej o mnie wiedzieć, przecież non stop się wtrącasz w życie innych – szydził Felix. Wyglądali nieco absurdalnie- on wysoki, z prostą postawą, a Eva drobna, nieco rozczochrana dziewczynka ze wściekłością na jej ładnej buzi.
– Ja się wtrącam?! Powinieneś jej odpuścić, ty egoisto!
– Nazwała mnie egoistą, no proszę.
– Jesteś… jesteś jak zgniły bakłażan!
– O, a teraz awansowałem na bakłażana.
– Nie! Bakłażany są dla ciebie za dobre! To kapusto!
– Kapusto?! Jak śmiesz! Ty fasolko!
– Brukselka!
– Niedogotowany ziemniak!
– Napęczniały burak!
– Ty wredny kalafiorze!
– Głupi ogórek!
– . . .
– . . .
– Spieprzaj.
– Sam spieprzaj.
Zapalmy znicze za poziom ich ripost.
– Cudowne odpyskowanie, szkoda tylko, że było cięte jak krawężnik.
– Twoje zaś są jak czarno-białe żmije bez zębów jadowych.
– Twoje porównania leżą na poziomie zbitych, głodnych afrykańskich dzieci – syknął Felix.
Eva zachowała kamienną twarz.
– Masz zajebiste nawyki, żeby pyskować, używając tak podłego podłoża.
– Jeśli apelujesz do mnie o sumienie, to nie licz na wiele. Ty? Ty, która wpieprza się wiecznie w życie prywatne innych, bo sama nie masz własnego przez to, że nikt cię nie chce?
Za wiele.
– Hej, ja rozumiem, ale nie musisz jej od razu aż tak obrażać – powiedziałam ostrym tonem, robiąc krok w przód i stając obok Evy. Zauważyłam, jak Nick nerwowo trzasnął palcami, a w jego oczach czai się niezdecydowanie. – Bo z tego, co słyszę, wcale nie jesteś lepszy.
– A kim ty jesteś, żeby mnie oceniać? – rzucił ze złością Felix.
– Widzę, jak się zachowujesz – odbiłam piłeczkę ze wściekłością.
– Jak rasowy sukinsyn – dodała Eva, po czym się zawahała. – Może i mnie nikt nie chce, ale jeśli już to jestem stała w miłości! A nie jak pewien chłopiec od Temidy, podobno bogini równowagi- popatrzmy: najpierw Countrey, teraz Sab… ciekawe, która następna? – Wszystko wyrzucała z prędkością karabinu maszynowego, a ja nawet nie nadążałam za nią myślami. – Powinieneś się ustatkować, może ktoś cię wyjątkowo zechce. Chociaż wątpię, żeby ktokolwiek pożądał takiego niedowartościowanego faceta jak ty, z tym twoim bólem dupy i faktem, że w dzieciństwie upadłeś kilka razy na łeb, a w nim zrobiło się echo! Porównując z tym, kim teraz jesteś, to wszystko jest bardzo logiczne.
Na końcu wzięła głęboki oddech. A wtedy Nicolas pękł.
– I jeszcze masz czelność jego nazywać sukinsynem? – zwrócił się do dziewczyny, a wahanie w jego oczach zmieniło się we wściekłość.
– A przepraszam, kto zaczął wyzywanie? – odezwałam się, zaplatając ręce na piersiach i boleśnie wpijając paznokcie w moje opalone ramiona. – Wcale nie musiał jej nazywać wiedźmą.
– Ale to nie oznaczało, że ona ma odpowiadać tym samym, tak? – odpowiedział z furią w głosie, a mnie serce zabiło mocniej.
– A co to jest? Przedszkole? To cholerne życie, na atak odpowiada się atakiem! – oświadczyłam ze złością.
– No akurat tobie do tego najwięcej.
Zaparło mi dech w piersiach.
– A co ty masz w ogóle do mojego stylu bycia? Nie każdy musi być jak ja!
Już nie wiedziałam, o co się tak właściwie kłóciliśmy. Nie wiedziałam, jakie słowa mi wypadają z ust- wiedziałam tylko, że byłam masakrycznie wściekła.
– No jasne, nie każdy musi wszystko wiedzieć na każdy temat jak ty i wtrącać się w nie swoje sprawy! – odparował Nick, a ja wstrzymałam oddech. Jasne, wielmożny panie.
– Najwyraźniej nie każdy – odpowiedziałam cicho i obróciłam się na pięcie. Musiałam odejść, bo czułam, że jeszcze chwila, a wybuchnę z furii. Lepiej dla wszystkich, żebym poszła.
Tak, owszem, teraz zrobię z siebie prawdziwą drama queen. Jestem bardzo, bardzo zła i lepiej, żeby ta złość się nie wyładowała na kimkolwiek. Po części dlatego, że wdałabym się w kolejną kłótnię, a kłótnie są passe.
Wszystko okej, ale gdzie iść? O, domek Hermesa. Mam nadzieję, że Chase śpi i dotrzyma mi swojego milczącego towarzystwa. Tak, to dobry pomysł.
A jednak w połowie się zatrzymałam, tuż przy ognisku. Kurde, nie- jeszcze zarażę swoją depresją biednego Chase’a. Chociaż nie, tego olbrzyma chyba się nie da zarazić, kiedy śpi, ale, tak szczerze, nie chcę, żeby mnie oglądał w takim stanie. Kiedy jestem zła, potrafię wyciągnąć do kłótni nawet zombiaka, który się zastanawia, czy jeść najpierw nogę, czy rękę. Czy dupę, bo ma więcej tłuszczu, ale wątpię, żeby umarlaki się przejmowali wartościami odżywczymi.
Albo Amy. Albo biedny Johnny. Nie zasłużyli na to, żeby znosić moje fochy.
Usiadłam koło ogniska i przymknęłam oczy. Jest okej. Uspokoisz się, uśmiechniesz, pójdziesz do domku Hermesa. Założysz sukienkę, wpleciesz we włoski kwiatuszki i zaczniesz tańczyć wiosenny taniec. Nie no, trochę przesadziłam. Przecież jest lato.
Potem spokojnie, bez nerwów, znajdziesz Nicka, popatrzysz na niego dużymi oczami, poczekasz, aż cię przeprosi i wszystko będzie cacy. Później… w sumie to nie wiem, co będzie później, ale zrobię coś przyjemnego. Zrzucę Chase’a z materaca i poproszę, żeby zrobił jakieś woodoo, żeby spadł deszcz, na którym bym mogła potańczyć. I żeby rozmiękczyć ziemię, żebym miała możliwość zakopania zwłok Nicolasa.
Stop. Nie. Tak de facto on nic nie zrobił. No dobra, może i zrobił, ale Felix to cholerny prowokator. Już go uwielbiam. O tak, pogodzimy się wszyscy, a następnie wszyscy pobiegniemy na te plantacje zbierać bakłażany czy co tam rośnie.
Jest spoko.
I z tą myślą wstałam i wzięłam głęboki wdech.
A potem szybki wydech, bo ktoś na mnie z impetem wpadł.
– Ała! – krzyknęłam, masując obolałe biodro. Zerknęłam w bok i uniosłam brwi. Tuż obok mnie jakaś dziewczyna też masowała obolały boczek, przypatrując się mi.
– Uciekam przed Hope – wyjaśniła, widząc moje pytające spojrzenie. Wskazała zgrabną, opaloną dłonią za siebie, a ja podążyłam za nią wzrokiem i zauważyłam jakąś postać, stojącą daleko, ale nie dość, bym nie zobaczyła jej zielonych pasemek. – Próbowała mi wyleczyć „siniaki” na nogach – pożaliła się, machając w stronę swoich patyków.
Nagle skojarzyłam- no jasne, to Dais. Chyba kiedyś ją już widziałam, albo przynajmniej ją słyszałam. Ale kojarzyłam, a to ważne, nie?
– Hope jest totalnym beztalenciem, jeśli chodzi o umiejętności dzieci Apolla – zaszczebiotała Dais, uśmiechając się do mnie.
Mruknęłam pod nosem coś w rodzaju „mmm” i odwróciłam wzrok. Wyłapałam gdzieś niedaleko błysk złota i moim oczom ukazał się cholerny widok.
Cholera.
Dais podążyła za moim spojrzeniem i uśmiechnęła się promiennie.
– Słodcy są, prawda? Ładnie razem wyglądają, choć powinni zacząć dobierać do siebie kolorystycznie stroje. – Posłała mi jeszcze raz ładny uśmiech. Niech to szlag. – A zresztą, ważne jest uczucie, co nie, Elizo?
-Zgadzam się z tobą, Dereko. – Nie, nie wiem, skąd wzięłam wtedy siłę na sarkazm. Niech to szlag. Niech to szlag. – Ale jakby się do siebie dopasowali to racja, przyjemniej by się na nich patrzyło. – Błagam, niech ona sobie idzie, niech na mnie tak nie patrzy, niech ja nie patrzę na nich. Bogowie, niech to szlag.
-Zgadzam się z tobą, Dereko. – Nie, nie wiem, skąd wzięłam wtedy siłę na sarkazm. Niech to szlag. Niech to szlag. – Ale jakby się do siebie dopasowali to racja, przyjemniej by się na nich patrzyło. – Błagam, niech ona sobie idzie, niech na mnie tak nie patrzy, niech ja nie patrzę na nich. Bogowie, niech to szlag.
– Jakby? Och, złociutka, oni są idealni. – Zrobiła minę, jakby ubolewała nad tym, jak bardzo niedoinformowana jestem, a ja miałam ochotę za to ją strzelić w zęby. – Nick bardzo długo starał się o Karine i to trochę smutne, że teraz ona musi latać za nim. No ale pewnie nasz Nick chce sprawdzić jej uczucia do siebie.
Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa.
– Tak, to brzmi jak w mdłym romansie – dodała, kiwając głową – ale czy życie nie jest takowym romansem?
– Mm… Taak? Dawno nie widziałam żeby Nick latał za jakąś laską… – napomknęłam, patrząc, jak Karine z cholernym, olśniewającym, zniewalającym wręcz uśmiechem wiesza się na Nicolasie i kieruje go w stronę lasu. Obrzydlistwo.
– Bo nie było ciebie w Obozie! Pytaj się kogo chcesz- ten chłopak za nią szaleje. – Niech to wszystko szlag. Dais nachyliła się do mnie i zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. – Często razem oglądali gwiazdy, wyprawiali wojny na jedzenie i przemycali Nutellę. No i Nick uwielbiał jej dawać prezenciki. – Wyglądała, jakby się rozmarzyła, a mnie na jej (i ich) widok chciało się rzygać. – Raz jej dał nawet takie śliczne koła do uszu…
– Koła? – Nie. Nie zrobiłby mi tego. Dotknęłam swojego złotego kolczyka w kształcie okręgu tak, żeby tylko Dais tego nie widziała. – A… em, jakie? Srebrne?
Błagam, błagam, niech będą srebrne, nie złote jak moje, niech będą kompletnie niepasujące do tej cholernej baby, która mi uprowadza przyjaciela, błagam, błagam, błagam.
– Złote, oczywiście! Proszę cie, srebra nikt w dzisiejszych czasach nie daje, jest passe. – Machnęła ręką, a mnie, jakby na zawołanie, usunął się grunt spod nóg. Wyglądała, jakbym właśnie jej opowiedziała zajebisty żart. Nic bardziej mylnego. To ona opowiadała mi komedię stulecia. – Są śliczne, Nick poprosił Karine, aby je cały czas nosiła, bo podobno pasują jej do oczu. – Znowu ten cholerny, porozumiewawczy uśmiech. – Cudowna z nich para. – Znowu wróciła spojrzeniem do Nicka i Karine, tym razem stojących na skraju lasu i gadających ze sobą. Szlag by ich trafił. Przylepiająca się, cholerna sucz, która… ugh! Niech ją szlag! Jego też, bo jej się daje!
– Przepiękna. – Tak, te słowa ledwo mi przeszły przez gardło. Miałam tylko nadzieję, że nie słychać było, jak mi głos drży.
Zmieniłam zdanie, jednak wymarzony deszcz od Chase’a będzie miał nie tylko jedno zastosowanie.
Nagle zobaczyłam kątem oka mignięcie bardzo jasno-zielonego koloru i serce mi zabiło, a nadzieja powróciła z klifu, gdzie zamierzała popełnić samobójstwo.
– Hej Dais, czy to nie Hope biegnie w naszym kierunku? – Błagam, niech to będzie Hope. Bo jeśli nie ona, to wstyd, a ja już mam na dzisiaj dość zażenowania.
– Taaa… Zaraz. Co?! – Dais gwałtownie się odwróciła i spostrzegła pędzącą w naszym kierunku Hope, po czym zaczęła przeklinać po francusku. – To ciau, złociutka! Polecam się na przyszłość!
– Na pewno skorzystam…! – zawołałam, gdy zerwała się do biegu. Odetchnęłam głęboko, kiedy znalazła się kilkanaście metrów ode mnie. – Może się wyjebać na tych jej patyczakach – burknęłam pod nosem, a zaledwie chwilę później obok mnie przegalopowała uchachana Hope, wrzeszcząc:
– No siemson, Eliza!
Niech ich wszystkich szlag.
Nawet Hope, z tymi jej zielonymi pasemkami i wyszczerzem na mordzie nie zdołała mnie rozbawić! Bogowie, JASNA CHOLERA! Tak, będę teraz się zachowywać jak rozpieszczony, cholerny bachor, bo, cholera, właśnie tam niedaleko cholernej mnie ta cholerna dziunia klei się do mojego cholernego, najlepszego przyjaciela! Cholera!
Na dodatek… Dais… I kolczyki… Cholernie złote kolczyki… Ja też mam złote kolczyki… I Nick…
CHOLERA!
Mogłam się nie kłócić. Mogłam to wszystko zostawić i grać w siatkówkę dalej, olewając wrzeszczących na siebie Evę i Felixa. Wszystko byłoby w porządku, Nick by nie łaził z tą… tą, a ja bym była szczęśliwa z moim przyjacielem u boku.
Co ja gadam?! To jego wina! Oczywiście, że to jego wina, mógł nie pozwalać, żeby ta… ta się do niego tak nie przyssała jak mała pijawka! Kurna no! I jeszcze kolczyki! Cholerne kolczyki! Co on się stara niby udowodnić?
Przejdzie mi, ale póki co… nienawidzę świata, nienawidzę wszystkich cholernych pijawek. W sumie nienawidzę ludzi.
Cholera, cholera, cholera.
Jedna, wielka chole…
– Hej – usłyszałam tuż za sobą. Powoli się odwróciłam i moim oczom ukazał się Alex w całej swojej wspaniałości, w podkoszulku i szortach, z seksownie rozczochranymi włosami.
Ugh. Jego też niech szlag.
Wypuściłam cicho powietrze z płuc i jakimś cudem zdołałam się uśmiechnąć.
– Cześć. Wracasz z koszykówki? – Wskazałam na piłkę, którą dopiero przed momentem zauważyłam. Alex roześmiał się, przetoczył piłkę między palcami, po czym wziął ją do lewej ręki, zaś drugą uniósł moją dłoń do ust i delikatnie musnął ją wargami.
Rumieńcu, spieprzaj.
– Owszem, całkiem udany mecz. – Uśmiechnął się. – Powinnaś zacząć używać truskawkowych perfum. Komponowałyby ci się z błyszczykiem – dodał, obrzucając moje usta bacznym spojrzeniem.
Rumieńcu, co ci do cholery powiedziałam?
Bogowie, Es, zachowuj przytomność. Nick. Karine. Nick i Karine. Nirine.
O fu fu fu fu fu fu fu fu właśnie wymyśliłam nazwę dla mojego najlepszego przyjaciela i tej-tej, zabijcie mnie, o fu. O. FU.
Zaczęłabym się złościć, ale mam trochę jeszcze honoru (nie, Dais nie zabrała mi całej godności) i Alex mnie w takim stanie oglądać nie będzie. Psh.
Spokojnie Es, nie czujemy, gdy rymujemy, ułóżmy więc wiersz na wersetów cztery. Szlag by to trafił, szlag byto trafił, a wtem szlag by to trafił. Szlag. By. To. Trafił.
Dziękuję.
– Ale te są cytrynowe. Mam też używać cytrynowych błyszczyków? – spytałam, uśmiechając się delikatnie (Rumieniec. Spieprzaj. Teraz.).
– A jak smakują cytrynowe błyszczyki?
Hm. Cytrynowo?
– Myślę, że dobrze.
– Lepiej niż truskawkowe?
– A chcesz porównać?
Nie wierzę, że to powiedziałam. Ratunku. Chyba zaczynam kochać ludzi.
– Oczywiście wiesz, że muszą odbywać się próby kontrolne, prawda? – Kurde, chyba mi nogi miękną. Coś czuję, że jest źle. I to tak źle źle. Masakrycznie źle. Totalnie źle. Czy do pojęcia „totalnie źle” można wliczyć to, że Alex jest coraz bliżej?
Nie panikuj. Tylko. Nie. Panikuj.
Kurna, ja nawet na imprezie się tak nie denerwowałam! Chociaż z drugiej strony tam grzmiała muzyka i nie słyszałam własnych myśli, a na dodatek nie byłam chyba aż tak wściekła.
Jakim cudem Alex może mnie równocześnie uspokajać i sprawiać, ze się denerwuję? No, dobra, może i tak się potrafi, ale… takie Alex by mi się tak przydał we wszystkim, żeby mnie stopować.
Widziałam tylko, jak jego usta się przybliżają. A ja mam wpajane systemy obronne, typu… o, na przykład delikatny skręt szyi w prawo.
AŁA, MOJA KOŚĆ POLICZKOWA!
– Ała, moja warga – jęknął Alex, odsuwając ode mnie trochę twarz.
– Przepraszam! – Popatrzyłam tylko, jak z rozciętej od środka wargi sączy się krew i zabarwia na czerwono lekko rozchylone usta chłopaka. – Tak strasznie…
– Nie przepraszaj. – Uśmiechnął się, a kropelki szkarłatnej cieczy zalśniły w słońcu. (Weźcie ode mnie tego rumieńca, błagam). – Kolorem troszkę ciemniejszy od błyszczyku truskawkowego, ale można uznać.
– Tak, zapach też bardzo zbliżony, gdybym nie widziała, co się stało, zapewne pomyślałabym, że to truskawki – zakpiłam lekko, obracając głowę i stając na palcach.
Alexowi więcej nie trzeba było. Rumieńcowi zresztą też nie.
Powiem tylko, że czasami wymieszanie owocowego błyszczyka z krwią to czasem naprawdę niezły pomysł.
PS. Moim zdaniem to kłótliwa część xD
Es przejęła depresję od Vicky 😉
Część (jak zawsze) bardzo mi się podobała. Rzeczywiście sporo kłótni… Jednak nie przeszkadzały mi. Częściowo dlatego, one towarzyszą mi przez cały rok. (Dwójka wkurzających, nie słuchających się braci + ja, bardzo niecierpliwa osoba… To złe połączenie.)
Jedyne, co mi się nie podobało, to sprawa z kolczykami. Zdecydowanie stoję po stronie Es.
Podsumowując… Genialnie, świetnie i kłótliwie. 😉 Chcę kolejną Fielgą!
Isabell22
Cóż, co ja mogę tu dużo mówić… Bardzo mi się podobało, choć było tego jakoś mało. Zabrakło mi opisów, więcej przemyśleń, więcej wydarzeń; Es idzie sobie z siatkówki, zaraz wpada Dais a nie wiadomo skąd nagle pojawia się Nick z tą lalą. Poza tym, to Nick, mój drogi! Nagrabiłeś sobie chamie! Ale bardziej Alex. O boże, o boże. Ostatni fragment taki… hm… Es wampir: błyszczyk z krwią? Brzmi nieźle xD kreeew i truskawki- nazwa tego paringu. Nie Elex, nie Esmelex, nie As, nie Almeralda- będzie krew i truskawki team. Oczywiście, ten paring ma już dwóch fanów- mnie i Victorię (vel Veronicę), jak mniemam <3
Cóż, na SbP macie niezłą burzę poglądów pod tym rozdziałem- ja powiem tyle, że zgadzam się, że Eva się zbulwersowała za bardzo, ale zgadzam się też, że mogła. To nie jest nie naturalne i wymuszone, w żadnym wypadku Tak ludzie się zachowują; własnie za to was cenię. Kto ma takie nerwy, żeby za pozwoleniem, czekać aż go meteoryt je*nie i dopiero wtedy się wkurzać? Nikt- normalni ludzie irytują się o byle G, jak tutaj :* I podobało mi się 'wejście' w tą sprzeczkę Nicolasa- było na prawdę bardzo normalne i aż to usłyszałam i zobaczyłam w codziennej sytuacji, aż za wyraźnie niż normalnie
No cóż, czekam na przyszłego tygodnia na kolejną część! Już tylko… 8 dni do kolejnego piątku, bo dziś jest czw 22? :3
Przeczytałam już dawno na waszym blogu, ale teraz tak przeglądałam i uznałam- kurcze, wypada skomentować! 😉
Mi tam się bardzo podobało, w kwestii kłótni zgadzam się z Eos. Eva nie jest nienaturalna w swoim wybuchu, jest ludzka, a ludzie na zawsze są poprawni w oczach innych. To jest atut waszych prac kochane. I tak, Es ma jak widać zadatki na zawodowego wampajra. Czekam aż zacznie nawiedzać Alexa w nocy i patrzeć się jak śpi, albo błyszczeć na słońcu. Tak, to by było coś! ;DD
W sprawie wyboru, czy jestem Team Alex, czy Team Nicolas, na razie się nie wypowiem. Bo nie wiem, czy Alex jest taki jaki jest bo chce bajerować Es. Poza tym, mam jeszcze pod uwagą perspektywę Veronicki, która ewidentnie go nie lubi, a on jej i mili przy sobie nie są; ale to może być tylko wobec niej, tak jak, nie wiem- Vicky jest okay, ale z Thomasem się sprzecza za każdym razem. Natomiast Nick- Nicolas jest od początku i jest cudny. Tak, według mnie podoba mu się Es i to bardzo, ale bidula jest w strefie przyjaciel XDD będzie uroczo. Dlatego nie wiem, co wolą- Nicka przyjaciela, czy Nicka chłopaka. Alexa uroczego dżentelmena, który po prostu nie lubi Victorii (i Kiwie gwałci rękę), czy Alexa dupka, który jej złamie serce. Nie wiem, bo jeszcze nie rozgryzłam tych postaci. I dziękuję wam, za to, że mam szansę się bawić w małego detektywa i każda z tych postaci poznawać i poznawać.