Ha, na przyszłość zaczniemy robić zakłady; ”Ile Carmel znowu się spóźni?”, co? XD A tak serio; przepraaaaszaaaaam .-. Zawiniłam, ale wolałam przedłużać termin niż wysłać wam, za przeproszeniem, chłam ;p Zresztą to niby też najwyższych lotów nie jest, a może i wyszło – sama nie wiem, jestem zmęczona i zaspana :’) Toteż mam nadzieję, że przeżyjecie czytanie tego, a dedykacje lecą dla Piper i Ann, cudownych dziewczyn, które cudownie motywowały mnie do pisania (A raczej zastraszały, wasz czirlidering *istnieje takie słowo?* jest do dupy xD)
Dziękuję wszystkim z góry za SZCZERĄ opinię (Jak nie będzie szczera, to spadać xD)
Całuski carmel
PS. Następna FT będzie już w piątek (03.04)! ;*
Kiwa
Ten dzień wydawał się niemal irracjonalny.
Od samego rana czekały na mnie niespodzianki: plan Willa i Hope; Dais, która z entuzjazmem chciała zrealizować ten zryty (lub genialny, kto jak wolał) pomysł; Schola na planszy Rowllens; Lol uderzająca Vicky; mój brat bawiący się w ”Przenieśmy swoją nową siostrę niczym worek ziemniaków!”; DaisxMilos. To wszystko, każdy szczegół, zdawał się wyjęty z jakieś dziwnej bajki. Bardzo chorej bajki z mnóstwem daltonistycznego pomarańczu oraz pedofilii, rzecz jasna. Co jak co, ale tego nigdy nie może zabraknąć.
Tyle że teraz, kiedy siedziałam w cholernym Wielkim Domu na cholernie twardej kanapie obok mojego cholernego rodzeństwa w cholernych pobrudzonych dżinsach oraz patrzyłam na cholerny kubek (nie)cholernej Lolity pełen cholernych ziółek od cholernego Chejrona, nie czułam już gniewu czy irytacji. Nie, obecnie byłam zmęczona. Prosto, jasno, oczywiście zmęczona, a co gorsza musiałam dalej czekać na tego Kucyka, żeby wyznaczył mi i Lol (niesłuszną!) karę.
Moja głowa opadała na ramię ciągle gadającego Thomasa. Bla bla bla. Bla bla bla. Bla.
– Brawo, Kiwa, teraz na pewno zobaczymy się za kratkami, tyle że ty będziesz po drugiej stronie.
Wywróciłam oczami i starałam się w miarę ułożyć na jego ręce, ale – ludzie! – był kościsty jak anorektyk, a ostre perfumy mojego brata o zapewne jakieś oryginalnej nazwie w stylu „Jeśli-masz-te-śmierdzące-coś-jesteś-gorący-dla-panienek” wcale nie pachniały jakoś bosko. Wydawało się, że Thomas w przypływie braku pewności siebie po kolejnym odrzuceniu przez Laurę wylał na siebie cały flakonik tego czegoś, a potem dodatkowo wyprał w tym ciuchy.
Tak. To taka aluzja, że od niego tym zwyczajnie jechało. Kurna, on normalnie zatruwał środowisko! Mogłam się założyć, że jak szedł do Wielkiego Domu padło z wysokości parunastu metrów parę biednych ptaszków. Choć na swój sposób to zabawne. Perfumy mojego Grupowego – nowa generacja broni dalekiego rażenia!
– Ha, zawsze myślałam, że Thomasowi będę wysyłała prezenty do celi – prychnęła Lol między łykami uspokajającej herbaty. – Dawałabym mu plastikowe łyżeczki i miała ubaw, że ten palant nawet nie wpadłby na to, aby wykopać sobie nimi dół, tylko by popłakiwał, że nie może się w nich przejrzeć.
Brown usiadł jeszcze bardzo luzacko niż w chwilę temu; wręcz wtopił się w sofę, przez co poleciałam twarzą na jego wystające kolano i jęknęłam. Po tym zostanie siniak!
– Lepiej nie zaczynaj, Lolito Elms, bo trafisz razem z nią do więzienia – odparł radośnie, nawet nie starając się wymyślić jakieś zgryźliwej uwagi. Po prostu cieszył się jak dureń, że miał na nas „haka” i cała czas nam o nim przypominał.
Usiadłam już normalnie i uniosłam wysoko brwi oraz ziewnęłam, żeby mu pokazać, że przynudzał. I to cholernie przynudzał. Cały czas tylko jakieś bla bla bla, iż powinnam się bać, bo Rowllens mnie pozwie. To brzmiało równie śmiesznie, co informacja, że Pan D. rozpłakał się za Vicky. (Choć okazało się, że to info było prawdziwe. Pan D. naprawdę płakał, ale ze śmiechu nad jej nieudolnością). No bo proszę Was, ja bym się zdziwiła, jakby wyszło, że Rowllens wiedziałaby, co to papier z sądu, a co dopiero jak go wypełnić lub do kogo się zwrócić! Niemal widziałam scenkę jak ona z worami pod jasnymi oczami, rękami pobrudzonymi tuszem i kubkiem przesłodzonej czarnej kawy pisze swoim brzydkim, kulfoniastym pismem oskarżenie. A przynajmniej próbuje, bo pióro zostawia dziwne kleksy przypominające tańczące Myszki Miki, a papier gnie się, jakby ktoś go nadpalił. Pewnie potem ze złości podarłaby skrawek dokumentu i musiałaby zacząć bazgrać go jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu utopiłaby się we własnej kawie.
Ej. To wcale nie było złe.
– Thomuś, tylko wiesz… Nie popełniłyśmy szczególnie strasznej zbrodni. Najprawdopodobniej trafimy do dużego ładnego więzienia z jasnymi ścianami i pysznym jedzeniem oraz mnóstwem pięknych niegrzecznych i niczym nieskrępowanych kobiet, które oszalałyby, gdyby przyszedł do nas w odwiedziny przystojny chłopak. – Lol uniosła brew. – Może jednak miałbyś ochotę zmienić swoje nastawienie do tej sprawy, co?
Grupowy uśmiechnął się tak zabójczo, że gdybyśmy nie były z nim spokrewnione, zapewne zmiękłyby nam nogi. Ale, cóż, wspólne pochodzenie robiło swoje.
– Może i zmienię, jesteś bardzo przekonująca.
Pokiwałam z uznaniem głową.
– To świetne, musisz spędzić podczas naszej nieobecności czas z Bliźniakami, a oni nienawidzą, jak ktoś im jęczy.
Thomas w jednej chwili przestał się szczerzyć, natomiast ja zaczęłam. Buahaha, ofiara, dał się nabrać! Serio myślał, że dałybyśmy mu poznać seksi laski naszym kosztem? Psh. Idiota, ot co.
– Och tak – rzucił ironicznie – Moim marzeniem jest pilnowanie dwójki niewdzięcznych bachorów.
Lol dalej miała nijaką minę i wyglądała zwyczajnie źle, mimo że od paru minut wygładzała swój podarty strój z Turnieju i popijała gorącą herbatę. Jednak nie mogła przepuścić okazji wkurzenia Thomusia:
– Zaraz, zaraz. Kto powiedział, że ty masz pilnować Bliźniaków? Według mnie to oni są bardziej samodzielni od ciebie…
Wybuchnęłam szczerym śmiechem, widząc minę starszego brata. Nie wiedziałam nawet, że można aż tak wykrzywić twarz!
– Przynajmniej nie pobiłem nikogo i nie muszę się spodziewać żadnego papieru z sądu – powiedział z wyższością.
Przestałam chichotać, otwierając szerzej oczy. Thomas nieświadomie podsunął mi wspaniały pomysł. Otóż, kochani, moja mama to pani adwokat. Cholernie zdolna pani adwokat, która nigdy nie odwalała byle jak swojej pracy i z pewnością gdzieś miała parę dokumentów oskarżających. Natomiast Grupowy naruszył moją przestrzeń osobistą, niosąc mnie jak worek ziemniaków. Czyli, ogółem, nie poszanował moich praw, a za to jak najbardziej można dostać papierek z sądu. A ja jeszcze nie zadzwoniłam do Scholi z prośbą, aby wysłała mi parę rzeczy. O tak.
Postanowiłam jednak nie ujawniać swoich planów za szybko i wypaliłam:
– Ja bym lepiej uważała na Rowllens, Thomuś, twoja dziewczyna może nie wytrzymać psychicznie nawet wypełniania oskarżenia. – Uśmiechnęłam się diabelsko do Thomasa, który zachował kamienną minę, ale wydawało mi się, że chyba nie ogarnął, o co mi chodziło. Psh.
Dziwak, pewnie się nie wyspał tak samo jak ja. Hmmm… O, może mu też zaproponować samobójstwo w kawie? W sensie: my to bachory Śmierci niby, no nie? Wydawało mi się, że zaproponowanie popełnienia takiej zbrodni na sobie to na swój sposób wyraz uczucia, prawda? No wiecie, zamiast „Lubię cię” to „Najłatwiej się zabić topiąc się w bananowych lodach” i takie tam.
– Masz o niej straszne mniemanie, Kiw – parsknął. – Skoro przeżyła z Jenny na jednej Arenie, przeżyje też wybuch wulkanu i wypełnianie oskarżenia. I, na razie, Rowllens nie jest moją dziewczyną.
– Ooo, Thomas, czyli twoją kolejną ofiarą będzie Victoria? Biedaczka, jeszcze nie wie, na co się szykuje – powiedziała Lol.
Wzruszyłam ramionami.
– Oboje są siebie warci. – Grupowy posłał mi rozbawione spojrzenie.
Co do tego nowego sposobu wyrażania „Lubię cię” jako życzenia śmierci – nie żebym lubiła Thomasa, ale chyba jest trochę zirytowany tym, że razem z Lol pobiłyśmy jego przyszłą ofiar… dziewczynę, tak dziewczynę. Zresztą to ohydne – jak mój Braciszek od serca mógł pragnąć Rowllens, która:
a) wcale nie miała za dużych cycków (A z tych wszystkich romansów Lolity, jakie zdążyłam dotąd pochłonąć, to zazwyczaj na takie panny lecieli chłopcy!).
b) swoimi włosami, a raczej ich samym wyglądem, mogła zabijać (Serio. Ona chyba nie wiedziała, co to lakier do włosów lub gumka! I tak, moi kochani, miałam nadzieję, że znała inne znaczenie słowa gumka albo przynajmniej, że Thomas zdążył jej wytłumaczyć. Czy już mówiłam, że nie chciałam być za młodą ciotką?).
c) nie lubiłam jej (Co macie takie miny? Ja to kurna jego siostra! Powinien się liczyć z moim zdaniem, a jak nie, to w pysk! Oczywiście, Kenny dałby mu w pysk, mi na niego szkoda manicure).
d) Milos nie dałby tak po prostu odebrać sobie Rowllens! (Dopłaciłby i ucałował ręce Thomasa, że ją zabiera, ale ciii).
e) czy już wspominałam, że jej nie lubiłam?
Do tego na swój sposób- przecież Thomas to brat Scholi! W sensie; on jest moim bratem, no nie? A Schola to moja siostra – czyli figurowali razem na jednym drzewie rodzinnym! Zemsta na Scholi była hańbą naszej rodziny, ale nieee, Thomas musiał przygarnąć do siebie Rowllens, bo on to taki bad boy. Psh. Niech go Daltonistyczni Pedofile zjedzą, ot co.
– Same powinnyście zacząć brać ze mnie przykład, a nie żyć jak cnot… – Thomas nie skończył mówić, gdyż Lolita mało dyskretnie mu przeszkodziła, odstawiając z głośnym hukiem wysoką szklankę wykonaną z grubego szkła. Naczynie zadrżało, stojąc na stole, jakby dalej przeżywało szok zmieszany ze strachem. Biedny puchar, on też cechował się uczuciami!
Grupowy Domku Tanatosa zamilkł i spojrzał na Lolitę siedzącą tuż obok mnie. Zresztą, Brown też zajął miejsce przy mnie, więc obecnie mogłoby się uznać, że byłam ścianą między nimi. Nie pasowało mi to szczególnie dlatego, że oboje wyglądali na złych. Thomas wykrzywiał usta, przez co jego twarz przestała być tak szaleńczo przystojna. To jednak nic z porównaniu z Gotką, która milczała, patrząc na niego wyzywająco. Blade usta zaciskała w prostą kreskę; odrobina makijażu, jaką założyła sobie na Turniej rozmazała się na jej policzkach; rozcięta dolna warga dalej delikatnie krwawiła zostawiając jasny ślad na spiczastym podbródku dziewczyny. Wydawała się nie tyle zirytowana, co po prostu zagniewana i smutna.
I mnie wtedy pierwszy raz wzięły wyrzuty sumienia. Nie, gdy wpatrywałam się w Rowllens nie miałam ich. Prawda – nie chciałam, aby aż tak oberwała, ale na swój sposób się cieszyłam, bo jej się należało. Natomiast teraz przez mój wybryk to Lolita, która nic specjalnie nie zrobiła, miała przerąbane. Słabo.
Tyle że Lol chyba nie denerwowała się na mnie:
– Na twoim miejscu, Thomas, biegłabym do Victorii, twojej przyszłej dziewczyny, której chyba nie złapałeś na swój urok, i przepraszała na wszystkie sposoby za swoje zdziczałe siostry. Nie zapominaj, że jeśli pozwie mnie lub Kiwę, to ty się wstawisz w sądzie i będziesz płacił kasę. Jesteś przecież naszym opiekunem – powiedziała zblazowanym tonem.
Grupowy zamarł. Dalej siedział z wyciągniętymi przed siebie nogami, głowę trzymał na oparciu sofy, a swoją mordkę utrzymywał w gniewnej minie, ale zauważyłam, że jego brązowe tęczówki odrobinę się rozszerzyły. Zaraz. Ten palant naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy? Nawet ja to wiedziałam! Bogowie, przecież… Jeny no, jaki debil!
– Szlag – przeklął.
Następnie wstał z gracją, posłał nam srogie spojrzenie: „Jeszcze się policzymy”, ale zostało ono zniwelowane przez jego snajperski bieg i szybkie zejście (niemalże wywalenie się) po schodach. Do tego te mruknięciem: „Gdzie dostać na szybkiego kwiaty?”. Wyglądało to niemal rozkosznie według mnie. Natomiast Lol odetchnęła oraz wygodnie rozłożyła się na kanapie. Widząc jednak moją minę, posłała mi lekki uśmieszek, choć średnio wyszedł przez jej ranę.
– „Łeb mnie bolał od jego wkurzającej dykcji” – zacytowała Hope, która wysunęła takie stwierdzenie podczas komentowania Turnieju, a ja się uśmiechnęłam.
Nie wiedziałam, skąd to znała. Może na Planszy przez jakiś moment nasze głosy były słyszalne, a może gdy nie mogłam jej znaleźć, gadała z kimś i on nas zacytował. Walić to zresztą, ważne, że się na mnie nie gniewała.
– Dobrze, że go wyciszałyśmy.
I wybuchnęłyśmy chichotami, nieco histerycznymi, ale mimo wszystko chichotami.
*~~*
– Jako delfin nie mogłabyś nawet grać w warcaby – mruknął Pan D., kiedy wygrałam z nim po raz dziesiąty.
Słysząc to, wyszczerzyłam się do niego. Naprawdę nie rozumiałam, czemu ludzie na niego tak narzekali – ten kolo był boski! Cały czas tylko bredził coś o przegrywaniu, cholernym Kucyku Pony Naturalnych Rozmiarów i tych ssakach wodnych. Jeśli dodać do tego jego szekszowny obcisły kostium w panterkę, brak połowy włosów i brzuch piwny, naprawdę łatwo się przy nim dowartościować. No dobra, oddaję mu honor- zęby miał wszystkie. Mimo to jak na boga wyglądał… Zbyt mraśnie, aby śmiertelnik mógł to docenić. Dokładnie.
– Dziękuję za radę, panie D. – zaświergotałam z niewinnym uśmieszkiem, a Dionizononononos, czy jakoś tak, napił się sporego łyka Coca-Coli, tak jakby starał się upić.
Sam tutaj przyszedł i kiedy zobaczył „Dwie niestabilnie psychicznie Obozowiczki”, uznał, że jako dobry szef tego złego Obozu powinien się nami zająć. Tyle że te zajmowanie się nami polegało na tym, że miałam z nim grać w warcaby (i dawać mu wygrywać, ale z tej części umowy się nie do końca wywiązywałam. No co? Był beznadziejny! Już kurna te delfiny grałyby lepiej niż on!), a Lol – ta jeszcze mniej stabilnie psychicznie dziewczynka – powinna poleżeć i nie przeszkadzać nam w rozrywce. Przyznam, że udawało jej się to idealnie, bo po prostu leżała i gapiła się w sufit, ale przez zmarszczone brwi zauważyłam, że nad czymś intensywnie myśli.
– Tym razem wygram – oświadczył Pan D. układając swoje pionki od nowa na planszy.
Najzabawniejsze w nim wydawało się to, że mimo iż wyczarował w tym starym salonie drewniany stół w stylu rokoko i miękkie krzesła, chyba źle ocenił swoją tuszę, gdyż ledwo siedział na siedzisku, a oparcie wbijało się w jego sadło odziane w tą niezwykłą panterkę. Mrau.
– Oczywiście.
– Coraz lepiej gram w tą grę.
– Jestem tego całkowicie pewna.
– Niedługo nawet Chejron mnie nie pokona!
– Już jest pan mistrzem nad mistrzami – zaprzeczyłam z kamienną miną.
Pan D. zmrużył lekko fioletowe oczy, które jako jedyny aspekt jego ”urody” mogłyby być boskie i zapytał:
– Moja droga, myślałaś może o karierze polityka?
Lolita zaczęła nagle kaszleć, aby ten facet nie dosłyszał jej śmiechu, a ja z trudem powstrzymałam się przed skrzywieniem. O co jej chodziło? Serio ześwirowała czy jak? Przecież byłabym boskim politykiem! Już widziałam te tłumy stojące z plakatami z moim imieniem i ślicznym zdjęciem w inteligenckich okularach! O prawdopodobny ojcze, może nawet daliby mi medal za najbardziej ciekawe mówki! I zarządziłabym poniedziałek bez krawata! I jeździłabym limuzynami! I Thomas zostałby moim szoferem! I Bliźniaki, Emet i Sandra, roznosiliby ulotki z wielkimi napisami ”Głosuj na Kiwę”. I…i…i… JA CHCĘ ZOSTAĆ POLITYKIEM! Albo nie! Co tam bycie jakimś tam Ministrem, zostanę PREZYDENTEM STANÓW ZJEDNOCZONYCH! Zmienię tylko nazwę ”Zjednoczonych” na coś lepszego… Hmmm… ”Stany panny Lein”? O tak, to miało potencjał!
– Owszem – odpowiedziałam, bo zresztą to była prawda. Coś kiedyś kombinowałam na temat okrzyknięcie mnie ”Królową Świata”.
Nim jednak Pan D. zdążył skomentować moją szczerość, drzwi Wielkiego Domu otworzyły się z hukiem. W pierwszej chwili aż podskoczyłam zdumiona tym, co się działo (Pewnie kałamarnice-ludojady przyszły nas pożreć!), ale nim zdążyłam przyjąć pozycję pancernika i tłumaczyć, że Lolita posiadała więcej szarych komórek, do środka wszedł Will, choć powinnam powiedzieć: wpadł. Miał byle jak ułożone włosy i pogniecioną ciemną bluzkę z „The Rolling Stones”, ale gdy spojrzał na mnie, uśmiechnął się szeroko. Przyznam, zrobiło mi się miło i już miałam do niego podejść i go przytulić – rzadko kto cieszył się na mój widok, zazwyczaj ludzie robili zbolałe miny – ale wtedy krzyknął:
– Lolita!
I szlag trafił mój dobry humor. Niech spada na bambus, pfff. Lolita, mhm, jasne. Mój humorek nie poprawił się nawet, kiedy wszedł Oliwier, bo tuż za nim podążali chichoczący Alex i Ash (Nowe psiapsióły się znalazły, nawet nosili identycznie pomarańczowe bluzki! Jest moc!). No kurna, co to miało być? Co ta dwójka tutaj robiła – Oli z nimi trzymał? Choć patrząc na to, że chłopcy do niego coś gadali uśmiechając się przy tym złośliwie, a syn Ateny wywracał oczami, nie sprawiało wrażenia nadmiernej koleżeńskości. Zaraz, oni żartują sobie z Oli’ego? Jak śmieli! Tylko ja mogłam go traktować niczym protekcjonalnego idiotę, który nie umiał dobrze grać w statki! Psh!
Tylko ciekawe, gdzie była Dais i Hope… Choć patrząc na to, że Dais prawie nie omdlewała (a na koniec i tak zemdlała w ramiona pewnego seksiaka! Będę ją tym dręczyć do końca świata!), pewnie teraz odpoczywa, a Hope jej towarzyszy. No cóż, wyjątkowo im wybaczę, niech znają moją łaskę.
– Will – syknęła Lol, teraz znajdując się w pozycji siedzącej i mrużąc oczy.
Syn Hadzia rozpromienił się.
– Widzicie? – oczarowany zapytał trójkę pozostałych chłopaków – Pamięta moje imię!
Brzmiało to jednocześnie tak słodko i głupiutko, że wybaczyłam Willowi olanie mnie i parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. To samo zrobił Alex, Ash lekko się uśmiechnął, natomiast Oli poprawił go łagodnie rozbawionym głosem:
– Raczej słyszymy.
Ciemnowłosy machnął ręką, dalej wpatrzony w Lolitę niczym w obrazek. Uśmiechał się przy tym jak głupek i… Wydawał się szczęśliwy, nawet gdy jego luba przypominała potwora, który zwiał Frankensteinowi. Pierwszy raz widziałam kogoś takiego. Radosnego. Promiennego. Zakochanego. Do tego pierwszy raz zazdrościłam Lolicie czegoś, a mianowicie tego, że nigdy żaden chłopak jeszcze nie patrzył na mnie niczym na ósmy cud Ziemi. Natomiast Will chyba nie widział poza nią świata.
– To ja chyba pójdę się przewietrzyć. – Pan D. ociężale wstał z krzesła. – Nie lubię oglądać gotyckich romansów, wolę brazylijskie. Te gotyckie są trochę… oschłe.
Lolita, obecnie pozbawiona swojego gotyckiego makijażu i wysokich czarnych obcasów, skrzywiła się przez tę aluzję.
Następnie ociężale i z puszką Coca-coli w ręce Dionononono zmierzał ku wyjściu z Wielkiego Domu, a podłoga skrzypiała pod jego krokami. Nikt nic nie mówił, wszyscy milczeli, kiedy Pan D. zamknął za sobą drzwi, mrucząc coś o bezczelnych bachorach. Oliwier, Alex i Ash odsunęli się o krok, żeby tusza Pana D. mogła się zmieścić w drzwiach i tak jakoś dopiero teraz dojrzałam między nimi jako takie podobieństwo.
Cała trójka była dość wysoka, choć najwyższy i najsmuklejszy z nich wydawał się Ash. Natomiast największymi „bickami” i ogólnym umięśnieniem charakteryzował się Alex, a Oliwier był czymś pomiędzy nimi – szczuplejszy od syna Ipolla, ale lekko szerszy w barkach od syna Nike.
– Chejron powiedział, że przyjdzie do was trochę później, bo jakiś syn Aresa dostał mieczem w łeb i widział tańczące konie. Tyle że Esmeralda McLade poinformowała go, że to zapewne atak teletubisiów na Anglię czy jakoś tak i teraz ten od Aresa biega jak głupek wokół przygotowanego do siatki boiska i krzyczy coś o teletubisiach. – Oli zmarszczył brwi. – Nie wiem, skąd ona to…
Oliwier nie skończył, gdyż Lolita, dotąd siedząca i naburmuszona, szybko wstała z sofy i chciała prawdopodobnie wyjść za panem D., ale Will przeciął jej drogę, łapiąc ją za ręce. Bez obcasów moja siostra była od niego o głowę niższa i nie miała żadnych szans wyrwać mu się, bo natura obdarzyła ją identyczną budową ciała jak moja. Niski wzrost, szczupłe ramiona, drobne ciało, zero mięśni. Kombinacja idealna, żeby móc za samą sprawą wyglądu załatwić sobie kilku ochroniarzy (i dożywotnie zwolnienie z chodzenia do szkoły! Serio, nawet moi rówieśnicy prawie mnie nie zadeptują! Psh, idioci, pewnie chcieliby się pozbyć mojej zajebistości).
– Właśnie rozwaliłam Vicky nos i ty zaraz podzielisz jej los – zrymowała.
– Możesz mi złamać nos, ale nie łam mi serca – odparował Will.
Mimo to syn Hadzia niemal bezwiednie puścił ją, a Lol odsunęła się od niego o krok. Nie mogłam oderwać od nich wzroku i nie zauważyłam, że niektórzy z pozostałych chłopców – Alex i Ash – usiedli przy mnie na sofie, dopóki Alex nie wyszeptał cicho „Cześć” i nie uśmiechnął się do mnie miło. Z przerażeniem pisnęłam – jeśli był sympatyczny, to pewnie czegoś chciał! Fuj, może znowu będzie próbował zgwałcić mi dłoń!? – i odsunęłam się… w stronę Asha, bo jak się okazało, te dwie szarańcze usiadły tak, abym znalazła się między młotem albo kowadłem. Kurna.
– Jestem mniej przerażający od niego, przyjaciółeczko? – jęknął syn Nike, przypominając o naszym zakładzie na temat bycia miłym. Ha, przynajmniej u niego słodkie uśmieszki zostałyby w miarę uzasadnione, natomiast Alex… Dziwak. Do kwadratu.
Z przerażeniem zaczęłam rozglądać się za Oliwierem, ale on próbował sprawić, żeby Will i Lolita jakoś się dogadywali, a raczej żeby Lol czymś nie walnęła w syna Hadzia. Od dłuższej chwili patrzyła na niego swoimi ciemnymi oczami, podczas gdy Will paplał jak najęty:
– Wspaniale zachowywałaś się na Arenie! Wszystko widziałem, wypadłaś c u d o w n i e. Powinni dawać ciebie zwiewającym przed tym potworem w zwolnionym tempie, a nie jakiś walczących idiotów. Ale nie martw się, poprosiłem Vivie, aby skombinowała mi powtórki dla Sędziów – rozpromienił się jeszcze bardziej – Będziemy mogli to puszczać naszym dziecio… kotom. Tak, kotom. Zdecydowanie kotom. No chyba, że nie lubisz kotów. – Chwila ciszy. – Świnki morskie też są OK.
Najbardziej rozwalało mnie to, że gdy nie było przy nim Lol, syn Hadzia zachowywał się spokojnie i nonszalancko, a teraz… Cóż, gadał niczym Daltonistyczny Pedofil na sterydach. Wcale się nie dziwiłam po tym pokazie entuzjazmu Willa, że moja siostrzyczka miała go dość – wydawał się słodki dla mnie, ale gdybym stała na miejscu Lol to albo dostałabym ataku śmiechu albo kazała mojemu Ziomkowi od Piorunów go zadźgać. W sensie; tym Piorunem Grzmotów, czy tam Błyskawicą Błyskawic. Zamiast rzucać w niego iskrami, co jest mega passe, mój Ziomek pociachałby go jak mielonkę dla kota. Lub świnki morskiej. Zależy, które według Lol były bardziej OK. Oczywiście.
Nie dosłyszałam odpowiedzi syna Hadzia, bo Alex parsknął do Asha:
– Dobrze, że my nie mamy takich problemów ze swoim dziewczynami.
Przekrzywiłam głowę, nagle interesując się pewnym faktem. Pewnym bardzo dziwnym, bardzo niemożliwym, szalonym faktem.
– Ty masz dziewczynę? – zapytałam syna Nike, a niedowierzanie w moim głosie sprawiło, że chłopak lekko się skrzywił.
No przepraszam was, dam sobie wmówić wiele rzeczy, ale Ash miał dziewczynę? Ha, szybciej już Milos weźmie ślub z Rowllens, a ja zostanę jej druhną, nim ten palant stałby się na tyle miły, aby ktoś go zechciał! No chyba, że chodził z wrednym brzydkim trollem, wtedy to możliwe. Zresztą, jak dla mnie syn Nike sobie może znaleźć nawet księżniczkę z bajki – chciałabym być druhną! Już widzę siebie w ciemnej długiej sukni, Milosa w eleganckim garnituro-sweterku z krawatem w tęcze oraz idącą przy żałobnej muzyce (No wiecie, tyle osobniczek płci żeńskiej by opłakiwało stratę Miloska!) Rowllens z dalej nieogarniętymi włosami. Pewnie przysięga małżeńska Milosa brzmiałaby: ”Ja, Milos, który jestem tutaj wbrew swojej woli i zostałem zmuszony do wzięcia ślubu z tą babą – ukradła mi moje swetry od babci! – ślubuję sprawić, aby przestała nazywać swetry moherowymi bluzeczkami. No i biorę ją za żonę, mhm. Mogę już odzyskać swoje ciuchy? Proszę! Babcia specjalnie dobrała ich kolory pod barwę moich oczu!”Taaa.
– To ciekawe, że Kiwa pyta tylko o ciebie, Ash – wyszczerzył się Alex.
Zignorowałam jego uwagę przewróceniem oczami. No bo, heloł!, każdy idiota wiedział, że syn Ipolla łaził z Esmeraldą McLade – choć to dziwne, ona nie była z Gwiazdorem? – a nawet jeśli nie chodził, to ganiał za nią niczym pies gończy. Przydałoby się tylko jeszcze język na wierzchu i obróżka „(Nie)Wierny Alex” i wszystko cacy.
– Z kim chodzisz? – zapytałam ponownie, przekrzywiając głowę.
Teraz to Ash wywrócił oczami.
– Zgadnij.
Niemal nie parsknęłam z irytacji. Nie potrzebowałam wiedzy, z kim chodzi, ale… Byłam ciekawa, która laska została taką desperatką. No wiecie; tak samo jak zawsze ciekawiło mnie, z czego są zrobione żelki, a potem jak wyszukałam poklei wszystko to, co jest czym w składzie, to omal nie zwróciłam tych słodyczy. Uroczo, wiem.
– Z… Laurą? – Strzeliłam byle co, nie wiedząc, kto by pasował do Asha. Grupowa Domku Afrodyty z pewnością nie, ale oboje byli blondynami – niby jakieś podobieństwo, może razem gadaliby o swoich włosach i odżywkach? Choć nie, to bardziej pasuje do Thomusia.
– Dobre, ale za wysokie progi na jego nogi – zaśmiał się Alex.
Ash olał go, jakby był przyzwyczajony do takich uwag z jego strony (Pewnie jako swoje „psiapsióły” rozmawiali ze sobą na każdy temat!), a ja usiadłam po turecku na sofie. No kurna, mieliśmy jakiegoś trolla w Obozie? Czy coś? Kogoś… zdesperowanego? Bardzo? Albo przynajmniej kogoś, kim chłopcy mogliby się zachwycać i taki Ash mógł ją dręczyć, aby się z nim umówiła? Dais raczej z nim nie była, Laura podobno też nie, Vivie miała Kenny’ego…
– Eee…. Też zarywasz do Esmeraldy?
– Przykro mi, ale wolę dziewczynę, która nie strzelałaby fochów, gdyby ze mną przegrała w warcaby – parsknął, a Alex rzucił mi oburzone spojrzenie, jakbym oszalała.
Jak szaleć, to na całego.
– Rowllens? – Sama chciałam płakać nad swoją głupotą. Ashowi natomiast przyznam, że zachował kamienną minę.
To akurat zostało rozważane:
– Z Veronicą? No, obydwoje są irytujący, mogliby połączyć siły i swoimi humorkami podbić świat – zastanawiał się na głos syn Ipolla, pocierając brodę tak jak robiły to postacie na filmach.
Przed oczami stanął mi obraz Asha i Vicky w jaskrawych obcisłych ciuchach superbohaterów i… Bleeee, nie chcę kończyć tej myśli! Fujka, fujka, fujka!
– Trudno byłoby wyjaśnić policji po dniu chodzenia z nią, że sama się potknęła i upadła na nóż, i tak trzy razy pod rząd – powiedział syn Nike.
Wyciągnął nogi przed siebie, podobnie jak Alex, i wydawał się cholernie znudzony moimi próbami zgadnięcia, nawet na mnie na patrzył, tylko trzymał kark na oparciu sofy i spoglądał w sufit. Nie no, nie ma to jak odpowiedni doping! Brakuje mu jeszcze tylko pomponów w stylu czirliderki i juhu! Dalej, Kiwa!
– Psh. Milos – oznajmiłam, nawet nie zapytałam. Alex parsknął śmiechem, Ash uniósł lekko do góry jeden kącik ust i wreszcie na mnie zerknął.
– O, mój kociak mnie uwielbiał. Tyle że uznał, iż jestem za niego za bardzo męski i cóż. Przestawił się na Rowllens i Dais. – Udał, że ociera łzę z policzka.
Uśmiechnęłam się lekko, ale wtedy mój wzrok padł na przysłuchujących się nam Lolicie, Willowi i Oliwierowi. Syn Sowiary stał sporo dalej od mojej siostry w przeciwieństwie do Willa, który wydawał się ją jakoś ochraniać przed… O Bogowie, chyba nie…
– Lolita? – zapytałam, patrząc błagalnym wzrokiem na Lol.
Nie nie nie nie nie, on nie może być moim szwagrem! No po prostu nie! On jest debilem, ja jestem księżniczką i przyszłym najfajniejszym politykiem świata! To nie współgra ze sobą!
Syn Nike już otworzył usta, ale padło:
– Ash, nie waż się o mnie nic złego powiedzieć! Pamiętaj, tobie też mogę złamać nos!
Chłopak westchnął.
– No dobrze. Otóż Lolita to bardzo miła i ładna dziew…
– Ale w drugą stronę też nie przesadzaj! – zawołał niemal od razu Will, a następnie posłał mi onieśmielający uśmiech i rzucił tak prostolinijnie, że po prostu było słychać, że nie ściemnia. – On chodzi z Rillian.
Zmarłam, a po chwili zaczęłam się śmiać tak, że spadłam z kanapy na twardą podłogę (podłoga, mrau) i obracałam się na niej niczym złapane zwierze, uderzając pięściami w drewniane płytki. Z tej sadystycznej uciechy niemal nie leciały mi łzy po twarzy, a brzuch mnie zaczął od razu boleć.
Rillian, inaczej Rill. Pseudomin bojowy: Ruda Wariatka. Córka Temicośtam, bogini sprawiedliwości, no. Jedna z harcerek, która mnie tu przywiozła, fanka bogów i miłośniczka złośliwości, podejrzliwa jak cholera i zwyczajnie zwariowana. Mimo wszystko ładna, no ale kurna, charakter i psycha zostawia wiele do życzenia. Tyle że… A nie mówiłam? Chodził z trollem. Rudym trollem.
Potem, kiedy gadałam o tym z Lolitą, podobno Ash wyglądał jakby miał zamiar mnie udusić, a Alex wyraźnie się zaraził moją wesołością i szczerzył się jak idiota, zresztą Oli i Will podobnie. Tyle że zanim odbyłam tą interesującą dyskusję z Lol, podczas mojej głupawki wszedł kochany Pan D. razem ze swoim sadełkiem i koszulą w panterkę, w ręku trzymał puszkę Coca-Coli i nadal nie tyle mówił, co mamrotał niczym gdyby gadał obelgi.
– Ten wasz brat, Ken, wyrzucił z Domku Grupowego Tanatososa i teraz on biegnie tu wściekły jak ten cały Tarzan i chyba planuje kogoś zamordować gołymi rękami – ogłosił, a po chwili dopytał. – Kto chce zagrać w warcaby?
A ja dalej gwałciłam podłogę, umierając ze śmiechu.
*~~*
– OTWIERAĆ!
Walenie w drzwi było coraz głośniejsze, ale nic sobie z tego nie robiliśmy. No dobrze, mimo wszystko nieco robiliśmy – chichotaliśmy jak opętani, wykrzykując najróżniejsze słowa do „Tarzana”, który bezskutecznie starał się do nas dobić. Biedak miał pecha, bo dzięki wcześniejszym uprzedzeniom Pana D. udało się mi i Lolicie namówić chłopaków, aby zasunęli wejście starą komodą w stylu rokoko, podobną do krzeseł, które wyczarował Diononono i finito. Thomuś nie mógł wpaść do środka i zamordować nas za Kenny’ego (W ogóle co mu wpadło do głowy, że wywalił Grupowego z Domku? Zdziczał czy jak?), co tylko go jeszcze bardziej denerwowało. Okej, nie oszukujmy się; najbardziej go wpieniały nasze krzyki.
– Thomas, już ci otwieram, stary! – zawołał Alex z ironią.
– Tylko drzwi się zacięły, poczekaj! – dodał Oliwier.
Wyszczerzyłam się do Lolity, która tak samo jak ja leżała na sofie, a chłopcy stali przy nas. Jedynie Pan D., a raczej jego tusza, zajmowała miejsce na taborecie. Pff, widać, która płeć jest lepsza, ot co! Hura dziewczyny! Choć oni nam niby pomogli z tą blokadą drzwi… Ech… Hura chłopcy (nasza tania siła roboczo)!
– Tak, twoje ego zajęło cały taras i nie możemy się przepchnąć obok niego – westchnęłam.
– Chyba będziesz musiał z nami porozmawiać przez drzwi – rzuciła Lol. – Co dusza potrzebuje?
W tej chwili uderzanie w drzwi ustało, tak jakby Thomuś nareszcie – po piętnastu minutach nerwów – odpuścił. To wydawało się nie w jego stylu, ale może uznał, że podręczy kogoś innego niż nas? Sama nie wiedziałam, ale Pan D. wydawał się niemalże zawiedziony, że jego stukanie się skończyło.
– Miałem nadzieję na dłuższą rozrywkę – mruknął, tak jakby czytał mi w myślach.
Ha, dobre sobie, czytanie w myślach. I co jeszcze? Może świn… Chejron zacznie latać na papierowych skrzydłach, a ptaszki przestaną tak durnie śpiewać? Taaa, jasne.
– Pewnie Thomusiowi skończył się żel do czupryny – powiedziałam z udawanym współczuciem.
Lol przeczesała włosy palcami.
– I biedaczek musiał prosić Laurę o to coś, ale ona go wyśmiała. Jak zwykle.
Parsknęłam. Chyba naprawdę poszedł, skoro nie zareagował krzykiem: ”Mi się żadna nie oprze!”
– I teraz przyszedł się wypłakać swoim siostrzyczkom w ramiona – dodałam.
Dziwiło mnie, że mimo wszyscy chłopcy zamilkli i wymieniali się spłoszonymi spojrzeniami. No naprawdę, co z nimi? Boją się Thomasa, który stał za drzwiami? A może…?
Nie dokończyłam myśli, bo rozległo się pukanie. W okno.
Mimo że okiennica była zamknięta, niemal widziałam, jak Grupowy mówił „Już po was”. Miał włosy ułożone w nieco zbyt artystyczny nieład, blade lice i niebezpiecznie błyszczące oczy. Skórzana kurtka leżała na nim byle jak, tak jakby biegł, ale i tak uśmiechał się do nas. Sadystycznie.
– O. Panienka z okienka – wypaliła Lol.
Patrząc na bezcenną minę Thomasa, usłyszał to. Na pewno.
Już po nas.
Hahaha Umarłam. Panienka z okienka Kocham Lolitę. No. W końcu siosyra Kiwy 😀 Ja chcę więcej. Chcę reakcję Thomasa. Carmel! Wykorzystam twój pomysł i powiem: Zostanę twoją fanką numer 1, jeśli następną część zaczniesz od tego momentu. Albo przynajmniej o nim wspomnisz 😀 A Kenny! Wyrzucił Thomasa z domku? Uwielbiam
Tak się zastanawiam, czego od Kiwy chcieli Alex i Ash. No bo nie było to wyjaśnione. Tak jak to wyjaśnisz to ustawię sobie zdjęcie w tle na fb z napisem CARMEL 😉 Czekam na więcej. Resztę zostawiam do napisania innym (pozajcie moją dobroć 😉 )
Beth
Na tym świecie nie rządzą matematycy. Rządzą tancerze, szóstoklasiści i… Fielga Trujdza! 😉
Kiwa wywaliła się dopiero, gdy dowiedziała się, kto jest dziewczyną Asha. Ja w ty czasie zdążyłam z pięć razy! Później już co chwilę, szkoda było liczyć
Ach! Szkoda, że Fielgiej nie ma codziennie…
Pozdrowienia z podłogi!
Isabell22
Panienka z Okienka. O cholera, ja się nie dziwię, jakby Thomas się do nich do końca życia nie odzywał. Kurcze, w sumie, to facet ma z rodzeństwem przerąbane. Jak nie stara grupowa (Kaylie? dobrze pamiętam?) , to obecni podopieczni. Nie no, żyć nie umierać (taki sucharek, o synu śmierci ;-;)
Stany Panny Lein? Cóż, myślę, że Kiwa ma rację- sprawdziłaby się na tym stanowisku, to na pewno. Dyktatura to też forma rządów.
Will. Boże, on jest taki „omnomnonomononon” i kochany. „Możesz złamać mi nos, ale nie łam mi serca”. Umarlam.