Mam nadzieję, że się spodoba. Przyznam, że nie jestem z tego tak na sto procent zadowolona, ale czuję, że jeśli zaczekam kolejny miesiąc, to nigdy tego nie wyślę :’)
Jak najlepiej trafić do Obozu Herosów?
Na pewno nie w środek nocy, w Wigilijny wieczór, wlekąc ze sobą ciało kogoś, kto nie do końca jest półbogiem. Mogę was o tym fakcie zapewnić po stokroć. Dziwne. Pamiętam, że śmiałam się przez łzy, gdy ciągnęłam go po białym śniegu.
Ale warto by było zacząć od początku, chociaż do końca nie wiem, jak to się stało. Nie zrozumcie mnie źle, mogę wam dokładnie powiedzieć, kiedy zaczęło robić się paskudnie, lecz chyba wszystko zadecydowało o tym końcu.
Najpierw chyba były oczy. Tak, to musiało być to.
Patrzyły się na mnie z drugiego końca sali, niemal wbijając się w moje plecy. Za każdym razem wierciłam się wtedy niespokojnie, zaciskając usta i siłą woli powstrzymując się od obrócenia do tyłu.
Bo wiedziałam, bo czułam, że te oczy będą takie jak zawsze. Błękitniejsze od jakiegokolwiek nieba, w każdym miejscu na ziemi, z tymi ciemnymi obwódkami, przypominające sklepienie w środku nocy.
Tak, mogę powiedzieć, że te oczy były niebiańskie.
A ich właściciel opierał się zawsze niedbale o krzesło, z jedną ręką leżącą na oparciu, a drugą na stoliku, bawiącą się ołówkiem. Koszulkę miał pogniecioną, która prawdopodobnie nigdy nie widziała żelazka, nie mówiąc już o doświadczeniu jego użycia.
Uśmiech przypominał coś w rodzaju skrzywienia, a za każdym razem kiedy przypadkowo na niego spojrzałam, czułam się strasznie dziwnie. Miałam wrażenie, że za pomocą swoich ruchów, pozycji ciała chce mi coś powiedzieć.
Ale za każdym razem szybko uciekałam wzrokiem.
Pewnego razu oczy przestały patrzeć, obserwować. I nie dlatego, że skupiły się na kimś innym. Ich nie było.
Zostały zastąpione duplikatem, dużo brzydszym od poprzednich.
Oczy pierwszego Jackoba Datha przypominały nieboskłon. Oczy duplikatu przypominały wodę – mętną i złudną.
I nie byłam do końca pewna, czy nie zaczynałam wariować. O ile wcześniej wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje, tak potem kiedy to ustało… Wszystko zdawało się inne.
Chyba polubiłam jego spojrzenie. I często wrzeszczałam na siebie w myślach, za tą głupotę i zachowanie typowej nastolatki, narzekającej na chłopaka, bo ten przestał się nią interesować.
Następny miesiąc nie różnił się praktycznie niczym od kilkunastu poprzednich. Nadal nauczyciele robili testy, pytali, lekcja wlokła się za lekcją, przerwy były zdecydowanie za krótkie, a dzień mijał powoli za dniem.
Zdawało mi się to nierealne. Jakbym tylko ja zauważyła zmianę, ale było to przecież niemożliwe. Oczy zbyt się różniły. Lecz moi znajomi za każdym razem śmiali się, jakbym powiedziała coś zabawnego, kiedy tylko starałam się skierować tok rozmowy na Jackoba.
Po pewnym czasie poddałam się. I starałam się zapomnieć.
Mogę przysiąc, że prawie mi się udało. Prawie.
A wszystko przez lekcję geografii. Znaczy się, lekcja zaczęła się najzwyczajniej – pani weszła do klasy, przywitała się, otworzyła dziennik i pstryknęła długopisem. Potem sprawdziła obecność. Nawet pamiętam, że brakowało trzech osób. Ale Dath był obecny.
Potem, jak to geografka miała w zwyczaju, zaczęło się pytanie. Na pierwszy ogień poszła moja koleżanka z ławki, wracając z miną zwyciężczyni kupy kasy. Usiadła obok mnie, wymieniłyśmy spojrzenia, ja gratulujące, ona najbardziej radosne, jakie kiedykolwiek było mi dane zobaczyć w jej wykonaniu.
– Jackob Dath. – Gdy nauczycielka wymówiła te imię i nazwisko, zamarłam. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że wszystko stanęło. Potem potrząsnęłam głową, myśląc o swojej paranoi.
Ale to nie było to.
Jackob uśmiechnął się kpiąco. Coś w jego oku błysnęło, ale zwaliłam to na oświetlenie. Założył rękę na rękę i stał. A nauczycielka mierzyła go surowym spojrzeniem, jak skamieniała.
Amy, siedząca obok mnie, otworzyła usta ze zdziwienia i podziwu. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po klasie. Wszyscy tak wyglądali. Znaczy, wszyscy których wzrok skierowany był na Datha. Wtedy oczy duplikatu spojrzały na mnie. I mogłam przysiąc, że kiedy odsłonił zęby, wyglądały jak wilcze.
Kiedy wszystko się skończyło, Amy sapnęła obok mnie poirytowana. Pamiętam jej słowa, jak nic innego.
– Słyszałaś to? Boże, ile on musiał się uczyć! Gadał jak jakiś profesor…
Nie miałam pojęcia co się stało. Ale chciałam wiedzieć. Dlatego popełniłam błąd swojego życia. To otworzyło mi oczy, które chciałam mieć zamknięte. Czasami lepiej jest być ślepym.
Korytarz tego grudniowego popołudnia był pusty, na dworze było ciemno, a z nieba sypał się śnieg jak konfetti, rozświetlany ulicznymi latarniami. Świetlówki rozjaśniały zielone ściany i szarą podłogę zimnym blaskiem. Mokre panele odbijały wszystko jak lustro.
A Jackob Dath właśnie wychodził z łazienki. Przełknęłam ślinę.
– Wiem.
Mój głos wydał mi się dużo pewniejszy niż ja byłam. Nogi mi się trzęsły. I czułam się jak wariatka. Spojrzał na mnie morskimi oczami, przechylając twarz na bok. Usta wykrzywił w delikatnym uśmiechu.
Skupiłam się na jego oczach. Na tym, co go wydało.
– Co wiesz?
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam mocniej usta, powstrzymałam ciało przed drżeniem, z marnym skutkiem. Serce biło mi jak oszalałe. A spojrzenie tych złudnych tęczówek przyprawiało o ból głowy.
Spojrzałam na podłogę.
I zamknięte dotąd oczy otworzyły się na całą szerokość. Nie ujrzałam tam człowieka. Osoba w odbiciu miała twarz Jackoba, jego ubranie i ogólny zarys sylwetki.
Skóra jednak była biała. Oczy kocie, z podłużnymi źrenicami, a paznokcie zaostrzone na kształt trójkątów. A z tyłu ogon, z cienkim końcem, który przypominał igłę.
Wstyd się przyznać.
Ale uciekłam.
Gnałam szybko ulicami Nowego Jorku, potrącając pieszych i potykając się o własne nogi. Odwracałam się co chwila i mimo że nie zauważyłam Jackoba, biegłam coraz szybciej. Z nieba sypał się śnieg, ludzie śpieszyli się do swoich własnych spraw, śmiali się, a jedna przerażona dziewczynka uciekała przed czymś, co nie było jej kolegą z klasy.
I nikt nie zwrócił uwagi na jej łzy, marznące na wietrze.
***
Następnego dnia poszłam na wagary, po raz pierwszy w życiu. Celowo wysiadłam kilka przystanków dalej, celowo skierowałam się do parku położonego jak najdalej od szkoły.
Nigdy przecież nie byłam szczególnie odważna. Właściwie, często się bałam. A to dziwnego cienia za oknem, a to pająka w kącie pokoju. Starałam się to kiedyś zmienić, na prawdę. Tylko nie tak łatwo jest pozbyć się nawyków, które posiadałam od kiedy pamiętam.
Dlatego nie czułam się sobie winna, że zachowałam się jak tchórz. Byłam z tego bardziej dumna. Poza tym, dzięki temu miałam więcej czasu na wmawianie sobie, że to odbicie było tylko niestrawnością.
Łatwiej jest zaprzeczyć, niż uwierzyć. Tak przynajmniej mawiała moja babcia.
Odważnym krokiem kroczyłam przez park, aby usiąść gdzieś w cieniu i ciszy, na białym puchu owinięta w koc zabrany z domu. Gdybym się położyła, mogłabym podziwiać odcienie bieli i szarości kontrastujące z różnokolorowymi ubraniami przechodniów. Mogłabym zwalić wszystko na halucynacje, a po odpowiednim czasie uznałabym, że to tylko mi się śniło.
Taktyka obronna cykora zadziałałaby.
Lecz cała pewność siebie ulotniła się, kiedy dostrzegłam duplikat. Biegł prosto w moją stronę, z rozpiętą kurtką i policzkami czerwonymi z zimna. Chyba coś krzyczał, ale ja byłam zbyt przerażona, aby przetworzyć jego słowa.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, miałam prawo zrobić to, co zrobiłam.
Więc kiedy rzuciłam w niego plecakiem pełnym książek i zarył twarzą po chodniku, a ja gnałam w przeciwną stronę, nie powinien rzucać za mną oskarżycielskim spojrzeń, ani gonić mnie z podwójną zawziętością.
Co ja gadam.
Pewnie, że powinien.
A kiedy zwalił mnie z nóg w jednej z alejek, byłam pewna, że zginę. Nawet nie krzyczałam, ani się nie szarpałam. Tylko zamknęłam oczy i zawinęłam się w kłębek, mając nadzieję, że mnie nie zobaczy.
Zdaję sobie sprawę, jak to absurdalnie brzmi. Może zareagowalibyście inaczej. Ale ja to ja. Tchórz.
– Uspokój się! Nic ci nie zrobię – wyspała ciężko obok mnie.
– Jasne. Jackob mógłby mnie o tym zapewnić, prawda? – warknęłam, czując suchość w gardle.
– Widziałaś, prawda? Ha, miałem rację! – powiedział bardziej do siebie niż do mnie. – Jackobowi nic nie jest. Wyjechał z rodziną do Anglii. Właściwie, trochę się dziwi, że jego kumple z Ameryki do niego nie piszą, ale za jakiś czas zapomni. Tak działa Mgła.
Kiedy zaczął mówić, powoli podnosiłam się na równe nogi. Nie patrzył się na mnie, raczej obserwował przechodniów kilka metrów dalej.
I ponownie to powiem.
Co w tym dziwnego, że uciekłam jak tchórz?
Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy. Twoje prace chyba zawsze mają nutkę mroku i tajemnicy, co? Zawsze dają do myślenia. Czasem są smutne… a czasem neutralne, jak to.
Mają jednak coś wspólnego. Wszystkie są niesamowite, cudownie wykonane i interesujące. Mam nadzieję, że szybko napiszesz cd!
Boże -.-
Kobieto co mam ci zrobić za to, że przerywasz w takim momencie!? Ja chce wiedzieć co jest dalej!
Nie wiem co ty robisz, ale z niczego potrafisz zrobić coś wielkiego. Uwielbiam twój styl pisania. Jest taki tajemniczy… Co z tego, że czasami nie kumam o co chodzi! I tak jest bosko. No właśnie tak na następny raz. Czy ty specjalnie nie wyjaśniasz wielu spraw? Bo nie do końca rozumiem co się stało z normalnym Jackobem (bo tak miał na imię no nie?). Więc nie mogę się doczekać cd, bo zgaduje, że tam znajdę odpowiedzi na moje pytania.
Silva
Ps. Proszę jak będzie to coś tak smutnego jak Drużyna Niezapominajki to uprzedź znajdę sobie jakąś poduszkę, w którą będę się mogła wypłakać 😉
Przepraszam za spóźnienie. Za krótko!!! Ciekawe!!! Szybko pisz kolejną część! To jest fajne! Czekam na ciąg dalszy!
Życzę mokrego dyngusa i bogatego zająca!
annabeth01 😀