UWAGA! TEMATYKA NIEZWIĄZANA Z PJ. ALE UZNAŁAM, ŻE BYŁ DZIEŃ KOBIT, TO CO! TRZEBA ŚWIĘTOWAĆ, LASENCJE! XD
Ale jeśli komuś to przeszkadza – proszę po prostu, aby tego opka nie czytał i tyle 😉
No więc laski, jak wiadomo, niedawno był Dzień Kobiet (08.03). Z tej okazji przyłażę do Was z… Opowiadaniem o jedynych, najwspanialszych, niepowtarzalnych Huncwotach! :3
Miśki wy moje, życzę Wam takich boskich facetów, jakimi oni są {Średnio mi wyszli, więc błaaaaagaaaam, nie biczujcie mnie Potterhead .—.}. Mnóstwo kwiatków (lubię kwiatki xd), czekolady, pluszaków, uśmiechów i radości. Aby Wasi boy’owie/tatusiowie/nauczyciele/dentyści o Was pamiętali! A jeśli nie pamiętają – ja pamiętałam xD
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET (vel Dziewczyn xd)! SZCZEGÓLNE WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA KOCHANEJ ADMINKI, ŻE DALEJ SIĘ NAMI ZAJMUJE! :),
Całuski carmel
PS. Potter, Black i Lupin są już zaklepani, ale łaskawie oddamy Wam Petera <3
PS2. Pierwotnie te opko miało być walentynkowe, miał też wystąpić parring: ”Syriusz i lusterko”, więc tego tu możecie się spodziewać xd
PS3. Te opko wyszło mi sporo gorzej niż pierwotnie w mojej głowie :”)
PS4. No i gorzej niż moje inne opka o Huncwotach. Ale to pewnie przez narracje 3-osobową, dalej dupa z nią.
PS5. JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJ, LASKI! :3
Syriusz Black był w siódmym niebie.
No dobrze, bez przesady. Oczywiście, nie specjalnie zachwycało go paradowanie po hogwardzkich korytarzach, które obecnie wyglądały tak, jakby zwymiotował na nie jednorożec. Róż we wszystkich odcieniach, czasem fiolet, okrywał niczym ciepły puch każdy wolny fragment długich pomieszczeń w przeróżnej postaci. Gdzieniegdzie wisiały jaskrawe jemioły lub miliony plastikowych serc, a nawet spadały słodkie mini kupidynki z sufitu. Momentami jednak chłopak zatrzymywał się, nie po to, aby pogapić się na niby aniołki, ale żeby popatrzeć na tandetne plakaty z napisami w stylu ”KOCHAM CIĘ, KOTKU”, gdyż zmieniał te dziwne i nieludzkie napisy na urocze ”CHCIAŁBYM ZOBACZYĆ, CO MASZ W ŚRODKU, KOTKU”. Z dumą musiał przyznać, że wreszcie zaczął przysłużyć się społeczeństwu – dzięki niemu już nikt więcej nie będzie miał odruchów wymiotnych!
Wracając jednak do bajki właściwej; Syriusz lubił walentynki. Ba, on je wręcz uwielbiał! Dostawał wtedy mnóstwo ładnie pachnącego papieru w kształcie serc, który mógł w zimniejsze wieczory podpalać z kominku; wszystkie dziewczyny w Hogwardzie czerwieniły się na jego widok i zaczynało chichotać jak opętane czarownice na ultradźwiękach; do tego mógł patrzeć na Rudą Evans, która nie wiedziała czy płakać nad głupotą Rogacza, że obsypuje ją drogimi prezentami, czy się z niego śmiać.
Lub czasami, ku radości Syriusza-sadysty, dla urozmaicenia tego dnia, dawała mu w twarz. Na przykład wtedy, kiedy James przeczytał jej uroczy wiersz, gdzie zrymował ”Lily” z ”przegnili”. Oooo tak, nasz kochany Łapa do dziś pamiętał, jak Rogaś krzyczał do odchodzącej, purpurowej ze złości Evans: ”Powinienem dostać całusa za dobre chęci!’‚, a ta, nawet się nie odwracając, pokazała mu środkowy palec.
Momentami Syriusz naprawdę darzył tą Rudą Wariatkę jakimś cieplejszym uczuciem. Ale potem okazywało się to niestrawnością na orzechowo-żabowy pudding, i szlag wziął jego rodzącą się sympatię dla Lily. Rzecz jasna, przyjacielską sympatię. Black może i lubił spojrzeć, jak czasem James dostawał kosza w stylu Lily Evans, bo to znaczyło, że on – Łapa – jest wyżej w rankingu popularności niż Potter, więc może mu dogryzać (On nigdy nie dostał kosza!), ale mimo wszystko ten Rudzik zbyt często wyzywała jego najlepszego przyjaciela, aby Syriusz ją szczerze polubił. No i, przede wszystkim, ona była ruda. Merlinie, Black musiałby być jakimś desperatem, żeby zacząć spędzać czas z Evansówną – przecież to jasne, że rudy ze wszystkim się gryzie! I w przenośni, i, co gorsze, dosłownie!
– Czeeeeeść, Syriusz. – Nerwowy, wysoki chichot.
Black wbił wzrok w stojącą przed nim szczupłą i całkiem do rzeczy szatynkę. Dziewczyna w nerwowym geście okręcała swoje proste jak druty włosy wokół szczupłych palców, ale z jej twarzyczki nie schodził szeroki uśmiech, który wyglądał jak przylepiony. Normalnie Syriusz by ją olał, ale no cóż… miała wszystko tam, gdzie potrzeba, że tak się wyrażę. A on jako największy Casanova Hogwartu czuł się zobowiązany do… bliższych oględzin, czy wszystko w porządku.
Toteż przyjął na usta uśmiech numer trzydzieści dwa: ”Powal ją na kolana” i spojrzał na nią spod nieprzyzwoicie długich rzęs.
– Cześć – odpowiedział krótko – Jesteś…
– Melisa – powiedziała, gapiąc się na swoje granatowe lakierki idealnie dobrane do niebieskiego krawatu Ravenclaw. Melisa czuła na sobie znienawidzone spojrzenia wszystkich osobniczek płci żeńskiej, które ją w tamtej chwili ujrzały, ale miała to gdzieś. Od dawna chciała pogadać z Syriuszem i dzisiaj był jej szczęśliwy dzień. Zauważył ją!
– Wiedziałem. – Z przyjemnością patrzył na czerwoną niczym piwonię Melanie czy jakoś tak.
Och, jak on lubił walentynki!
* * *
Syriusz Black oficjalnie przestał lubić to pieprzone święto, jakim były Walentynki. Kto je w ogóle wymyślił?! Łapa miał mu ochotą strzepać tą durną mordę.
A wszystko zaczęło się tak dobrze! Nie dość, że nawiązał lepszą znajomość z… chyba Melindą, to jeszcze przyszedł jego fanklub, które prowadziła psychiczna, ale na swój bardzo dziwny sposób urocza, Ann. Dziewczyna ta, która piszczała za każdym razem, gdy Syriusz przeszedł obok niej w odległości około dwudziestu metrów, dzisiaj wyszykowała się specjalnie dla Blacka. Ku niezadowoleniu Łapy, nie założyła jednak seksownej bielizny i nie odtańczyła tańca na rurze – a, rany!, ta kobieta miała czym poruszać – tylko ubrała się w wielkie, czerwone serce z jego imieniem. Syriusz w pierwszej chwili chciał ją wyśmiać, ale bał się, że potem zostanie zaatakowany przez grupkę zezłoszczonych bab z widłami, więc zamiast tego ją uściskał (a raczej ona próbowała go udusić) i postarał się, żeby nie zdobyła jego włosów. Nie ufał jej na tyle, aby nie sądzić, że go nie sklonuje, gdy tylko pojawiłaby się okazja. No i nie chciał sobie psuć fryzury. Oczywiście.
Potem było jeszcze lepiej, bo Syriusz dostał kilka paczek czekoladek, zapewne jak co roku naszpikowanych eliksirem miłosnym. Toteż razem z Peterem i Remusem obmyślali w dormitorium kolejny żart, w którym mogli zawrzeć te czekoladki, godny Królów Psikusów bądź Huncwotów. Według Blacka te dwa słowa to synonimy.
– Moglibyśmy podłożyć Wycierusowi parę czekoladek – zaproponował nieśmiało Peter, siedząc na swoim łóżku i jedząc czekoladową żabę, którą dostał od kilku trzecioklasistek. Co według Syriusza wydawało się nieco żałosne, bo obecnie znajdowali się na szóstym roku, ale czasem nawet on miał zbyt dobry humor, aby wygłaszać swoje słynne szczere uwagi.
– Nie – mruknął, a Glizdogon się skulił. – Musimy zrobić coś nowego, innego, oryginalnego. Coś, co sprawi, że wszyscy…
– Oszaleją na naszym punkcie? – dopowiedział łaskawie Remus z ironicznym uśmieszkiem, czyli swoją normalną mimiką.
Syriusz, który przechadzał się po środku pokoju i z trudem omijał miliony porozrzucanych słodyczy, pergaminów i ciuchów, aby się nie wyrżnąć, nagle przystanął i wskazał na Lunatyka leżącego na łóżku i czytającego książkę. Lupin, w przeciwieństwie do Jamesa i Syriusza, a nawet Petera, nie obchodził Walentynek, tylko wolał świętować Dzień Orzeszka (Sam wymyślił to Święto, i nie, ono pierwotnie nie miało brzmieć dwuznacznie! Po prostu Remus miał dość tego durnego święta, Walentynek!), więc zajadał się orzeszkami, i, dzięki temu, że była sobota, nie chciał do końca dnia opuszczać Dormitorium. Chyba, że musiałby iść po więcej orzeszków. Wtedy pewnie puściłby Łapę przodem, aby ten złamał parę damskich serc, a on sam zwiałby sprintem do Skrzatów Domowych pracujących w kuchni.
– I właśnie dlatego – Black dalej wskazywał Lunatyka swoim szczupłym palcem pianisty- to ty jesteś mózgiem naszych operacji. No dalej, Luniaczku, wymyśl coś.
Remus westchnął.
– A myślałem, że po prostu potrzebujecie kogoś, kto przekona Mcgonagall, że jej hipoteza, że trzeba na was wynaleźć trutkę niczym na robactwo, jest zbyt nikczemna – powiedział z przekąsem, ale zmarszczył lekko brwi, co oznaczało, że zaczyna coś kombinować.
– Właśnie! – Syriusz uśmiechnął się bezczelnie i oparł się nonszalancko o jakąś szafkę wygiętą pod dziwnym kontem. – Wytnijmy numer Mcgonagall z okazji Walentynek. Przecież nasza pani profesor tak bardzo kocha mnie i Rogasia, wręcz traktuje nas jak swoich własnych synów. Jestem pewny, że na nich też by się tak często darła – rzucił z cynicznym uśmieszkiem, ale jego szare tęczówki lśniły.
Profesor Mcgonagall od kiedy pierwszy raz ujrzała Syriusza Blacka i Jamesa Pottera w czerwono-złotych krawatach, którzy razem śmiali się wesoło na korytarzu, wiedziała już z góry, że z tej przyjaźni może nie wyniknąć nic dobrego. Dość szybko, bo zaledwie dwa dni później na swojej lekcji dostrzegła, że to nie Potter – kawalarz w genach po ojcu – ale właśnie Black podjudza Jamesa na te wszystkie żarciki. Rzucenie w ślizgonów kulkami wybuchającego papieru; podtapianie kotki Woźnego; zaczarowywanie spódnic Siódmoklasistek, aby ich wdzianka robiły się o połowę krótsze (czyli niemal znikały). Widząc, że ta znajomość wygląda na toksyczną – czego się spodziewała, Black to Black – zatrzymała ich po pewnej pamiętnej lekcji, i chciała im dać reprymendę, a potem porozmawiać sobie szczerze z Syriuszem sam na sam, dlaczego pragnie zdemoralizować jedyną latorośl Potterów.
Tylko, że wtedy, po jej słowach ”Tak się nie robi, chłopcy”, James powiedział z czarującym uśmiechem: ”Przepraszam”, a potem kopnął Syriusza w piszczel, który niechętnie też wycedził przez zęby ”Przepraszam”.
Minewra Mcgonagall zdawała sobie sprawę z tego, że Blackowie są równie bogaci co dumni. I wtedy, gdy usłyszała po raz pierwszy z ust jakiegokolwiek Blacka te słynne sformułowanie wyrażające żal, kazała im od razu iść na lekcję. Później wielokrotnie była dla nich sroga i dawała im tyle szlabanów, że trudno je zliczyć, ale…
Jeśli istnieje choć cień szansy, że Syriusz Black może stać się porządnym obywatelem, Minewra da mu ją. Nawet na swojej lekcji zamiast przesiadać Pottera i Blacka, kazała im siedzieć razem, mimo że wtedy panował rozgardiasz.
Po latach, kiedy Syriusz trafił do Azkabanu, a James umarł, Mcgonagall pękło serce, ale to już inna historia. W chwili obecnej Łapa był na nią zły za tygodniowy szlaban, bo podpalił dywan w Pokoju Wspólnym Hufflepuff, ale zrobił to całkowicie przypadkiem, i uważał, że ta kara naruszała jego człowieczeństwo (i kalendarzyk randek!).
– Jak chcesz, Syri. Tylko zakupmy od razu gdzieś eliksiry samobójcze, bo wolę sam sobie odebrać życie, niż przyznać profesor Mcgonagall, że ja zapoczątkowałem ten okropny plan Walentynkowy. – Remus nawet nie zerkał na radosnego Syriusza, tylko zawzięcie udawał, że czytał książek. Mimo wszystko nawet Peter zauważył, że od kilku minut nie przewrócił strony, a Remi zazwyczaj zapoznaje się z treścią lektur w ekspresowym tempie.
– James będzie zachwycony tym planem – fuknął na Lunatyka, ale jego kąciki ust uniosły się ku górze.
– James będzie też zachwycony, jak byśmy kazali mu zeskoczyć z klifu – zripostował Remus.
– To może… inny nauczyciel? – wtrącił się Glizdogon, wiedząc, że ta dwójka potrafiłaby się tak przekomarzać dobre trzy godziny. Razem z Rogasiem czasem liczył czas sprzeczek Łapy i Lunatyka, a obecnie nie chciał tu tyle siedzieć i czuć się jakby ktoś narzucił na niego Pelerynę Niewidkę*.
– Hmmm… Wiem! Nasz kochany Woźny Filch i jego kotka, ta którą chciałem utopić w pierwszej klasie, bo szczerze myślałem, że to szczur… – Łapa pstryknął palcami, próbując sobie przypomnieć imię tego Pchlarza.
Incydent utopienia kotki był czymś w rodzaju Dnia Świętego u Huncwotów. To właśnie wtedy Filch gonił ich szaleńczo i rzucał w nich wszystkimi przekleństwami, jakie znał. Los chciał, że jedno z tych wyzwisk usłyszały naczelne plotkary Hogwartu – Caroline ze Slytherinu i Eva z Ravenclaw. Potem, uznając, że to idealnie oddaje tą rozbrykaną bandę, rozgłosiły, że ”Ta czwórka nad ruchliwych Gryfonów ma ksywę Huncwoci!” i tak oto naczelna grupka rozrabiaków zdobyła swoją nazwę.
– Pani Norris – podpowiedział Lupin.
– Tak, wyobraźcie sobie tą parę, zakochaną i najedzonymi moimi czekoladkami od fanek, które są pełne amortencji! Pewnie uznaliby Filcha za zoofi…
Syriusz nie skończył wypowiedzi, bo wtedy rozległ się huk. A raczej uderzenie w drzwi godne Jamesa Pottera wpadającego nagle do pokoju i wywalającego się przez kupkę ciuchów. Rogaś jednak, dzięki refleksowi Szukającego, nie przywalił twarzą w nieokreśloną ciecz na dywanie, ale oparł się dłoniach i zaraz znowu stał pewnie na nogach. Włosy miał rozczochrane bardziej niż zwykle, okulary przekrzywione i ciężko oddychał, ale z ust nie schodził mu promienny uśmiech.
– CHŁOPAKI! – wrzasnął, szczerząc się i nawet nie myśląc o tym, że pewnie słyszy go cały Gryffindor, bo nie zamknął drzwi – OŚWIADCZYŁEM SIĘ!
Black wywalił się na glebę z powodu potknięcia się o jakąś książkę, gdy chciał rzucić się na pewnie oszalałego Jamesa, a Peter upuścił resztki czekoladowej żaby na ziemię.
– A ONA PRZYJĘŁA OŚWIADCZYNY! – darł się nadal – WYCHODZĘ ZA NIĄ! ZA PIĘKNĄ I JEDYNĄ W SWOIM RODZAJU EMILY CLEANS!
Teraz nawet cyniczny Remus wypluł z buzi orzeszki.
* * *
Syriusz siedział i próbował odetchnąć. Zawsze był naprawdę rozważnym człowiekiem (w swoim mniemaniu, rzecz jasna), jednak teraz nawet on nie umiał wykombinować, co odwaliło Rogasiowi.
Emily Cleans. Pulchna dziewczyna o twarzy bardziej okrągłej niż mordka Glizdogona, z wysuszonymi włosami w kolorze zgniłego owsa i nogami jak parówki. Równie seksowna co kwiaty na pogrzeb. Nawet Syriusz, szkolny Casanova, nie chciałby przelecieć Cleans. Zresztą nie zastanawiałby się nad tym, chyba że ktoś by mu pragnął za to zapłacić. Black od roku zbierał na motor, kiedy tylko zauważył te cudeńko w jakimś mogolskim magazynie jednej ze swoich dziewczyn, więc każde pieniądze były mile widziane w jego zazwyczaj pustej kieszeni.
Jego matka jakoś nie kwapiła się do dawania swojemu pierworodnemu ”drobniaczków na małe przyjemności” od kiedy ten wymalował swój pokój w domu na czerwono-złote barwy. Hmm, naprawdę dziwne, czemu taka zagorzała czysto krwista Ślizgonka zdenerwowała się o taką drobnostkę? Zresztą, Łapa się nią nie przejmował, bo miał zamiar te wakacje spędzić u Pottera. Wtedy jeszcze nie wiedział, że spędzi tam nie tylko ową przerwę letnią, ale również resztę wolnych dni w swoim nastoletnim życiu, bo zwiał z domu, kiedy matka namawiała go do ślubu z jakąś czysto krwistą dziewuchą. Ale to szczegóły.
– ZOBACZYCIE, BĘDZIEMY MIELI PIĘKNY ŚLUB! – krzyczał dalej Rogaś, a reszta Huncwotów jęknęła.
Próbowali go już uciszyć na wszystkie sposoby – od obrzucenia poduszkami przez bójkę po zaczęcie kombinować, czy istniała jakaś klątwa na zminimalizowanie jego głupoty – lecz nic nie działało. James dzięki wielu godzinom treningu Quidditcha był szybki i wysportowany, toteż dwa pierwsze plany nie wypaliły, a trzeci również spalił się na panewce, bo nikt nie mógł się skupić przez jego wrzaski, które nawet przez chwilę nie ustawały. Skończyło się to na tym, że Remus i Syriusz ze złości zaczęli ciskać w niego orzeszkami, a Peter przyglądał się z przerażeniem, jak ta dwójka marnuje jedzenie, które mogło zaznać lepszego użycia (Na przykład w jego brzuchu!).
Obecnie jednak wszyscy byli zmęczeni Potterem i marzyli, aby: ”Durny Rogacz wreszcie ugryzł się w swój durny język”. Co jednak wydało się dziwne, Rogacz wreszcie spełnił ich niewypowiedziane życzenie – nagle zamknął drzwi i spojrzał czujnie na swoich znudzonych i zirytowanych przyjaciół, po chwili uśmiechając się lekko, przez co jego twarz wydała się jeszcze przystojniejsza.
– To jak? Myślicie, że Evans będzie zazdrosna? – spytał – Emily to jej kumpela, więc…
Nie skończył, bo Syriusz właśnie idealnie wrzucił mu orzeszka do ust, przez co Potter prawie się nie udławił, a Remus razem z Blackiem zaczęli tańczyć dziki taniec zwycięstwa. Choć, według Petera spokojnie jedzącego kolejną czekoladową żabę, te wygibasy wyglądały tak, jakby chłopcy wrzucili sobie do spodni Sklątki Tylnowybuchowe. W masowej ilości.
– Aha, aha, kto jest Merlinem? – podśpiewywał Łapa, wskakując na swoje łóżko w butach i zaczynając wykonywać dziwne ruchy rękami.
Jeśli dodać do tego fakt, że chłopak był pokryty pierzem z poduch, jego włosy wyglądały jak po dzikiej balandze, a do tego starał się chyba stepować i jednocześnie wykonywać breakdance samymi dłońmi i ramionami, widok ten musiałby zwalić z nóg niejedną osobę. Szczególnie, jeśli miała ona imię żeńskie i pamiętnik powyklejany zdjęciami Blacka.
– FRANK! – krzyknął Remus, a Syriusz zatrzymał się w połowie kolejnego półobrotu i spojrzał na Lupina z niesmakiem.
– I podobno ty jesteś ten inteligentny. – Pokręcił z rezygnacją głową. – Ten świat spada na… psy!** – Znów się wyszczerzył jak wariat.
Żadne z nich nie przejęło się tym, że James kaszlał opierając się w połowie zgięty o ramię swojego łoża, bardziej Remusa zainteresował fakt pojawienia się w Dominatorium pewnego chłopaka. Biedny Lupin miał nadzieję, że może jeszcze uda się mu i przyjaciołom wyjść z tego spotkania z podniesieniom głową, ale ta nadzieja znikła, kiedy Syriusz zaczął znowu pląsać na swojej pościeli i drżeć mordę:
– We are the champions, coś tam coś tam, Marauders*** are the champions! Yeah, bitch!
Frank Longbottom w swoim życiu widział dużo, przecież mieszkał z samymi Huncwotami!, ale tego się nie spodziewał. Syriusz Black – zimny drań, dupek bez serca, Casanova numer jeden zachowywał się jak dziecko z ADHD, którego śpiew przypominało wycie wygłodniałego buldoga. Co jednak jeszcze bardziej przeraziło Franka, to kaszlący Rogacz, który mruczał coś w stylu: ”Wody” albo ”Zabij tego zapchlonego kundla’‚. Longbottom nie był pewny.
Tak więc odchrząknął. A następnie jeszcze raz, bo Syriusz zaczął dodatkowo kicać jak na koncercie swojego ukochanego zespołu. Black właśnie zrobił kółko skacząc, ale kiedy dostrzegł Franka, zamarł. Następnie w ekspresowym tempie usadowił się do pozycji półsiedzącej, złapał pierwszy lepszy magazyn o motorach i otworzył go. Potem, kiedy Remus zaczął walić głową w ścianę, spojrzał znad stron swojej gazety na Franka jakby dopiero teraz go zobaczył.
– Cześć Frank – wyszczerzył się. – Szybko wróciłeś z randki z Alicją.
Biedny Longbottom powoli przytaknął, niepewny, co powiedzieć. James dalej proponował mu między kaszlem ”Zabić zapchlonego kundla”, jednak nie wydawało się to zbyt pomocne.
– Tak. – Frank spojrzał na nich dziwnie. – Co… co wy tu robicie?
Zapadła chwila ciszy, nawet Remus przestał próbował rozwalić sobie łba i wszyscy czterej Huncwoci wymienili się spojrzeniami, wymyślając tysiące odpowiedzi. Zawsze tak się działo, nieważne czy pytał oto ich kolega z roku czy nauczyciel i nieważne czy Marauders jedli tosty czy obmyślali plan zapanowania nad światem – Huncwoci uwielbiali się wymieniać spojrzeniami, tak jakby mieli przed światem miliardy sekretów. Bo, no cóż, mieli.
Jednakże to Black znowu doszedł jako pierwszy do głosu:
– Uczę Jamesa podrywać – Syriusz wypiął pierś do przodu, na tyle, na ile pozwalała mu siedzenie na łóżku.
Potter zaczął skrzeczeć coraz głośniej frazę o ”Zapchlonych Kundlu”, którą z czasem zmienił na ”Pieprzonego Kundla, który będzie inwalidą”. Glizdek i Remus natomiast starali się nie uśmiechnąć, widząc minę dalej dławiącego się Rogacza, z którego oczu leciały łzy, bo ledwo oddychał. A i tak resztki powietrza wykorzystywał na wyzywanie Blacka.
Bardzo to przypominało ich kawał z pierwszej klasy, kiedy to chłopcy obrzucili Ślizgonów łajobombami, ale jedna z nich wypadła Syriuszowi z rąk i ”przez przypadek” trafiła w Jamesa. Rogacz wtedy też wykorzystywał podobne wiązanki przekleństw, a i woda równie gęsto ciekła mu z tęczówek.
– Uczysz go podrywać na… Remusie? – dopytał Frank, przypominając sobie, że Lupin zazwyczaj nie był masochistą, a obecnie starał się zniszczyć… farbę na ścianie, o tak.
Wszyscy ponownie znieruchomieli; Lunatyk zaczerwienił się z gniewu, a może ze wstydu; Peter po raz kolejny upuścił Czekoladową Żabę; James zaczął wydawać z siebie dziwny piszczący odgłos, taki jaki wydają osoby ni to się duszące ni to się śmiejące; Syriusz natomiast zamrugał. Dwukrotnie.
On i Lunatyk… Ale z tego Franka jajcarz! Choć patrząc na jego minę… On serio, że Łapa i Lunio…? Fuuuuuj.
– Oczywiście, że nie, bęcwale – prychnął Black, a następnie chwycił pierwszą lepszą rzecz, aby uratować choć resztki honoru Huncwotów. – Uczę go podrywać na lusterku!
I uśmiechnął się rozkosznie do swoje odbicia.
* * * * *
Dla wszystkich nieczytających HP (czyli ludzi, którzy nie wiedzą, co to życie):
* – Peleryna Niewidka to coś w rodzaju płaszcza, taka peleryna, która pozwala danej osobie ukrywającej się pod nią na całkowite zniknięcie. Jedna Insyngi Śmierci (dla tych serio niedoinformowanych: to tej trójkącik ze znaku Insygnii). Miał ją właśnie James Potter, później dostał ją Harry. Jedyny sposób, aby ujrzeć osobę, która ma na sobie tą Pelerynę, to spojrzenie na Hogwart przez Mapę Huncwotów (a to już sobie wygooglujcie, kochani ;p), gdy ta osoba się przechadza
** – Gra słowna. Syriusz był już w Hogwardzie, tak jak reszta Huncwotów (minus Lupin, on wolał wyć do Księżyca) animagiem, czyli czarodziejem, który może się zmieniać w dane zwierze. Postacią animagiczną Syriusza był właśnie pies (a raczej pieso-ponurak, ale ciii)
*** – Marauders, czyli nazwa właściwa (angielska) Huncwotów. Osobiście wolę ją, ale mimo wszystko jesteśmy w Polsce i piszę po polsku, soł… :’)
Czytałam to opko na Somebody Perfect. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego, ale to było świetne! Śmieszne, ciekawe… Super!
Po pierwsze, i najważniejsze, wyjaśnijmy sobie, że Rogacz, Łapa i Lunatyk są moją własnością i nikogo więcej. Każdy, kto mówi inaczej się myli. I mam gdzieś, że któregoś sobie zaklepałaś. Są moi :*
Co do treści, to gdzieś już to czytałam. Chyba właśnie na Sb Perfect. I nie zauważyłam za dużo błędów. Tam tylko raz źle odmieniłaś „łeb” przez przypadki, o ile dobrze pamiętam.
I nie prawda, nie wyprałaś ich wszystkich z charakteru. Według mnie są całkiem podobni, praktycznie idealnie.
Wrzeszczenie o małżeństwie Rogasia było tak strasznie w jego stylu XD A załamujący się Remus taki kanoniczny…
Chciałabym powytykać jeszcze trochę błędów, ale nie mam co. Następnym razem porób jakieś literówki, co? Będę mogła się pośmiać ;’)
Marauders są dużo lepszą nazwą od Huncwotów, zgadzam się. Tak samo Moony jest lepszy od Lunatyka i Padfoot od Łapy, i Prongs od Rogacza. A Glizdogon i Wormtail są tak samo obleśne, więc idealnie.
PS: Przepraszam za brak ładu i chaotyczność wypowiedzi.
Amadea
Zgadzam się w 100% w kwestii angielskich nazw. No kurde ‚rogacz’ i ‚łapa’. Ja się dziwię, że polskie odpowiedniki pozostałych to nie jest ‚ogon’ i ‚śpioch/księzyc’ po prostu ;’)
Opko cudne, najbardziej podobało mi się zachowanie Lupina. I na prawdę, jak przeczytałam fragment, że Potter się oświadczył, to byłam przekonana, że chodzi o Lily i aż się zdziwiłam, że ‚coo, tak już?!’. A tu proszę. Biedna Ann xD Choć pomysł na strój serca można wykorzystać… Idealne opowiadanie na dzień kobiet, szczególnie bacząc na listę (psycho)fanek panów w tekście wyżej 😀
czytałam to już! Super hiper mega cudowne! Idealne na dzień kobiet, szczególnie dla każdej Potterhead! 😀 A Dzień Orzeszka trzeba zalegalizować,niezwłocznie!
świetna praca, dokładnie- perfekcyjna na dzien kobiet.
Mi osobiście podobało się bardzo, czytało się lekko i w ogóle bez problemów. Włożenie was do tego opowiadania było pomysłowe, choć biedna Ann została psycho-wariatką. Pięknie! 😀
Nie pozostaje mi nic innego, niż czekać do przyszłego dnia kobiet, albo na wcześniejszy termin możliwości przeczytania podobnej pracy- na 14.02, czyli Dzień Orzeszka, rzecz jasna!