Chyba mi ten rozdział nie wyszedł, w moim skromnym mniemaniu. No ale… Dedykacja dla Pani D.
ZACZYNAMY TURNIEJ! 😀
Pragnę dodać, że na naszym oficjalnym blogu (Somebody) macie linka do ‚pod’bloga, gdzie znajdują się opisy bohaterów FT itp. 😉 Mi już zaczęły imienia bohaterów mylić (Co Pipes i Annuś nie mg mi wybaczyć xD), więc Wam pewnie tym bardziej… ;p
Całuski carmel
PS. Jestem dumna z tego zwrotu akcji na końcu (diabelski uśmiech) Dodam, że w mojej następnej części pojawi się jeszcze kilka…
PS2. JENY. SKOŃCZYŁY. MI. SIĘ. FERIE. UMIEEEEERAAAAAAM.
PRZED TURNIEJEM (GODZINA DZIEWIĄTA PIĘĆ)
TURNIEJOWE TRYBUNY
– Idź kupić sobie własny popcorn. – Wrzuciłam do ust trochę prażonej kukurydzy, a następnie sięgnęłam po następne kawałki maślanego popcornu. – Bo będziesz mi odkupywać!
Wywróciłam oczami, ale i tak znowu wyczułam smak soli, gdy przeżuwałam niesmaczną, przypalone ”białe” kulki. Były paskudne. Naprawdę, cholernie paskudne, miały smak węgla z przyprawami i margaryną. Mimo to jednak wyjadałam Dais popcorn nawet przed rozpoczęciem Turnieju. No przepraszam, ja tu kurna głodowałam, bo nie zjadłam śniadania! Uwierzycie, że mój kochany braciszek od serca – cudowny sędzia Tej-Cholernej-Gry – zaspał i skończyło to się na tym, że razem z Lolitą i Kenny’m musieliśmy biegać z nim na tworzącą się znikąd Arenę, bo nie mógł znaleźć listy uczestników, a i tak na całe szczęście ten blondyn, Milos, posiadał zapasową kopię tego papieru.
Oczywiście, Thomas ochrzanił nas, że mu nie przypomnieliśmy, że ten chłopak w sweterku to perfekcjonista. Mhm, taaa, bo to całkowicie nasza wina, że Sędzia po nocach włóczył się za olewającą go Laurą, Miss American, gdyż nie mógł sobie darować, że ta go olewała na całej linii.
Biedny Thomuś. Pewnie wariuje z takim okropnym rodzeństwem, które zupełnie mu nie pomaga.
– Kiwa, do jasnego gromu! – Oooo! Hłe hłe, ta laska nie wiedziała, na co się szykowała! Wzywała mojego Ziomka od Piorunów! – Zaraz każę ci uciąć język, jeśli nie odwalisz się od mojego jedzenia!
– Jestem głodna!
– To przekąska na Turniej! – upierała się Dais wykrzywiając swoje usta w grymas irytacji.
– Ale jestem głodna!
– To umrzyj z głodu i przestań kraść mój popcorn!
Dziennik Beznadziei: Głodowanie dzięki znajomej, która każe ci umrzeć. Milutko.
W odpowiedzi spojrzałam na nią jak na idiotkę i postukałam się w łeb, aby rzucić aluzję, że zwariowała.
– Nie stukaj się w głowę, i tak się do nikogo tam nie dobijesz.
Prychnęłam, a następnie skrzyżowałam ramiona na piersi oraz ostentacyjnie spojrzałam w bok. Co za bezczelność, mi tu brzuch się zapada normalnie, a ona mi nawet odmawia niesmacznego żarcia! Tak się nie robiło, no po prostu nie! Szczególnie, że od piętnastu minut siedziałam na trybunach na cholernie niewygodnym rażąco pomarańczowym krześle. Mhm. I potem jeszcze ci hipokryci mieli mi złe, że wyzywałam ich od Daltonistów! Przecież każdy wiedział, nawet te ich durne konie z doczepianymi papierowymi skrzydłami, iż orendż obecnie zalicza się do kolorów passe! Co za ignorancja!
No ale co zrobić z biedakami? Pewnie kiedy byli mali, niżsi nawet ode mnie i nie piszczeli jeszcze zabawnymi głosami z okresu mutacji, przeglądali kobiece magazyny w pewnej poczekalni, a ich wzrok przykuła jesienna kolekcja. Oczywiście kiczowata, bo pewnie te bachory nawet nie pomyślały o kupieniu porządnego magazynu, lecz i tak czy siak, zagapili się na chudą kobietę w pomarańczu. Okropnie dobranym pomarańczu, w zapewne szorstkiej wełnianej sukience i wielkim dopisku, czerwonym rzecz jasna: ”TAK SIĘ NIE UBIERAMY”. Jednakże oni byli wtedy dziećmi, toteż nie zrozumieli tego zdania.
I za parę lat kilku z tych Idiotów, przypominając sobie panią w orendżu, zadecydowało: Woah! Niech nasze ciucho-mundurki będą pomarańczowe, to jest podobno trendy!
Tak według mnie w tym Obozie narodziła się banda bezguści.
– Kiwa, no weź. Potem, jak zacznie się Turniej, zjemy. – Dais dała mi kuksańca w ramię, a ja odwróciłam się w jej stronę i zerknęłam na nią.
Większość Daltonistycznych Idiotów poubierało się w dwu- lub trzy- kolorowe ciuchy, które miały oznaczać, że trzymali kciuki za daną drużynę. Nawet moje policzki zdobiły dwie szare i czarne krechy oznaczające, iż liczyłam na zwycięstwo Oliwiera i Lolity. Reszta natomiast również skorzystała z farb plakatowych ukradzionymi dzieciakom Ifolla, jednak mniej dyskretnie niż ja. Całe ich mordy, czasem brzuchy, niekiedy ramiona wyróżniały się plamami poszczególnych kolorów, co kojarzyło mi się z bandą kibiców na meczach piłki nożnej. Na Ziomka od Piorunów, jak ja nie znosiłam tej gry!
– Kiwa? Żyjesz? Kiwaaaaa! Odezwij się, no! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Uch… Kocham Lolitę, ja i ona to jedność! Uwielbiam ją, mam zamiar się jej oświadczyć! Dostanę twoje błogosławieństwo?
Naprawdę. Grupa spoconych, rzadko przystojnych mężczyzn biegających w króciutkich spodenkach za piłką niczym napalone psy. Bardzo seksowne, tiaaa, jasne. Ale to nie wszystko! Ci Obozowicze od siedmiu boleści okropnie hałasowali; krzyczeli, mówili, wyjaśniali i podśpiewywali naraz, co tworzyło jeden wielki huk. Na tyle głośny, że nawet wydawało mi się, iż ktoś prosił o moje błogosławieństwo! Milutko, nie ma co.
– Kiwaaaaa! Bo zaraz zacznę wygłaszać poematy o pięknie Emeta i Sandry!
W przeciwieństwie jednak do tych plebsów którzy otaczali z każde strony mnie i Dais – siedzieli pod nami, obok nas i nad nami, horror normalnie! – córeczka Afro…zyny? ubrała się porządnie, znaczy się ładnie. Króciutka spódnica miniówka w lamparcie cętki, kaszmirowy sweter z dekoltem i wysoko upięte brązowe włosy z jasnym ombre oraz idealny smoky-eyes. Mimo że użyła za dużo szminki, bo nie mogła domknąć do końca ust, aż dziwne, że nie słyszałam, jak głośno oddycha. Nie no, to…
– AUA! – wrzasnęłam, gdy Dais wbiła mi swój wysoki obcas w nogę odzianą trampkiem. – Za co?!
– Za to, że mnie nie słuchasz. Zaczynam już przez ciebie oczekiwać godziny, aż wreszcie nie będę musiała się tobą zajmować, jak wakacji!
– Jeśli tu spędzasz wakacje, uznam to za komplement.
Mhm. Biedna córeczka Aforyty popełniła straszny błąd, a mianowicie: obiecała Oliwierowi, że sprawi, iż się nie zabiję. Czyli przysięgła, że zostanie moją niańką. Fajowo, prawda?
Jednak Dais nie odpowiedziała, bo zagapiła się na to… to coś, gdzie się odbędzie Turniej. Ta niby Arena była wielka, miała mnóstwa siedzisk, o których niewiarygodności właśnie mogłam się przekonać, lecz jej epicentrum, okrągłe niczym kula, zostało od nas oddzielone chyba szklaną taflą lub jakimś materiałem, dzięki któremu widziałam olbrzymią powierzchnię tego miejsca składającą się z mułu albo piachu. Zero maszyn tortur, bieżni do biegania, manekinów. Nic. Jak na jakieś Saharze za szybą!
Jedynym dodatkiem do tego to trybuny dla sędziów – drewniany stolik z jednym wielkim mikrofonem, aby cała trójka mogła do niego mówić; wygodne podstawki pod coca-colę; siedzenia, oczywiście ekskluzywne, w kolorze ciemnego karminu znajdujące się na podwyższeniu tak wysokim, że całą te budowle widzieli z odległości kilku metrów. Żyłam z nadzieję, że Thomuś rozwalił sobie fryzurę, kiedy tam się wspinał. Chyba nawet tak się stało, bo poprawiał on energicznie swoją czuprynę, a Nick i Vivie szeptali między sobą jedząc pączki. Pewnie dogadywali się, jak wywalić tego debila z trybunałów dla sędziów, aby mieli dodatkowy trzymak na picie i więcej żarcia. Oczywiście.
Zaraz, chyba powinnam powiedzieć słówko o tych ciamajdach, co mieli wygodne krzesła:
Jedyny w swoim rodzaju (Taaa, jasne…) największy Casanowa Obozu, miłośnik swoich włosów, fascynat denerwowania innych, początkujący cyniczny komik: Thomas!
Po środku siedziała urodziwa i piękna dziewczyna jak z okładki Vouge, miłośniczka Francji i starych płyt winylowych, dziewczyna mojego brata, Kenny’ego (Ej, to niby jego dziewczyna, a ja jej jeszcze nie poznałam! To nie fair! Co on, wstydzi się mnie? Psh): Vivie!
Natomiast tuż obok niej miejsce zajmował fan włoskiego, mistrz ”podrywania” dziewczyn na telefony komórkowe (Kurna, muszę zadzwonić do Scholi, bo wreszcie mi zabierze swoja komórkę), wielbiciel ‚walk kotów’: Nikolas!
– Co oni robią? – Dais wychyliła się nagle do przodu, przez co nie dostała prawie w swoją ładniutką twarz od gościa przed nami, który krzyczał, jaki obrzydliwy popcorn dały mu dzieciaki Hercosia!
Ha! Czyli nie byłam osamotniona z tym stwierdzeniem! Kiwa zawsze miała rację, a nie mówiłam?! Omomomo, powinnam zostać guru, no takim z ręcznikiem zwiniętym na głowie i dorysowanym trzecim okiem. Raczej zarabiałabym na tej pracy mnóstwo sałaty. I nie, moje kochane, niedoedukowane dzieci, nie myślałam o sałacie do jedzenia.
– Zakłady. – Usłyszałam, jak mówię i nie mogłam powstrzymać podziwu w swoim głosie.
To prawda, tuż przy szklanej barierze na lewo od nas zebrał się mały tłum składający się zarówno z dziewczyn i z chłopców. Przepychali się jeszcze gorzej niż ludzie przed nami na Trybunach, którzy zasłaniali nam widoki. Wszyscy ci próbujący sobie rozwalić zęby przy epicentrum chcieli jednocześnie, minus szarpania się za włosy, dorwać się do krzyczącej, roześmianej blondynki, która zbierała od nich kasę, tej cały Pyzy… Emy? Amy? Meli? Coś w tym guście. Blondi stała za przenośnym stołem oddzielającym ją od naładowanej hormonami grupy plebsów tuż przy tym swoimojcu, tym całym nerdzie… Johnny’m, tak, chyba miał na imię Johnny.
Zachowywali się bardzo źle i niestosownie pobierając od nich forsę, no bo… Że ja nie wpadłam na branie pieniędzy od tych Daltonistycznych jełopów! No kurna! Mogłabym na tym zarobić więcej sałaty niż na byciu guru! Te bachory pewnie nawet nie umiały liczyć i nie pamiętałyby, czy oddałam im wystarczającą ilość kasy. Jeeenyyyy.
– Nie Amy i Johnny, ale Hope i Will. – Dais wskazała ruchem głowy dwójkę osób znikając za wyjściem od areny Turnieju.
Wszędzie rozpoznałabym te jasne włosy z zielonymi pasemkami, to na sto zbyt optymistyczna córka Ipolla. Dzięki temu łatwo się domyśleć, że szła gdzieś razem z synem Hadzia, kochanym Willem. Mimo że normalnie już bym za nimi biegła, aby zobaczyć, co kombinują – od tak nikt stąd nie chciał nawet zwiać, aby mu nie zajęli miejsca, a to do tego przyjaciele Oliwiera i powinni go wspierać – pamiętałam, że Hope to siostra Alexa, z którym nie miałam ochoty mieć nic do czynienia.
No wiecie, sadystką nie jestem, a ta dziewczyna była aż za wesoła. Jeszcze ten wesołek jedynie udawała radosną i obecnie szykowała zamach stanu lub coś… Nie powinnam gadać z sadystką-terrorystką, przecież ja to tylko niziutką piętnastolatką z aspiracjami na zostanie seryjną morderczynią! Psh, na sto nie będę miała z nią wspólnych tematów! A te krzesła nagle zrobiły się bardzo wygodne, tak na marginesie. Szkoda wstawać.
Tyle że córki Afro…zyny? to najwyraźniej nie obchodziło. Kurna. Wredna zołza, nie doceniała nawet tego, że mogła gdzieś usiąść! Dzieci w Afryce głodują, a ona mimo wszystko chciała pobiegać i później zużyć potrzebną dla środowiska (i dzieci z Afryki) wodę.
Zobaczysz, Dais, za paręnaście lat, gdy twoje prawnuki nie będą miały ani co pić ani gdzie usiąść, i wtedy z pewnością podziękują swojej przodkini, która tak chętnie zużywała dobra dwudziestego pierwszego wieku! Zobaczysz! Choć nie, z naukowego punktu widzenia nie zobaczysz, ale… Wiecie, o co łazi, no!
– Kiw, idziemy na wycieczkę polegającą na śledzeniu dwójki podejrzanych. – Chyba zobaczyła moją mimikę, bo uniosła brew. – No co? Aby utrzymać się jako naczelna plotkara Obozu, muszę o wszystkim wiedzieć. Ruchy, bo jeszcze nam zwieją!
Tak oto wygląda rola niańki według niewżytej córki Afrodyty, której nie obchodziły dzieci z Afryki.
A teraz przepraszam, muszę gonić innych herosów i jednocześnie kombinować, czy dałabym radę teraz spisać testament. Testament Dais, oczywiście.
Bo gdy ją ci z jakieś ochrony Dzieci z Afryki dopadną, to słabo będzie, oj, słabo. Przynajmniej prawnuki kiedyś będą mogły się chwalić, że ich prababka nie zużywała zbytnio cieczy do picia.
Ha! I znowu wszystko jest różowe! Optymistka ze mnie na sto dwa, juhu!
KURNA. ZABIJĘ TEGO FACETA, CO ZROBIŁ TAKIE WYSOKIE SCHODKI NA TRYBUNACH. I TYCH LUDZI, KTÓRZY MI SIĘ TAK BEZCZELNIE NAD GŁOWĄ PLĄTALI. I DAIS, ŻE TAK SZYBKO ZASUWA W SZPILACH! ZADŹGAM NORMALNIE!
Ale… zaraz, co mówiłam? No tak; optymistka ze mnie na sto dwa, prawda?
* * *
PRZED TURNIEJEM (GODZINA DZIEWIĄTA DWADZIEŚCIA SIEDEM)
KRZAKI OBOK DOMKU ”IPOLLA” (BAWIENIE SIĘ W AGENTÓW ŚLEDCZYCH)
– Już nie wstanę – jęknął Will padając na trawę pod ciężarem kabli.
– WILL! – Nie wiedziałam, co strzeliło Dais do łba, że nagle się ujawniła, ale ten krzyk zadziałał na chłopaka niczym kubeł zimnej wody.
– O bogowie. Jednak wstanę. – Zerwał się z ziemi, a przynajmniej próbował, bo znajdował się pod stosem ciemnych łączy, więc i tak czy siak wylądował na glebie z głośnym trzaskiem.
Przejechałam ręką po twarzy. Córka Afrozyny od ostatnich pięciu minut warczała do mnie, iż miałam nie zdradzić naszego położenia obserwatorskiego, czyli krzaku tuż przy Domku Ipolla (?), gdzie weszli syn Hadzia i Hope, lecz teraz sama z siebie niespodziewanie wyskoczyła zza zarośla razem z gałązkami we włosach i pogiętą bluzką. Stała tak przez chwilę zarumieniona ze szczęścia, że dorwała Willa, wręcz piszczała jak na zespole ulubionej kapeli. Szczerze mówiąc, może naprawdę uznała, że Will to jakaś gwiazda rocka? Cechował się ciemnymi, przydługi włosami wpadającymi mu do granatowych oczu otoczonymi cholernie długimi rzęsami, za które dziewczyny dałyby się pokroić. Do tego: delikatne rysy twarzy; wąskie, ostro zarysowane usta; wysokie kości policzkowe i szelmowski uśmiech, który nawet teraz, gdy jego twarz wisiała tuż nad błotem, nie znikał mu z tej ślicznej buźki.
Był słodki. Wyglądał jak chłopak ze szkolnej kapeli, ten gitarzysta z wyszczerzem, który powalał płeć żeńską na kolana, ale do żadnej tak naprawdę nie startował. Żyjący w wiecznym przyjacielstwie ze ślicznotkami i gadający całymi dniami z laskami.
– Williamie! Ty leniu, mamy dużo pracy, nie… – Hope zeskoczyła z tarasu swojego Domku i zamarła w pół ruchu z delikatnie otwartymi ustami, pewnie dopiero zauważyła Dais oraz moją wspaniałą osobę wychodzącą z góry liści przytwierdzonych do cienkich gałązek.
W pierwszej chwili córka Ipolla wpatrywała się z szokiem w radosną Dais i sprawdzającego miękkość ziemi Willa, podczas gdy ja wyszłam z zarośli i zaczęłam otrzepywać dżinsy. Jako że reszta tych plebsów z Obozu dla Młodocianych Recydywistów obejmowała teren Trybun bądź szykowała się do Turnieju, byliśmy tutaj sami, co tylko powiększyło lodowatą ciszę między nami.
Oczywiście, nie mogło być do końca cicho. Ptaszki podśpiewywały tak piskliwie, że zapragnęłam schować łeb w piach. Letni wietrzyk delikatnie szumiał i owijał nasze ramiona niczym macki, co zresztą wydawało się niemal masakryczne. Prawie jak ośmiornica z tymi długimi ramionami, kiedy łapała swoje ofiary i wyjadała im mózgi. Choć nieeee, te głowonogi nie wyjadały móżdzków. Chyba. Raczej. Tak na pięćdziesiąt procent, rzecz jasna. Wiadomo przecież, że istniały takie ośmioramienne stworzenia, które pożerały ludzkie ”umysły”, choć, jeśli się tak dokładnie zastanowić nad tą sprawą, w dzisiejszych czasach mało osób mogłoby się pochwalić dostateczną zawartością szarych komórek, które tak lubiły ośmiornice-ludożercy. Lub kałamarnice-ludożercy. Zależy od tego, co ostatnio jadłeś na lunch i czy rodzina tego biednego, morskiego stworzenia to mściwusy. Jeśli tak, spodziewaj się obudzić rano z otwartą czaszką i wątróbką z resztki (nie)dostatecznej ilości jądra nerwowego.
Można nawet wymyśleć przepis do tego dania:
Na początku, kochana ośmiornico (albo kałamarnico), musisz dorwać paru smacznych ludzi. Polecamy szczególnie atakować tych w białych kitlach i z kodeksami prawa w rękach, im więcej szarych komórek, tym bardziej wątróbka będzie chrupiąca! No dobrze, kiedy już dobrałeś/aś się do ich móżdzków, masz za zadanie ruszyć jedną z tych swoich macek i pokroić główną część układu nerwowego w drobną kosteczkę. Następnie rozgrzej patelnie, dodaj trochę oliwy (Najlepiej z oliwek, bądźmy eko!) i wrzuć swoją przyszłą wątróbkę na…
OK. Dość. Zrobiło mi się niesmacznie, a to już coś znaczy. To…eee… kiedy podsmażymy, wrzucamy na talerz z ostryg i bon appetit! Wątróbka a’la Kiwa! Hurrra!
– Will, uciekamy w tej chwili! – pisnęła Hope do przygniecionego kablami syna Hadzia, a ja spojrzałam na nią niczym na debilkę. Żartowałam z tą wątróbką! Przecież nikt nie zje takiego żarcia podanego na talerzu ostryg. Każdy na sto wiedział, że trzeba dawać mózgo-wątróbki z oliwkami,heloł! To najbardziej oczywista oczywistość, jeny. W tym Obozie serio nie edukowali.
Jednak jasnowłosa musiała mieć bardzo poważne braki w wiedzy, niemalże krytyczne, bo naprawdę rzuciła się do ucieczki, krzycząc coś jeszcze do syna Hadzia. Dais, dość bezmyślnie jak dla mnie, pobiegła za nią na swoich wysokich szczudłach. Psh. To nie fair, że ja wywalałam się na wysokich obcasach, a ona zasuwała niczym kangurzyca. Normalnie hop, hop i tylko hop. Psh do kwadratu.
– Hope sobie chyba ze mnie żartuje – prychnął Will przewracając się na prawy bok, więc jego tęczówki spotkały się z moimi i chłopak posłała mi lekki uśmieszek. – Hej, Kiwa. Widzę, że ty również zaczynasz grać rolę w moim życiu, czyli jednej wielkiej komedii absurdu. – Podeszłam do niego, a następnie tuż przy nim przykucnęłam i odgarnęłam mu ciemną grzywkę z twarzy. Miał chłodną skórę, mimo że temperatura w tym Obozie zapewne dobiegała trzydziestu stopni Celsjusza.
Pokręciłam przeciwnie głową.
– Moje życie to jedna wielka komedia absurdu, no chyba, że mi je ukradłeś. Wtedy bym ci nie tyle dziękowała, co dopłacała, abyś je zachował. – Po chwili wahania usiadłam przy nim na ziemi, choć wewnątrz wzdrygałam się od tych wszystkich zarazków w próchnicy.
Fujka na maksa. Jeśli coś złapię, pozwę cię Will!, albo pozwę Lolitę. Zależy, ale wydaje mi się, że oskarżenie Lol bardziej zadziałałoby na niego niż wysłanie mu aktu dokonania zbrodni z jego imieniem. Fascynujące. Ale nie tak bardzo jak Hope i Dais biegające w kółko wokół jakiegoś jasnego domku ze spadzistą bordową dachówką. Nie no, te to mają zajęcia, nic nie robić, tylko patrzeć i podgryzać paluszki. Słodziaśnie.
– Raczej nie, mój żywot to od zawsze jeden wielki absurd. – Uśmiechał się jeszcze szerzej niż chwilę wcześniej. – Ale zawsze też miałem słabość do ciemnowłosych dziewczyn, więc jak chcesz, mogę się nim z tobą podzielić. – Puścił do mnie oczko, a ja parsknęłam śmiechem.
O tak. Biedaczek leżał przygnieciony sznurkami od maszyn i pewnie w tej chwili łaziły po nim jakieś robactwa, ale co tam! popodrywa nową w Obozie na absurdy swojego życia. Bogowie, on był tak dziwacznie uroczy, kiedy wpatrywał się we mnie niewinnie tymi oczkami, a usta wykrzywiały mu się w cyniczny uśmieszek… Jak Lolita go nie zachce, ja go biorę i voila! Postanowione i wszystko ustalone. No dobra, nie wszystko, bo sam zainteresowany o tym nic nie wiedział, ale ciii. Wszystko w swoim czasie, kochaniutcy. Bo, dziewczęta, pamiętajcie: chłopcy nie muszą o wszystkim wiedzieć, o nie. Im więcej sekretów, tym lepiej, tak radzi wasza Sercowa Amorka Kiwa. Uwierzcie mi, płeć męską kręci tajemniczość. Tylko nie nadmierna, bo to dołujące, gdy mężczyzna pyta o imię, a baba każe mu zgadywać. A potem się dziwi, że dopytuje się, czy aby na pewno nie nazywa się ”Brunhilda lub Zenka”. Mhm. Trzeba mieć wyczucie, moje drogie!
– Zapamiętam na przyszłość. Jakby co, to zgłaszać się do ciebie po pierwsze gorące romanse mojego króciutkiego życia – odparłam śmiertelnie poważnie zachowując przy tym kamienną twarz.
– Gorące i namiętne, panno Lein, gorące i namiętne. Ale to już lepiej sobie zanotuj, bo z pamięcią u kobiet jest momentami krucho. – Wyraz jego mordki tak samo jak mojej nie zdradzał ani ciupki rozbawienia.
Przez chwilę mierzyliśmy siebie spojrzeniami, a nasza wargi zaczęły podejrzanie unosić się do góry i nie wytrzymaliśmy – zaczęliśmy się naraz śmiać, głośno i dziko. Odchyliłam swoje ciało do tyłu, tak że opierałam się w chwili obecnej na łokciach, a Will dalej leżał. Gdyby nie nasze pozycje, ta sytuacja wydawała się całkiem podobna do mojego pierwszego spotkanie z Johnny’em i Pyzą… tą, Emy lub Amy. Choć wtedy niby wszystko zaczęło się inaczej.
– Dość, dość. Muszę wyjść spod tej góry zardzewiałych łączy. – Spojrzał na mnie intensywnie wyginając wargi w uśmiech – Pomożesz?
Wpadłam na złośliwy plan, więc oznajmiłam:
– Jasne. – I uniosłam prawą dłoń do góry, aby przyjrzeć się swoim paznokciom.
Były w niezłym stanie patrząc na to, że nie posiadałam ani odżywki lub maseczki do nich, choć reszta bezbarwnego lakieru przestała tak lśnić w słońcu. Hmm, może tak…
– Kiwa, to pomóż zdejmować ze mnie kable – powiedział ciemnowłosy.
– Przykro mi, Will, ale ja jestem ta ładna i mądra. To ty tutaj możesz bawić się w siłę roboczą, ja będę ciebie nadzorować. – Posłałam mu promienny uśmiech, a syn Hadzia jęknął.
– Gorsza od Hope.
– Mogę to uznać za komplement?
Nie odpowiedział, bo w tej chwili nadbiegła zziajana oraz czerwona na twarzy Dais i kiedy tylko znalazła się przy nas, pomachała ręką i oparła dłonie na swoich zgiętych kolanach, ciężko oddychając. Zachowywała się jak pies po przewieszce w parku, tylko brakowało jej kryształowej obroży! Tak więc przez sekundę patrzyłam na nią z rozbawieniem, gdy dobiegła do nas w podskokach uśmiechnięta i zupełnie niezmęczona Hope, a potem klapnęła tuż przy mnie. Nie przejmowałam się tym, tylko obserwowałam córkę Afrozyny, bo zaczęła coś mi pokazywać na migi.
Machała teraz obiema dłońmi jakby prowadziła… młyn?
– Zaraz, zaraz, wiem! Emmm… Mielisz zboże? – zapytała córka Ipolla.
– Raczej truskawki – poprawił ją Will.
– Lub udaje, że pracuje w młynie jako pasterz. – Obdarzyli mnie wzrokiem pod tytułem: ”Idiotka”. – No co? Pasterze nie pracują w młynie? Może jeszcze mi powiecie, że surykatki naprawdę istnieją? Przecież każdy wie, że są wymyślone tak jak Kuba Rozpruwacz!
Dais przejechała dłonią po twarzy, tak samo Will, a Hope wyszczerzyła się do mnie. Jeny, jakie oni mają braki w edukacji! Serio, masakra. Jeszcze mi powiedzą, że Stephan King to prawdziwe nazwisko autora ‚Lśnienia’. Pff, idioci, nie dzieci. Albo bardzo niededukowane dzieci, kto jak woli.
– Nie-e – wykrztusiła z siebie córka Afrozyny – My… my im po-pomożemy w tym planie. – I padła plackiem na glebę z wyczerpania.
Zamrugałam oczami.
– Dais, dlaczego powiedziałaś o sobie formą mnogą?
Ale już znałam odpowiedź na to pytanie. Kurna. Oni chcieli mnie wrobić w… w…
Ej. Nie wiedziałam nawet w co chcieli mnie wrobić!
Dziennik Beznadziei: Niewiedza, w co chcą ciebie wrobić.
Taaa… Ale na pewno pragnęli na mnie zwalić coś okropnego! Na sto! Ale ja pokrzyżuję im plany i nie dam się im wrobić w… to coś w co chcą mnie wrobić.
Oczywiście.
* * *
PRZED TURNIEJEM (GODZINA DZIEWIĄTA PIĘĆDZIESIĄT TRZY)
PEWNE NIEOKREŚLONE MIEJSCE
– Spędzam z wami ostatnio za dużo czasu – trajkotała do mnie i Hope Dais – Jak tak dalej pójdzie, będę musiała wam zacząć piec orzechowe ciasteczka. Nie możecie wyglądać szczuplej ode mnie!
Słysząc to, Hope roześmiała się radośnie odchylając przy tym do tyłu głowę, tak że jej kolczyk w języku był teraz idealnie widoczny i połyskiwał przez słabe światło żarówki. Ja natomiast ukryłam uśmiech i zamiast tego zmarszczyłam brwi:
– Nie jem orzechowych, chcę czekoladowe – zażądałam. No co? Jak już proponuje, to niech przynajmniej zrobi dobre!
– Ale…
Dais nie dokończyła, bo wtedy rozległo się głośne uderzenie z tyłu za nami i nagle całe pomieszczenie wypełniło się śmierdzącym, gorzkim dymem w barwie jasnej szarości. Wszystkie trzy naraz zakaszlałyśmy, po czym Dais warknęła:
– Hope!
– Czemu krzyczysz na mnie? To nie moja wina!
– Bo siebie nie mogę krzyczeć! – westchnęła – A niestety ja kazałam Willowi zająć się sprzętem!
Z rozbawieniem oddaliłam się od dziewczyn wykłócających się niczym dwie przekupki i podeszłam bliżej miejsca, skąd wybuchała ‚mgła’ zanieczyszczająca powietrze. W pierwszej chwili nic nie widziałam, wszystko miało intensywnie szarawą barwę i dopiero po chwili, kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do tego koloru, udało mi się w miarę ujrzeć syna Hadzia, a raczej jego ciemne włosy i bladą cerę. Jeny, normalnie jak gapienie się na przewodzącego gromadą żywych trupów, masakra na sto dwa. Prawie taka jak ośmiornice jedzące nasze mózgi! Tylko że dla zombie mogą być nawet te z brakiem szarych komórek… Uj, czyli wreszcie Esmeralda i Rowllens są zagrożone, jak milutko.
Chłopak również zauważył, że zbliżałam się do niego, bo złapał mnie za ramię. Następne parę kroków wykonałam pod jego przewodnictwem. Jasne, niby wszystko jak w jakimś tanim horrorze; ktoś łapie dziewczynę, gdy jest ciemno i pragnie ją zadźgać i bogowie jedni wiedzieli, co zrobić z jej ciałem, no ale jakoś się nie przejmowałam. Byłam zbyt podjarana ich planem. Masakrycznym, zwariowanym oraz sadystycznym planem, toteż wiedziałam, że wyjdzie. Takie pomysły zawsze wychodzą.
Najdziwniejsze okazało się jednak to, gdy nagle w tym całym dymie ujrzałam jasną poświatę, nieco niebieską, tak jak od ekranu telewizora. Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając, a Will szepnął:
– Udało mi się. Teraz to my możemy relacjonować Turniej.
* * *
TURNIEJ (GODZINA DZIESIĄTA)
POD TRYBUNAMI SĘDZIÓW (DOSŁOWNIE)
– Will, kiedy mikrofony będą już zasuwać? – zapytała niecierpliwie Hope, choć z jej twarzy nie szeroki promienny uśmiech.
Z zaciekawieniem zerknęłam na Williama, który właśnie, jak domyśliłam się po odgłosach, próbował na chybił trafił połączyć jakieś kabelki. Chłopak najwyraźniej nie przejął się pytaniem blondynki, bo nadal spokojnie (wciskał jak małe dziecko wszystkie kontakty od tego badziewia w inne łączniki i co chwilę warczał: ”To się chyba zepsuło”) starał się dopasować komputerowe sznureczki do siebie. Robił to siedząc na podłodze, długie nogi miał wyciągnięte przed siebie, no chyba że to kończyny córki Ipolla, a plecy opierał o ramię gapiącej się w ekran, podłączony do mini telewizorka Sędziów, Dais.
Musiałam mimo wszystko przyznać, że byłam pod wrażeniem tej całej podróży cieniem w jego wykonaniu. Minus tego, że prawie mu nie zwymiotowałam na buty, bo zrobiło mi się niedobrze od tego mroku i zimna w tym… ”korytarzu”, dzięki którym nas i sprzęt przeniósł w środek trybunału Sędziów. Tak dosłownie. Okazało się, że niby wieża Vivie, Nicka i Thomasa tak naprawdę to nie wieża, a wybrakowane coś. Taka statuetka wykonana z kartonu, w środku nic nie ma, pusta przestrzeń. Podobno Pan D. czy tam G. oszczędzał na funduszach, więc odwalił im takie badziewie. Hłe, hłe, oczywiście, na naszą korzyść.
No dobra, nie do końca. W tym pomieszczeniu, które znajdowało się tuż pod trybunami Sędziów – ich podłoga była naszym sufitem – nie znajdowały się żadne okna ani drzwi, nie było przez to tu promienni słonecznych, więc jedyne światło występowało w roli słabej poświaty telewizora czy tam innego żelastwa. Jeśli dodać do tego wielkość tego obszaru i ilość znajdujących się tutaj osób, mogłam dostać nie tyle klaustrofobii, co ludziofobii. W takiej sytuacji naprawdę przydałaby się ośmiornica z chętką na wątróbkę z móżdżków. O taaak.
Ja natomiast w przeciwieństwie do rozwalonych na sobie nawzajem Willu, Dais i Hope, którzy chyba nie znali moich planów o użyciu przepisu na wyśmienitą wątróbkę, siedziałam z boku w rogu, próbując przy tym wyblakłym świetle wyłapać kontury danej osoby. Hope chyba…
– ZACZYNA SIĘ! – wrzasnęła na całe gardło córka Afrozyny i wszyscy naraz doskoczyliśmy do telewizora.
No cóż, te ”wszyscy” nas zgubiło, bo każdy wywalił się na siebie nawzajem i skończyło się na tym, że ja leżałam na brzuchu… chyba blondynki, a mnie z pewnością przygniatał syn Hadzia, gdyż czułam jego smukłe palce zakrywające mi nos.
– Dais, cicho. Już wcześniej darłyście się, przynajmniej tera…
Nie skończył, ponieważ zaczęłam prychać, a raczej piszczeć: szatynka z ombre przywaliła mi z plaskacza w ramię:
– Przesuńcie się, przez was nic nie widzę!
Hope starała się wyślizgnąć spode mnie niczym ryba, co w pierwszej chwili zabawnie łaskotało, ale potem zabolało, kiedy na serio jakimś nieludzkim cudem przestała być naszym ”chlebem” w tej kanapce. Przywaliłam, dzięki ciężarowi Willa ze zdwojoną siłą, prosto w tą starą, metalową i zakurzoną podłogę policzkiem, co skwitowałam głośnym jęknięciem. Syna Hadzia natomiast znowu zakrył mi dłonią mój narząd węchu.
– Dais, masz…!
– Will. To. Mój. Nos. – Chłopak jak oparzony zdjął rękę oraz mruknął:
– A nie mówiłem? Już teraz zaczynamy gorące i namiętne romanse po ciemku.
Mimo wszystko, dzięki Ziomkowi od Piorunów, zszedł ze mnie, więc wyprostowałam się i wbiłam wzrok w ekran, na którym w chwili obecnej widziałam idealnie prostokątne plansze oraz Obozowiczy wjeżdżających na piaskowe pole od Turnieju. Przed oczami przeleciało mi mnóstwo nieznajomych twarzy, jednak zauważyłam też Oliwiera, Laurę, Lolitę i… Ej, zaraz, czy to nie Rowllens upuściła sobie nagle miecz na stopę?! Buahaha, jaka ciamajda! Nie no, biedny Oli, aż schował twarz w dłonie… Nie dziwiłam mu się, ja bym napisała sobie na koszulce: ”NIE ZNAM TEJ OFIARY”, co najmniej. Albo wyjechała z kraju jakbym nie miała możliwości przynajmniej udawać, ale na szczęście Rowllens to nie moja rodzin… O bogowie. BOGOWIE. ONA NIE JEST OZNACZONA. ONA JEST NIEOZNACZONA. ONA MOŻE BYĆ MOJĄ SIOSTRĄ… ESMERALDA TEŻ!
W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że mogę zrobić tylko jedną rzecz.
– Kiwa, czy ty się modlisz?
– Błagam was na górze, jeśli macie choć gram litości do mojej wspaniałej osoby, sprawdźcie, aby te dwie nie były moimi siostrami… Błagam, zlitujcie się nade mną! Czeka was dożywotni zapas makaronu z serem, jeśli moje pokrewieństwo z nimi będzie znikome! – Niemal widział miny reszty, które opisywały mnie słowem ”Świruska”.
Nie skończyłam jednak modlitwy, bo nagle rozległ się czyjś głos, przynajmniej o cztery decybele głośniejszy niż powinien być:
– Do wszystkich Obozowiczy, driad, satyrów oraz bogów. No i oczywiście do pięknej Laury – zagrzmiał skądś Thomas, a ja zakryłam sobie uszy dłońmi. – Rozpoczynamy… TURNIEJ!
Mogłam jedynie obserwować Arenę Turniejową, więc nie widziałam mordki mojego braciszka od serca, ale na sto był zachwycony słysząc taki głośny aplauz po swojej wypowiedzi. Nie to co uczestnicy Turnieju, którzy wydawali się zagubieni. Rozglądali się po wszechobecnej Saharze mówiąc coś do swoich drużyn, ale niestety ich nie słyszałam. NIE TO CO PEWNEGO ŁOMA, KTÓRY DARŁ SIĘ PROSTO POD MOIM ŁBEM! Dosłownie!
– Will, ścisz mojego słodkiego Thomasa! – zawołała Dais, a ja przytaknęłam z odruchu.
– Staram się! – Syn Hadzia siedział chyba tuż pod ekranem – Ale podłączyliśmy swój telewizor, głośniki i mikrofony, na razie nie działające, do ich sprzętów, więc mamy… polepszaną jakość, jakbyśmy stali obok nich – próbował wytłumaczyć.
– Jeśli jeszcze raz będę musiała wysłuchać wrzasku mojego idiotycznego brata, to…
– JAK WIECIE TURNIEJ JEST PODZIELONY NA TRZY PLANSZE W KAŻDYM POZIOMIE! – Jakie to kochane. Thomas nawet podświadomie wyczuwał, kiedy mi przerwać wypowiedź! – DZISIAJ NASI ZAWODNICY BĘDĄ MOGLI WYPRÓBOWAĆ PLANSZĘ NEMEZIS, PLANSZĘ POSEJDONA I PLANSZĘ DEMETER!
Próbowałam wstać, aby dorwać Willa i wrzasnąć mu do ucha, żeby rozwalił te okropne głośniki, jednak potknęłam się o kogoś i poleciałam na kolana którejś z dziewczyn. Po kwiatowych perfumach wyczułam, że chyba na kolana Dais.
– Ciiiii!
Starałam się wstać, ale znowu wylądowałam na jej kolanach, choć przynajmniej teraz ujrzałam ekran. Nasi uczestnicy Turnieju wpatrywali się gdzieś w górę, pewnie patrzyli na wrzeszczącego Thomasa. Ich miny bardzo się od siebie różnili; jedni byli niemal znudzeni tak jak Lolita, inni wyglądali na zadowolonych z siebie niczym Alex, albo mieli ogólną załamkę na mordkach jak Oli. Nawet gdy nie mieli na twarzach kominiarek, trudno mi było ich rozróżniać. Każdy paradował w czarnym stroju, który przylegał do ich ciał jak druga skóra oraz podkreślał sylwetki tych (wreszcie) Nie Daltonistów.
Musiałam przyznać, że Alex oraz Jack-Jake, czy coś takiego, naprawdę prezentował się bosko w tym ciuchu. Dokładnie zarysowane szerokiego ramiona, tricepsy i mięśnie brzucha… Wow. Naprawdę, tacy chłopcy powinni mieć zakaz zakładania koszulek. Chociaż przyznam, że płeć przeciwna również mogła się popatrzeć choćby na śliczną Laurę; tą laskę z ciemną cerą i afro na łbie, która posyłała sobie z Jackiem-Jake’iem uśmieszki; lub pogapić się na czarnowłosą Lolitę, która bez obcasów wydawała się chyba mojego wzrostu. Zresztą to serio dziwne, niby ”puszczają” Lol w telewizji, a Will… A. No tak.
Musiałam przyznać, że Alex oraz Jack-Jake, czy coś takiego, naprawdę prezentował się bosko w tym ciuchu. Dokładnie zarysowane szerokiego ramiona, tricepsy i mięśnie brzucha… Wow. Naprawdę, tacy chłopcy powinni mieć zakaz zakładania koszulek. Chociaż przyznam, że płeć przeciwna również mogła się popatrzeć choćby na śliczną Laurę; tą laskę z ciemną cerą i afro na łbie, która posyłała sobie z Jackiem-Jake’iem uśmieszki; lub pogapić się na czarnowłosą Lolitę, która bez obcasów wydawała się chyba mojego wzrostu. Zresztą to serio dziwne, niby ”puszczają” Lol w telewizji, a Will… A. No tak.
– Williamie, nie gap się na Lol, tylko pracu…
– Nie gapię się – odparł z godnością syn Hadzia.
W odpowiedzi wszystkie trzy parsknęłyśmy:
– Jaaaaasneee.
– Mhm, oczywiście.
– Już ci wierzymy.
– Naprawdę się nie gapię! Dopadłem ją już przed Turniejem i powiem wam, że miała zachwycająco dobry humor! Ani razu nie próbowała mnie nawet walnąć w twarz! – pochwalił się, a ja roześmiałam się razem z Hope. – A teraz przepraszam, moje piękne koleżanki, ale staram się podłączyć mikrofony.
– W TEJ CHWILI BĘDZIECIE MOGLI ZOBACZYĆ WYCZYNY NASZYCH HEROSÓW NA PLANSZY NEMEZIS. ZACZYNAMY! – wydarł się Nick, a tłum ryknął z uciechy.
Natomiast Arena Turniejowa zaczęła się zmieniać. Nie widziałam, co tam się działo, bo piach uniósł się nagle do góry i zasłonił cały obraz. Syknęłam przez zaciśnięte zęby: Co jest?
– Podmieniają pole, laski, bez spiny – powiedziała córka Ipolla.
– Pewnie zaraz ukaże się ta plansza – dodała Dais. – A zresztą, co mnie plansza, ja żałuję, że nie mogę zobaczyć Thomasa w tym turniejowym wdzianku! Pomyślcie, te jego bicepsy…
– Bicepsy? Psh, co ty? On by raczej sobie powkładał poduszeczki i na nie podrywał dziewczyny – przemówiłam głębszym głosem. – Cześć, mała, chcesz dotknąć mojego bicka? Zobacz, jaki miękki!
Dais zachichotała, podczas gdy Hope zaczęła świergotać jeszcze wyższym głosem.
– Och, Thomasie! Twoje poduszki są takie sexy. Pojedźmy razem z nimi w stronę słońca twoją bryką!
W telewizorze dalej utrzymywała się zamieć, więc nie rozumiałam, czemu Will gadał:
– Laski…
– Cicho. – Następnie znów udawałam Grupowego Tanatosa. – Ale mała, ja nic nie mówiłem o moim aucie. Ostatnio je wypolerowałem, nie dam wejść takiemu paszczurowi jak ty do mojego cudeńka. Jeszcze je pobrudzisz lakierem do włosów!
– Dziewczyny… – przemówił syn Hadzia ostrzejszym tonem.
– Ależ Thomasie, przecież ty sam wystarczysz, aby wspomóc tworzenie się dziury ozonowej. O ilości zużytych przez ciebie środków do czupryny piszą ballady! – Trochę dziwnie się słuchało Hope, która gadała poprawnie, a nie slangiem, jednak obecnie nawet ja musiałam się uśmiechnąć.
Nieźle.
– DZIEWCZYNY, DO CHOLERY! – wrzasnął na nas Will.
– CZEGO?! – odkrzyknęłam naraz z Dais lub córką Ipolla, sama nie wiedziałam.
– MIKROFONY SĄ WŁĄCZONE OD DWÓCH MINUT! WSZYSCY WAS SŁYSZĄ!
Zapadła cisza.
– O kurwa – wyrwało się córce Afrozyny, podczas gdy ja ukryłam twarz w dłoniach.
Jeny, to… cały Obóz słyszał mnie przedrzeźniającą Thomasa? Ci na Arenie też? CO. ZA. WSTYD. Bogowie. Naprawdę, naprawdę, naprawdę, co za wstyd! Dobrze, że nie widzieli mojej mordki, bo w chwili obecnej czułam piekące wypieki. Zamiast tego, nadal leżałam na kolanach Dais zawstydzona na śmierć. Taaak. Kiwa Lein, prawdopodobna córka Tanatosa, umrze śmiercią gorzką ze wstydu.
Milutko.
Wiedziałam jednak, co zrobić, aby odwrócić ode mnie uwagę:
– A DAIS PODOBA SIĘ THOMAS! – krzyknęłam, przypominając sobie, jak mówiła o jego ”bicepsach”.
– Mała, to akurat już wie każdy od dawna – rzuciła Hope.
-… no dzięki – mruknęła Dais.
Wtedy usłyszałam spokojny oraz zabójczo gładki ton mojego brata, choć niespecjalnie mnie obchodziło, co tam jęczał. Jak na razie umierałam ze wstydu, a i chyba na ekranie przestawało być tak piaskowo, może już plansza była gotowa?
– Moja droga Kiwo, siostro od serca, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że…
– Woah, Will, ty bystrzaku, i jeszcze go ściszyłeś! To spoko, łeb mnie bolał od jego wkurzającej dykcji! – Wychwyciłam perlisty śmiech Vivie z powodu prawdomówności córki Ipolla i jakiś komentarz Nicka, jednak widocznie Thomas odciągnął od nich mikrofon, bo słabo ich słyszałam.
Niemal widziałam mojego brata siedzącego przy biurku i ściskającego głośniki dłońmi tak mocno, że pobielały mu knykcie. Na te myśli od razu poprawił mi się humor.
Syn Hadzia wyraźnie także poczuł się skory do zaigrania z mojego braciszka, bo zawołał:
– Hope, ciszej, bo zauważy, że siedzimy pod ich biurkiem!
Rozległ się odgłos, jakby ktoś starał się wywalić mebel, więc zaczęliśmy się śmiać. Bogowie, Thomas naprawdę musiał być desperatem, skoro dał się nabrać na taki oczywisty kawał. No tak, pewnie te jeżdżenie po nim przy ładnych panienkach z Obozu go wkurzyło. Biedny Thomuś! Już pewnie nigdy żadna landryna nie spojrzy na niego z takim uwielbieniem jak wcześniej!
– Zaraz! Na ekranie coś widać! – syknęła Dais, a ja wbiłam wzrok w urządzenie.
To prawda, na telewizorze pojawił się wreszcie obraz, a raczej kilkanaście obrazów, gdyż na każdą osobę przypadał jeden mały kwadracik. Teraz wszystkie mordki uczestników Turnieju zdradzały szok i niepewność, każdy rozglądał się niemal panicznie po małym, śnieżnobiałym pokoiku, który należał tylko do niego. Niektórzy nawet powyjmowali miecze, albo zaczynali walić w jasne ściany, choć i tak najśmieszniejszy widok był jak Lolita zaczęła ziewać z niewyspania. Ogólnie jednak to nieźle, jak na Arenie znikąd pojawiło się kilkanaście mieszkanek? Jeny, masakra. Chyba serio mój Ziomek od Piorunów znał się rzeczy, bo nie wydaje mi się, aby Obóz posiadał taką technologię.
– UWAGA! – śpiewnie zaczęła wywód Vivie. – OTO PRZED WAMI PLANSZA NEMEZIS, BOGINI ZEMSTY. KAŻDY Z WAS, TURNIEJOWCY, MOŻE WYMYŚLIĆ JAKĄŚ SYTUACJĘ LUB SCENERIĘ, DZIĘKI KTÓREJ BĘDZIE MÓGŁ SIĘ ZEMŚCIĆ NA DANEJ OSOBIE, KTÓRĄ WYBIERZE DLA WAS SAMA BOGINI ZEMSTY! PAMIĘTAJCIE JEDNAK, ŻE NIC NIE JEST TAKIE, JAK SIĘ WYDAJE!
Milczałam, widząc zagubienie na twarzach ludzi z ekranu. Zamiast tego Hope krzyczała za mnie i za siebie:
– Juhu! Oliwier, wygrasz! Dalej! – Lecz nikt nie zwracał na nią uwagę z ”Turniejowców”, tak jakby jej nie słyszeli. Czyli…
– Will, czy istnieje możliwość, że źle podłączyłeś kable, i oni nas nie słyszą?
– No jasne. To cud, że przynajmniej Sędziowie i trybuny nas słyszą. – Dais westchnęła, Hope zaczęła jęczeć: ”Ale ja już miałam gotowe hasła dla Oliwiera!”, a ja zauważyłam, że w maleńkich pokojach pojawiały się dziwne błyski.
– Ha. Ha. Ha. Jak zawsze wychodzi na moje – odparł arogancko Thomas, a potem zwrócił się do szerszej publiczności.
– Och tak, Thomuś. Bo ty wcale w uszach Turniejowców nie wyszedłeś na dziwaka. No wiesz… oni nas nie słyszą, więc można powiedzieć, że gadasz sam do siebie! – zawołałam radośnie.
– Pewnie uznają, że zaraziłem się od ciebie dziwactwem. Jednak w tej chwili mogą mnie również usłyszeć jedynie ludzie na trybunach oraz moja nieznośna siostra i jej kumple. – Hope, Dais i Will jak jeden mąż zaczęli się wydzierać, że ten tytuł jest według nich nie fair. Mi tam pasował. – Problem tej Planszy polega na tym, że… Możecie się przymknąć?
To pewnie dla ludzi siedzących na Trybunach wydawało się zabawne; nie widzieli nas; nie wiedzieli, że siedzimy tuż pod nosem Thomasa razem z laptopem w ciemnościach i wpychamy się na siebie nawzajem, aby być jak najbliżej telewizora. Natomiast Sędziowie byli nad nami, rozkładali się na wygodnych krzesłach i obserwowali Arenę Turniejową z góry. Kochane.
– NIE! – odkrzyknęli.
– Cudownie. Jak już mówiłem, problem tej Planszy polega na tym, że osoby wybrane przez Nemezis tak naprawdę nie zasługują, pod względem pozytywnym, na zemstę od naszych bohaterów. Jeśli heros wykona zemstę na tej niewinnej osobie, które po prostu kiedyś mu zalazła za skórę, nic się nie stanie temu półbogowi. Jednak kiedy jej nie wykona, dostanie jakiś prezent, który pomoże jego drużynie w następnych planszach. Scyzoryk, banany, moje zdjęcie z autografem… Zależy.
W tych mieszkankach naprawdę pojawiały się błyski, a nawet nie tyle błyski, co białe ogniki. Rozświetlały całe pomieszczenia jasnym blaskiem i straszyły Turniejowców, co mnie osobiście mega śmieszyło. Jednak ognik w pokoju Laury zaczął wirować i zmienił się… w dziewczynę. Niewiele starszą od Laury, ubraną w zieloną letnią sukienkę, która ładnie komponowała się z jej dwoma grubymi brązowymi warkoczami. Nastolatka widząc przerażoną Grupową Afrozyny uśmiechnęła się krzywo i wywróciła oczami. Natomiast w innych mieszkankach ogniki również zaczynały tańczyć w powietrzu.
– W poszczególnych pokojach widnieją już osoby, które mogą odczuć na sobie zemstę naszych herosów – relacjonował Nick, mój Gwiazdor – Diventainteressante *Robi się ciekawie*
Wstałam już nawet z kolan Dais, aby być bliżej telewizorka. Na ekranie pojawiały się różni ludzie: dzieci, nastolatkowie, dorośli, staruszkowie. Większość z nich nie wyróżniała się niczym szczególnym, choć zauważyłam, że kobieta w pokoju Esmeraldy była w wieku mojej mamy i paradowała w złotej biżuterii; skater u Jacka-Jake’a poprawiał cały czas full-cup; mała dziewczynka u Jonasa bez przerwy wydymała usteczka. Mimo wszystko u niektórych zawodników ogniki jeszcze nie zaczęły nawet wirować, jakby nie mogły się zdecydować, jako kto się objawić.
Wtedy Laura, która wcześniej wstała sparaliżowana, jako pierwsza ze wszystkich herosów zrobiła ruch. Wyciągnęła do przodu ręce i nagle… BUM! trzymała wiadro wody. Następnie z miną jakby ze sobą samą walczyła, spojrzała na właścicielkę warkoczy, aż w końcu z satysfakcją wylała na nią ciecz. Dziewczyna pisnęła, woda się z niej lała strumieniami, a ona patrzyła na córkę Afrozyny niczym na potwora. Następnie wyparowała, tak po prostu. W jednej chwili była, w następnej zniknęła. Pum, i koniec!
Bogowie.
Zauważyłam jednak, że już w każdym pokoju stały dwie osoby. Nie znałam żadnego z ludzio-ogników, oprócz… jednej osoby.
Rowllens wydawała się równie zaskoczona co ja, że widziała tą personę. Stała jak skamieniała, podczas gdy śliczna dziewczyna z zblazowaną miną coś do niej mówiła. Ta pięknotka miała jasną czuprynę, gładką cerę i długie nogi, a na jej paznokciach lśnił srebrny lakier z firmy Esse, edycja limitowana. Wiedziałam to, bo ja go kupiłam tej dziewczynie na święta.
Przed Rowllens znajdowała się Scholastyka Lein. Moja siostra.
Cały świat wybuchł.
* * * * * * * * * *
UWAAAAAGAAAA! Następna dedykacja dla osoby, która zgadnie: kto jest dziewczyną Asha z FT? XD
”– Ujjj, uważaj – dał synowi Nike kuksańca w żebra – bo twoja dziewczyna będzie zła.” — swoista podpowiedź. I nie, Nick nie zalicza się do płci żeńskiej, wy moi kochani ignoranci <3
Biedny Thomas… „zakochał się” bez wzajemności… Ale końcówka powala 😀 Kiwa i Hope <3 Ośmieszyły Thomasa na całej linii… Szkoda, że Rowllens ich nie słyszała. I Will proszący Kiwę o błogosławieństwo 😉 (to on, prawda?)
Co Scholastyka zrobiła Vicky? Bo, że się znają to wm, w końcu do tej samej szkoły chodzą. Ale żeby były wrogami?
Dziewczyna Asha, dziewczyna Asha, dziewczyna Asha… Myślę, ale nic nie wymyśliłam. Gdyby nie ta podpowiedź to bym pomyślała, że on nie ma dziewczyny, a wy chcecie nas wkręcić 😉 Jedyne wzmianki o nim, które pamiętam to jak kłucił się z Kiwą o rachunek z pralni i jak ją uczył walczyć. Podczas tej pierwszej kłótni, spotkali Thomasa, który powiedział, że mówili mu, że ma siostrę, ale nie mówili, że jest dziewczyną Asha. Ale wątpię, żeby chodziło wam o Kiwę… Chociaż wy lubicie zaskakiwać…
*kłócił
Bosko 😉 Mi się rozdział podoba, nie wiem czego miałabym się przyczepić. Mogłabym się tutaj rozpisywać, wyliczać każde zdanie, które mnie zwaliło z nóg, rozbawiło, itp, ale wyszłoby tego bardzo dużo. Końcówka: rozwalająca. Fajna arena, ciekawy pomysł z tą zemstą… Tylko co Schola robi u Rowllens?! Spodziewałam się Kiwy, a tu BUM! – jej siostra. No nie powiem, ciekawie, ciekawie… Co do dziewczyny Asha, no idea. Serio, nie wiem. Zaskoczcie mnie Czekam na cd!
Rowllens albo Es! Nie mam pojęcia jakim cudem, ale to by było zaskoczenie (które znając wasze pomysły, byście tak usprawiedliwiły, że na koniec czytałabym to i myślała: „A no tak, przecież to było oczywiste!”). No pomyślcie- Ash i taka Es już zdążyli się spiknąć, uroczo by było ;’) Choć Es i Ash raczej nie, bo na tym treningu wtedy Nick i Ash gadali o dziewczynie Asha jednym zdaniem, dobrze pamietam? Było cos. Ale z Rowllens dałoby się to wyprowadzić xD A na serio- nawet różowego pojęcia nie mam, żadnego :c
Rozdział fajny, trochę pogmatwany, przez te ‚dwa swiaty’- świat Kiwy i siwat tych co mieli mikrofon- Ahahahah o Boże, Thomas moim bogiem *O* Wiedziałam, że to będzie boskie już na początku. Kiwa super, kochana. Will- jak ja bym chciała, żeby dla mnie chłopak się włamał na Turniej ;’) że też Lolita tego nie doceniła jeszcze!
Podblog super, przydatny pomysł I już się boję, ile w takim razie zamierzacie JESZCZE upchnąć bohaterów, skoro całego bloga temu poświęcacie! ;o
Eos – Es nie może być dziewczyną Asha, bo jest dziewczyną Alexa
Carmel mnie zje, ale postanowilam sie jednak wtracic- A od czego sa związki poligamiczne? :*
Jak dla mnie- jak zawsze- cud miód piwo. Po prawdzie, jest lekko chaotycznie czasem, zgadzam się z Eos co do ‚dwóch światów’. Tak samo, jak z kwestią dziewczyny Asha, oraz waszymi możliwościami 😀
Schola…? No pięknie. Aż wygrzebałam na waszym blogu pierwsze części, kiedy ta postać się pojawiała i muszę powiedzieć… że czegokolwiek nie zrobiła Victorii, może być gorąco (i nie chodzi tu o to, że obie dziewczyny są gorące- o nie!).
I ja tam współczuję Thomasowi. Mam młodszą o rok siostrę, która również nie szczędzi mi wśród znajomych uwag, a przez tak małą różnicę wieku już, nie daje się odprawić… Ach te rodzeństwa od serca!
Sory, że o to pytam, ale jestem tu nowa i trochę nie ogarniam tej stronki. Dwa pytania : Jak zmienić profilowe? i jak wrzuca się te cholerne posty?! Sory, ale ja tego nie ogarniam!! A tak w ogóle to super część. Ciekawa jestem dlaczego Schola, przecież nie było żadnej wzmianki o tym, że Vicky za nią nie przepada. Ach, a ona jak zwykle musiała coś zepsuć (upuściła miecz) ale taka już jest i za to ją kocham;*
Super, kiedy następna część?
– Ann75
Bardzo przepraszam, że Wam nie odpowiedziałam, kochani, ale nie mam nawet kiedy :’) Szkoła, och, tyle powiem.
Ann75 – Pyszczku, bardzo mi miło, że Ci się podobało Następna część będzie raczej we wtorek, w ten, ale tu nic nie wiadomo, gdyż na nasz Blog musiałyśmy napisać opowiadania Walentynkowe :’) Ogólnie jednak FT pojawia się w piątki (Minus moje. Ja się zawsze spóżniam z terminami xd) 😉
Co do avatara – ja ustawiałam korzystając ze strony „gravatar” (Wpisz w google, raczej Ci wyskoczy) czy coś takiego 😉
Natomiast posty dodaje kochana Adminka, my tylko musimy wysłać jej pracę na @… I masz Ci los, nie pamiętam @ xD Jeśli dobrze pamiętam, jest podany w kontaktach
Dziękuję wszystkim za komentarze! Odpowiem na nie… W piątek? Chyba tak 😉
Świeżutka informacja, bo jednak zmiana planów: Kolejne FT pojawi się w piątek 😀
Też jestem tu nowa, ale czytam tego bloga od pół roku. Fielga Trujdza to moje ulubione opko. Jak dobre było na początku, tak dobre jest teraz. Też chcę umieć tak pisać…
Thomas nazwał Kiwę dziewczyną Asha około piątego rozdziału, więc chyba o nią chodzi…
Isabell22
DZIĘKUJE BARDZO:* Carmel za przeproszeniem powiem „uratowałaś mi dupę” (nie ważne głupi zakład z koleżanką) , a Fielga w piątki wychodzi na tej stronie prawda? A na blogu, bo następna miała być we wtorek, a jak na razie się nie doczekałam (nie to, że mam pretensje po prostu nie umiem tego inaczej napisać) Uwielbiam wasze pisanie! A i kiedy dalsza część walentynkowych jednoczęściówek (twoja i Piper prawda?)
Naucz mnie tak pisać
– Ann
Ps. czytam to już od pierwszej części, ale stare konto na stronce mi się zbugowało! I teraz nowe i nie kumam jak to się obsługuje (zapomniałam) więc dzięki;*