Wszyscy nadal patrzyli się we mnie otwartymi oczami. No ile można? Chłopak leżący na szpitalnym łóżku wybawił mnie z niekomfortowej sytuacji.
– Wody.. – Wychrypiał. Blondyn wyglądający na uzdrowiciela szybko podał mu szklankę. Właśnie wtedy zwróciła się do mnie Reyna. Wciąż uważam, że to ładne imię.
– Idź na arenę. Annabeth się tobą zajmie. – Zapewne kolejna ważna osoba, która niczego mi nie wyjaśni. Arena.. Gdzie to jest?
– Gdzie znajduje się ta cala arena? – Zapytałem.
– Jakieś trzysta metrów na północ stąd. – Czy oni tak określają położenie czegoś? Za pomocą kierunków świata? Udałem, że wiem, o co chodzi i wyszedłem. Powiew świeżego powietrza przywitał mnie od razu po przekroczeni drzwi. Lubię przebywać na dworze. Ku mojemu zdziwieniu dokładnie wiedziałem gdzie jest północ. Gdy tylko spojrzałem w dobrym kierunku moim oczom ukazało się.. Koloseum? Budowla właśnie tak wyglądała jak Rzymskie Koloseum tylko Wszedłem do środka. Walczyli tam chłopak o czarnych włosach roztrzepanych jak moje. Była też bardzo ładna dziewczyna o blond włosach. Zauważyła mnie.
– Hej! Kim jesteś? – Ku mojemu zdziwieniu pierwszy zadał pytanie chłopak.
-Nazywam się William. Reyna mnie tu przysłała. Głupio to zabrzmi, ale mówiła, że się mną zajmiecie.
– Ach no tak. – Przytaknęła dziewczyna – to ten nowy od pytona – Czy teraz wszyscy będą mnie z nim kojarzyć?
– Umiesz walczyć? – Chłopak zapytał. Jest od Posejdona na pewno. A ona od Ateny. Zaraz… skąd ja to wiem?!
– Tak umiem. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Syn morza wyjął miecz.
– Pokaż, co umiesz. – Rzucił mi wyzwanie. Wyjąłem mój miecz. Jak zawsze biała stal lśniła na słońcu. On wziął długopis, odetkał go a w jego ręce pojawił się miecz.
– Anaklysmos. – Powiedziałem. Co to znaczy? Zdziwienie malowało się zarówno na mojej twarzy jak na ich.
– Skąd wiesz? – Zapytał
– Nie mam pojęcia.
– Zaczynamy. – W momencie, gdy to powiedział zaatakował. Odbiłem pierwsze uderzenie. Nie miał zamiaru dać mi fory. Cięcie z góry. Zmusił mnie do obrony. Nie wiem, jak ale zacząłem wyczuwać jego taktykę. Wiedziałem gdzie padnie następny cios. Odparowałem kolejny atak, po czym sam zacząłem atakować. Coś kazało mi akurat tak atakować. Drasnąłem go w nogę i uderzyłem płazem miecza w bok. Jęknął. Pomyślałem, że mogę teraz wygrać. Trzasnąłem mieczem w jego broń i podstawiłem pod gardło.
– Jak? – Zapytała dziewczyna – Gdzie nauczyłeś się tak walczyć? – Zdziwienie w jej głosie było tak duże, że nie mogłem się nie uśmiechnąć.
– Mój… przyjaciel mnie nauczył – Wtedy przypomniałem sobie historię mojej blizny na podbródku. Poczułem ból w sercu na wspomnienie przyjaciół, których straciłem…
– William, wszystko dobrze? – Wyrwałem się z rozmyślenia.
– Tak. Wszystko gra. – Odpowiedziałem troszkę chłodno. – Która godzina? – Próbowałem ratować swoją pozycje.
– W pół do piątej – Usłyszałem w odpowiedzi.
– Nie mam pojęcia, co tu robię. Ale chciałbym stąd jak najszybciej się wynieść. – Powiedziałem na jednym wydechu. – A wy, co tu robicie? – Zapytałem.
– Ja i mój chłopak Percy mieszkamy w Nowym Rzymie. – Wytłumaczyła Annabeth.
– Czy jest jakiś sposób żebym ulotnił się niezauważony z tego miejsca? – Spytałem z nadzieją w głosie.
– Niestety nie. Chyba, że umiesz podróżować cieniem..
Brakuje mi tu trochę jakby emocji. Mogłaś opisać wyraz twarzy Percy’ego i Annabeth, miejsce, w którym walczyli. Przydałoby się więcej przemyśleń bohatera, opisów.
„Budowla właśnie tak wyglądała jak Rzymskie Koloseum tylko Wszedłem do środka.” To zdanie nie ma sensu… TYLKO… tylko, co?! Wszedł do środka?
Zwolnij trochę akcje, bo chłopak dostał się do obozu i już chce uciekać. Powinnaś wyjaśnić dokąd mu tak prędko w jego przemyśleniach.
Pisz dalej, nie zniechęcaj się! Czekam na CD! 😉
P.S Unikaj powtórzeń!
Według mnie bohater trochę za bardzo ocieka zajebistością. Niech w czymś przegra.
Błagam, zrób scenę, jak chłopak chce spróbować podróżować cieniem i walnie łbem prosto w drzewo 😀 To by było epickie i jednocześnie pokazałabyś, że ”nie jest idealny” 😉
Również robisz postępy, nic większego nie mam raczej do zarzucenia, oprócz… właśnie bohatera. Jest trochę zbyt doskonały, taki, no wiesz… Wszystko wie, umie, potrafi. Niech się okaże, że nwm… beznadziejnie śpiewa i niech przywali w to drzewo, od razu zyska więcej sympatii czytelnika
Bogowie. Nie mam nerwów na takie opowiadania.
Nie zrozum mnie źle, jak na początki nie jest źle. Ale… Na Atenę Sowiooką. Główny bohater to taki Gary Stu. ;_______; Przepraszam, ale tego po prostu nie jestem w stanie zdzierżyć. A już szczególnie jak ktoś nowy (umiejący walczyć, co prawda, ale nie przesadzajmy z tymi umiejętnościami) pokonuje kanonicznego, doświadczonego herosa, który kilkukrotnie uratował świat, wygrał pojedynek na miecze z Aresem i wywołał wybuch wulkanu. Serio. Pierwszy raz to czytam, nie wiem, może wyjaśniłeś jakoś umiejętności głównego bohatera, ale byłem szalenie zirytowany po opisie walki. Błagam, niech on nie będzie lepszy od kanonicznych postaci. Kanon to świętość.
Poza tym źle zapisujesz dialogi. Powinno wyglądać to tak:
a) jeśli w komentarzu obok wypowiedzi piszesz coś w rodzaju „powiedział” to przed myślnikiem nie ma kropki i wyraz po myślniku nie zaczyna się z nowej litery. Np.
– Źle zapisujesz dialogi!- skomentował Nożownik, gniewnie wymachując podręcznikiem do polskiego.
b) ale gdy po myślniku jest coś w rodzaju „mrugnął”, „jego głos był spokojny” itp. to jak najbardziej przed myślnikiem jest kropka a po myślniku nowe zdanie.
– Źle zapisujesz dialogi!- Nożownik walnął czołem o biurko.
Tyle o dialogach.
Co do stylu… Tragedii nie ma, ale momentami (jest ich naprawdę mało) piszesz nieco topornie. I opisów jest za mało. Jakieś bardziej opisane emocje, reakcje Percy’ego, Annabeth? Fajnie by było. I opisz trochę bardziej miejsce akcji, bo to trochę tak, jakby malarz pozostawiał na obrazie białe plamy.
Co tu jeszcze… Ten komentarz nie powstał w celu obrażenia Cię, tylko żeby Ci pomóc. Naprawdę, masz potencjał, tylko odgarystuuj głównego bohatera i opowiadanie będzie co najmniej niezłe.
Powodzenia w dalszym pisaniu.