Hej, hej, hej, tu znowu Rena <3
To było bardzo dziwne światło… Takie, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłem.
Nie było białe, tak jak zazwyczaj je opisywano. Brakowało także ciemnego tunelu.
Jego kolor… Było ono tak promieniście jasne, mieniące się wszystkimi znanymi mi odcieniami złota, że trudno było je dostrzec we wszechogarniającej bieli, a kiedy w końcu to się udawało, skupienie na nim było prawie niemożliwe. Oślepiało, paliło oczy, sprawiając, iż traciło się je znowu z pola widzenia.
Moje oczy…
Uniosłem dłonie, żeby ich dotknąć. Zakryłem je i wszystko wokół przesłoniła smolista czerń, z której po chwili zaczął wyłaniać się cień.
– Złap moją rękę!
Z całych sił zaparłem się oleistej ciemności, czując, że zaczynam spadać. Wyciągnąłem ufnie dłoń w stronę głosu, chcąc się uratować.
– Percy… Nie zostawiaj mnie! – Z mojego gardła wyrwał się krzyk, mimo iż usta pozostały nieruchome.
– Nie zostawię.
Wyczułem na dłoni dotyk, który zdawał się ciągnąć mnie ku górze. Sama ta obietnica sprawiała, iż czułem się lekki. Tak lekki, że mógłbym unieść się w powietrze. Ciepło mojego ciała zlewało się z drugim, tworząc mieszankę, której nic nigdy miało nie zniszczyć.
Mimo to, znów spadałem. Moja dłoń była samotna.
– Percy!
Ciemność odpowiedziała mi jedynie zrozpaczonym zawodzeniem.
Uderzyło we mnie przeczucie, że to ja ją puściłem. Pozwoliłem jej przestać mnie trzymać, oderwałem się, nawet nie wiedząc dokładnie kiedy.
Co to za rozpacz?
Spadałem.
Moje ciało topiło się w czerni, jednak mimo przerażającego zimna nie było mokre. Zdawało mi się, że to jego moc. Że mimo bliskiego końca, on nadal stara się mnie chronić.
Czy to z mojej winy?
Było już blisko. Na plecach czułem ciężar dna, które zaraz miało uderzyć we mnie z całą swoją zimną siłą. A może to ja miałem uderzyć w nie?
Raz, dwa, trzy.
Zegar już dawno wybił dwunastą.
Chciałem tego. Chciałem jego rozpaczy.
Dotknąłem dna, jednak nie było bólu.
Zakryłem oczy i stanąłem na nogi. Byłem wypoczęty, lekki, może i nawet szczęśliwy… I byłem sam. Jeden, jedyny pławiłem się w swojej samotności, ciesząc się, że nikt nie mógł dojrzeć mojego upadku.
Ze swoją tylko pomocą postawiłem krok na przód. Potem następny…
Z zamkniętymi oczami brnąłem przed siebie w poszukiwaniu przepaści. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do uczucia bezwładnego lotu, że wydawało się ono potrzebne niczym powietrze. Przyśpieszyłem.
Kiedy w końcu spadałem, czułem się wolny.
W przepaści odezwały się miliony głosów i mimo iż wszystkie zlewały się w jeden, wielki gwar, potrafiłem rozróżnić każdy z nich.
P r z y j a c i e l e.
Nie byłem sam.
Otworzyłem oczy i z całych sił odepchnąłem ciemność. Uczucie lotu ustało, jednak nie było mi już potrzebne. Znalazłem coś ważniejszego.
Złote światło nadal wydawało się mnie wołać, jednak teraz widziałem je już dokładnie. Miało kolor słońca, mieniąc się refleksami letniego pola ze złocącymi się łanami zbóż. Potrafiłem dokładnie określić jego położenie, wielkość, odległość od mojej wyciągniętej dłoni…
Było blisko. Tym razem jednak to nie ja goniłem za nim. Stałem w miejscu, a ono biegło do mnie, tylko do mnie i świeciło tylko dla mnie.
– Jesteś gotów, Nico?
Skinąłem głową.
Byłem gotów… Gotów wyrzec się samotności, gotów przyjąć obecność światła w swoim życiu. Gotów otworzyć oczy i siebie samego.
Złapałem je. Przeszyło mnie idealne ciepło, które miękko uginało się pod moją dłonią.
– Nico… Nico, obudź się. Śniadanie się zaczęło.
Otworzyłem oczy. Przede mną znów ukazało się senne światło.
Rozpromienione oblicze, włosy koloru miodu, oświetlone blaskiem słońca wpadającego przez otwarte okno…
Will Solace.
– Światło Ty moje… Jeszcze minutka. – Wymruczałem w poduszkę, szczelniej owijając się kołdrą przy wtórze cichego śmiechu.
Wspominałem już, że go uwielbiam?
Podrawiam,
Rena, the daughter of Hades.
PS. Następne opowiadanie też będzie króciutkie, jednak nie będzie to ani Solangelo, ani yaoi. Niespodzianka~ Wyślę je w następnym tygodniu.
A potem… Zobaczymy!
Pozdrawiam <3
Kolejne genialne opowiadanie. Mimo to, że nienawidzę soloangelo bardzo mi się podobało. Co do niespodzianki. Gdyby to było Reynico to byłabym jak na Olimpie. Powodzenia dalej!
Lubię takie jednoczęściówki i sama takie najchętniej piszę. Są niby proste, ale mają swoją magię.
Poza tym, uwielbiam Solangelo. Są do siebie po prostu stworzeni :3
A twoje opowiadanie jest przecudne. Nie ma chyba żadnych błędów (chyba, bo ja takich nie widzę, a sama niezbyt umiem je wyłapać).
Tak czy siak, naprawdę piękne *.*
I czekam na tę niespodziankę ze zniecierpliwieniem!
Amadea
„Ze swoją tylko pomocą postawiłem krok na przód”- własnymi siłami, bez niczyjej pomocy, udało mi się ruszyć na przód
” idealne ciepło”- niezwykłe, ogromne
„Śniadanie się zaczęło”- może lepiej- pora na śniadanie, albo wszyscy już są na śniadaniu, śniadanie już trwa
” oświetlone blaskiem słońca wpadającego przez otwarte okno…”- oświetlone promieniami słońca/ słonecznymi
Bardzo lubię czytać twoje opowiadania, bo są lekkie i przyjemne, no i oczywiście zawierają Solangelo. Tekst ma wysoki poziom, nie robisz błędów, dialogi i opisy są dopracowane. Twój Nico nie odbiega znacznie od postaci riordanowskiej, zachowałaś kanon, co jest dużym osiągnięciem. No co można jeszcze napisać? Więcej takich prac.
Och… twoje opowiadania o Solangelo mogłabym czytać bez przerwy, do końca życia *.* Uwielbiam sposób w jaki pokazałaś „przemianę” Nica. Aż się nie potrafię wysłowić, bardzo mi się podobało ;D Czekam na więcej.