Napisane na szybkiego, nie podoba mi się, ale i tak przeciągałam z terminem. Przepraszam. Mimo wszystko mam nadzieję, że choć troszeczkę Wam się spodoba
Całuski,
carmel
PS. PRZEPRASZAM ZA ZŁĄ NUMERACJĘ, ALE TA CIOTA (ANNUŚ) NIE UMIE LICZYĆ DO TRZECH .-.
On mi za to zapłaci.
On mi za to zapłaci.
ON MI ZA TO KURNA ZAPŁACI!
Dobra, zaraz, sekundka – cofnijmy się do wspaniałych i oszałamiających wydarzeń sprzed mojego doskonałego upadku, który zasadniczo wydawałby się niegroźny, ale kluczowe słowo to ”zasadniczo”. Bowiem zasadniczo nic się nie stało; Ash mnie po prostu wywalił z zaskoczenia na ziemię, a na dodatek obdarzył moją boską osobę drwiącymi słowami wcześniej powiedzianymi przeze mnie do Rowllens.
Czyli – zasadniczo, rzecz jasna – najzwyczajniej pod tym cholernym słońcem odwdzięczył mi się pięknym za nadobne. Stanął niczym najgłupszy palan… eee… rycerz w lśniącej zbroi i obronił honor Victorii. Tak więc zasadniczo wszystko powinno być różowo. Ja, normalnie zła wiedźma z Salem, zostałam pokonana. Rycerz uratował ukochaną, a księżniczka, tym razem wcale nieurodziwa, powinna żyć w Disnejowskim happy endzie do końca swojego nudnego żywota.
Tylko że, zasadniczo, życie nie jest bajką, a królewna tak naprawdę to Chodzący-Wredny-Push-Up-Na-Łbie. Przyszły książę natomiast miał szanse wygrania konkursu na najbardziej wkurzającą postać roku. I aby was załamać całkowicie, dodam, że Zła Wiedźma może i była lekką jędzą, jeśli za wcześnie wstała, ale ogólnie niezła z niej łaska. I POSIADAŁA TYŁEK, TE DURNE KSIĘŻNICZKOWATE DIVY KŁAMAŁY!
Toteż z (nie)przykrością was poinformuję, że Książę został później napadnięty przez Wredną Wiedźmę… No, prawie.
– Jesteś głuuupiii! Czemu mnie wywaliłeś?! – jęczałam płaczliwie, leżąc na ziemi po raz drugi i podziwiając czarujące błękitne niebo. – Znowu zbiłam sobie przez ciebie kość ogonową, ty głupi głupku!
Ash, wyraźnie znudzony moimi oryginalnymi wyzwiskami, nachylił się nieco nade mną, zasłaniając mi przy tym zabawną chmurkę w kształcie bobaska na rowerku. Szkoda, bobasek przynajmniej nie krzywił wiecznie mordy.
– Twoja elokwencja naprawdę mnie zaskakuje. – Pokazałam mu język, a on z dezaprobatą pokręcił głową. – Przestań strzelać fochy, dziewczynko, muszę ciebie nauczyć się nie zabić. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja prychnęłam.
– Za nauczyciela powinnam mieć kogoś, komu ufam i wierzę; kto będzie moim guru. No wiesz, ta… – nie skończyłam mówić, bo usłyszałam, jak mruczy:
– Czyli trzeba jej przynieść lusterko.
ON… ON… ON… AHGRRHHH!!!!
Chyba moja mimika mordki odzwierciedlała jakże ciepłe uczucia, bo kąciki ust Asha zadrżały, ale i tak się nie uśmiechnął. Widocznie tak samo jak ja nie chciał dać drugiej osobie satysfakcji, że ją rozbawiła. Psh. Idiota i do tego naśladowca, świetne połączenie.
– Jesteś irytującym chamem.
– A ty jesteś wredną księżniczką. – Wyjątkowo wyszczerzył się, ale złośliwie. – Widzisz, jak do siebie pasujemy? To przeznaczenie.
W odpowiedzi wywróciłam oczami, ale jednak złapałam go za rękę (No co? Pupa mnie bolała od leżenia na ziemi! Biedna ja!) i dałam mu się podnieść, co zresztą uczynił z denerwującą łatwością.
– Nie znoszę przeznaczenia – oświadczyłam, stojąc już na równych nogach i przygładzając włosy lewą dłonią, bo prawą wycierałam o dżinsy, aby pozbyć się jego zarazków.
Fujka! Naprawdę, dlaczego wszyscy w Obozie wręcz lecieli jak ćmy do światła, gdy chodziło o kontakt fizyczny? Czy oni naprawdę nie rozumieli, że miałam prawo walnąć ich w te roześmiane koszmarne buźki, jeśli naruszają moją przestrzeń osobistą?! Co z tego, że pewnie nie wstałabym, gdyby Ash nie pomógł, bo byłam dzięki niemu taka poobijana – i tak go pozwę!
– Czemu? Przecież dzięki niemu poznałaś mnie – Machnął ręką jak jakaś dama z szesnastego wieku i niby poprawił sobie włosy, a ja z trudem powstrzymałam chichot. Ash, mimo że był chamem w stu procentach, przynajmniej nie wydawał się durny. Wiedział, że jeśli będzie dla mnie milszy lub zabawniejszy, szybciej mnie przekona do kolejnej próby podniesienia sztyletu. Cwaniak. – To ja powinienem mieć do niego zażalenia. Uwierz, poznanie Śnieżki nie było moim najskrytszym marzeniem.
– Jestem młoda, ładna, bystra, elokwentna i…
– Masz brak skromności po Thomasie. – Blondyn westchnął – Może przestańmy wyliczać twoje jakże ukryte przed światem pozytywne cechy i spróbujmy powalczyć.
Zamilkłam i milczałam przez kolejne parę minut, zdając sobie sprawę z tego, że jego ostatnie zdanie to wcale nie pytanie.
Wpatrywałam się w swoje całe czarne trampki, które zabrałam z Domku Afrotyty.. Afrmity… Afozyny?, gdy ostatnio gadałam z Hope i Dais, przy okazji zerkając też na drugą stronę Areny. I nie, nie gapiłam się na przystojne dzieci Ifolla, ale na dwójkę przemiłych kompanów od komórki, zauważając, że druga zołza już całkowicie zniknęła z Areny, bo poszła gdzieś z tą małą dziewczynką. Zresztą biednie dziecko, pójść gdzieś razem z Rowllens! Nie dość, że przyślę tej małej kwiaty za wywalenie Pieguski, to jeszcze będę od razu szykowała bukiet pogrzebowy. Kiedy ktoś za dużo przybywał z Rowllens, to zawsze źle się kończy! Idealny przykład: mój braciszek od serca, Thomas. Przez tą laskę zdziwaczał, bo nie wierzę, że takie ciacho już od początku zachowywało się niczym Typowy-Durny-Casanova. Choć niby uroda nie idzie w parze z charakterem… Hmm…
Tak więc na ”polu bitwy” został Nicolas, mój Gwiazdor, i Esmeralda – wredna, niepożyczająca innym telefonów zołza. Oboje śmiali się z czegoś, a raczej to mój Gwiazdor chichotał, gdyż Esmeral stała do mnie obrócona tyłem, ale nawet wtedy widziałam jej energiczną gestykulację. Wyraźnie tłumaczyła mu coś ważnego. Z mimowolnym zaciekawieniem zwróciła uwagę na to, że dziewczyna nie wyprostowała swoich pleców jak zazwyczaj, a głowę miała trochę spuszczoną, więc jej ciemne włosy przypominały chmurę loków. Natomiast Nick odchylał się i ledwo trzymał się w pionie, tak bardzo go rozbawiła.
Przekrzywiłam nieco głowę i zaczęłam ich obserwować otwarcie, kiedy Ash zapytał:
– Zastanawiasz się, jak jest w Raju?
Skrzywiłam się.
– Raczej w piekle. Esmeralda to straszna Meduza.
Ash uniósł nieco brwi, ale nie zarzucał mnie kolejnymi wypowiedziami, gdyż dokładnie wiedział, o co chodziło. On sam mi powiedział, że to od Nickolasa mogę wyłudzić komórkę, bo swojej nie chciał mi dać, a zaczęłam mu jęczeć o siostrze. Cham, nie chłopak! Co jednak najciekawsze, gdy rzucił, że nie pożyczy mi tego urządzenia, podał podobne argumenty co Esmeral: ”Podejrzysz numer! Nie chcę, aby później pisały do mnie jakieś Krasnoludki!” i dużo więcej. Choć na koniec przyznał, że nie miał po prostu kasy na koncie, a ja z tego stwierdzenia, jako osóbka genialna w każdym calu, wydedukowałam, że wolał przez chwilę poudawać bad boy’a, abym się od niego odwaliła. Psh, prawie jak Oliwier – gada, jaki on zły, a potem biega z dziećmi do Skrzydła Szpitalnego, bo mają zadrapanie na paluszku. No dobra, Ash może w nie aż takim nasileniu – jednak nie podszedł ze mną, aby wziąć od Nicka telefon, wolał spoglądać z odległości, jak się trudzę – no ale też z niego… eee… nie, na pewno nie porządny chłopak, ale… Szlag, niech będzie porządny chłopak. Szczerze, oprócz Jonasa, każdy przedstawiciel płci męskiej był w większym czy w mniejszym stopniu kulturalny. Oli, Will, Ash, Nick, Thomas, Johny, Alex (Choć mu naprawdę przydałby się śliniak!). Można wręcz nagiąć lekko prawdę, i przyznać tą cechę również Jonasowi!, toteż dżentelmeni stąd zachowywali się dobrze. Na tyle dobrze, że nie bałabym się im przedstawić mamy, gdyby udałoby mi się zakleić im te jadaczki.
– Cieszę się, że wtedy nie podszedłem z tobą. Nie mógłbym się powstrzymać, żeby nie dopingować Esmeral jak czirliderka, gdy ci cisnęła – wyznał nagle, a ja znowu zaczęłam myśleć, że naprawdę posiadał trochę oleju we łbie. Próbował się ze mną, na swój oryginalny sposób zjednać, abym dała mu się wyszkolić. Psh, niedoczekanie.
– Nie wyglądałbyś za ładnie w spódniczce. – Patrzyłam teraz na niego z życzliwą minką, a on na moją trafną uwagę wywrócił zielonymi oczami. Wyglądało to zabawnie przez jego piegi. – Ale nie martw się, cycki byś miał jak ta lala. Stanik push-up, trochę papieru i viola!
– Z doświadczenia wiem, że zabijesz mnie, jeśli teraz powiem coś o twojej figurze, prawda?
– No. – Pierwszy raz w jego obecności uśmiechnęłam się swoim firmowym promiennym uśmiechem – Jednak nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz!
Na powrót miał swoją kamienną twarz, widocznie ugodziłam w jego męsko-chłopięce ego, aż lodowatym głosem syknął:
– Szkoda, że nie mogę o tobie powiedzieć tego samego.
Obdarzyłam go rozbawionym spojrzeniem, a on nagle przypominał siebie z pierwszego spotkania: mordka, która nic nie wyrażała, przenikliwe oczy, wyprostowana sylwetka i chłodnym oraz wyniosły ton. Mimo że lubiłam go złościć, wiedziałam, że teraz będzie na wszystko cięty i nie wymigam się od walki, szczególnie, że sama go się zapytałam, czy mnie czegoś nie pouczy. No dobra, zapytałam to może złe słowo: zmusiłam, zaczęłam jęczeć, szłam za nim… Takie tam. Ale liczy się osiągnięcie celu!
– To co, teraz będziesz wredny, bo uraziłam ciebie, biedaku? – zironizowałam i położyłam ręce na biodra oraz przeniosłam ciężar na lewą nogę. Ash z porażającym spokojem patrzył się dalej na mnie.
– Owszem – powiedział – Twoje dedukcja jest naprawdę niezwykle, moja urocza hipokrytko. Szczególnie, że sama nie potrafiłabyś być dla mnie miła.
Spiorunowałam go wzrokiem i prychnęłam:
– Zakład?
Kiedy tylko wymówiłam te słowa, Ash niespodziewanie się uśmiechnął i to szczerze, bez zwykłej nuty cynizmu czy złośliwości. Jego twarz przybrała minę zadowolonego z siebie kota, który biegnie za małolatami trzymając w pyszczku zdechłego szczura. Pierwszy raz widziałam, aby tak wyglądał i musiałam przyznać, że gdy się nie krzywił był całkiem ładny, oczy nagle miały kształt migdałów. Mimo wszystko zdawałam sobie sprawę, że to pewnie dlatego, bo przypomniał sobie, jak jakieś dziecko spadło z dachu lub może w tej właśnie chwili skradały się za mną Rowllens i Esmeralda z toporem. Szybko zerknęła przez ramię, ale nie, nikt nie chciał mnie zabić. No więc… co jest?
– Oczywiście, że zakład. Przegrywa pierwsza osoba, która będzie dla drugiej złośliwa? – zapytał z ekscytacją małego dziecka, gdy zbliża się Gwiazdka.
Wytrzeszczyłam gały, a następnie cofnęłam się o krok. A potem, dla bezpieczeństwa, o kolejny. Bogowie! Ash chyba zwariował! Albo aż tak bardzo chciał się… Cholera. No tak. Syn Zwycięstwa. Zakład. Wygrana. Kuźwa. Ej, zaraz! Czyli on uważał, że tak łatwo ze mną zwycięży?! Co mnie kurna obchodzi, kim była jego matka, ja to Kiwa, najbardziej wspaniała dziewczyna w promieniu mili, a on miał czelność myśleć, że przegram?! Co to, to nie!
– Jaśniutko – warknęłam. Teraz to mi najechał na ambicję. – O co się zakładamy?
Ash już nie wpatrywał się we mnie, ale w bok, wyraźnie nad czymś myśląc. Zauważył natomiast, że parę osób z zaciekawieniem przyglądało się naszej dyskusji, więc posłałam im całusa, a oni zawstydzeni, że zostali przyuważenie, znowu zaczęli udawać, że walczyli.
– Moglibyśmy o honor, ale niestety dwunastolatki go nie mają… – rozmyślał na głos, a ja nagle zapragnęłam kopnąć go w piszczel – To może przegrany płaci za rachunek z pralni?
Zamrugałam oczami.
– Taaaa. To będzie świetny zakład.
Syn Nike znowu przyjął swoją normalną, w tym wypadku złośliwą minkę.
– To, Kiwuś, może powalczymy? Przyjacielowi raczej nie odmówisz, prawda?
A niech szlag go weźmie.
* * * * * * * * * * * *
– Zegnij lewą rękę! Nie tą lewą, drugą lewą! – warknął Ash – Nigdy chyba nie uczyłem takiego bezta… – Po chwili wahania, widocznie przypomniał sobie o Zakładzie, uzupełnił inaczej – dziecka.
– Kuźwa, przestań… – Chciałam już zmienić słowa, bo mogło to ”zabrzmieć złośliwie”, ale nie zdążyłam.
Syn Nike posłał mi deprymujące spojrzenie. Obecnie zachowywał się dalej tak jak po tym, gdy oblałam go sokiem; wrednie i chamsko, cały czas dawał mi odczuwać, jaki ze mnie bachor, choć, szczerze, nie mogłam być dużo od niego młodsza. Przynajmniej ci idioci od Afrocośtam i Ipolla, którzy udawali, że ćwiczyli, mieli ubaw i tylko co chwilę chichotali. Pfff. I niby ja miałam zero empatii! Jeszcze mnie popamiętają, pozwę ich czy coś, no wiecie!
– Nie mów ”kuźwa”, to pedalskie. W twoich ustach lepiej zabrzmiałoby… kurczaczki, o – pouczył mnie – Dobra, koniec przerwy. Ćwicz dalej. – Znowu oparł się o ścianę Areny, krzyżując nogi w kostkach.
Kuźwa, kuźwa, kuźwa, kuźwa, kuźwa, kuźwa. I kuźwa.
Zabiłam go spojrzeniem, a następnie – cholernie wściekła – rzuciłam broń na glebę za całej siły i skrzyżowałam ramiona, wydymając przy tym dolną wargę. Ten palant nie umiał nauczać; uznawał, że wszystko od razu opanuję! No dobrze, szczere to nawet się nie starałam, ale i tak! Kuźwa, ćwiczyliśmy dopiero dwadzieścia minut, a jeszcze nikt, minus Scholastyka, nie obraził mnie aż tyle razy w tak krótkim czasie niby ”przyjacielsko”, bo jednak Zakład dalej funkcjonował. Bezczel z niego i beznadziejny nauczyciel oraz mściwus, bo pewnie po części odstawiał tą szopkę za nazwanie go głupim! Idiota.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, ja wkurzona, on chyba teraz też, bo niedługo potem nakazał mi jadowitym głosem:
– Podnieś sztylet.
– Nie – odpowiedział natychmiast, prawie że z odruchu.
Następna sekunda, gdy żadne z nas nikt nie mówiło, a po chwili naraz zaczęliśmy wyrażać swoje zdanie:
– Gdybyś choć spróbowała…
– Nie umiesz dobrze tłuma…
Zamilkliśmy, ja patrzyłam po raz kolejny na swoje trampki, aby nie zobaczył, że próbuję się nie roześmiać. Cała złość ze mnie wyparowała, bo na swój sadystyczny sposób, ta sytuacja była całkiem zabawna. Doskonałe podsumowanie definicji moich rozmów z chłopakami: albo ich wyzywam, albo się nad nimi rozpływam. W tym wypadku to pierwsze, oczywiście. Choć… Ash nie wyglądał zbyt źle, no ale, sorry, nie leciałam na Daltonistycznych Pedofilii, takie życie.
Mimo wszystko jak na siebie miałam zaskakująco dobry humor. Psh, pewnie jako prawdopodobne dziecko Tanatosa wyczułam, że ktoś na świecie umiera lub coś. No coś w ten deseń, kapujecie. Jakiś przygłup wywalił się lub spadł z dachu, kogoś innego zjadły koteły, jeszcze odmienna ofiara losu została zadźgana przez przyjaciela… A ja to czułam i się cieszyłam. To takie troszeczkę psychiczne, ale zabawne. Przynajmniej zabawniejsze niż rzucanie procentami umieralności na jednym wydechu, to dopiero hardcorowa sztuczka. Serio, do cyrku ze mną po prostu. Koszmar.
Hmmm… czyli skoro byłam wesoła, idąc tą drogą logiki, komuś stało się coś. Toteż odwróciłam się szybko, zerkając na Esmeral, ale ta pokraka uczyła się jak na razie stać prosto, nie leżała ze złamaną nogą czy coś. Psh. Głupia jędza, nawet nie mogła mi dać tej satysfakcji! Nie żebym jej życzyła śmierci, morderczyni to nie ja, ale ten palant obok, lecz… No mogła złamać sobie tą nogę i tak by ją zaraz naprawili, a ja przynajmniej miałabym z jakiego powodu się jeszcze bardziej radować! Teraz natomiast nie mogę nawet odtańczyć wewnętrznego tańca zwycięzca, psh…
Ooooo. Esmeralda się wywaliła. Hłe hłe, czyli może jednak prawdopodobni bogowie mieli w opiece? Od dzisiaj daję im w podzięce dokładkę makaronu z serem!
– Świetny pomysł, Kiwa. – Nagle pochwalił mnie Ash, a ja spojrzałam na niego z przerażeniem.
Ten Idiota czytał w myślach? Jeśli tak to właśnie świat się skończył. Przecież on słyszał moje myśli i wiedział, że uznałam, iż nie cechował się nadmierną brzydotą. Jeeeeny. Za jakie grzechy?! Odwołuję to, wy durni Ci-Na-Górze! Od dzisiaj zero makaronu z serem, zobaczy…
Piorun strzelił z nieba.
– OMG, na Afrodytę, przez taką pogodę rozwalą mi się włosy! – pisnęło kilka dziewczyn, a ja się z nimi mimowolnie zgodziłam. Nie chciałam czupryny niczym pudel!
W sensie tamto o makaronie, ja nie do ciebie, panie… Ty, ten od piorunów, ja naprawdę nie do ciebie! Serio, ubóstwiałam starszych facetów, którzy potrafili rzucać w innych energią, to takie… sexy? Mhm, tak, sexy! Ty, panie… od piorunów, dostaniesz podwójną dokładkę! Co z tego, że wtedy już mi nic nie dostanie na talerzu? Ważniejsze było, abyś ty się najadł!
Tym razem nie rozległ się żaden grzmot.
Psh. Idiota równie duży co Ash.
Kolejny wyładowanie atmosferyczne, tym razem głośniejsze niż poprzednie.
UWIELBIAM CIEBIE PANIE-OD-PIORUNÓW! JESTEŚ MOIM MISTRZEM, NAUCZ MNIE, JAK BYĆ TAKIM BOSKIM JAK TY! No i w jaki sposób rzucać piorunami, to akurat serio by mi się przydało… ALE PRZEDE WSZYSTKIM PRZESTAŃ SIĘ BAWIĆ TYM SWOIM GRZMOTEM-ZABAWKĄ! Ty kurna nie wiedziałeś nawet, ile ja układam grzywkę! Tylko spróbuj mi ją rozwalić, a przysięgam na wszystkie lakiery do włosów – wyślę ciebie na zakupy z moją mamą i Scholastyką! Wtedy to ci kurna nawet Olimpijczycy nie pomogą!
No. Wreszcie odłożył zabawkę. Dziękuję, Panie-Od-Piorunów!
Ash przez chwilę jeszcze wpatrywał się ze zmrużonymi oczami w niebo, a ja szczerzyłam się niczym wariatka. Buahahaha, przestraszyłam sklepami Boga-Chyba-Wszystkiego, debeściak ze mnie!
Syn Nike po chwili pokręcił głową z rezygnacją, a potem krzyknął:
– Hej, dziewczyno Nikolasa, chciałabyś po wyżywać się na pewnym niziutkim osobniku płci nijakie… żeńskiej?!
Cholera. I teraz przydałby mi się serio Zabawka Piorun.
Oczywiście tylko po to, żeby zobaczyć, czy dałoby się kogoś zabić drugi raz, bo najpierw pewien ”niziutki osobnik” udusiłaby go gołymi rękami.
Zasadniczo udusiła, rzecz jasna. Morderczynią nie byłam.
Prawda?
* * *
Esmeral nie chciała mnie zaatakować jako pierwsza.
To wszystko wydawało się nieco dziwne, bardzo nierealistyczne. Esmeralda, dziewczyna z mojej szkoły o wyglądzie ciemnoskórej modelki, z oczami wielkimi i pełnymi błysków, stała na przeciwko mnie, w odległości koło trzech metrów i nie odrywała ode mnie wzroku. Rozumiem, ślicznotka ze mnie, ale serio ona chyba chciała mnie omamić czy prześwietlić moje ruchy, zanim sama je wymyślę. Zachowywała się jak jakaś psychiczna wariatka z powieści Kinga, czyli kradła mi moją rolę! Psh, bezczelność w czystej postaci! Jeszcze tego pożałuje, mój Ziom od Piorunów się z nią policzy! Oczywiście po tym, jak przejdzie mu trauma na myśl o zakupach z żeńską częścią mojej rodziny.
– Żadnego gryzienia, szarpania się za włosy, łamania paznokci i śpiewania historycznych piosenek – wyrecytował mój Gwiazdor, Nick, szczerząc się. –Si combatte il fair play, capito? *Walczycie fair play, zrozumiano?*
– Capito to jakieś przekleństwo? – zapytałam, a Esmeral syknęła do Nicka, aby przestał gadać po włosku, bo w niego rzuci mieczem i nie będzie już tak mu wesoło.
Zamrugałam, zerkając na ”Włocha”. Razem z Ashem znajdowali się od nas dość daleko i widocznie szykowali się na ”Walkę Kotów”. Oboje byli całkowicie rozluźnieni, syn Nike już przestał stroić fochy, i tylko szeptali między sobą niczym ja i moja koleżanka z ławki Annie, kiedy jedna z nas została zaproszona na randkę. Widocznie obstawiali szanse, która pierwsza zostanie powalona na ziemię i coś mi się wydawało, że według nich obejmowałam przegraną pozycję.
– Capito niech w tym wypadku oznacza: Zacznijcie wreszcie walczyć, il mio bello e il mio fanko! *moja miła i moja fanko*
Pff, rozumiem, wcześniej zupełnie się nie starałam w ćwiczeniach, ale proszę was – myślicie, że dałabym się pokonać Esmeraldzie? Wolne żarty. Mimo wszystko mogłam się założyć, że miałam więcej doświadczenia w bójkach niż ona, przecież co ranek biłam ze Scholastyką. Minus taki, że zawsze się wywracałam, choć… w Obozie aż tyle się nie wywalałam. Serio gdybym spróbowałam, miałam szansę wygrać, choć Es przerastała mnie o głowę i wyglądało na to, że intensywnie biegała czy coś.
Mogłam przynajmniej spróbować.
– Vete a la mierda *wal się* – wyszczerzyłam się, widząc zaskoczenie Gwiazdora, pewnie pomyślał, że gadałam po hiszpańsku. Ha, w życiu! Po prostu nauczyłam się tego zwrotu w sześciu językach, aby odganiać ludzi, którzy chcieli mi coś sprzedać, gdy byłam za granicą.
– Nie wiem, co powiedziałam ale teraz to na pewno było wyzwisko. – Ash skrzywił się – Ona jest bardzo zdemoralizowana.
– Potwierdzam – dodała Esmeral – Pewnie po nocach uczy się tylko powalonych włoskich przekleństw. – Czy mi się wydawało, czy ten drugi przymiotnik była bardziej obraźliwy niż pierwszy?
– Vas te faire encule *wal się* – powiedziałam z bananem na twarzy po francusku. Gdyby tylko wiedzieli… – Nie jestem zdemoralizowana, Ash, po prostu nienawidzę, jak mnie ktoś obserwuje, geniuszu.
– Mogę zamknąć oczy, jak chcesz – odparował blondyn, a Gwiazdor wyszczerzył się:
– Ujjj, uważaj – dał synowi Nike kuksańca w żebra – bo twoja dziewczyna będzie zła.
Przechyliłam z zaciekawieniem głowę, patrząc na chłopaków opartych, o ścianę Areny. Nie zwróciłam już nawet uwagę na Dzieciaki Leniwych Bogów, które znowu zamiast bawić się mieczami, zbliżyli się do nas, aby jak najwięcej podsłuchać. Masakra, mówię wam. Jednak zauważyłam, że mimowolnie jako płeć żeńska wymieniłam się razem z Es naraz spojrzeniami, a następnie od razu odwróciłyśmy wzrok i wykrzywiłyśmy się. No wiecie, taki odruch wymiany spojrzeń wśród dziewczyn, opóźnione powiązanie stada jajników, te brednie. Fujka.
– Dobra, dziewczyny – westchnął Ash – zacznijcie walczyć, zanim Nick mi się oświadczy, bo biedaczek jest zazdrosny.
Esmeralda uniosła brwi, a następnie fuknęła niby zła, choć z trudem powstrzymywała uśmiech:
– Dzięki ci, Nick! Teraz oprócz potencjalnych dziewczyn i fanek, będę musiała odganiać chłopców? – jęknęła. – Nie mogłeś przynajmniej ich zostawić w spokoju?
Zachichotałam razem z kilkoma innymi osobami, gdy Ash schował twarz w dłonie, a Gwiazdor zaczął w jego stronę poruszać sugestywnie brwiami.
– Pocieszę cię, Es, że Thomas, najtrudniejszy facet do zbycia w Obozie, woli blondynki od brunetek. Może w przypadku przeciwnej płci też działa ten system. – Esmeral wyglądała na zwyczajnie zszokowaną, iż sobie zażartowałam z nią, a nie z niej. Pewnie biedaczysko miała opóźniony proces myślenia. Smutne. – To jak Esmeraldo? Walczymy?
Widownia chyba naprawdę wstrzymała oddech. Jeny, co za plebsy! Nawet nie umieli zrobić światowego ”Och” jak w serialach! Pff. Żyję wśród nieudaczników, świetnie.
– Jasne.
Przyjęłyśmy obie niby bojowe pozycje, zgięłyśmy nogi i czekałyśmy, aż jedna z nas pierwsza zaatakuje. Tylko że żadna nie chciała, więc przez parę minut gapiłyśmy się na siebie jak idiotki, dopóki Es, nie ruszyła w moją stronę. W pierwszej chwili chciałam przyjąć pozycję pancernika na ziemi i piszczeć, że jestem za młoda i za piękna, aby umierać, ale przypomniałam sobie, jak McLean zabraniała pożyczyć Nickowi i wyluzowałam. Na pewno nasze miecze były z ciężkiego styropianu, toteż nawet walnięcie jej takim badziewiem ucieszy mnie, a mi nic się nie stanie.
Es poruszała się sprawnie i niemal tanecznie, ale miecz niepokojąco ciążył jej w ręce, więc straciła przynajmniej połowę swojego wdzięku, gdy podbiegała. Ledwo trzymała go w rękach, więc gdy była już bardzo blisko mnie, trochę się zziajała, widocznie nie była przyzwyczajona do biegania z ciężkimi rzeczami. Ja natomiast patrzyłam się na nią z całkowitą obojętnością oraz miną: ”Naprawdę mam bić się z nią?”. Esmeral chyba zauważyła moją mimikę, bo kiedy do mnie dobiegła, przyjęła dziwną pozycję, a następnie zamachnęła się na mnie ostrzem. Zrobiłam tylko krok w bok, omijając przy tym broń, która przecięła powietrze z cichym sykiem, a ja uznałam, że to chyba nie styropian.
Zmarszczyła brwi, kiedy sytuacja powtórzyła się znowu, a Nick zaczął coś krzyczeć po włosku ze śmiechem. Rozróżniłam jedynie słowo ”Kicia”.
Dziewczyna tym razem wzięła zamach, jakby grała na pozycji miotacza w bejsbol, więc chcąc nie chcąc, przypomniałam sobie, że Ash gadał ,,Blablabla sztylet trzyma się mocno lekko zakrzywiony, gdy blablabla pragnęło się powstrzymać ostrze przeciwnika”. Uniosłam broń prawą dłonią, i przekrzywiłam ją pod kątem, tak że większa powierzchnia broni zatrzymała uderzenie i rozległ się cichy huk. Es chciała wykorzystać swoją przewagę siły i zaczęła na mnie pchać swoją broń. Dlatego po prostu nagle uskoczyłam do tyłu. Dziewczyna ledwo złapała równowagę, prychając przy tym.
– Widzę, słoneczko, że nie radzisz sobie nawet ze staniem prosto – zaszydziłam z niej, wewnętrznie cholernie zdziwiona, że jak na razie to ona miała problem w bitwie ze mną, a nie na odwrót. Przecież ani razu nawet nie zamachnęłam się sztyletem, bo sama nie byłam pewna, jak to się robiło! Es naprawdę nie umiała walczyć.
– Ja przynajmniej próbuję używać broni, a nie bawię się w Kangura. – Znowu mnie zaatakowała, dalej z idealną kalkulacją swoich ruchów, ale nieco już zezłoszczona.
Ominęłam pierwszy cios, drugi zatrzymałam swoją bronią. Esmeralda stała obecnie w bardzo niekorzystnej sytuacji; jej nogi wygięły się pod dziwnymi kątami, tułów trzymał się prosto, a ramiona przypominały supeł. Zero równowagi. Wystarczy, że dmuchnę na nią i się wywali.
Toteż, z odruchu po walkach ze Scholą, kopnęłam ją z całej siły w piszczel. Ciemnowłosa pisnęła, schylając się w dół, aby z odruchu złapać się za bolące miejsce, ale dalej utrzymywała tą beznadziejną pozycję i poleciała w stronę ziemi całym ciałem. Dopchnęłam ją, kiedy starała się ustać choć trochę prosto.
Esmeral leżała na ziemi patrząc na mnie z niedowierzaniem i delikatnie otwartymi ustami jak u ryby. Ja tylko wzruszyłam ramionami. Chciała cały czas bawić się w herosa z mieczem? Proszę bardzo, moja cudowna osoba jedynie skorzystała z innych możliwości.
Parę osób szeptało między sobą, a Nick i Ash podeszli do nas z nieodgadnionymi minkami. Gwiazdor śmiał się w wniebogłosy podając Es rękę i mówiąc:
– Wyglądasz bardzo uroczo na podłodze, kicia, powinnaś częściej na niej leżeć w mojej obecności.
”Kicia” wywróciła oczami delikatnie się uśmiechając, ale przyjęła pomoc Nicolasa we wstaniu. Ja natomiast spojrzałam na Ash, który zachowywał kamienną maskę i bezczelnie oznajmiłam:
– Przyznaj, myślałeś, że przegram.
Chłopak nie odpowiedział, tylko pokręcił głową jakby z niedowierzaniem, ale wydawał się… rozbawiony? Sama nie wiedziałam.
– Bo przegrałabyś, gdybyś walczyła fair. – Usłyszałam głos Esmeral, więc zerknęłam na nią. Czuprynę miała ułożoną w nieładzie, a na policzkach znajdowały się resztki ziemi.
Wygięłam usta w uśmiech.
– Nie pociągnęłam ciebie za włosy, nie ugryzłam, nie śpiewałam, nie złamałam ci nawet paznokcia. – Uniosłam brew. – Od kiedy heros nie może kopnąć przeciwnika, złociutka? Od teraz?
Esmeralda spojrzała na mnie z politowaniem, a ja pokręciłam z rezygnacją łbem. Dziewczyna chyba nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że pokonał ją metr pięćdziesiąt trzy, to serio musiało jej najechać na ambicję…
Ktoś zaczął klaskać.
Natychmiast luknęłam w tamtą stronę i wyszczerzyłam się na widok idącego w naszą stronę Oliwiera. Wydawał się całkiem radosny, a nie zmęczony ciągłym planowaniem jutrzejszego Turnieju, co według mnie stanowiło miłą odmianę. Skórę miał jasną, ale nie chorobliwie bladą jak ostatnimi czasem, jego oczy znowu nabrały barwy i też uśmiechał się bardzo szeroko. Podchodził do nas energicznym krokiem, tak że ci herosi, którzy niby ćwiczyli, zerkali na niego ukradkowo.
Oliwier podszedł i przy okazji skinął Es oraz Nickowi głową z pogodnym uśmieszkiem, Asha całkowicie olał (I za to uwielbiam tego człowieka!), a do mnie przbył, a następnie poczochrał mi włosy jak młodszej siostrze. Krzyknęłam niby urażona, ale nie mogłam przestać się uśmiechać, więc wkurw raczej słabo mi wyszedł. Mimo że normalnie oskarżałabym go o pedofilstwo za taki ruch, fajnie było go widzieć rozluźnionego, więc ten jeden jedyny raz mogłam mu to darować.
– Ty zły człowieku! Jak możesz?! Zobaczysz, ludzie będą wściekli za to, że uniemożliwiasz im patrzenia się na moją boską fryzurę!
– Natomiast do mnie doszły pogłoski, że śpię z różowym misiem – Oli westchnął – To ty powinnaś się tłumaczyć, jak mogłaś mi to zrobić? Moja reputacja bad boya na tym ucierpiała!
Reputacja bad boya? Wspominałam już o bieganiu z dziećmi ze zranionym paluszkiem do Szpitala?
– Ja tego nie rozpowiadam – fuknęłam, a Oliwier uniósł brew widocznie mi nie wierząc, więc sprostowałam – Tylko to wymyśliłam, Dais plotkuje o twoim misiu.
Chłopak zerknął na Nicka i Es, którzy o czymś gadali przyciszonymi głosami i dorzucił zblazowany:
– Nie powinnaś się cieszyć z wygranej z Esmeral, pewnie nie zawiązała butów. Dlatego wygrałaś.
Nie no, dzięki ci Ziomku od Piorunów za takich kumpli! Oni to zawsze w ciebie wierzą, aż masz ochotę do nich podejść i ich tak wyściskać, że udusić. Tak bardzo bardzo bardzo mocno zacisnąć dłonie na ich, w tym wypadku jego, krtani i wrzucić do rzeki po ukończeniu czynności duszenia. Słodziaśnie, normalnie ze mnie Królowa Morderstw. Tyle że sorry, nie dam się tak sponiewierać!
Toteż zaczęłam mówić pierwsze, co mi przyszło na myśl:
– Nie-e. Po prostu… Es poczuła się źle. No wiesz, nie było tutaj Victorii, a chyba są przyjaciółkami. Podkreślam chyba. Spędzają ze sobą strasznie dużo czasu, to w ogóle dziwne… Nie żeby coś, jestem tolerancyjna, a parring ”Vies”, czyli Vick i Es, brzmi spoko, ale… Kuźwa. Taka miłość od pierwszego wejrzenia między nimi. Wow. Jedyny plusik taki, że obie są siebie warte. Ej, zaraz, co się śmiejesz?
Oli, chichocząc, wskazał gapiących się na nas Asha, Nicka i Esmerldę, którzy najwyraźniej usłyszeli moją gatkę-szmatkę i mieli bardzo ”niewyraźne” miny. Szczególnie Es.
Upsiiiik.
Kocham to! Śmiałam się najbardziej, jak Kiwa mówiła o Es na końcu. Napisałabym więcej, ale jestem w szkole i mam kart z angla. Sorki. Czekam na CD
O rajku 😉 Ten pokaz walk to taki przed premierowy Turniej coś tak myślę xD Rozdział świetny, no ale to chyba wiecie, bo zawsze takie są. Nie lubię pisać wam ogólnikowo, więc skupię się na …3 (tak standardowo) najlepszych fragmentach. No, najlepszych- 3 z najlepszych, o, tak poprawniej 😀
Rozważania o księciu z bajki i złej wiedźmie były takie boskie xD Biedna Kiwa, jest zmuszona być czarownicą, a przecież ona to chodząca księżniczka, prawda? Nawet sobie już Zioma od Piorunów znalazła, a on to poniekąd król! (Ziom boski, z taką bandą, to Kiw sobie świetnie w życiu poradzi)
No pięknie, to teraz shippujemy Nicka i Asha? I Es i Vicky? Jestem za, im śmieszniej tym lepiej! 😀
Trochę zaskakująca walka, ale dobrze, że coś takiego było. I nie wyszło najgorzej, ładnie uzasadniłaś, dlaczego Es, która zdaje się być bardziej wysportowana od metra pięćdziesięciu trzech, przegrywa.
Czekam na kolejne rozdziały 😀 I czy teraz przypadkiem już nie czas na… TURNIEJ? :3
PS Zła numeracja? Nawet nie zauważyłam +Hahahahah kochana Annuś, wyzywana od Ciot xD
PS. Wyzywawam Annuś regularnie od gorszych rzeczy, soł… xD
Ty… ty… ty… Przykurcz, kurczak, indyk, wielbłąd!!! c;
O rany, jak ja to uwielbiam! 😀 Tylko wy jesteście w stanie zapewnić mi odpowiednią dawkę śmiechu i poprawy humoru, kiedy wracam ze szkoły. Dziękuję za takie prace! I chcę ich więcej! Oczywiście Kiwa jest The Best, nie zmienię zdania, dziękuję, do widzenia, amen. Czekam na cd 😉
Standardowo- czytam i się zachwycam Humor, dialog, opisy, tło, fabuła… wszystko- jest! Nic dodać, nic ująć.
Nawet nie wiem, co kreatywnego mogłabym wam tu napisać, a za tak piękne opko przydałoby się pięknym za nadobne *w pozytywnym znaczeniu* odpłacić… Musze przyznać, że odwalacie kawał dobrej roboty i że jeszcze znajdujecie na to czas w trakcie nauki, egzaminów, życia prywatnego… Nieźle.