Zacznę od tego, że przepraszam za opóźnienie ;x nie zdążyłam wysłać w czwartek- jestem chora i po protu zasnęłam.
Kolejny rozdział, tym razem Vicky. Jak widzicie, powoli, bardzo powoli zbliżamy się do turnieju Jeszcze tylko 8 cz.3 i… tak, zgadliście 😀 Turniej!
Mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. Dziękujemy za wszystkie komentarze, wszystkie szczere, miłe ale też krytyczne słowa. Czekam na kolejne komentarze
Z dedykacją dla iriski335, Beth, Alis oraz Grupowej.
Wasza Ann24 (razem z Przykurczem i Jędzą)
VICTORIA
Z większa lub mniejszą (czytaj wersję drugą wersję) uwagą patrzyłam się na Nicolasa okładającego mieczem manekin i pokazującego mi oraz Es ‘jak to powinno się robić’. A gówno prawda, tego tak wcale nie powinno się robić. Byłam tego przekonana jak mało czego; na filmach wyglądało to zawsze bardziej brutalnie i sprawniej.
Dobrze- usprawiedliwię go. On wykonywał najbanalniejsze ruchy, które my miałyśmy zapamiętać. Nie walczył „na poważnie”. Jedynie jakimś dziwnym sposobem po raz setny przykładał ostrze do kukły, nawet jej nie dotykając. Nuuudyyy…!
Siedziałam na trybunie pod areną i co jakiś czas nachylałam się do brunetki, komentując ruchy czy ciosy Nicolasa, ewentualnie chichrając się z jego miny, kiedy mu coś nie wyszło. Oczywiście w tych momentach miałyśmy najwięcej uciechy, podczas gdy chłopak zadzierał wysoko głowę i z zaciśniętymi mocniej palcami na rękojeści miecza ponownie objaśniał co mamy robić.
– Przeciwnik zawsze będzie chciał uderzyć was w ramie, nogę, albo od razu w głowę. Żeby pozbawić was możliwości ruszania nogami i rękoma, osłabić was.
– No tak, żebyśmy wolniej uciekały z pola bitwy, jasne.
– Vicky, to nie jest śmieszne. Ale tak będzie robił przeciwnik, więc nie możecie stać na sztywnych nogach. Ugięte, pozycja zrównoważona, żeby cię nie przewalili, ani nie straciły równowagi przy mocniejszym uderzaniu. Każde uderzenie wymaga skupienia przy obronie i utrzymania równowagi.
– Aż tak źle chyba z nami nie będzie- zauważyła Es, kreśląc na piasku przed sobą wzorek czubkiem miecza.- Utrzymanie równowagi nie może być takie trudne.- Przytaknęłam jej z zadowoloną miną.
– Na początku będzie jeszcze gorzej- pocieszył nas Nicolas i gestem ręki przywołał do siebie swoją ‘kicie’, żeby teraz to ona po wyżywała się na biednym manekinie.
– O kurna, ten miecz jest tak ciężki, że nawet nie dojdę do ciebie- jęknęła wstając i ruszając w stronę Nicka. Jednak gdy ten zauważył, że Esmeralda wlecze miecz ostrzem po ziemi za sobą, wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i uniósł rękę do góry nakazując jej się zatrzymać. Dziewczyna zszokowana, gwałtownie stanęła, odchylając się zdumiona do tyłu.
– Nie tak, stępisz go!- zawołał.
Esmeralda z irytacją wbiła broń w ziemię, opierając się o niej jak ci faceci z kabarecików, zwykle opierali się o laskę czy parasolki.
– Tak też nie!
– Człowieku, to jak?!- brązowooka z frustracją prychnęła, z trudem unosząc metal nad ziemię.- Powiedz mi jeszcze, że nie mogę nim walczyć, bo go wyszczerbię! Albo, że mam ciachać powietrze, bo substancje z których zrobiony jest ten słomiak, źle działają na jego połysk!- zironizowała, rzucając mu pobłażliwe spojrzenie, ale podeszła z mieczem w górze bliżej chłopaka.
– Nie, nie martw się Es- zawołałam za nią.- Jeżeli twoje przypuszczania okażą się prawdziwe, zawsze zamiast manekina możesz poćwiczyć na hipokrycie obok.- Nicolas pokazał mi wysoko uniesiony w górę trzeci palec ręki, od lewej i prawej strony licząc… Odpowiedziałam najsłodszym uśmieszkiem na jaki było mnie w tamtej chwili stać.
Wtedy w wejściu do areny pojawiły się jakieś nowe sylwetki. Pierwszą z nich rozpoznałam od razu. Niska, szczupła, ciemne włosy i cholernie blada. Wyglądała jak dzieciak, ale z tego co wiedziałam, charakterek miała dość mocny; bezczelna i z zawyżoną samooceną. Kiwa, siostra Thomasa, wmaszerowała wesoło rozmawiając na arenę razem z jakimś wysokim blondynem, przynajmniej o głowę wyższym od niej. A wesoła rozmowa to w dużym przybliżeniu, ponieważ Krasnoludek cały czas tylko warczał na tego chłopaka, którego jeszcze nie znałam.
-…wcale nie była zemsta! Nie, ty po prostu szedłeś i całkowicie przez przypadek się na mnie wywaliłeś. – Głos Kiwy był jadowity i pełen cynizmu. Dziewczyna odruchowo otrzepała spodnie, gdzie kolana miała całe umorusane na brązowo- zielono. Prawdopodobnie pamiątka po wspominanym przez nią wypadku, stwierdziłam, przysłuchując się ich rozmowie.
– Jakbyś była większa, to może bym cię zauważył- odparł chłopak, który jej towarzyszył, emanując spokojem, ale kąciki jego ust zadrżały, jakby powstrzymywał uśmiech pełen satysfakcji.
Nie dziwię mu się. Jakbym to ja miała sposobność wgniecenia tego metra pięćdziesiąt czystego samouwielbienia, też bym się cieszyła. Mniej skrycia. Bardziej jawnie. O wiele bardziej.
– I nie, to nie była zemsta, tylko czyste odegranie się. Dalej czekam na rachunek z pralni.
– Świetnie, to ja ci wyślę rachunek za jeansy – Kiwa posłała mu przesłodzony uśmieszek, bardzo podobny do tego jakim wcześniej obdarzyła mnie, kiedy wytknęłam jej, że jest dzieciakiem. Jak widać, ten wykrzyw mordy to jakaś wada genetyczna. Genetyczna, bo Thomas też tak miał; z tą różnicą, że chłopak opanował go i nawet mu wychodziło to ‘błyszczenie ząbkami’.
– Sumując: najpierw oblewasz mnie sokiem, a potem każesz prać jeansy, bo nie umiałaś zachować równowagi. – Chłopak rzucił to ze sztucznym entuzjazmem, a następnie wywrócił oczami i dodał: – Wiesz, że jesteś hipokrytką?
– A ty jesteś dupkiem.
– Naprawdę, kochanie, odkryłaś Ame…
Przestając ich słuchać, wykrzywiłam usta w lekki uśmieszek.
Kiwa beztrosko szła w naszą stronę a jej bardzo ciemne włosy poruszały się przy każdym jej kroku. Owalna twarz, blada bez żadnych rumieńców. Niezbyt duży nos, okrągłe oczy, otoczone ciemnymi rzęsami. Musiała je malować, nie można mieć takich ciemnych rzęs ot tak. Usta miała pełne, ale nie jakieś wielkie. Ogółem byłaby bardzo ładna. No, może gdyby nie była wzrostu człowieka, który stojąc na palcach i tak nie dosięga do najwyższej półki w sklepie. Jej postawa przypominała patyczaka pomalowanego na blado, z durnym uśmieszkiem.
Uniosłam z udawanym zdumieniem i ciekawością brwi, a potem dyskretnie złapałam spojrzenie Esmeraldy, bardzo podobne do mojego. Dziewczyna ściskała ten swój miecz w ręku, kiedy podszedł do niej i Nicolasa ten szczupły blondyn ze znudzonym wyrazem twarzy i przydługimi, dawno nie obcinanymi włosami.
– Nicolas!- zawołała radośnie Kiwa, śląc chłopakowi wesoły uśmiech. Czarnowłosy spojrzał się na nią, a potem odpowiadając identycznym wyszczerzu, zawołał:
– Moja faneczka!
– Mój gwiazdor!- dodała Kiwa, już lekko ironicznie. Usłyszałam, jak Esmeralda coś mamrocze, jednak nie zwróciłam na nią uwagi.
– Hej, długo będziecie ćwiczyć?- zapytał ni wrogo ni pogodnie Nicolasa, jednocześnie ściskając sobie dłonie po koleżeńsku jak każdy facet, na powitanie.- Mam nauczyć tą tutaj jak się nie zabić, a tamten fragment zajęli ci idioci.- Ruchem głowy wskazał na tuzin herosów, którzy udawali, że coś robią. Były to chyba dzieci Afrodyty i Apolla, ale na pewno nie wszyscy; na śniadaniach i obiadach było ich dwa razy więcej, zapewne duża część herosów postanowiła zaniemóc na zajęcia szermierki i łucznictwa.
Kiwa mruknęła coś pod nosem, wyraźnie niezadowolona z nadanej wymowy, zawartej w wypowiedzi blondasa.
– Hej Ash, jasne – uśmiechnął się Nick, wskazując swoim mieczem na manekina.- Muszę je tylko nauczyć… tego samego co ty, więc trochę czasu nam się zejdzie.
– To przyjdziemy potem.
– Nie no, nie zajmiemy całej części areny.
– Tak? A myślałem, że ćwiczycie biegi, żeby umieć sprawnie uciekać- zdumiał się chłopak, oczywiście nie omieszkał posłać naszej trójce zgryźliwego i lodowatego uśmieszku. Kiwa parsknęła, ale zaraz przygryzła wargi.
– Przezabawne- wtrąciła Esmeral.
Owy Ash przeniósł swoje przenikliwie zielone oczy na osobę Es, która zmarszczyła brwi przyglądając mu się a następnie na mnie. Kusiło mnie, żeby się wyprostować, ale zamiast tego pozostałam w takiej samej pozycji co siedziałam do tej pory- nogi na krzyż, oparta łokciem o kolano i przyglądająca się wszystkiemu z konsternacją i wyższością. Jeszcze przed chwilą spałam na siedząco, więc chciałam zachować ową obojętność. Jeszcze by pomyślał, że specjalnie dla niego, próbuję wyglądać poważniej i lepiej. Śni.
– No to powodzenia- stwierdził blondyn rzucając mi sekundowe spojrzenie.- Kiwa przynajmniej zazwyczaj nie ma popędów samobójczych.
Czy on właśnie zasugerował, że mam skłonności samobójcze? Naprawdę? Czy to, że po prostu chciałam wziąć udział w czymś, co wydało się fajne i dobrze się zapowiadało czynni mnie dzieckiem z psychiatryka, które próbuje się wykończyć? Przegiął.
– Ja bym to określała bardziej jako ambicje- odezwałam się, niby od niechcenia, niezadowolona z faktu, że Ash do tego jeszcze, ośmielił się mówić o mnie jakbym nie siedziała obok i krytykować….
– No jasne, bo przecież we wpychaniu się na turniej, do którego nie masz odpowiedniego przygotowania oraz nawet nie rozumiesz otoczenia, w którym się znalazłaś jest mnóstwo ambicji i zero bólu dupy – odparł chłodno Ash, zachowując kamienną minę.
– Hmmm…no nie wiem- mruknęłam wstając i schylając się po swój miecz, który dał mi Nicolas na początku treningu.- Chwilo mam ambicje udowodnić takim kretynom, co we mnie wątpią, że dam radę. Ale to tylko chwilowy cel, nie martw się.
Ash rzucił mi krytyczne spojrzenie, ale zanim coś dodał wtrąciła się Kiwa:
– No tak, potem będziesz miała ambicję, żeby nie skończyć jak ten dupek – rzuciła spojrzenie na Asha, który wydawał się wręcz obojętny na jej uwagę. – Który wyżywa się na nowych obozowiczach, bo ma ból dupy. Podobnie jak Es- dodała, śląc całusa w stronę brunetki.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Asha, z satysfakcją, że jego przyjaciółeczka mnie poparła, a nie jego. Jednak nim którekolwiek z nas coś dodało, Kiwa po chwili zamyślenia dorzuciła:
– Choć nie, Vicky. Ty już masz ból dupy.
Esmeralda i Nicolas słysząc to posłali mi rozbawione spojrzenia, które zignorowałam. Es przymrużyła oczy i odchrząknęła w dłoń, chowając się pod kurtyną włosów, żeby ukryć rozbawienie.
Natomiast ja zastygłam w miejscu.
Ja przepraszam, ale jakby mi powiedziała, że jestem bezczelna, to bym mogła to przeboleć. Jakby mi wytknęła, że jestem chamska- też. (Tak właściwie to i tak bym ją rozdeptała w akcie zemsty, ale przyjmijmy, że nie.) Jednak stwierdzenie, że mam ból dupy? Może i mogłabym mieć, ale skąd akurat ten kurdupel wysnuł takie wnioski? Gadała ze mną raz w życiu. Nawet nie miałam pewności, że dźwięki dolatują na tak niską odległość…
Wyprostowałam się i jak najbardziej wyniośle mogłam, spojrzałam z pobłażaniem na Kiwę, niższą ode mnie o może nawet trzy cale.
– Mnie przynajmniej ma co boleć- zaznaczyłam dobitnie rozciągając usta w współczującym i zarazem szatańskim uśmiechu, nie zważając na to jak pusto i ‘divowato’ to zabrzmiało.
Jednak widząc szeroko otwarte oczy dziewczyny, która widocznie zazwyczaj nie dostawała uwag na temat swojej niezbyt kobiecej figury, uśmiechnęłam się wyniośle i mijając ją podeszłam do Nicolasa i Es. Miałam nadzieję, że tamta dwójka pójdzie sobie trenować gdzieś indziej, ewentualnie daleko, na drugi koniec areny. Nie upewniając się, czy to zrobili, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek przed chwilą się wydarzyło, wskazałam na manekina obok Esmeraldy mieczem.
– Ćwiczymy?- zapytałam, zaciskając mocniej dłoń, bo miecz ciążył niemiłosiernie, ale nie mogłam pokazać, że jestem tak nie wysportowana i słaba. Dlatego ugryzłam się w język i wytrzymałam jeszcze chwile z prostopadle uniesionym do ziemi ramieniem. Oczywiście czułam jak wszystkie moje mięśnie przeklinają i ślą w cholerę moją upartość, ale nie poddałam się i dzielnie wytrzymywałam ciężar spiżu, nawet nie mrużąc powiek.
Esmeralda pokiwała z uznaniem głową, odwracając się na chwilę. Pewnie patrzyła co robi Ash i Kiwa, ale ja nie miałam ochoty tego sprawdzać.
– To ostatnie było niezłe- zauważyła Es, na co Nick tylko się wyszczerzył:
– Ja tam miałbym pewne wątpliwo…
– Nie miałbyś- przerwała mu dziewczyna, mrożąc spojrzeniem, co chłopak potraktował jako dowcip, bo roześmiał się szczerze.
– Sugerujesz, że Rowllens ma niezły tyłe…- zaczął Nicolas, jednak Es trąciła do w ramię, rzucając spojrzenie srogiej nauczycielki.
– To jest temat o którym nie będziesz rozmyślał a tym bardziej oceniał. A już tym bardziej tam patrzył, zboczeńcu!
Chłopak zaśmiał się i mrugnął do niej w irytujący sposób. Nie odezwałam się ani słowem, nawet nie uśmiechnęłam się. Patrzyłam na nich z kamiennym wyrazem twarzy.
Nick zaczął pokazywać nam najprostsze ciosy proste, a potem boczne na manekinie, które miałyby nam się do czegoś przydać. Wcześniej, przez dziesięć minut kazał nam stawać w miejscu w ‘pozycji’, żebyśmy złapały ową równowagę.
Było to bardzo proste, pod warunkiem, że kiedy w miarę skoncentrowana stała z tym w cholerę ciężkim mieczem w rękach, w odpowiednim rozkroku, Nicolas nagle nie postanowiłby dźgnąć Es z zaskoczenia palcem w żebra od tyłu.
Nie no, cudowny pomysł! To wcale nie było niebezpieczne. Kobieta bez miecza potrafi przywalić w takim momencie, ale no przecież jaki kretyn by o tym pamiętał? Żaden chyba, a pomysł ten wydaje się jeszcze lepszy, jeżeli owa kobieta trzyma coś niebezpiecznego w rękach! Co byście powiedzieli na przykład, na bardzo ostry i niebezpieczny miecz…?!
Dziewczyna wrzasnęła zdekoncentrowana i wyrzuciła ręce razem ze swoim mieczem w górę. Ja widząc to również krzyknęłam zdumiona i odsunęłam się na bok, uchylając się od miejsca, gdzie owy lewitujący w danej chwili ostry przedmiot mógł upaść. Jednak na moje nieszczęście wpadłam na rząd najniższych trybun z kocią, a dokładniej słoniową gracją; poleciałam w przerwę miedzi pierwszym a drugim rzędem kamiennych siedzeń.
– Nick, kretynie, to nie było śmieszne!- wrzasnęła Esmeral, kiedy jej broń z donośnym brzdękiem grzmotnęła o podłogę.
Niestety ja już tego widzieć nie mogłam.
Dlaczego? Och, bardzo proste! Wyrżnęłam się tak idealnie, że nie mogłam ruszyć rękoma, a moje nikłe mięśnie brzucha na wstanie nie pozwalały… Tak więc leżałam na marmurowej posadce z nogami na oparciach przednich siedzisk, a resztą ciała piętro niżej, w nogach rzędu dalej. Po pierwsze, czułam się przynajmniej dziwnie. Po drugie, to ważniejsze, było mi nie wygodnie. I jak tu nie być wściekłą…?
– Zobacz, tamta dwójka się śmieje, więc raczej było- oznajmił chłopak, a w jego głosie słychać było ewidentnie rozbawienie.
– Nie było!- zaprotestowała brunetka.- Miałeś nas uczyć kurde równowagi, a nie ewakuacji w razie wypadków!
– To też wam dwóm się przyda na turnieju. A dokładniej: przyda się chyba najbardziej.
– Nicolas! To nie jest zabawne.
Wykrzywiłam się, poprawiając swoją pozycję. Dało mi to tylko tyle, że teraz zamiast opierać głowę o ściankę na której osadzone były miejsca dla kibiców, leżałam jak długa na ziemi wykrzywiona tułowiem pod jakimś dziwnym kontem. W najlepszym wypadku wyglądałam jak dżdżownica z paraliżem.
– Oj kicia, oboje wiemy, że cię to bawi.
– Bardzo!- prychnęła, ale w jej głosie nie było już napięcia.- Mogłam zrobić komuś krzywdę tym mieczem. Co jakby ktoś z nas oberwał nim w głowę, co?
– Nie upadłby. Złapałbym go, ja takie rzeczy umiem.
– Osz ty! Teraz jeszcze się przechwalasz!?
Wywróciłam oczyma i odchrząknęłam teatralnie. Dwójka kochasiów natychmiast się uciszyła.
– Ja rozumiem, że musicie się trochę powydzierać na siebie, ale chciałam tylko oznajmić, że przez ciebie i ciebie, chwilowo nie mogę wstać- przerwałam im ze stoickim spokojem, patrząc tępo do góry, na obłoczki nad moją głową, bo widok na areną zasłaniały mi moje nogi oraz fotele.- Więc może któreś z was mi pomoże?
Usłyszałam, że Nick się śmieje a potem kroki. Chwilę później niebo nad moja głową zasłoniła szopa czarnych włosów i szeroki uśmiech,
– Oj nie martw się Kicia, nikomu nie zrobiłabyś krzywdy. Zobacz! Vicky chyba wiedziała z kim się zadaje, bo ewakuowała się po mistrzowsku.
Zmarszczyłam brwi i ściągnęłam sceptycznie usta, patrząc na niego z naganą.
– Zabawny- skwitowałam z politowaniem, co wywołało śmiech Esmeraldy w tle. Wyciągnęłam w górę jedną rękę i skinąwszy na Nicolasa dodałam:- No, mój drogi. A teraz mnie stąd wyciągnij, mistrzu nauk militarnych, bo nogi mi drętwieją.
***
– Kicia, nogi szerzej, nie stój prosto kucając, bo wyglądasz jak struś a poza tym, to praktycznie nie możliwe to co robisz! Prosto kucasz? No kochana, sama słyszysz jak to brzmi. Nie, Vicky, nie! Uderzasz raz i przerwa. A nie katujesz tego biednego manekina, jak bobas swoją kaszkę! I otwórz te oczy!
Nicolas chyba miał nas dosyć. W sumie, nie dziwię mu się. Też miałam dosyć okładania szmacianej lalki mieczem. To było nudne. Bardzo, bardzo, bardzo nudne.
– Stoję tak, bo nie muszę łapać równowagi tłukąc kukłę!- parsknęła Esmeral, odrzucając miecz na ziemie ze złością i krzyżując ręce, zadzierając głowę w górę.
– Właśnie- poprałam ją.- Nie możesz ty z nami poćwiczyć, byłoby ciekawiej!
– Jestem jeden. A wy dwie- zauważył chłopak, po czym rozejrzał się.
Kiedy dostrzegłam, że jego spojrzenie pada w stronę tamtej dwójki, skrzywiłam się. A dokładnie w stronę zdenerwowanej Kiwy siedzącej po turecką na ziemi oraz Asha, który chyba na poważnie rozważał rzucenie w nią mieczem, aż zachciałam krzyknąć:” Nie krępuj się, pomogę ukryć zwłoki!”. Jednak Nicolas nie dał mi nic powiedzieć, bo rzucił tylko:
– Poczekajcie.- I gdzieś poszedł.
Zrezygnowana usiadłam na piasku i patrzyłam jak inni na około trenują. Chyba akurat był trening dzieci Afrodyty i Apolla, bo jedni stali i nic nie robili, a drudzy wyrywali sobie łuki.
– Nogi mnie bolą- jęknęła Esmeralda.- Ten miecz waży tonę!
– Mój nie mniej, uwierz- rzuciłam.- Jak myślisz, zabiją nas na Turnieju, jak odkryją, że nie umiemy ustać prosto?
– Prędzej same się zabijemy, podobno mają być potwory, piekielnie niebezpieczne maszyny zagłady, cholernie zabójcze przeszkody…-zaczęła wyliczać tak samo, jak po zgłoszeniu nas do turnieju, kiedy chciała mnie udusić. Oczywiście potem się wydało, że tylko mnie straszyła, ale jednak…
– Oj… Zamknij się- rzuciłam z uśmiechem.
Akurat też wtedy przyszedł Nicolas. Nie był sam.
Obok niego stała wysoka i chuda dziewczynka, naprawdę młoda. Była posiadaczką brązowych loczków za ramiona, zmierzwiona grzywka opadała jej na oczy, wielkie i niebieskie, które patrzyły się na mnie z przerażeniem. Uroczo, teraz mogę mówić o sobie jeszcze, że skutecznie przerażam nawet małe dzieci. Mała odruchowo poprawiła sobie ręką włosy, patrząc na Nicolasa z niepewnością. Twarzyczka jej przypominała lalkę z porcelany. Poza tym, była wąska i długa jak patyk, sylwetkę jednak miała wysportowaną… choć prędzej uznałabym ją za szklaną laleczkę niż wojowniczkę.
– Vicky, Kicia, poznajcie Pandorę- oznajmił nam Nicolas, a wysoka brunetka oblała się rumieńcem wbijając wzrok w swoje buty.
Popatrzyłam zdumiona na Es, która też zerknęła na mnie, ale potem wstała i przyjaźnie nachyliła się do dziewczynki wyciągając do niej rękę.
– Hej księżniczko, jestem Esmeralda- zaświergotała miłym i spokojnym głosem, tak jak mówią pielęgniarki do swoich podopiecznych. Pandora na chwilę uniosła głowę patrząc na dziewczynę i ścisnęła jej rękę.- Jesteś może córką Afrodyty?
Jakbym nie znała Es i jej zdolności kojarzenia faktu, pomyślałabym, że dziewczyna właśnie podrywa ośmioletnie dziecko i to jeszcze dziewczynkę. Potem, pomyślałabym, że w sumie, jestem starsza i raczej pedofil-Es mi nic nie zrobi. A jeszcze potem, że to i tak słaba partia na przyjaciółkę, bo jak kiedyś zaginie jakiś dzieciak, to będę drugą podejrzaną. Albo trzecią, zaraz po Nicolasie. Toć to on jest jej przyjacielem od zawsze.
– Tak, jestem od Afrodyty- potaknęła Pandora, na co ja uznałam, że lepiej dać sobie spokój z pedofilskimi konspiracjami. A więc Es znowu coś zgadła…? Kolejny dowód na to, że muszę nauczyć się sposoby by przy niej kłamać.- A wy jesteście te dwie co się zgłosiły do turnieju?
– Tak- uśmiechnęła się Esmeral, prostując się. Młoda ma plusa: zna mnie!
Pandora ponownie wbiła spojrzenie w ziemię, wcześniej zerkając niepewnie na Nicolasa, który opiekuńczo trzymał rękę na jej ramieniu.
– Nicolas, to super, że integrujesz nas z ośmiolatkami, ale mieliśmy walczyć- przypominałam mu, krzyżując ręce na piersi i patrząc z skrajną wyższością i niepewnością na małą, która słysząc to nerwowo odgarnęła grzywkę z oczu, płonąc jeszcze bardziej wyrazistym rumieńcem. Muszę przyznać, że dobrze się czułam, wiedząc, że młoda wstydzi się mnie i może jednocześnie czuje respekt.
– Oczywiście- poparł mnie Nick, szczerząc się szeroko.- Znalazłem ci przeciwniczkę, Vicky. I Pandora ma dziewięć lat, nie osiem.
Zamrugałam zdumiona, po czym uśmiechnęłam się szeroko, prostując ramiona. Mój nagły atak wesołości chyba zmieszał lekko Pandorę, bo dziewczynka ze zmieszaniem obróciła się bokiem do Nicka, ciągnąc go za łokieć i mówiąc coś w jego stronę, kiedy ja nadal chichotałam rozbawiona.
– Dobrze, rozumiem, odgrywasz się za to, że zjadłam ci śniadanie- zaczęłam, przerywając, bo perspektywa nawet ćwiczeń z dziewczynką takiej postury, cały czas mnie rozśmieszała- ale nie musisz mnie aż tak nie doceniać. Przecież mogę jej zrobić krzywdę.
Jednak szatyn nie przestał się uśmiechać i tylko poklepał Pandorę po ramieniu, która skrzywiła się nieznacznie.
– Spróbuj. Chcę zobaczyć jak robisz jej krzywdę- powiedział zadowolony z siebie.
– Nick, ona jest taka mała…
– Oceniasz?
– Tak, bo nie wygląda na taką, co…
– A ty przez to że jesteś wysoka, umiesz świetnie walczyć?- zapytał retorycznie, śląc mi zwycięskie spojrzenie.- Kicia, pożycz Pandy swój miecz.
Esmeral z uniesionymi brwiami wyciągnęła w stronę dziewczynki długie ostrze, pożyczone do ćwiczeń, które przed chwilą podniosła z posadzki. Brunetka wzięła je do swojej małej dłoni i ku mojemu zdumieniu miecz nie przeciążył ją w dół, tylko dziewczynka twardo trzymała go w powietrzu. Ta, pewnie Esmeralda miała lżejszy egzemplarz, pomyślałam.
Popatrzyłam na Pandorę z cynicznym uśmieszkiem i szczerym rozbawieniem, czego nawet nie próbowałam ukryć. Ze swobodą podniosłam się z ławki i nawet nie udawałam, ze się przygotowuję. Córka tej całej Afrodyty stanęła tak jak Nicolas jej kazał naprzeciwko mnie i dyskretnie rzucała mi coraz bardziej ciekawskie spojrzenia.
– Spokojnie, dam ci fory.
– Pandora, daj Victorii fory- odezwał się Nicolas jakby mnie nie słyszał, patrząc na nas z boku. Stał obok Es, z rękoma w kieszeniach i pogodnym wyrazem twarzy, z miną która wskazywała na to, że spodziewa się jednoznacznego wyniku tego starcia między szesnastolatką a ośmio…dziewięciolatką.
Nie wysilając się nawet na tą cała „zrównoważoną pozycję” i inne fachowe nazwy dziwnych ruchów których nie spamiętałam, stanęłam wyprostowana, patrząc na dziewczynkę z góry, co nie było trudne. Pandy poczekała aż Nick powie, że ‘start’ po czym ze spokojem wykonała pierwsze cięcie mieczem. Chciałam obronić się, przekręcając rękę tak, by zablokować cios, ale ku mojemu zdumieniu, atak okazał się zbyt mocny, a moja ręka zbyt ciężka, przez to metalowe cholerstwo- ostrze broni Pandory zderzyło się z moim blokiem i pchnęło mój miecz tak mocno, że oba metale uderzyły mnie w biodro, bo nie potrafiłam wytrzymać impetu. Odrzucona tym ciosem, zatoczyłam się mały koczek do przodu, a to wystarczyło brunetce, by uderzyć mnie płaską częścią ostrza w talię, przechylając ponownie na bok, kiedy ja nawet nie przypomniałam sobie w której dłoni trzymam swój miecz. Natomiast kiedy zrobiłam kolejny krok w bok, dziewczynka będąc wystarczająco blisko wykonała celne kopnięcie w moją tylną stronę kolana, sprawiając, że nogi się pode mną ugięły i jak długa grzmotnęłam się o ziemię. Nawet nie zostałam podcięta- po prostu nogi jak na rozkaz się ugięły i poleciałam w tył.
Nie wiem, czy byłam bardziej zła, czy zdumiona tym co się stało. Minęło ile…? Dziesięć sekund? Piętnaście? A ja już leżałam tyłkiem na podłodze jak powalony konar drzewa, kiedy to niepozornie wyglądająca dziewczynka, o okrągłych niebieskich oczach i twarzy aniołka pochylała się nade mną z zakłopotaną miną.
Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami spod uniesionych brwi. Zaimponowała mi, nie powiem. Nawet nie do końca byłam pewna jak mam się zachować i pierwszy raz od bardzo dawna zabrakło mi języka w gębie.
Jednak w tym momencie wszystko potoczyło się inaczej a moje zakłopotanie i zszokowanie przerwał głośny i szczery śmiech. I chyba tylko on uratował mnie od zawieszenia i zdumienia, którego nie potrafiłabym się pozbyć, co dopiero od uczucia porażki i wstydu!
– O matko, Vicky, ty moja wojowniczko, hahahah!
Obróciłam głowę nadal leżąc, a kiedy ujrzałam Esmeral opierającą ramię o Nicolasa, nie umiałam się nie uśmiechnąć. Schowała twarz w jego ramię i rechotała, krztuszącą się od śmiechu.
– To było bardziej efektowne niż Tinky Winky tańczący z królikami! Nie całe dziesięć sekund…o kurde, umieram!
Za to Nicolas rzucił mi pełne triumfu spojrzenie, szczerząc się wesoło, po czym spokojnie powiedział:
– Pandora, mam nadzieję, że nie zmęczyłaś się za bardzo?
– Nie- mruknęła mała, nadal patrząc się na mnie przerażona.- Przepraszam, nie chciałam…
Jednak nie usłyszałam co powiedziała dalej, bo moich uszu dobiegł kolejny dźwięk; śmiech, ale nie należał on do nikogo, kto mógłby się z tego śmiać. W drugim końcu areny ze sztyletem w ręku stała Kiwa, patrząc się na mnie wesoło i chichrając się, aż się jej ramiona trzęsły.
– No, Rowllens, teraz przynajmniej mam pewność, że jednak nałapałaś się bólu dupy- oznajmiła z złośliwym uśmieszkiem, ale zaraz machnęła ręką rozbawiona i dodała:- O matko, jaka ciamajda.
Słysząc to usiadłam na baczność po czym podciągnęłam nogi i wstałam, z oczami nadal wpatrującymi się w brunetkę, która stała tyłem do Asha, śmiejąc się w najlepsze. I tu był jej błąd, bo blondyn posłał mi złośliwe spojrzenie i jednym sprawnym przesunięciem nogi po ziemi podkosił ją tak, że i Kiwa runęła jak długa na plecy.
– No, Kiwa, teraz przynajmniej mam pewność, że jednak nałapałaś się bólu dupy. – powiedział, idealnie naśladując ni to zadowolenie ni to satysfakcje wcześniej słyszalną w głosie córki Tanatosa.
– Oczywiście, gdyby ją miała- dopowiedziałam automatycznie, choć nie na tyle głośno, by usłyszała to tamta dwójka. Usłyszała za to Esmeral i zaniosła się jeszcze głośniejszym śmiechem. Widziałam, że jeszcze chwila, a dziewczyna popłacze się. Kiwa warczała tylko coś do Asha.
Czy ona właśnie śmiała mnie nazwać „ciamajdą”?
Byłam wściekła, że Kiwa ośmieliła się zaśmiać ze mnie. Ludzie jej pokroju nie mogą przecież naśmiewać się z osób na moim poziomie. Uniosłam dumnie głowę, mając zamiar ją opieprzyć, kiedy poczułam czyjąś rękę na przedramieniu.
– Ja naprawdę nie chciałam, przepraszam.
Zdekoncentrowana przeniosłam swoje tęczówki na Pandorę, która z wypiekami na okrągłych policzkach wpatrywała się we mnie przerażona i zawstydzona jednocześnie.
– Słucham?- powiedziałam, marszcząc brwi. Dziewczynka musiała to zinterpretować jako oznakę, że jestem wściekła, bo pobladła i rzuciła rozpaczliwe spojrzenie w stronę Nicolasa i Es, która nadal przygryzała wargi, tłumiąc natarczywy chichot ilekroć na mnie zerknęła. To było bardzo budujące: patrzy się na mnie ja na nią, a ona…”MUAHAHAHA” i odwraca wzrok. Znowu się na mnie patrzy, chwila ciszy i nagle…”MUAHAHA”. I tak przez ostatnie pięć minut.
– Przepraszam- powtórzyła Pandora łamiącym się głosem, przestając dotykać mojego łokcia.- Nick powiedział, że mam tylko z tobą poćwiczyć, ja nie wiedziałam…-ciągnęła, z wyraźnym przerażeniem w oczach.
– No hej, już dobrze- uspokoiłam ją, kładąc dłoń na jej ramie- Nie jestem z porcelany, nic się nie stało.
Dziewczynka słysząc to wypuściła powietrze z płuc, nagle się kurcząc się. Przestała wyglądać jak duch z jeszcze bardziej zaokrąglonymi ze strachu oczami i zaciśniętymi ustami. Starałam ukryć się satysfakcję, że młoda się mnie najwyraźniej przestraszyła.
– To jak, Victoria?- odezwał się Nicolas z przesłodzonym uśmieszkiem.- Torniamo a esercitare? *Wracamy do ćwiczeń* Czy pójść po kolejnego dziewięciolatka, żeby cię skopał?
– Vaffanculo. *przekleństw; nakazujące Nickowi sobie pójść i dać Vicky spokój.* Znudziło mi się.
– Ej, ale bez takich- jęknęła Es, rzucając mi krytyczne spojrzenie, na co uniosłam ramiona i uśmiechnęłam się przepraszająco. Dobrze, że nie rozumiała włoskiego, bo dostało by mi się bardziej za ‘vaffanculo’, niże tylko za samo użycie tego języka.
– Mam ból dupy i już- stwierdziłam, przedrzeźniając Kiwę. -Sorry, ale idę.
I w tym momencie moje spojrzenie padło na zmieszaną Pandy, a moje myśli podsunęły mi diabelski pomysł.
– Choć Pandora, pokażesz mi obóz!
– Co? Ale…nie! Czeka…- zaczęła dziewczynka, ale zanim ona lub którekolwiek: Es czy Nick, zdążyli coś powiedzieć, położyłam ręką na plechach małej i ochoczym krokiem wyprowadziłam ją z treningu.
I tak oto skończyła się moja pierwsza lekcja szermierki w życiu. Z bólem pleców, lewego kolana i szyi… oraz oczywiście z zdiagnozowanym przez krasnoluda: bólem dupy.
***
Pandy była bardzo mało rozmowna. No naprawdę. Była córką Afrodyty, powinna trajkotać non stop, prawda?
Szła obok mnie z wytrzeszczonymi oczami, jakbym prowadziła ją na stracenie. A przecież to był tylko niewinny spacerek, podczas którego próbowałam ją lepiej poznać. Każda jej odpowiedź brzmiała tak, jakby dziewczynka myślała, że szukam jakiegoś omsknięcia się, żeby ją rozszarpać. Ja przepraszam, ale od kiedy awansowałam w społeczeństwie na stopień: nauczyciel?
Po pewnym czasie jednak przestała zerkać na mnie ukradkiem, a kiedy zobaczyła, że nie idę sztywna jak na dorosłą osobę przystało i nie robię jej wyrzutów za nie kulturalne zwroty, (bo sama ich używałam…) trochę się rozluźniła. Była naprawdę bardzo urokliwa, uwierzcie mi.
– Dlaczego się zgłosiłaś do Turnieju?- zapytała w końcu. Pierwsze pytanie, jakie mi zadała sama z siebie. Do tej pory to ja wyciągałam z niej odpowiedzi, pytając o rzeczy tak oczywiste, jak to, czy w tym ‘Obozie Herosów’ pada deszcz. Młoda była zabawna- próbowała mi wmówić, że nigdy. Jak jej oznajmiłam, że zmyśla, to się śmiała, więc uznałam, że tylko się wygłupiała.
– Dlaczego? Bo Milos był wkurwi…wkurzający- poprawiłam się. Bądź co bądź, Pandy miała dopiero dziewięć lat.
– Racja- przytaknęła.- Niektórzy uważali jak tu się pojawił, że powinien być moim bratem. Bo większość dzieci Afrodyty są nielubiane i Milos…
– Moje kondolencje- mruknęłam tylko, na co Pandora wybuchła szczerym, perlistym śmiechem. Banalnie było ją rozśmieszyć i prawie wszystko co mówiłam, traktowała niemal z namaszczeniem.
– Nie boisz się, że coś ci się stanie?
– Nie. Bardziej boję się, że ktoś mi tak siedzenie spierze, że się ośmieszę.
– Czyli bardziej boisz się tego, że będą się z ciebie śmiali, niż że możesz na przykład skręcić rękę?
Popatrzyłam na nią. Polubiłam ją.
To wiązało się z dwoma faktami. Po pierwsze, Pandy musiała mieć w sobie coś, co sprawiło, że nie pozostała dla mnie obojętnym, wkurzającym bachorem, jak każdy napotkany przedszkolak poniżej jedenastego roku życia, tak jak zawsze do tej pory było. Po drugie, dziewczyna miała przerąbane, bo bardzo fajnie się z nią gadało. I zamierzałam to robić częściej.
Dopiero po godzinnym obchodzie obozu, kiedy poprowadziła mnie boczną ścieżką do placu z tymi wszystkimi domkami, które nazwała ‘wspólnym trawnikiem’. Popatrzyła na mnie bez cienia lęku, tak jak to robiła jeszcze dwie godziny temu i ze szczerym uśmiechem oznajmiła:
-Powodzenia jutro.
Po czym pogodnym krokiem znikła za drzwiami swojego domu, czyli Afrodyty.
Nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi, więc poprawiłam rękaw bluzki którą miałam na sobie i zamyślona ruszyłam w stronę domku numer jedenaście. Zmarszczyłam brwi, rozmyślając nad sensem słów Pandy. Powodzenia? Ona mi życzyła, żebym przeżyła w tym miejscu koljeny dzien? A może to była uwaga odnośnie mnie, jakiś bardzo zawistny i cyniczny komentarz, którego nie zrozumiałam…?
Mniej więcej, w momencie kiedy otworzyłam drzwi, uświadomiłam sobie bardzo niekorzystną rzecz.
– Cholera!- prawie krzyknęłam.
Pięć par oczu, czyli wszyscy znajdujący się w domku Hermesa, spojrzało na mnie jak na idiotkę. No tak, zazwyczaj jak się wchodzi do kogoś, to się mówi ‘hej’ a nie przeklina.
– Vi, mordeczko, dobrze się czujesz?- odezwała się Amy, przechylając głowę na bok. Siedziała na stercie koców, z których ustawiony był ogromny kopiec na środku pokoju, w za dużych dresach, w łyżką pełną nutelli uniesionej w górze i patrzyła na mnie tak samo jak Johnny i pozostałe potomstwo Hermesa- jak na idiotkę.
Jednak ja zamiast się tym przyjąć, wrzasnęłam to, z czego właśnie zdałam sobie sprawę:
– O KURDE, JUTRO TURNIEJ!
Przeczytałam już wczoraj, ale dopiero teraz mogłam skomentować 😉 Końcówka jest zdecydowanie rozwalająca, najlepsze zakończenie jakie czytałam. Biedne dziewczyny jak one sobie poradzą (a przecież wiem, że dadzą radę) na tym Turnieju z umiejętnościami szermierczymi równymi 0.2?! 😀 Już się nie mogę doczekać! Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny rozdział 😀
Boski rozdział! 😀 Vicky jest absolutnie powalająca, ma w sobie tyle humoru, pewności i stylu, że jakbym była facetem, leżałabym już dawno przy jej stopach, błagając, żeby na mnie choć spojrzała xD
O mamo, rozdział w sobotę? Jaka niespodzianka! 😀 kiedy nie zobaczyłam tego wczoraj, byłam pewna, że najwcześniej będzie w poniedziałek ;c a tu proszę! :p
Diss na brak dupy zawsze spoko, rozumiem, że musiała być już bardzo zirytowana. Fajnie, że Vicky nie jest idealna, że łatwo się irytuje i potrafi być nie miła. Bo brakowałoby tu tylko idealnej i wyrozumiałej Rowllens, choć wtedy, to już by nie była TA cudowna Rwollens. Jestem fanką, przysięgam!
Poza tym, płakałam przy fragmencie z Nickiem, kiedy ten oceniał/próbował ocenić tyłek Vicky, a Es mu tak pięknie nie pozwoliła. A Vicky w tym czasie miała ból, że ją Kiwa obraziła. Rozmowa Kiwy i Asha- też płakałam xD
Kira, z tymi umiejętnościami to bym nie przesadzała… Z tego co widzę, a raczej, z tego co przeczytałam, wnioskuję, że 0.2 to mocno naciągana ocena xD
I tak, ja też potwornie czekam na ten turniej.
Zakończenie boskie, nie mogło się obyć bez Amy. Niemal widziałam taką Amy ze zdumioną i pełną politowania miną na tych kocach!
Zakończenie cudowne Nie ma to jak wparować do domku i wrzasnąć „cholera” 😀 Kiedy przeczytałam, że Kiwa stanęła po stronie Rowllens, nie umiałam w to uwierzyć i myślałam, że źle coś przeczytałam. Ale, na szczęście, zaraz się zreflektowała 😛
a tak wgl, mam pocieszenie dla Kiwy. U nas w szkole jest dziołszka, która ma metr dwadzieście około (jest w pierwszej albo drugiej klasie), więc Kiwa przy niej jest wysoka 😀
oczywiście czekam na CD
Rozdział super 😀 Śmiałam się równo z bohaterami 😀 😀 😀 Łiiiii, niedługo turniej XDXDXD Już nie mogę się doczekać, więc wyślijcie szybko cd, pliiiiiiiiissssss <33 Big + za zakończenie! To jedno z moich ulubionych: jest zarówno mega GENIALNE, jak i mega irytujące 😉
P.S. Dziękuję za dedykację ;**
Jak już wspominałam ze sto razy, ja się zakochałam. Absolutnie cudowna robota, podziwiam i zazdroszczę pomysłów, talentu i cierpliwości
Super pokazanie charakteru Vicky (bad girl, upieram się, że takie określenie określa ją *masło maślane* idealnie! ) i jej stosunku do przyjaciół/nieprzyjaciół. I to, że nie lubi jak ktoś się z niej śmieje itp. Moje uznanie, dziewczyny. Nie mogę się doczekać tego Turnieju! Ostatnie zdanie tylko mnie wprowadziło w stan oczkowania ze zniecierpliwieniem xD
Nie wiem co napisać. Po prostu rozdział genialny! Jak to możliwe, że Vicky przegrała z dziewięciolatką?! Gdy czytałam jak Nick przedstawia ją dziewczyną to pomyślałam: ” No to po tobie Vicky”. Ta mała jest genialna! Nie mogę się doczekać tego turnieju. Jestem ciekawa co wymyślicie. Czekam na CD i dzięki za dedykację