Wiecie co? Jednak nienawidzę poranków.
Nie dość, że nie mam z kim pogadać (lenie, fuj!), to na dodatek najgorsze rzeczy stają się rano. Włączając w to poznanie Vicky. (Żartuję. Chociaż w sumie… znalazłoby się parę argumentów. I nieeee, na pewno nie znalazłoby się tam stwierdzenie: „Wciągnęła mnie w cholerę niebezpieczny turniej tylko dlatego, że siedziałam obok niej”, no skąąąąąd).
Wracając- poranki są złe. I chyba właśnie dlatego za niedługo porzucę karierę rannej sarenki. (No co, sarenka lepiej brzmi od ptaszka. W ogóle kto to wymyślił?!). Bo serio, mój niezwykły i beznadziejny poranek (i część przedpołudnia. Ale ciii) miał wpływ na moją psychikę. Na mój biedny, zszargany przez Nicolasa stan umysłowy! Ogarniacie? Mój pokrzywdzony mózg!
A to wszystko dlatego, że cholernie wstałam o cholernej godzinie siódmej i zaplątując się w cholerną kołdrę spadłam na cholerną podłogę, budząc cholerną połowę cholernych mieszkańców cholernego domku Hermesa! Wszyscy cholernie szybko się ocucili i zobaczyli, na jakim cholernym poziomie się znajduję!
Znaczy, precyzując- chłopaki… wróć. Od początku. Cholera, precyzując- cholerni chłopacy popatrzyli na mnie tych ich cholernym wzrokiem, cholerna Vicky cholernie głośno chrapała dalej z cholerną szopą na cholernym łbie, a cholerna Amy usiadła na swoim cholernym łóżku i mnie cholernie opieprzyła, że przerywam jej cholerny sen. W dodatku z cholernej podłogi.
Tak w sumie to podłoga nie jest zła. Nie, ona naprawdę jest fajna- taka zwykła, zawsze możesz ją przytulić… położyć się na niej… co prawda nie w każdym przypadku jest miękka, ale co jest bez wad? Pełni rolę kochanego, czułego chłopaka… z płaską nawierzchnią… A ten, w drugą stronę- jakby się uprzeć, to kto wie, możliwym by było uznać, że pełni dla facetów rolę przysłowiowej „deski”? No, w każdym razie podłoga się przydaje. Ja na przykład lubię zaliczać z nią spotkanie trzeciego stopnia. Psh.
Ale w sensie ogólnym jest okej, dobra? Możemy się tak umówić? Nie zszargamy dobrego imienia podłogi. Nie zrobicie mi tego, prawda?
PRAWDA?
– Cholerna kołdra – wymamrotałam, zbierając się z zacnego gruntu. Bądź co bądź, obiecałam, że nie będę mówić źle na podłogę.
A miałam wyjątkowego pecha, bo chciało mi się spać, a tu bach! już na ziemi, już przyduszona tym okropnym wynalazkiem, jakim jest pierzyna.
To było straszne.
Ale to jeszcze nic! To nie jest koniec! W momencie, kiedy pozbierałam się na nogi (oczywiście zarzucając sobie pościel przez ramię niczym hinduska lasencja), wywaliłam kołdrę na Nicolasa. Był jeszcze pomysł, żeby go przydusić, ale uznałam, że jeśli go zabraknie, to kto mnie popołudniem nauczy szermierki? Oczywiście mój przyjaciel z typowym dla siebie entuzjazmem jedynie kulturalnie kazał mi się oddalić (wystarczyło wyciągnąć jedną rękę z jednym wyprostowanym palcem… takim chyba najbardziej centralnym…).
Naturalnie weszłam potem do łazienki, ale (i tu zaskoczenie, bo myślałam, że jestem jedyna) wparadowałam Rudej w sam środek kąpieli. I mówiąc „Ruda” myślę o Suzanne, która z typowo damskim piskiem i przerażeniem w oczach zrzuciła na siebie ręcznik (pomimo, że w wannie była piana na dobre piętnaście centymetrów!). Ani ona, ani ja nie byłyśmy zadowolone. Ona z wiadomych przyczyn, a ja… cóż, powiedzmy, że preferowałabym wleźć do łazienki w czasie, kiedy używa jej chłopak. Nie każdy- na przykład, jeśli poczciwy Johnny zażywałby luksusów w łazience, wolałabym być na drugim końcu Obozu. Na wszelki wypadek.
Musiałam czekać całe półgodziny! Rozczochrana, wściekła i z miną, jakbym miała kogoś zabić, zjeść, a potem kości zakopać trzy metry nad… pod ziemią! Nie ma co, musiałam wyglądać wprost uroczo!
Kiedy dziewczyna wreszcie wytoczyła się z łazienki, obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem (psh, to ja powinnam być wkurzona po tym, jak oglądałam takie widoki!), mogłam ze stoickim spokojem porwać moje MP3. Nick mówił, że nie wolno trzymać elektroniki w Obozie Herosów. Nieprawda, ja jakoś biegałam w lesie, słuchając muzyki i zaatakowały mnie jedynie dwa potwory! To znaczy… nie jestem pewna czy to była kwestia tego, że ledwo co tam weszłam, to one… nieistotne. W każdym razie wbiłam do łazienki, nadal ze stoickim spokojem (nieprawda).
Po dwóch godzinach (jak już mówiłam- nie spałam wystarczająco długo, a ciepełko zdecydowanie pomaga odpłynąć i przy okazji też prawie utopić się) do drzwi zaczęli się dobijać oni- świadkowie mojego bolesnego, w dodatku cholernego upadku na podłogę.
Nie, mylicie się! To jeszcze nic!
Najgorsze było to, że bezpośrednio po tym, jak z Nickiem wyszłam z domku (pośród pięknych, szumiących drzew i niesamowitej scenerii) dopadł nas kurdupel, który chyba się urwał z obiadku w przedszkolu!
A jeszcze gorsze od tego najgorszego było to, że tym krasnoludkiem okazała się być Kiwa! Rozumiecie? KIWA! Czyli zbyt wkurzające dziecko ze zbyt wysoką samooceną, w czarnej bluzce i ciemnych rurkach oraz, co najciekawsze, sztyletem w ręce Kiwa, takie przedszkole, które się maluje.
Pamiętałam ją jedynie z poprzedniego spotkania- czyli kłótni w domku Tanatosa- i uwierzcie, wcale nie było miło. W dodatku ta cała jej bezczelność i arogancja, w połączeniu z moim okropnym humorem tego dnia, była nie do zniesienia. Bo, kurde, najpierw mój ranek zaczyna się beznadziejnie, próbuję się odprężyć, ewentualnie wyżyć, a tu bach! oto cholerna Kiwa, z którą mam same złe skojarzenia.
A, ściślej rzecz ujmując, dziewczyna z charakterkiem. Pewna swoich zalet. Widać było, że ma rodzeństwo- zwłaszcza w sposobie zachowania. Chyba siostrę, i to starszą. Nie sądzę, żeby jej mama się aż tak malowała, a skądś musiała czerpać inspiracje. Wyglądała jak niedopieszczone dziecko. Drogie ciuchy, markowe buty… ale gdzieś w tym wszystkim, a ja już w tej chwili zdaję się na własną intuicję, skrywał się fakt, że dziewczyna nie przybywała dużo czasu ze swoimi rodzicami i prawdopodobnie nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia.. Bardziej widziałam to w sposobie, w jaki chciała udowodnić, że jaka to ona ważna. Tak, dla mnie było to widoczne.
Widziałam to zawsze, kiedy mówiłam „hej” do swojego odbicia w lustrze. Tę samą determinację, że udowodnię ludziom, iż jestem coś warta. To samo, co zauważył we mnie Nick podczas tych wszystkich naszych rozmów i lat przyjaźni. No i to, co mi wypominał po każdej mojej porażce- za duże ambicje.
– Heeeeej – powiedziała śpiewnie z promiennym uśmiechem, identycznym, jakim wcześniej wkurzyła Vicky. Całe moje rozmyślania szlag trafił, zamieniając je we wkurwiającą mini-śmierć (trupia bladość się zgadza). Bogowie, czy ona nawet tego jednego cholernego dnia musi mieć w głosie ten swój denerwujący tupecik, co? Cały dzień był do bani, a rozmowa z nią chyba tylko pogarszała mój stan psychiki, zmieniając mnie w tykającą bombę.
– Hej dziecino – rzucił Nick z sarkastycznym uśmiechem. Moja krew! – Odłączyłaś się od swojej grupy przedszkolaków? Zabłądziłaś w naszym duuużym Obozie? – I właśnie w takich chwilach zdaję sobie sprawę, jak bardzo go kocham i uzmysławiam sobie, dlaczego to właśnie on jest moim przyjacielem.
Jedynie my jesteśmy tak nienormalni, żeby cisnąć po zerówce!
Kiwa prychnęła, ale po chwili oznajmiła z ironią:
– Tak, zabłądziłam w twoich oczach. – Och, chyba już czegoś bardziej tandetnego nie można było powiedzieć. Oczy Nicka są przejrzyste jak niebo! W moich oczach można by było się zgubić- tam to jest tylko czerń i czerń. Po chwili jednak kurdup… Kiwa uśmiechnęła się promiennie. – Jak tam?
Znacie mnie, wiecie, że długo nie wytrzymam tego napięcia.
– Dopóki się nie pojawiłaś było cudnie – wtrąciłam z lekko pogardliwą miną. Ten jej wieczny wyszczerz wydawał się wkurzający- nawet fakt, że była dzieckiem Śmierci i miała taki uśmiech już o czymś świadczył.
– Kicia, mi się wydaje, czy metr pięćdziesiąt mnie podrywa?- spytał Nick, spoglądając na mnie. Popatrzyłam mu w oczy, tłumiąc śmiech. – Serio, wyglądam jak pedofil?
Córka Tanatosa zlustrowała go od stóp do głów, po czym poruszyła sugestywnie brwiami.
– Muszę odpowiadać na to pytanie?
– Wyglądasz normalnie, jak kretyn, kochanie. Kretyni NIE są pedofilami – wyjaśniłam mojemu przyjacielowi, rzucając pełne politowania spojrzenie wspomnianemu „metrowi pięćdziesiąt”.
– Jeny, Es, powiedziałaś coś mądrego. Wow. Nie spodziewałam się, złotko – rzuciła Kiwa ze złośliwym uśmieszkiem. O maaaatkooo, ale pocisnęła! Nie będę odpowiadać, jeszcze poleci do mamusi (to się chyba robiło w przedszkolu, nie?). Po czym dodała już normalnym głosem: – A zresztą przyszłam ze sprawą do Nicka.
PO MOIM TRUPIE!
– O nie! – Zasłoniłam Nicka obronnym gestem, chwytając go za rękę (co wyszło trochę dziwnie, bo Nicolas był ode mnie wyższy prawie pół głowy). – Nie dam. Już mi jedna podrywać chciała, ale ona była wyższa. Nie pozwolę, żeby jakiś przykurcz się przypałętał. Potem będzie, że z pedofilem się zadaję. Nie ma mowy.
– Już miałem nadzieję, że nie weźmiesz jej za potencjalne zagrożenie, kicia – wyraził swoje zdanie syn Hermesa, czochrając mi włosy. Psh. Kretyn. Ale i tak nie dam!
– Jestem od niej ładniejsza, bystrzejsza, bardziej elokwentna. Taaa, zero zagrożenia, Es, nie spinaj tyłka – oświadczyła, a ja spojrzałam na nią wzrokiem pełnym współczucia.
– Właśnie- i tak jest wystarczająco zgrabny. – Nick się szeroko wyszczerzył, sprawiając wrażenie, jakby mnie za ten „zgrabny tyłek” był gotowy złapać. Oczywiście za same chęci zarobił kuksańca w żebra. – No, a teraz mów kochana- czego dusza jęczy? Mam naprawić ukochaną lalkę, czy zgubiłaś grupę dwunastolatków? – zwrócił się do Kiwy.
– Nick! – Trąciłam go w ramię, ale chyba moje próby ukrycia rozbawienia spełzły na niczym.
– To przedszkole. Nie widzisz?
– Pewnie zerówka. Nie oceniaj, kochany.
– To fajnie masz o sobie zdanie, skoro jesteśmy w tym samym wieku – powiedziała do mnie Kiwa, na co uniosłam z pogardą brwi. Tak, ale nie mamy takiego samego wieku- mimo wszystko ja mam te piętnaście centymetrów w górę. – Nie, przedszkole nie rozumie zwrotu „nie spinaj tyłka”, a na pewno by też nie używało go – wyjaśniła Nickowi, a ja powstrzymałam się od śmiechu, Och, jaka ona mądra! – Chodzi o lalkę – wyrzuciła z siebie, wydymając wargę. – Bawiłam się nią przy stajni, ale taki zły chłopiec podszedł i zapytał się mnie, czy jestem z przedszkola, i mu odkroiłam nią łeb. I teraz jest umazana we krwi, fujka.
– No. Stanowczo nie przedszkole jednak – wymamrotał Nick, mrugając z lekką konsternacją. Wyglądał tak, jakby powoli docierała do niego psychiczność tego kurdupla.
Też bym była zmieszana- śmiać się z głupoty tego (nie można lalką odkroić głowy, błagam Was! Za dużo mięśni, żył i też po drodze szkielet) czy płakać, widząc, jak świat schodzi na psy.
– Tak więc, Nicolas, mój drogi przyszły przyjacielu – tu prychnęłam – masz może darmowe połączenia na telefon?
– Mówiłam! Mówiłam że coś kombinuje! – wykrzyknęłam, wskazując na nią oskarżycielsko palcem i patrząc błagalnie na Nicka.
– Oczywiście. Ale dla pięknych kobiet tylko trzy drachmy za minutę – rzucił chłopak ironicznie.
– Wara. Chce zapewne podejrzeć numer – szepnęłam teatralno-konspiracyjnie do niego, patrząc na Kiwę.
– No, taka opcja też jest możliwa. Ale, mała, o mój numer się biją- a kolejka jest u mojej uroczej sekretarki, kici – oznajmił Nicolas, uśmiechając się sarkastycznie do przedszkola.
– Wykreśl słowo urocza – zasugerowała mu Kiwa, naśladując mój szept i obracając z nudów sztylet w dłoni. Miałam nadzieję, że zaraz o sobie wbije w rękę, byleby tylko sobie poszła i dała mi cholerny spokój.
I Nickowi. Dobra, on pal sześć, ale ja?
– Która takowych numerów nie rozdaje, mała – dodałam z zadowoleniem, obejmując ramię Nicka.
– Ja chcę się zaprzyjaźnić! Przyjaciele pożyczają sobie różne rzeczy… CO? ON JEST DLA MNIE ZA BRZYDKI! – Hahahahaha! Teraz wykreślcie słowo „brzydki” i zastąpcie go wyrazem „dobry”, bo najwyraźniej krasnoludom też się mieszają przymiotniki.
Nick rzucił mi zblazowane spojrzenie, widząc, jak się wściekłam po jej ostatnim zdaniu. Co jak co, ale tylko ja mogę kwestionować jego poziom przystojności! Który jest naprawdę, naprawdę wysoki (i, jak widać, zbyt wysoki dla kurdupli).
– No widzisz? – zwrócił się do mnie mój przyjaciel. – Jednak niczego nie chce. Bo chyba nie ma nadziei, że ja teraz jej coś pożyczę, prawda?
– Nie radziłabym jej – burknęłam. – I tak nic nie wskóra.
I kto powiedział, że z zerówką nie można wygrać?
– Ja nie chcę jego cholernego numeru, chce tylko zadzwonić do swojej cholernej siostry. – Och, jednak mamy coś wspólnego: akurat tego dnia używałyśmy nadmiaru odmiany „cholera”. – Naprawdę? Odmówisz mi jednego głupiego połączenia?
Nick spojrzał na nią z politowaniem.
– Cholerny pech, że cholerny przystojniak ma cholerny telefon, nie? – Westchnął. Zaniepokoiło mnie troszkę to, że wyglądało to tak, jakby rzeczywiście nad tym myślał. – No w sumie jednak nie widzę problemu.
O. Nie. O. NIE.
Po raz kolejny- PO MOIM TRUPIE.
– Nick, nie – ostrzegłam go, jeszcze mocniej oplatając rękoma jego ramię.
– I zupełnie nie ironizujesz? – Kiwa wydawała się zdumiona. (Jak ja. Kolejna cholerna rzecz, która nas łączy. Cholera). – Es, zamknij się.
Nie przejęłam się zbytnio jej ostatnim zdaniem, za to z uwagą wpatrywałam się w błękitne oczy Nicolasa, szukając w nich chociaż odrobiny żartu. Kiwa była irytująca w samej swojej postaci- wiecie, jej wyprostowana postawa, jakby uważała się za lepszą; „dość zabawna” mimika twarzy; tonacja głosu; to wszystko wydawało się po prostu nie do zniesienia i ta dziewczyna coraz bardziej przypominała mi wrednego chochlika z opowiadań dla dzieci. A, jako że mój dzień i bez niej to okropność, zdecydowałam się nią nie przejmować.
– Jestem twoją sekretarką – jęknęłam. – I ja zarządzam telefonami, chyba że się wyda, że je przemycasz. Wtedy to twoja wina – oznajmiłam, lekko potrząsając jego szczupłym ciałem.
– Tak, ale to jego telefon, złotko – wycedziła córka Tanatosa, po czym zrobiła oczy Kota z Shreka i popatrzyła na chłopaka. – Nick…?
Z oburzeniem wciągnęłam powietrze do płuc. Nie no, laska przegina!
– Ale on jest mój, co oznacza, że telefon też jest mój! – prychnęłam, bo ta logika była cholernie logiczna! – Nick! – Spojrzałam na niego groźnie.
Kiwa przewróciła oczami.
– Jeny, nie chcę ci zabrać chłopaka, ogarnij się.
– Za dużo zaimków dzierżawczych, moje drogie panie – oznajmił Nicolas, uśmiechając się do mnie miło.
– To przyjaciel – wytłumaczyłam ze złością (kolejnej już osobie). – Jestem jego przyzwoitką! – No, i tu akurat była szczera prawda, bo on zdecydowanie potrzebował przyzwoitki, choćby do takich sytuacji jak ta.
– Es, jasne, a ja i Thomas to najbardziej zgrane rodzeństwo na świecie.
– Cuda się zdarzają – mruknęłam do siebie.
– Daj mi ten telefon, nawet przy tej zołzie i tyle – dodała, zwracając się do Nicka, po czym skrzywiła się. – Proszę.
– Thomas jest zgrany jedynie z samym sobą… ah, to była ironia. – Nick rzucił pełne politowania i cynizmu spojrzenie Kiwie po tym, jak wcześniej teatralnie udawał, że nie wyczuł sarkazmu w głosie córki Tanatosa.
– Nie tylko ze sobą, nie zapominaj o lusterku… ah, to była ironia. – naśladowała Nicka.
Och. Jakie to było zabawne i oryginalne. No szacun.
– Jedno was łączy- on też kolekcjonuje numery telefonów – rozjaśnił sprawę Nicolas. Ej nie. Postanowiłam bronić Thomasa- i może na wszelki wypadek sprostować:
– Zwłaszcza dziewczyn. Dziwnie by było, jakby kolekcjonował numery chłopców. – Wzięłam głęboki wdech, po czym obróciłam twarz w stronę chłopaka. – Nick. Patrz mi w oczy.
– Nie patrz! To cholerna Meduza! – wydarła się Kiwa. Ten poziom wyzwisk, o matko…
Z determinacją złapałam Nicolasa za brodę i przekręciłam jego głowę o dziewięćdziesiąt stopni w prawo (czyli tak, żeby spojrzał prosto w moje ciemne tęczówki).
– No weźcie! Ja naprawdę chcę zadzwonić tylko do siostry! Pamiętaj, jestem bezbronnym przedszkolakiem, bezbronnym przedszkolakom się nie odmawia! – Założysz się?
– Nie lubię przedszkolaków – oświadczył Nick, wciąż patrząc na moją twarz. – Jak nim byłem, poznałem kicię. Traumatyczne przeżycia niszczące resztę życia.
Prychnęłam. Mogłabym powiedzieć to samo o nim.
– Myślałam, że wspomnisz o Alexie, a nie o mnie – rzuciłam z niewinnym uśmieszkiem.
– Poznałeś tą dwójkę w takim młodym wieku? – Kiwa położyła rękę na barku syna Hermesa, skąd jej dłoń została przeze mnie natychmiastowo strzepnięta (odkażaniem go zajmę się później). – Moje największe kondolencję, dziwne, że nie skończyłeś w psychiatryku. Es, właśnie, Alex obślinił mi rękę, kup mu jakieś wiaderko!
Nie zwróciłam zbyt wielkiej uwagi na Kiwę, zajęta złowrogim wpatrywaniem się w mojego najlepszego cholernego przyjaciela, który posłał przedszkolu zadowolone spojrzenie.
Ej, chwila, czy metr pięćdziesiąt właśnie zjechało Alexa…?
To pewnie dlatego ten debil się tak cieszy… Zajmę się tym później.
– Wiesz, Nick, że zginiesz, prawda? – spytałam, ale to było, jak się domyślacie, zdecydowanie retoryczne pytanie.
– Prędzej czy później to było nieuniknione. – Puścił do mnie oczko, a na jego twarz wypłynął słodki uśmieszek.
– Chodzi o to, z jakiego powodu, ignorancie – rzuciłam, jednak lekko się uśmiechnęłam i delikatnie poczochrałam jego czarne włosy.
Psh. No co? I tak zginie.
– Ej, stop. Komórka. Nick. Proszę. Do. Siostry. Tylko. Zgoda? – Kiwa postanowiła się przypomnieć. Cóż, zwykle metra pięćdziesiąt się nie zauważa…
– A kim ty tak właściwie jesteś? – zapytał Nicolas, przyglądając się jej badawczo.
Krasnolud zrobił minę pod tytułem „Naprawdę”, ale to akurat zauważyłam jedynie kątem oka. Więcej uwagi poświęciłam położeniu ręki na ramieniu Nicka, spojrzeniu mu głęboko w oczy i spokojnym oświadczeniu:
– Nie.
– Kiwa Lein, córka Tanatosa, siostra Thomasa, koleżanka Es z równoległej klasy. – Psh! Koleżanka! Patrzcie, jaka milutka się nagle zrobiła! – Twoja przyszła największa fanka, jak dasz mi komórkę!
– FANKA?! – zawołałam z oburzeniem, odrywając się od błękitnych tęczówek syna Hermesa, tylko po to, aby spojrzeć na nią z obrzydzeniem. – Doprawdy, potrzebny mi spray przeciw-fankowy.
– Chodziłaś z nią do szkoły? – Mój przyjaciel pochylił z zainteresowaniem głowę. Po chwili wyprostował się z poważną miną. – Teraz ja ci daję kondolencje, ja tego uniknąłem.
Po czym (ten plugawy zdrajca!) wyciągnął z tylnej kieszeni komórkę i rzucił ją Kiwie. Pierdoła prawie ją wypuściła z rąk.
Cóż, na pewno nie była bardziej zdumiona ode mnie. Nie, mało. Ja. Byłam. Masakrycznie. Hiper. Totalnie. Maksymalnie. Wkurzona.
– A więc łap i się ciesz – przykazał Kiwie Nick z promiennym uśmieszkiem.
– NICOLAS!
– DZIĘKUJĘ!
– No co? Mam fankę! – oznajmił Nick z entuzjazmem, kiedy Kiwa, na moich rozwścieczonych oczach, rzuciła mu się na szyję i go ścisnęła. Prychnęłam jak rozwścieczony byk. – I właśnie jestem trupem! – dodał z takim samym zapałem, co wcześniej, patrząc na mnie i szczerząc się jak wariat.
– Wiesz, co to jest solidarność, zdrajco?! – krzyknęłam z pretensją, gapiąc się na szczęśliwą zerówkę.
– Zaraz oddam! – zawołała Kiwa, odbiegając, nim Nicolas zdążył zmienić zdaniem pod wpływem mojego gniewu
Gdyby moje spojrzenie mogło zabijać, Nick prawdopodobnie byłby już zakopany w grobie pięć metrów pod ziemią.
– Ty. Cholerny. Zdrajco – wycedziłam, celując w niego palcem. – A ja myślałam, że mnie kochasz i jesteś moim przyjacielem! – Nick wpatrywał się we mnie z szatańskim uśmieszkiem. Prychnęłam i obróciłam się na pięcie.
– Hej, kicia, kochanie – zawołał, doganiając mnie i łapiąc za rękę. Z uśmiechem splotłam jego zgrabne palce z moimi i ścisnęłam- taki gest, którego zawsze używaliśmy. Chodziło o to, że wszystko jest w porządku i osoba inicjująca to niema pretensji i żalu. Specjalny system komunikacji, który mogą ustanowić sobie tylko przyjaciele.
Nicolas uśmiechnął się do mnie sarkastycznie i zabrał rękę.
– Gotowa na trening? Zgarniemy po drodze Vicky z domku Hermesa i idziemy prosto na arenę. Będzie nudno, specjalnie dla ciebie, mio sole *moje słońce*.
Prychnęłam.
– Czyli jak zwykle w twoim towarzystwie, prawda?
– Pomyliłaś mnie sobie z Alexem. A jesteśmy tacy różni…
To akurat było kłamstwo. Mój przyjaciel miał kruczoczarne, lekko kręcone włosy, był blady z wysokimi kośćmi policzkowymi, pełny nonszalancji, posiadał głos wprost ociekający ironią i sarkazmem, podobnie jak jego uśmiechy. Za to syn Apolla cechował się krótszymi włosami, do tego jasnymi, a w dodatku opaloną cerą i wąskimi wargami (a to ostatnie, nie wiem czy pamiętacie, dogłębnie sprawdziłam), a gdybym dostała za zadanie określić go jednym słowem, to na pewno wyrazem „dżentelmen”.
Obydwoje różni. Jedyny, wspólny znak, jaki posiadali, to były te cholerne błękitne oczy, w których zawsze mogłabym się zakochać.
No i się nienawidzili. To bardzo łączy ludzi. Sprawia, że pomiędzy nimi coś jest (najlepiej ściana, ewentualnie Mur Chiński).
– Halo, kicia. Trening. Może, jak się postarasz, dorównasz doświadczeniu podłodze. To znaczy prędzej z nią coś przekonsultujesz, bo jestem pewien, że w ciągu pierwszych pięciu minut wpadniesz do niej na herbatkę…
Przewróciłam oczami, po czym odwróciłam się do niego, przywołując na twarz olśniewający uśmiech, i wyciągnęłam w jego stronę prawą dłoń z wystawionym jednym, najdłuższym palcem.
Myślę, że przekaz był dość przejrzysty.
Szczerzę się do ekranu jak głupia 😀 Ta „dyskusja” Es, Kiwy i Nicka była boska. Opisałaś ją naprawdę genialnie, prawie się popłakałam przy przedszkolaku i zerówce. No i ta relacja między Es oraz Nickiem, kooocham! Świetny rozdział. Czekam na cd!
I dziękuję za dedykację :*
Cudowny rozdział! Jak ja się baaardzo stęskniłam!!! O kurcze, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak BARDZO się stęskniłam *lub jak cholernie się stęskniłam, ale byłabym nie oryginalna…*
Rozdział cud-miód, niczego mi nie brakowało. Brawa za kolejną kłótnię, nie zniosłabym, jakby te dwie zostały bff. Choć Es, która przyjaźni sie i z Victorią, i z Kiwa, które dla odmiany się nie lubią… to byłoby ciekawym wątkiem, ale taki mi się również podoba Jestem ciekawa, co wymyślicie dalej.
Och, Nick zginie ;3 Ale ma fankę, umrzeć z fanką, to jest osiągnięcie. Ja nawet tego nie osiągnę, chyba, że komuś zapłacę, żeby za ileś-tam -dziesiąt lat oznajmił po mojej śmierci, że jest moim fanem. To by było coś…
Nic mi nie pozostaje, jak zakończyć ten komencik standardowym: „Czekam na ciąg dalszy!!! 😀 „
Uwielbiam to wasze opowiadanie, jest takie realne, normalne, nie leje się co chwila krew, a nastolatki nie ratują ludzkości przy pomocy gumki recepturki i trzech baterii. Ma swój urok, jest takie normalne w swoim przekazie, że każdy wierzy, że to może stać się i jemu. Urealniacie ten magiczny świat, dzięki czemu jest on bardziej przystępny. To super robota, brawo
Zawsze uważałam, że we trzy stworzycie coś boskiego i jestem zadowolona, ze się nie pomyliłam 😉
Rozdział cudny, podoba mi się to, że Es naskoczyła na Kiwę z jakiegoś powodu, a nie jak bardzo często jest na blogach, że „ot tak!”. A Es miała cholerny poranek i zły humor, to bardzo ważne i dlatego jest cudownie. Poza tym Nick… No biedny, postawiły go w takiej sytuacji…
Czekam co wymyślicie dalej i czekam na ten Turniej! 😀
+ Dziękuję za dedykację <3 !
Będę się streszczać, bo dużo już jest wymienione, a nie chcę się powtarzać. Rozdział genialny, jak zwykle. Co tu dużo mówić? Es i jej spotkania z podłogą… Albo ten moment, gdzie Kiwa gadała, że Alex obślinił jej rękę… Jestem bardzo zadowolona, że one się nie przyjaźnią, bo kłótnie lepiej się czyta niż pogawędki bff, są śmieszniejsze.
Ujmę to tak: cholernie mi się podobało 😀 😀 😀
Czekam na cd 😉
Czytałam już, komentowałam już… Ale i tak- cudowne. To jak nowa czadowa książka do mojej kolekcji „przeczytane” 😀 Dziękuję, że to piszecie.
Fanka :* *prawie tak wielka, jak Kiwa-Fanka Nicolasa*
Uważajcie, bo szykuje się dłuuugi koment dla Was trzech… Ale to jeszcze nie dziś. Po prostu muszę nadrobić to, że tak długo nie napisałam Wam o FT nic sensownego.
Okej, mini-adnotacja do tej części. Uwaga: jeśli przy czytaniu zwątpisz w moją miłość do FT to patrz: koniec komentarza
Trochę mi teraz smutno. Wasz humor, w tym Twój, Piper, jest na bardzo wysokim poziomie, ale… Nie w tej części. Ja doskonale rozumiem (i lubię) to, w jaki sposób Vicky dogadaje innym, to, jak Es rozmawia z Nickiem i sposób rozumowania Kiwy (achjestemtakafajnaawrrmrr), ale w tej części było tego ZADUŻO…
1. Sposób, w jaki Es obraża Kiwę i jej niski wzrost jest trochę… No dobra, bardzo gimbusiarski. Okej, nie lubią się, ale kiedy ktoś o coś prosi, nawet tak wrednie jak Kiw, to ludzie, dlaczego Es nie daje jej pomóc…? To niezbyt dobrze o niej świadczy… Jeszcze zrozumiałabym Vicky, ale Ona??? No i kiedy Nick parodiuję Kiw to jest Hahahahahahahahahahahaha takie śmieszne, a gdy jest na odwrót, to nagle żart staje się słaby…
Pamietam że o czymś podobnym wspomniał Quick pod jedną częścią…
Trochę przypomina to sposób w jaki mrhroczne Mary Sue z ff HP dogadują nauczycielom i innym uczniom w Hogwarcie. Fujka.
Dobra, nie chce mi się wymieniać dalej bo 1. Nie zmienię Waszych bohaterów 2. Nie jestem psychologiem. Po prostu po tej części już nigdy nie spojrzę tak samo na Es i Nicka. To przykre.
Eh. I to przekonanie N. że wszystkie dziewczyny go kochają etc. To samo tyczy się Es. Kiwa miała taka być, a Oni?
Dobra, wyszło na to że hejtuję FT, ale NIE.
JA JĄ KOFFAM, TYLKO MAM CHWILĘ ZWĄTPIENIA.
Jane
Jane, chciałam ci pogratulować szczerego komentarza Tutaj wszyscy zawsze słodzą, fajnie, że lubisz to opowiadanie na tyle, że napisałaś szczerze co uważasz.
I teraz mini-adnotacja ode mnie: to nie tak, że naskakuję. Pytam przez ciekawość, po przeczytaniu twoich uwag
1) Zachowanie Es- jak dla mnie, Es naskakuje na Kiwę, chyba głównie dlatego, że Es i Vicky się lubią a Vicky ostatnio posprzeczała się z tą dziewczyną. A poza tym… cholerny poranek. Zastanawiałam się chwilę i ja, dlaczego ta pogodna Es, tak się zachowała. Na moje łopatologiczne rozumowanie, cholerny poranek był po to, żeby był powód to złego humoru (do autorek: przepraszam, że analizuję wam opowiadanie. Tym bardziej przepraszam, jeżeli się mylę!)
2) Nie wiem, czy to „kiedy Nick parodiuję Kiw to jest Hahahahahahahahahahahaha takie śmieszne” to ironia, czy na prawdę Nick jest śmieszny…? Jak dla mnie, Nicolas raczej się przekomarzał, Kiwa trochę też. A odwet, mnie już tak nie śmieszył, ponieważ Kiwa mogła się zachować lekko złośliwie…? nie wiem, nie chcę pisać aż tak wnikliwej oceny publicznie, bo głupio mi będzie, jak wyjdzie na to, iż to ja się mylę
3) O jaki ff o HP chodzi? Nie na temat, ale zaciekawiłam się.
Jane, jeszcze raz słówko uznania za szczerą szczerość 😀 Zaimponowałaś mi tym, muszę przyznać.
To taka adnotacja do adnotacji. A może raczej spam…?
Rzeczywiście, Es miała zły poranek (bardzo fajnie opisany c;), była zła za obrażenie przyjaciółki, ale… Jakoś przedtem wystarczało jej wyżywanie się na Nicolasie 😀
No właśnie Nick mnie tak zaskoczył… Praktycznie Kiwy nie znał, a tak jej
dogadywał. I w granicy rozsądku było to bardzo zabawne, ale po 3 żartcie z niskim wzrostem i kolejnym powtórzeniu, jakie to więzi są między E. & N. to już było raczej śmieszne…
To Hahahahahahahahahahahaha jest autokorektą IPada, i wyszło z Haha xD
Chodziło raczej o to, że kiedy Kiwa coś mówiła a Nick parodiował, to Es wręcz umierała ze śmiechu, a gdy sytuacja się odwracała to, cytując:
„- Nie tylko ze sobą, nie zapominaj o lusterku… ah, to była ironia. – !!!naśladowała!!! Nicka. Och. Jakie to było zabawne i oryginalne. No szacun.”
Nie chcę się wdawać w analizę, ale to przecież Nick sparodiował Kiwę, a ona jego xD Więc… Oboje byli złośliwi. Ale mieli prawo. Es trochę niepotrzebnie się wtrącała…
Najbardziej gimbusiarskich i mhrocznych Mary Sue radzę poszukać w analizatorniach (szczególnie polecam! http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2011/02/104.html)
Jane 😉
A na więcej moich durnych wywodów musimy poczekać do następnej Trujdzy (*wszyscy się cieszą*
Uwaga! Ja teraz też nie najeżdzam, tylko tłumaczę.
Pisząc ten rozdział miałam już razem z carmelkiem omówiony dialog tej trójki. A powodami, dla których Esmeralda miała jeździć po Kiwie, był kompletnie zchrzaniony dzień. Akurat tutaj chciałam szczególnie pokazać, że są takie dni, kiedy nawet bardzo fajna osoba po prostu nie wytrzymuje i robi się złośliwa (w końcu nikt nie jest idealny)- nie dla wszystkich, np. Esmeral dla Nicka była jak zawsze normalna *czyli przekomarzanie się i tak dalej 😀 *, za to, biorąc pod uwagę poprzednią kłótnię Vicky (którą Es zdecydowanie lubi i woli) i Kiwy oraz wrodzoną arogancję córki Tanatosa, jej lekką złośliwość, po prostu postanowiła dopiekać jej i, wciąż pamiętając o fatalnym poranku, uczepiła się zwłaszcza jej wzrostu. Te wszystkie przezwiska wytykające wysokość Kiwy, tylko świadczą o tym, że ta dziewczyna ją irytuje. A czasem ludzie w złym humorze wyolbrzymiają niektóre cechy- np. wzrost 😉
Dalej, Nick- nie ma nigdzie żadnej wzmianki o tym, że Es dosłownie „lała” z jego komentarzy. Przepraszam, ale wspomniała tylko o Kiwie i jej „oryginalności”- z każdym gestem i słowem Kiwy Es była coraz bardziej wkurzona jej sposobem bycia. Poza tym, Es nie lubi Kiwy, a Nick jest jej przyjacielem- to normalne, że Es nie śmieje się z żartów albo docinek osoby, której nie darzy sympatią 😀 Nie wiem jak ty, ale ja nie rechotam z uwag człowieka, którego nie darzę pozytywnym uczuciem 😉
I jeszcze jedno- Nicolas zawsze jest sarkastyczny. Przez tę rozmowę również stąd się biorą jego wszystkie dopiekania i na przykład „o mój numer się biją”. Nick zawsze taki był i nic tego nie zmieni 😉 A, jeśli chodzi o jego dopiekanie Kiwie- widać było, że Es nie lubi swojej rówieśniczki, a jako że jest jej przyjacielem, był solidarny, więc troszkę jej dokuczył. Zwłaszcza że potem Kiwa też go nieco obraziła.
Na koniec chciałam jedynie dodać, że mi przykro, iż porównujesz moją pracę do analizy, którą podałaś.
PS. Pani D., postawię Ci osobisty ołtarzyk 😀 bardzo Ci dziękuję, że broniłaś Es i Nicka! Szczególnie, że doskonale zinterpretowałaś ten rozdział 😉 Naprawdę, strasznie mi miło i to deceniam
Przepraszam, komórkę się ciężko obsługuje xD poprzedni komentarz był do Jane (tylko PS do Pani D. XD)
Kira- dziękuję 😀 też kocham relację między Nickiem a Es, naprawdę fajnie się ją pisze ♡.
Grupowa- też chciałabym umrzeć, posiadając fankę xD niestety, umrę w samotności karmiąc moje dwadzieścia psów xDD dziękuję ;3
Monika- spokojnie, Turniej już tuż-tuż *^*bardzo dziękuję za miłe słowa ;D
Beth-haha, kłótnie są ciekawsze, dokładnie xD dziękuję ;*
Iriska- ujmę to tak: cholernie się cieszę, kochana ;D
Eos- uwielbiam Cię za to, że Ci się chciało jeszcze raz komentować ♥ nawet nie wyobrażasz sobie, jaką radochęi robisz 😀 Kiwa- fanka Nicolasa rządzi!
Dziękuję wszystkim bardzo jeszcze raz 😀 dajecie nam trzem najlepszą motywację, jaką tylko można mieć ;*
Jestem zua :c Okej, hejty i anty-hejty się posypały.
Bardzo dobrze zrobiłaś, broniąc swoich bohaterów, i zrobiłaś to bardzo umiejętnie, i przekonałaś mnie. No, może nie do końca, ale i tak już lepiej spojrzałam na tą część.
Oh, nie porównuję Twoich bohaterów do tamtych nędznych wywłoczek, po prostu (niestety) troszkę mi się to przypomniałódź.
Ślę ukłony z Ciemnej Strony Mocy
Jane