Dwa lata temu nie uwierzyłabym, że mogę się zakochać. Zawsze uważałam miłość za coś tak absurdalnego, że niemającego racji bytu.
Byłam ponad to, kiedy moje naiwne siostry pokazywały mi dowody miłości ich chłopaków w postaci różowo-białych kartek. Byłam ponad to, kiedy moje koleżanki z klasy, płakały,
gdy nauczycielka puściła nam „Titanic”. Byłam ponad to, gdy przez okrągłe dwa lata
podrywał mnie kolega z bloku obok. Byłam ponad to, aż do czasu, gdy poznałam jego.
Nie jest to kolejna cukierkowa historia o dandysie i miłości nieznającej granic . Nie był nawet ładny, na pewno nie starał się być modnym. Co mnie w nim urzekło?
Sama nie potrafię sobie na to odpowiedzieć. Był bezczelny, w kontaktach z ludźmi- oschły i nieczuły. Nie miał w sobie grama wrażliwości. Nie miał szacunku dla nikogo.
Czy oczekiwałam, że go zmienię?
Pewnego dnia, przekroczył granicę przyzwoitości. Odwiedziła nas wtedy kobieta z urzędu pracy, miała nam pomóc w wyborze zawodu. Swoimi bezczelnymi odzywkami, sprawił, że biedaczka wybiegła z klasy cała zapłakana. Inni mu gratulowali, ja gardziłam jego zachowaniem. Na przerwie podeszłam do niego i mu wygarnęłam.
-Czy dowartościowujesz się, obrażając innych?- zapytałam. Całe piętro odwróciło głowy w naszą stronę. -To jej praca, przyszła do nas z jak najlepszymi chęciami, a ty ją tak upokorzyłeś- a kiedy on patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc, wymknęło mi się. -Dupek z ciebie.
Na to jak na największą możliwą obrazę, zareagował zbyt przesadnie.
-A ty?- zapytał. -A za kogo ty się uważasz?- patrzył na mnie, a ja robiłam wszystko, żeby nie odwrócić wzroku, od jego czarnych jak sadza tęczówek. -Jesteś ponad to? Jesteś od nas lepsza? Czy nie jesteśmy godni twojego, zaszczytnego towarzystwa?- jego oskarżycielskie spojrzenie, wędrowało po wszystkich zebranych. -Czy jesteśmy za maluczcy, żeby Amber Gold nam poświęciła chwilkę czasu?- jego wzrok zatrzymał się na mnie, przewiercając mnie na wylot. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, a wszyscy czekali na moją reakcję. Zadzwonił dzwonek, oznajmiając koniec przerwy, jednak nie był on dla mnie wybawieniem. Uczniowie byli bardziej
zaciekawieni naszą potyczką niż kolejnym nudnawym wykładem.
-Zachowałeś się niedojrzale, a teraz odwracasz kota do góry ogonem- zarzuciłam mu.
-To nie jest odpowiedź na żadne z moich pytań- powiedział, czym zakończył naszą dość ostrą wymianę zdań. Uczniowie się rozeszli, rozczarowani tym, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Że nie było odzewu z mojej strony. Że się wycofałam.
A Derekowi Smithowi udało się dzisiaj upokorzyć dwie osoby.
Kolejnego dnia, kiedy jednak po długim namawianiu przez Alissę postanowiłam pokazać się w szkole, czekał na mnie przed budynkiem. Od razu nastawiłam się bojowo, tym razem nie chciałam pozwolić, dać mu się przegadać. Podeszłam do niego energicznie i stanęłam na odległość mojej pięści.
-Rozumiem, że znowu chcesz się podzielić ze wszystkimi swoimi przemyśleniami na mój temat?- zaśmiałam się krótko i pokręciłam głową. -Masz rację, jestem ponad to, nie obchodzi mnie twoja opinia.
Popatrzył na mnie chwilę, a ja nie wiedziałam jak mam zinterpretować to spojrzenie. W jego oczach nie było zaciętości ani woli walki.
Dostrzegłam w nich tylko namacalny smutek.
-Jest mi głupio- wydukał. -Miałaś prawo nazwać mnie palantem.
-Nazwałam cię dupkiem- poprawiłam go. -I owszem, miałam ku temu powody.
Pokiwał głową, na znak, że mnie rozumie i popatrzył na drzwi prowadzące do budynku.
-Czy możesz odpuścić sobie jeden dzień?- spytał. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
-Mam wagarować?- było to dla mnie coś niecodziennego. Nigdy z własnej woli nie opuściłam ani jednego dnia w szkole. Mimo dość miernych ocen, byłam znana ze swojej frekwencji.
-Tak. Pozwolę ci później mi to wypominać. I biorę na siebie całą odpowiedzialność, za to, co może się przytrafić.
-Przecież nie zamierzamy łamać prawa, czy się mylę?- uśmiechnął się na te słowa łobuzersko i puścił mi oko.
-Ziemskiego prawa nie naruszymy na pewno- powiedział, a ja nic nie zrozumiałam. -Problemy mogą się pojawić wyłącznie w sferze ponadludzkiej- niczego nie wyjaśniły mi te słowa, ale wzruszyłam ramionami, uznając go po prostu za szaleńca, jednak wrodzona ciekawość nakazywała mi mu towarzyszyć.
Szliśmy długo, okolicami, których nie rozpoznawałam. W końcu zatrzymaliśmy my się w niezbyt urodziwym miejscu. Rozejrzałam się wokół, same szare pola. Była późna jesień, co nie przysłużyło się przyrodzie.
-Dlaczego zabrałeś mnie w tak odludne miejsce?- zapytałam nieco przestraszona. -Masz jakieś niecne intencje?- na te słowa roześmiał się żywo. Był to śmiech szaleńca, a ja zganiłam siebie za to, że dałam się ponieść wyobraźni. Nie powinnam z nim nigdzie wychodzić. Powinnam być na lekcjach, jak przystało na dziewczynę o mojej opinii.
Widząc, że się aż trzęsę, przestał się śmiać i mnie uspokoił.
-Byłem po prostu ciekaw czy go zauważysz?- zapytał, uśmiechając się przyjaźnie.
-Kogo?- i nagle przede mną wyrósł wielki na dwa metry, koń posiadający skrzydła. Przetarłam oczy, jednak halucynacja nie zniknęła.
-Co to?- zaczęłam się wycofywać i przygotowywać do ucieczki. Byłam niezłą biegaczką, może udałoby mi się szybko oddalić.
-Nie bój się, on nie zrobi krzywdy- zapewnił Derek, gładząc go po głowie. -Widzisz jaki przyjazny? Uwielbia owoce.
Nigdy nie przekonałam się do koni. Inni podziwiali te zwierzęta, a ja się ich bałam. Szczególnie jeżeli jak ten okaz posiadały skrzydła i kopyta z niebiańskiego spiżu.
Skąd ja w ogóle znam takie pojęcie?
-Tak myślałem, że ty się nie nabierzesz- przerwał ciszę.
-Obserwowałem cię- spojrzałam na niego.
-Że co?- wykrzyknęłam, a zwierzę na dźwięk mojego głosu, poruszyło się niespokojnie.
-Ciszej, bo go spłoszysz- upomniał mnie Derek.
-Kim ty jesteś?- zapytałam się opanowawszy.
-Tego już nie powinnaś wiedzieć- podał mi rękę i pomógł wejść na konia. Nie chciałam okazać strachu, uspokoiłam się kiedy usiadł za mną. Dotknął moich zimnych dłoni.
-Gdzie zawsze chciałaś się znaleźć?- zapytał. Odwróciłam się do niego, na ile mogłam i popatrzyłam jak na Idiotę Idiotów.
-A co, twój czteronożny przyjaciel nas podwiezie?
-Straciłaś swoją szansę, ja wybieram miejsce- pochylił się i szepnął coś do ucha zwierza. Po czym przekraczając czterokrotnie prędkość światła, wznieśliśmy się w górę.
Pewnie krzyczałam, ale podróż ta trwała tak krótko, że mój krzyk zaginął gdzieś w czasoprzestrzeni.
Kiedy było po wszystkim Derek pewnie zeskoczył z konia, a potem mi pomógł. Nie mógł jednak opanować śmiechu.
-Co cię tak bawi?- zapytałam, a on pokazał na witrynę sklepu. W szybie zobaczyłam moje odbicie, włosy pogrążone w zupełnym nieładzie. Szybko przygładziłam je rękami.
-Gdzie właściwie jesteśmy?- rozejrzałam się wokół. -Nie rozpoznaję tego miejsca.
-Nie musisz tego wiedzieć. I tak już tu nie wrócisz- powiedział, pociągając mnie za rękę, w stronę stolików z parasolkami.
Usiedliśmy, a on przywołał kelnerkę. Po czym w jakimś zupełnie obcym mi języku złożył zamówienie, albo zapytał o łazienkę. Kiedy odeszła rozsiadł się wygodnie na fotelu.
-Nie zamierzasz mi niczego wyjaśniać?- zapytałam. On przewrócił oczami i z miną znudzonego, zapytał o to, co chcę wiedzieć. Tysiące pytań kłębiło mi się w głowie, wybrałam to, które wydawało się na daną chwilę najwłaściwsze.
-Skoro, nie chcesz mi powiedzieć, kim właściwie jesteś, co najmniej opowiedz mi coś o swoim świecie- zaśmiał się krótko na te słowa.
-Jest tylko jeden świat.
-Więc dlaczego ci ludzie nie widzą tego konia?- zapytałam pokazując na jego zwierzątko otoczone gromadą dzieci, karmiących je jabłkiem.
-Przecież widzą. Nawet dają mu jedzenie- teraz to ja przewróciłam oczami, poirytowana.
-Ale nie takim, jakim jest- wyrzuciłam z siebie.
-A o to chodzi- powiedział to tak, jakby dopiero teraz mnie zrozumiał.
-Mgła działa bez zarzutów.
-Jaka mgła? I jak może działać bez zarzutów, skoro ja go widzę?- zapytałam.
-Mgła działa bez zarzutów na zwykłych śmiertelników- wyjaśnił.
-Jestem zwykłą śmiertelniczką- zauważyłam.
-Sama w to nie wierzysz, prawda?- uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Mam jeszcze kilka pytań.
-Wal śmiało- zirytowała mnie ta prostacka odzywka.
-Skąd się to wszystko bierze- zrobiłam gest rękoma, jakbym chciała objąć cały wszechświat. -Skąd się biorą tacy jak ty i im pochodne- zwróciłam głowę w stronę konia.
-Naprawdę to ciebie interesuje?- wybuchnął śmiechem. -Jesteś bardziej dociekliwa od Einsteina.
-To raczej nie komplement- zauważyłam, kiedy podeszła do nas kelnerka i obojgu wręczyła po plastykowym kubku zimnej herbaty.
Powiedziała coś dla mnie niezrozumiałego, wywnioskowałam jednak, że życzyła nam miłego dnia.
-Nie odpowiesz na moje pytanie?- pokręcił głową.
-Na żadne?- przytaknął.
-Czego ty właściwie oczekujesz?- zapytałam wściekła. -Zabierasz mnie w nieznane mi miejsce, na niezwyczajnym koniu i myślisz, że nie będę zadawała pytań?
Spuścił głowę na te słowa i przygryzł wargę.
-Sam nie wiem, co sobie myślałem- powiedział i wstał. Chciał odejść, ale go zatrzymałam.
-Ej, jak mam wrócić do domu? Niech twój magiczny zwierzak mnie odwiezie.
-To pegaz- odpowiedział wkurzony. -I tak, nie powinienem ciebie tu zostawiać- prychnął. -Dobra, chodź.
Wstałam, ale sobie o czymś przypomniałam.
-Nie zapłacisz?
-Po co? I tak prawie nie ruszyliśmy napoju- oświecił mnie. Byłam na niego zła, ale chciałam bezkolizyjnie wrócić. Więc nie skomentowałam jego nagannego zachowania.
Pomógł mi wejść na konia i sprawdził czy siedzę bezpiecznie.
-Czy oni nic nie zauważą?- zapytałam go niespokojna, oglądając się na tabuny przechodniów.
-Nie powinni- odpowiedział. -Chyba, że cechuje ich taka dociekliwość i upór jak ciebie- po tych słowach nie zamierzałam się już nic odzywać.
Błyskawicznie byliśmy na miejscu, słońce pomału zachodziło.
-To była miła wycieczka- stwierdziłam, kiedy mieliśmy się rozstać.
Popatrzył na mnie i zaśmiał się lekceważąco.
-Cała przyjemność po mojej stronie- złapał mnie za rękę. Wyrwałam mu się. Popatrzył smutno w moje oczy.
-No jasne, przecież nie jestem ciebie warty- warknął.
Poczułam się głupio, a chwilę później stwierdziłam, że nie mam powodu czuć się głupio.
-Nie o to chodzi. Ledwo się znamy- zauważyłam.
-Wiem o tobie wszystko- oznajmił.
-To tak nie działa- pokręciłam głową. -Ja o tobie nic nie wiem. Czy Derek to twoje prawdziwe imię?- wzruszył ramionami.
Zrezygnowana chciałam odejść, ale mnie zatrzymał.
-Poczekaj- poprosił. -Tak Derek to moje prawdziwe imię. I jestem herosem.
-Dziękuję, cokolwiek to znaczy.
-Wyjaśnię ci- w jego oczach zapaliły się iskierki. Przełknęłam ślinę.
-Dobrze, ale dzisiaj jest już późno, widzimy się w szkole- odeszłam, a on mnie nie zatrzymał.
Kolejnego dnia, po drugiej lekcji zaciągnął mnie do pustego magazynku.
-Zamierzasz mi tutaj o wszystkim opowiedzieć?- zapytałam, śmiejąc się.
-Co najmniej włącz światło- zasugerowałam.
-Zamierzam moje usta wykorzystać w innych celach- odparł. -Do tego światło
nie jest mi potrzebne.
I tak się właściwie wszystko potoczyło. Z czasem poznałam każdą jego tajemnicę. Dowiedziałam się o świecie herosów: o potworach, bogach olimpijskich, klątwach i przysięgach. I chociaż do tej pory nie jestem w stanie tego pojąć, napływają do mnie nowe informacje. Od niego, jego przyjaciół i zwierzęto-ludzi. Ale nie interesuję się tym zbytnio. Nie interesuję się tym, co dla innych byłoby najciekawsze. Co z tego, że jest herosem? Co z tego, że każdego lata muszę się z nim rozstać, bo musi pojechać na obóz? Co z tego, że posiada moce, niedostępne dla innych? Jest moim chłopakiem i w pełni go już zaakceptowałam. Kocham go, bo mimo swojej niezwykłości, to mnie uznał za wyjątkową. To mnie dostrzegł. Chociaż nigdy nie starałam się wyróżnić.
Nie obchodzi mnie opinia mojego taty na temat jego irokezu. Nie obchodzą mnie komentarze moich życiowych i bardziej doświadczonych sióstr. Nie obchodzą mnie szepty sąsiadek, zaniepokojonych „tym młodzieńcem”. Obchodzi mnie tylko on, a nie uprzedzenia i etykietki, które nadają mu ludzie, nawet go nieznający. Jeżeli nie jest to prawdziwa miłość, nie wiem co kryje się za tym pojęciem.”
-O czym ty tam tak skrobiesz?- wchodzi do mojego pokoju i próbuje podejrzeć moje myśli, przelane na papier.
-Tak jakoś mnie natchnęło- śmieję się, nie pozwalając zajrzeć mu do pamiętnika.
-Mam nadzieję, że rozwodzisz się nad moimi zaletami- całuje mnie w szyję. Śmieję się na te słowa.
-Tak, zbieram materiały do książki o tobie- wyznaję niby zawstydzona. -Tytuł: „Być jak Derek”. Pierwszy rozdział: „Jego technika całowania”- rzuca we mnie poduszką.
-Jestem jednak zawiedziona, bo mam za mało materiałów- wzruszam bezradnie ramionami. -Nie mam jak opisać twojej techniki, bo przeprowadziliśmy zbyt mało badań.
Mój chłopak podchodzi do mnie i odgarnia moje włosy z ramion.
-Pocałuję cię tu- całuje mnie w odsłonięty obojczyk. -I tu- pnie się w górę. -I tu- całuje mnie w szyje. -Teraz tu- jego wargi muskają mój policzek. -I tu- jego usta kończą swoją wędrówkę na moich. Całuje długo i namiętnie, tak jak umie całować tylko on. Zamykam oczy i rozkoszuję się tą chwilą.
-I jak? Czy to wystarczy abyś opisała dokładnie moją technikę?- pyta poważnie niczym naukowiec.
-Doktorze, musisz wiedzieć, że to bardzo skomplikowany proces. Składa się z wielu szczegółów- wyjaśniam.
-Więc co doktor zaleca?
-Praktykę, praktykę, praktykę. Więcej doświadczeń i wydłużenie badań.
-Może tak- całuje mnie kolejny raz, dłużej niż wcześniej. Uśmiecham się do niego zalotnie.
Obejmuję jego szyję dłońmi i staję na palcach, żeby się mu odwdzięczyć.
-Myślę, że ta książka dobrze się sprzeda. Może nawet napiszę bestseller.
-Tak, Amber, zobaczysz, jeszcze zmienisz świat nauki. A ja zawsze będę skłonny ci pomóc w badaniach- wybucham śmiechem, a on całuje mnie w czubek nosa.
Naprawdę jeżeli nie jest to prawdziwa miłość, nie wiem co kryje się za tym pojęciem.
Agat
Na początek – podobało mi się. Na serio, sama nie wiem dlaczego, ale takie opowiadania lubię najbardziej. Mało opisów z jakąś historią.
Tylko coś mnie strasznie kłuje w oczy. Brak logiki, tak trochę. Wrzeszczy na niego, niemal się nie zabijają wzrokiem, ale następnego dnia grzecznie z nim idzie, a potem wsiada i daje się zaprowadzić w jakiś obce miejsce, przez niemal obcego chłopaka… Ja bym się spodziewała, że ją zamorduje, czy coś.
Mogę przyczepić się jeszcze do aspektu technicznego – stawiamy spacje przed i po myślnikach w dialogach.
A jeszcze odnośnie dialogów:
Jak piszesz coś typu:
” – Lubię twoje włosy – powiedział z uśmiechem. ” Zdanie po wypowiedzi zaczynasz z małej litery, a po „włosy” nie stawiasz kropki.
Ale:
„- Lubię twoje włosy. – Poklepał mnie po ramieniu. ” Tutaj już stawiasz kropkę i zaczynasz zdanie z dużej litery. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale jest tu tutaj – http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/.
Ale wracając, ostatni dialog najbardziej mi się podobał. Był po prostu… Prawdziwy, taki naturalny. Za to chyba uwielbiam to opowiadanie.
Czekam na więcej takich opek z Twojej strony.
Ciekawe. Inne. Oryginalne. Chyba tak mogę opisać twoje opowiadanie. Fajnie, że pojawiło się na blogu coś świeżego! 😀 Taka miła odmiana. Czytało się przyjemnie, dialogi były genialne. Czekam na więcej 😀