Moi Kochani!
Kolejna część, tym razem w narracji Victorii. Mam nadzieję, że czekaliście.
Dziękujemy Wam bardzo, za wszystkie komentarze pod ostatnimi postami! Na prawdę, czytając je, myślę, że wszystkie trzy musiałyśmy choć raz się uśmiechnąć do monitora. Liczę jednak na to, że to dopiero początek i tu i w następnych postach, również się popiszecie aktywnością
Carmel pisała to ostatnio pod swoją częścią, ale ja powtórzę, bo myślę, że to tyczy się każdego rozdziału: proszę, czytajcie uważnie, bo czasami jeden zwrot może grać kluczową rolę w dalszych relacjach. Napaćkałyśmy w fabule tyle wątków, tyle relacji, tyle przyjaźni, tyle opinii odnośnie innych, że żeby się czasem połapać naprawdę trzeba czytać uważnie
Dedykacja ląduje u Mendy i Kiry.
Wasza Ann24 ;D
Cała ta narada była niezwykle inspirująca. Pomijając fakt, że wpadłam tam spóźniona, bo nawet nie wiedziałam, że to coś miało mieć miejsce. Po prostu, kiedy wróciłam ze śniadania do domku Hermesa, wszyscy obecni rzucili mi spojrzenie pod tytułem: „A co ty tu kurde robisz?”, po czym bezceremonialnie wywalili mnie na zewnątrz i kazali biec do Wielkiego Domu.
Trochę dziwne, że oni znali mój grafik dnia lepiej ode mnie, ale w duchu byłam im wdzięczna. Dlaczego? Bo gdyby nie oni wcale bym nie przyszła na tą głupią naradę, która była po to, żeby ustalić resztę spraw Turnieju… A tak, tylko się spóźniłam.
– Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie!- zawołałam w momencie, gdy tylko dopadłam schodów na długą werandę biegnącą wokół Wielkiego Domu. Tą formułkę miałam tak wyćwiczoną przez lata szkolnej kariery naukowej, że wypaliłam to bez zastanowienia.
Wszyscy, który mieli się pojawić, już tam byli, widziałam ich od dawna. A nawet słyszałam, kiedy tu biegłam. Nikt ( nawet Es!, która już tam siedziała), nie mógł się powstrzymać przed ironicznym dopingowaniu mnie, kiedy jak głupia przebiegałam przez pola truskawek.
– I znowu przez ciebie musimy powtarzać wszystko od nowa!
No naprawdę, czy tylko ja uważam, że ten chłopak powinien chodzić ze mną za każdym razem, gdy będę poirytowana? To by było pomocne. Jakby ktoś mnie wkurzył, patrzyłabym na niego i mówiła sobie: „Nie, Vicky. Nie kłóć się z innymi, bo oni to nic w porównaniu z nim…”.
Widok Milosa od razu poprawił mi humor. Siedział ze skrzyżowanymi rękoma przy stole ping-pongowym tak jak reszta nastolatków, tylko on łypał na mnie nienawistnie. Ciekawe dlaczego…? Natomiast ja posłałam mu szeroki uśmiech, oczywiście nieprawdziwy, jednak to i tak jeszcze bardziej go zdenerwowało.
– Milos, kochanie…!- zaczęłam radośnie rozkładając lekko ręce, ale przerwał mi.
– Znowu twoja wina!- wytknął sfrustrowany.
– Oj tam, przez tą godzinę zdążyliśmy tylko uspokoić Jen, żeby nie próbowała zabić Charlesa i ty po raz setny przeczytałeś, kto jest w jakiej grupie.- Z pomocą wyszedł mi Nicolas, siedzący obok blondyna. Opierał się o krzesło, wyraźnie znudzony.
– Nie nazywaj mnie Jen, kretynie!
– Ja bym jej raczej gratulował, że to ominęła.- Chłopak postanowił ignorować jadowite spojrzenie czarnowłosej dziewczyny.- Czuję się o godzinę życia uboższy i wręcz wychodzę na tym ze stratą.
– Brawo, biznesmenie- fuknęła owa Jen, która z kwaśną miną skrzyżowała ręce na piersi. Laska miała po pierwsze problemy z podejściem do życia- no bo jak to możliwe, żeby ktoś aż tak bardzo cieszył się na widok innych ludzi jak ona? Czy tylko mnie zachęca ten jej szeroki uśmiech, te miłe iskierki w oczach? A po drugie, zdecydowanie powinna przytyć, bo kości przebijały jej białą skórę. Przekrzywiłam głowę przyglądając się jej ze współczuciem.
– Nie było tak źle- odezwał się Thomas, uśmiechając szeroko najpierw w moją stronę, a potem przenosząc spojrzenie na kościstą, czarnowłosą dziewczynę ze szpiczastym nosem.- Jenny była wyjątkowo spokojna, przesadzasz, Nick.
Wykrzywiłam się, widząc Thomasa. Wczoraj przesadził- najpierw kazał mi iść z nim, bo twierdził, że może mi pomóc. Nie wierzyłam w ten akt dobroci z jego strony, ale jakoś dałam się zaciągnąć z Es do domku Taro.. Tanatosa, gdzie… gdzie stwierdził, że „właśnie wychodziłyśmy”. Jakbym to ja się tam wprosiła! To nawet bezczelność nie była. Do tego ta jego siostra… Zawsze wnerwiały mnie osoby z zbyt wysoką samooceną i takie, który mniemanie o sobie miały o wiele wyższe niż powinny. A Kiwę jej samoocena przerosła ją samą już ze trzy razy. Rozumiałam, że nie wszyscy muszą mnie kochać, nawet tego nie chciałam. Ale to, że jakiś przykurcz uważał się za lepszą niż w była, lekko mnie zirytowało.
– Cholernie spokojna- prychnął jakiś blondas obok niego, rzucając wściekłe spojrzenie Thomasowi. Owy jasnowłosy, siedział pomiędzy synem Tanatosa a tym Oscarem, który jak zdążyłam zauważyć, nadal miał minę jakby życie było dla niego cierpieniem albo po prostu coś brał i obojętny wyraz twarzy źle interpretowałam- po prostu był przymulony…. Jednak, stwierdziłam, że oprócz tego wyglądał równie przystojnie co wczoraj. I dobrze, naprawdę- nie przeszkadzało mi to.
– Spadaj- prychnęła Jenny, krzyżując ręce. Głos miała spokojny, jednak widziałam jak wściekle zaciska szczękę.- Najlepiej będzie, jak się porostu ode mnie odpier…
– Dobrze- zawołał Milos donośnie, przerywając Jenny w pół zdania. Uśmiechnął się sztucznie, odchrząkując i poprawiając plik papierów, który leżał przed nim na stole.- Victoria, twoja drużyna siedzi w tamtym miejscu- wskazał głową kierunek. Ohjej, jaki formalny nagle się zrobił…
Tyle to zdążyłam sama wywnioskować, kiedy zobaczyłam machającą mi Esmeral, ale dziękuję, spoko stary, naprawdę bardzo mi pomogłeś.
Dziewczyna siedziała pomiędzy blondynem, którym zapewne był nasz drużynowy- Oliwier. Ten, którego podsłuchałam i ten, który wspaniałomyślnie ustąpił i zgodził się mieć dwie ofiary losu w drużynie. Cóż, normalnie, sądziłabym, że jest zbyt miękki, ale biorąc pod uwagę fakt, że tą ofiarą losu byłam między innymi ja, jakoś nie czułam potrzeby wychodzenia na przód moim poglądom i najzwyczajniej w świecie wolałam to przemilczeć. Powinni się cieszyć, rzadko mi się to zdarzało.
Każda drużyna siedziała obok siebie, naokoło stołu do ping ponga. Oczywiście, stół do tej gry znajdował się w środku naszego kółka, ponieważ okrąg z krzeseł, na których wszyscy siedzieli, był zbyt duży, by każdy zmieścił się przy stole. Jej, wyglądaliśmy jak pierwsza klasa na zebraniu klasowym jak ktoś coś przeskrobał…! Jak pociesznie i uroczo!
Bez trudu przecisnęłam się przez środek zgromadzenia i ze spokojem przeszłam do mojej drużyny, zajmując wolne krzesło, pomiędzy Es a jakimś smukłym szatynem z czarnymi lokami na czubku głowy, opadającymi na oczy. Włosy po bokach miał krótko ścięte, jednak i tak smolisty kolor włosów prezentował się niezdrowo przy białej twarzy. Zaraz… z kim my mieliśmy drużynę…? Atena i… Hekate! A no tak, „mhroczne” klimaty, to wyjaśnia ćwieki na bransoletkach i kolczyk w dolnej wardze…
Pierwsza myśl? „Emo z zaburzeniem orientacji seksualnej”.
– Norbert jestem- przedstawił się chłopak, widząc, że się niego gapię. Na szczęście odebrał ten fakt z lekkim rozbawieniem i uśmiechał się do mnie z politowaniem.- A ciebie znam.
– To trochę niepokojące- mruknęłam, a Norbert zaśmiał się z pobłażliwym wyrazem twarzy.
– Konsekwencje wychylania się poza resztę- uciął krótko, po czym osunął się na krześle, najwyraźniej równie zainteresowany tym spotkaniem jak cała reszta. A ja stwierdziłam, że jednak mogę go polubić.
Osoby, które się zebrały, były bardzo różne. Jednak nie mogłam powiedzieć, że wyglądali potulnie i niegroźnie. Oczywiście, nie przypominali płatnych morderców, wielkich wojowników ani graczy amerykańskiego football’u. Byli jak zwyczajni nastolatkowie, tyle że każdy był dobrze zbudowany, każdy miał w sobie pewną cechę, która sprawiała, że nie chciałam zobaczyć ich na polu walki. Nawet, jeżeli byli drobni i szczupli, błysk w ich oczach skutecznie odganiał od nich miano takich, którzy nie potrafią unieść miecza.
– A więc, jak już wszyscy już łaskawie przybyli…- To dziwne, czy tylko mi się wydawało, że Milos mówił o mnie? Przynajmniej tyle odczytałam ze sposobu, w jaki zacisnął pięści i próbował zabić mnie spojrzeniem. Ale mogłam się mylić, może na przykład próbował dać mi dyskretny sygnał, że mnie pragnie równie mocno co ja jego…?- Przejdźmy do konkretów- odetchnął, niczym dorosły, którego jakiś berbeć wyprowadził z równowagi.
Wszyscy zebrani wyglądali na znudzonych. No, Milos nie- on dla odmiany zdawał się być wielce zadowolony z siebie i faktu, że wszyscy musza go słuchać. Mówię wam- jak nic niedowartościowanie. Żaden inny argument nie przychodził mi na myśl, widząc ten pedalski sweterek z dekoltem w serek i fryzura na dwudziesty wiek. Seksowny przedziałek i włosy przyczesane na bok na żel. No kusi, nie powiem…
– Jak już wiecie, turniej będzie trwał łącznie pięć dni, z czego między każdym będą trzy dni przerwy. Co daje nam siedemnaście dni od rozpoczęcia, do zakończenia ostatniego dnia planszowego.
Popatrzyłam na Es z zagubioną miną i obie zgodnie uniosłyśmy brwi do góry. Chyba za równo ona jak i ja, myślałyśmy właśnie o tym, że Milos powinien udać się na kurs zrozumiałego mówienia, jeżeli chciałby jeszcze kiedyś coś tłumaczyć. I ktoś powinien mu powiedzieć, że na obozach nie porusza się tematu matematyki.
– Pojutrze zaczynamy – odchrząknął, zerkając na jedną ze swoich kartek.
Mogłam się założyć, że zrobił to tylko dla wrażenia, że jest dobrze przygotowany i ma wszystko pod kontrolą; i tak pewnie znał ten cały grafik na pamięć.
– Pierwszego dnia turnieju, po uroczystym otwarciu, weźmiecie udział w trzech planszach- Posejdona, Demeter i Nemezis.
– Gdzie jest Chejron i Dionizos?- zapytałam.
Właśnie sobie uświadomiłam, że nie widzę żadnej przeszkody, która powstrzymywałaby mnie od zrobienia czegoś, na co miałam ochotę: żeby wstać i wyjść. Była to bardzo kusząca propozycja, choć jako dziewczyna, musiałam przyznać, że siedzenie na naradzie, gdzie połowa części męskiej, była naprawdę przystojna… No, oczywiście Kretyn i Rasista w Jednym był najseksowniejszy z całego grona, ba!, z całego obozu, no ale jednak… Czy ktoś mi powie, jak zdobyć numer tego szatyna osiem miejsc na prawo od Thomasa…?
Milos zgrzytną zębami, ale odrzekł:
– Tłumaczą dzieciom Nemezis, Posejdona i Demeter zasady, według których ci później przygotują plansze.
W tym momencie z krzesła zerwał opalony chłopak z prostym nosem i brązowymi lokami na głowie. Jedną ręką wskazał na siebie a drugą dłoń wyciągnął w kierunku jeszcze kilku innych nastolatków.
– To czemu nas tam nie ma?- zapytał oskarżycielsko, na co Milos ze spokojem oznajmił:
– Ponieważ herosi, który biorą udział w turnieju nie mogą wiedzieć, jak będzie wyglądała dana plansza. Usiądź, Jack.
– A co jak ktoś się wygada?- zapytał nagle Norbert z obojętnością.- No nie wiem, dajmy na to, polecę do rodzeństwa i zmuszę ich do powiedzenia, jak będzie wyglądała plansza Hekate?
Jego myśl natychmiast została poparta przez tą smukłą czarnowłosą dziewczynę, o ostrych rysach twarzy – Jenny, córka Demeter. Zapamiętałam ją głównie dlatego, że próbowała już kogoś zabić, a wczoraj patrzyła na mnie z uznaniem, kiedy się zgłosiłam. Mimo problemów z hamowaniem wszechobecnej w jej zachowaniu radości, wydawała się być bardzo w porządku.
– Właśnie Milos, czy rodzeństwu nie zależy na tym, żeby ich przedstawiciele wygrali? Wygadają się od razu.
Ze zdumieniem, odkryłam, że mój ulubiony blondasek wcale się nie przeraził tym niedopatrzeniem. Wręcz przeciwnie! O zgrozo, jego mina świadczyła o tym, że tylko czekał aż takie przypuszczenia padną, a on, niczym wybawca, oznajmi, że to przewidział i znajdzie alternatywę! Cholerny egoista, odbiera mi całą frajdę tego dnia…
– Do czegoś takiego nie dojdzie. Każdy domek, wybrał kilka osób, tworząc w ten sposób „drużyny przygotowawcze”- oznajmił z wyższością wymalowaną na tej przeokropnej mordzie.- A ci, zostali przyjęci, tylko wtedy, kiedy zgodzili się złożyć przysięgę na Styks, że się nie wygadają.
– A co ze mną?
Głos zabrał muskularny ale chudy chłopak, który siedział obok Thomasa i Oscara, chyba Charles czy jakoś tak… Na pewno to jego chciała zabić Jenny (jaki ten świat jest mały). Widziałam go rano przy śniadaniu w towarzystwie syna Tanatosa, później to on czekał z Oscarem i kimś jeszcze na Thomasa po pierwszej naradzie. Byłam z siebie naprawdę dumna, że kojarzyłam twarze. Bo na przykład w szkole- nic. Nie pamiętałam nawet jak nazywał się czcigodny geograf… A to poważny błąd, co jak kiedyś wyjdę za jego wnuka i nie poznam po nazwisku, że czeka mnie bardzo pasjonujące życie…?
– Mam sam szykować poziom Zeusa, przysięgając, że nie wygadam co w nim będzie samemu sobie?- Z uznaniem odkryłam, że chłopak patrzy na Milosa z politowaniem, a pogarda w jego słowach nawet nie próbuje być ukryta. Dziesięć punktów dla… a nie, nie ten haj, do Hogwartu temu zadupiu w lesie daleko. Hmmm, tu pasuje co innego- dziesięć punktów dla Zeusa!
– Ależ nie. Chejron zgodził się przygotować poziom Zeusa z pomocą kilku innych herosów, który będą mieli jakieś pomysły.
To najwyraźniej zamknęło wszystkim buzie i Milos z triumfem w oczach mógł kontynuować.
– Rozpoczęcie zaczyna się o dziewiątej rano…
– Tak wcześnie?- wtrąciłam, po czym dodałam, patrząc na Es:- Jak tak, to niech się później nie dziwią, że nic mi nie będzie wychodzić…!
– Uwaga, wprowadzam zasady tego spotkania!- zawołał Milos, skupiając uwagę na sobie. Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni, tą gwałtownością zmiany tematu. Jednak wszystko stało się jasne, kiedy mój przyjaciel wyrecytował zasadę numer jeden:- Victoria Rowllens nie odzywa się do mnie i nic nie komentuje. Kolejne zasady dojdą w trakcie.
No tak, czegoż innego mogłabym się spodziewać…?
– Widzisz? A mówiłam, że zapamiętanie mojego imienia i nazwiska dobrze ci zrobi- wyszczerzyłam się słodziutko, tym samym wzbudzając śmiech wszystkich wokół.
– Nie łam zasad!- pisnął chłopak, a ja z Es popatrzyłyśmy na siebie, rozbawione jego tonem i obie z trudem powstrzymałyśmy śmiech.
– To co z tym rozpoczęciem?- zapytała niska blondynka z naszyjnikiem kapsli po Tymbarkach. Dosyć odważna i nietypowa biżuteria, idealna dla jakieś świruski. No, ale jednak trzeba mieć wyrąbane na wszystkich, żeby to nosić! Spojrzałam na nią z uznaniem, ale dziewczyna była zbyt zajęta obdarowywaniem wszystkich szerokim uśmiechem, żeby dostrzec jaki zaszczyt ją spotkał.
– Rozpoczęcie będzie o dziewiątej. Potrwa godzinę, potem czas na zebranie się w grupach, dobranie mieczy, łuków i innych dziwactw i o trzynastej zaczynamy.
– Zapytałabym się, ile to trwa, ale nie mogę się odezwać, zapomniałabym- przerwałam mu, krzywiąc się z dezaprobatą. Skrzyżowałam nogi i starałam się wyglądać na załamaną tym odkryciem. Kilka osób, w tym Jenny, Es i Nicolas posłało mi szerokie uśmiechy. Niestety Milos nie docenił mojego poczucia humoru. Jak zawsze, z resztą.
– Zasada numer dwa: Victoria nie omija w żaden sposób zasady numer jeden!
– Ej. Ale ja tylko chciałam się zapytać…
– Numer trzeci: Victoria nie kwestionuje tych zasad! Mogę kontynuować?!
– Powiedziałabym, że nie, ale nie mogę– burknęłam z politowaniem, na co kilka osób parsknęło śmiechem.
– Czwarta! Nie pyskujemy!
– Czuję się jak w pieprzonej podstawówce- jęknęła Jenny, przyciskając czoło do dłoni i oparła łokieć o swoje kolano, rozrywając przy tym niechcący jeszcze bardziej ogromną dziurę w czarnych rurkach.
– Wow- odetchnęłam pełna podziwu.- Powstały już cztery zasady z czego po części wszystkie o mnie- stwierdziłam cynicznie.- Mil, słońce, masz obsesje na moim punkcie.
Zgromadzeni ryknęli śmiechem, a Milos przybrał na policzkach barwę swojego męskiego sweterka- sprano czerwonego. A nie, dziś zmienił swój image- jego sweterek z trójkątnym dekoltem był niebieski, widać dopasował go pod kolor moich bransoletek! Tyle nas łączy, jeszcze chwila i będziemy tak samo przynudzać! Cholera, chwilka, to źle… Lepiej niech on się zmienia dla mnie, tak, tak byłoby lepiej dla wszystkich.
– Na czym to skończyłem… A tak. Zakończenie natomiast odbędzie się dzień po ostatnim dniu turnieju.
– A tak właściwie, to ile trwa dzień turniejowy?- przerwała mu Es.- To znaczy- ile mamy czasu, żeby wypełnić te zadania, przejść plansze, czy jak to chcecie nazywać.
– Trzy godziny- oznajmił usłużnie Milos, zadowolony, że może coś wyjaśnić. Jakbym tak paplała jak on, też bym się cieszyła jakby ktoś mi przerwał…
– A jej to jakoś odpowiadasz!- oburzyłam się. – To samo pytanie zadałam.
Jednak blondyn udał, że mnie nie słyszy i akurat zaczął paplać wszystkim o przebiegu treningów dla uczestników turnieju. Milos bardzo dzielnie ciągnął swój temat i nie dawał się rozproszyć. Szkoda tylko, że jako jedyny, bo reszta zebranych już dawno straciła wątek i miała go trochę (czytaj: trochę bardzo) w poważaniu.
Natomiast ja nachyliłam się do Esmeral i głośnym szeptem, żeby jak najwięcej osób, w tym Milos szczególnie mnie usłyszało, powiedziałam:
– Es, zapytaj się go, dlaczego mnie ignoruje!
– Okay- odpowiedziała, również stylizując barwę swojego głosu na szept, jednak oznajmiła to tak samo głośno.- Poczekaj chwilę. Niech się seksiak wygada.
– …dla tych, którzy wolą ćwiczyć po śniadaniu mamy… Zasada numer pięć! Nikt nie słucha pomysłów Victorii, a ta nikogo na nic nie namawia!
Milos przerwał swój monolog i po raz setny tego dnia posłał mi mordercze spojrzenie.
– Ha! A więc jednak nie umiesz mnie ignorować- rozpromieniłam się.- Plus, to tak właściwie są to dwa punkty: reguła numer pięć oraz sześć, tak by było poprawniej…
Milos, aż gotował się ze złości, jednak nim zdążył coś oznajmić, przerwał mu Nicolas:
– Kicia, ty się nie daj w tą zmowę wciągnąć, bo staniesz się wrogiem publicznym numer dwa. A ty Vicky, kochanie, nie deprawuj mi Kici- rzucił lekko, wyraźnie rozbawiony miną blondasa, który właśnie również jego postanowił ignorować. Doszłam do wniosku, że jeżeli Milos miał zamiar potępiać każdego, kto się uśmiechnie lub będzie się z niego nabijał, czy choć na mnie spojrzy, niedługo będzie antyspołeczną pierdołą, gadającą samą do siebie. Choć zawsze miał mnie, służę pomocą i towarzystwem!
Przez następne zmarnowanych dziesięć minut mojego krótkiego, ale jakże cudownego życia, siedziałam na niewygodnym krześle i przypatrywałam się każdemu z uczestników turnieju. Każdy co jakiś czas coś mówił, chyba nikt nie milczał non stop. No, wyjątkiem był Oscar, Thomas, niski, może dziesięcioletni chłopiec, oraz szczupła blondynka, która siedziała obok rudej dziewczyny, i co chwila się z czegoś chichrały między sobą.
Już miałam zabrać głos, żeby skończyć te tortury, bo Milos paplał niemiłosiernie nudno i stanowczo za długo, kiedy blondasek z satysfakcją oznajmił:
– To teraz musicie tylko wymyślić, co ma być nagrodą.
– To wy nie wiecie takich podstawowych kwestii?- wyrwało mi się.
Nawet nie chciałam doprowadzić tym Milosa do białej gorączki, po prostu nie uwierzyłam w to, co powiedział. Nie moja wina, że chłopak zerwał się z krzesła, uderzając rękoma w stół pingpongowy, że aż podskoczyłam na swoim miejscu.
– Na świętego Apolla, Victoria! Jak matkę kocham, zaraz cię zaj…
– Nieee, nie mamy- przerwał mu szybko Oliwier, przeciągając celowo samogłoski.
– Organizatorzy woleli poczekać aż zbierze się grupa uczestników i oni sami sobie wybiorą dodatkową premię- mruknął, nachylając się trochę do mnie Norbert ze znudzonym spojrzeniem, a kiedy kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem, dodał bardziej przekonany swojej racji, że:- Po prostu im się nie chciało.
– Wiesz Rowllens, żeby chcieli i mieli motywacje do wygrywania- oznajmił syn Tanatosa, wciągając się w dyskusję.
Thomas siedział ze skrzyżowanymi rękoma, odchylając się na krześle tak, że tylko tylne nogi mebla dotykały podłogi. Podbierał się piętami o podłogę i wyglądał, jakby zaraz miał usnąć. Jedyne, co zdawało się go interesować, to łapanie spojrzeń jednej z dziewczyn, która regularnie chowała czerwone policzki i szeroki uśmiech pod kotarą włosów, spuszczając głowę w dół. Dlatego też, kiedy brązowe oczy Thomasa zwróciły się na mnie, dzielnie wytrzymałam to „zabójcze” spojrzenie, uśmiechając się pogodnie i odchylając głowę w bok.
– O, to ja chcę…- zaczęłam, ale Milos po raz drugi uderzył pięścią o stół.
– Nie, Victoria, ty nic nie chcesz!- ryknął, a ja popatrzyłam się na niego szczerze zdumiona. Ja rozumiem, że bywam wkurzająca i nieznośna, ale czy chłopak nie przesadzał? To zachowanie naprawdę mnie przytkało, bo jedyne co umiałam zrobić, to unieść wysoko brwi i uchylić z niedowierzaniem usta, szukając wyjaśnienia na pytanie: „O co chodzi..?”. Na szczęście uratowała mnie Esmeralda.
– Ej, Vicky, on już nawet zna twoje potrzeby lepiej niż ty sama.- Es nachyliła się w moją stronę, poruszając zabawnie brwiami.- Jego obsesja na twoim punkcje jest coraz silniejsza.
– Okej, koniec, starczy tego.- Głos zabrał nasz drużynowy, Oliwier. Skarcił mnie i Es spojrzeniem, a sam splótł palce i oparł łokcie o kolana:- Trzeba na poważnie to potraktować.
– Na fakt- poparł go Nicolas.- Macie okazje wybrania sobie nagrody, którą na sto procent otrzymacie. I nie będą to nagrody książkowe, czy tandetne zestawy plastyczne, jak w szkołach, tylko coś co tylko chcecie.
– Czyli jak zachcę na przyk…- zaczęłam ale się zawahałam. Chciałam zapytać, czy kasowanie pamięci i odsyłanie do domu też się liczy.
Ale chwila… Czy nadal nie wierzyłam w prawdziwość tego miejsca? No właśnie- cały problem tkwił w tym, że uwierzyłam. I to mnie przerażało. Przerażało mnie to, że wszystko, co mnie otaczało zaczynało mi się podobać. Zaczynałam lubić to miejsce, beztroskę i tyle możliwości. A tak nie powinno być. Powinnam wrócić do domu, być przy mamie.
Poczułam miażdżący ucisk pod żebrami, więc ostatkiem sił uspokoiłam się. Takie myślenie wywoływało jedynie atak paniki, wiedziałam, że teraz to nic nie da, a o mamie pomyślę kiedy indziej. Raz jeden w życiu.
– No to wymyślamy!- zawołała entuzjastycznie Suzanne, uśmiechając się na pierwszy rzut oka promiennie, ale ja dostrzegłam w tym podstępny błysk w oczach mówiący: „Idioci, i tak stanie na moim”.
Ej, chwileczkę… Czy przypadkiem Suzanne nie była córką Hermesa…? O kurde, ona jest siostrą Amy, Nicolasa i Johna! Oni mają rudą w rodzinie, ha! Te same geny!
– Okay, wymyślajmy- rzuciłam cicho, bo sama myśl o domu, o mamie, wybiła mnie z nastroju.
– Nie odzywaj się!- ryknął i tak Milos, uderzając arkuszem papieru o stół, tak, że wszystkie idealnie ułożone kartki dupnęły z hukiem o blat, a potem posypały się na wszystkie strony.- Nie! Odzywaj! Się!
Skrzyżowałam ręce i zsunęłam się niżej na krześle z wyniosłą i pełną politowania miną.
– Myślę, że komentarz o równouprawnieniu i dyskryminacji będzie niewłaściwy- uprzedziła mnie Esmeral, mówiąc to na tyle głośno by wszyscy usłyszeli i po chwili rechotali w najlepsze.
– Ta- uśmiechnęłam się do niej.- Tymi argumentami sprawiłam, że tu jesteśmy. Nie sądzę, żeby się ucieszył, słysząc je ode mnie ponownie.
Jednak Milos (nie)stety już tego nie usłyszał, bo klnąc i marudząc zanurkował na podłogę zbierać swoje notatki. Wychwyciłam szeroki uśmiech córki Demeter, Jenny, która, gdy zobaczyła, że widzę jej zadowolenie, mrugnęła dyskretnie okiem i kiwnęła porozumiewawczo głową w stronę czupryny blondasa, sunącego po ziemi, nadal przeklinając. Nie jako jedyna z drużynowych była zadowolona z obrotu spraw. Nicolas, jak już zdążyłam się przekonać dzięki typowej dla niego minie, czyli pełnej kpiny i politowania, obserwował rozbawiony poczynania Milosa.
– Tam ci jeszcze jedna karteczka odfrunęła- oznajmił pomocnie, kiedy blondas na kolanach zbierał rozsypane papiery.
– Ale na poważnie- odezwał się ten Jack z brązowymi loczkami na głowie. Miał opaloną karnację, prosty nos, a na nim kilka piegów. Do tego wyglądem i stylem przypominał typowego, współczesnego nastolatka. Fullcup nasunięty na tył głowy, luźne bermudy i kolorowe vansy.- Trzeba wymyślić tą nagrodę, bo żalowo będzie, jak zrobi to ktoś za nas.
– No faktycznie- przytaknęła Suzanne, ale z miną tak zaciętą, że zastanawiałam się, że gdybym teraz jej nie obraziła nie próbowała mnie w tejże samej chwili udusić. Ach nie, ona tak ma zawsze, moje niedopatrzenie.-Bo jeszcze zrobi to Milos i będzie serio żalowo– stwierdziła, przedrzeźniając na końcu swojego przedmówcę.
Siedząca obok niej szczupła i smukła blondynka z ostrymi rysami i kościstą twarzą zachichotała. Kogoś mi przypominała, ale choć się starałam nie umiałam stwierdzić, kogo.
– A może Milos zdecyduje, tak jak już zdecydował o reszcie rzeczy?- podsunęła dziewczyna, która samym patrzeniem na nią sprawiała, że wykrzywiłam się lekko. Dobra, może i miała całkiem dobrą figurę- okrągły tyłek, spory biust i była szczupła, ale jej twarz…? Wielkie usta i koszmarnie regulowane brwi nadawały jej bardzo nie naturalny wyraz. Mówcie co chcecie, jak dla mnie była przesadnie zrobiona i brzydka. Jedyne co miała fajne to „afro” ciemnych loczków okalające całą twarz. Jakby ograniczyła botoks i kredkę do brwi, mogłaby konkurować z takimi pięknościami jak ja, Es i Milos. Ale tak to…? Nie.
– O nie, bo wtedy nagrodą będzie uśmiercenie mnie w okrutny i sadystyczny sposób- powiedziałam szybkom z wyraźnym niezadowoleniem.- A ostatnią konkurencją będzie licytacja na najgorszą śmierć dla mnie.
– Moim zdaniem to niezły pomysł – wymamrotał głośno Nicolas. Emeral zaśmiała się cichutko i uniosła lekko kąciki pełnych ust w górę. Posłałam mu litościwe spojrzenie, które odwzajemnił mrugnięciem.
– Sei un idiota *Jesteś idiotą*- odparłam na co chłopak wyszczerzył się szerzej. Es automatycznie, jak tylko usłyszała włoski, kopnęła mnie w kostkę z miną „I ty Brutusie…”
– Zbliżają się wakacje.
Spojrzałam na Oscara, który odezwał się pierwszy raz. Nawet podczas monologów Milosa, kiedy wszyscy gadali między sobą, on milczał. Dlatego zdziwiło mnie to, że akurat blondyn zabrał głos. Wszystkich zebranych chyba też, bo zamilkli. Oscar kontynuował:
– Może po prostu drużyna która wygra i rodzeństwo wszystkich uczestników tego zespołu przez całe wakacje nie ma żadnych obowiązków.
Natychmiast prawie wszyscy go poparli, przekrzykując się, jakie to obowiązki mogą ich ominąć. Pozostała cześć, czyli Nicolas i Es, nadal popierali pomysł z ukatrupieniem mojej zajebistej osoby…. Ale, że poprał ich tylko Milos i Suzanne (śmierć rudym, serio!), ten plan nie przeszedł. Natomiast pomysł Oscara, blondwłosego syna Hadesa, był dobry, szczególnie, że słyszałam już od paru osób, że mimo obozowej sielanki czasami zbyt dużo mają do roboty.
Kiedy dowiedziałam się, że w tym cudownym, pełnym radości i realności miejscu istnieje coś takiego jak „karne czyszczenie zębów (i nie tylko!) pegazom” uznałam, że wygrana musi należeć do mnie. Oczywiście to i tak nic- sprzątnąć stajnię latających świń, sprzątać domek czy zamiatać jadalnie, to coś po prostu mogło się bezkarnie ignorować. To było jasne, że wszyscy tu zebrani najbardziej chcieli nie robić niczego; tylko to na co mają ochotę.
Na ławce po zebraniu, czekała na mnie Amy oraz Johny- oni na serio byli nierozłączni. Dziewczyna siedziała po turecku, bokiem na ławce, pieczołowicie zeskrobując zaschnięte błoto z rękawa za dużej bluzy z zadrukiem: „Slow food”. Proste jak druty blond włosy tworzyły zasłonę wokół jej twarzy, kiedy się pochylała do przodu. Pierwszy zauważył mnie i Esmeraldę John:
– Wypisałaś się?- zawołał, na co Amy aż podskoczyła.
– Tak- odkrzyknął mu Nicolas, który nie wiadomo skąd znalazł się obok Es i jak zwykle uśmiechał szeroko i sarkastycznie.
– CO?!- zawołałam jednocześnie z Amy, jednak kiedy dziewczyna dostrzegła moją reakcję, pojęła, że brat sobie z niej żartuje.
– Nie wypisałabym się, nigdy!- przypomniałam Johnny’emu.
– Nie pozwoliłabym jej się wypisać, nigdy!- poparła mnie Amy, z większą lub mniejszą poprawnością wypowiedzi. Ważne, że zabrzmiało podobnie, bo obie się wyszczerzyłyśmy i przybiłyśmy sobie spektakularną piątkę.
Johnny wzniósł oczy do nieba i opadł na ławkę zblazowany. Mając przy sobie trójkę dzieciaków Hermesa, dziwnie było wiedzieć, że to rodzeństwo. Każde z nich zupełnie inne. Johnny w wielkich okularach i budowie stracha na wróble, smukły, ale nadal bardzo przystojny Nicolas z ciemnymi włosami oraz Amy, która wiecznie chodziła w miękkich i wygodnych ubraniach, z okrągłymi policzkami. Byli zupełnie inni.
– Kochanie, nie gap się tak na mnie, bo boję się o swoje życie- usłyszałam głos Nicka i natychmiast otrząsnęłam się z rozważań. Musiałam się zapatrzeć w niego, bo Es przyglądała mi się spod uniesionych brwi, a w kącikach jej ust czaił się cień uśmiechu.
– Sorry- bąknęłam, ale szybko zwróciłam się do Amy:- A więc, kto chce usłyszeć, co się wydarzyło na tajnej naradzie?
– Na pewno nie Johnny!- zaświergotała melodyjnie, tak jak obrażają się rymowankami przedszkolaki, bo Johnny już się wyprostował, chcąc zapewne przypomnieć, że „tajna narada” nie bez powodu została nazwana tajną. Bzdury, ktoś po prostu chciał zwrócić na nią uwagę i zainteresowanie wszystkich innych. Przecież słowo „tajna” jest równoznaczne z „uwaga, ważne rzeczy, trzeba o nich gadać!”
– Nikt nie chce! To niedopuszczalne, żeby…
– Żeby koleś w twoim wieku używał słowa „niedopuszczalne”- wtrącił Nicolas, klepiąc brata po ramieniu. Trzeba przyznać mu rację, nasz okularnik był bardzo archaiczny i poprawny.
Stare Złe Małżeństwo, czyli Amy i Johnny wstali z ławki i razem z nami ruszyli w stronę domku numer jedenaście. Amy z szerokim uśmiechem, wtryniła się pomiędzy Es a mnie i wziąwszy nas pod ramiona, pociągnęła przodem.
– Robimy dziś kameralną imprezę- oznajmiła entuzjastycznie.- Musicie się wyszaleć, póki jeszcze możecie. Zaprosiłam połowę, tę przystojniejszą i fajniejszą oczywiście, obozu!
– Amy, kochanie, nie deprawuj mi Kici!
– Nick, prostaku, nie podsłuchuj babskich rozmów- odgryzła się, po czym widząc pełną uznania minę Esmeraldy, obie wyszczerzyły się do siebie jak wariatki.
ok. W końcu się zalogowałam. Czytam już wasze opko od jakiegoś czasu i teraz czas na mój koment. również tu.
Jak zawsze cuuudowne. „Milos, kochanie…” nie umiałam przestać się śmiać. I tego jego zasady, wszystkie o Rowllens I te jej teksty typu „zapytałabym, ale nie mogę”. Przyznam, że za pierwszym razem nie załapałam, jak Vicky pytała o nr chłopaka niedaleko Thomasa. Czytałam to kilka razy, bo napoczątku rozumiałam, że pyta o nr Thomasa i się trochę zdziwiłam.
Nie lubię wypisywać innym błędów, bo też je czasami robię, ale znalazłam 2, które mnie aż raziły w oczy. Ale nieważne. I tak ich już nie pamiętam ani nie umiem znaleźć. Jest nawet taka możliwość, że mi się przewidziało, bo czytałam to w nocy na blogu.
Oczywiście nie zabrakło Amy i Johnniego, czy jak to się odmienia. Jestem ciekawa tej imprezy, którą Amy przygotowała dla Vicky i Es.
Kocham Nicka i Es. Ich plan, aby nagrodą było wymyślenie sposobu śmierci Rowllens…
Czekam na CD
Beth
Hahahahha… Nie śmiałem się, xD.
Dobra, żartuję, parę parsknięć mi się zdarzyło.
Styl rozwinięty, opisy fajne, niezłe (w większośći) kreacje bohaterów…
Teraz przejdę do błędów, które mi wypaliły oczy. Serio. Nie są gramatyczne, tylko… Merytoryczne? (I dunno, XD).
Chłopak- szatyn? Z czarnymi lokami? Coś się chyba pomieszało, bo szatyn to ktoś z włosami pomiędzy blondem, a brązem. Taki złocisty brąz, czy coś w tym stylu. (A przynajmmniej tak myślę ja i większa część internetów)
Drugie: dziewczyna z naszyjnikiem z kapsli z Tymbarków. W Ameryce. Gdzie chyba nie ma Tymbarków. Polka? Czy błąd? Obstawiam to drugie.
A co do bohaterów, to niezbyt lubię Victorię (wiem, może kreacja celowa, ale mam humor na narzekanie, a co! :-D). Jest taka… Chamska, wredna. Ale nie wredna- śmiesznie wredna. Tylko taka wredna, jak szkolny tyran, któremu trafiają się inteligentniejsze dowcipy. To jak nabija się z Milosa jest dla mnie trochę żałosne. No błagam, widać, że chłopak ma problemy, jest pedantyczny, inny. Może rodzice go nie kochali, może coś innego. Ale mu po prostu zależy na turnieju, a Victoria go ośmiesza. Wiem, że jest głupi, straszny i wgl. tylko do nabijania się. (Nie próbuję powiedzieć, że się lepiej znam na Twoich bohaterach niż Ty sama, ale takie mam odczucia.) Po prostu jest mi go żal.
Dobra, koniec tych wywodów. Opowiadanie mi się podobało, czytam od dawna, lubię, kocham, wielbię. Naprawdę fajne. <3
Po pierwsze, primo: Niech nikt się nawet nie waży obrażać mojego ukochanego Milosa!!! Bo inaczej znajdę i głowę urwę!
Po drugie, secundo… (chyba): Cudowny, genialny rozdział! Kolejne odsłony Waszych bohaterów, ich relacji oraz zachowań. Super! Ja Victorię kocham, bo coś mi podpowiada, że gdzieś tutaj kryje się jakiś głębszy sens albo historia z przeszłości (może się mylę, ale ja mam takie odczucia ;))
Tak jak zawsze, naprawdę mi się podobało i czekam na CD!
PS. Dziękuję za dedykację, nawet nie wiesz jak mi jest miło
Ja tam się śmiałam i zawsze śmiać się będę ;’) Czekam na dzień aż mnie nie rozśmieszycie xD
Zasady narady, to chyba najcudowniejszy spis równych i demokratycznych praw, jakie kiedykolwiek powstały! Tak jak pomysł Vicky (ironiczny, ale jednak jej), który podchwycił Nick, żeby nagrodą była możliwość ukatrupienia jej x) Cudowne <3
Jejku, ja tam Victorię ubóstwiam. Przepraszam, że to na piszę, ale ubóstwiam ją o 1% bardziej niż Es i Kiwę 😡 Ale to przez to, że jej charakter mi imponuje, uważam ją za inteligentną dziewczyną, która ma gadane, klasę, styl i humor. (Nie żeby Kiwa i Es tego nie miały, nie, po prostu to Vicky bardziej mi się podoba.) Zgadzam się z Nożownikiem, że Victoria jest wredna. Tak, to prawda, ale byłoby nudno, jakby taka nie była. Byłaby zbyt idealna. Naskoczenie na Milosa… Hmm, no w sumie to ona się zirytowała tym, że nie może brać udziału w Turnieju. ja to zrozumiałam tak, że Rowllens bardzo imiennie potraktowała to wykluczenie i dlatego Milos ją irytował. poza tym ja ją widzę jako szkolną tyrankę, przecież nawet było wspominane, że ona w szkole raczej nigdy się z nikim nie lubiła i ona pozuje na taką dyktatorkę. To mi się w niej podoba też z resztą. Nie mówiąc już o tym, że zawsze znajdą się osoby, nawet w opku, które będą Vicky lubiły, albo i nie. Tak jak w realu- jedni polubią, drudzy nie. Zawsze jest postać, którą jedni kochają za bycie 'nie białą' a inni krytykują, że 'ojej, ale no śmieszna jest itp, ale no jest nie w porządku wobec innych… w realu to to byłaby potworna osoba' itp. Na przykład Octavian- ja go nie cierpię a moja przyjaciółka kocha za bycie ciotą (nie mówię, że taka jest Vicky, o nie!), Will Herondale- dupek, a i tak wszyscy wzdychają, Syriusz- on też gnębił Snapa, a jest ubóstwiany przez miliony; miał masę wad.
Ale dobra, mi się rozdział bardzo podobał, Vicky jak zawsze boska i czekam na tą imprezę co wynalazła Amy 😀 Biedny Johnny, będzie potem musiał wszystko sprzątać znając tą dwójkę ;')
Wasza Grupowa
Oja, ta buźka wygląda źle, przepraszam ;/
To opowiadanie zawsze poprawia mi humor, a potem go niszczy bo JA TEŻ TAK CHCĘ.
Chciałabym znaleźć się w takim miejscu, poznać takich barwnych i ciekawych ludzi. Chciałabym też brać udział w takich rzeczach, chciałabym nawet, żeby przystojny blondyn zgwałcił mi rękę! Chciałabym porąbaną koleżankę z bratem, którzy będą tworzyć razem ten cudowny duet (‚stare złe małżeństwo’? dobrze zapamiętałam?) i chciałabym to wszystko ;-;
Ale na szczęście mogę przynajmniej o tym czytać… Jej, to i tak coś, powinnam się cieszyć
Nie komentowałam, ale czytam zawsze. Przepraszam, moje lenistwo…:c
Popieram wszystkich wyżej, że tak, Vicky jest wredna no ale… za to jest boska! Mogłabym się podpisać pod komentarzem Grupowej i Nozownika, bo jednocześnie sądzę, że ta laska to potwór dla innych, tych którzy jej podpadną, oraz, że to jest genialne jeżeli chodzi o jej wyraz, charakter. A co do Milosa to… Ja nie wiem teraz co o nim myśleć, bo wcześniej to mi się wydawał takim typowym idiotą, ciotą, a po tych argumentach, że problemy w domu to… To z jednej strony racja, ale z drugiej, nie można wszystkich usprawiedliwiać. Wkurzył Victorię, więc ta się wyżywa i jest okay, nie możemy być pacyfistami wobec wszystkich 😀 Ja Miloska kocham, dla mnie mógłby być krewetką a nadal byłby boski
Czekam na więcej! 😀
Prawdę mówiąc nienawidzę pisać długich komentarzy. Ale może napiszę…
Myślę, że jakieś tam błędy były, ale no… 5 komentarzy o tej części, pewnie już wszystko było. W końcu nikt nie jest idealny, sis ♥
Vicky jest cudowna. I w ogóle nie zauważyłam tego, że jest chamska… Może dlatego, że ja też bym tak postępowała? A może faktycznie jest… A ja nie wiem. I tak jest C U D O W N A :3 uwielbiam ją. I uwielbiam Es. a Kiwę też uwielbiam ale mniej od Es i Vicky. przepraszam:C
Milos i seksowny dekolt w serek dalej rozwala :>
Cudownie piszesz.
Chciałabym tak pisać :”)
Czekam na więcej ♥
Widziałam już pierwszego dnia, ale jakoś zapomniałam skomentować! Jej, no to nadrabiam!
Absolutnie boska część- po co ja to piszę, każda taka jest. Serio, bez słodzenia, bez niczego, uważam, że to jest cudowne!
Vicky jest taka… no taka wyrazista! Ja nie wiem jak ją opisać, ale przeczytałam komentarze wyżej i absolutnie się zgadzam z Grupową Team Leo!- Syriusz też gnębiła Snape’a, który mu niby nic nie zrobił (chodzi mi o to co Nożownik pisał) a mimo to go gnębił, bo tak. Tak Vicky- bo raz Kociaczek jej czegoś zakazał, to ona się uwzięła. No chamska i taki tyran, ale za to w jakim stylu to robi. ja ją ubóstwiam, mówcie co chcecie. Wredna zołza też się przydaje, dzięki temu nie jest różowo i idealnie. A to że ma wystarczająco dużo odwagi by się odezwać, tyle pewności swojej racji i łatwo nadużyć jej cierpliwość i dumę, to jest atut barwności tej postaci. Jest niezależna, nie daje siebie usadzić na tyłku jak nie chce. Jak dla mnie Vicky brakuje tylko koszulki z napisem „JESTEM FEMINISTKĄ I CYCKI WAM DO TEGO” i mogła bym podbić cały świat, taki charakter.
Jedni będą ją kochać, jedni pokuszą się o patrzenie na nią przez pryzmat tych z którymi ona się nie dogaduje- to od patrzenia zależy.
Czekam na więcej części, na plany ukatrupienia siebie i innych Kiwy, monologi wewnętrzne Es o Teletubisiach i innych cudach, na wszystko. Też nie mogę się doczekać aż Vicky znowu będzie gadała z Thomasem! Te fragmenty są takie cudowne ;D Kocham ich <3
Wasza wierna fanka Eos 😉
Beth- co do błędów, to prawdopodobnie ci się nie przewidziało, popełniam tego bardzo dużo i czasem nawet przy korektach niektóre umykają A to z nr… cóż, nie dziwię się i rozumiem- dopisałam to tuż przed wysłaniem, nie patrzyłam na spójność i logiczność tego, wiec owszem, mogło w sumie wyjść dziwnie
Nozownik7- cieszę się, że udało nam się i ciebie czasem rozbawić 😉 Co do błędów- przyjmuję z pokora masz rację; szatyn- mój błąd, często mi się to myli ;x Tymbarki… żadna z nas nie zwróciła na to zbytniej uwagi 😉 Prawdę mówiąc nie wiem jak ci odpowiedzieć na twoją opinię o Vicky. Nie zmuszę cię do lubienia jej, nawet nie chcę. Cieszę się, że masz własne zdanie, bo to mówi mi tylko, że moja postać jest na tyle ciekawa, że wywołuje u innych różne emocje. To dobrze, w pierwotnym zamyśle Vicky miała być lekką zołzą, wymanierowaną i z zadartym nosem. Ale mam jedno ‚ale’ co do Milosa- jest ci go żal, jasne ;D Rozumiem. tak przyznaję: NIE ODDAŁAM DOBRZE CHARAKTERU MILOSA, skupiłam się na założeniu”on jest głupi i do wyśmiewania i już’. Mój błąd, nadrobię to. Choć tak jak pisały dziewczyny powyżej- to zależy od sposobu patrzenia. Cały czas są takie sytuacje, niektórzy są zbyt silnymi osobowościami, żeby odpuścić innych, inni zbyt podatni na takie ataki. Tu tylko jest różnica czy- lubisz Vicky i z nią trzymasz, bo Milos cię irytuje; – jest ci szkoda faceta, bo zła jędza się uwzięła. Tu przykłady Huncwotów i Severusa chyba dość dobrze to obrazują. Ale dziękuję za szczerą opinię nawet; jak przeczytałam twój komentarz, przyznam przez chwilę nie wiedziałam co zrobić, ale potem się aż ucieszyłam! 😀
Kira- nie musisz dziękować, dedykowanie ci prac to sama przyjemność :* No dobrze, ograniczę obrażanie Milosa. historia z przeszłości? Raczej nie, wspomniałabym o tym. Mogę tylko zdradzić, że pojawi się czynnik, z przeszłości Rowllens, który pogorszy ich relacje jeszcze bardziej.
Grupowa- dziękuję bardzo, potwornie mi miło! 😀 Bardzo się cieszę, że tak dobrze i nawet właściwie odbierasz Vicky! Tak, to przez imienne potraktowanie wykluczenia z turnieju- było nawet to wspominane jak gadały z Es, ale niektórzy mogli to wziąć jako sarkastyczny, zbywający komentarz. Zgadzam się z twoim komentarzem w większości i dziękuje za tą ‚obronę’ Vicky, choć nie musiałaś 😉
Pani D.- zgadzam się całkowicie! D: Ja też jestem najszczęśliwsza jak to piszę, a potem jak sb siedzę i myślę, że „osz cholerka, przecież to tylko to co mam w głowie, nie będę mogła nigdy w tym uczestniczyć” to mam ochotę tylko krzyczeć i ryczeć ;”’) Tak, ja też uważam, że Krewetka-Milos to byłby idealny symbol seksu XXI wieku… Nie pogniewasz się, jak wykorzystam to porównanie w opku…?
Annieee- cieszę się, że aż tak cię zainspirowałyśmy do napisania dłuższego komentarza siostrzyczko! 😀 Dziękuję(my) za miłe słówka Ja też wcześniej nie patrzyłam na to z perspektywy „biedny Milos”, zgadzam się;p
Eos- lepiej późno niż wcale! hahaha żartuję, ale ciesze się, że jednak piszesz Ty też dobrze postrzegasz Vicky, choć nie przesadzajmy z tym robieniem z niej niezależnej i heroicznej tyranki 😀 *żartuję, lubię komplementy, pisz tak dalej*. Jednak popełniasz poważny błąd- Vicky nie jest feministką (ja też nie, z tego samego powodu): Feministki chcą być równe, a ja osobiście uważam, że kobiety powinny być lepsze 😉
DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA KOMENTARZE!!! 😀
Hahaha mogę to wykorzystać? Ann24! Ta postawa jest idealna! 😀
Milos powinien dostać jakieś wyróżnienie, bo on jest po prostu boski. Ja go widzę jako takiego Oktawiana, tylko bez tupetu, żeby zdobywać władzę i świat <3
Super rozdział, Victoria jest wprost boska. Kocham ją. Nawet jeżeli to jędza. Przykład Huncwotów jest tu chyba trafiony, oni też święci nie byli. Vicky się jeszcze pewnie czymś kiedyś wykaże i zobaczymy, że jakieś serduszko ta zołza ma 😉
Pani D.- Dziękuję za miłe słowa Cieszę się, że nadal to czytasz i podoba ci się. Co do ostatniego zdania… nie zdradzę się
Eos- Jasne, że możesz xD