PITCH BLACK POWRÓCIŁ!
Kolejny rozdział (po miesiącu) wreszcie zawitał na blogu. Wiem, że obiecałam pisać częściej, ale jak na razie… Jest jak jest.
Specjalna dedykacja dla Annabeth24 i carmel za zmotywowanie mnie do pisania i za to, że wciąż nie mają mnie dosyć. Dziękuję dziewczyny!
Enjoy. Wasza Kira
Ginny
Dziewczyna siedziała po turecku na swoim łóżku i kartkowała leżącą na jej kolanach książkę, jednocześnie zerkając na rozłożoną mapę Stanów Zjednoczonych. Wszędzie wokół niej walały się zapisane kartki papieru. Jak zwykle, gdy intensywnie nad czymś myślała, przygryzała paznokieć kciuka. Przebiegła wzrokiem kilka kolejnych linijek tekstu, po czym przeniosła wzrok na plan. Potem znowu. Chwyciła jeden z markerów porozrzucanych na materacu i zakreśliła w kółko kilka miast. Chesapeake, Jacksonville oraz jeszcze trzy mniejsze miasteczka. Westchnęła, odgarniając włosy za ucho.
– Gdzie się ukrywasz? – powiedziała sama do siebie.
– Ekhem… Ginny?
Dziewczyna krzyknęła, wyrzucając papiery w górę. Oliver, patrzący na nią zza drugiej strony iryfonu, spojrzał na nią z lekkim politowaniem. Jego niebieskie oczy zdawały się mówić: „Serio?!”
– O święta sowo, Oliver! – Ginny oparła się o poduszki. – Musimy opracować jakiś inny system komunikowania się ze sobą, bo ten za każdym razem przyprawia mnie o zawał serca.
– Zgadzam się z tobą w stu procentach, bo ja też mam dosyć, gdy krzyczysz mi prosto w twarz…
Ginny uśmiechnęła się krzywo, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
– Dobra, mniejsza! – Oliver machnął lekceważąco ręką i pochylił się do przodu. – Jak sobie radzicie? Jakieś postępy?
– Z każdym dniem coraz bliżej celu. Pałac Snów jest już naprawdę blisko. Ale mam wrażenie, że coś jest nie tak. Jest za spokojnie. Coś jakby cisza przed burzą.
Syn Eola potarł czoło.
– Z doświadczenia wiem, że zwykle się nie mylisz – odpowiedział po kilku sekundach. – Jeśli tak podpowiada ci intuicja, zaufaj jej. Choć w tym przypadku, oznacza to nie małe kłopoty.
– I właśnie tego się obawiam.
Oliver uśmiechnął się słabo. Wyraźnie było widać, że jest zaniepokojony. W końcu odezwał się ponownie:
– Wiesz, Miriam ciągle mi powtarza żebym się o was nie martwił. Że na pewno dacie sobie radę. Ona strasznie w was wierzy. Wszyscy wierzymy.
Córka Ateny spojrzała na porozrzucane po podłodze i łóżku kartki. Na rozłożoną, pokreśloną mapę. Kiwnęła głową, jakby sama do siebie i spojrzała hardo na Olivera. Jej szare oczy błyszczały, a w kącikach ust błąkał się uśmieszek.
– Dzięki. To wiele dla nas znaczy. Z takim wsparciem jestem pewna, że wszystko nam się uda.
Oliver wyszczerzył zęby, lecz zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, został delikatnie, acz stanowczo odepchnięty przez Miriam. Wygląd córki Hypnosa wskazywał na to, że biegła by dostać się do iryfonu. Na policzkach pojawił się delikatny rumieniec, ciemnobrązowe, krótkie włosy były rozwiane przez wiatr. Za to fioletowo-brązowe oczy były nadzwyczaj lśniące.
– Gdzie… Gdzie wy teraz jesteście, Ginny?! – spytała Miriam. Jej głos lekko się trząsł, zupełnie jakby się czymś zdenerwowała.
– Myślę, że… gdzieś pomiędzy Jacksonville a Miami. Niestety, nie podam ci dokładniejszych współrzędnych.
Miriam gwałtownie wciągnęła powietrze, ignorując skargi przygniecionego Olivera, na którego kolanach usiadła. Zacisnęła pięści na podołku, pochylając się do przodu. Gdyby nie falująca tarcza iryfonu, dziewczyny stykałyby się czołami.
– Bardzo cię proszę, Ginny – wyszeptała z przejęciem córka Hypnosa. – Uważajcie tam na siebie. Jesteście w bardzo niebezpiecznej okolicy! Pitch Black…on… gdzieś tam ma swoje leże…
Ginny rozdziawiła delikatnie usta. Szybko odwróciła twarz w stronę leżącej mapy.
– Czyli to tutaj – powiedziała, zakreślając markerem duży obszar.
Miriam przygryzła wargę.
– Naprawdę, uważajcie…
Blondynka skinęła głową.
– Nie martw się. Nie zrobimy nic głupiego.
Po zakończeniu rozmowy i względnym posprzątaniu pokoju, Ginny wyszła na pokład. W porównaniu z poprzednimi dniami, temperatura powietrza znacznie się ochłodziła, zaś na niebie zaczęły się gromadzić szare, ale rzadkie chmury. Dziewczyna poprawiła kaptur szarej bluzy, wbiegając po schodach. Z tego co widziała, właśnie przelatywali nad jakimiś spokojnymi wioskami o kolonialnym klimacie. Czerwone i brązowe dachy domów, białe ściany wyłożone kamieniami, zdołała nawet dostrzeż koty oraz psy wylegujące się na gankach, które podnosiły łby, kiedy Argo przelatywało nad nimi. Za domami znajdowała się ściana lasu. Wysokie, potężne drzewa wyglądały niczym strażnicy mieszkających tam ludzi. I właśnie ku temu lasowi zmierzał ich statek. Ginny poczuła nieprzyjemny dreszcz na karku. Jeśli dobrze wywnioskowała… I jeśli wierzyć słowom Miriam… Gdzieś tam, wśród gęstwiny drzew… Ukrywa się sam Pitch Black.
Przy strzeże stał Jamie, a reszta zajmowała się codziennymi czynnościami. Jack sprawdzał liny, Michael z dziewczynami czyścili balisty, licząc przy okazji amunicję. Dziewczyna oparła się placami o burtę. Niepewna reakcji przyjaciół, zaczęła;
– Zastanawialiście się kiedyś, co by było gdybyś pokonali Pitcha Blacka przed dotarciem do Pałacu Snów?
Wszyscy zamarli, przerywając swoje prace. Jamie odchrząknął, nadal wpatrując się w horyzont.
– Niespecjalnie, czemu pytasz?
Córka Ateny włożyła ręce do kieszeni.
– Bo… mamy taką okazję.
Myślała, że ciszej już być nie może. Myliła się. Nawet Junior przestał wydawać z siebie swoje standardowe buczenia i bulgoty.
– Widzicie – kontynuowała. – On się ukrywa gdzieś w tym lesie. Może moglibyśmy tam pójść, zobaczyć, co robi, zbadać teren… Że tak powiem.
Jack znalazł się przy niej w mgnieniu oka. Złapał ją mocno za ramiona i spojrzał poważnie w oczy. W jego własnych czaiło się niedowierzanie oraz lęk.
– Żartowałaś, tak?! Ginny to jest szalone!
– Ale…
– Cholera, wiesz jakie to może być niebezpieczne?! – Jack teraz już prawie krzyczał. Dłonie mu drżały. – Nie pozwolę ci tam pójść, rozumiesz! Po moim trupie!
W Ginny wezbrał się bunt. Odepchnęła ręce chłopaka, patrząc na pozostałych. W końcu odezwał się Michael:
– Właściwie to coś w tym jest… W sensie w tym, co mówi Ginny.
Syn Posejdona posłał rudzielcowi spojrzenie zimne jak lód. Gdyby wzrok mógł zabijać, Misiek mógłby robić za lodowy posąg w zamku Boreasza.
– Ej, nie patrz tak na mnie – odburknął w odpowiedzi. – Ja tylko wyrażam swoje zdanie.
– Szczerze mówiąc – przerwał im Jamie. – Od wczoraj dręczyło mnie takie dziwne uczucie. Że zbliżamy się do czegoś niebezpiecznego. Widocznie chodziło o to – urwał, biorąc przerwę na głęboki wdech. – Ja też chcę tam zejść.
– I ty Brutusie! – krzyknął Jack. – Eva, Rozi! Powiedzcie coś!
Rozi stała ze skrzyżowanymi rękami na piersi, tupiąc nogą w pokład.
– Całkowicie zgadzam się z Jackiem – odparła. – to głupie, niebezpieczne, zbyt ryzykowne i ogólnie jest to beznadziejny pomysł.
– Dziękuję – niebieskooki brunet skinął głową w jej stronę.
– Ale nie mam prawa was zatrzymywać.
– Serio?!
– Rozi jesteś kochana!
– Choć i tak wolałabym żebyście nie szli…
Jamie podbiegł żeby ją uściskać i pocałować w policzek. Mimo wszystko córka Chloris nie wyglądała na przekonaną.
Michael spojrzał wyczekująco na Evę. Po chwili córka Apolla uniosła brew.
– Co?
– A ty? Nie będziesz próbowała mnie powstrzymać? No wiesz… Tak jak pozostali. W końcu to totalny idiotyzm, niepotrzebne ryzyko… Mogę zginąć…
Eva wzruszyła ramionami.
– Nie widzę sensu. I tak pójdziesz, bez względu na moje zdanie. Zawsze robisz, co ci się podoba. Nawet, jeśli jest to, jak sam przyznałeś, idiotyczne, ryzykowne i grożące zgonem!
Chłopakowi zrzedła mina. Jednak po kilku sekundach zastanowienia, przyznał:
– Właściwie… masz rację.
– Jak zawsze – dodała z uśmiechem. Nagle stanęła na palcach, wzięła się pod boki i spojrzała mu w twarz.
– Tylko spróbuj nie wrócić! Osobiście tam po ciebie pójdę i ukatrupię z zimną krwią!
Michael wyszczerzył żeby w uśmiechu.
– Okay. Trzymam cię za słowo.
Po drugiej stronie statku, Ginny złapała Jacka za rękaw bluzy. Ten jednak nawet na nią nie spojrzał.
– Hej… – szepnęła. – Nie musisz się o mnie martwić.
Chłopak westchnął i odwrócił się do niej przodem.
– I tu się mylisz. Muszę się martwić. Zrozum.
– Potrafię o siebie zadbać. Zresztą, będą ze mną Misiek i Jamie. Wrócimy zanim się obejrzysz! – spróbowała się do niego uśmiechnąć, ale wyszło to blado. Chłopak nadal był zły.
– Obiecuję, że nic mi nie będzie – przekonywała nadal.
– Nie zmienię zdania – Jack pokręcił spokojnie głową. – Ale znam cię na tyle, by wiedzieć, że dalsza kłótnia nie ma sensu…
Ginny rzuciła mu się na szyję, mocno się do niego przytulając. Jack odpowiedział tym samym.
– Ale błagam… Wróć. Żywa.
Pół godziny później zeszli na ląd. Każdy z nich uzbrojony i z ambrozją pochowaną po kieszeniach. Tak na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Poprawka: na pewno będą kłopoty.
Zapuszczali się coraz dalej między drzewa, aż zostali całkowicie pochłonięci przez las. Powietrze przesiąkło zapachem ściółki i mchu. Panowała niczym niezmącona cisza. Ptaki zamilkły, wiatr ucichł, nawet oni stawiali miękko swe kroki. Ginny rozglądała się bacznie, szukając śladów obecności boga koszmarów. Coraz bardziej rosło w niej przekonanie, że to był naprawdę bardzo kiepski pomysł. Dosłownie pchanie się w paszę lwa. Gdyby nie chłopcy po obu jej stronach, pewnie wzięłaby nogi za pas, po czym uciekała jak najdalej stąd. Ale teraz nie było już odwrotu. Parę metrów dalej krajobraz powoli się zmieniał. Drzewa stały się smuklejsze, wyższe i ciemniejsze, ogołocone z liści lub igieł.
– Dziwne uczucie, prawda? – odezwał się Jamie. – Jakby ktoś chuchał ci w kark.
Ginny przełknęła ślinę. Tak. Jamie idealnie opisał obecną sytuację.
– Hej, hej, hej! Głowy do góry! Nie załamywać mi się tu! – zawołał Misiek. – No już! Gdzie wasz entuzjazm?
Oboje, Jamie i Ginny uśmiechnęli się do siebie dzielnie, idąc dalej za synem Aresa.
Po kolejnych dziesięciu minutach marszu, gdy już kompletnie nie wiedzieli gdzie są, po ich prawej stronie ujrzeli najdziwniejszy widok, jakiego mogli się spodziewać. Łóżko. Stare, spróchniałe, zniszczone łóżko z czarnego drewna. Deski z zagłówka były wybite lub pęknięte, a nawet wyłamane. Brakowało w nim materaca, więc wyglądało jak smutny szkielet. Mimo wszystko, Ginny musiała przyznać, że było zaskakująco piękne. Klasyczne, stylizowane, a przy tym skromne. Zaś pod łóżkiem była dziura. Idealnie owalna, o promieniu niecałego metra. Gdzieś około osiemdziesięciu centymetrów. A ział z niej taki chłód, ziąb i poczucie strachu, że nie było wątpliwości, dokąd prowadzi.
Trójka przyjaciół spojrzała po sobie niepewnie. Ginny zrobiła krok w tył. Z sztucznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, wykonała zapraszający gest.
– Może panowie pierwsi?
– Ależ nie, nalegam by to jednak pani miała pierwszeństwo – odgryzł się Misiek z takim samym wyrazem twarzy.
– Nie, nie, nalegam…
– Dobra! – powiedział Jamie, unosząc ręce. – Ja to zrobię.
Zbliżył się do otworu. Spojrzał w dół, spojrzał w niebo, potem na przyjaciół, uniósł kciuk do góry i skoczył. Jego żółta czupryna zniknęła pod ziemią. Ginny miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Zacisnęła pięści i zwróciła się do Michaela:
– Teraz ja pójdę.
Chłopak skinął głową, na znak zgody. Córka Ateny stanęła na krawędzi, tak jak kilka sekund wcześniej Jamie. Zamknęła oczy. „Błagam cię, mamo, jeśli mnie słyszysz! Nie pozwól mi tutaj zginąć – pomodliła się w myślach”. Po czym skoczyła w przepaść.
Dziękuję za dedykację! Cała przyjemność po mojej stronie
Rozdział jak zawsze świetny ale jakiś taki krótki :c Czuję niedosyt. Uwielbiam tą szczerość i racjonalność Evy (pisałam ci to już). To że nie wybiega ze swoimi emocjami na przód, myśli logicznie. To jej opanowanie na statku było aż rozbrajające ;p
Jedno ale: Ginny przyszła i powiedziała: „(…)co by było gdybyś pokonali”-> my, wszyscy razem. A dalej to wyglądało, jakby ona przyszła oznajmiając, że idzie sama go zabić. Trochę mi zabrakło dwóch zdań sprostowania, ale ciii :p I takjest B-O-S-K-O! 😀
Czekam na ciąg dalszy! ;D
Taaaak, kolejna część :3 Z resztą… co tu dużo gadać, bosko jak zawsze. Jeej, znowu więcej Rozi ;3 ostatnio bardzo ją polubiłam i cieszę się, że ją tak… no, rozwijasz że tak to ujmę
Nie komentuję wszystkich, ale zawsze czytam! A jak nie, to zawsze nadrabiam 😀 Opko genialne, uwielbiam gładkość z jaką to się czyta, płynną akcję i… no, wszystko jest takie poukładane.
Choć popieram Ann24, że o wiele za szybko się skończyło, mogłoby być więcej opisów i ogólnie więcej, bo tak szybko przeleciało. Trudno. I tak bardzo(!) mi się spodobała ta część i ze zniecierpliwieniem wypatruję kolejnych rozdziałów! :3
Tak wiem, że rozdział był bardzo krótki, ale muszę podkręcić tępo akcji 😉 Stwierdziłam, że zrobienie kilku krótkich, właśnie szybkich rozdziałów będzie dobrym pomysłem. Ale obiecuję, postaram się pisać trochę dłużej
*tempo xD
Zawsze powtarzam: Nie lubię czytać Twoich prac, bo są aż za dobre :’)Do niczego człowiek nie może się przyczepić, a jeśli tak, to to tylko jakieś głupotki.
Roz dalej średnio lubię, ale reszta wymiata. Dziewczyno, każdy moment tego opka jest bezcenny, po prostu świetny
Czekam na CD :*
Cudowny rozdział, zresztą jak każdy. Tak, na nic oryginalniejszego mnie nie stać, przepraszam ;x tu jedynie można się powtarzać, jak boskie to jest. Choć popieram- za krótkie i zbyt szybkie. Jestem za lekkim przystopowaniem ;x
A ja i tak najbardziej lubię Ginny i tyle Jest taka… naturalna i zwykła, a przez to boska.
Czekam na ciąg dalszy!!! ;p
Super rozdział. faktycznie, trochę zbyt pędząca akcja i wydaje się być… niepełny, ale i tak bardzo fajnie, przyjemnie się czytało. Ja też chyba najbardziej lubię Ginny, ale pod względem lubienia jako postać poprawna i fajna. Natomiast moim faworytem no rzecz jasna jest Misiek, to nie podlega dyskusji nawet!