Mordeczki moje
Kolejna część Fielgiej, tym razem dedykacja dla gwiazy.forever, Kiry oraz mojej sis Annieee.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, oraz, że podpasuje wam rozwój akcji w tym, a także w następnych częściach 😀
Dziękuję wam w naszym imieniu za wszystkie komentarze <3 To bardzo miłe 😀 Liczę, że i teraz nas nie zawiedziecie
Wasza Annabeth24
VICKY VI
Z twarzą pełną satysfakcji wyciągnęłam rękę Esmeral do góry, pokazując na nią palcem.
– Patrzcie, mamy nawet drugą ochotniczkę!
Połowa trybun ryknęła śmiechem, co nadało temu wszystkiemu owy „komiczny” wygląd. Ja w tym jednak nic śmiesznego nie widziałam. Cała ta niedorzeczna awantura też nie przypominała mi dowcipu. Ja po prostu nie mogłam pozwolić, by ten blondas tak najzwyczajniej w świecie mi czegoś zabraniał! A to, że przy okazji ponabijałam się z niego jego kosztem, to już inna bajka. Oraz, że wszyscy się z tego rechotali, wyraźnie zainteresowani moją osobą, śledząc nasz mini turniej słowny z ciekawością.
– Coooo…? – jęknęła Es, mrugając i unosząc głowę; wyglądała, jakby właśnie się ocknęła z jakiegoś snu. Przez dostanie w twarz. Krzesłem. Z metalu. W jej brązowych oczach, które teraz zrobiły się ogromne, dostrzegłam wielkie zdumienie i niedowierzanie.
– Ciii, potem mnie opieprzysz- syknęłam do niej, porozumiewawczo kiwając głową, starając się wyglądać na tak rozbawioną jak wszyscy wokół.
– Vicky, ale ja…- zaczęła, próbując wyswobodzić nadgarstek z mojej dłoni.
– Czyli wy dwie chcecie wziąć udział w turnieju?- zapytał Milos, przeuroczy kretyn i rasista w jednym.
– Tak- uśmiechnęłam się do niego promiennie, a kiedy Es kopnęła mnie w kostkę, puściłam jej rękę i dodałam:- Czyli skoro znalazłam drugą ochotniczkę, bardzo chętnie dołączymy się do którejś z grup.
Na moje szczęście dziewczyna była zbyt zdumiona, żeby zaprotestować.
Przy stole, za którym siedział piątka sędziów- Dionizos, Chejron, Nicolas, Thomas i ta Vivie, oraz piątka drużynowych, których imionami nawet nie zaprzątałam sobie głowy, zrobiło się głośniej. Każdy machał na Milosa, by podszedł do niego, bo miał coś ważnego do powiedzenia i każdy koniecznie chciał wyrazić swoją opinię.
Nicolas, spojrzał się na mnie z politowaniem, ale widząc, że Es wstaje, żeby na mnie nawrzeszczeć, uśmiechnął się szerzej niemal jak kibic, czekający na finałowe rozgrywki sportowe i z satysfakcją wyglądając momentu, kiedy mocno oberwę od Es. Zawistny jest, nie ma co…. Natomiast Thomas rzucił mi zblazowane spojrzenie, po czym ukrył głowę w dłoniach, wplątując palce w swoje czarne włosy. Mimo to, dostrzegłam, że się uśmiechnął rozbawiony, kiedy przeczesywał jak zwykle włosy ręką. Zapewne, gdybym stała obok usłyszałabym, że jestem niemożliwa i uparta, ale (na całe szczęście!) dzieliło nas kilka rzędów zaciekawionych tą sytuacją herosów.
Wyłapałam jeszcze spojrzenie wysokiej, czarnowłosej dziewczyny, chyba Jane… albo Jenny, jednej z drużynowych, która popatrzyła na mnie z uznaniem i nie próbowała powstrzymać szelmowski i konspiracyjny uśmieszek, obserwując z zadowoleniem purpurę na polikach Milosa.
– Victoria, co ty najlepszego zrobiłaś?!- szepnęła do mnie Es, korzystając z okazji, że na mini scenie i wszędzie wokół nas, zrobiło się zamieszanie. Mówiła szeptem, ale na tyle głośno, że nawet nie musiałam na nią patrzeć, by ją zrozumieć.
– Zgłosiłam nas do turnieju- mruknęłam odkrywczo, nie wiedząc co jej mądrzejszego odpowiedzieć.
– Czy ty słuchałaś, co ten wkurzający dryblas mówił o tej grze?!
– Prawdę mówiąc zwróciłam uwagę tylko i wyłącznie na dyskryminowanie mnie- odparłam zgodnie z prawdą, choć fragment o potwornych niebezpieczeństwach, jakiś diabelskich monstrach i ponad czasowych zabójczych technologiach też zanotowałam sobie w pamięci.
– Ciebie?- jęknęła Es, wplątując swoje długie i zgrabne palce we włosy. Wyglądała na nieco zszokowaną, a jednocześnie niedowierzająco taksowała mnie wzrokiem. – On mówił tylko, że wybrali najlepszych herosów, bo wiedzą, że jest mniejsza szansa, że coś im się stanie!
– No właśnie- wzruszyłam ramionami, posyłając zwycięski uśmiech.- Wykluczył mnie z rywalizacji! Razem z połową obozu, ale to już inna sprawa. Ich mógłby.
– Ty jesteś albo głucha albo głupia. Usłyszałaś to, co chciałaś. Nie wykluczył ciebie, jedynie zaznaczył, że to cholernie niebezpieczne!
– Właśnie. Wywnioskował, że jestem ofiarą i nie dam sobie rady- odparłam twardo, a dla podkreślenia tych słów uniosłam wyzywająco brwi, rzucając Es z dawkowane i wyniosłe spojrzenie.
Esmeral spiorunowała mnie wzrokiem, ale już przestała syczeć na mnie gniewnie. Zamiast tego wyprostowała się, przeczesała ręką swoje ciemne loki, które wpadły jej na twarz i odetchnęła, jakby chciała się uspokoić.
– Czyli oczekujesz ode mnie, że teraz, kiedy mnie zgłosiłaś do tego całego turnieju, w którym powinni brać udział tylko najlepsi, najstarsi i najlepiej przeszkoleni wojownicy, gdzie ma być podobno w cholerę dużo potworów, pułapek, niebezpiecznych zadań, to ja po prostu uśmiechnę się i w to wejdę? Ja, która dziś pierwszy raz w życiu trzymałam sztylet w dłoni, nigdy nie widziałam potwora oraz uważam, że to jakiś absurd, się zgodzę na to?
Zmierzyłam ją wzrokiem, bujając się na piętach w przód i w tył. Jej, jak Es się złości, to wygląda naprawdę groźnie… Jej cienkie brwi były uniesione w górę, pełne wargi miała wydęte, a płatki nosa falowały. Oczy dziewczyny ciskały piorunami. Prosto we mnie. To zły moment na żarty o piorunochronach, prawda? A szkoda, bo chciałabym mieć w tamtym momencie ‘Esmeraldochron’. Przydałby się…
– No, fajnie by było… Poza tym, już nie masz wyboru- wyszczerzyłam się najbezczelniej jak mogłam, licząc na to, że powrzeszczy i jej przejdzie.
– Wiem- przerwała mi, uśmiechając się szeroko.- Absolutnie. Totalnie. Bezdyskusyjnie w to wchodzę. I żałuj, że nie widziałaś swojej miny przed chwilą.
Uniosłam brwi, zdumiona jej nagłą zmianą. Czyli ona tylko udawała złą, pomyślałam z zadowoleniem, jednak nie zdążyłam się z nią podzielić kolejnym genialnym spostrzeżeniem, bo głos znowu zabrał Milos.:
– Dobrze. Oliwier zgodził się przyjąć was obie do swojej drużyny.
Wyszczerzyłam się do niego promiennie, ignorując mordercze spojrzenie Thomasa.
Mój nowy przyjaciel w seksownym sweterku z dekoltem w serek (kupię sobie taki sam, będziemy jak prawdziwi przyjaciele!), wyglądał za to tak, jakby miał się w tym momencie na mnie rzucić i zatłuc kartkami, które właśnie ze złością zgniótł w rękach. Pozostali herosi, którzy siedzieli na trybunach zaczęli wiwatować, ktoś nawet krzyknął: „Wreszcie jakaś mądra się znalazła!”. To było naprawdę budujące, nie powiem. Jednak i tak najbardziej cieszyło mnie to, że nie dałam nadszarpać swojej dumy i dopięłam swego. I nawet nie musiałam podnosić głosu, wszystko załatwiłam banalną rozmową z ideałem faceta, czyli Milosem!
– Czy teraz, jak już zmasakrowałaś pół rozkładu tego zebrania, możesz usiąść i nic nie mówić?- wycedził, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.- Przez ciebie musimy przeprowadzić losowanie kto będzie w drużynach jeszcze raz.
– Zepsułam coś?- zapytałam niewinnie rozszerzając oczy zdumiona, po czym ponownie wykrzywiłam usta w przepraszającym i przesłodkim uśmieszku.
Nie mogłam teraz po prostu mu ulec, nie byłoby śmiesznie.
– Och, jak chcesz mogę do ciebie przyjść i pomóc przy tym losowaniu! Czekaj, już idę!- dodałam, zaczynając się przeciskać w bok. Jednak zanim minęłam mojego sąsiada po lewej, zatrzymał mnie stanowczy pisk:
– Nie!- Milos, słysząc rozpacz w swoim głosie szybko się poprawił:- Nie, naprawdę nie trzeba!- warknął groźnie i z morderczym błyskiem w oku, odprowadził mnie wzrokiem na miejsce, dotąd aż usiadłam. Natomiast, kiedy przesłałam mu całusa w powietrzu i pomachałam zalotnie, chłopak poczerwieniał i znowu zgniótł plik kartek, które trzymał w dłoni. Teraz to je nawet na makulaturze nie zechcą, były cale pogięte i nadszarpane gdzieniegdzie. Minuta ciszy dla drzew, które skończyły żywot jako kartki, należące do rasisty i kretyna w jednym.
Es parsknęła śmiechem, widząc to jednak szybko zasłoniła usta dłonią, chichocząc cicho.
– A więc kontynuujmy. Tylko… trzeba losować jeszcze raz- wycedził, patrząc na mnie spode łba, kiedy odwracał się do drużynowych.
Z uśmiechem na twarzy obserwowałam, jak drużynowi składają powrotem losy z nazwiskami uczestników i oddają je Milosowi, który wrzuca je do puli. Następnie ponownie odbyło się ciągnięcie nazwisk, tylko, że teraz każdy z drużynowych losował już od razu cztery imiona herosów z danym rodzicem, których miał mieć w grupie. Potem Milos przepisał wszystkie imiona na jedną z tych kartek, które niezmiernie pogniótł, a kiedy skończył, odchrząknął, prostując się. Wszyscy półbogowie zebrani na arenie umilkli i spojrzeli się na niego z uwagą, bądź znudzeniem. Niektórzy nie spojrzeli wcale, bo smacznie spali oparci o swoich sąsiadów.
– A więc, z powodu pewnych komplikacji- tu resztkami silnej woli powstrzymał się, żeby na mnie nie spojrzeć- losowaliśmy jeszcze raz. Teraz przeczytam składy i ci z was, którzy usłyszą swoje imiona mają jutro po śniadaniu stawić się na naradę w Wielkim Domu.
– Sędziowie też?- przerwał mu Nicolas z niezadowoleniem w oczach.
– Też- syknął Milos, ponownie czerwieniąc się, zły, że ktoś mu przeszkadza. Za to Nick osunął się na oparcie krzesła, przeklinając, po czym wymienił parę uwag z Thomasem, który siedział obok niego, równie niezadowolony ze słów blondasa.
– A więc, drużyna pierwsza dzieci Afrodyty, Posejdona i Dionizosa, z drużynową Laurą od Afrodyty.- Owa Laura uniosła rękę w górę, a Milos zaczął wyczytywać: -Inez, również córka Afrodyty, Jack od Posejdona oraz Emilia i Michaele od Dionizosa.
Przerwał, bo wyczytani nastolatkowie zaczęli się emocjonować a ich przyjaciele ich ściskać i gratulować. Czułam się jak na jakimś teleturnieju.
Milos odchrząknął i przeszedł do odczytywania składu kolejnego zespołu.
– Drużyna Johnesa, syna Hefajstosa składa się z jego siostry, Rocky, Lolity córki Tanatosa, Williama i Oscara synów Hadesa. Następny, skład numer trzy z przewodnictwem Timmy’ego, to będzie jego rodzeństwo od Apolla- Hope i Alex, natomiast Suzane i Chase będą reprezentować dzieci Hermesa.
Ponownie rozległy się gratulacje i okrzyki radości. Tak właściwie, to były one nie rozłączne z wypowiedzią Milosa, tylko ten próbował je ignorować, kiedy całe trybuny przekrzykiwały się, żeby okazać swoim faworytom poparcie. Uśmiechnęłam się, kiedy blondas nie wytrzymał i zawołał:
– Wiecie, ale moglibyście trochę ciszej!- Niestety podziałało i nastolatkowie się zamknęli. Kurczę.
– Czwarta drużyna, gdzie drużynowym została Jenny, córka Demeter, obejmuje jej siostrę Rozalie, Colina i Lukasa, synów Aresa i nasze jedyne dziecko Zeusa- Chelsea. No i ostatnia drużyna, czyli zespół numer pięć. Tutaj dowodzi Oliwier, syn Ateny a do pomocy ma Courtney’a i Norberta od Hekate. No i oczywiście, nasze nowe gwiazdki: Victoria oraz Esmeralda, które są nieuznane- oznajmił Pan w seksownym sweterku, złośliwie się uśmiechając i patrząc w moim kierunku z wyższością.
Jednak jego plan górowania nade mną legł w gruzach, bo kiedy tylko wyczytał mnie i Es, wszyscy herosi zerwali się z miejsc i zaczęli gwizdać, wiwatować i krzyczeć, że liczą na nas. Najwyraźniej Milos nie cieszył się dobrą sławą, lub po prostu stałam się maskotką turnieju. Niektórzy tak mają, na serio- gdzie się nie pojawią, tam ich kochają…
Wyszczerzyłam się szatańsko i uniosłam ręce, jakbym chciała powiedzieć Milosowi: ”Nie mam pojęcia czemu tak się zachowują”. Ten widząc to, wydął usta w podkowę i odwrócił się na pięcie.
Chyba powinnam się upewnić, że nie wpadnie w kompleksy przez tą naradę. Tak, stanowczo tak zrobię. Ciekawe czy się ucieszy, jak przyjdę z wizytą, spytać o to jak bardzo czuje się gorszy. Może nawet kwiatki mu kupie…
– Vicky, mamy więcej fanów niż ci wyszkoleni i tutejsi herosi- stwierdziła z uznaniem Es, kłaniając się teatralnie i machając naszym „kibicom”, po czym zerknęła na Nicka, który przypatrywał się jej z sarkastycznym uśmieszkiem, i posłała mu całusa.
– Joanna d’Arc też była z pospólstwa i zobacz ile zrobiła- mruknęłam zbyt zajęta śledzeniem spojrzeniem Milosa, który chwilowo naburmuszony wykłócał się o coś z Chejronem, po czym opuścił scenę jako pierwszy z wysoko zadartym nosem. Widząc to, nie potrafiłam zachować kamiennego wyrazu twarzy; musiałam się uśmiechnąć do siebie z satysfakcją.
– Em, to akurat słabe porównanie, bo została zdradzona i spalona na stosie.
– Tylko dlatego, że jej zazdrościli i się jej bali- uzupełniłam, odwracając się za siebie, kiedy razem z Es schodziłyśmy po schodkach trybun, by wyjść z areny.- A poza tym, jak dla mnie to Joanna była psychiczna.
Esmeral wyszczerzyła się do mnie i już miała coś powiedzieć, kiedy z zupełnie innej strony dobiegło mnie:
– No, to już coś was łączy.
Na dole schodów, pod trybunami stał John, kochany Johnny z miną, która wskazywała na jedno: „Rowllens, zaraz cię zamorduję, ale wcześniej powyrywam wszystkie włosy z głowy, ale to później, zanim obedrę cię ze skóry. No, ewentualnie wcześniej będę torturował lekcjami z fizyki i geografii”.
– Czy ciebie pogięło?- odezwał się na wstępie, na co ja z cichym westchnieniem wypuściłam powietrze przez zęby.- Victoria nie wzdychaj mi tu, tylko odpowiedz!
Chłopak poczekał, aż doczłapię do niego. Jakoż z widowni wylewały się tłumy i motłoch popychał mnie w stronę Johnny’ego, nie miałam jak się wycofać, wiec tylko zadarłam głowę do góry i najwolniej, jak mogłam pełzłam w jego stronę. Chłopak stał ze skrzyżowanymi rękoma, okulary w grubych, wielkich oprawkach zsunęły się mu na czubek nosa, przez co wyglądał jeszcze groźniej. Łypał na mnie swoimi piwnymi oczyma spod zmarszczonych brwi. Mimo figury patyczaka, nie chciałam do niego podchodzić bez chociażby tarczy. Ewentualnie ekipy ochroniarskiej prezydenta…
– Wiesz, że sobie nie poradzisz?- zapytał, gdy z gracją przeskoczyłam ostatni stopień i z udawaną niewinnością czterolatka wylądowałam na ziemi obok niego robiąc minę przedszkolaka, który właśnie rozlał w jadalni zupę i jest z tego dumny.
– Oj weź, ja tylko broniłam słabszych- oznajmiłam radośnie, robiąc minę uciśnionego dzieciaka.- Poza tym, nie zdążyłeś po śniadaniu przedstawić ludziom na obozie, więc postanowiłam sama o siebie zadbać.
– Tak, teraz wszyscy cię już na pewno znają! I po co wciągałaś tam biedną Esmeraldę?!
Tutaj Es, która stała spokojnie obok, wywróciła oczyma.
– Od razu biedną- obruszyła się.- Bardziej niedoinformowaną i zdumioną, ale zadowoloną.
Johnny miał minę jakby zastanawiał się, którą z nas udusić pierwszą. Na szczęście nie zdążył dokonać wyboru, bo coś, a raczej ktoś, a jeszcze dokładniej Amy, wbiegła we mnie z czymś co mogło być zarówno piskiem jak i syczeniem.
Rozpromieniona i rozpędzona wyhamowała przytrzymując się moich ramion, a że nie byłam na to przygotowana, pociągnęła mnie za sobą i obie wpadłyśmy na Es. Ta dla odmiany była przygotowana i z uniesionymi brwiami zgrabnie odsunęła się w bok… pozwalając nam swobodnie wywalić się na pierwszy rząd trybun, co stworzyło ogromny karambol herosów, wychodzących z areny.
Z cichym jękiem rozpaczy poleciałam do tyłu razem z Amy, która nieprzerwanie wydawała z siebie jeden długi okrzyk radości. Albo udawała czajnik, nie wiem, nigdy nie wiadomo, czego się po niej można było spodziewać.
– O kurna, Vicky, uwielbiam cię!
– I weź tu próbuj być konsekwentny- warknął Johnny, krzyżując ręce na piersi.- Amy, natychmiast wstawaj z Victorii, bo jak ją udusisz, dasz Milosowi satysfakcje, że bidulka nie weźmie udziału w turnieju.
– Czyli możemy wziąć udział?- zapytała Esmeral, patrząc na chłopaka pobłażliwie, rozbawiona tym argumentem.
– Nie- uciął krótko, jak wkurzony starszy brat.
Na Amy to chyba i tak podziało, bo blondi szczerząc się jak wariatka wróciła do pionu i energicznie chwyciła mnie za ramię, ciągnąc w górę. Nie zdążyłam jeszcze nic powiedzieć, tylko chichotałam razem z nią. Tak więc, gdy tylko i ja stanęłam na własnych nogach popatrzyłam się zadowolona na Amy.
– Wiem, wszyscy mnie uwielbiają- powiedziałam do niej z satysfakcją, na co dziewczyna wywróciła oczyma, ale oznajmiła:
– No, tu bym miała pewne wątpliwości, ale na razie nie niszczę ci marzeń. O kurde, kobieto, ale żeś się władowała w ten turniej!
Dziewczyna patrzyła na mnie zadowolona i z pewnego rodzaju podziwem, jednak nie z zazdrością. Nie wyglądała na taką, co chciałaby znaleźć się na moim miejscu, ale bardzo odpowiadała jej dana sytuacja. Nie wiedziałam tylko, dlaczego chyba uznała, że zrujnowany, nudny wieczorek o jakimś turnieju nie jest kuszącą perspektywą zakończenia dnia i o wiele bardziej spodobał się jej mój wyskok.
– A ty?- zapytała Esmeral, przerywając jej wykład o tym, jak cholernie się cieszy, że zdeptałam Milosa, że ten jest idiotą i pedałem, a w dodatku bardzo subtelnie zmusiłam go do dyskusji. Najwyraźniej, Amy też nie przepadała za kochaneczkiem z seksownym przedziałkiem.- Chciałaś brać udział w turnieju?
Amy przerwała, rzucając Esmeraldzie krótkie badawcze spojrzenie. Zamrugała szybko powiekami, jakby chciała się przestawić z trybu „nawijam i chyba sama już nie wiem czy na temat”, po czym uśmiechnęła się promiennie, czyli tak jak zawsze.
– Nie, nie chciałam.
– Nie umie walczyć- wtrącił Johnny, nadal z gradową miną.
– Nie. Po prostu uważam, że szkolenie się w bieganiu dookoła z kawałkiem metalu jest bezsensowne. Jestem na to za mądra. Serio, strata czasu.
– Nie umie walczyć- powtórzył jej brat, sumując.
– Sam nie umiesz walczyć- odburknęła blondynka, nachylając się do Esmeral i prostując:- Wiesz, nie mogę być dobra ze wszystkiego, po prostu się nie przykładam. Szkoda na takie coś czasu.
– Szkoda czasu to na twoje zachwycanie się tą sytuacją- oburzył się Johnny, trochę już zniecierpliwiony. Chłopak stal wyprostowany z uniesionym z górę podbródkiem, mocno ściśniętymi ustami lustrując mnie krytycznym spojrzeniem piwnych oczu. – I tak, Victoria idzie teraz do Chejrona się wycofać, a to co się wydarzyło uznajmy za krzykliwą próbę zaistnienia na obozie.
– Prędzej czy później bym tu zaistniała i to jeszcze zrobię porządniej.
Patrzyłam na chłopaka twardo, nie dając po sobie poznać, że mam jakikolwiek zamiar się go posłuchać. Bo nie miałam. A to nie była żadna próba, tylko nie dałam sobie dyktować tego, co mi nie wolno.
– A do żadnego Chejrona nie pójdę, szczególnie w sprawach odwoływania tego wszystkiego. Co najwyżej z pytaniem, czy jeżeli Milos nie jest uczestnikiem, a jedynie organizatorem, to mogłaby mu się stać krzywda na jednej z plansz.
Nie miałam zamiaru się wycofać! No błagam, to byłoby śmieszne i głupie. Odpuściłabym niemal walkowerem. Pomijając to, że nie miałam ochoty znowu mieszać wszystkim z „harmonogramem Milosa” i ponownie obracać to o sto osiemdziesiąt stopni, to jak już się w to włączyłam, to wiedziałam, że muszę to skończyć. No i nawet bardzo chciałam. Perspektywa co kilkudniowych turniejów, kilku godzin rywalizacji, była bardzo obiecująca i już się cieszyłam.
– Vicky, musisz!- zaprotestował chłopak, gestykulując dłońmi, tak że Es unosząc brwi i robiąc śmieszną minę, odsunęła się, żeby nie dostać w twarz.- To jest niebezpieczne. Ty nawet walczyć nie umiesz, nigdy nie miałaś broni w ręku.
– Skąd wiesz?
– Mówiłaś wieczorem- przypomniała wszystkim Amy, na co John kiwnął głową.
– Nie pomagasz- burknęłam, co dziewczyna skwitowała szerokim uśmiechem i wzruszeniem ramion.
– Właśnie. A teraz idziemy cię wypisać z tego przedsięwzięcia.
Matko moja, błagam, czy ja jestem dziwna, czy słowo ‘przedsięwzięcie’ jednak nie istnieje tylko w podręcznikach do angielskiego i lekturach szkolnych? Kto normalny go jeszcze używa…?
Razem z Es wykrzywiłyśmy się nieznacznie i już miałyśmy zacząć protestować, kiedy blondynka niespodziewanie wybuchła głośnym śmiechem. Popatrzyła się na brata rozbawiona i pełna pobłażliwego współczucia.
– Oj nie, nigdzie nie idą- oznajmiła wesoło, obejmując jego ramie i łokieć, jakby udzielała mu życiowej porady. Śmiesznie to wyglądało, bo była od niego o głowę niższa.- Nie przepuszczę takiej okazji. Vicky na turnieju? Bogowie to będzie coś, przecież laska jest genialna! Pamiętasz, jak w nocy tańczyliśmy z nią kankana na stole?
– Wolałbym nie pamiętać.
– Ja też- wtrąciła Esmeralda.
– Ja w sumie też- powiedziałam, co prawdą nie było. Pierwszy raz w życiu tańczyłam kankana i całkiem dobrze mi wyszło! No, chyba…
– Johnny, kochanie… Vicky i Es będą bo-skie! Oglądanie ich na planszach, będzie rozrywką stulecia, no błagam!
Amy mówiła o mnie swojemu bratu jakbym nie stała obok, na co się lekko skrzywiłam. Jednak uznałam, że nie ma sensu się z nią teraz wykłócać o nic. Posłałam jej tylko pełen uznania i dumy uśmiech, na co Es zareagowała krótkim prychnięciem i szturchnął mnie łokciem w żebra, szczerząc się szeroko.
– Ale to niebezpieczne.
– Powtarzasz się- zbyła go Amy, znów przenosząc spojrzenie z brata na nas.- O matko, wiecie, że nie macie szans? Kocham was obie, ale czekam na pierwszy dzień turnieju. Kochane, będziecie przeklinać tą chwile kiedy się zgłosiłyście!- nawijała z tak szerokim uśmiechem, jakby opowiadała o czymś najcudowniejszym na świecie.- No, ty Esmeral, będziesz przeklinać Vicky, wiec Vicky, masz przerąbane; ale będzie genialna zabawa!
Johnny westchnął głośno, przeczesując ręką swoje dosyć krótko obcięte włosy. Natomiast ja nie mogłam już powstrzymać uśmiechu i patrząc na rozradowaną Amy, nie umiałam się nie cieszyć razem z nią. Nawet, jeżeli właśnie opisywał skutki i obrażenia jakie wynikną z tych zawodów oraz, że jak tylko znajdę się na OIOM-ie, to będzie pierwszym odwiedzającym.
– O najsłodszy Apollonie, lecę się zapisać do tych co szykują planszę Hermesa, ale wam dupę skopię!- zawołała nagle Amy, przerywając monolog o skutkach porażenia greckim ogniem. Powiedziała to bardziej sama do siebie niż do nas, po czym puściła ramię brata i po raz drugi tego krótkiego i bardzo dziwnego dnia zniknęła w mijającej nas grupce herosów.
Jedno musiałam jej przyznać- pojawia się równie niespodziewanie tak jak znika bez wyjaśnień. Popatrzyłam się znacząco na szatynkę, która stała obok mnie z równie zdumioną miną, a kiedy nasze spojrzenia się potkały wybuchłyśmy głośnym śmiechem, lekko histerycznym. Chyba emocje wzięły górę i w końcu jednak zaczęłam się minimalnie stresować. Ale tylko ciutkę. Naprawdę nadal byłam z siebie zadowolona i czułam się tak, jakbym właśnie została mianowana prezydentem świata.
– Tu nie ma nic śmiesznego- jęknął Johnny, choć zobaczyłam, że on też się uśmiechnął delikatnie, na jedną stroną.- Amy jest całkowicie poważna, teraz będzie miała nowy cel w życiu, a mianowicie napatrzeć się na wasze perypetie na planszach i pośmiać się. Zyskałyście pierwszorzędną fankę i możecie mieć pewność, że będzie śledziła każdy wasz ruch.
– Głównie, żeby mieć z czego się chichrać tak?- zapytała Es, trochę się uspakajając i przestając rechotać w niebogłosy.
– Jesteś strasznie archaiczny, jakby patrzeć na styl mówienia- dodałam, ignorując jego wywód, co Johnny skwitował cichym cmoknięciem i wyrzucaniem rąk w powietrze, rozśmieszając mnie i Es jeszcze bardziej.
Teatr zrobił się niemal pusty, z wyjątkiem tych co to organizowali, nadal zebranych przy stołach na scenie i jakiś trzech chłopaków, siedzących na najniższym rzędzie, z czego dwóch akurat się podnosiło, zostawiając jednego z nich, smukłego blondyna, samego. Z podwyższenia schodził właśnie Nicolas, i ta koścista dziewczyna z czarnymi włosami, chyba Jenny. Syn Hermesa miał chyba zamiar właśnie do nas podejść, ale właśnie ze sceny zawołała go Vivie, jedna z sędziów, która pochylała się nad czymś przy stole razem z Thomasem i Chejronem oraz jeszcze kilkoma obcymi dla mnie osobami. Nicolas skrzywił się, ale powiedział coś do ciemnowłosej, która kiwnęła obojętnie głową, a sam wrócił do zgromadzenia stopień wyżej. W tym samym momencie Johnny z bezsilnością wzruszył rękoma i obrócił się do nas bokiem, by stanąć przodem do reszty herosów opuszczających teren tego „Koloseum”. W powietrzu wisiała atmosfera, taka jak panuje zawsze na zakończeniu jakiejś imprezy, uroczystości- nagle wszystko się wyludnia, robi się cicho, pusto i nudno.
– Jeżeli coś wam się stanie, ostrzegałem- oznajmił po chwili cieszy John, patrząc na nas obie krytycznie.
– Oczywiście.
– Vicky, ja nie żartuję.
– Ja też nie. Jestem całkowicie poważna.
– Okay- wzniósł oczy do nieba kręcąc głową.- Idę szukać Amy, a ty pamiętaj, że ostrzegałem- wskazał na mnie podbródkiem. Potraktowałam to z miłym uśmieszkiem na ustach i tylko pogodnie dodałam:
– Nie musze pamiętać, bo nic mi się nie stanie. Puf, już zapomniałam, że miałam pamiętać- wykonałam ruch ręką, jakbym strzelała kropelkami wody w kogoś, tak jak się robi, kiedy ma się mokre dłonie.
Chłopak nie zdążył jednak mi nic odpowiedzieć, bo Es zniecierpliwiona chwyciła mnie pod ramie i pociągnęła do przodu.
– Chodźmy stąd, po co tu sterczymy jako jedyni?- zapytała, kierując się do wyjścia. Inni już dawno rozeszli się w swoje strony, odprowadziły nas jedynie urywki rozmowy organizatorów turnieju.
– Myślałam, że czekamy na Nicka- zauważyłam, obracając głowę. Przyjaciel Esmeraldy właśnie uporczywie uderzał o jakąś kartkę palcem, rzucając mordercze spojrzenie blondwłosemu chłopakowi.
– Nie, stoimy tu, bo były tłumy. A teraz nie ma, więc możemy iść.
John odszedł w przeciwną stronę po krótkiej próbie namówienia nas na wycofanie się, która umiejętnie ucięłam oznajmiając, że prędzej uda mu się przekonać Amy do zamknięcia się w klasztorze, złożyć śluby milczenia, spokoju oraz pokory. Chyba trafiłam, bo chłopak zaśmiał się i kręcąc zblazowany głową poszedł szukać siostry.
Razem z Es, idąc ramie w ramię. Byłam bardzo zadowolona z jej reakcji oraz z faktu, że tak szybko zgodziła się wziąć w tym udział. Nie oczekiwałam tego, ale jednak… Nie no, Esmeral była cudowną osobą, jeżeli chodzi o rozmowy. Miałyśmy miliardy tematów, jedna drugiej wręcz dopowiadała zakończenie jej historii, nie było takiego zawieszenia, które czasem występuje : „eee to…ładna dziś pogodna, co nie?”. Dziewczyna co jakiś czas wybuchała zaraźliwym śmiechem, wiec szłyśmy przed siebie zataczając się czasem od napadów głupawego chichotu. Musiałyśmy wyglądać jak dwie roześmiane przyjaciółeczki, śmiejące się ze wszystkiego. Czyli widok, który zawsze mnie irytował.
– To była najśmieszniejsza narada w tym obozie, odkąd pamiętam- usłyszałam za nami głos.- Szkoda, że prawdopodobnie ostatnia, bo coś możesz sobie zrobić na tych zawodach, Rowllens.
Nie wiadomo skąd, po mojej lewej pojawił się Thomas, nonszalancko się uśmiechając. Obok niego szedł wysoki i bardzo smukły chłopak, który miał minę jakby zaraz miał umrzeć z rozpaczy i wściekłości. Miał blond włosy, lekko się kręcące i wygolone po bokach, był ubrany w czarne rurki i podkoszulek obdarty z rękawów. Chcąc nie chcąc musiałam przyznać, że chłopak był naprawdę przystojny. Choć wyglądał jak śmierć w czarnych łachach. Skóra i kości.
– Też miło cię widzieć- mruknęłam widząc jego spojrzenie.- Es, Thomas. Znacie się?
Thomas uniósł głowę i przyjrzał się mojej przyjaciółce. Esmeralda wychyliła głowę, nadal trzymając mnie pod ramię a kiedy zauważyła kto idzie obok nas wydęła sceptycznie usta.
– Tak- stwierdziła z lekką goryczą i politowaniem w głosie.- Nazwał mnie wczoraj „piękna” a kiedy go kopnęłam, dodał, że lubi takie.
Za to Thomas wyszczerzył się do niej bezczelnie, jednak nic nie dodał. O zgrozo, skoro nie chciał flirtować z tak piękną dziewczyną jak Es, to oznaczało tylko jedno:
– Rowllens, wiesz, że zginiesz? Ty z resztą też.
– To będziecie płacić odszkodowania, bo jestem bardzo cenna- oznajmiła Esmeral.
– Piękna, będziesz pierwszą, która za kilka dni rzuci się na Rowllens z pazurami, kiedy zobaczysz co cię czeka.
Esmeral już otworzyła buzię, żeby zapewne odpowiedzieć mu coś zgryźliwego, jednak dyskretnie przycisnęłam łokciem jej ręką, którą trzymała mnie niczym jakaś panienka z dawnych lat pod ramie, do siebie, dając jej do zrozumienia, że ja to załatwię.
A przynajmniej chciałam, bo Thomas nagle odwrócił głowę i z sceptycznie ściągniętymi brwiami wpatrywał się w kogoś za mną. Odruchowo też tam zerknęłam i zobaczyłam niską brunetkę, która z samozadowoleniem tłumaczyła coś Oliwierowi. Pewny siebie uśmieszek, dumnie uniesiony podbródek i pobłażliwe spojrzenie, dawało wrażenie, że już ją kiedyś widziałam. Nawijała o czymś Oliwierowi, który co jakiś czas uśmiechał się sarkastycznie, na co dziewczyna wyraźnie się irytowała. Jednak szybko zbyłam myśl o tej dziewczynie; pewnie mój misiaczek Milos, tak mi w głowie zamieszał, że mam wrażenie, że nam każdego człowieka w tym obozie…
– To jest ta twoja nowa siostra?- zapytał Oscar, najwyraźniej on też spojrzał się tam gdzie Thomas.
– Yhym- potaknął szatyn.- Chcesz? Oddam. Tanio, a nawet dopłacę.
– Aż tak? Kenny’ego chciałeś sprzedać Charlesowi aż za puszkę piwa.
– Młoda ma gadane po Lolicie.
– Moje kondolencje.
Thomas wyszczerzył się do Oscara, który nawet nie mrugnął, tylko znowu powrócił do obserwowania drogi przed nami z melancholią.
Cóż, doszłam do wniosku, że gdybym to ja była siostrą Thomasa, ten nie musiałby nic dopłacać, bo sama zawiązałabym sobie na głowię kokardę i siedziałbym z tabliczką „Adoptuj mnie i uratuj od tego kretyna”.
Ruszyłam znowu do przodu, ciągnąc Es i odchrząknęłam, żeby syn Tanatosa ponownie zwrócił uwagę na mnie.
– Damy sobie radę- oznajmiłam, a żeby rozluźnić klimat rozmowy zwróciłam się do Es:- A tobie dziś na wszelki wypadek obetnę dziś w nocy paznokcie.
Thomas prychnął sceptycznie, jednak z rozweseloną miną oznajmił:
– No tak, szkoda by było jakby ktoś ci tą cudną twarzyczkę zadrapał.
Blondyn idący obok Thomasa z rękoma w kieszeniach westchnął nieznacznie i delikatnie wykrzywił kąciki ust w jakiś grymas uśmiechu.
– Stary, idę szukać Chrisa- mruknął, klepiąc Thomasa po ramieniu i nawet na niego nie patrząc. Nie wyglądał na takiego, co by się przejmował tym co się dzieje wokół niego.- W razie czego idziemy na pomost; weź rzeczy.
– Nie, Oscar, ja dziś nie mogę- Thomas wykrzywił się i spojrzał na przyjaciela.- Dais mnie wyciągnęła.
Owy Oscar z którym niestety nawet nie zostałam zapoznana, uśmiechnął się, ale jego uśmiech wyglądał jak doczepiany, na tle obojętnych i znudzonych oczu.
– Idiota- stwierdził się z pobłażaniem.- To przyjdź jak skończysz, przecież całą noc tam będziemy- dodał i zatrzymał się cofając się; oddalając się niedbałym krokiem, lekko przygarbiony. Nawet nie zdążyłam go poznać a on już gdzieś zniknął…
– Potrzebujecie wsparcia, żeby wygrać- oznajmił Thomas, zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą wyglądał tak, jakby chciał pobiec za przyjacielem i mu coś powiedzieć.
– Tak?- rzuciłam zbywająco.- Chciałabym wygrać, co radzisz?
– Tak. Najlepiej wsparcia od bardzo wpływowego, zajebistego i przystojnego sędziego, co ty na to, Rowllens?
– Odechciało mi się wygrywać- skwitowałam, zerkając na niego z przymilnym uśmiechem na twarzy.- Ale nie martw się, nadal możesz wspierać bardzo zdolną, zajebistą i śliczną uczestniczkę tego konkursu, co ty na to?
Boskie! Kolejny zadżemisty rozdział, który czytałam z uśmiechem od ucha do ucha 😀 Mistrzostwo!
Tak! Amy i John!!! <3 Jaka szkoda, że są rodzeństwem, bo byliby taką cudowną parą… (taaa możesz zignorować ten akapit ;))
I wiem, że to pewnie był przypadek, ale i tak. Jack od Posejdona! Owww… No nie powiem miło mi się zrobiło
Bardzo dziękuję za dydyczkę i CZEKAM NA CD!!!
Świetne!!! migłybyście tylko trochę dluzsze to pisac. Zawsze jak koncze to wydaje mi sie ze chyba cos ominelam bo jakies krotkie to jest. Swietna reakcja Es, kiedy mowila ze sie zgadza na udzial w turnieju 😀
a Vicky mowiaca ” odechcialo mi sie wygrywac”… boskie.
Nie umiem sie juz doczekac kiedy sie dowiem co Kiwa mowial Oliwierowi.
Z niecierpliwoscia czeka, na CD
O matulu… Jakbym była na miejscu Vicky to bym nawet nie wstała. nie mam w sobie takiej odwagi i pewności siebie xD Jęczałabym przyjaciółką, jakbym poczuła się odsunięta od atrakcji ale z aż takim przytupem… no wow, nadal uważam, że Vicky jest boska xD Teraz to tylko się potwierdziło. Biedna Es. Na prawdę biedna, że musi znosić Rowllens. Choć jej reakcja była genialna- ha! dobrze tak Victorii skołowała się >:)
Milos-moim-bogiem-szekszu-i-idealności!!!! Oddajcie mi go, błagam!
Cudowny rozdział, czekam na reakcję Nicolasa :3 Pewne się zirytuje i będzie gadał po włosku :3 *tak, chcę powtórkę tej gr słów kiedy Es, Vicky i Nicolas rano gadali i Nick z Vicky gadali po italniano :3 *
Końcówka genialna: Rowllens tak pięknie gasi Thomasa ;’)
I taaaaaaak jest Amy i Johnny :3 Popieram w 100% Kirę! Związki z rodzeństwem powinno być czasem legalne, a nawet wskazane ;’) A przynajmniej w tym przypadku :3
No i co ja mam wam kurcze napisać, co?
Rozdział genialny, ładnie przeciągnęłyście akcje. Milos to jednak jest agent, nie ma o czym gadać! Szkoda mi go nawet troszkę ;’)
Entuzjazm Amy jest zaraźliwy. Ta dziewczyna jest genialna, a jak obok jest Johnny to już w ogóle są ge-nia-lni!
Ann24 mordeńko, wysłałam ci @ z komentarzami Inaczej nie umiem ci powiedzieć co mnie zabiło. Spróbuję jeszcze trochę ogólników.
Bardzo podoba mi się postawa Victorii, jeżeli chodzi o chęć brania udział; takie na podstawie- a zgłoszę się i zepsuję im zabawę, będzie śmiesznie!
Nie potrafię znielubić Thomasa. To jak próbuje irytować Vicky (i mu to wychodzi) jest cudny :3 Ostatni dialog był taki… no taki pocieszny. Czekam na reakcję Nicolasa. *Tak ja też chcę jeszcze raz gry słownej z włoskim akcentem.*
Uwielbiam to opko!
Jest takie pełne, dopracowane i idealnie napisane i opisane, w każdym calu! Postaci są ślicznie zrobione, wykreowane, nie są jednolite. Barwne, różne, nietypowe. Dużo pomysłów, gładkość stylu. No cudo!
Jestem fanką Amy, zakładam jej fanclub.
O maaaaamooooo czekam na rozmowę z Nicolasem :3 Kicia oberwie, Vicky też :3
Thomas, Thomas, Thomas… kurde, mógłby być mniej *polski nie ma dobrego określenia na takiego typa, nie uważacie…? no bo kurczę: niegrzeczny? łobuz? drań…? no błagam….* ale i tak go uwielbiam
Vicky znowu genialna w każdym calu. Shippuję ją z Milosem na 100! Viclos <3
Wasza Eos :*