Przed ostatnia część *łezka szczęścia* Po raz pierwszy skończę coś od początku do końca XD
Ostatnia część pojawi się w piątek, o ile internet nie odmówi posłuszeństwa. Więc, aby nie przynudzać, czytajcie i komentujcie!
Amadea :3
***
Klątwa numer cztery, klątwa Charliego. Nie będę wam mówić, od czego się zaczęło. Wiem tylko, że pewnej nocy przyszedł do naszego pokoju, z obłędem w oczach.
Na zewnątrz szalała burza. Wielkie i zimne krople deszczu bębniły głośno o szyby, a powietrze rozświetlały srebrne błyskawice, przecinając czarne niebo na paski, tak jak kroi się kilkuwarstwowy tort. A Charlie, otworzył z trzaskiem drzwi.
Momentalnie się obudziłyśmy i zobaczyłyśmy jego sylwetkę w świetle kolejnego rozbłysku. Na ramieniu, zawieszony miał wojskowy plecak od ojca. Na nogach swoje ciężkie zimowe buty.
Chciał, żebyśmy poszły z nimi. Chciał, abyśmy razem spotkali się z jego ojcem. Chciał, abyśmy się nie rozdzielali. Ale… My byłyśmy zmęczone. Na dworze było zimno, a w łóżkach tak ciepło.
Powiedziałyśmy, aby wracał spać. Żeby dał nam spokój. Że kiedy indziej uciekniemy, przecież to nie będzie trudne.
Ale on się uparł. Zaczął z nas ściągać kołdry. My się również wściekłyśmy. Pokłóciliśmy się, jak nigdy wcześniej. Padły złe słowa, złe obelgi, za dużo powiedzieliśmy na siebie złego, aby wszystko potem kiedykolwiek wróciło do normy.
A on… Odszedł. I nigdy nie wrócił. Wiem, że umarł. Kiedyś, jedna z moich przyrodnich sióstr z domku Apolla, poszła specjalnie spytać się Nica di Angelo, czy jest w krainie Umarłych.
Był, a raczej nadal tam jest. Błąka się bez pamięci po tych całych Łąkach. Trochę mi go szkoda. Ale z drugiej strony, jestem szczęśliwa, że wyruszył pierwszy. Nie musiał widzieć, jak się rozpadamy.
Klątwa numer pięć, kompletnie i definitywnie nas zniszczyła. Klątwa Andrei. O ile można ją nazwać klątwą.
Andrea nie umarła. Znalazła nową drużynę. Tak po prostu, odeszła od nas. Jednak, nie winię ją za to. Musiała odpocząć. Od tej żałoby, którą ja z Julią roztaczałyśmy dookoła gdziekolwiek byśmy się nie pojawiły.
Jest to ociupinkę smutne, że mimo czasu, który z nami spędziła, postanowiła odejść. Ale tylko kapkę smutne. Mam się z nią spotkać, równo za tydzień. I z Tomem, który wychodzi z poprawczaka.
Tylko my przeżyliśmy. Nie sądzę, aby był to wypadek. Dlaczego zawsze troje herosów wyrusza na misję? Dlaczego tylko troje nas zostało? Wiem, że to ma jakieś znaczenie. Nie wiem tylko jakie.
Ale wracając. Andrea dołączyła do drużyny Zwiadowców. Oni zajmowali się głównie ćwiczeniem obserwacji i bezszelestnego poruszania się. Inspirację zaczerpnęli właśnie z serii pod tytułem Zwiadowcy. Tak przynajmniej słyszałam Nie czytałam za dużo książek fantasy.
Widziałam, że jest szczęśliwa. Widziałam jak dogaduje się z innymi- Mary, Leną, Wiktorem, Sethem i Jasonem. Nie mogłam jej nienawidzić. Zbyt kochałam widzieć uśmiechy na twarzach innych. Zbyt lubiłam słuchać jej przygód.
Zazdrościłam jej, nie przeczę, że nie. Ale starałam się ukryć to złe uczucie, tą iskierkę, pod dumą, że jest szczęśliwa. Wmówiłam to sobie. Że cieszę się jej szczęściem. Tak było przecież dużo łatwiej, prawda?
Prawda?
Wtedy też zaczęłam rozmawiać z Kendrą, naszą opiekunką. Okazała się być ciepła i miła. Co wieczór odwiedzałam ją w jej małym pokoju, a ona mi pokazywała swoje dziennik z czasów jej młodości. Pisała tam swoją historię.
Dziwiłam się, czemu mi ją pokazuje, ale teraz rozumiem. Chciała mi pokazać, jakie mam szczęście, że ktoś się o mnie troszczy, że mogę na kimś liczyć.
Ona nie miała tak kolorowo. Co prawda, miała pieniądze. Ale nie miłość. W jej domu liczyło się tylko jedno- zyski. Rodzice, dyrektorzy dobrze prosperujących firm, nie mieli czasu dla córki. Wychowywała się sama, wyśmiewana przez rówieśników przez jej niski wzrost i pulchność.
Dzieci są dużo bardziej okrutne od dorosłych.
Nie wiem, co by się stało, gdyby nie pewna piękna chwila. Podobał jej się jeden ze starszych chłopaków, mistrz koszykówki. Każdy mówił, że czeka go wielka kariera- i rzeczywiście, teraz każdy zna jego imię. Szła na jego mecz.
Ale nigdy tam nie doszła. Na ulicy, zobaczyła małą dziewczynkę- miała na sobie cienka piżamę, nic oprócz tego. A na zewnątrz temperatura była minusowa. Kendra, wtedy młoda dziewczyna, podbiegła do niej, okryła płaszczem i zapytała gdzie mieszka.
Mała nie wiedziała. Kendra nie nalegała. Weszły razem do centrum handlowego, gdzie kupiła dla dziewczynki zwykłego hot-doga. Nigdy wcześniej, nikt nie dziękował jej tak jak to dziesięcioletnie dziecko.
Można powiedzieć, że poczuła powołanie. Do opieki nad dziećmi. Chciała dawać im radość, ciepło i nadzieję. Przede wszystkim nią. Chciała wszczepić w każdym młodym człowieku nadzieję, na lepsze jutro, na lepsze dzisiaj.
We mnie to zrobiła.
Kendra zaszczepiła we mnie pasję do pisania. Stała się moim mentorem, nauczycielką. I najlepszą przyjaciółką. Zaczęłam pisać, a swoje nieporadne teksty przynosiłam jej do oceny. Pragnęłam pochwały. Długo na nią czekałam.
Ale wtedy, byłam szczęśliwa. Niestety, tyko na momencik. Potem zrozumiałam, że Lucy tego nie przeczyta. I Charlie. I Tom. I Tracy. I moja kochana matka, której zdjęcie trzymam ukryte w domku na drzewie naszej drużyny.
Właśnie, nie wiem czy wspominałam o domku na drzewie, niedaleko ukochanego miejsca Tracy. Kiedy go znaleźliśmy, był cały poniszczony. Ale zakochaliśmy się w tamtym miejscu. Pracowaliśmy godzinami, wydawaliśmy swoje oszczędności na potrzebne materiały i go naprawialiśmy.
W siódemkę. Tracy już wtedy nie była z nami.
Domek, na jej cześć nazwaliśmy „Oazą Tracy”. Namalowaliśmy ten napis na drzwiach, a raczej Lucy to zrobiła. Siedzieliśmy tam godzinami. Pomiędzy podłogowymi deskami i tymi w ścianach, chowaliśmy swoje cenne skarby. Ciekawe, czy nadal tam są.
Ciekawe, czy życie odebrało mi wszystko co kochałam, ale przykre pamiątki, przypominające o stracie zostawiło.
Jak myślicie, teraz prawie pod koniec historii, los jest aż taki okrutny?
Wydaje mi się, że ta część jest dużo krótsza od poprzedniej…
Czy ostatnia będzie dłuższa? Opowiadanie świetne, jak zawsze
Trochę brakuje mi atmosfery tajemniczości, i… komentarzy na temat ludzi z jej domku. Całość jakby przenosi się ze wspomnień do teraźniejszości (no dobra, do bliższych wspomnień), nie widać tego smutku Wiktorii z poprzednich części. I chyba trochę to podnosi na duchu. Po tym wszystkim, co jej zrobiłaś, potrafii pogodzić się z losem, plus jeszcze ta akceptacja Kendry i to, że potrafiła ją zrozumieć. Trochę niejasna jest historia o Charlim, ale może czegoś nie doczytałam… ogólnie – nie mogę się doczekać piątku
Kochana, przeczytałam tą część z przyjemnością i bardzo mi się podobała, uwielbiam gładki styl jakim się posługujesz, lekkość mówienia. Jednak, razi mnie jedno. Skupiasz się nagle na tej opiekunce. W tej części odeszła kolejna dwójka przyjaciół narratorki, a poświęcone na to jest ile…? trzy akapity…? W poprzednich cały rozdział był o tym. Czytało się z zniecierpliwieniem. A tutaj jest już tak ‚ot tak’. Nie mówię tego, że źle, ale jako radę na następną cześć. To moje zdanie, mimo to bardzo lubię to opko. Rzadko kiedy czytam do końca, a to mnie tak urzekło i musiałam, więc nie chcę ci pozwolić niechcący odebrać uroku tej pracy.
Tak właściwie, to zgadam się z Kalliope3, ale tylko do nawiasów w jej wypowiedzi. Okay, tak Wiktoria się pogodziła z losem, ale… no brakuje.
Kochana, pisz szybciutko kolejną część, ja i tak ją przeczytam <3
Twoja Ann24