Louis
Całą czwórką siedzieliśmy wokoło ogniska opróżniając ostatnie zapasy żywności jakie nam pozostały. Muszę przyznać, że paprykarz ze snikersem nie jest wymarzonym zestawem śniadaniowym, ale tylko to posiadała Meghan w swoim plecaku.
Poranek był odrobinę chłodny, ale mimo to zapowiadał się piękny dzień. Na tle bezchmurnego nieba powoli zza oceanu wyłaniało się słoneczko. W tle słychać było uderzające o brzeg fale.
Życie jest piękne- można by rzec. Jednak na pewno nie wtedy, kiedy durny portal przenosi cię do jakiegoś nienormalnego świata. Nie wtedy, kiedy źli półbogowie (tak, okazuje się, że tacy istnieją) spuszczają ci łomot, torturują siostrę, a następnie zamykają w lochach. Nie wtedy, kiedy zabijają ci najlepszych kumpli. I na pewno nie wtedy, kiedy po nocy spędzonej pod gołym niebem musisz siedzieć w towarzystwie przemądrzałej córki Ateny oraz nieznajomym gościem, który puszcza ukradkowe spojrzenia w stronę twojej siostry, która o dziwo (czytaj pomimo niewyobrażalnych tortur zadanych przez samego chłopaka) nie zostaje mu dłużna. (Oj, już ja sobie z nią porozmawiam!)
Tiaaa… życie jest po prostu cudowne…
Od dłuższego czasu siedzieliśmy w milczeniu. Już miałem zamiar przerwać tą irytującą ciszę i powiedzieć coś w stylu: „I jak tam dzionek, droga młodzieży? Żaden skarabeusz nie wpadł wam do kołdry?”, lecz głos zabrał wstający Tommy.
– Słuchajcie, wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej… właściwie to trudno mi sobie wyobrazić gorszy scenariusz, ale powinniśmy spróbować się dogadać. Zaufać sobie nawzajem.
– Pff, zaufać sobie? Ty tak na serio, gościu? Jeszcze niedawno biegałeś z bandą półbogów, którzy nas pojmali, zabili naszych przyjaciół – spojrzałem w kierunku blondynki. Jej mina nie wyrażała żadnych emocji. Wydaję, mi się, że próbowała stwierdzić po której ze stron stanąć. – Sądzisz, że ot tak można o wszystkim zapomnieć?
Powróciłem wzrokiem do nastolatka. Ten najwyraźniej spodziewał się takiej reakcji. Pozostawał wciąż miły (jak na niego mniej oschły) i opanowany.
– Lousie, rozumiem, że ta sytuacja jest trudna. Ale potrzebujemy połączyć siły, by w końcu dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi i coś zrobić.
Już miałem mu znowu puścić jakąś odpowiednią ripostę, ale Kate chyba wyczuła co się święci i weszła mi w słowo.
– Tommy ma rację – co się z nią stało? Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem jej tak pewnej siebie, jak w tym momencie. – Musimy wydostać się z tego miejsca, czymkolwiek ono jest. A nie sądzę, byśmy bez niego dali radę.
Uśmiechnęła się lekko do nastolatka, po czym widząc, że wciąż nie jestem do tego przekonany, dodała:
– Poza tym wydostał cię z tamtego obozu, czy nie?!
Widziałem po jej minie, że nie da za wygraną. Co ona do cholery wyprawiała?! Od kiedy poznała Jeffrey’a jest wpatrzona w niego jak w obrazek. Nic nie złamie jej wiary w tego faceta.
Tak czy inaczej, ten argument był nie do pobicia, więc nie odzywałem się już nic więcej.
Nagle z piasku podniosła się Meghan.
– Skoro chcesz, żebyśmy tobie zaufali, chłoptasiu, to może zaczniesz pierwszy – w jej głosie dało się słychać nutę złości. Widać wciąż się wkurza za chłopaków. Nie dziwię jej się. Sam najchętniej przywaliłbym tym całym fałszywym półbogom, a że Tommy jest najbliżej… – No dalej, mów co wiesz.
– Jasne. Właśnie to zamierzałem zrobić.
Na sekundę spojrzał w stronę mojej bliźniaczki. Ta prawie niezauważalnie kiwnęła głową.
WTF?! Czy ja o czymś nie wiem?!
-Może, yyy… może zacznę od początku…
– Noo, najlepiej by było.
Mój sarkastyczny docinek nie uszedł uwadze Katherine, która spiorunowała mnie wzrokiem.
Coś czuję, że zbiera się na rodzinną awanturkę…
– Jestem, a raczej byłem w obozie odkąd pamiętam. To właśnie w nim się wychowałem, był dla mnie prawdziwym domem, jedynym jaki miałem. Od zawsze nam wpajano, że bogowie olimpijscy są źli, ponieważ nie interesował ich nasz los. Woleli bawić się wiecznie na Olimpie. Zostawili nas pod opieką śmiertelnych rodziców, którzy brzydzili się tego, kim jesteśmy i porzucali nas. Tak właśnie trafiłem, jako niemowlak, pod opiekę pana Scraff’a.
– To jakieś bzdury – przerwała mu brunetka. – Bogowie nie są wcale tacy źli. No najlepszymi rodzicami to oni nie są, ale mimo wszystko poprawili się od czasów wojny z Gają.
-Wiem. Teraz to wiem. – nastolatek kontynuował swoją opowieść. – Wszystko zaczęło się komplikować wraz z waszym przybyciem.
– O, a więc to nasza wina…?
– Louis!!! – Naraz uciszyły mnie obie panie. Jedna totalnie wkurzona(siostrzyczka), a druga co raz bardziej zaciekawiona (pani wszystko wiedzącej chyba powoli mija złość).
Cała sytuacja wydała się dla mnie trochę komiczna, więc wysłałem w ich stronę spojrzenie numer 56: „No coo?”
Szatyn pominął mój występ i mówił dalej.
– Po tym jak oboje uparcie twierdziliście, że Afrodyta was uznała, że istnieje jakiś przyjazny Obóz Herosów, do którego jeździcie jedynie na wakacje, zacząłem się zastanawiać, czy nie ma w tym jakiegoś ziarnka prawdy. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Później zdarzyło się coś, czego się nigdy nie spodziewałem. Spotkałem boga.
– Co?? –wybuchliśmy jednocześnie. Po czym Meghan wystartowała z resztą swoich pytań:
– Gdzie? Którego? Co robił? Czy coś ci powiedział? Wspomniał o czymś co mogłoby nam pomóc?
– To był Dionizos. Ale nie tego się spodziewałem. Był jakiś taki zgaszony i ponury. Nie jestem pewien, czy w ogóle wiedział co się z nim dzieje. No i gadał coś o tym, że nie lubi się bawić.
– I niby to miał być Pan D. , dziwne…
Po raz pierwszy od dawna zgodziłem się z moją siostrą.
-No w każdym razie to zmusiło mnie do tego, by trochę poszpiegować i przypadkiem dowiedziałem się, że dowódca tak naprawdę nie odnajdywał dzieci, on jej porywał.
– Po co? – spytała się zdziwiona blondynka.
-Nie wiem, ale to sprawiło, że postanowiłem uwolnić waszą dwójkę i uciec.
– To ma sens.
Szlag! Kupił już córkę Ateny. No dobra, może gość mówi prawdę, ale i tak mu nie ufam. Ma coś takiego w sobie, że… no, no nie wiem. Wnerwia mnie.
– Jest jeszcze jedna sprawa. Ostatniej nocy śniła mi się matka.
Robi się coraz ciekawiej…
-To pewnie jeden z tych herosowych snów – wtrąciła się Kate wykonując w górze palcami ten słynny „cudzysłów”. Jak na taką nowinę wydawała mi się dziwnie nieporuszona. Czyżby już o tym wiedziała? Ale przecież od rana mam ją na oku… dziwne…
– Co mówiła? I oczywiście kim ona jest?
– Co? A no tak, Meghan, zapomniałem, że wy nie wiecie. Moją matką jest Demeter.
Słowo matka wypowiedział z widoczną wątpliwością.
Witamy w świecie półbogów.
– Powiedziała, że bogowie są uwięzieni i mamy im pomóc oraz byśmy przeszkodzili Chaosowi.
-Chaosowi? To by w sumie pasowało… -dwudziestolatka zaczęła chodzić w tą i z powrotem oraz gorączkowo myśleć. – Te wszystkie zamieszki na ulicach, dziwnie zachowujący się ludzie, takie zamieszanie mógł wywołać jedynie Chaos. Ale w takim razie kim on jest, albo z kim pracuje? No i pozostaje jeszcze sprawa z uwolnieniem bogów. Skąd mamy wiedzieć jak to zrobić?
– Yyy… Demeter wspominała również o zniszczeniu jakiejś szkatułki. To pewnie musi być sposób.
-Z pewnością! Tylko w takim razie, gdzie ona może być? Znaczy się na pewno w tym waszym obozie, ale gdzie dokładniej. – Spojrzała z nadzieją w oczach na szatyna?
Na Zeusa, nigdy nie zrozumiem dzieci Ateny. Ale w sumie co się będę wtrącać. Jak chce im się myśleć i kombinować, niech to robią. Przynajmniej ja nie muszę wytężać mózgownicy. Najwyżej później zostanie mi tylko przyłożyć paru osobom. Kate chyba myślała tak samo, również jedynie przysłuchiwała się rozmowie.
– Prawdopodobnie musi być w pobliżu pana Scraffa. To on od zawsze tam rządzi, więc pewnie on maczał w tym wszystkim palce. Może zacząłbym od przeszukania jego domku.
– Doskonale! Tylko pozostał nam jeden mały problem – strażnicy. Musimy przemknąć niezauważeni, by zyskać choć minimalną przewagę. Masz jakiś pomysł?
– Jedynie co możemy zrobić to wywalczyć sobie wolne przejście tak, by nie zdążyli zaalarmować reszty.
– W takim razie powinniśmy się rozdzielić. Ktoś zostanie walczyć, a inni popędzą do tego domku.
– Ja walczę. Trenowałem z nimi całe życie, więc jeśli ktokolwiek ma szansę wygrać to ja.
– Ja tak samo.
Oczywiście Meghan nie mogła sobie odpuścić.
– A to niby dlaczego? Może są inni chętni.
Bogowie, jak ja nie cierpię tej dziewczyny.
– Louis, oboje wiemy, że ani ty, ani twoja siostra nie dorastacie mi do pięt.
– Ona ma nieco racji. – Wysłałem Kate spojrzenie 32 : „że co proszę?” Od razu się poprawiła. – Tylko nieco. Pójdę poszukać tej szkatuły.
Wtem odezwał się Tommy:
– Jesteś pewna? To może być bardzo niebezpieczne. Jeśli dowódca cię przyłapie…
Czy ja usłyszałem u niego nutkę niepokoju…?
– Nie mamy innego wyjścia. Zresztą jestem pewna, że dam sobie radę. – Wow normalnie bogini pewności siebie. Ciekawe dlaczego udaje, bo na pewno nie mówi serio. Znam ją na tyle dobrze by wiedzieć, że choć trochę się boi. Chce zaimponować nieustraszonemu synowi Demeter… dziecinada. Wywróciłem oczami, co jej nie umknęło. – No a w razie czego będę miała do pomocy swojego braciszka, prawda Louisie?
Oj, ty niedobra, wiesz, że nie cierpię jak mówisz do mnie „braciszku”. Zemszczę się.
– Oczywiście- uśmiechnąłem się teatralnie.
***
Skoro już wszystko było ustalone, zaczęliśmy się zbierać do dalszej drogi. Złożyliśmy namiot, wygasiliśmy ognisko i spakowali pozostały dobytek, czyli nie wiele. Podzieliśmy się także bronią. Po mimo, iż nie mieliśmy walczyć ze strażą, na wszelki wypadek Meghan pożyczyła mi jakiś mały sztylet, a Tommy dał Kate najlżejszy miecz jaki tylko posiadał.
Znalazłem jeszcze krótką chwilę i odciągnąłem bliźniaczkę na bok.
– Kate – zacząłem spokojnie – cokolwiek czujesz do tego chłopaka, uważaj, ok?
-Co? O czy ty mówisz? – wydała się lekko zmieszana i głowę dał bym sobie uciąć, że jej policzki się lekko zarumieniły.
Uwaga… mina numer 33: „Serio, nie wiesz o czym mówię?”
-Ooo bawisz się w zazdrosnego braciszka. Jakie to słodkie. Ale bądź spokojny, to tylko wyobraźnia płata ci figle, więc nie musisz się o nic martwić.
Ha ha ha Jeśli myśli, że nabiorę się na to, to się grubo myli. Odwracanie uwagi w ten sposób jest naszą specjalnością rodzinną, więc to nie przejdzie.
Odpowiedziałem uśmiechem na jej uśmiech, bo nie było sensu się kłócić. Upartość to kolejna z naszych wspólnych cech (i nie, przed chwilą wcale nie przyznałem, że takie mamy).
-Po prostu bądź ostrożna.
Złapaliśmy się wszyscy za ręce, po czym Meghan wyrzuciła w górę magiczny pył od dzieci Hekate, a ja wyobraziłem sobie ponury, ciemny las obozu dla walniętych półbogów.
iriska335
,,Od tej pory powinnam już wstawiać kolejne części systematycznie” (część dziewiąte tego opowiadania) – tak, musiałam mieć tą chorą satysfakcje i to wstawić. Reszta tego cytatu mnie nie interesuje xD
*Powtarzasz ,,było” w drugim akapicie, w pierwszym wg, pojawia się ,,jest”, ale to nie razi w oczy
*Jednak na pewno nie wtedy – ty zUowy człowieku, zostaw biedną spację w spokoju, raz klikniesz i starczy. To się tyczy też czasem jej braku :p
*WTF?! Czy ja o czymś nie wiem?! – A teraz będę hipokrytką i powiem, że takie zwroty jak ,,WTF” odbierają tekstu urok
Podoba mi się. W porównaniu z Twoimi pierwszymi tekstami poprawka jest spora, czyta się coraz płynniej i lepiej. Tylko że systematyczność idzie precz (Raczej obie mamy te samo rozumowanie, że przysyłanie systematyczne, w tym wypadku, oznacza dosyć częste) I nie, ja nie przyjmuję wymówek, że szkoła 😀 Więc *wiem, nie znaczy się zdania od ,,więc”* co ty na to, że będziesz przysyłała te opko co np dwatygodnie lub coś? Bo to niefajne jak przy każdej części musisz czytać poprzednią, żeby coś zrozumieć :c
Ale, jeśli startujesz w jakimś konkursie przedmiotowym, oddaję honor, jednak i tak oczekuję częstszego przysyłania opek
Wieeem, przepraszam za to opóźnienie, naprawdę miałam zamiar przysyłać prace częściej, ale wyszło jak wyszło… Poprawie się – dwa tygodnie to moje przed koncoworoczne postanowienie 😉 A jeśli chodzi o te błędy, zobaczyłam opko jeszcze raz i faktycznie trochę ich jest. Lenistwo wychodzi na jaw – już mi się nie chciało sprawdzać i ta dam: wyszła parada spacji w Nowym Orleanie xD
Błędy błędami, mnie one nie interesują 😉 Świetny rozdział, nie mogę się doczekać cd (ma być jak najszybciej bo uduszę! Kocham twoich bohaterów. Są boscy.