– Lea! Lea chodź szybko!
Rudowłosa kobieta z malutkim dzieckiem na ręce, łzami spływającymi po policzkach szła szybko przez las, wyszarpując się chwytającym ubrań krzakom. Czarne baleriny miała przypalone, elegancka zielona suknia była poszarpana, a twarz wołającej znaczyły liczne zadrapania, pył i czyste bruzdy po łzach. Mały niemowlak, zawinięty w różowy kocyk z wyszywanymi kwiatami, mocno płakał, zaciskając piąstki.
Kobieta odwróciła się i wrzasnęła:
– Lea! Szybciej!
Kilka metrów od niej biegła ośmioletnia dziewczynka, zadyszana i pokryta popiołem. Napuszone kasztanowo-rude włosy podskakiwały w rytm jej kroków. Jej dżinsowa sukienka była na dole porwana, a rękawów niegdyś białej bluzki czepiały się kolce i gałęzie.
– Mamusiu! – zawyła, a po jej policzkach popłynęły kolejne łzy. W końcu Lea dogoniła swoją matkę i chwyciła się kurczowo jej sukienki. – Mamusiu, gdzie jest tatuś?
– Kochanie, biegnij! – Kobieta jedną ręką trzymała przy piersi maleńkie dziecko, a drugą chwyciła starszą córkę za dłoń. Nie mogła powiedzieć Lei, że przed chwilą straciła ojca na zawsze. Nawet fakt, że jej mąż uratował całą swoją rodzinę, poświęcając się, na pewno by nie pomógł.
Jej oczy zrobiły się wilgotne. Straciła miłość życia. Nie odzyska już męża. Nigdy.
Przestań! Musisz ochronić swoje dzieci! Musisz!
Kobieta otrząsnęła się i powiedziała zdecydowanym tonem:
– Kochanie, musimy…
W tym momencie nastąpił wybuch. Lea przewróciła się i wyciągnęła na ziemi zasłanej opadłymi liśćmi i ściółką, a obok niej na kolana, przyciskając do piersi maleństwo zawinięte w kocyk, upadła jej mama. Kobieta ze łzami w oczach spojrzała na młodszą córeczkę, potem jej wzrok spoczął na starszej.
– Lea… Weź Luce i uciekaj stąd! Szybko!
Wcisnęła dziewczynce kocyk z dzieckiem. Lea zaczęła łkać i opierać się- nie weźmie swojej siostrzyczki. Nie odejdzie od mamy. Nie. Nie zostawi jej, ona tak chce zostać… Chce do domu, chce do łóżeczka, chce znów usłyszeć spokojny głos, śpiewający rodzeństwu kołysankę.
– Idź!
– Ale mamusiu… – Lea rozpłakała się, gdy w końcu rodzicielce udało się wepchnąć małą w ramiona ośmiolatki. Szlochała, tuląc siostrzyczkę do siebie.
– UCIEKAJ! – ryknęła kobieta, wstała i odwróciła się do córek plecami. Nie chciała patrzeć na to, co wkrótce straci.
Dziewczynka, ze łzami w oczach, podniosła się i zaczęła biec głębiej w las. To było automatyczne- zawsze się słuchała dorosłych. Nie była buntownikiem, robiła to, co jej kazano. Przytuliła siostrzyczkę mocniej, łkając. Więc musi posłuchać i tym razem.
Wiedziała, że nie pora na stawianie się.
Słysząc tupot małych stópek, matka siostrzyczek uśmiechnęła się smutno. Wzięła głęboki wdech i wrzasnęła tak głośno, jak tylko mogła:
– Nie dostaniesz moich córek! Nigdy!
***
Lea biegła przed siebie, przedzierała się przez krzaki. Luce, leżąca bezpiecznie w kocyku, cichutko pochlipywała. Starsza siostra wciąż płakała, ale nie przestawała uciekać jak najdalej od mamy. W pewnym momencie tej katorgi, mała zaczęła wyć, a z jej oczu popłynęły łzy. W tej samej chwili ziemia się zatrzęsła, a w oddali coś ryknęło- przeciągle i przerażająco. Lea skuliła się, przyciskając płaczącą Luce do piersi.
Po krótkim czasie wycie ustało, a ziemia przestała drżeć. Nawet dziecko przestało wydawać jakikolwiek dźwięk. Zapanowała cisza, tak ciążąca, tak przytłaczająca, jakby Lea dźwigała cały kosmos na swoich barkach. Dziewczynka po upływie chwili wstała i niepewnym krokiem zaczęła iść przed siebie.
Mała nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jak… jej tatuś! On zniknął. On się rozpłynął. On…
Jego nie ma. Nigdy jej już nie przytuli, bo go nie ma. Nie uśmiechnie się do niej. Nie ma go.
Lea zaczęła płakać. Jej mamusi też nie ma. Dziewczynka była pewna, że jakby wróciła do miejsca, gdzie ją zostawiła, zastałaby pustkę. Straszną, przerażającą pustkę.
„To jest już koniec.
Nie ma już nic.
Jesteśmy wolni.
Możemy iść…”
W końcu siostrzyczki wyszły z lasu. Oczom Lei ukazała się ulica, kilka krzaków i ogromna latarnia. Dziewczynka, wyczerpana płaczem i biegiem, osunęła się na kolana. Ostatkami sił łagodnie położyła niemowlaka na gruncie, po czym delikatnie uderzyła o ziemię, a jej oczy same się zamknęły. Ostatnie, co zarejestrowała, to mała Luce, patrząca na nią wielkimi, niebieskimi oczami.
Zapanowała ciemność.
***
– Ostrożnie! Jeszczeje uszkodzisz, idioto! Co ty robisz, Josh!
– Sama je uszkodzisz, debilko! To są dzieci, do jasnej cholery, Jess! Ich się nie da uszkodzić!
– Dupek!
– Kretynka!
– Zjeb!
– Zamknijcie się, niedorozwoje – mruknęła Sophie, wywracając oczami.
Jess i Josh odwrócili się do starszej koleżanki z lekkim wyrzutem na twarzy.
– Uspokójcie się. Niesiecie dzieci – powiedziała nieco zmęczonym tonem dziewczyna, patrząc karcąco na bliźniaki.
Obydwoje mieli jasne, lekko kręcone włosy, inteligentne złoto-piwne oczy, zapadłe policzki i wąskie usta. Jedyną różnicą były piegi- Jess posiadała ich dość dużo na swoim małym, okrągłym nosie, za to na skórze Josha nie było ani jednego. Do tego wysocy, z długimi nogami- widać, że od jednej matki.
Sophie się od nich zupełnie różniła- była od nich zdecydowanie niższa, mimo że starsza o rok. Szczupła, hojnie obdarzona przez naturę średnim biustem i sporymi biodrami, posiadaczka jedynie czternastu lat. Zielono-szare oczy, okolone ciemnymi rzęsami idealnie współgrały z wysokimi kośćmi policzkowymi i mnóstwem ciemnych, prostych włosów, zebranych w małego koczka na czubki głowy . Na jej prostym nosie osadzone były okulary w czarnych oprawkach. Do tego dziewczyna ubrana była w elegancką czarną spódnicę i bladoróżową koszulę, a do tego baleriny na płaskim obcasie i delikatna torebka, czyli w zupełnie innym stylu niż bliźniaki. Jess włożyła nieco za duży T-shirt, zwykłe dżinsy i trampki, a Josh był całkowicie na sportowo- spodenki do kolan, koszulka piłkarska i adidasy.
Cała trójka kroczyła przez las, rodzeństwo z dodatkowym ładunkiem- dwiema delikatnymi postaciami z taką samą burzą kasztanowo-rudych włosów.
Noc była ciemna, a zarazem jasna. W górze świeciły tysiące gwiazd, oświetlając twarze naszych bohaterów. Księżyc wydawał się szeptać w mroku, nucić cichą kołysankę dla wszystkich w mieście, której akompaniowały tysiące dźwięków cykad.
– Idziemy z nimi do sierocińca, macie się zachowywać – burknęła Sophie i popatrzyła na nieprzytomne osóbki z lekką dozą czułości. – Biedactwa. Musiały dużo przeżyć.
Chłopak przewrócił oczami i poprawił sobie na ramieniu starsze dziecko.
– Te jej włosy włażą mi do oczu. Soph, zrób coś, żeby mi jej kłaki się nie pchały do gałek!
Szatynka powstrzymała się od komentarza.
***
– Jesteś pewna, że to tu? – szepnęła Jess do koleżanki.
Stali przed dużym, obskurnym budynkiem z odłażącym tynkiem. Ściany były pomalowane na ohydną żółć, która ani trochę nie zgrała się z okropnym odcieniem drzwi frontowych. Brudne szyby już dawno nie widziały wody, rynny były zardzewiałe, a chodnik przed ośrodkiem wyboisty i nierówny.
– Niestety – wymamrotała Sophie, poprawiając okulary i przyglądając się domu dziecka. – Aż żal mi tu zostawiać te dziewczynki.
– Ta. Tobie to wszystkiego żal – mruknęła sarkastycznie Jess, po czym odgarnęła zabłąkany kosmyk z czółka dziecka, które niosła.
Sophie zmrużyła oczy i podeszła do furtki w płocie, który otaczał budynek. Kilka odłamków zestarzałej farby przyczepiło się do opuszków jej palców.
Podeszła do drzwi, nie oglądając się na bliźniaków, którzy zmęczeni taszczyli bezwładne ciała dzieci.
Szatynka zapukała kołatką i cierpliwie czekała. Po krótkiej chwili usłyszała dźwięk otwieranego się zamka i jej oczom ukazała się mała, niepozorna postać. Posiadała ona ciemne, dość długie włosy, zaczesane w dwa warkocze, a do tego duże, czekoladowe oczy. Pełne wargi rozciągnięte były w lekkim grymasie niezadowolenia, ale gdy dziewczynka zobaczyła Sophie, kąciki ust powędrowały lekko ku górze. Osóbka nie mogła mieć więcej niż osiem lat, ale szatynka uśmiechnęła się na myśl, że to właśnie ona ma jej pomagać.
– Hej, Eve – rzuciła i skinęła głową na bliźniaków. – Opiekuj się nimi. To tylko siedem lat. Tyle powinno wystarczyć.
– Pewnie – mruknęła Eveline po czym się odwróciła, nabrała powietrza i wrzasnęła w głąb domu. – PANI CANDLE! COŚ SIĘ STAŁO!
Rodzeństwo położyło dziewczynki na wycieraczce, podczas gdy Sophie wyciągała z torebki trzy ciemne, cienkie płaszcze.
Cała trójka zarzuciła je na ramiona, po czym zniknęła w odmętach nocy.
Praca bardzo fajna Błędów nie wyłapałam, nawet jak jakieś się pojawiały to omijałam i czytałam zafascynowana dalej Idealna równowaga między opisami, dialogami i całą resztą. Może opisy tej trójki na końcu zabrakło przerwy- są przedstawieni zaraz obok siebie, trochę jak wyliczanka. Oprócz tego zastrzeżeń nie mam, choć tekst piosenki „To już jest koniec(…)” mi nie podrasował, bo tą piosenkę wiążę z pozytywnymi odczuciami- jest dla mnie raczej wesoła a tu…? ;p
Początek był chyba najlepszy- ślicznie przedstawiona rozpacz matki. To jak myśli o swoim mężu, trzy zdania na krzyż a mimo to mnie tknęły ;p
Czekam na ciąg dalszy
Praca bardzo fajna Błędów nie wyłapałam, nawet jak jakieś się pojawiały to omijałam i czytałam zafascynowana dalej Idealna równowaga między opisami, dialogami i całą resztą. Może opisy tej trójki na końcu zabrakło przerwy- są przedstawieni zaraz obok siebie, trochę jak wyliczanka. Oprócz tego zastrzeżeń nie mam, choć tekst piosenki „To już jest koniec(…)” mi nie podrasował, bo tą piosenkę wiążę z pozytywnymi odczuciami- jest dla mnie raczej wesoła a tu…? ;D
Początek był chyba najlepszy- ślicznie przedstawiona rozpacz matki. To jak myśli o swoim mężu, trzy zdania na krzyż a mimo to mnie tknęły ;p
Czekam na ciąg dalszy
Praca mi się podoba 😉 Jest staranna, raczej bezbłędna i ogólnie jest fajna. Jak Mona u góry powiedziała: dobra harmonia, chyba nie mam zbytnio nic do zarzucenia :p Tylko…kto jest autorem tekstu?
Praca bardzo fajnie napisana. Czyta się miło i przyjemnie, ta końcówka mnie zaciekawiła ;p Jak na prolog, to bardzo dobry, bo wciąga ;p jestem bardzo ciekawa jak losy bohaterek się potoczą dalej, pisz szybko! :*
Bardzo fajny prolog. Rozwinięty, ciekawy. Akcja płynie ale na szczęście nie pędzi Czekam na rozwinięcie, bo początek mnie bardzo zainteresował! No i wzruszył, ale to inna kwestia xD
Ta dwójka- Jess i Josh są boscy xD pojawią się jeszcze, prawda? 😀
Wciągnęła mnie bez reszty, czekam na prolog