Po dwumiesięcznej przerwie, nareszcie udało mi się skończyć ten rozdział. Bardzo Was przepraszam za taką długą przerwę. Mam tylko nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta to opowiadanie i zostawi pod nim króciutki komentarz. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo… Zostawię to w ten sposób. Enjoy it!
Kira
Pitch Black (11)
Rozi
Rozi od kilku godzin przekręcała się na łóżku z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wskazówki dużego ściennego zegara, wiszącego na przeciwległej ścianie, przesuwały się z cichym i rytmicznym tik-tak, tik-tak. Po chwili obie zlały się w jedną linię. Zegar wskazywał trzecią w nocy. Rozi słyszała szum fal, czyjeś kroki na górze, a nawet dobiegające zza ściany cichutkie pochrapywanie przez nos Jamiego.
Nagle poczuła, że ma już dosyć. Że dłużej nie wytrzyma i nie da rady. Zła na samą siebie i swoją bezsilność, ukryła twarz w poduszce, po czym krzyknęła w nią z całych sił, aż zabrakło jej powietrza w płucach. Dziewczyna westchnęła i obróciła się na plecy, zakrywszy sobie oczy przedramieniem. Poczuła wzbierające w niej irytację i złość. To było równie nieznośne jak rosnąca, drapiąca kula w gardle, której nie da się przełknąć. Nie był to pierwszy raz, gdy zagnieżdżały się w niej te uczucia. Czuła je już od kilku dni, a konkretnie, od kiedy zaczęły się koszmary Pitcha Blacka. Nienawidziła tego, że miał nad nimi władzę. Że potrafił nimi manipulować. Przygryzła dolną wargę, chcąc powstrzymać napływające do jej oczu łzy.
Nie. Nie chciała tak się czuć. Nie znowu.
Była małą dziewczynką, kiedy jej tata wyjeżdżał na kilka dni prowadzić wykłady z botaniki, na najlepszych uczelniach w kraju. Zostawała wtedy u dziadków lub ci przyjeżdżali do niej. Jednak kila razy się zdarzyło, że musiała zostać pod opieką niejakiej Agnes Waters. Kobieta była starą panną przed czterdziestką, miała krótkie brązowe włosy i duży, spiczasty nos, który stanowił centralną część jej twarzy. Malowała usta krwiście czerwoną szminką, a paznokcie lakierem o identycznym kolorze. W dodatku pachniała dziwnym połączeniem kardamonu, olejku różanego, sosnowych igieł i acetonu. Rozi nie cierpiała jej z całego serca. Nigdy nie potrafiła się jej postawić, zawsze ulegała. Czasem nawet się jej bała. Wystarczyło, by Agnes posłała jej mordercze spojrzenie pełne wyrzutu, a Rozi bez słowa zjadała niedosolone, rozgotowane kluski z serem, choć przyprawiało ją to o wymioty. Albo, gdy wracała ze szkoły z kolejną uwagą w dzienniczku o przykładowej treści: „Rosalinda przeszkadza na lekcji, twierdząc, iż pod oknami szkoły wyczekują i węszą stwory nazywane przez nią piekielnymi ogarami”. Agnes czytała wtedy treść pisma, po czym zaczynała wyzywać ją od niegrzecznych, niewdzięcznych oraz niewychowanych dzieci bez szacunku dla nikogo. Raz nawet ją uderzyła. Policzek palił ją przez następne dwa dni. Ale najbardziej bolała ją zraniona duma. Bo co niby mogła zrobić dziewięcio-, dziesięciolatka? W takie dni dziewczyna zamykała się w swoim pokoju i płakała. Nie miała, komu się poskarżyć ani wyżalić. Wiedziała, że Agnes ma nad nią pełną kontrolę. Co wieczór czekając na telefon od ojca obiecywała sobie, że wyjawi mu prawdę. Jednakże słysząc w słuchawce jego zmęczony głos, kłamała, że wszystko w porządku. Tamte wydarzenia sprawiły, iż do tej pory Rozi ukrywała głęboko w sercu wszelkie żale, bóle i smutki. W duchu prowadziła kłótnie, do których nigdy nie doszło, krzyczała to, co chciała powiedzieć, wyrażała swoje zdanie. Powoli, powolutku, otwierała się przed swoimi przyjaciółmi. Ale nie wystarczająco. Nie tak jak chciała.
Skupiona na tym, by się nie rozpłakać, zdołała w końcu odpłynąć w sen. Niestety, niedane jej było zaznać spokojnego odpoczynku.
Leżała skulona na zimnej, wyłożonej lśniącymi czarnymi płytkami posadzce. Chłód przenikał jej ciało, ponieważ miała na sobie jedynie cieniutką, białą sukienkę z krótkimi rękawami, która sięgała jej do połowy ud. Wokół niej panowała nieprzenikniona ciemność. Choć wytężała wzrok, nie była w stanie dostrzec niczego prócz ciągnącej się w każdym kierunku podłogi. Przełknęła nerwowo ślinę, czując jak szybko bije jej serce.
Miała sucho w gardle. Chciało jej się pić. Była głodna. Chciało jej się jeść. Było jej zimno. Chciała poczuć promienie słońca na skórze. Było ciemno. Chciała ujrzeć światło.
Ale nie miała siły wstać. Wszechogarniający, palący ból rozsadzał dziewczynę od środka. Rozi wydała z siebie zduszony krzyk przerażenia.
,„Co się ze mną dzieje?” – pomyślała. „Dlaczego nie mogę się poruszyć?”
Jeszcze raz spróbowała wstać, dźwigając w górę swoje bezwładne ciało. Ogień, który ogarnął każdy centymetr ciała heroski, pochłonął ją całą, pozbawiając jasności umysłu i otępiając zmysły. Wrzasnęła z bólu, łkając i połykając gorzkie łzy. Czuła się tak bardzo bezsilna.
Nagle usłyszała kroki. Ktoś zbliżał się do niej, pojawiając się znikąd oraz zupełnie się nie spiesząc. Chciała krzyknąć pomocy, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Poprzedni krzyk pozbawił ją wszelkich sił. Kroki ucichły. Nieznajomy zatrzymał się zaledwie metr od niej, ale nie mogła dostrzec jego twarzy, którą skrywał czarny kaptur.
– Taka słaba… Taka bezradna… Taka… niepotrzebna.
Rozi zadrżała na dźwięk tych słów. Zimny pot spłynął w dół jej skroni, po czym zginął we włosach. Wiedziała, do kogo należał ten głos.
Jamie ściągnął kaptur z głowy i spojrzał na nią z góry, bez cienia uśmiechu. Gorzej. Jego twarz nie wyrażała żadnej emocji.
– Niby, jaki jest z ciebie pożytek, Rozi? – chłopak przekrzywił głowę, jakby próbował znaleźć odpowiedź na to pytanie i zaczął krążyć wokół niej. – Nie jesteś tak potężna jak ja czy Jack, ani tak silna jak Michael…
– Proszę cię przestań! – wyszeptała zduszonym głosem.
– Nie jesteś też strategiem tak jak Ginny, nawet nie jesteś w połowie tak inteligenta jak ona…
– Dość…
– A Evie nie dorastasz do pięt.
– Przestań!
– Kim tak właściwie jesteś Rosalindo Ferron? – oczy Jamiego zmieniły się z błękitnych na czarne. – Jaki jest cel twojej obecności tutaj? Jesteś nam niepotrzebna. Doskonale dalibyśmy sobie radę bez ciebie.
Rozi nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Łzy spływały po jej policzkach i szyi. Pokręciła głową. „To nieprawda. To nie może być prawda” – powtarzała sobie w kółko. Jednak nie mogła zaprzeczyć, że czasem nawiedzały ją takie myśli.
Wtedy z mroku wyłonili się pozostali. Eva, Michael, Ginny oraz Jack. Wszyscy w ciemnych ubraniach i z czarnymi oczami.
– Dokładnie, Rozi – odezwała się córka Apolla. – Nawet ty nie wiesz, po co tu jesteś. Nie wierzysz w siebie.
– Nie… nieprawda – zdołała w końcu z siebie wykrztusić, pomimo suchości w gardle. Wzięła kilka głębokich wdechów i wyzywająco spojrzała na swoich „przyjaciół”.
– Znam swoją wartość. I owszem, może nie jestem taka jak wy… Tak pewna siebie, tak odważna. – Urwała, łapiąc oddech. Na drżących rękach, zdołała podnieść się na do pozycji klęczącej. Spuściła głowę, by włosy zasłoniły jej zapłakaną twarz. – Ale nie masz prawa tak o mnie mówić, Pitchu Black! Nie znasz mnie i moich możliwości! Więc zamknij się i zostaw mnie w spokoju!!!
Poczuła, że atmosfera wokół niej się zmieniła. Spojrzała w górę. Koszmary Pitcha zniknęły niczym cienie. Ale przez ułamek sekundy, w powietrzu zawibrowało jedno słowo, wypowiedziane przez Pana Koszmarów: „Ciekawe…”
Westchnęła z ulgą, upadając na ziemię. Pokonała strach. Udało jej się!
Z przestrachem otworzyła oczy, słysząc pukanie, czy raczej dudnienie do drzwi.
– Rozi, wstawaj! Za dziesięć minut zbiórka w mesie!
– Już… Już wstaję! – odkrzyknęła, ocierając pot z czoła.
Ubrana w turkusowe krótkie spodenki, białą luźną bluzkę z na ramiączkach i skórzane sandałki, w pośpiechu zaplatając warkocz, weszła do mesy. Zastała tam naszykowane śniadanie i krzątających się Ginny i Jacka. Para sypała sobie nawzajem mąkę na głowy i twarze, zaśmiewając się przy tym do rozpuku. Chwilę później zjawili się pozostali. Jamie przyglądał jej się, gdy siadał do stołu obok niej. Odruchowo odwróciła wzrok. Czyżby jej twarz zdradzała wydarzenia z minionej nocy?
– Wszystko w porządku? – spytał szeptem Jamie, podając jej grzanki.
Rozi pokiwała głową. Chyba zbyt energicznie, by wyszło to naturalnie.
– Jest okay. Nie martw się – odpowiedziała mu również szeptem.
– Miałaś koszmar, prawda?
Córka Chloris zamarła z nożem nad słoiczkiem z nutellą.
– Hej… Nie ma się, czego wstydzić. Wszyscy przez to przechodzimy – chłopak uśmiechnął się i sięgnął po jej dłoń pod stołem. Dziewczyna zabrała rękę. Chłopak uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
– Nie wstydzę się, po prostu… denerwuję się tą sytuacją.
– Jak my wszyscy.
– I już wiem, jaką potęgę posiada Pitch Black… To trochę przerosło moje wyobrażenia…
– Rozumiem.
– Nie rozumiesz – Rozi zacisnęła powieki i wzięła głęboki wdech, chcąc powstrzymać znowu napływające łzy, co zirytowało ją jeszcze bardziej. – Mam dosyć. Nie chcę znowu być pod czyjąś kontrolą. Nie, nigdy więcej! Chciałabym móc wreszcie pokazać, jaka jestem naprawdę! Że mam dość siły, by wszystkiemu sprostać! Że nie jestem bezużyteczna!
Nagle zapadła cisza. Rozi zorientowała się, że poderwała się na nogi, patrzy wyzywająco przed siebie, a krzesło, na którym przed chwilą siedziała leży przewrócone na podłodze. I że wpatruje się w nią pięć par zaskoczonych oczu. Zawstydzona oblała się rumieńcem.
– Rozi… – wydusiła z siebie Ginny.
– Ja… przepraszam… n-nie chciałam… – dziewczyna nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Choć tak właściwie, to poczuła ulgę, że wreszcie to powiedziała. Kto by pomyślał, że to Pitch Black nakłoni ją do wyznania swoich prawdziwych uczuć. Wtedy Misiek zaczął jej bić brawo. Tak po prostu. Jack z szerokim uśmiechem na twarzy przyłączył się do rudzielca. Rozi spojrzała na nich ze zdziwieniem. Co oni wyrabiali? Ginny obiegła stół i rzuciła się jej na szyję.
– Ginny?
– Wiedziałam, że kiedyś wreszcie powiesz coś takiego! Co prawda obiecałam sobie, że nie będę wtedy ryczeć, ale trudno! Atena mi świadkiem, że się wzruszyłam! – rzeczywiście, szarooka blondynka pociągała cichutko nosem. Puściła przyjaciółkę i otarła łzy z kącików oczu.
– Co? – brunetka nie wierzyła własnym uszom.
– Ginny ma rację – wtrącił się Jamie. On również wstał i położył jej teraz rękę na ramieniu. – Czasem mieliśmy wrażenie, że chcesz nam o czymś powiedzieć, ale się boisz lub wstydzisz… Martwiło nas to. Próbowaliśmy pomóc ci się otworzyć i… proszę bardzo! Wreszcie się udało.
Rozi otworzyła ze zdziwienia usta.
– Wy… naprawdę? Czyli… Nie uważacie mnie za… no cóż, najsłabsze ogniwo?
Teraz to ona zaskoczyła swoich przyjaciół.
– Żartujesz, Rozi?! – zawołał Jack. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?!
– Naprawdę tak o sobie myślałaś, Rozi? – zapytała miękkim głosem Eva.
Córka Chloris spuściła głowę.
Wtedy została zmiażdżona w najmocniejszym, najgorętszym i najwspanialszym uścisku, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać:
– Zgłupiałaś?!
– Bez ciebie to nie byłoby to samo!
– Tylko ty potrafisz powalić potwora jednym kopnięciem!
– Nie mówiąc o umiejętności paraliżowania! Jesteś jedyną osobą w Obozie, która to potrafi!
– A twoja moc panowania nad roślinami?!
– A twoje opanowanie podczas walki?!
– A twoja wytrwałość?! Siła?! Zręczność?!
Więcej nie słyszała, bo wszystko zlało się w jeden, wielki gwar.
Resztę dnia spędziła na treningu. Zadowolona z siebie, pobudzona nowo odkrytą wiarą w siebie, przećwiczyła kilka godzin. Po obiadokolacji, pomogła Evie umyć korytarze i poszła wziąć szybki prysznic. Tak minął jej czas aż do późnego wieczora. Odświeżona oraz zrelaksowana, stwierdziła, że wcale nie czuje zmęczenia. Po cichu, tak by nikogo nie obudzić, wyszła na górny pokład. Noc była przepiękna. Pełna gwiazd, które lśniły na tle granatowego nieba, z widoczną połówką księżyca. Złoty Piasek wirował nad Argo II, jak zawsze pobudzając się w nocy. Tak jak za dnia kierował ich podróżą, tak po zmroku ukazywał swoją boską naturę, narzędzia Hypnosa. Uformował się w kształt ławicy ryb, wieloryba, płaszczek, żółwi, aż Rozi straciła rachubę. Panowała cudowna, niezwykła cisza. Rozi usiadła na burcie, przerzuciła przez nią nogi, tak że siedziała teraz tyłem do pokładu, a nogi dyndały w powietrzu. Z zachwytem wpatrywała się w horyzont. Nie wiedziała ile czasu upłynęło, dlatego przestraszyła się, gdy usłyszała za swoimi plecami:
– Nie powinnaś już spać?
Jamie stanął obok niej, opierając się o barierkę. Uśmiechnął się szeroko, promiennie, jak to on i spojrzał na nią z ukosa.
– Nie jestem zmęczona… A co, wyganiasz mnie?
Zamiast odpowiedzieć, Jamie pocałował ją we włosy. Festus Junior zaterkotał i skręcił na wschód. Srebrny blask księżyca oświetlił cały statek. Żagle załopotały delikatnie pod wpływem wiatru.
– Ale tu spokojnie – szepnęła Rozi, opierając się o pierś Jamiego, który objął ją ramionami.
– Mhm… – przytaknął chłopak.
Nagle naszła ją bardzo intensywna myśl. Myśl, że chciałaby w każdy wieczór móc patrzeć z Jamiem na horyzont. I to nie tylko wieczorem, nie tylko na horyzont… Że chciałaby codziennie, do końca życia móc przytulić się do niego, oprzeć głowę na jego ramieniu i czuć tą nadzwyczajną beztroskę.
– Kocham cię.
Rozi odwróciła się gwałtownie, patrząc na syna Eteru swoimi brązowymi oczami, wielkimi w tej chwili jak spodki. Jamie wstrzymał oddech i zaczerwienił się, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co powiedział. Rozi błyskawicznie zeskoczyła na pokład i nie czekając ani sekundy dłużej, pocałowała Jamiego w usta. Blondyn oddał pocałunek, powtarzając:
– Kocham cię…
Dziewczyna przesunęła się do niego bliżej.
– Ja ciebie też – odpowiedziała.
Wtedy usłyszeli kroki na schodach. Misiek szedł dołączyć do Jamiego na warcie. Para odsunęła się od siebie. Rozi uśmiechnęła się lekko. Schowała niesforny kosmyk włosów za ucho i powiedziała:
– Chyba muszę iść. No to… dobranoc.
– Dobranoc.
Posłali sobie ostatnie długie spojrzenia i Rozi zbiegła do swojego pokoju, starając się ukryć przed Miśkiem, rumieniec, który wypłynął na jej policzki.
Wiesz, że piszesz genialnie, wiec pominę ta część komentarza i skupię się na czymś innym 😉 Ooooo to było takie urooocze <3 <3 <3
O masz ci i nagle bardziej polubiłam Rozi. Idealne połączenie jej przeszłości i tego jak oddziaływała na jej współczesną psychikę, jak ładnie przeplatało to się z tym wszystkim przez co Rozi przechodzi. Ten wybuch był bardzo odważny i cieszę się, że wreszcie to zrobiła bo tą pokorą mnie zaczynała irytować 😀 No i oczywiście: O mamo, kobieto! Ty nawet krzyczenie w poduszkę opisujesz z pasję i tak realistycznie! ;-;
Haha w ostatniej scenie, kiedy przyszedł Misiek brakowało mi jego komentarza :3 No słowo, idealne pole do popisu dla niego <3 !
Najpierw powiem, że mam nadzieje, iż po prostu jestem głupia i wszędzie wyczuwać głupie aluzje: ,,Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo… Zostawię to w ten sposób.” — to mi zabrzmiało jakbyś nie kontynuowała więcej Pitch :p
Rozi, ach ta Rozi… przyznam, że lubię Jamie’go, spoko jest, ale Rozi? Nie. Może dzięki temu rozdziałowi złapałam z nią kawałek nici porozumienia, ale nic ponad to. Dalej jej nie lubię.
Mi też brakowało reakcji Miśka.
Ogólnie jednak jest dobrze, jak zwykle. Masz swój styl i trzymasz się go, to podstawa. Ładnie wszystko opisujesz… wiesz, nie lubię pisać pod Twoimi pracami komentów – bo nigdy nie pozostaje mi nic innego jak słodzenie ;_;
Carmel, spokojnie. Oczywiście, że nadal będę pisać Pitcha Blacka. To się dopiero rozkręca 😉
Ale reakcji Miska nie było, bo Misiek nie widział tej sytuacji xD Przecież nie odpuściłabym sobie jego reakcji. Ale obiecuję wam, że następnym razem dam mu pole do popisu 😉
O shit, Kira! To jak przedstawiasz, jak opisujesz ‚wnętrze’ Rozi jest boskie! *-* Rzadko kiedy jestem pod takim wrażeniem, że nie mogę nawet napisać co dokładnie mnie zachwyciło a na pewno nie jestem w stanie ubrać tego w słowa, tylko co jakiś czas macham rękoma szukając odpowiedniego sformułowania… Idealnie przedstawiona jej historia i przeplatające się doznania z dzieciństwa na współczesność. Uwarunkowania jej zachowania, wytłumaczenia… No cudowne!! *—*
Współczuję Rozi 😡 i nie dziwię się, że czuła się taka niepotrzebna. Szykowałaś ten wybuch od tak dawna, to jest super, a nie z rozdziały na rozdział. Uwielbiam przemyślane i uzasadnione wydarzenia w opowiadaniach a u Ciebie jest ich pełno *o*
No ja mam nadzieje, że nie odpuściłabyś uwagi Miśka, gdyby ten to zobaczył xDDD
O boziu </3
Moje serduszko krwawi. Biedna Rozi ;___;
Wiesz, czuję z nią więź. I to nie byle jaką, bo chyba to ją najbardziej rozumiem. Zwłaszcza jej odczucia, że jest niepotrzebna.
Ekhem. Tak, reakcja Miśka by była cudowna <3
*MISIEK I EVA <3 Co z tego, że nawet nie było między nimi interakcji? Piper i tak fazuje <3*
Także ten… No.
Masz pisać cd *O*