Percy stał oparty o skałę. Ręce miał skrzyżowane na piersiach. Patrzył nienawistnie gdzieś przed siebie, w pustkę. Był wściekły. A ja nie potrafiłem go wyciągnąć z tego stanu.
-Na pewno nie cierpiała- powiedziałem. Percy nawet nie popatrzył w moją stronę. Nie docierały do niego moje słowa. Wpatrywał się uporczywie w zamazany krajobraz. Mgła unosiła się obficie nad powierzchnią ziemi.
-Percy, ja wiem, że to jest trudne ale- wszedł mi w słowo.
-Nie istnieje ale. Nie wiesz co przeżywam. Nigdy nie straciłeś kogoś tak dla ciebie cennego-
przerwał. -Przepraszam, ja- machnąłem ręką.
-Nie przepraszaj, nie masz za co
Jason nie lubił kiedy ktoś mu przerywał kiedy się koncentrował. A jego dziewczyna niewątpliwie
działała mu na nerwy. Ciągle tylko wygadywała jakieś banalne historie. O butach, chłopcach
i tej wstrętnej Herze.
Ucieszył się kiedy zobaczył syna Hadesa. Niemal natychmiast zerwał się z miejsca i do niego
podbiegł.
-Ej zaczekaj- pociągnął go za rękę. Brunet odwrócił się i przewiercił jego twarz oczami. Gdyby
wzrok mógł zabijać już leżałby martwy.
-Co się z tobą ostatnio dzieje? Chodzisz nieprzytomny- sam nie wiedział skąd zdobył się na
odwagę by wypowiedzieć te słowa. Przecież Nico był wściekły, można było od razu to poznać.
Jeden nieopatrzny ruch i zetrze go z powierzchni ziemi. Ale tak bardzo nie chciał wracać do
swojej dziewczyny.
-Martwić powinieneś się raczej o Percy’ego- nakazał trzeźwo brunet. -Od śmierci Annabet nie
mogę go poznać. Zmienił się, już nie jest samowystarczalny- powiedział to smutno. Ile bólu
kryło się w tym głosie. Ile bólu sprawiał jemu ten osobnik?
-Nico, Annabeth poległa w słusznej sprawie. To wymarzona śmierć każdego herosa. A Percy
musi to przejść samodzielnie. Jeśli teraz nie damy mu odetchnąć wkrótce się udusi
Zaraz pożałował, że te słowa przeszły mu przez usta. Nico wyzywająco mierzył go wzrokiem
gotowy rzucić rękawiczkę. Jak mógł być tak nieostrożny? Ale mówił tylko to co sam czuł.
Oczywiście żałował Percy’ego jak wszyscy, ale przecież syn Posejdona nie był sam. Miał matkę,
ojczyma, cały obóz. Ludzie garneli się by go pocieszać. A on nie zamierzał dołączyć do tej
gromadki.
-Puść mnie- szarpnął się Nico i odszedł rozzłoszczony. Jason za nim nie gonił, to nie miało
sensu. Syn Hadesa powinien odnaleźć własną drogę, którą chce podążać. Nie może uzależniać
swoich decyzji od Percy’ego. Tak jak on, powinien w końcu przestać brać go pod uwagę.
Percy był rozgoryczony. Ciągle wyrzucał sobie śmierć Annabeth. Umarła tak młodo, była taka
piękna. Pomyśleć, że jeśli dołączyłaby wtedy do łowczyń, to by ciągle żyła. Pojedyncza łza
przeturlała się po jego policzku. Zobaczył idącego ku niemu syna Hadesa. Akurat teraz, gdy
tak pragnął samotności. Jednak obecność chłopaka wcale mu nie przeszkadzała.
-Chcesz- wyciągnął ku niemu paczkę papierosów. Zawahał się przez chwilę, Annabeth tyle
razy go przed nimi przestrzegała. „Zrujnujesz sobie życie, rak, nowotwór, cały szereg
chorób”- słyszał jej słowa. Sięgnął po papierosa i zapalił. To ty zrujnowałaś mi życie
wybierając śmierć.
Nico wiedział, że Percy chce być sam i go rozumiał. Rozumiał doskonale, po śmierci siostry
był jak on rozdarty. Bał się jednak, że syn Posejdona może mieć jakieś niebezpieczne plany.
Przecież znajdowali się na dość dużej wysokości, jeden krok w niewłaściwą stronę, a po Percym
zostanie tylko morska piana.
-Annabeth nienawidziła papierosów- zaczął. Nico popatrzył na niego nic nie rozumiejąc. Przecież
wyraźnie widział palącego Percy’ego. Puszczał powoli kółka z ust.
-Dlaczego więc palisz?- zapytał. Percy oparł się wygodnie o skałę.
-Dla towarzystwa. Nie wypadało mi odmówić, prawda?- nie, nieprawda, chciał krzyknął Nico.
Zdał sobie sprawę, że Percy przyjął od niego papierosa, z nadzieją, że zginie. Ale był to dość
nieszkodliwy nałóg. Jeden papieros nie pozbawi go tchu pomyślał. Ale na wszelki wypadek wsunął
paczkę głębiej do kieszeni.
Jason obserwował ich oboje. Siedzieli, rozmawiali, palili jak stare małżeńtwo. Wiedział jednak
że Nico nie powiedział o niczym Percy’emu. Nie chciał go martwić, ani brać na litość. Śmierć
Annabeth nakazała mu dozgonną przysięgę milczenia.
Był zawiedziony. Ile razy wpatrywał się w syna Hadesa z nieodpartą żądzą. Sam tego nie rozumiał i
podobnie jak Nico bał się tego. Bał się tego kim się staje w tak niedługim czasie.
-Już późno, powinieneś się położyć- szepnął Nico. Nie chciał gwałtownie wyrywać Percy’ego z
głębokiego transu, a jedynie delikatnie go ocucić. Syn Posejdona popatrzył na niego i pokiwał
głową.
-Tak, chyba powinienem- stwierdził i oboje wstali.
W drodze do domku zatrzymał ich Jason. Patrzył na nich jakoś podejrzliwie. Nico zaraz się
speszył i pokiwał głową.
-Co tu robisz?- zapytał
-A co ty wyprawiasz?
Percy niczego nie rozumiał. Oboje go irytowali. Byli najwyraźniej gotowi do bitwy. A on nie
zamierzał w tym uczestniczyć. Przecisnął się obok syna Hadesa i pognał do domku.
-Jason, odbiło ci, patrz coś narobił- zbeształ go Nico pokazując za biegnącym Percym. Jason
nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Patrzył na syna Hadesa.
-Kazałem ci go zostawić w spokoju-powiedział. -Sam musi się z tym uporać
-Nie, nie musi- przerwał mu Nico pewnie. -Ja owszem musiałem, gdy zginęła moja siostra. Popatrz
na mnie. Nie chcę by to samo spotkało Percy’ego
Jason go rozumiał. Rozumiał to, że on się o niego martwił. Sam się martwił, ale nie tak intensywnie.
Musiał wyrwać Nica z tej spirali cierpienia. Percy’emu w końcu przejdzie. Co do syna Hadesa, nie
był taki pewny. Co prawda chłopak nie pielęgnował w sobie urazy do nikogo. Ale głęboko zakorzenione cierpienie przebijało się na jego twarzy.
-Opowiedz mi o niej. O swojej siostrze, jaka była- poprosił. Nico popatrzył na niego jak na popaprańca. Widział, że brunet nie chce się tym z nim dzielić. A jednak nalegał by usłyszeć tą historię.
-Jason, zaraz stracę cierpliwość, weź się odwal. Nie mam na to czasu. Nie mam teraz czasu dla
ciebie, przepraszam. Muszę iść do Percy’ego
-Nie, nie musisz- przerwał mu gwałtownie syn Jupitera. Nico się zawahał. O co właściwie jemu
chodzi? Dlaczego wtrąca się do jego prywatnego życia?
-Jason co się dzieje?- zapytał teraz wyraźnie zatroskany. Brat Thalii zachowywał się co najmniej
dziwnie. Nie chciał zostawiać, go tu załamanego i rozbitego w głębi lasu. Jeszcze zrobi sobie jakąś
krzywdę.
-Sam nie wiem. Po czym poznajesz, że lubisz Percy’ego?- Nico się zarumienił. Też mi pytanie.
Jak można nie ubóstwiać Percy’ego? Przecież to Percy Jackson to takie oczywiste. Odpowiedź
sunęła się sama na jego usta. Ale się zawahał. Zdał sobie sprawę, że Jasona na pewno to nie
interesuje. Albo co gorsza jest fanatykiem takich opowiadań.
-Czy podoba ci się ktoś poza Piper?- zapytał niepewnie. Stąpał po niezwykle cieńkim lodzie.
Starał się dostać wgłąb serca Jasona. Jednak on pozostawał nieugięty.
-Nie, nie podoba- zaczął Jason. Nico westchnął. Po co on zawraca mi głowę?-pomyślał. -Piper mi się nie podoba- wyrzucił z siebie syn Jupitera.
-Dlaczego, przecież jest niezwykła?- Nico był zdumiony. Nawet on, chcąc nie chcąc polubił tą
dziwaczną córkę Afrodyty. Ale Jason, Nico był przekonany, że on ją kocha. Ale syn Hadesa nie
znał się za dobrze na miłości. Jego miłość do Percy’ego zatruła mu życie.
-Nie podoba mi się i tyle- Jason był uparty. Na twarzy bruneta wykwitł uśmiech. On też często
udzielał wieloznacznych odpowiedzi.
-Ale dlaczego?- zapytał ponownie
-Bo nie jest tobą
Ta scena była tak nierealistyczna, że Percy aż przecierał oczy. Widział ich wyraźnie, mimo
gęstniejącej mgły. Zakochanych i całujących się, dwójkę chłopaków. Och, gdyby Annabeth to
widziała, no kto by pomyślał?
-Percy- zza drzew wynurzyła się łowczyni Artemidy. Thalia była kompletnie ubrana, miała
przy sobie i kołczan i strzały.
-Polujesz w lesie?- zapytał Percy. -Niestety dzisiaj brak zwierzyny- dodał. -Las przepełniają
tylko zakochani- rozchylił liście, ukazując córce Zeusa jej brata całującego się z synem
Hadesa. Chwilę stała oniemiała, po chwili jednak się otrząsneła.
-Właśnie dlatego zostałam łowczynią- powiedziała. -Każdy fajny chłopak jest albo zajęty, albo
jak w ich przypadku, jest gej z niego- Percy mimowolnie się uśmiechnął. Łowczyni miała niezwykły
dar poprawiania pozostałym humorów. Ale nie była Annabeth, więc się nie liczyła.
-Ja jestem wolny, jakbyś chciała wiedzieć- zagaił. Thalia popatrzyła na niego przewrotnie. Jej
oczy lśniły tysiącem brylantów. Był to elektryczny widok.
-Nie, nie jesteś- powiedziała pewnie. -Chodź ze mną. Annabeth już czeka
Gall Anonim
Nie jest źle- ALE NIE ZMIENIAJ NARRACJI W POŁOWIE ;-; Najpierw piszesz narrację 1os. a potem 3… No ja nie wiem, nie przeczytałeś/aś tego przed wysłaniem jeszcze raz? Cóż, Percico wyczuwam czy Jasico. Annabeth nie żyje…? no okay, ciekawy pomysł i jestem ciekawa jak to rozwiniesz. Nie pasuje mi reakcja Percy’ego- wściekły? Ja bym na jego miejscu była zdruzgotana i zrozpaczona ale to twój pomysł nie czepiam się 😀 Mam nadzieję, że cię nie zraziłam. pisz dalej, chętnie przeczytam efekty dalszych ćwiczeń ;p
Ann nie żyje. Innowacyjne, zazwyczaj ludzie jej nie uśmiercają, ale zapewne chcesz stworzyć, aby Persiak był z kimś innym. Postaraj się przeprowadzić naturalny związek, OK? Na początku rozmowa, pierwsze uśmiechy, zrozumienie itp itp.
Ja na miejscu Persiaka topiłabym się w czarnej otchłani depresji, ale zobaczmy co z tego wyniknie 😉
Nie zmienian narracji, dodaj więcej opisów i zrób tak, aby tekst wyglądał normalnie – to na początek
Pisz; im więcej się pisze tym lepiej!
Od razu mi się spodobało… ~<3 Lubie takie klimaty (szczególnie ostatnik) Thalia ma racje… xD Rozwalił mnie jej tekst! I uwielbiam zabijać (lub jak ktoś zabija) Annabeth.. xD Od razu wyczułam tu te klimaty!