Hej!
Mam nadzieję, że nie ma błędów i się wam spodoba. Starałam się jak mogłam przedłużając czas wysyłki tylko dla was!
Daje pierwsze dedykacje dla tych, którzy wytrwale trwają przy moim opku, komentując i wytykając błędy, a zarazem dając motywacje do pisania: Iriska335, Kira oraz Carmel (Sorki, ale żeby nikogo nie urazić nie zmieniam nazw nicków)
Miłego czytania!
Alis
[Hej! Tu znów James. Wiem, wiem ciekawi was, gdzie podziali się wszyscy, że nikt nie wpycha swoich trzech groszy w opowieść. Wyjaśnienie jest proste… śpią. Serio. Ja muszę siedzieć na warcie i tak tu wieje nudą, że dla was nagrywam. Wspaniale nie? Ale dość o tym co dzieje się teraz. Kończmy to szybko zanim Alis się obudzi i złapie za sprzęt!]
Siedzieliśmy w pokoju Cass rozmyślając nad tym co usłyszeliśmy. Napięcie nie schodziło z twarzy zebranych. W mojej głowie powstał mętlik.
O co tutaj chodziło? Czy ma być powtórka, w której będą liczyć się losy świata? Czy będziemy brać w tym udział?
Po paru minutach intensywnego myślenia Cass zerwała się i zaczęła przetrząsać półki z książkami. Patrzyliśmy na nią zdezorientowani jak grube tomiska upadały z trzaskiem na podłogę.
– Co robisz? – zapytał w końcu Max.
– Szukam. – odpowiedziała wyciągając starą książkę o poszarpanej okładce.
– A tylko ja myślałam, że nie szanuje książek – odezwała się Alis podchodząc do przyjaciółki.
– Co to? – zapytałem spoglądając na zawiłe, stare znaki.
– Wszystko o bogach – wyjaśniła kartkując tom, zatrzymując się w końcu na ogromnym drzewie genealogicznym.
– Jest! – wykrzyknęła wskazując palcem na dziwny napis, którego nie mogłem odczytać przez moją dysleksje – Chaos uosobienie próżni dający początek pierwszym bogom; Gai , Tartara, Erebu, Nyks, Erosa i Chronosa. Grecy uważali Chaos za bezdenną przepaść, która znajduje się pomiędzy niebem, a ziemią.
– Z tego wynika, że to nie Chaos jest tym, o którym mówił Chejron.
„No bo pomyślcie jak bezdenna otchłań może mieć kształt. To jest absurdalne.” Już chciałem dodać, ale coś mnie powstrzymało. W głębi duszy czułem, że to co wygaduje jest bezsensownym wytłumaczeniem czegoś czego nikt nie widział, a może jednak istnieje i spogląda na nas z góry ze straszną wizją naszej zagłady.
– Grecy nigdy nie widzieli Chaosu, więc opisali go w swoim rozumowaniu – przerwała moje rozmyślania Cass- A gdyby okazało się, że jednak to prawda? Jeżeli Chaos istnieje i chcę zniszczyć świat?
Zapadła cisza.
– A jeśli okaże się, że to nie Chaos? A jeśli to Tartar, Nyks, Chronos lub Ereb? – dodała Alis.
– To też prawdopodobne. Eh… jest już strasznie późno i te tajemnice… Aż głowa mnie boli od tego wszystkiego. – odezwała się córka Ateny masując czoło. – przyjdźcie jutro po kolacji. Może wtedy coś uda nam się osiągnąć.
Zgodziliśmy się i już po chwili rozeszliśmy się do swoich domków.
***
Szliśmy właśnie do jedenastki, kiedy Alis jak na złość zatrzymała się.
– Co… – nie dokończyłem, bo zakryła mi usta dłońmi. Pokazała żebym był cicho. Co ona znów wymyśliła? Nie może choć raz zachować się normalnie i wejść do środka? Chyba nie… bo my przecież nie jesteśmy normalni! Jednego dnia moje normalne życie się rozwaliło i skończyłem w tym dziwnym obozie z panną wszystko mi wolno!
Staliśmy tak jeszcze dobre parę minut. Już miałem przejść przez drzwi, kiedy to usłyszałem. Na początku doszedł mnie lekki szmer, a potem coraz donośniejszy dźwięk dochodzący z lasu. Ktoś krzyczał…
***
Biegliśmy co tchu przez las za źródłem dźwięku. Alis czepiała się mojego ramienia i co chwile potykała o wystające z ziemi korzenie; co strasznie mnie spowolniło. W końcu stanęliśmy przy strumieniu, który jak mówiła Cass oddzielał obóz barierą ochronną. Panowała cisza przerywana szumem wody. Alis drżała na całym ciele wzmacniając uchwyt na moim ramieniu.
– James, widzisz coś? – zapytała.
Pokręciłem głową rozglądając się za choćby najmniejszym ruchem. Staliśmy tak w milczeniu nasłuchując, ale nic ciekawego się nie wydarzyło.
– Wracajmy. – Powiedziała w końcu drżącym głosem.
– Nie… – szepnąłem załamany. – tam…
Nie mogłem uwierzyć, że on nadal tam jest! Stoi sobie jak gdyby nigdy nic chyba z całe trzy dni! No może więcej. Skąd mam wiedzieć czy przypadkiem nie stał tam, gdy ja wiodłem normalne życie. Ale bez przesady! Komu by się chciało tyle sterczeć na dodatek po zmroku! Czając się na głupich herosów, którzy łamią zakazy. Gdyby się okazało, że nagle ziemia się rozstępuje lub jakiś ogień otoczyłby obóz na sto procent zwaliłbym na niego.
– Co? – zapytała Alis ze wzrokiem wbitym przed siebie.
– Nie widzisz? – zapytałem wpatrując się w zimne, czerwone oczy.
– Nie… jest ciemno jak w piwnicy. Nie widzę nawet własnych rąk. – odpowiedziała.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Jej jasne włosy falowały przy lekkim podmuchu wiatru. Drżała z zimna, a z ust wydobywała się para. Wciąż trzymała się mojego ramienia jak zagubiona w ciemnościach. Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. Może to jakaś gra? Spojrzałem na postać na drugim brzegu rzeki. Nadal był niewidoczny otoczony ciemnością.
– O co tu chodzi? – zapytałem go. – Kim jesteś!
– Do kogo się drzesz? – syknęła mi do ucha bezużyteczna (jak na razie) Alis.
Postać nadal stała nie racząc nawet odpowiedzieć. Wkurzyłem się. Miałem już tego dość. W pierwszej chwili chciałem rzucić się na cień i wydobyć z niego wszystko. Ale z drugiej strony mogłoby się to skończyć katastrofalnie. Gdy miałem już przejść do czynów postać poruszyła się odsłaniając kształt. Wmurowało mnie, gdy ujrzałem nieprzytomną dziewczynę o kręconych, rudych włosach. Jej pierś unosiła się i opadała co mogło sugerować, że żyję.
– Co jej zrobiłeś?!
Niestety nie doczekałem się odpowiedzi. Tysiąc myśli zawirowało mi w głowie. Przecież nie mogę jej tak zostawić nie wiadomo co ta kreatura jeszcze z nią zrobi. Kazałem Alis się nie ruszać, a sam ruszyłem przez strumień w stronę dziewczyny i mrocznej postaci. Adrenalina buzowała mi w żyłach, kiedy przechodziłem przez wodę. Liczyło się tylko to, aby dziewczynę uratować. Plan był prosty przerzucić ją przez ramię i biegiem na brzeg. Jeszcze miałem dwa kroki od brzegu, kiedy usłyszałem wrzask dobiegający zza krzaków. Odwróciłem się i zobaczyłem Connora, który biegł w naszą stronę z latarką w ręku.
Mało mnie on obchodził, a tak na marginesie co on tutaj robił? Śledził nas czy jak?
Spojrzałem na nieprzytomną dziewczynę i ciemną postać. Wziąłem głęboki wdech i puściłem się biegiem w stronę dziewczyny. Gdy wreszcie do niej dotarłem chwyciłem ją za ręce próbując jakoś ją wziąć, ale moje zmagania spełzły na niczym. Zerknąłem kątem oka na mroczną postać. Stał tak blisko, że aż było czuć przeraźliwe zimno, które emitował.
Byłem ciekaw czemu nie atakował. Przecież miał dużo czasu, kiedy ja zmagałem się z nieprzytomną dziewczyną. Nie zdziwiłbym się gdyby jakaś dziwna siła rzuciła mnie na drzewa. A tu takie zdziwienie, a zarazem niepewność co do intencji postaci. Connor najwyraźniej widząc co się szykuje rzucił miecz, który wbił się obok. Szybko chwyciłem oręż, a w następnej chwili poleciały iskry, które skaleczyły mi rękę. Miecz starł się z czarnymi pazurami, które rozwiały się i na powrót wróciły. Ciemny kształt wyciągnął w moją stronę czarną łapę, która błyskawicznie rozdarła moje ramię. Miecz upadł, a ja poczułem przeraźliwy ból. Następnie usłyszałem krzyk i leżałem na ziemi. Do moich uszu dotarło dziwne zdanie; pewnie po starogrecku:
„ σκότους περιβάλλει της γης, ο χρόνος μας έρχονται”*
(czyt. skótous perivállei ti̱s gi̱s, o chrónos mas érchontai)
Nie znałem tego języka ale bez problemu zrozumiałem zdanie, które mnie przeraziło.
Jak przez mgłę widziałem Connora i Alis rzucających się na czarną postać, którą starło przeraźliwe jasne światło, a później była już tylko ciemność.
***
Ocknąłem się w jasnym pomieszczeniu o silnym zapachu środków czyszczących. Leżałem na jednym z wielu łóżek. Obok dostrzegłem Connora, który siedział przyciskając palce do skroni.
– Gdzie jestem? – powiedziałem słabo, a Connor wypuścił z ulgą powietrze.
– Nie wiesz jakie masz szczęście, a zarazem pech.
– Co? – odpowiedziałem ochryple.
– Chejron, się wszystkiego dowiedział. Cass, Max, Alis i ty macie przechlapane.
– A ty? – zapytałem.
– No wiesz… można by powiedzieć, że ja też. Ale co tam – machnął ręką – ważne było, że walczyliśmy z bogiem ciemności.
– Ereb? – Zapytałem przypominając sobie co czytała Cass.
– Tak! Stary prawie byś tutaj zszedł. No ale już wszystko w porządku. Czemu nie mówiliście, że idziecie w nocy skopać tyłek temu bogu? Mogliśmy się lepiej przygotować.
Nagle przypomniałem sobie całą noc. Zerwałem się z łóżka, a ból w ramieniu dał o sobie znać.
– Spokojnie bez nagłych ruchów, bo będzie po ręce. – odezwał się nagle głos.
W naszą stronę szedł Apollo. Teraz ubrany był w jasną koszulkę i ciemne dżinsy. Jego zielone oczy błyszczały z podniecenia, kiedy stanął obok łóżka.
– No, no… następnym razem uważaj za nim rzucisz się na boga.
– On się na mnie rzucił! – krzyknąłem na swoje usprawiedliwienie i rzuciłem się na poduszkę.
Apollo kiwał głową nieprzekonany:
– Tak, tak teraz się mówi. On się na mnie rzucił, to nie ja… a potem płacz i pretensje. No ale dobrze, że byłem w pobliżu i usłyszałem krzyki.
– Właśnie! Co z tą dziewczyną?
– Rachel? Dobrze. Obudziła się wcześniej od ciebie i kazała przekazać podziękowania za narażanie życia.
Odetchnąłem z ulgą. Czyli jednak opłaciło się narazić życie choćby tylko, aby powiadomić obóz o kłopotach . Nie wiem co by się stało gdybym zostawił tą dziewczynę na pastwę boga ciemności. Intuicja mówiła mi, że na pewno coś strasznego.
– Ile byłem nieprzytomny? – zapytałem po chwili.
– Jakieś cztery dni. – odpowiedział Connor.
Westchnąłem w duchu. Cztery dni… dni, które miałem przeznaczyć na nowe zainteresowania. No ale nie jest tak źle. Co ja bredzę… Oczywiście, że jest źle! Już sobie wyobrażam co Chejron nam zgotuje. Niby to fajny i miły staruszek, ale z drugiej strony potwór o końskim tułowiu.
– Kiedy będę mógł stąd wyjść? – zapytałem Apolla, który niósł w moją stronę jakiś napar.
– Praktycznie za kilka minut. Napij się tylko tego i droga wolna. – po czym wyszedł zostawiając nas samych.
Patrzyłem na kubek z dziwnym płynem. Pachniał ciastkami co mnie zaskoczyło.
– Jeśli pachnie tak jak smakuje to chętnie to wypije. – zwróciłem się do Connora, który szykował się do wyjścia.
– Na pewno będzie dobre. Pośpiesz się, bo Cassandra zaraz się tu przypałęta i zacznie swoją paplaninę.
Connor miał rację. Lepiej mieć to z głowy za nim Cass zacznie mnie o wszystko oskarżać, a może nawet wepcha mi tą miksturę siłą. Po czym wziąłem łyk naparu, a po moim ciele rozeszła się fala gorąca. Uczucie było nieprzyjemne jakby coś paliło mnie od wewnątrz, ale smak był przynajmniej niesamowity! Jakbym pił czekoladowe ciastka prosto z pieca! Od razu ból w ramieniu osłabł choć nie mogę powiedzieć, że całkowicie ustał. Nadal czułem nieprzyjemne kłucie, kiedy wychodziłem z skrzydła szpitalnego na poranne słońce.
– Dokąd idziemy? – zapytałem.
– Do Chejrona…
– Co? Że teraz?
– Tak, a kiedy? – spojrzał na mnie z błyskiem w oku.- cytuje jego słowa: ,, Kiedy się obudzi masz go przyprowadzić do wielkiego domu” Dramatyzuje na stare lata. Przecież to była tylko niewinna wycieczka do lasu. Wszystko mieliśmy pod kontrolą. No oprócz twojego ramienia.
– Eh… Dobra miejmy to już za sobą.
***
Kiedy byliśmy pod Wielkim Domem ujrzałem Maksa, Alis i Cass, którzy czekali na zewnątrz. Gdy córka Ateny mnie tylko ujrzała ruszyła w moją stronę, a za nią pozostali.
– Czyś ty zwariował?! Po co leźliście do tego lasu! Myślałam, że jesteś bardziej dojrzały James.
Już otwierałem usta, aby wyjaśnić, że to wina Alis. Przecież gdyby mi nie kazała sterczeć cicho po nocy nic by się takiego nie wydarzyło lecz Cass była szybsza:
– Z Alis już wszystko wyjaśniliśmy! Rozumiem, że byliście zaciekawieni i takie tam, ale żeby przejść przez barierę to już szczyt głupoty!… – nawijała tak długo wznosząc ręce do nieba i nawołując Zeusa, aby strzelił mi piorunem następnym razem, gdy znów coś głupiego przyjdzie mi do głowy. Gdy mnie beształa nie zauważyłem, kiedy w drzwiach ukazał się Chejron.
– Wejdźcie – powiedział przerywając córce Ateny, która się zawahała, ale w końcu dała sobie spokój.
Weszliśmy do pokoju ze starym stołem do ping – ponga. Ściany były tu drewniane, ozdobione obrazami. Niekiedy w nich można było dostrzec herosów, lecz większość powierzchni zajmowały półki z winami. Na jednym z foteli siedział Dyrektor, który otwierał puszkę coca coli nie zwracając na nas uwagi.
Chejron wskazał abyśmy usiedli na kanapie, a sam zaczął chodzić wte i wewte.
Zacząłem się przygotowywać na ochrzan jak i reszta, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Chejron zwrócił na nas swe ciemne, mądre oczy, pełne smutku [przez co zacząłem czuć się nieswojo] i zwrócił się w moją stronę:
– Cieszę się, że wyszedłeś z tego. – po czym dodał do wszystkich. – rozumiem, że to wszystko was nakręca, ale co tu winić naturę herosa. Nie da się jej ujarzmić. Dlatego czekam na wasze pytania.
Wszystkich wmurowało (nawet Connora) nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
– To znaczy, że nie będziemy ukarani? – zapytała z nadzieją Alis.
– Owszem będziecie. – odezwał się Pan D. – Wiecie za co grozi wchodzenie do lasu? Dlatego Alex, Stuart i Jack będziecie musieli dostosować się do nowego środowiska.
– Alis, Connor i James – wtrącił Max.
– A kogo to obchodzi. – machnął ręką. – Już niedługo będą pływać z Glonobrodym.
– Że co?! – zerwała się z miejsca Alis – Chyba Panu ta cola zaszkodziła! Nie życzę sobie! Jestem człowiekiem nie rybą!
– Delfin to ssak – szepnęła Cass.
– Mniejsza i jeszcze mam spędzić całe życie z nim?! Nie dość, że męczę się widząc jego szczurzą mordę to pan chcę zmienić nas w delfiny i co?! Ja tego nie zniosę!
– Ja też! – wtrąciłem się do rozmowy. Przecież tu chodziło też o moje życie. Na dodatek z nią i to w wodzie! Jak już mówiłem NIE ZNOSZĘ WODY! A już najbardziej nie znoszę jej słów oraz wszystkiego co z nią powiązane! – Niech tylko Pan spróbuje, a…
No właśnie, a co? Zadzwonię do mojego prawnika i staniesz przed sądem? Mój ojciec wszakże jest prawnikiem, ale jak tu się dogadać, kiedy będę wodnym ssakiem? A na dodatek jak skuć boga w kajdanki? W każdej chwili może przecież uciec zmieniając się w łasicę. Eh.. i o czym ja myślę!
Pan D. najwyraźniej się zorientował o co chodzi, (przecież jest bogiem! To dla niego błaha sprawa) bo w pomieszczeniu nagle pociemniało, a Dyrektor poczerwieniał ze złości:
– PRZEKLĘTE DZIECIAKI! TROCHĘ KULTURY DLA STARSZYCH!
– Dionizosie spokojnie! – odezwał się uspokajająco Chejron.
– SPOKOJNIE?! SPOKOJNIE?! JAK MAM BYĆ SPOKOJNY, KIEDY JAKIEŚ BAHORY MNIE NIE SZANUJĄ! MAM TEGO DOŚĆ!
Po czym odepchnął się od fotela, które poczerniało i rozpadło się w drobny pył, a sam podszedł do Alis łapiąc ją za ramie.
– Jakieś ostatnie słowa? – zapytał już nieco spokojniej, a w jego głosie było czuć straszliwy gniew.
– Tak. – odezwała się Alis. – Jak już mam być rybą. To chciałabym napić się tej boskiej coli, którą za przeproszeniem pan tak żłopie.
Wszyscy wpatrywali się z przerażeniem na nią i dyrektora, który podał jej puszkę. Alis otworzyła ją i zaczęła pić marszcząc brwi przy każdym kolejnym łyku.
Dyrektor w końcu nie wytrzymał i odpalił:
– Co jest nie tak?!
– Nic – odpowiedziała zgniatając puszkę – była bardzo… boska. Ma pan gust. A ta hawajska koszula! Świetnie na panu leży. Przepraszam za moje i kolegi zachowanie. Nie chcieliśmy pana obrazić, ale trochę się nie lubimy, a na dodatek ta cała sytuacja z tym lasem…
Wpatrywałem się w nią ze zdziwieniem. Jednak umie być miła…
– James może wymasować panu nogi jeśli uchyli pan wyrok.
Teraz to przegięła cofam wszystko. Czy już mówiłem, że jej nienawidzę?!
Dyrektor najwyraźniej zbity z tropu odchrząknął.
– Cóż… każdemu może się zdarzyć. Więc dobrze Lingway jutro po południu.
– Co? Nie.. Panie D. ja mam chorą rękę! A co z Alis?! – przy ostatnim krzyczałem, bo bóg wyszedł na zewnątrz. Opadłem na kanapę zrezygnowany.
– Spokojnie James dogadam się z Dionizosem i wspólnie wymyślimy dla was karę. A co się tyczy waszej trójki – tu spojrzał na Cass, Maksa i Connora – was też kara nie ominie. Będziemy musieli przerwać na razie. Jeśli będziecie mieć jakieś pytania to przyjdźcie jutro, a wszystkiego się dowiecie.
***
Wieczorem wszyscy siedzieliśmy przy ognisku śpiewając piosenki. Rachel, którą spotkaliśmy po drodze usiadła obok nas przy okazji dziękując za ratunek. Na pewno była od nas starsza. Nie dało się tego ukryć. Mogła mieć jakieś dwadzieścia trzy lata, ale nijak nie sprawiało jej to problemów z dogadaniem się z obozowiczami.
Ogień płonął wysoki i jasny co też mogło wskazywać, że zabawa jest świetna. Niedługo po tym zjawił się Chejron, który wtórował dzieciom Apolla. Nigdy bym nie przypuszczał, że centaur lubi muzykę. Szalał na całego jak to mówił Max grający na gitarze.
W końcu Rachel oznajmiła, że idzie się położyć. Nie uszła parę kroków, kiedy runęła na ziemie. Na szczęście Taylor był w pobliżu i ją złapał nim się potłukła. Muzyka przestała grać. Wszyscy wpatrywali się w Rachel z niepokojem. Nawet Chejron stracił humor.
Ukląkłem koło niej i położyłem rękę na jej ramieniu.
– Rachel wszystko ok? – zapytałem, a wiatr porwał moje słowa.
Ogień szeleścił coraz słabiej. Widziałem kątem oka, że jest coraz niższy. Dziewczyna otworzyła nagle oczy łapiąc mnie za lewą rękę ( tą pooraną przez pazury Ereba). Jej uścisk był strasznie mocny przez co syknąłem z bólu. Z jej ust zaczęła wydobywać się zielona para zamieniająca się w obłok, który zaczął pełzać po moim ramieniu. W końcu Rachel odezwała się, ale to nie był jej głos. Brzmiał mi obco i potężnie:
„Pięcioro niech ruszy ku kamiennej bramie,
inaczej w płomieniach świat pozostanie.
Herosi kluczy szukają daremnie,
a drogę im wskażę światło dzienne.
Mroczne sieci splotą ich krótki życia los.
Bez przyjaźni i wiary rozłożą ich w proch.
Zdrady doświadczy krwią związany druh.
Usunie się w cień, by zrozumieć ich ból.
Ciemności egipskie już scalają Ziemię,
by pięć kluczy wróciło w swe dawne korzenie.”
Po czym runąłem w ciemność.
Koniec przekazu
(tłum. Ciemność otacza ziemię, nadchodzi nasz czas)*
Nie czytałam poprzednich ale jakoś udało mi się nadrobić 😉 Prace fajne, wciągające, podoba mi się Czekam na kolejne części i mam nadzieję, że dobrze wykorzystasz przepowiednie. Wyszła bardzo mhroczna i fajna- brawo za nią.
Coś tam jakiś dziwny format z tymi spacjami przy dialogach, ale to szczególik. Błędy się pojawiały, ale ja nie należę do takich co będą je wypisywać, bo byłoby to nie fair- sama ich robię tryliard razy więcej
Dziękuję za dedyczkę!
Uuuuu… Ale się robi ciekawie. Wiesz, że też wykorzystałam motyw Ereba w jednym ze swoich opowiadań? Bardzo podoba mi się każdy pomysł z wykorzystaniem tego boga 😉 Rozdział naprawdę świetny, trzymający w napięciu. Nic tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział
Rachel wszystko ok? – zapytałem, a wiatr porwał moje słowa. — Rachel, wszystko dobrze?
Przepowiedna jest dobra. Cholera jasna. Wreszcie ktoś od dłuższego czasu napisał porządną przepowiednie! *Carmel przeżywa szok pomieszane z chorobliwą radością*
Opko jest też dobre, chyba nie mam zbytnio za co Ciebie ochrzanić. Ale, błagam!, usuń ten dziwny zapis dialogów. Może nie jest wkurzający, ale i tak lepiej wygląda normalny.
PS. (Odniesienie do cytatu z Rachel u góry) wiem: hipokrytka ze mnie, ale moje opko jest pełne takich ,,młodzieżowych zwrotów (ja nawet facepalm używam xd), twoje nie i nie pasuje mi to ,,ok”. Ogólnie to nie jest błąd tylko moje kochane ,,A ja uważam…”
PS2. Dziękuję za dedykację 😉
Komentarz trochę spóźniony, ale cóż poradzić – szkoła
Po pierwsze – jjjjiiiiipppp!!! Dostałam dedyk Wiesz jak poprawić humor człowiekowi 😉 Dziękuję ;*
Po drugie – opko jak zawsze super, czyta się lekko i przyjemnie Przepowiednia cud miód, a fabuła wciąga xD Nic tylko pisz szybko cd^^