Pierwsza część opka leci z dedykacją dla Moniki.m za zabawę w psychologa.Reszta idzie z dedyką dla nikogo, bo mi nie wyszła :’) Nie ma to jak pisanie na ostatnią chwilę. Przepraszam więc za jakiekolwiek błedy, naprawdę starałam się je wyplenić.
Całuski
carmel
Usiadłam przy stole i spojrzałam na swój talerz, na którym pojawił się makaron z serem. Uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona – już chciałam zacząć jeść, kiedy przypomniałam sobie, że przecież trzeba jeszcze złożyć ofiarę bogom. Jęknęłam w duchu, czując lekki ucisk w żołądku – byłam naprawdę głodna, ale mus to mus. No dobra, nie mus to mus, ale jeśli nie dam tym cholernym bogom tej cholernej ofiary, to jeszcze ci herosi od siedmiu boleści mnie zaatakują widłami i pochodniami z okrzykiem ,,Za Narnię i Starą Szafę!”. Oj, sorry, nie ta historia. Zaatakuję mnie z okrzykiem ,,Korniszony”, bo przecież to ich ukochane hasło. Nieeee, wcale nie rzucałam aluzji do moich przemiłych i wcale nie rudych porywaczy. Ani trochę. Nic a nic. Zero. I… kurde, wiecie o co mi chodzi! Sami sobie dopowiadajcie, ja więcej pomysłów nie mam.
Niechętnie wstałam i zaczęłam iść za Lolitą w stronę paleniska. Dziewczyna miała na nogach bardzo wysokie obcasy i chybotała się na nich, tak jakby w każdej sekundzie starała się nie wywrócić do tyłu (czyli na mnie). Tak więc, odsunęłam się na tyle od mojej siostry (znowu zero cynizmu, oczywiście), abym mogła w miarę bezpiecznie, na ile bezpiecznie mogło się poruszać przy wieśniakach kochającym truskawki i pomarańcz oraz, jak widać, fatalne połączenia, dojść z moim obiadem do ognia. Zresztą, te ofiary były bezsensowne! Kurde, oni tylko marnują jedzenie. Powinni zamiast tego tyle nie kupować i kasę przeznaczyć Greenpeace. Tak, chodzi mi o tych ludzi w EKO zielonych koszulkach i zabójczych, brzydki… znaczy, turystycznych sandałach. Ehhh… no dobra, kogo oszukuję? Widzieliście kiedykolwiek turystyczne buty? MASAKRA! Rozumiem, wygoda niby ponad wszystko, ale ja już bym wolała łazić w butach Lady Gagi, tych na trzydziestocentymetrowej platformie z kolcami, niż zasuwać w takich okropieństwach. Brrr. Ja…
No cóż, nie dane zostało mi dokończyć moich arcy-super-ważnych przemyśleń, bo jakiś nawet normalny jak na tych Wieśniaków, można powiedzieć, że mój znajomy dupek od Ateny o wkurzającym imieniu Oliwier, musiał pokłócić się z jakimś bachorem od kogoś tam (Jeny, ja chyba nigdy nie będę rozpoznawać, który dzieciak to który! Ich było za dużo! Trzeba im załatwić nalepki z podpisami: ,,Jestem Wieśniakiem od Kratanosa, Alfonsa czy Zdzisia”!). Co jednak miała ta kłótnia do przerwania mych homerowskich rozmyślań? A to, że ten dupek został popchnięty i, rzecz jaśniutka, poleciał na mnie (Bez skojarzeń!). Jako że przede wszystkim starałam nie dać się zdeptać Lolicie, nie zdążyłam odskoczyć, więc upadłam, a mój talerz pełen parującego jedzenia wyleciał niczym kula armatnia do przodu. W pierwszej sekundzie nie obchodziło mnie, gdzie upadł – zamiast tego próbowałam zwalić z siebie Oliwiera, który ważył chyba z pięć ton. Dopiero czyjś krzyk sprawił, że podniosłam wzrok i przestałam okładać syna Ateny pięściami.
Cholera. Mój pyszny makaron trafił w miniaturowego żywego Aresa. No i co ja teraz zjem?! Oni tu w ogóle dają dokładki?! Pewnie tak, bo nie jeden Wieśniak, który zbierał owie… truskawki, zapewne przypadkowo wwalił całe jedzenie do ognia. Tylko gdzie się zgłasza po dodatkowo por…?
O Bosz. MÓJ MAKARON TRAFIŁ W SYNA ARESA! Miałam przerąbane. Amen.
Taaaa. Nie ma to jak mój zapłon.
Przyjrzałam się mojej ofierze, gdy Oliwier pomagał mi wstać i prychał coś o ,,Nierozwinięciu umysłowym Johna”. Nie znałam tego dzieciaka od boga wojny, ale już go nie lubiłam. Przypominał chłopaka, który palił papierosy za szkołą i dokuczał wszystkim. No wiecie, jeden z tych przypakowanych mięśniaków o krótko ściętych włosach i nieco wyłupiastych oczach oraz zbyt obcisłej, skórzanej koszulce.
Tylko, że teraz zamiast jakiegoś sprośnego napisu miał na T-shirtcie mój obiad.
Cholera.
– Ty! – wrzasnął synek Aresa, celując we mnie oskarżycielsko palcem.
Postanowiłam grać na czas.
– Kto? Ja? – zapytałam, mrugając oczami i przybierając minę idiotki.
W pierwszej sekundzie chłopak wydawał się zaskoczony, ale po chwili odzyskał pewność siebie.
– Tak, ty – warknął, a następnie wskazał na swój ciuch – Zobacz, co zrobiłaś!
Trzeba przyznać, że plama po gorącym serze nie wyglądała się szczególnie urodziwie, jednak po co te nerwy? Dałoby się to naprawić.
– Um, można to zmyć – rzuciłam, obojętnie wzruszając ramionami.
Nie było mi wcale przykro z powodu tego wypadku i nie miałam zamiaru przepraszać. To nawet nie moja wina! Gdyby John nie popchnął Oliwiera, nic by się nie stało. Lub gdyby syn Ateny posiadał lepszą koordynację mózg-nogi, albo przestał się raczej zastanawiać, ile jeszcze musiał sprzedać Pegazów, żeby jakaś Wieśniaczka z IQ większym niż 70 i bez zębów, przy których końskie wyglądają bosko, uśmiechnie się do niego. Biedne dziecko.
Ale ten od Aresa tak nie uważał – zmrużył niebezpiecznie oczy i zacisnął mocniej pięści. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że parę osób nam się przygląda, a dokładnie zerkają, jakby się czegoś obawiali. Reszta Obozowiczy nie zwracała na nas uwagi – widocznie wrzucanie jedzenia do ognia wydawało im się ciekawsze niż słuchanie rozmowy krasnoludka z kulturystą. Zerknęłam również do boku, tam gdzie powinien stać Kucyk Pony Naturalnych Rozmiarów. Oczywiście, nasz wspaniały nauczyciel również mnie ignorował – biedaczek jeszcze nie przyzwyczaił się do przegrywania z piętnastolatkami w remika! No i, rzecz jasna, dalej mnie unikał, bo miał chyba dość moich wiecznych pytań ,,Kiedy wrócę do domu?”. Cham, nie Koń! Czy człowiek. Lub centaur. Aj tam, wiadomo, o co chodzi!
– Zmyć?! ZMYĆ?! – Nastolatek zaczął przeżywać to wszystko wyładowując złość, rzecz jasna, na mnie.
– Tak, zmyć. Mam ci dać słownik tłumaczący ten wyraz, czy co? – Dopiero po tym zdałam sobie sprawę z tego, jaki błąd popełniłam, a raczej jaki popełnił mój odruch ripostowania, wyćwiczony przez Scholastykę. Chłopak był ode mnie wyższy z dwie głowy i trzy razy szerszy w ramionach.
Mój durny, niewyparzony język! Może lepiej przeprosić tego mięśniaka, zanim wpakuję się w większe kłopoty?
Ale na szczęście Oliwier posiadał tyle przyzwoitości, żeby mi pomóc w tej kłótni:
– Hej, Jones, bez nerwów. Kiwa zawsze na kogoś wpada i to jest normalne. Zobaczysz, odkupi ci koszulkę.
– TY mu ODKUPISZ! Ja nic nie zrobiłam – syknęłam, znowu zirytowana całą sytuacją. Co jak co, ale to wszystko wina Johna i Oliwera! Niech oni biegają do pralni, a nie zwalają winę na mnie!
Blondyn pokazał mi znak, żebym siedziała cicho, ale ja go olałam. Szczerze mówiąc, to miejsce publiczne. Co ten dryblas mógł mi zrobić?!
– A tak na marginesie: sam uważaj jak leziesz. – Zwróciłam się do syna Aresa.
Chłopak na początku patrzył na mnie z zaskoczeniem, ale po chwili oblał się lekką czerwienią, wyraźnie wkurzony. Natomiast Oliwier zrobił minę jakby chciał mnie zabić.
Musi się ustawić w kolejkę. Jak na razie trzy czwarte Obozu ma ochotę poderżnąć mi gardło przez moje wieczne narzekania i dokuczanie. Najgorsze chyba jednak dla nich było to, że nie mogli mnie walnąć. Halo, to ja, Kiwa ze wzrostem ponad sto pięćdziesiąt! Biedacy, pewnie tylko czekali, aż podrosnę, żeby mnie zbić lub uciąć język.
Szczera prawda.
– Ty głupia…. – zaczął Jones, lecz przerwałam mu:
– Co to, to nie! Jestem geniuszką, idioto! Dostałam się do durnej szkoły dla geniuszy, wygrywałam z geniuszami od Ateny w Statki, więc nie podważaj mojego ilorazu inteligencji!
– Taaaak, bo to że ograłaś mnie parę razy w statki sprawia, że jesteś genialna. – Oliwier posłał mi uśmiech pełen politowania, przez który zabawnie zmarszczył mu się nos.
Chociaż na początku beznadziejnie dogadywałam się z blondynem, to z czasem jakoś złapaliśmy wspólny język – żartowaliśmy z siebie nawzajem i graliśmy w przeróżne gry, aby zabić nudę. Nawet polubiłam go, lecz istniały minusy tej niby przyjaźni: nie mogłam z nim gadać na typowo damskie rzeczy typu kolor szminek lub nowy tusz do rzęs. Ale i tak był lepszym towarzystwem niż wiecznie odchudzająca się Lolita czy śliniący się do siebie Kenny i Vivie.
– Bronisz jej, Oliwiusiu? – zapytał Jones, podchodząc bliżej syna Ateny.
No tak. Mnie nawet nie powinien uderzyć, bo znajdował się w identycznej sytuacji co reszta Obozu – byłam laską, do tego młodszą i niską. Nie wypadało. Ale na Oliwierze jak najbardziej mógł się wyżyć: chłopak, chyba w jego wieku, nawet wysoki.
Żałosne.
– Ej, Jones, odwal się od Oliwiera! Co ci niby zrobił? – zawołała niespodziewanie jakiś szatyn, siedzący przy stole Apolla. Kilka osób mu przytaknęło.
Wow. Milutcy. Gdy dryblas dręczy małe dziewczynki – zero reakcji, ale jak zaczyna się do ich znajomego, to od razu krzyk. To się nazywała prześwietna sprawiedliwość dwudziestego pierwszego wieku! Człowiek aż nie wiedział czy płakać, czy śmiać się. Ale raczej to drugie; z Wieśniakami zawsze znajdzie się zabawa. Nawet ich jęki wydawały się zabawne: ,,Ehh, chcielibyśmy wreszcie pojechać do miasta! My tu tylko kombajnami jeździmy, schody ruchome byśmy chcieli zobaczyć! No ale plony same się nie zbiorą…”. Znaczy się, oni nie mówili tego tak, ale jestem pewna, że to chcieli wyrazić. Oczywiście.
– Spokojnie, przecież wszyscy jesteśmy… – zaczął swoją kolejną, długaśną i nudną przemowę Kucyk Naturalnych Rozmiarów. Widocznie miał już dość naszego darcie mordy.
– Cicho siedźcie, bachory! Już nawet mi nie dacie spokojnie zjeść obiadu! – mruczał pod nosem pan D., ale na tyle głośno, że chyba wszyscy go słyszeli.
W następnej sekundzie każdy już mówił, przekrzykując osobę obok. Jedni wrzeszczeli coś do pana D. w stylu ,,My też pana kochamy”, a inni głośno dyskutowali na przeróżne tematy. Jakby zrzędzenie boga wina oznaczało, że można gadać.
– Cioto, muszą aż ciebie bronić? – Wredny ton Jonesa nawet w tym harmiderze doszedł do mnie.
Czy mi się wydaje, czy ten idiotyczny, przerośnięty chłopczyk wyzywa mojego nowego nawet normalnego niewieśniackiego kolegę?
Uuuu. Przesadził.
Ponieważ teraz kolejka do ognia, która wcześniej nas omijała, zatrzymała się, mogłam z łatwością dosięgnąć talerza jakieś blondynki, na którym leżały pierogi z bitą śmietaną.
Nie będę tłumaczyła, co się dalej stało, ale podpowiem, że na bluzce syna Aresa pojawiła się kolejna, wielka plama.
Potem ktoś krzyknął: ,,WOJNA NA ŻARCIE”.
A następnie rozpętało się piekło.
* * * * * * * * * * * * * * * *
Pierwszy raz w życiu przeżyłam takie coś.
Bo to było dziwne, chore i jednocześnie zabawne. Wszędzie latało najróżniejsze jedzenie, a herosi wydawali z siebie durne okrzyki bojowe lub po prostu wrzeszczeli ,,Aaaaaaaaa!”. Z pobłażliwym uśmieszkiem patrzyłam na to wszystko, schowana razem z Oliwierem pod stołem Hermesa. Oboje co chwilę wybuchaliśmy śmiechem, gdy jakaś nielubiana przez nas osoba dostawała makaronem w twarz.
Dzięki refleksowi blondyna zdążyliśmy ukryć się (ja tak dokładnie to zostałam wepchnięta, ale ciii!) pod stolikiem boga złodziei, który stał najbliżej ognia. Oliwier tak szybko wwalił mnie i siebie tam, że nawet Jones nie zdążył walnąć w nas sałatką jajeczną. Potem rozpoczęła się wielka bójka, i choć Chejron wołał i energicznie gestykulował, nikt go nie słuchał.
Nie zdziwiłabym się, jeśli wreszcie złoży rezygnację z tej niewdzięcznej pracy. To naprawdę musiało być dołujące wychowywać taką gromadę dyslektyków, którzy uważali za świetną zabawę dźganie siebie nawzajem ostrymi przedmiotami i tańczenie do kiepskiej hip-hopowej muzyki o drugiej nad ranem. Zero kultury, powinni brać przykład ze mnie! Jestem słodka, milutka, uczynna, po prostu boska! Chejron na sto chciałby cały Obóz pełen MNIE! Pomyślcie tylko: ponad sto Kiw w jednym miejscu, czy to nie piękne? Aż łezkę uroniłam.
Ale przynajmniej pan D. się dobrze bawił – posyłał w swoich znienawidzonych uczestników Obozu (czyli w prawie wszystkich) różne posiłki. Wydawało się, że miał dziwną satysfakcje, gdy walił herosom ciastem w mordę. Zazdroszczę, też bym miała nadzieję paru przywalić jagodzianką. Choć nie, szkoda jagodzianki, ale owsianką mogło być. Buahahaha, zemsta numer jeden – niech twój wróg dostanie tym przedobrym czymś w policzki.
Choć siedzenie pod bezpiecznym stołem było spoko, to nie można tego oznaczyć jako najciekawsze zajęcie (spójrz wyżej). Szybko zaczęłam się nudzić – nie bawiło mnie już nawet, gdy Jones dostał kiełbasą prosto w twarz!
Postanowiłam więc wydostać się z tego wariatkowa dla Wieśniaków.
Zanim Oliwier zdążyłby mnie powstrzymać, przeczołgałam się po nie za czystej podłodze i kiedy wreszcie nie miałam nad głową kawałka drewna, wstałam. Usłyszałam jak chłopak coś do mnie mówi, ale nie obchodziło mnie to. Chyba zapomniał, że przecież ADHD robiło swoje! Nie usiedzę dużo czasu w jednym miejscu!
Tuż obok mnie przeleciał pączek z różowym lukrem, którego niewiadomym cudem, uniknęłam.
Jako broń zdecydowałam się chwycić ze stołu (?) Hermesa kubek pełen czerwonego soku. No wiecie, łatwiej było na kogoś coś wylać niż go trafić babeczką.
Jednym z największych plusów mienia niskiego wzrostu, to możliwość sprawnego lawirowania między innymi ludźmi. Z łatwością przepychałam się tuż obok osiłków od Nemezis i drobnych dziewczynek od Demeter. Do tego skutecznie nie dawałam w siebie niczym trafić.
Ale dobra passa nie trwa wiecznie.
Gdy byłam tuż przy drzwiach, nagle w kogoś rąbnęłam tak mocno, że walnęłam tyłkiem w glebę. Cholera jasna, pozwę tą ciotę, przez którą zbiłam swoją kość ogonową! Już nigdy nie będzie taka sama, biedna ja! ,,Przyjedż do Obozu Wieśniaków, a zadbamy oto, abyś przeżyła prawdziwą szkołą przetrwania! Nie siedzenie przez miesiąc – gwarantowane!”. Uj, czy tylko dla mnie to zabrzmiało zboczenie?
Spojrzałam w górę i ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka. Nic więcej o nim powiedzieć nie mogę, bo zamiast gapienia się na jego twarz, wpatrywałam się w bluzkę herosa. Niegdyś biała, teraz, dzięki soczkowi, który trzymałam chwilę temu w ręce, różowa.
Półbóg spojrzał na swój T-shirt, potem na mnie, następnie znowu na T-shirt i znowu na mnie. Po sekundzie zmrużył oczy, a ja dalej jak sparaliżowana siedziałam na podłodze. Nie wiedziałam, co powiedzieć: przeprosić go czy może ochrzanić za to, że na mnie wpadł, choć to ja potknęłam się na niego?
Chłopak ułatwił mi decyzje:
– Uważaj jak chodzisz, bachorze – powiedział to niesamowicie spokojnie, choć dalej patrzył na mnie wrogo.
– Ehh… Ja tego, no…
– Znając życie i elokwencje dzisiejszych dwunastolatków, chcesz mnie przeprosić. Choć wolałbym, żebyś mi odkupiła bluzkę.
Och.
Cholera.
ON UZNAŁ, ŻE MAM DWANAŚCIE LAT!
A NIECH SIĘ WALI!
– Nie. Odkupię. Ci. Tego. T-shirtu – wycedziłam, wściekła, że tak beznadziejnie pomylił mój wiek. No przepraszam, ale chyba na aż tak młodo nie wyglądam! Specjalnie przecież nakładałam cienie na powieki i tusz do rzęs, żeby mnie nie mylili z okresem edukacji polegającym na liczeniu bocianów!
Blondyn uniósł brew, ale zanim zdążył coś powiedzieć, oznajmiłam złośliwie:
– A tak w ogóle, róż to nie twój kolor. – Powoli wstawałam, otrzepując spodnie.
Na szczęście tuż przy wyjściu nikt w nikogo nie rzucał jagodziankami, więc nie musiałam się obawiać nagłego ataku.
– No cóż, gdybyś na mnie nie wpadła, to nadal moja koszulka byłaby biała, a to jest mój kolor.
– Jassssne.
– To świetnie, że się zgadzamy. Przyślę ci rachunek za pralnię. – Nie uśmiechnął się ani razu, po prostu mi się przyglądał swoimi lodowato zielonymi oczami, jakby próbował przewidzieć moją reakcję.
Idiota.
– Nie zapłacę nic za to coś – prychnęłam – Tobie by i tak pasowała tylko papierowa torba. Na głowie.
– Myślisz tak dlatego, że widzisz mnie ze złego profilu. Jakbyś stała na przeciwko mnie, a nie pół metra w dół, to może byś mnie odpowiednio zobaczyła, krasnoludku. Śnieżka nie w tym Obozie, przykro mi.
Zazwyczaj ludzie od razu na mnie krzyczeli, a ten Idiota wytrzymał kawałek konwersacji i nawet teraz nie podniósł głosu. Miał niezłe nerwy.
Ale ta uwaga o Śnieżce była wredna!
– NIE jestem Cholerną Królewną-Od-Bosz-Zjem-Sobie-Jabłko-Co-Mi-Tam-O-Ptaszki-Drą-Dziubki! – warknęłam i chciałam spojrzeć na niego z wyższością, ale to że był wyższy z ponad o głowę, uniemożliwiało mi to.
– Nie bulwersuj się tak, bo stajesz się bardziej czerwona od mojej koszulki. – Chłopak posiadał chyba jakąś chorą satysfakcje z doprowadzania mnie do furii tymi tekstami i swoim wręcz nieludzkim opanowaniem. Jeszcze nikt nigdy nie wytrzymał ze mną, choć bez cichego krzyku, kłótni.
– Twój T-shirt jest różowy, daltonisto – syknęłam. Byłam ciekawa, jak zareaguje na obelgę.
– Nie jestem pedałem, żeby latać w różowym – oświadczył to tak po prostu z niewiarygodną dozą pewności siebie. Prawie mu nie przytaknęłam – bardzo przekonująco gadał, jak ci sławni, greccy mówcy.
– Ale teraz jakoś chodzisz w różu, kochanie – naśladowałam jego ton.
Jeden z kącików ust uniósł mu się, a on sam spojrzał na mnie w dziwny sposób, tak jakbym była jego osobistym, nadwornym błaznem.
Już go nie lubię.
* * * * * * * * * * * * * * * *
Z kawałkiem tej części był problem, bo ktoś nie chciał podać wyglądu Thomasa:
,, – Vicky, przypomnij mi jak wygląda Thomas.
– Zajebisty <3
– Ale wygląd!
– No zajebisty!”
– Ależ Śnieżko, nie denerwuj się tak, bo się jeszcze zmarszczek za młodu nabawisz! – Blondyn się świetnie bawił cały czas ze mnie drwiąc.
Potorturować. Zabić. Zakopać. Ożywić. Znowu poćwiartować. Ehh, nagle się nie mogłam doczekać, kiedy dostanę ten sztylet. Na serio, z chęcią dziabnęłabym go wykałaczką prosto w tą durną mordę lub pociachała mu ten różowy T-shirt. Był cholernie wkurzający, w życiu nie znałam gorszej osoby! Cały czas tylko narzekał i rzucał cyniczne uwagi oraz wychwalał swoją urodę pod niebio… uch. Chyba już wiedziałam co do mnie czuła reszta Obozu. Ale… ale ja to nie on! On był brzydki; ja ładna. Ona był głupi; ja bystra. On miał beznadziejne odzywki; ja świetne. Zero podobieństwa, raczej mi się coś przy myślało! Taaa. Na sto, zero podobieństwa. Zero, nil, null. Nic.
– Odwal się ode mnie! – Przystanęłam wreszcie, a chłopak na widok mojej twarzy ułożył usta w złośliwy grymas.
Wiedziałam, o co mu chodziło: ostatnie parę minut szłam bardzo szybkim marszem, a jako że nie miałam najlepszej wytrzymałości, na moich policzkach pojawiły się rumieńce, które koszmarnie kontrastowały z jasną cerą. Taaaa, do kitu była ta wampirza skóra. Jak tak dalej pójdzie, zacznę chodzić na solarium i będę miała geniastyczną pomarańczową cerę a’la dojrzała pomarańcza. Och, każda laska oczywiście posiadała takową, zupełnie bym się nie wyróżniała wśród tych naturalnie opalonych lasek.
Kocham te wspaniałe prawdopodobne geny po prawdopodobny tatusiu! Serio.
– Nie mogę – rzucił – Nie wiem jak się nazywasz i z jakiego jesteś domku, a przecież ktoś musi mi zapłacić za pralnie, Gburciu.
– To już wolę Śnieżka – jęknęłam, rozmyślając jak go zgubić.
– Miło, że wreszcie się zgadzamy. – Następnie spojrzał na mnie wyczekująco. Miał zielone kocie tęczówki i, co najdziwniejsze, piegi. Pasowałby na rudego.
Pewnie się przefarbował i wyznaje zasadę: Rude równa się wredne. Prostak, nawet już nie Wieśniak! Wieśniacy byli nawet mili i bezbronni, on nie! Więc będzie Prostakiem. Idealnie.
Jeny, aż samą siebie uznałam za idiotkę. A nie mówiłam? TEN OBÓZ WYSYSA ZE MNIE LOGICZNOŚĆ, STAJĘ SIĘ… WIEŚNIAKIEM!!! NIE! Ja nie chcę być Wieśniakiem! Ledwo zdawałam sobie sprawę z tego, które truskawki były dojrzałe, a które nie! Nie nadawałam się.
Bosz. Jak tak dalej pójdzie, sama siebie wyślę w poleconej paczce do domu. Słodko.
– Co? – burknęłam, zastanawiając się czy gdybym nagle zaczęła biec sprintem, złapałby mnie. Raczej tak. Kurde.
– No cóż, rzuciłem ci lekką aluzję: przedstaw mi się, ale najwidoczniej…
Nie dałam mu dokończyć:
– Kiwa Lein, córka Tanatosa.
– Co? – Tuż za mną rozległ się czyjeś urwane pytanie.
Obejrzałam się za siebie i ujrzałam… no, ciacho. Chłopak był wysoki, wyższy od blondyna, oraz przystojny, ale kojarzył mi się z tymi osobami płci przeciwnej, z którymi chodziła Schola: szczupły, choć umięśniony z szerokimi ramionami i wąskimi biodrami. Do tego miał czarne, lśniące włosy, bladą twarz z mocno odznaczającymi się kościami policzkowymi i ciemne, przeszywające oczy. Wyglądał też niczego sobie: czarna koszulka oraz dżinsy, które przylegały do niego, podkreślając rewelacyjną budowę ciała.
Był naprawdę przystojny.
– Czy ty powiedziałaś, że jesteś córką Tanatosa? – Przyglądał mi badawczo z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Pokiwałam znużona głową, przeklinając wszystkie harcerki i harcerzy tego świata za to, że mnie tu sprowadzili, a blondyn wtrącił swoje trzy grosze:
– Twoja nowa siostrzyczka to straszna fajtłapa, Thomas. Lepiej jej nie wypuszczaj z domku, mała sobie coś zrobi.
– Raczej komuś – rzuciłam mu mordercze spojrzenie, po chwili uświadamiając sobie ważny fakt.
Thomas. Nazwał go Thomas. Czyli… te ciacho to mój brat?! NO CHOLERA, DLACZEGO ZAWSZE ŁADNI LUDZIE MUSIELI BYĆ ZE MNĄ SPOKREWNIENI?! TO NIESPRAWIEDLIWE!
Thomas błysnął zębami, wyraźnie rozbawiony.
– To ciekawe. Nie ma mnie tylko chwilę, a już Lolita mi wysyła irofon, że mam siostrę, a ta okazuje się dziewczyną Asha…
– Ona nie jest moją dziewczyną – warknął Ash, pierwszy raz ukazując jakąś gwałtowniejszą reakcję – Nie jestem pedofilem.
Czy już wspominałam o zabiciu? Nie? Proszę. Potorturować. Zabić. Zakopać. Ożywić. Znowu poćwiartować. Choć, szczerze mówiąc, mogłam mu się też inaczej odwdzięczyć:
– Na pewno? – Spojrzałam na niego spod pomalowanych rzęs, a Thomas roześmiał się przyjemnie dla ucha.
– Och nie. Tak naprawdę uwielbiam oglądać się za dwunastolatkami i mam ich zdjęcia pod poduszką – westchnął blondyn – Rozgryzłaś mnie.
Wywróciłam oczami.
– No, Ash, biedny ty, dzieciak cię przejrzał. – Thomas zrobił niby współczującą minę.
Nienawidzę ich.
– Vicky, przypomnij mi jak wygląda Thomas. — tu się zwracam do Ann24, nie do Rowllens 😉
I wieeeeem, pan D. z dużej
Kiwa <3 Kocham dziewczynę. Taka mała wredotka chodzi sobie po świecie. (Niscy ludzie rządzą!) Rozdział świetny, zwłaszcza bitwa na jedzenie, w której sama chętnie bym uczestniczyła. Ash już mi bardzo przypadł do gustu 😉 Czekam ja cd.
Super, super, super 😀 😀 Końcówka najlepsza, ochhh jak ja bym chciała ujrzeć minę Thomasa 😉 Pozostaje mi tylko wyczekiwać kolejnego piąteczku
KOCHAM ♥ super opowiadanie hmmmm Ash
Och śmieje się jak szalona. Ta rozmowa Kiwi i Asha (tak się odmienia ?) a kiedy włóczył się Thomas po prostu to mnie rozwaliło serjo super. Czekam na cd (czyli do przyszłego piątku)
Refleks na informację, że wpie*niczyła się z talerzem na syna ARESA? Nie no, po co, przez te pięć minut można poudawać, że wcale zaraz się nie zginie… Choć i tak najcudowniejszy momentem jest moment z Ashem. o shit, gość jest mocny >:D Będzie z nim się działo, widać to :3 Ten jego stoicki spokój, opanowanie i trafność dobierania uwag jest zabójczo wkurzający >w< Początek z koszulką, daltonistą i pralnią był c-u-d-o-w-n-y!!! A oskarżenia o bycie pedofilem jeszcze lepsze xD Biedna Kiwa, jak się nie urosło to się teraz cierpi, kochana ;'*
Hahah ja wiem, że Wik bywa pomocna w takich kwestiach ale nie wiedziałam, że aż tak ;') Ten wasz dialog dot Thomasa jest uroczy ^^
Wiesz, jakoś wcześniej nie 'przyswoiłam' do siebie informacji, że Thomas jest bratem Kiwy- ogólnie jakoś nie przyswoiłam informacji, że te trzy narracje się kiedyś połączą 😮 A tu nagle- *du dum!* widzę Thomasa (który rozdział wcześniej gadał z Rowllens), jak gawędzi ze swoją siostrzyczką 😮 schizowe to, nie powiem Ale mega mega mega mocne :3 Czekałam na to :3 To tak jakby nagle wzmianka o ulubionym bohaterze pojawiła się w najmniej wyczekiwanym miejscu- tak się czuję jak Thomas 'nie z narracji Kimy' (do tej pory oczywiście tak było, no wiesz…) się jednak tu pojawia o.o śmiechowe ;p
Przez cały czas się śmiałam. Rozwaliłaś mnie, chociaż nie lubię aż takiej wredności u bohaterów. Rozumiem, że Herosi są trochę straszni, ale że aż tak? XD
Ash i Kiwaa~
Okej to już nie wiem czy shippować Ash i Kiwę czy Oliwiera i Kiwę XDD Chyba to pierwsze, bo bardziej mnie rozwala. Kocham shippować. SHIP SHIP SHIP THIS! ♥
Choć i tak uwielbiam najbardziej Vicky i Thomasa :”)))
Aww, ten dialog między Carmel a Wiką ♥ Zachwycił mnie i ogółem piękne XD
ASH I KIWA~ ♥
Aż zrobiłam dla Waszego opowiadania nową notatkę by wszystko pamiętać:))) piękne, kocham to opowiadanie XD
xD Raz zamiast szatyn przeczytałam szatan.. Szatan od Apolla.. Tak się śmiałam że do cherbaty wziełam łyżke do zupy… xD Pedofil!… XD
Nieźle :-). Łapie wifi w autobusie, wchodzę na rr i BUM !!
Banan na twarzy, bo fielgą trujce widzę dodaną :-D:-D:-D:-D
Genialna część, uśmiałam się. Ash ma tak cudowne wypowiedzi, ten chłód, którym zdaje się emanować jest cudowny. Oni się pozabijają *-* jak nie on i Kiwa, to wystarczy poczekać aż trafi na Vicky, czy chociażby Es 😀 Cudownie :3
Bitwa na żarcie…? Chyba każdy chciałby wziąć w niej udział ja na pewno! Kurcze, jak piszecie to we trzy, to mam wrażenie, że wy tam serio pojechałyście i ogólnie macie takie przygody, jako swoje postaci. I tak strasznie chciałabym do was dołączyć, chciałabym też się tam znaleźć poznać tych wszystkich ludzi…No ale trudno, ważne, że mogę o tym czytać ;p
I ten odwieczny problem CZYM lub KIM jest Chejron xD Pan D. idealny
Taaak, przypomniałam sobie hasło na RR *-* Wreszcie znalazłam tą głupią karteczką XD
Rozdział boski, przeczytałam od razu ale nie skomciałam bo..bo hasło
Bardzo podoba mi się postawa Kiwy. jest tak potwornie irytująca, taka mała zawadiacka laska z szczerym spojrzeniem. Fragment z Ashem, to jak się poznali najlepszy 😀 Uwielbiam to wszystko. i zgadzam się z Grupową, też chcę się przyłączyć!