Jej, lata mnie tu nie było! 😀 No ale powracam a wraz ze mną kolejna narracja Rowllens. Lepsza, słabsza? Nie wiem, postanowiłam nie narzekać na samą siebie ;p Przepraszam, że taka długa *przy nudniejszych fragmentach po prostu przewijajcie* :*
Mogłabym dać dedykację kilkuset osobom, ale leci ona do Kiry (bo Cię znalazłam), do Hestii (bo ciebie dla odmiany znowu zgubiłam) i dla Mendy (bo ty jeszcze ciekawiej- nie chcesz dać się zgubić) :*
Mam nadzieję, że Vicky jako postać wyszła w miarę okay, że nie rozwaliłam niczego. Przepraszam za błędy ;p
Liczę na komentarze, na serio! One są potwornie pomocne i miłe :3
Wasza ANNABETH24
VICKY IV
Obudziłam się leżąc twarzą w stercie wypchanych pierzem poszewek, które były potwornie wygodne..
Ojej, jak miło, mama zmieniła mi pościel na świeżą i pachnącą… O Nieee… muszę wstać do szkoły, pomyślałam jęcząc i przekręcając się na plecy, nadal z zamkniętymi oczami, zasłaniając twarz jedną z poduszek. Jak ja nie lubię tej katowni, dobrze, że wczoraj ją spali…
I wtedy przypomniałam sobie wszystko, co wydarzyło się wczoraj.
Nie tyle co krzyknęłam, co wydałam z siebie zdławione westchnienie, siadając na baczność.
Zamiast zobaczyć mój śliczny mały pokoik, w mieszkaniu dwie przecznice od mojej ukochanej placóweczki edukacyjnej, którą kochałam całym serduszkiem, ujrzałam jakiś obcy elegancki pokój wyjęty niczym z wiktoriańskiej Anglii, ale w dobrym guście. Pomieszczenie było spore z wielkim łóżkiem, na którym leżałam zaplątana w pościel, z kilkoma oknami i stołem z trzema krzesłami. Na jednym z nich siedział chłopak o czarnych włosach oraz z szelmowskim uśmiechem na ustach i przyglądał mi się z rozbawieniem. Miał na sobie te samo ubranie co wczoraj, tylko koszula była wyjęta z czarnych spodni, rękawy zawinięte nad łokcie. Krawat zniknął, tak jak resztki udawanej powagi i pedanterii. I dobrze, bo to irytowało mnie jeszcze bardziej niż jego osoba.
– Co ty mi zrobiłeś?- zawołałam od razu, opatulając się kołdrą.
Starałam się wyglądać groźnie, ale miałam dziwne wrażenie, że wyglądałam co najwyżej jak rozwścieczony kurczak. I znając życie, moja poranna fryzura zbliżona bardziej do owcy, a nie człowieka, nie pozwalała mi na poważny wygląd… Do tego czułam już te czerwone wypieki na twarzy, zapuchnięte oczy, pewnie odciśnięte marszczenia poduszki na twarzy… Tak, stanowczo nie wyglądałam groźnie, co najwyżej wzbudzałam litość i chęć wysłania SMSa o treści „Pomagam(bardzo!)”. No cóż, przywykłam.
– Co ci zrobiłem?- zapytał zdumiony Thomas unosząc brwi.- Tylko herbatę. Po śniadanie musimy wstąpić gdzieś po drodze, przykro mi.
– Ha. Ha. Ha- parsknęłam, cedząc słowa jedno po drugim, co chłopak zignorował.
– Niedaleko podobno jest mała kawiarenka, mają tam pyszne ciasto francuskie i drożdżówki. Chyba, że się odchudzasz, wtedy zawiozę cię do jakiegoś fast foodu, żebyś się wkurzyła.
Dowcipniś się znalazł. Wściekła zwlokłam się z łóżka omal nie zaliczając bliższego spotkania twarzą z podłogą, przez nogi owinięte jak mumia w prześcieradło. Jednak skończyło się tym, że jedynie klapnęłam na tyłek, ale szybko się podniosłam razem z materiałem, w który cały czas się zawijałam.
– Co my tu robimy i jak się tu znalazłam?- zapytałam gniewnie zarzucając prześcieradło na ramiona. Ku mojej ogromnej uldze, odkryłam, że jestem całkowicie ubrana. Materiałem otulałam się tylko dlatego, że było mi zimno.
– Jak chcesz być poważna, przypominasz Hagrida- zauważył, dzieląc się ze mną tym odkryciem bardzo rzeczowym tonem. No tak, przede wszystkim zwięźle i tym bardziej na temat, pojawiła się zgryźliwa uwaga w głowie, jednak zachowałam ją dla siebie.
– Dupek!- syknęłam, jednak moja ręka odruchowo powędrowała stronę brody, odgarniając kurtynę włosów z twarzy, oraz te, które się poprzyczepiały do moich policzków jak spałam.- A teraz mów, gdzie jestem i co się dzieje!
Thomas westchnął ostentacyjnie.
– Myślałem, że to już wczoraj przerabialiśmy.- Oparł nogi o krzesło naprzeciwko niego i zaczął słodzić swoją herbatę.- Ile łyżeczek?- Uniósł pytająco brwi, nie odrywając wzroku od cukiernicy.
Prychnęłam zła, że się tak zachowuje i najbezczelniej w świecie mnie zbywa, ale usiadłam na trzecim wolnym krześle, po drugiej stronie stołu i odpowiedziałam:
– Dwie.
– Nie za słodko?- spytał, ale posłodził tyle ile chciałam i przesunął w moją stronę po stole kubek z napojem o mały włos jej nie rozlewając.- No tak, nadrabiasz niedobór słodkości, rozumiem.
– Pfff- wyrwało mi się, ale złapałam naczynie i przyciągnęłam do siebie.- Jeżeli tak, to ty musiałbyś dziennie zjadać z cztery kilogramy cukru, a na razie i tak efektu nie widać- warknęłam, po czym już uprzejmiej zapytałam:- To co? Powiesz mi, co tu robimy?
– Pocisnęłaś Rowllens, nie powiem- rzucił rozbawiony, patrząc na mnie z pobłażliwym uśmieszkiem.- Przyjechaliśmy tu wieczorem, jak zaczęło się ściemniać. Pomyślałem, że wolisz wyspać się w hotelu, niż skulona na twardym fotelu w samochodzie, jak przespałaś resztę wczorajszego dnia.
Brzmiało to jak wypominanie mi czegoś, więc tylko wzruszyłam ramionami i zaczęłam powoli mieszać łyżeczką napój, nie patrząc na chłopaka. Jeżeli oczekiwał, że będę dla niego miła i przestanę traktować jak do tej pory, to się mylił. Nadal byłam na niego wściekła, że mnie porwał i nie chce powiedzieć, gdzie mnie zawozi…
Przepraszam! Tłumaczył mi. Ale chyba nie myślał, że uwierzę w bajeczkę o greckich bogach i jakimś ’obozie’. Niech się wali, miałam prawo wiedzieć, prawda?
– Przeniosłem cię tutaj jak kupiłem jedną noc- ciągnął poprawiając się na krześle.- Masz cholernie twardy sen; nie obudziłaś się nawet, gdy położyłem cię na schodach, żeby otworzyć drzwi do pokoju. No, tak dokładniej to wypadłaś mi z rąk i byłem pod wrażeniem, że nadal nie kontaktowałaś.
– Upuściłeś mnie na schodach?!
– Od razu upuściłeś- wywrócił oczami, ale zignorował fakt, że czekałam na wytłumaczenie tego niedopatrzenia, które wyjaśniało powstanie siniaka na prawej łydce i ciągnął:- Zdjąłem ci tylko te dziwne skarpety za kolano…
– To są zakolanówki- prychnęłam urażona, jednak delikatnie uśmiechnęłam się.
– Mniejsza o to. Po prostu nie chciałem ryzykować życia i dotykać czegokolwiek innego, żeby ci się wygodniej spało.
– Słusznie- mruknęłam i przyłożyłam kubek do ust.- Powiedz mi tylko, że spałeś obok mnie, to i tak zginiesz.
– Stać mnie na dwa pokoje Rowllens, nie jestem aż taki skąpy- wywrócił oczami pobłażliwie, odstawiając pusty kubek po swojej herbacie na stół.- A teraz pakuj się i jedziemy dalej. Na obiad będziemy na miejscu.
O i tu się pojawił pewien problem. Thomas miał inny pomysł na życie i ja zupełnie inny. Zaczynając na tym, że nie miałam zamiaru dać się wcisnąć do tego śmierdzącego nowością i luksusem auta, a kończąc na tym, że chciałam znaleźć się jak najdalej od psychopaty z sokołem na sumieniu. Jednak na szczęście spodziewałam się, że chłopak będzie chciał wywozić mnie do tej swojej sekty, więc zdążyłam już wymyśleć co powinnam zrobić i spokojnie przeciągnęłam się na krześle.
– Nie pojadę z tobą nigdzie- ziewnęłam, przybierając współczujący wyraz twarz.- Zadzwonię w recepcji na policję i odwiozą mnie do domu. A ciebie do wariatkowa.
Widzicie? Miałam rację- jak jest ciężki moment nigdy nie należy panikować. (Tak, powiedziała ta, która wczoraj siedziała spokojnie a nie biegała po pustkowiu histeryzując.) Najgorsze było, los przyniósł jakieś szanse, z których trzeba skorzystać. Jesteśmy w hotelu? No cudownie, w każdej nawet największej ruderze jest choć jeden telefon! A ten hotel wyglądał na nie najgorszy, więc nie zdziwiłam się widząc telefon już przy półce nocnej.
Thomas jednak zamiast ogłuszyć mnie lub siłą wywlec z tego pokoju, wywrócił oczami, wzdychając znudzony.
– Chica, mówiłem ci już- skoro wiesz kim jesteś, jesteś zagrożona.
– Od szesnastu lat wiem kim jestem i moim jedynym zagrożeniem była deprawująca szkoła i zidiociali znajomi- odparowałam.- I dopiero od wczoraj nie wiem kim jestem i to przez ciebie.
– Rozumiem. Wiele kobiet przy mnie zapomina kim jest. A teraz się pakuj.
– Nie- fuknęłam zirytowana jego tonem. Mówił o tym niczym o prognozie pogodny, jakby wiedział, że prędzej czy później i tak mu ulegnę. Nie, ja nie miałam takich planów! Nie pojadę z tobą, prędzej zjem tą łyżeczkę.- Pomachałam mu metalowym sztućcem i ostentacyjnie, z brzdękiem odłożyłam ją na stół. Thomas ścisnął cynicznie wąskie usta, ale jednak kiedy się odezwał, mówił bardzo spokojnie.
– Rowllens, naprawdę po tym co ci pokazałem wczoraj, nadal mi nie wierzysz?- westchnął zblazowany.- Przecież to nie było normalne, ja na twoim miejscu chciałbym to wyjaśnić.
No i tu mnie miał. Ciekawość. Czy chciałam się dowiedzieć? Oczywiście. Nawet powoli zaczynałam chcieć pojechać z nim dalej, byleby wyjaśnić tą sprawę. Oczywiście bałam się, że to co tam zastanę to będzie coś strasznego, jakiś obóz, więzienie czy sekta, ale jednak…
Wściekła, że jednak coś we mnie dało się przekonać podwinęłam nogi pod siebie, siedząc na krześle po turecku. Rytmicznie wybijałam paznokciami melodię na ściance kubka z herbatą. Nie mogłam tak po prostu się zgodzić, wiedziałam, że to by było idiotyczne. No ale jednak już teraz miałam wyrzuty sumienia, że to może być prawda i ominie mnie świetna zabawa. Coraz poważniej rozważałam dalsze praktykowanie złotej zasady Rowllens: „Rób głupie rzeczy, w końcu i tak się z nich wywiniesz”. Na komisariacie się sprawdziło? Tak. Gdybym teraz zbiegła do recepcji i wezwała policję? Tak, i z tej sytuacji zwiałabym cała i zdrowa. Więc czemu nie zaryzykować…?
– Czy istnieje coś, czym możesz mnie zapewnić, że jak pojadę tam i nie uwierzę, to odwieziesz mnie do domu?- zapytałam rzeczowo po chwili milczenia.
– Tak.
– Hmm, no uroczo. A może konkretniej…?
Thomas uśmiechnął się pod nosem, kręcąc z rezygnacją głową.
– Mogę ci przysiąc na Styks- oznajmił, a gdy zauważył cyniczne spojrzenie spod uniesionych brwi zaśmiał się krótko i wyjaśnił:- Jak jakikolwiek heros złamie taką przysięgę umrze w jakieś pół sekundy.
– Ta, jak ja policzę do dziesięciu od tyłu to ulęgnę autodestrukcji- skwitowałam przekrzywiając głowę w geście niedowierzania, pokazując mu, mój stosunek do tego absurdu.- Skąd mam wiedzieć, że ta przysięga to nie bujda i nie mam gwarancji, że potem mnie odwieziesz.
– Tu akurat musisz mi zaufać. Przysięgam na Styks, że jeżeli nadal nie będziesz wierzyła to odwiozę cię do twojego domu. No i jeżeli chcesz gwarancji, to mogę co najwyżej obiecać na Styks, że przysięgą na Styks jest autentyczna. Przez chwilę nie odzywałam się, patrząc na niego z niechęcią i konsternacją.
– Nie mam czego pakować, możemy jechać- mruknęłam w końcu i również dopiłam herbatę.- Mój plecak zostawiłeś chyba w samochodzie.
– Mądra decyzja- oznajmił Thomas uśmiechając się szeroko.
Zignorowałam go i fakt, że pozwoliłam się przekonać, choć miałam do tego nie dopuścić. Odrzuciłam prześcieradło którym się opatulałam na łóżko i jako tako je pościeliłam. Ogólnie nie musiałam nic brać z tego pokoju, więc mogliśmy już iść.
– Dobra. Wciągaj pończochy, Rowllens; czekam w samochodzie- posłał mi przesłodzony uśmiech i podniósł się z krzesła.
Nadal miał na sobie czarne spodnie, koszulę już nie wsadzoną w nie, tylko wyjętą na wierzch i nie dopiętą pod szyją. Thomas zabrał z oparcia krzesła czarną marynarkę i ruszył do drzwi. Znowu wyglądał jak jakiś tajny agent z tanich filmów szpiegowskich.
– Możesz przestać mówić na mnie Rowllens? Wolę Victoria. Vicky- zapytałam go, kiedy był już przy wyjściu. Odwrócił się twarzą do mnie – jego kąciki ust niebezpiecznie drgały.
– Nie lubisz tego, Rowllens?- zapytał, a ja pokręciłam głową.- W takim razie nic ci na to nie poradzę. Rowllens brzmi o wiele lepiej i bardziej seksownie niż Vicky.
Kiedy po raz pierwszy Thomas omal nie wypadł z jezdni, skręcając na ostrym zakręcie, zaczęłam się po raz setny poważnie zastanawiać co ja robię w tym samochodzie. Jednak kiedy omal nie przejechał jakiegoś rowerzysty, pomyślałam, że na pewno nie powinno mnie tu być.
Ten facet jeździł jak chciał. A wcześniej zachowywał pozory, ściemniacz jeden… Co prawda, nie licząc popisywania się i obracania samochodu w miejscu na zakrętach oraz lekceważenia znaków drogowych, nigdy bym nie przypuszczała, że Thomas nie ma prawa jazdy. Jeździł w miarę okej, nie szarpał samochodem jak przyspieszał, płynnie hamował. Podsumowując jeździł jak pirat drogowy ale z umiejętnościami. Pewnie inny facet nazwał by te akty próbne samobójstwa i mojego zabójstwa, ‘niezłymi driftami’ albo ‘fajowskimi trikami’ ale ja jednak byłam kobietą i takie rzeczy jedynie mnie irytowały.
Jednak mimo złudnego komfortu jazdy było dość nudno. Chłopak przez większość drogi milczał, co jakiś czas czułam na sobie jego spojrzenie. Może nie odzywał się dlatego, że nawet jak próbował, ucinałam tą próbę nawiązania ze mną kontaktu, grubiańskimi docinkami i marudzeniem…? Po prostu miałam dosyć, nie czułam potrzeby zacieśniać więzi z moim porywaczem. Jednak za każdym razem, gdy się odwracałam, by go na tym przyłapać, uciekał swoimi brązowymi oczami na jezdnie.
– Głodna jestem- oznajmiłam mu, kiedy właśnie prawie nie wypadł z drogi, popisując się swoimi umiejętnościami kierowcy rajdowego. Pff, typowy facet.
Thomas mruknął coś pod nosem, że jest niedoceniany. Jednak nie dał po sobie poznać, że jest zły, że nie skaczę z radości po każdym jego kaskaderskim popisie. Oho- już się do tego rwę. A jak przez to umrzemy, to osobiście pierwszą rzeczą, jaką zrobię w zaświatach, to wynajmę samochód i go rozjadę. O, albo dla lepszego efektu wypożyczę traktor. Ewentualnie kombajn albo kosiarkę.
– Wolisz hot doga na stacji benzynowej, czy zatrzymać się przy jakimś sklepie, żebyś kupiła sobie jabłko?- zapytał, spoglądając na mnie. Najgorsze było to, że mówił całkowicie poważnie.
– No wiesz co?- żachnęłam się.- Jak już mnie porwałeś, to może przynajmniej wysiliłbyś się i zabrał mnie do jakiejś kawiarni, albo chociaż piekarni po świeże drożdżówki!
Thomas stłumił śmiech i tylko uśmiechnął się szeroko.
– Rowllens, to nie jest wycieczka krajoznawcza. ‘Wysilać’ się będę na miejscu- dodał, patrząc na mnie i uśmiechając się dwuznacznie.
-Spróbuj tylko.
– Nie omieszkam- wyszczerzył się, a ja podrapałam po policzku od jego strony, by zamaskować niechciane wypieki.
Wada bycia mną- choć mnie nie rusza wiele rzeczy, zawsze robiłam się czerwona gdy słyszałam komplement albo inny znaczący tekst. Nawet kiedy szłam do dyrektora co każdą lekcję geografii, miałam wypieki na policzkach, choć czułam się jakbym zaraz miała zasnąć z braku atrakcji. Taka wada. Dlatego nie myślcie sobie, ze uwaga Thomasa jakkolwiek na mnie wpłynęła. Po prostu moje policzki żyją własnym życiem
– Ja cię odholowuję w jedyne bezpieczne miejsce dla ciebie, nie mamy czasu na kupowanie drożdżówek i picia kawy w kawiarenkach.
– Nie lubię kawy- oznajmiłam, patrząc na niego wilkiem- A jakaś przerwa by się przydała.
– Zrobimy tak: teraz kupisz sobie hot doga na stacji benzynowej- powiedziała chłopak, ale szybko mu przerwałam.
– Po hot dogach wraca mi choroba lokomocyjna.
– To lepiej nie. No to jakąś kanapkę. A w Obozie Herosów dam ci do jedzenia co będziesz chciała.
– Na pewno?- skrzyżowałam ręce i uniosłam pobłażliwie brwi. Nie mogłam omieszkać, żeby nie dodać czegoś niedorzecznego, aby złapać go za słówka.- Nawet jak zażyczę sobie krewetki, tarty, kałamarnice i inne cuda, to też dostanę?
– Oczywiście- Thomas pokiwał głową i uśmiechnął się delikatnie- W Obozie wszystko jest za darmo.
Słysząc to, od razu stwierdziłam, że to najpiękniejsze miejsce na świecie. Oczywiście, jeżeli tylko jest prawdziwe, a nie mój nowy kolega – Thomas syn Tanatosa – sobie tego miejsca nie wymyślił.
– A jeżeli uznasz mnie za wariata i nadal nie będziesz chciała uwierzyć, tak jak obiecałem, odwiozę cię do domu- odrzekł, patrząc na mnie z politowaniem.- Choć wątpię, czy nadal będziesz taka nieufna, jak zobaczysz to wszystko. Już chyba mi wierzysz odkąd kazałaś uśmiercić tego sokoła.
– Wcale nie kazałam!- oburzyłam się.- I nie, nadal mam cię za psychopatę.
– Owszem, kazałaś sobie udowodnić- powiedział spokojnie, znowu odwracając głowę w moją stronę.- To twoja wina.
Wywróciłam oczami. No dobrze, może to i była moja wina. Ale tak tylko w jednym procencie… To tak czy inaczej, on chyba nie oczekuje ode mnie, że się przyznam! Dlatego zostałam przy wersji, że to była tylko i wyłącznie jego wina. Bo była.
– No i jak będę cię odwoził, bo będziesz tak uparta, że nic cię nie przekona…- zaczął i rzucił mi takie spojrzenie, które mówiło, że ewidentnie śmieszy go moja postawa.- To wtedy staniemy w jakiejś kawiarence i kupisz sobie kawę.
– Nie lubię kawy- przypomniałam mu, uśmiechając się leciutko.
– No to czekoladę z bitą śmietaną.
– Tego też nie lubię- mruknęłam, uśmiechając się szerzej. Thomas wywrócił oczami.
– To co tam lubisz, Rowllens. O ile cokolwiek lubisz- powiedział i wyłączył silnik.
Zdumiona wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że stoimy na parkingu obok jakiejś stacji benzynowej. Thomas wyjął kluczyki ze stacyjki, zakręcił nimi na palcu i wysiadł. Nic nie mówiąc wypięłam się z pasów i zaczęłam wsuwać na nogi trampki, które zdjęłam do podróży, żeby było mi wygodniej. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy drzwi same otworzyły się.
– Wysiadaj Rowllens, nie będę czekał na ciebie całego dnia- usłyszałam głos Thomasa nad sobą. Chłopak jedną ręką przytrzymywał mi drzwi od samochodu, które przed chwilą otworzył, a drugą dłonią trzymał już papierosa. Wyglądało to bardzo seksownie, nie powiem…
Nie, stop, wcale tak nie wyglądało; ludzie z urojeniami nie mogą wyglądać seksownie!
– Chcę czekoladowego muffina i colę- oznajmiłam, podnosząc głowę, by na niego spojrzeć.- A potem masz być dla mnie miły i przestać traktować pobocza, jako drugiego pasa jezdni, zrozumiano?
– Nie pozwalasz, sobie przypadkiem na za dużo?
– Pozwalam sobie na za mało, jak już- oceniłam rzucając mu oskarżycielskie spojrzenie, stając przed wejściem do kafejki i czekają, aż Thomas otworzy mi drzwi. Kiedy to zrobił, wmaszerowałam do środka z dumnie uniesioną głową.
Thomas kupił mi tego nieszczęsnego muffina, do tego litr wody, bo jak to pięknie określił…„Nie będę szukał wodopoju w lesie, jak zachce ci się pić.”. No tak, jeszcze by się zmęczył. Do tego naciągnęłam go na kolorowy magazyn. Wiecie, jakiś taki głupi z najnowszymi plotkami, takimi jak, że Cameron Diaz została zaproszona na urodziny psa swojej przyjaciółki. Wszystko było pięknie, kiedy wróciliśmy do samochodu, jednak potem zaczęły się komplikacje.
Po pierwsze, muffin okazał się z wiśniowym nadzieniem, a ja nie lubię nadzienia. Po drugie, ku uciechy Thomasa, gdy tylko otworzyłam wodę, oblałam się. (Nadal nie wiedziałam, czy był taki szczęśliwy, bo wyglądałam jak Miss Mokrego Podkoszulka, czy cieszyło go po prostu moje nieszczęście… oby to drugie…) Głodna, mokra i wkurzona, bo ten kretyn ośmielił się zaśmiać z mojego pecha, zaczęłam szukać pocieszenia w pisemku, ale okazało się, że to wcale nie był katalog o durnych plotkach show-biznesu, tylko gazetka o wystroju wnętrz. No, przepraszam- osiem ostatnich stron było o eco butach oraz ubraniach z foli aluminiowej. Tego zdzierżyć już nawet ja nie potrafiłam.
– Oj Rowllens, pomyśl sobie, że gorzej być już nie może- zauważył Thomas, uśmiechając się ironicznie.- Jedziesz sobie jednym z lepszych samochodów na współczesnym rynku, za kierownicą ideał faceta a wokół żadnej konkurencji.
– Ta, na razie jest cudownie- prychnęłam odrzucając magazyn na tylne siedzenia.- A co do tego ideału miałabym pewne zastrzeżenia. Daleko jeszcze?- zapytałam ponownie, chyba ósmy raz w ciągu tego kwadransa.
– Nie. Właściwie, to wysiadamy.
Uniosłam zdumiona brwi, bo Thomas skręcił na pobocze i zatrzymał pracę silnika. Wyjął kluczyki, a następnie schował je do kieszeni spodni. Potem sięgnął po swoją marynarkę.
– Wysiadaj chica, reszta spacerkiem.
Po czym wysiadł z samochodu. Spróbowałam zrobić to samo, ale drzwi były zablokowane. Z cynicznym uśmiechem, patrzyłam jak chłopak obchodzi samochód i otwiera mi wyjście.
– Specjalnie zamykasz od wewnątrz prawda?- spytałam go, wychodząc z samochodu.- Żebym nie zdążyła sama ich otworzyć, tak?
– Może- posłał mi szeroki uśmiech, po czym jak gdyby nigdy nich, obrócił się na pięcie i zaczął kroczyć przez trawę, którą rosła bo obu stronach już nie asfaltowej, ale jednak nadal porządnej jezdni.
– A samochód?- zawołałam w jego stronę. Chłopak, obrócił się przed ramię, cały czas idąc przed siebie.
– Nie jest mój. Kiedyś go znajdą i zwrócą właścicielowi. Chyba.
Popatrzyłam się na niego zdumiona. Chyba pierwszy raz słyszałam taką odpowiedź, ludzie z mojego środowiska pewnie zaczęli by panikować ale nie ja. Mi to się aż za bardzo spodobało…
– Poza tym Rowllens, istnieje o wiele więcej marek samochodów, które mogę mieć gdy mi się zachce- dodał, kiedy dogoniłam go i próbowałam wyrównać z nim krok.
Był wyższy, więc robił o wiele dłuższego kroki niż ja, ale mimo to nie zostałam w tyle.
– Jak to robisz?- zapytałam, zarzucając swój szkolny plecak na ramie. Nie miałam w niej co prawda żadnych wartościowych rzeczy, ale jednak były tam jakieś drobiazgi.
– Uśmiercam myślą ich właścicieli- rzucił beztrosko.
Cóż, trochę mnie przytkało i rzuciłam mu przerażone spojrzenie, ale on widząc moją reakcję zaniósł się szczerym śmiechem, nadal idąc w górę wzniesienia. Dopiero po chwili zdumienia odkryłam, że to żart. Chłopak szedł przed siebie, kierował się na jedno ze wzgórz, na którym rosła jakaś choinka. Ale nie wiem, czy to choinką, czy nie, bo z biologii szło mi tylko troszeczkę lepiej niż z geografii… Czyli nadal fatalnie.
Kiedy wreszcie doczłapałam się na to nieszczęsne wzgórze, odkryłam, że nie mam kondycji. Thomas też to odkrył i nie omieszkał co pięć sekund mi to wypominać. Jednak kiedy wreszcie, dumna z siebie, już miałam dopaść pnia drzewa, żeby się o niego oprzeć, zobaczyłam, że wokół sosny oplata się… O kurde, czy to był smok?!
Podskoczyłam jak oparzona wrzeszcząc, na co Thomas szybko chwycił mnie i odciągnął na bok, zasłaniając mi usta ręką.
– Ciszej, chcesz go obudzić?- syknął. O w mordę jeża, on był poważny; nie przewidziało mi się! To był SMOK!
Pokręciłam głową. Raczej nie chciałam, tego cielaka budzić. To coś, co leżało kilka metrów ode mnie i tak wyglądało wystarczająco nie realnie, żeby było prawdziwym. A co dopiero, jeżeli Thomas mówi, że to coś śpi! To co pomyślałam, nie miało zbytnio sensu, ale przekaz był jeden- to był SMOK. A smoki nie istnieją. Niech mi jeszcze powie, że jak się obudzi, to zacznie zionąć ogniem i zjadać barany z pobliskiej wioski!
– Fajny ten smok, nie? Zobacz, leci mu dym z nozdrzy, chyba cię polubił- uśmiechnął się Thomas w moją stroną, a ja kurczowo chwyciłam jego ramie. Było mi słabo. Chłopak widząc moją reakcję zaśmiał się schylając po mój plecak, który upuściłam. Przewiesił go sobie przez ramie.
– Bardzo. To coś powinno po pierwsze zostać uśpiona, a po drugie trzymanie tego czegoś, na pewno jest karalne, albo przynajmniej nie legalne. Więc ciebie też powinno się uśpić, ewentualnie zamknąć. Wolę uśpić.
– On nie jest mój- zaprotestował.- Jeszcze mnie aż tak nie pogięło, żeby hodować smoka.
– Nie? A wyglądasz na takiego, co ma ich całe ranczo!
Thomas prychnął rozbawiony i pociągnął mnie w dół górki. Oszołomiona, widokiem SMOKA dopiero teraz zauważyłam, gdzie idziemy.
– O cholera, wioska smerfów- jęknęłam.
Przede mną rozpościerała się dolina, widać było jezioro, którego tafla migotała odbijając promienie słońca, po drugiej stronie rosły też drzewa, tworząc szeroki las. Jakieś antyczne budowle, coś co wyglądało jak starożytny teatr, Colosseum, kilkanaście małych, ale zupełnie różnych od siebie budowli, które wyglądały jak domki letniskowe. Wszędzie jeszcze pola truskawek i biegające dzieciaki w moim wieku. Kiedy zobaczyłam, że nad lasem, nie lata ogromny orzeł, jak sądziłam do tej pory, tylko skrzydlaty koń, nogi się pode mną ugięły. Sturlałabym się z górki, gdyby nie Thomas, który mnie prowadził a ja kurczowo trzymałam go za ramię.
– Rowllens, zaczynam podejrzewać, że już nie jesteś taka nie do przekonania- mruknął, podśmiewając się z mojej reakcji. Palant. Nie ładnie śmiać się z przestraszonych i oszołomionych ludzi.
– To źle podejrzewasz- ucięłam ostro. Choć zaraz potem na nowo pobladłam, odkrywając, że na tych koniach siedzą ludzie.- To efekty uboczne choroby lokomocyjnej.
Chłopak poprowadził mnie w dół, potem między polami truskawek. Cały czas nawijał mi, gdzie jestem, dlaczego i po co. Oczywiście, ja już to wiedziałam, bo tą samą gadką uraczył mnie w samochodzie. Tylko teraz, to co innego, bo wtedy uważałam go za wariata, natomiast teraz, ja to wszystko widziałam i nawet wierzyłam. Nie cofam- nadal nie byłam ani trochę przekonana.
Zrozpaczona i zdezorientowana szłam obok niego, trzymając się jego ramienia, żeby nie upaść. Z otwartymi szeroko oczami, bezwiednie dałam się prowadzić i tylko wpatrywałam się na wszystko co jest wokół. Chyba jeszcze nigdy w życiu nic mnie tak nie zszokowało. A było tego wiele- zaczynając od budowli, wyjętych z przeszłości, a kończąc na ludziach, którzy biegali sobie wesoło wszędzie, ale mieli zamiast tyłka i nóg, futro i kopyta. Wyglądali, jak satyrowie, jednak każdy inteligentny człowiek, taki jak ja, wie, że satyrowie to bujdy z greckich mitów. No, a przynajmniej dopóki ich nie zobaczy… A do tego te latające bydło nad moją głową… O matko, błagam, powiedz mi, że nadal jestem zdrowa umysłowo!, jęczałam w swoich myślach, wytrwale powtarzając, że to zwidy.
– Rowllens, zamknij buzie i uważaj, bo zabijesz się na tych schodach- westchnął Thomas.
Nawet nie zauważyłam, jak dotarliśmy do największego z budynków i właśnie wchodziliśmy na werandę. Tam, przy stole siedział niezbyt chudy mężczyzna, w bermudach oraz hawajskiej koszuli w lamparcie cętki. Gustownie… Mężczyzna grał sam ze sobą w karty. Znaczy się- tak jakby. Jedną talię kart trzymał w swoich dłoniach, natomiast drugi plik kart unosił się w powietrzu naprzeciwko niego. Wiecie- taki niewidzialny przeciwnik. Choć nie, pewnie nie wiecie, bo tylko mi przytrafiają się takie rzeczy.
Thomas wprowadził mnie po schodach i zatrzymał się przed stołem. Mężczyzna w seksownej koszuli, nawet nie uniósł głowy, tylko odłożył jedną z kart na stół i melancholijnie westchnął:
– Zmieniam na trefle.
Chłopak odchrząknął, co niewiele dało, bo przystojniaczek nadal zaspanym spojrzeniem gapił się na talie kart.
– Panie D. chciałem tylko oznajmić, że już wróciłem i mam tą heroskę, która uruchomiła zegar w szkole. Wie pan, ten tajny mechanizm w razie zagrożenia, który…
– Owszem, wiem- przerwał Thomasowi, ten cały Pan D.- Kim jest ta dziewczyna?
Wytrzeszczyłam oczy, nie wiedząc co mam powiedzieć. Jednak szybko zatrzepotałam rzęsami i jak najmilej umiałam oznajmiłam:
– Dzień dobry, nazywam się Victoria Rowllens, miło mi pana poznać.
– Nie jak się nazywasz, tylko kim jesteś- prychnął facet, odkładając karty na stół i przekręcając się na krześle tak, żeby siedzieć do nas przodem. Nie do końca zrozumiałam, co miał namyśli pytając się kim jestem. Przecież mu właśnie odpowiedziałam. Zdenerwowana i oszołomiona tym co się dzieje, nie miałam siły zwalczyć w sobie ochoty powiedzenia mu o czym myślę więc wypaliłam:
– Naturalnie. Sądzę, że jestem dziewczyną, którą porwano i zatruto, bo widzi lewitujące karty do gry, oraz nastolatków z nogami kozłów- zauważyłam, przybierając pełen politowania i dawkowany ton.- Nie mówiąc o nielegalnych zwierzętach, które powinny wyginąć, nie wspominając już o tym, że nie powinny istnieć WCALE oraz latających krowach.
– Nieuznana- wtrącił szybko Thomas, trącając mnie łokciem i patrząc na mnie w sposób, który oznaczał tylko jedno: że mam się zamknąć.
– Świetnie, zaprowadź ją do Hermesa- Pan D. wzruszył ramionami i wrócił do swojej gry.
– A co do latających krów- uniósł na chwile głowę, rzucając mi jedno baczne spojrzenie.- Uwierz mi, dziewczyno, nie chciałabyś ich widzieć.
Thomas pociągnął mnie jednak w stronę schodów, zanim zdążyłam tego modnisia w cętkach nauczyć manier. A poza tym, miał rację- nie, nie chciałam widzieć latającego bydła. A mimo to właśnie je widziałam i mało tego! Latało mi nad głową!
– To był Dionizos- oznajmił, a ja nagle miałam ochotę mu podziękować, że nie zaczekał, aż zacznę wyzywać boga. Ej, co? Dionizos? Bóg? To on istnieje?! W sensie Dionizos!
– Ten Dionizos?- spytałam otwierając szerzej oczy.- Ten z mitologii greckiej, to był on?
Thomas kiwnął głową i uśmiechnął się, widząc moją minę. Mnie tam do śmiechu raczej nie było. Nie co dziennie poznaje się boga greckiego. W tamtej chwili myślałam tylko, że nie powinien istnieć a ja nie powinnam w ogóle myśleć o takich rzeczach! Powinnam siedzieć w parku z koleżankami i najdziwniejszą rzeczą o jakiej mogłabym rozmyślać to to, czy jutro zwiać z klasówki z matmy! A nie o Dionizosach i innych… On nie powinien się ubierać jakoś dostojniej? No wiecie, ksywka boga jednak zobowiązuje, nie uważacie? Cóż, nie mówię, że powinien biegać w prześcieradłach, pół nagi czy nawet nagi, tak jak na tych freskach i obrazach. O nie, tego nawet bym nie chciała! Ale strój przeciętnego Amerykanina na wakacjach w tropikach, jakoś mało kojarzył mi się z bogiem… Który z resztą nie istnieje i nie mam czym się martwić.
– To nie jest ten Dionizos- oznajmiłam po chwili.- Dionizos nie istnieje.
Szłam za Thomasem, kiedy w końcu dostaliśmy do jakiegoś trawnika, na którym stały posągi bogów, fontanna, a nawet małe ognisko. Dookoła, niczym na bazarze, oddzielone od trawnika piaszczystą ścieżką, stały budowle. Jednak nie były to sklepy, jak byłoby na straganie, jednak domki letniskowe. Każdy inny, dosyć…nietypowy. No przepraszam, czy codziennie widuje się drewniany budynek z trawnikiem na dachu i cały zakryty kwiatami? Albo z głową dzika i otoczony drutem kolczastym a dookoła porozrzucane przeróżne maszyny tortur i jakieś miecze i tasaki? Podpowiem- nie, to stanowczo jest niecodzienny widok. Chyba, że mieszka się w centrum dowodzenia nieletnich morderców. Oh tak, teraz to na pewno tu zostanę!
Thomas przez cały czas objaśniał mi, o co chodzi z tymi numerami oraz nawijał coś o tym, że bogowie greccy mieli wiele kochanek i trochę za mało kręgosłupa moralnego, bo niektórzy mają z dwadzieścia dzieciaków w tym samym wieku, a to na pewno nie wszyscy ich potomkowie z całego świata. Mało pocieszająca myśl, że mój ojciec (bo nie przyjmuję do wiadomości faktu, że moja mama nie jest moją mamą), będzie mnie traktował jak jedną z tysiąca swoich córeczek.
Tak tatku. Nie licz na prezent z okazji dnia ojca. Zapomnij. Poproś innego swojego bachora. No, chyba, że pogadamy o kieszonkowych… „STOP!” skarciłam się w głowie. Przecież nie wierzyłam w to wszystko, dlaczego w ogóle coś takiego było moim problemem do rozmyślania?!
Mój przewodnik zatrzymał się przed najprostszym z tych domków letniskowych i z uśmiechem obrócił się, stając przede mną.
– Czemu stajemy?- spytałam.- Tu mieszka to moje całe rodzeństwo?
– Yhym- mruknął, kręcąc głową.- Oto domek Hermesa. Tu mieszkają nieuznani oraz dzieciaki Hermesa. Wiesz, to patron podróżników, więc ci, którzy przybywają tutaj, mogą zawsze u niego znaleźć nocleg.
– To ja jestem czyją córką? O ile jestem a moje pojawienie się tu nie jest pomyłką.
– Nie może być przeszłaś granicę obozu więc na sto procent jesteś herosem. Widzisz to wszystko, więc musisz być.
– Przyjmijmy tą wersję- jęknęłam, bo musiałam przyznać: trudno mi było zaprzeczyć. Jednak to mogła by być tylko wymyślona i wiarygodna bajeczka a pod doskonałymi hologramami nieistniejących stworzeń i zmyślnych budowlach, jakieś zrzeszenie wariatów.
– Kto jest moim rodzicem?- zapytałam melancholijnie.- Och nie, czekaj- westchnęłam, kiedy uświadomiłam sobie, że znam odpowiedź na moje pytanie.- Cały problem w tym, że nie wiadomo, kto jest moim rodzicem i dlatego będę mieszkała tu, tak?
Niepewnie zerknęłam na tenże domek. Wyglądał zachęcająco. Już przez okna, widać było, że na karniszach zamiast firanek Wisza czyjeś spodnie, a w doniczkę powbijane są ołówki, na które ktoś artystycznie ponadziewał całe sterty śmieci i odbijających światło kolorowe papierki po cukierkach. Nie no, to akurat było bardzo przemyślane, muszę znaleźć pomysłodawcę.
– Brawo, chica– Thomas uśmiechnął się szeroko.- Ja na przykład byłem uznany od razu. Może dlatego, że uśmierciłem myśleniem niechcący jednego kota na balkonie sąsiadki. Biedaczek nie dość, że umarł, to jeszcze zleciał z piątego piętra.
– O cholera- jęknęłam, ale zaraz potem dodałam:- Nigdy nie lubiłam kotów.
– Ja też- oznajmił, siląc się na krzywy uśmiech.- Ale to nie powód, żeby je zabijać. Choć ten pers był wyjątkowo paskudny. Robił sobie kuwetę w doniczkach z pelargoniami mojej mamy. Jednak już więcej nikogo tak nie potraktowałem.
– Nie zapominaj o tym sokole- przypomniałam mu.
– No tak. Widzisz, jak na mnie działasz Rowllens? Drugie morderstwo w moim bardzo długim życiu. Pierwsze przez kota, a drugie przez ciebie.
Mimowolnie, poczułam, że robię się czerwona. Thomas wyszczerzył się łobuzersko, widząc to. Jednak nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.
– No tak. Bardzo optymistyczna wizja- mruknęłam siląc się na ironie i na opanowanie, co nie było trudne.- Działam na ciebie jak kot sąsiadki, załatwiający się w kwiaty na balkonie.
Chłopak odchylił głowę do tyłu śmiejąc się. Teraz kiedy staliśmy bok siebie, mogłam dokładniej stwierdzić, że był ode mnie wyższy o pół głowy. Może trochę wiecej.
Spojrzałam na moje przyszłe mieszkanie. Właśnie wypadł z niego jakiś chłopak, potykając się na trzech schodkach przy domku. Miał domalowane bokobrody i mono brew czarnym markerem, co było fatalnym zestawem z jego blond, trochę mysimi włosami. Zaraz za nim, wybiegła szczupła dziewczyna z długimi blond, bardzo jasnymi włosami. Goniła go, krzycząc coś o męskim poczuciu honoru i innych bzdurach. Jednak zatrzymała się w połowie kroku widząc mnie i Thomasa. Rzuciła chłopakowi przelotne spojrzenie i całą uwagę skupiła na mnie. Thomas przeczesał swoje długie czarne kudły, odgarniając te, które wpadły mu do oczu.
– Amy, Victoria Rowllens- przedstawił mnie, kiedy blondynka podeszła do nas, nadal przyglądając mi się badawczo.
– Amy Estrllia.- Dziewczyna wyciągnęła szczupłą dłoń i uścisnęła moją.- Jesteś nowa. Miło poznać.
To nie było pytanie, ale i tak skinęłam głową. Blondynka uśmiechnęła się promiennie, poprawiając bluzę i wskazując skinieniem ręki na owy domek nr 11.
– No to chodź, pokarzę ci jak przeżyć.
Jedno Amy trzeba było przyznać. Zawsze pojawiała się kiedy chciała i odchodziła też. Tak jak wtedy, posłała mi ostatnie ciepłe spojrzenie i nie czekając na cokolwiek z mojej strony, obróciła się na pięcie, aż jej włosy załomotały wokół zaokrąglonej twarzy i wyprostowana weszła do mieszkania, nie zadając sobie trudu by zamknąć drzwi z których chwilę później wyleciała czyjaś poduszka.
Trafiłam do wariatkowa, byłam pewna.
– Wracamy- oznajmiłam Thomasowi, stając przodem do niego. Chłopak uniósł rozbawiony brwi i jeden kącik ust.
– Tak szybko?
– Tak- powiedziałam, energicznie kiwnąwszy przedtem głową. Przez chwile panowała cisza, żadne z nas nic nie mówiło. Ja z pewną miną czekałam na realizacje danej mi przysięgi, a Thomas przypatrywał mi się badawczo. Po chwili posłał mi szatański, pełen zawiści ale też wesoły uśmiech.
– Nie uśmiechaj się, tylko chodź- wytknęłam mu.
– Nie. Nigdzie nie idziemy. Nie odwiozę cię.
W pierwszej chwili słyszałam to co chciałam usłyszeć czyli „Dobrze Rowllens, idziemy” więc z gracją zrobiłam jeden krok w prawą stronę. Zamarłam, kiedy pojęłam co tak naprawdę chłopak powiedział.
– Słucham?- Nie brzmiałam rozpaczliwie, ani podle. Nie brzmiałam wcale.
– Nie odwiozę cię- powtórzył, ograniczając uśmiech do sarkastycznego grymasu pełnego euforii.
– I czemu nie umarłeś?- mruknęłam, zdając sobie sprawę jak łatwo dałam się wykiwać i jak bardzo naiwna byłam. Po raz setny przyjęłam, że każdy miał ten sam system wartości i kodeks moralny co ja, więc ślepo poleciałam po własnych zasadach.
– Przysięgałem ci, że cię odwiozę jak nie uwierzysz.
Nie odpowiedziałam. Nie byłam nawet zła, byłam wściekła, że miał rację. Byłam tak bardzo wściekła, że dałam się nabrać na sprytnie ułożoną obietnicę. Ale przede wszystkim wnerwiłam się na to, że wyszło na jego. Bo niestety, miał tą cholerną rację.
– Właśnie- fuknęłam z frustracją, ale tylko dlatego, że mnie skutecznie zablokował.- Więc chcę teraz do domu.
– Gdybym złamał przysięgę zginąłbym od razu- przypomniał mi.- To miłe z twojej strony, że postanowiłaś zmienić okoliczności i jednak uwierzyć.
Cholera. Ja chyba naprawdę zaczynałam myśleć, że to miejsce i to co mnie otaczało było prawdziwe.
****
Ogłoszenia!
Nie wiem czy zauważyliście, ale oto skończyłyśmy już 5 rozdziałów! (no, prolog i cztery ale łącznie 5 wysłanych opowiadań) Tak więc z przykrością oznajmiamy, że stopujemy… Prace będą pojawiały się raz w tygodniu (w piątek) a na naszym blogu w czwartek. Oczywiście jeżeli macie propozycje pomysły, żeby było inaczej- PISZCIE! Nie gryziemy (no może okazjonalnie, jak mamy zły humor).
carmel, piper77 i Ann24
PS gwiazda forever- rozwinęłam wątek z kotem jak prosiłaś w swoim komentarzu Trafiłaś idealnie, bo ten wątek i tak był już napisany ale nie chciałam zdradzać niczego 😀
Błagam, dodawajcie te opka częściej zamiast stopować! Są genialne, zrobicie ludziom krzywdę jak przestaniecie pisać. Część z Vicky świetna, nie trzeba nic przewijać tylko mogłaby być troszkę dłuższa…
Super <3
Oj, chyba tu nie uprzedziliśmy tutaj: FIELGA BĘDZIE DODAWANA TYLKO W PIĄTKI <3 Dziękuję za uwagę, miło mi.
Annuś, napiszę Ci, że może być, a ty się jaraj tym komentem <3 Pochwaliłam Cię *tak, dalej mam zły humor i będę chamska*
Dziekuje. ~<3 Nie ma to jek denerwować kogoś jak pers załatwiający się na balkonie czyjeś matki… Ech… Znam to… xD I podasz linka na bloga? ^ ^
http://somebody-is-perfect.blogspot.com/?m=1 :*
Dzięki… Al mi net ścina na waszym blogu! xD To jest dziwne.. o_O
Jak to tylko w piątki??? Co ja zrobię ze swoim życiem?
A tak w ogóle to część świetna. Wzmianki o Hagridzie i wiosce Smerfów najlepsze.
Problemy Rowllens z policzkami… Znam ten ból… Moje też żyją własnym życiem
Ogólnie to wszystko pięknie, ale ja chce kolejne części 😀
Ooooo! Dzięki za dedykację (wiesz, że też się bardzo cieszę)
Rozdział był ge-nial-ny! Thomas jest zdecydowanie moim ulubieńcem ,praktycznie na równi z Vicky. Opisy świetne, przemyślenia i komentarze Rowllens najlepsze!
Tylko co tydzień?! No nic. Rozumiem, więc nie będę się wykłócać 😉
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Ok, tylko w piątki… tylko w piątki… ale jak to tylko w piątki?! Teraz pozostaje mi jedynie rozpaczać przez następne 3 godziny :'(
Powracając do opka to powiem tak: GENIALNE CUDOWNE BOSKIE 😀 😀 😀 Uwielbiam Vicky i kocham Thomasa <3 <3 <3 Jesteście pewne, że tylko w piątki…? ;**
No tęskniłam za Vicky i Thomasem oj bardzo :3
Rozdział boski, uśmiałam się na początku. Tekst o fastfoodzie i robieniu na złość boski, tak jak wywód o rajskiej wypożyczalni kosiarek i kombajnów 😀 Jednak działanie jak pers załatwiający się na kwiatki sąsiadki…? nie no, muszę przynać, że taki awans społeczny, o jakim nawet ja nie marzyłam. Uwielbiam tą bystrość i trzeźwość umysłu Rowllens, kitu sobie nie da wcisnąć! O masz ci, nie dziwię się Victorii- Thomas jest serio irytujący ale jednak zachwyca :3 Wiesz Mordoto, że go wielbię, prawda? 😀
To z przysięgą to było niezłe zagranie. ogólnie w tej części pokazałaś ślicznie jak uparta ale jednocześnie naiwna jest bohaterka. Lajk za to :*
No i wiedziałam, ty byś nie obeszła się bez wzmianki o tym jak cudownie jest w domku Hermesa xD
A co do wstawiania to przeboleję, no co mam zrobić. Mogę wam tylko truć żebyście to przemyślały … :3
2-3 dni to już jak dla mnie za duże odstępy, ale że tydzień?! No dziewczyny, no nie bądźcie takie ;’c Okej- jestem w stanie przeboleć, jeżeli mnie zapewnicie, że to z powodu dopracowywania i ulepszania Fielgiej. Jak tak, to dobrze- wycierpię ten tydzień 😡
Co do rozdziału to zastrzeżeń nie masz. Ann24 kochana moja, ty wiesz, jak bardzo kocham twoje prace i jak strasznie podoba mi się postać Thomasa :3 Czyli znając cb skoro jest fajny to zaraz zginie, albo coś mu się stanie ;’) Choć miejmy nadzieję, że sobie daruje 😀 A co do Victorii to jakbym ją spotkała, rozważałabym zmianę orientacji- no ona jest idealna xD Choć pewnie nie wytrzymałabym z jej pewnością siebie i tymi wrednymi docinkami, ona zdaje się być taka mega powściągliwa i obojętna na innych :p Ale jak się o niej czyta, to się ją kocha, bo jest przezabawna <3 !!! Choć zamordowałabym jakbym ją poznała; wolę osoby mniej zadziorne i bezczelne ;D
Cudowny rozdział czekam na następne części! :*
Kalliope3- cieszę się ;p haha jeszcze dłuższa? xD wymiękliby wszyscy 😉
Urania- dziękuje ;p
carmelek- no dziękuje dziękuję ;’) + napisałam to- na dole pod opkiem xD
gwiazda forever- nie ma sprawy ;p a blog to: http://somebody-is-perfect.blogspot.com/
Kate240- dasz radę, wierzę w cb, przeżyjesz to xD Dziękuję bardzo. Haha czyli też znasz ból czerwienienia się co chwila…? ;’)
Kira- dziękuję ;p Ciesze się bardzo, że podobało ci się ^^
iriska335- niestety jesteśmy pewne, że tylko w piątki- nie wyrobiłybyśmy się inaczej 😉 miałyśmy zachęcić was tak często przesyłając a teraz, w momencie kiedy 3 bohaterki są już w obozie i zacznie się dziać… możemy przystopować 😀 No i oczywiście dziękuję kochana
Monika.m- a spróbuj mi marudzić!
Grupowa- Hahah zapewniam cię, że będziemy ulepszać kolejne rozdziały jak najlepiej umiemy 😀 Dziękuję bardzo ;p No i nie przeceniaj mnie aż tak, bo serio kogoś uśmiercę :** !! <3
Tylko w piątki, tak? Znakomity chwyt marketingowy! Przecież nikt nie komentuje tego, co jest na dole strony, a więc zamiast jednego dnia komentarzy, będą trzy dni! Pogratulowałbym, gdfyby nikt wcześniej na to nie wpadł, ale cóż…
Och tak, wiem. Jesteśmy genialne :*
Tak serio: nie dawałybyśmy radę z wysyłaniem dwa razy w tygodniu. Zresztą, od samego początku ustaliłyśmy, iż do IV cz będą wysyłane dwa razy, aby czytelnicy byli na bieżącą i pamiętali, jak która trafiła do Obozu, a potem zrobimy raz w tygodniu. Ale, rozumiem, ty wiesz lepiej
Plus: dalej czekamy na Twoje opowiadanie, Jutjubie (bardzo przepraszam jeśli przekręciłam tytuł :/). Jesteśmy ciekawe, co wymyśliłeś 😉
Kurde blaszka wysłałem tydzień temu, ale chyba nie doszło
Wyślij jeszcze raz – może za tydzień dojdzie :*
Własnie, wyślij jeszcze raz ;D Bardzo chętnie przeczytam, jestem ciekawa co śmiesznego czy ciekawego wymyśliłeś
Ta część jest genialna.Kocham Viktorje i Thomasa.Serjo oni są genialni. Uwielbiam te uwagi Viktori.A teraz koniec pochwał.
1.Dlaczego jak w poprzedniej część było że, pierwsze komentarze dostają dedykacje to niedotrzemujecie obietnic? Dlaczego ja się pytam dlaczego?
2. Raz w tygodniu!? Ale raz? Niepomiliło się wam przypatkiem? Ale mogę to zrozumieć. Było wam trudno wysyłać i zgadzam się z hadesikiem13grr świetny chwyt markietingowy. Naprawde ekstra. Czekam do piątku
Arjana- jak już może zauważyłaś, każda z nas trzech (ja, carmel i Piper77) mamy jakby swoje wątki i swoje narracje, które łączymy w jedną historię. Dlatego każda z nas dedykuje swoje części komu chce. Owszem, Piper77 ostatnio przy 4 cz 2 napisała, że dedykacja dla 3 pierwszych osób, ale to odnośnie jej części Więc przy następnej narracji Es na pewno obiecaną dedykację dostaniesz, spokojnie 😀
No i od razu chwyt marketingowy… Jak już carmelek napisała, zapowiadałyśmy to od początku. Uznałyśmy że najlepiej, bo dużo osób w weekend ma najwięcej czasu tu czytać.
Vicky i Thomas~
Es i Nick~
Kiwa i Oliwier~
Tak bardzo ich uwielbiam ;u;
Nie wiem co napisać :I Piszę ten komentarz, bo liczysz na nie, siostrzyczko XD
No więc powiem tak – uwielbiam wasze opowiadanie! :”D
Ach te pary…xdxd okej, pewnie to nie będzie takie przewidywalne, (chociaż…nie wiem xp), tylko proszę, żeby nie było czegoś w stylu : „Och, maj gad, którego wybrać??!! ……czy…..?!”
R r z y g a m.
Czekam na cd 😛
Ach te pary…xdxd okej, pewnie to nie będzie takie przewidywalne, (chociaż…nie wiem xp), tylko proszę, żeby nie było czegoś w stylu : „Och, maj gad, którego wybrać??!! ……czy…..?!”
R z y g a m.
Czekam na cd 😛
Od strony Kiwulca mogę zapewnić: dopóki żyję i nie obłałam niemca, NIE przez duże litery ♥ Choć będzie coś, ale… nie zdradzę. Pamiętaj! ,,Nic nie jest takie jakie się wydaje”
Pozory mylą i na pewno nic nie jest takie jak się wydaje ;x nic nie zdradzę i nie zaprzeczę ani nie potwierdzę.
Z mojej strony mogę tylko zapewnić, że na pewno bohaterowie nie będą mieli różowo przed oczami x.x Ale nic nie zdradzam…
Wiem.:-). już tyle razy się o tym przekonałam, że nie warto liczyć xd.