– O rany boskie, Nick, tu jest c u d o w n i e! – wykrzyknęłam. Chłopak przyglądał mi się z ironicznym uśmieszkiem, kiedy biegałam jak oszalała między różnymi punktami docelowymi. Boisko siatkówki, las, arena, jakiś przystojniak… wiecie, takie tam cele.
– Serio, Nick, to jest prawdziwe? – zapytałam się po raz tysięczny tego dnia.
Wierzyłam w zasadę- widzę, ma podstawy istnienia, więc możliwe, że egzystuje. Możliwe. Tak było i z Obozem. I chociaż to nieprawdopodobne, że bogowie mogli istnieć, że te dzieciaki posiadały specjalne umiejętności- to przysięgam wam, jak zobaczyłam jakąś dziewczynkę, maks ośmioletnią, jak położyła rękę na ziemi, a obok jej dłoni wystrzeliła lilia tygrysia… to jednak uznałam, że może coś w tym faktycznie jest. To znaczy… może nie od razu wierzę. Ale cały czas próbuję się oswoić z nową sytuacją. Proszę Was, gdybym ja, Esmeralda McLade, angażowała się zbytnio emocjonalnie, to bym już dawno miała nerwicę.
Może i to prawda. Może to wszystko istnieje. Co nie zmienia faktu, że mam gdzieś rzeczywistość, traktuję ten cały Obóz jako… specyficzną kolonię. Z dzieciakami, które rzucają się na siebie z mieczami, które posiadają jakąś dziwną umiejętność strzelania tęczowymi promyczkami z dłoni…
Uch. Tak, Es, z pewnością to jest specyficzna kolonia.
W odpowiedzi mój przyjaciel uśmiechnął się lekko. Pisnęłam i zarzuciłam mu ręce na szyję.
– O rany, rany, rany… – Ochłonęłam nieco. No co, to, że to nie miało żadnych podstaw, żeby istnieć, to nie oznacza, że mam się z tego, kurde, nie cieszyć! Prawda? – Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
Nick tylko patrzył się na mnie, jak zawsze. Zwykle patrzył na mnie z tym jego irytującym uśmieszkiem. To dla mnie prześwietlanie duszy, ale on uparcie twierdzi, że to ja, a nie on, mam w zwyczaju odstraszać ludzi zbyt… natarczywym wzrokiem.
Pff. Natarczywy, też coś.
– Czas wybrać broń, nie sądzisz? – Delikatnie wyswobodził się z mojego uścisku.
Zawyłam ze szczęścia.
Dobra, umówmy się- pod wpływem emocji zachowuję się naprawdę dziwnie. Po prostu, taki odruch. To, że aktualnie zachowuję się jak pięcioletnie dziecko, któremu obiecano lizaka, nie oznacza, że jestem aż taka nienormalna. Och, no może jednak trochę. Ale tylko troszeńkę.
– Naprawdę będę walczyć? – Skinął głową. – Jak heros? – Znów pokiwał. – Naprawdę? – W odpowiedzi przewrócił oczami.
Zagryzłam wargę i powstrzymałam się od podskoczenia.
Poszliśmy do domku Ateny („Zapleśniała sowiara”, jak to ją nazwał Nick). Cały budynek wyglądał dość… specyficznie. Chodzi mi głównie o jego zewnętrzną część- nie sądzę, żeby tak właśnie wyglądał typowy budynek mieszkalny na koloniach. Raczej jak muzeum albo coś w tym stylu. Z majestatycznymi, białymi kolumnami, marmurowymi ścianami i dość obszernymi drzwiami. W sumie, przypominało to taką pomniejszoną wersję Partenonu, ale nieco bardziej zabudowanego. Taki mały pałacyk kultury- i podejrzewam, że jakbym tam wparowała do środka, to wnętrze byłoby równie zimne i niejako „dumne” jak wygląda z zewnątrz.
Obok budynku była szopa, pokryta drobną strzechą, zbudowana z wielkich, drewnianych bali, niczym w jakimś średniowieczu. Różnica pomiędzy tymi dwoma „domkami” była ogromna i stanowiła dość dziwne połączenie.
Nick otworzył drzwi, schylił się i wszedł do środka, z rękami w kieszeniach.
Weszłam tam za nim. Ogarnął mnie zapach żelaza (tak, żelazo ma zapach!), a naprzeciwko mnie stała…
Broń. Ostrza, łuki, cięciwy, stal, rękojeści- no normalnie wszystko. Błyszczące głownie, porządnie wykute rękojeści i groty. Noże i najróżniejszego rodzaju cholerstwo, którym można się dźgnąć.
Uch. Nowe siniaki, otarcia i ukłucia. Genialnie.
– Wow – szepnęłam i podeszłam do stoiska z mieczami. Paru brakowało, jakby… zabrano je? Tak, na pewno. Spojrzałam nieco w lewo i mój wzrok padł na sztylety. Podeszłam bliżej.
Sztylety. Takie, jak ten, który miał Nick w samochodzie. Wzięłam jednego do ręki. Ciężki. Odłożyłam go delikatnie i sięgnęłam po następny. Jakiś… źle dopasowany? Niezbyt dobrze trzymało się go w ręce. Przez chwilę wodziłam opuszkami palców po broni.
O Jezu, co ja robię? Buszuję w składzie broni z najlepszym przyjacielem.
Który jest herosem, podobnie jak ja i cała reszta tego powalonego Obozu. Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
– Sztyletami się walczy, prawda? – zapytałam opierającego się o ścianę Nicka.
Skinął głową.
– Dwoma zdarza się. Rzadko, bo rzadko, ale można – wyjaśnił niedbale.
Pokiwałam głową.
Ha. Bezsensu.
„Dwoma zdarza się”. Jasne. A co ja jestem? Jakiś wypadek ludzkiego błędu?
No dobra, ja jestem totalnym przypadkiem. Zespolona przypadkowe cechy, umieszczone w przypadkowym ciele o przypadkowym imieniu i inteligencji. Przypadek.
No dobra. Olać to. Trzeba znaleźć broń.
Skup się, Es. Co lubisz robić? Prócz oglądania się na przystojnych facetów, wkurzania przystojnych facetów, wywalania wszystkich na ziemię?
Rozglądnęłam się jeszcze i nagle- jakby objawienie- zobaczyłam łuki.
O tak, to jest to. Zdecydowanie to.
Doskoczyłam do nich i uklękłam. Szukałam odpowiedniego wzrokiem. Przypomnij sobie! Jaki był w tych całych książkach…?
Przecież czytasz dużo książek! Jaki jest najlepszy? Taki… wygięty. Taki łukowaty.
Wzięłam jeden do ręki i uniosłam. Fe- zdecydowanie nie ten. Kurczę, jak w filmach albo książkach szukali broni to ją tak szybko znajdywali!
Ten nie. Za duży, on jest większy ode mnie. Jezu, ten rodem z wieku Mongołów! Takim to chyba tylko teletubisie mogą się posługiwać! Złe strzały! Nie! Źle, źle, źle! Nie fajnie! Ja chcę dobry łuk! Łukowaty łuk! A nie, w postaci… dwóch odrębnych części.
Es umie znaleźć nawet łuk, który jest złamany na dwa- brawo!
W końcu znalazłam- nietknięty już od dłuższego czasu. Chwyciłam go- był piękny. Majestatyczny, dumny i cudowny. Wygięty w dwa lekkie łuki, z cięciwą, która miała perfekcyjne naciągnięcie. Do tego kołczan, ze strzałami. Czerwono-niebieskie piórka były delikatne, kiedy musnęłam je palcem.
A teraz się pochwalę- widziałam to wszystko na filmach! Tak tak, kiedy znajdowałam się w „najczerniejszym” w dołku psychicznym i przyszedł Nick w roli dobrego przyjaciela z paczką chipsów i… wideo z jakąś akcją. A ponieważ od dziecka byłam zakochana w łuku (wiecie, jęczałam tacie, że chcę iść na zajęcia z łucznictwa… zrobiłam łuk z drewna i sznurka… i krzywe strzały… takie tam), no więc zwykle interesowały mnie ściśle takie filmy. A moje poczucie, że takie coś jest dla mnie, wzmocniło się, kiedy na obozie miałam zajęcia strzelania. Cudo! Całą sytuację doprawiały przeczytane książki, w których, owszem, znajdował się dość często rzeczony przedmiot.
Zawsze marzyłam, żeby posługiwać się tą bronią. Wydawała mi się taka… królewska. Dobra, idealna dla mnie.
Zarzuciłam kołczan na plecy, a do dłoni wzięłam łuk. Szybkim ruchem wyciągnęłam jedną strzałę i nałożyłam ją na cięciwę. Naciągając ją, odwróciłam się do Nicka i wycelowałam grot w jego pierś.
A on stał.
Spojrzałam na niego z wyrzutem. Zepsuł mi efekt, no!
– O rany– wyjęczał chłopak, przez co parsknęłam śmiechem. – Wyglądasz jak Katniss Everdeen.
Prychnęłam i włożyłam strzałę do kołczanu. Pff, on mnie do jakiejś zagłodzonej dziewczyny porównuje! Ja się pytam: CO?! Jak to? Mój własny przyjaciel… taka zdrada.
– Muszę iść na kurs, żeby się nauczyć strzelać – powiedziałam, przeciskając się obok Nicka i wychodząc na zewnątrz.
– Jasne – mruknął – a potem będziesz sobie ustawiać moją głowę za cel.
Wzniosłam oczy ku niebu.
***
– O, co to? – Spojrzałam na wznoszący się namiot na środku pola. Jego ściany były białe i lśniące (Boże, z czego to jest zrobione?), aż świeciło w oczy. Nie w pierwszej chwili go zauważyłam- dopiero, gdy wyłonił się zza drzew. A zwróciłam na to uwagę tylko dlatego, że jakiś dzieciak popisowo się wywalił, bo prawdopodobnie potknął się o wystający, jak to bywa z namiotami, kołek. No, może jeszcze przez oczojebność tego płótna, ale to zostawmy.
– Mmm – wymamrotał Nick, unikając mojego spojrzenia. – No wiesz, turniej.
Ha?
– Jaki turniej? – spytałam, przyglądając się wielkiej, białej masie. Na jej boku wymalowano pęk ogromnych, różowych i czerwonych róż. – Jakie piękne!
– Belle come te *Piękna jak ty* – zawołał z sarkastycznym uśmieszkiem Nick, zerkając na mnie.
– Przestań! Co właśnie powiedziałeś? Wiesz, że nie lubię, jak gadasz po włosku, bo nic z tego nie rozumiem – poskarżyłam się. Chłopak się zaśmiał.
– Że są piękne jak nasz brzeg. Nad wodą jest ślicznie, ale to nie czas na to. Jutro tam pójdziemy.
Ohoho, ten to umie zmienić temat.
– A turniej, złotko? – spytałam ponownie, uczepiając się jego rękawa.
– A idźże ode mnie! – Podstawił mi nogę i, wykorzystując zaszczytną budowę ciała, swojego i mojego, wywalił mnie na ziemię. Zaczęłam się śmiać, zwłaszcza że najbliżej stojący herosi spojrzeli w naszą stronę ze zdziwieniem.
Co się gapicie! Ten chłopak co się wyrżnął przez kołek do namiotu to był mniejszą gwiazdą, co? W sumie, lecąca na ziemię kobieta chyba dużo lepiej prezentuje się niż facet. Olać! Co nie zmienia faktu, że to nie jest fajne, jak się wszyscy gapią, kiedy ty akurat siedzisz na ziemi i wpatrujesz się zabójczym wzrokiem w przyjaciela.
Dobra. Nie słuchajcie mnie. Za dużo na jeden dzień.
– Teraz mnie podnoś! – zażądałam, wyciągając ręce. Nick złapał moją dłoń i podciągnął ją w górę. Kiedy byłam nieco już stałam na własnych nogach, chociaż nieco niestabilnie, z wrednym uśmieszkiem puścił mnie. Z głuchym hukiem upadłam na dupę.
EJ! Ejejejej! To ja zawsze wszystkich wywalałam, czy to na zbity pysk, czy to na ziemię, czy do basenu… nie istotne! Ale to byłam JA! A nie MNIE!
Lepiej to sobie zapamiętajcie. Nie chcecie mieć do czynienia z rozwścieczoną wersją mojej osóbki- gwarantuję Wam to.
– Spadaj – mruknęłam, wstając i otrzepując się. Pff, nie chodzi nawet o spodnie- tu się wszystko kręci wokół honoru.
– Nie podskakuj, bo i tak nie doskoczysz – wyszczerzył się chłopak.
W odpowiedzi kopnęłam go w piszczel.
***
Wesoła i nieźle rozbawiona (bitwa z Nickiem na kopnięcia była naprawdę ciekawa) szłam wzdłuż linii lasu, kiedy zobaczyłam cud.
– O, czy to…? – zapytałam Nicka, wpatrzona w jedną postać pośród setek.
Alex Benedict Johnson. Jeden z najprzystojniejszych i najlepszych mężczyzn pod słońcem. Pomijam sam fakt, że ja go zauważyłam- ale on (ON!) się na mnie spojrzał! Nie, ja wcale nie traciłam głowy- po prostu mam słabość do niebieskich tęczówek. Alex uśmiechnął się na mój widok i uniósł brwi.
– Czy mnie oczy nie mylą?! – zawołał do mnie chłopak, uśmiechając się promiennie. – Esmeral! Na świętego Apolla, jak ja cię dawno nie widziałem!
ALEX! Rozumiecie to? Alex! Ciacho z blond włosami i tymi cudownymi, niebieskimi oczami! Czy wspominałam, że kocham niebieskie oczy? I lekko zapadnięte policzki, i idealnie skrojone usta, i ten szelmowski uśmiech… Okej, przyznajmy się- ja po prostu uwielbiam tego gościa.
Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do niego. Serce mi biło, ale wiecie- ja nie jestem typem „OMGOMGOMG ON SIĘ NA MNIE SPOJRZAŁ!”. Eeeee… zignorujcie to wcześniejsze. Fakt faktem, ja nie latam za chłopakami. Sorry, ale jestem przyzwyczajona, że to oni ganiają za mną.
A teraz, wracając do wcześniejszego tematu. Jak to się stało, że on się znalazł na tym samym Obozie dla nadpobudliwych i nienormalnych dzieci?
– Oho, Es, popatrz, kogo nam przywiało – zawołał sarkastycznie Nick, przewracając oczami. Popatrzył z nieskrywaną niechęcią na Alexa.
No to po miłym dniu.
– O bogowie, Es – jęknął chłopak, unosząc brwi – nadal przyjaźnisz się z tym idiotą?
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale mój kochany przyjaciel mi przerwał.
– Nie, przecież się nie przyjaźnicie- powiedział, udając zdziwionego. – I nie mów o sobie w trzeciej osobie. To nieco denerwujące.
Uniosłam brwi.
– Tak denerwujące, jak ty? – Alex prychnął. – To niemożliwe.
– Zgasiłeś mnie – rzucił obojętnym tonem Nick, jakby drugi chłopak mówił o hodowli rosiczek. Po chwili uśmiechnął się ironicznie. – Coś się stało? Tak zamilkłeś. Znów mam ci dupę ratować?
Ojojojoj, wszystko, tylko nie to!
Alex się mocno zaczerwienił.
Pozwólcie, że wam wyjaśnię. Nie, nie pozwalacie. Cóż, i tak wam wyjaśnię.
Dawno, dawno temu, w klasie szóstej, kiedy to wyjechaliśmy na obóz wakacyjny, pojechał ze mną Nick (a to ci niespodzianka) i- uwaga!- Alex. Było super, fajnie, cudnie, z jednym szczegółem- w grupie była grupka dresów, które… cóż, delikatnie mówiąc nie lubili tego drugiego. Więc pewnego słonecznego dnia, otoczyli moje biedactwo. Ale szlachetny i bohaterski Nicolas ruszył na ratunek, ponieważ… eeee, no po prostu taki typ człowieka. Dobry typ, bo między innymi za to go tak kocham. W każdym razie od tego czasu chłopaki się jeszcze bardziej nienawidzą, nie wiedzieć czemu.
Ha, urażona duma- ot co.
– To, że taka sytuacja zaistniała – powiedział powoli i dobitnie Alex – nie znaczy, że bym sobie nie poradził.
Nick prychnął.
– Nie, wcale – rzucił przymilnie. – Poradziłbyś sobie idealnie, a może nawet nie przeżył! Tak, zdecydowanie to kusząca perspektywa.
– Zamknij się, idioto, bo nie masz nic w tej sprawie do gadania – warknął Alex.
– Przypomnij mi, proszę… co mnie podkusiło, żeby ci przeszkodzić w „radzeniu sobie” – wycedził.
Jest coraz gorzej.
– O Jezu, chłopaki – jęknęłam, widząc ich zabójcze miny.
– A może chęć popisania się przed Es? – zapytał Alex, krzywiąc się.
Otworzyłam szeroko oczy i zrobiłam minę typu… „Cooooooo, co oni ode mnie kurna chcą…”
– Kicia, wiesz, o czym on mówi? – Wyraz twarzy Nicka bardzo mi przypominał mojego rzeczonego „profesora” od historii, przysięgam! Parsknęłam śmiechem, a po chwili rzuciłam:
– Nosz kurde mnie też chcą w to wciągnąć, jak tak się nie bawię!
– Stresuje się przez ciebie, widzisz? – Alex popatrzył na moją twarz, a potem jego wzrok przesunął się nieco niżej…
Nigdy już nie założę takiego dekoltu, słowo herosa!
– No i jak ty ją traktujesz – westchnął mój przyjaciel z udręczoną miną, przez co znowu dostałam ataku śmiechu. Podciągnęłam nieco rękawy mojej bluzy- było ciepło. – Nie dość, że chowasz się za nią podczas tej kulturalnej rozmowy – to akurat była prawda – to jeszcze w dekolt się gapisz, jakbyś nigdy nie widział. – Ciekawe, czy on widział… Nick posłał mi spojrzenie pod tytułem „zatroskana babcia”. – Takie skarby trzeba chować. – Podszedł do mnie i zasunął zamek błyskawiczny mojej bluzy aż pod samą szyję.
Zaczęłam się głośno śmiać, zginając się wpół. Och, jak ja kochałam takie numery! Ile to razy z Nickiem żartowaliśmy z moich dekoltów i bluz…
– Gdzie ją tykasz, baranie – warknął Alex, uderzając w rękę chłopaka.
– Mówisz tak, bo zazdrościsz – powiedział z sarkastycznym uśmiechem Nick, po czym, nadal z takim samym wyrazem twarzy, zasunął bluzę chłopaka. – No. Nie zdradzam cię, słonko.
Zakrztusiłam się i kucnęłam, obejmując się za brzuch. Nadal się śmiałam, i mnie z tego aż głowa bolała.
– Możesz sobie zdradzać na prawo i lewo – mruknął Alex, podnosząc mnie. – Ale od Es to radzę ci się trzymać z dala.
Nick wydawał się być spokojny- niestety, lekko drżąca prawa dłoń go zdradzała.
– Nie mów mi, co mam robić, kochanie. W łóżku też, bo lubię dominować. – Usilne staranie Alexa, żeby mnie utrzymać w pionie, legły w gruzach, gdy znów zgięłam się i rechotałam. Takie życie. – Kicia, chodź, idziemy, mam dość tego kretyna.
Otarłam łzę z oka i wspięłam się na palce (kocham mój niski wzrost, te sto sześćdziesiąt pięć centymetrów są genialne!) i cmoknęłam Alexa w policzek.
– Cześć. – Puściłam mu oczko i pociągnęłam Nicka za rękaw.
Jeszcze chciało mi się śmiać na wspomnienie ich kłótni, ale odpuściłam sobie. Po przejściu paru metrów mój przyjaciel spojrzał na mnie.
– Czemu ty się ze mną tak nie żegnasz? – rzucił z sarkastycznym uśmiechem.
– Haha, chciałbyś! – Klepnęłam go w ramię.
– No. Chciałbym…
Powiedział to z ironią, ale chyba zmęczyła go kłótnia z Alexem, bo do ostatniego wyrazu wkradło się ciche westchnienie.
Fajny pomysł ta ich kłutnia bardzo mi się podobała naprawdę fajny pomysł.Es jest super wykreowana.Zazwyczaj mam dobrego nosa do romasów a te wyczuwam .Wydaje mi się że Es podoba się Nikowi ale może się mylę.Niewiem czekam na cd
Widziałam to na blogu :D.
Ach, gimbusiarski tekst; Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Hahaha
Coraz bardziej lubię Es. Serio
Jeej . Dedykejszyn XD
Ooooo! Taka słodka końcówka, że cud, miód! 😀 Esmeral jest genialna, bardzo lubię tę postać. Jej charakter, przemyślenia, sposób zachowania… Wszystko. Masz chyba za małe mniemanie o sobie Piper… ta część jest świetna! 😀 Mi się w każdym razie bardzo podobała. Czekam na CD!
„Takie skarby trzeba chować” i tu już dusiłam się od chichotania w szalik w autobusie xD o mamo, genialne xDD Nicolas jest boooskiii serio, uwielbiam go. I uwaga, chwila prawdy- jak na początku Es nie była moją faworytą, tak jednak jest genialna i już bardzo lubię :3
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, opko jest megaśne
Łukowaty łuk… Hmmm… Mam podobne problemy… I ta chodowla rosiczek mnie rozpierzyła… x) Chyba zaczne… Albo nie mam miejsca bo zajmują je książli i czasu bo czytam twoje opka.. D:
Entuzjazm Es mnie rozwala 😀 😀 😀 Jak dla mnie, ta dziewczyna może robić za definicję ADHD XDXD Nick jest słooodziutki i na bank się w niej zadurzył <3 <3 Mam skrytą nadzieję, że stworzysz happy end w tym love story ;** Opko super, czekam na cd xD