Mam nadzieję, że doceniacie to, iż dla Was bawię się w ninja z laptopem przed swoją mamą :p
Więc będzie szybko i konkretnie: DEDYKACJA DLA TEGO NIESAMOWITEGO CZŁOWIEKA, KTÓRY ZGADŁ BOSKIEGO RODZICA KIWY JEST… dla nikogo. Ale i tak obdarzam ją Eos, bo choć nie zgadła, to się wahałam nad Afrodytą – była najbliżej. Dedyka leci też dla Amedea (za FF i Ulubieńca) oraz dla Moniki.m za to, że wytrzymywała jakoś ze mną xD
Ta część skupia się głównie na akcji.
Całusy carmel
– Nie, nie i nie! NIE WSIĄDĘ NA ŻADNE SKRZYDLATE BYDLE! – darłam się, ale to nic nie pomagało: blondyn i Dais dalej mnie ciągnęli za ramiona.
Posiadanie takiego niskiego wzrostu i bycie szczupłą czasem (a dokładnie bardzo często) było koszmarne. Prawie każdy, bez problemu, mógł mnie unieść tak jakbym ważyła tyle co nic. Do tego nieraz i nie dwa ludzie rzucali złośliwe komentarze do tego, że choć nie mogłam się poszczycić wysokością, to nawet nie nosiłam obcasów. Zazwyczaj wtedy uzyskiwali odpowiedź; ,,Kiedy ty stałeś po ten cholerny wzrost, to ja stałam po rozum, ciemnoto totalna!”.
Najgorsze wydawały mi się jednak takie sytuacje jak teraz – nie ważne, ile bym kopała, krzyczała bądź gryzła, oni i tak dowloką mnie tam, gdzie chcą. Napakowani idioci na sterydach. Pfff. U mnie przynajmniej było widać, że nic nie nabrałam. Natomiast oni na stówę wdychali biały proszek! Tak! I dlatego ci biedacy wierzyli w bogów – przesadzili ze środkami od dilerów i teraz widzieli rzeczy nie z tego świata! To też tłumaczy czemu ja tu byłam – przecież jestem nie z tej ziemi! No i miałam niebywałą skromność. Ale raczej chodzi oto, że jestem genialna. Oczywiście.
– O, zobacz, a tutaj jest Jadalnia! – zawołał blondyn, który okazał się nazywać Oliwier, a przynajmniej tak się do niego zwróciła wcześniej Ruda-Wariatka-Rill.
Ten budynek, tak samo jak cała reszta, sprawiał imponujące wrażenie. Wysoki, wsparty na kremowych cegłach i wysokiej konstrukcji z drewna, przypominałby dawne Muzeum Ogólnoświatowe z mojego miasta, gdyby został jeszcze cały przeszklony. Mimo to zamiast otworzyć szerzej oczy ze zdumienia, skrzywiłam się. W tym muzeum pachniało fajkami, a ja nienawidziłam zapachu papierosów. Obrzydliwy, no naprawdę. Do tego to coś niszczy nie tylko świeży oddech, ale i włosy oraz cerę. Koszmarność, serio! Ci ludzie co palili chyba marzyli o Raku. I nie, nie chodzi mi o paskudnego, czerwonego raka, typowego raka nieboraka, ale o… no sami wiecie! Po cholerę ja wam to tłu… o nie. Nie. Nie. Nie. Ja… to wina tego Obozu. Zaczynam gadać od rzeczy, przecież zazwyczaj mówię całkowicie i ekstremalnie logicznie.
Punkt dziewiąty w Dzienniku Beznadziei: przybywanie w Obozie, który wysysa ze mnie logiczność. I konie z doczepianymi skrzydłami. Nie wiem co gorsze.
Spróbowałam więc się odprężyć i zadałam pierwsze lepsze pytanie:
– Dlaczego ta cała Jadalnia nie ma dachu? – To nawet dziwne, większość tych domków wydawała się całkiem funkcjonalna, a ten nie.
Może przetrzymują tu więźniów, jak w horrorach – kiedy tam się wejdzie nigdy się nie wyjdzie. Grota gdzie można się tylko wspiąć, aby wydostać się. Miejsce zguby i kucyków Pony. No co? Kucyki Pony nigdy nie wydawały się wam przerażające, a Barbie już tak? No proszę was, spanie z którąś z tych zabawek w pokoju jest tylko dla hardckorów.
Dlatego ja z siostrą bawiłam się: ,,Kto więcej wyrzuci zabawek przez okno”. Byłyśmy cudownymi dziećmi.
– A po co dach, skoro tu nigdy nie pada? – Oliwier uśmiechnął się do mnie lekko, dojrzawszy moją zaskoczoną minę. Prawda, spodziewałam się innej odpowiedzi, ale niech spada na drzewo. Nie zadaję się z porywaczami, nie ważne jak bardzo próbują udawać dobrego glinę. No chyba, że da mi czekoladę. Wtedy mogłabym się nawet do niego uśmiechnąć, czekolada poprawia humor. Gorzej, jakby była zatruta. Wtedy to bym się do niego nie uśmiechnęła… choć już leżałabym martwa…. MÓWIŁAM! TEN OBÓZ WYSYSA LOGICZNOŚĆ!!!
Największym szokiem jak dotychczas wydawali dla mnie ludzie, a dokładnie ich ilość. Gdzie się nie obejrzałam, widziałam mnóstwo nastolatków w pomarańczowych koszulkach, którzy albo biegają śmiejąc się albo grają w kosza bądź inną grę, sprawiającą, że wyglądałam jak totalna asportowa frajerka. O, zaraz! Ja jestem aspotrową frajerką – może i potrafię złapać piłkę, przebiec sześćset metrów w niezłym tempie i zagrać meczyk tenisa, to miałam beznadziejnie słabe mięśnie. Z trudem wykonywałam przynajmniej dwie pompki, no i przez to ciężko mi się było wspinać na drzewa, choć to jeszcze jakoś wychodziło. Jednak nie tylko to zostało u mnie zaznaczone w sporcie jako ścięgno Achillesa – na dodatek posiadałam rozciągliwość drewna. Nie dałabym rady wykonać żadnych skłonów czy przynajmniej dotknąć dłonią stopy, kiedy stoję.
Jednak najbardziej przeraziło mnie to, że Dais powiedziała, iż podczas wakacji było tych wszystkich ludzi dwa razy więcej. Horror, całe te miejsce na pewno przypominało ul!
– Uwaga! – dotarł do mnie wrzask.
Natychmiast luknęłam w tamtą stronę i dojrzałam lecącą w naszą stronę piłkę. Cudownie, cholera, cudownie! To taki miłe, że ten/ci na górze tak o mnie dbali!
Nie chwyciłam jej, zamiast tego gładko odskoczyłam z wystarczającym impetem, żeby pociągnąć za sobą Dais i Oliwiera. Jeśli chodzi o unikanie gały, byłam mistrzynią.
Żadne z nich nic nie powiedziało, nawet nie podziękowało za to, że dzięki mnie nie mają guza. Pffff, idioci – oboje siebie warci, nawet miłego spojrzenia posłać nie umieją! U mnie w mieście to… wow, przystopuj Kiwa! Zaczynasz się zachowywać jak jakaś stara, umalowana baba z tasiemca typu Szpital czy Moda na sukces. Choć to pewnie ta trawa – już czułam nadchodzące łzawiące oczy i ataki kaszlu. Alergia mnie prześladuje nawet kiedy zostałam porwana, jaki żal!
Kontynuowałyśmy wycieczkę; podczas gdy oni pokazywali mi kolejne budowle i pola pełne czerwonych truskawek, ja myślałam, co zrobić, żeby zwiać od nich. Nie nabiorą się, jeśli po raz drugi niby zemdleję, nie zadziała też na nich płacz, że boli mnie kostka. Już wpadli na to, iż posiadałam sporo sztuczek za pasem i będą uważali na mnie, jakbym była jakimś środkiem radioaktywnym. Tak mocno główkowałam co zrobić, że nie zauważyłam, gdy doszliśmy do olbrzymiej stajni.
– To już tutaj – Dais wyglądała na super zadowoloną, tak samo jak Oliwier i Ruda. Tylko dwie pozostałe dziewczyny – Eva… coś tam i Miss American – miały miny ,,Ludzie-Ale-Tu-Nudno-Zabierzcie-Mnie-Stąd”. Doskonale je rozumiałam.
Sceptycznie spojrzałam na dość nowoczesną stodoło podobne coś, wielkie niczym Jadalnia. Usłyszałam rżenie konia i jęknęłam.
– Ej, posłuchajcie – będę już grzeczna, dzwońcie po ten okup i…
– Jaki okup? – Eva…, nosz cholera, niech będzie Eva!, zrobiła zaskoczoną minę, podobnie reszta.
Zamrugałam, gotowa przypuszczać, że specjalnie udawali, iż nie wiedzieli o co chodzi, ale dość szybko doszło do mnie, że nie mieli w tym swojego interesu. Po jakiego jamnika mieliby udawać? ,,Hej, jesteśmy twoimi porywaczami, ale jak byliśmy mali spadliśmy ze schodów na łby, więc zaczniemy gadać, że nie wiemy co to okup. Jaki lans, no nie?”.
Punkt dziesiąty w Dzienniku Beznadziei: Porywacze, którzy lubią się lansować, ale nie umieją.
– To wy mnie nie porwaliście…?
– Teoretycznie tak, a dokładnie to Oliwier ciebie porwał. – Otworzyłam szerzej oczy. No tak, chłopak był jednym z tych harcerzy! – Ale tak to nie chcemy za ciebie żadnego złot… – Eva nie dokończyła:
– Przyjmujemy karty kredytowe – wciął się w połowie słowa blondyn, znowu uśmiechając się do mnie szeroko. Bosz, on miał jakiś szczękościsk, że ciągle się teraz szczerzy, czy co?!
– Nie, żadnych kart – syknęła Ruda, miażdżąc chłopaka wzrokiem.
– Rill, skarbie, bez przesady! Biedny Oliwier chce zainwestować w nowe buty, a ty, jak jakaś jędza, odmawiasz mu! – Dais spojrzała z niechęcią na poniszczone conversy chłopaka z firmowym znaczkiem. Kiedyś musiały być ładne – granatowe i nowiutkie, ale w obecnej chwili miały zszarzałe sznurowadła i nie wyglądały najlepiej.
– Odezwała się dziewczyna, która płaci tysiąc dolców za jedną torebeczkę, do której jej się ledwo tampon zmieści – Oliwier powiedział to przesłodzony głosikiem, a kiedy zachichotałam na widok miny Dais, puścił do mnie perskie oko.
Walić to, że nie powinnam w taki sposób konfrontować się z tymi małoletnimi przestępcami – zachowywali się całkiem zabawnie i przyjaźnie, choć to pewnie tylko przykrywka, na stówę czegoś ode mnie chcieli! Ale za to znalazłam olbrzymi plus w tej irracjonalnej sytuacji; dopóki się kłócą, dopóty nie będę musiała siedzieć na żadnym wielkim, okropnym i śmierdzącym koniu z papierowymi skrzydełkami! Hura ja!
– To co, idziemy pojeździć? – zapytała wesolutko Dais, a Oliwier, podły drań, zaśmiał się na widok mojego wyrazu twarzy.
– Czytasz w myślach, czy jak? – Cholera, przecież chwilę temu myślałam o tym, jak nienawidzę tych zwierząt!
– Nie, ale potrafię wyczuć czyjeś emocje! – zaświergotała radośnie dziewczyna.
Uniosłam brew, nie wierząc własnym uszom. Czy Dais naprawdę właśnie rzekła, że ,,potrafi wyczuć czyjeś emocje’‚? Bosz. Zmieniłam zdanie, jednak nie miała kawałka mózgu. Albo całego mózgu. Zależy ile jeszcze głupot nagada.
– Czyli… wy tak naprawdę mnie nie porwaliście i do tego ta oto tu lasencja umie wyczytywać czyjeś emocje? Jak te wróżki z TV?
– Tak, tylko ja to robię naprawdę – rzuciła urażonym tonem Dais, krzyżując ramiona na piersi. Przewróciłam oczami; odezwała się ,,Zaklinaczka ludzi”.
– I jeśli chodzi o te porwanie to…. możesz wrócić do domu w każdej chwili – zaczął niechętnie mówić Oliwier.
Ruda chciała coś dorzucić, ale jej nie dałam:
– Chcę do domu! W tej chwili!
– Ale…
– Żadnego ale! Zabierzcie mnie do domu teraz, albo się stąd wydostanę sama i was wszystkich pozwę do sądu dziecka! – zawołałam, obdarzając ich groźnym spojrzeniem.
– Jesteśmy w twoim wieku… .
– Co mnie to obchodzi? I tak was pozwę.
Znowu poczułam przypływ adrenaliny. Skoro w tej dziwnej sekcie panuje zasada, że każdy kto chce miał prawo wrócić do domu, to może uda mi się ich przekonać, żeby mnie zabrali?! A jeśli nie będą chcieli, to zawsze pozostaje zwianie i bawienie się w autostopowiczkę. O tak, już widzę siebie ubraną w króciutki top i wymachującą ręką, podczas gdy pedofile zjadają mnie wzrokiem.
Hmmm, nagle zostanie w Obozie miało swoje plusy. Choć i tak dość nikłe.
– Dobrze. – Głos Oliwiera był cichy i relaksujący, co nawet mnie zaskoczyło. Spodziewałam się wrzasków, a nie oazy spokoju. – Ale najpierw daj nam wszystko wytłumaczyć.
Przygryzłam wargę, zestresowana i niepewna co odpowiedzieć. Wydawał się szczery, a reszta naprawdę się skrzywiła na te słowa. Wbiłam wzrok w jego oczy – większość osób, gdy kłamie, odwraca wzrok, ale on bez problemu wytrzymał moje spojrzenie. Szare tęczówki błyszczały i dopiero zwróciłam uwagę na to, że dodając do tego bardzo jasne włosy opadające na czoło, wygląd tego chłopaka mogło się określić tym jednym słowem: dziwny.
Skinęłam powoli głową. OK, chłoptasiu – skoro chcesz, to proszę bardzo. Przekonaj mnie, że masz rację.
Albo rzucę ciebie na pożarcie Scholastyce. Buahahhaha… eh… eh… pieprzona alergia!
– Ale żadnych koni. – Postawiłam warunek, a blada twarz Oliwiera rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
– Żadnych – obiecał.
Może uda mi się go polubić? Tak trochę, rzecz jasna.
* * * * * * * * * *
– Cholera, nie, nie, nie! To NA PEWNO jest kostium, panie Chejronie! – jęknęłam, patrząc na koński tułów starszego faceta.
Tak. Dokładnie. KOŃSKI TUŁÓW! Nie, nie zwariowałam, to pewnie jakiś głupi sen. Za chwilę obudzę się i znowu wszystko będzie normalne – zjem sobie lody, obejrzę coś w kablówce, popiszę esemesy z kumpelkami i nigdzie, ale to nigdzie nie będzie żadnego człowieka, który tłumaczy, że oto przede mną stał mityczny Chejron – nauczyciel Achillesa i paru innych gostków z podręcznika od historii.
– Przykro mi, Kiwo, ale raczej wiem czy mam na sobie przebranie, czy nie. – Chejron posłał mi zatroskane spojrzenie, jak gdyby bał się, że za chwilę wyskoczę przez okno.
Od kiedy wjechał do niejakiego Wielkiego Domu na wózku inwalidzkim, zdawał się nietypowym nauczycielem. Przerzedzona broda, tweedowa marynarka w barwie świeżo palonej kawy i siateczka zmarszczek pokrywająca jego opaloną twarz to normalka, ale od razu zaniepokoił mnie ten ciepły, a jednocześnie inteligentny wzrok. Nie lubię miłych i bystrych staruszków, kojarzyli mi się z dziadkiem i natychmiast moje serce wtedy miękło. A przecież belfer powinien być wymagający oraz chłodny, a nie troskliwy!
Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. To wszystko nie mogło być prawdziwe. NIE MOGŁO!
– Jeden z twoich rodziców to któryś z greckich bogów. Wiem, brzmi to jak kiepska bajeczka, ale to czysta prawda. Jesteś osobą półkrwi – masz w sobie cząstkę boga, który…
– Nie.
Wszyscy, nawet Dais która oglądała swoje paznokcie, spojrzeli na mnie zaskoczeni. Natomiast ja wstałam; nogi miałam jak z waty, a oczy zaczęły się robić zaszklone, ale do diabła z tym…. lub do Tartaru. Bosz. Nie wiedziałam już nawet, co naprawdę istnieje, a przecież nigdy wcześniej nie byłam wierząca.
– Nie, nie, nie. Wszyscy kłamiecie, to nie jest prawda. Nie będę tego słuchać! CHCĘ DO DOMU! – Ostatnie zdania wrzasnęłam, kopiąc w krzesło od stołu do ping ponga.
Do tego strachu, i wściekłości, i pustki, i niepewności, doszedł jeszcze ból nogi. Rozkosznie, nie ma co!
– Ciesz się, że Pan D. jest teraz na naradzie. Inaczej wkurzyłby się, za kopanie jego mebli. – Słowa powiedziane tak wyraźnie, a jednocześnie tak pusto, bezuczuciowo. Prawie przeliterowane, nie posiadające w sobie nic wnoszącego do rozmowy. Prawdopodobnie Ruda chciała mnie tym napomnieć ,,Nie niszcz nie swoich mebli!”. Bejbe, za chwilę ci pokażę na co mnie stać.
Podeszłam do ładnej sofy, pewnie nowej. Reszta rzeczy tu stojących miało jasne barwy, ładnie układające się z czekoladowymi ścianami i wypolerowaną podłogą. Następnie wzięłam z małej kanapy poduszkę – wzorzystą, w żywe plamy i…. rzuciłam nią w Rudą.
– Zamknij się – warknęłam.
Każdy wypisał sobie na twarzy szok. ,,Co ona wyprawia?”
Usiadłam na sofie, czując się jak dziewczynka, której zabrano najlepszego przyjaciela.
– Chcę do domu. – A potem był szloch, głośny i rozdzierający.
Trzy słowa, jeden oddech, minuty płaczu. Nikt z początku nie podszedł, żeby mnie przytulić, pocieszyć. Dopiero Chejron pod…przygalopował do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
– Spokojnie. Nie możesz na razie iść do domu – już wspominaliśmy, istnieją potwory, które będą chciały zrobić ci krzywdę… .
– Bosz. Pociesza mnie koń. Pociesz mnie jakiś koń! – Szloch przemienił się w niedowierzający śmiech.
Nikt w pomieszczeniu nie odezwał się przez dłuższy czas. Rozbrzmiewał tylko mój śmiech i jedynie słone łzy na policzkach dotrzymywały mi towarzystwa.
* * * * *
– Nie możesz mnie ignorować – Oliwier był już zirytowany; zaciskał usta, mordował mnie wzrokiem.
Nie odpowiedziałam, nie chciałam. Okłamał mnie. Obiecał, że zabierze mnie do domu. Do Scholastyki, mamy i taty. Nawet tej cholernej przysięgi, że nie będzie koni nie dotrzymał!
Jednak zmieniam zdanie: danie go na pożarcie Scholi to za mała kara. WYŚLĘ GO Z NIĄ NA ZAKUPY! Choć nieeee, tego nawet ja, dziecko sadystka, bym mu nie życzyła. Już chyba Azkaban to bardziej sprawiedliwa opcja… .
– Kiwa, przepraszam – westchnął, ale pozostałam niewzruszona. Dalej szliśmy w przygnębiającej ciszy.
Jako syn tej całej Ateny powinien przewidzieć, że nie będę się do niego odzywała. A za to teraz jęczał i patrzył mi ze smutkiem w oczy, jakby nie wiedział, że mu nie wybaczę. Syn Ateny, jasne, a ja to najbardziej opalona osoba na świecie.
– Kiwa. – Oliwier ustał przede mną i położył mi na ramionach dłonie. Zrzuciłam je, a kiedy czynność się powtórzyła, nic nie robiłam, chcąc go zezłościć.
Gdybym krzyczała, rzucała się i wyprawiała inne rzeczy, pokazałabym pod jakimś względem, że im wierzyłam. Natomiast jeśli będę całkowicie bierna, wreszcie mnie zostawią w spokoju. A wtedy ucieknę.
– Posłuchaj mnie, dobrze? Wiem. Wiem, cholera, wiem co o tym myślisz. Uważasz nas za bandę idiotów, za jakiś bandytów. Nie wierzysz nam ani trochę – chcesz się stąd wydostać. Ale powinnaś tu zostać, inaczej coś ci się może stać.
Nie słuchałam dalej co mówił. Skierowałam swój wzrok tuż obok jego głowy, na niewiarygodnie błękitne niebo; nawet chmury wydawały się inne niż w domu. A następnie zapytałam ochrypłym głosem:
– Co zrobiliście z moją siostrą? Z rodziną?
Oliwier zamarł, a następnie powiedział:
– Oznajmiliśmy im, że dostałaś się na specjalny Obóz dla super inteligentnych dzieci, wybrał ciebie rząd. Zabrano ciebie w trybie natychmiastowym.
– A Scholastyka? Ona by się na to nie nabrała, w jednej chwili byłam, w drugiej mnie nie ma…
– Dostała tą samą wymówkę. A nawet jeśli nie wierzy, to nie nasz problem. Ma siedemnaście lat, nikt przy zdrowych zmysłach by…
– Skąd. Wiesz. Ile. Moja. Siostra. Ma. LAT?! – Popchnęłam Oliwiera, który delikatnie otworzył usta.
No tak. Nawet nie pomyślał, że skojarzę fakty. Musieli mnie obserwować przez dłuży czas, nic nie zostało zrobione przypadkiem. Porwali mnie i teraz próbują mi wmówić, że jestem córką jakiegoś cholernego boga, że moi rodzice to nie moi rodzice. Kłamcy.
Odwróciłam się od blondyna i rzuciłam się sprintem w stronę pola pełnego truskawek. Dias wspomniała, iż zawsze musiała iść pomiędzy tymi krzaczyskami, jeśli miała gdzieś jechać z jakimś facetem. Czyli gdzieś tam była droga. Jeśli dostatecznie blisko znajduje się jakaś autostrada, to może uda mi się zwiać i…
Więcej nie myślałam, zamiast tego lawirowałam między uczestnikami Obozu. Nie byłam specjalnie szybka, ale wyjątkowo mój niski wzrost i drobna budowa przydały się: z łatwością omijałam ,,herosów” i ich domki. Jednak czułam, że Oliwier znajdował się tuż za mną. Moja myśl potwierdziła się, kiedy niespodziewanie złapał mnie z tyłu za bluzkę i mocno pociągnął, tak że prawie się nie wyrżnęłam. Zrobiłam tylko jedną rzecz, którą w takiej sytuacji może zrobić kobieta: kopnęłam go w czułe miejsce.
Chłopak natychmiast mnie puścił, kuląc się oraz piszcząc z bólu. Ha, dostał za swoje i nareszcie znał swoje miejsce: NA KOLANA PRZEDE MNĄ! Już nigdy nie będzie atakował małych, bezbronnych dziewczynek (czytaj: oczywiście mnie). Gorzej, że parę osób zaczęło na mnie dziwnie patrzeć. NA CO SIĘ GAPICIE, NOSZ CHOLERA! TO NIE JA LATAŁAM NA KONIACH Z DOCZEPIANYMI SKRZYDŁAMI!!!
Nagle coś rozbłysło nad moją głową niczym supernowa. Spojrzałam w górę na jakiś okrągły, czarno-biały znak. Oznaczenie, czy coś takiego gadał Chejron. Podskoczyłam, chcąc aby ten hologram z nad mojej głowy znikł, ale gdy go dotknęłam nic się nie stało, poczułam tylko zimno. Co to miało być? Wisiało nade mną jak teściowa nad nowiutką synową, która robiła pierwszy raz obiad dla całej rodziny.
Wszyscy Obozowicze wbili we mnie wielkie ślepa. Kurde, teraz to na pewno nie ucieknę, jeśli ci idioci będą na mnie patrzeć! Kim ja niby jestem, klaunem? Niech się gapią na siebie nawzajem, a nie…
Z tłumu, który stworzył się wokół mnie, wyszedł wysoki, szczupły chłopak. Spojrzał na znaczek nad moją dyńką i rzucił:
– Witaj, nowa córko Tanatosa.
O. Cholera.
A myślałam, że tylko ja potrafię pieprzyć takie niestworzone historie.
* * * * * * *
– Co ta ma być, kurde?! Odwrócenie ról?! OLIWIER, ODPOWIADAJ MI! – Jak się łatwo domyśleć, synek Ateny lekko się na mnie wkurzył za takie upokorzenie go (czytaj: powalenie go przed całym Obozem dość nieczystym chwytem, a raczej kopnięciem).
I dlatego na świecie powinny żyć same baby. No serio, ci chłopcy to tylko fochy stroić umieją! Ahhhh… Choć nie, to by zniszczyło mój system odnoście ,,Korniszonów”… zmieniłam zdanie, lepiej jakby na ziemi było więcej obcasów i perfum Channel. Wtedy nie trzeba nawet wymyślać specjalnych okrzyków. Tak więc jako przyszła Królowa Świata zostawię na świecie same kobiety. Wtedy nawet nie będzie wojen – po prostu będzie parę krajów, które ze sobą nie gadają i się nawzajem obgadują. ,,Widziałaś Francuski? Ostatnio chodzą w płaszczach niemodnych już od tygodnia w Anglii!”. Doskonałe rozwiązanie, naprawdę. Szczególnie, że te nudne programy typu ,,Fakty” zmienią się w ciekawe rozważania na temat tego czy w tym sezonie jest modny turkus czy błękit.
A tak w ogóle dlaczego mi tak bardzo zależy na jego uwadze? Bo, uwaga!, okazało się, że to jedna z normalniejszych ludzi w tym Obozie. Tak, oni naprawdę mieli coś nie tak z głowami. Tak, moje rodzeństwo szczególnie.
No cóż, ludzie z mojego Domku byli co najmniej… oryginalni. Kiedy już tam weszła niemal natychmiast rzuciła się na mnie czarnowłosa dziewczyna w wysokich obcasach i w miniówce, która podobno została tymczasową zastępczynią Grupowego. Ten cały… Thomas? Tomek? Nie pamiętam, ale raczej Tomek, wyruszył po jakąś słodką małą dziewczynkę. Słodką małą dziewczynkę piormankę, co najciekawsze. Hmmm, pewnie morderców nazywają nieszkodliwymi szkrabami.
Jak jednak mówiłam, moje rodzeństwo nie przypadło mi do gustu, choć na szczęście nie wydawało się zbyt liczne: ta cała zastępczyni Grupowego – Lolita; Emet i Sandra, którzy choć wyglądali jak bliźniacy przez identyczne, niebieskie oczy oraz burzę brązowych włosów nimi nie byli (podobno, ale coś mi się nie spodobało w ich uśmiechach, takie za bardzo cwane); Kenny z grzyweczką emo i czarną kredką wokół oczu oraz jego czerwonowłosa Vivie, córeczka Afrodyty, siedząca u nas dwadzieścia cztery na dobę, jak zdążyła mi się poskarżyć Lolita; oraz ten Tomek, którego na swoje szczęścia nie miałam okazji poznać. Ogółem, bez Mendy ale licząc ze mną, jest nas piątka. Piątka zwariowanych dzieciaków boga Śmierci.
Peace and love, people, peace and love.
– Oliiiiiwieeeeer – jęknęłam, dziobiąc go w ramię.
No cholera, już cały dzień się do mnie nie odzywa! Na wieki się obraził.
– Najpierw rozwaliłaś mi nos. Potem kopnęłaś w kroczę. A teraz co, chcesz, żeby mi rękę amputowali!
– O BOSZ, TY GADASZ! – wydarłam się niby zaskoczona, a następnie wywróciłam oczami.
– Ty, niestety, też – westchnął.
Dalej siedzieliśmy w ciszy, gapiąc się na pole truskawek i na satyrów, którzy grali jakieś ciche melodyjki na fletopodobnym czymś.
– Chcesz wracać dalej do domu?
– Tak, ale Chejron to cały czas odwleka – skrzywiłam się, przypominając sobie beznadziejne wymówki centaura – Niby muszę jeszcze być na choćby jednej bitwie o sztandar, muszę się spotkać z tym Tomkiem, muszę… .
– Kto to Tomek? – Oliwier pierwszy raz od godziny spojrzał na mnie.
Uniosłam brwi.
– No, ten mój Grupowy.
Nagle stało się coś dziwnego: blondyn wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem, jednocześnie krzycząc:
– Thomas, ty ignorantko! Bogowie, on by cię chyba zabił, gdybyś go nazwała Tomkiem.
– Zakład?
Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale lubiłam taki lekki hazard. No i on chyba nie mógł być taki przewrażliwiony na punkcie samego siebie, prawda?
– O co? – Oliwier chyba się odfochał, całe szczęście! Palec mnie już bolała od uderzania go. Biedna ja. I biedny palec. Choć palec był częścią mnie, więc chyba wystarczyło ,,Biedna ja”. A więc: Biedna ja. Znowu.
– O honor na przykład – wzruszyłam ramionami.
– Dobra. Więc jeśli zwrócisz się do niego Tom…
– Zwrócę się do niego Najdroższy Tomusiu – uśmiechnęłam się złośliwie, a Oliwier też przybrał równie diaboliczną minę.
– I przeżyjesz, to wygrywasz. Jeśli natomiast umrzesz, kupię ci na pogrzeb wiązankę chryzantem.
Uścisnęliśmy sobie ręce, oboje pewni swojej wygranej.
– Wolę niezapominajki.
ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ OPKO TO WPIERW CZYTNIJ TO:
Debilka ze mnie, przed wysłaniem nawet tego nie przeczytałam, więc mogą się pojawić jakieś błędy typu zwrot ,,krzesła od ping ponga” :/
jednak najważniejszy błąd: Vivie oraz Mendy to ta sama osoba. Po prostu V miała się pierwotnie nazywać Mendy, a ja – bystrzacha – poprawiłam raz i byłam zadowolona z siebie.
przepraszam :c Zawaliłam, ale te wysłanie wyszło nagle i uznałam, że będzie tak korzystniej.
Przyznam że tego się nie spodziewałam! Córka Tantosa dobre. Opoko bardzo mi się podobało fajne są przemyślenia Kiwi są super! Czekam na cd:-D
Nie napisałam chyba kogo obstawiam, ale obstawiałam Eris lub właśnie Afrodytę xD Hahah no jak to nie, taka awanturnica i kłótliwa..? ;””’)
Rozdział boski, nawet nie zwróciłam uwagi na te krzesła od ping-ponga. My herosi wiemy że w OH takie cuda, wiec nie robi to dla nas różnicy, prawda?
Komentarze Kiwy są genialne, nadają wszystkiemu taki cudowny, ironiczny wyraz xD Bidny Oliwier, tak bardzo skopany i zbity ;’) (widzisz? Eris by pasowała!) a przede wszystkim biedna Kiwa, jak nazwie Thomasa tak jak ma zamiar xD Bosz, to takie genialne uczucie czytać już że ktoś mówi o kimś kogo nie zna, a ja znam, bo dana postać się pojawiła wcześniej :3 jakbym czytała coś epickiego 😮
Czekam na CD
Grupowa ma racje! Tomuś… xD Mała dziewczynka i do tego piromanka. xD Dziś nie pozdrawiam z pod łogi bo mnie boli głowa.. Biedny palec Kivy… :<
Carmel, jeżeli chcesz wysyłać dalsze części, to wysyłaj to na stronę mojego gimnazjum, jako wyjaśnienie dlaczego najlepszy uczeń 1 a często: zanosi się przerażającym śmiechem, próbuje kogoś zabić (lub przynajmniej ugryźć), i sprawia wrażenie że ma ADHD i walnął się w głowę kiedy był mały. A i przy okazji… JEŻELI NIE WYŚLESZ NASTĘPNEJ CZĘŚCI, ZABIJĘ! Miłego wieczoru.
Hahahaha! Kocham 😀 Kiwa jest przecudowna, naprawdę. Córka Tanatosa? Jeeeej! Będzie siostrzyczką Thomasa xD Boskie rodzeństwo, przysięgam. Rozdział genialny, epicki, pełen humoru, czyli po prostu idealny Czekam na cd.
Hahahah Kiwa i jej odzywki i myśli powalają! Mega zabawna i mega śmieszna, no cudownie się czyta! Thomas i jego zdolność zabijania myślą i takie coś…? No, no… Coś czuję, że portfel Oliwiera zrobi się cieńszy o kilka dolarów za niezapominajki
Cóż… mimo to ja nie lubię takich nadmiernie pewnych siebie osób z nie wiadomo jak wielkim ego- charakter dziewczyny mi nie odpowiada i tyle jeżeli(!) chodzi o materiał na przyjaciółkę dla mnie. Kiwa jest genialnie wykreowana, jej rozdział czytam z zapartym tchem. Jedna spotykając się z nią nie polubiłabym jej chyba :p Jednak to nie wpływa na ocenę opka. Kiwa jest świetną narratorką opisujesz wszystko tak ładnie i szczerze jej oczami. Wszystko jest kompletne, super Nie pisze, że narracja jest gorsza niż inne, o nie! Jest równie genialna co wszystkie 3! Chodzi mi o to że osoba, postać, jaką jest kiwa to nie materiał na moich przyjaciół. Lubię ją, ale nie czuję z nią więzi. Za to bosko się czyta takie prace- czytam i widzę „wow, czyli da się na wszystko patrzeć inaczej!”. Szanuję i podziwiam cię za to. Dlatego uważam tą waszą trujdzę za super zespół- każda inaczej postrzega, każda inaczej pisze, każda stworzy inną osobą z innym spojrzeniem. Nie każda bohaterka będzie miała te same poglądy i wartości. Dla innej co innego będzie priorytetem *o*
O gosz, mam nadzieję że mnie dobrze zrozumiałaś- nie piszę, że nie lubię Kiwy- lubię ją, ale nie ubóstwiam jeżeli bym spotkała. Jeżeli o kreację jej i to jaką ją stworzyłaś jest super- inna, oryginalna ze swoim kanonem cech. Podziwiam cię za to. Rozdział jest boski, uśmiałam się wielokrotnie.
Carmel coś czuję, że się plączę xD Błagam, nie chciej mnie spalić żywcem.
Obyś dobrze odebrała mój przekaz ;p – opko zarąbiste, kiwa też, to zabrzmi paradoksalnie ale podoba mi się to, że nie jest ideałem jak dla mnie.
Pozdrawiam i przepraszam za namieszanie ;-;
Jak zawsze cudne ;* Czekam niecierpliwie na cd 😉
Toż to bardzo dziwne coś, jakiż to gatunek, cna autorko? Czyżbym mogła zaliczać to do prozy, czy oddasz swoją opinię za faktem iż powyższy tekst zalicza się do podań mitycznych? Nie mniej, jednak przekaz jest wielce szlachetny i zaszczytny. Urzeka mnie jego prostota oraz płynność gwary oraz dyskusji w nim zawartym. Pomijając inne zalety, jestem urzeczona zawartą w niej alegorią podróży- bohaterka walczy bardzo dzielnie, jej przodkowie z pewnością byli z niej dumni i nie żałują iż waleczna i zadziorna cna Kiwa jest ich potomną. < Nie mniej jednak- hejt. Narracja Vicky lepsza Alegoria tej podróży życiowej mnie wzruszyła; wędrówka za przeznaczeniem, w które Kiwa wierzy jest rozczulająca i topi kamień serca każdego tyrana potwora brutala. Moje uszanowania. A teraz biegnę za przeznaczeniem ;’)
Dobra, Ann24, nie żartuję – na święta dostajesz słownik tłumaczący pojęcie ,,ironia” :p
PS. Piękny avatarek – cała ty ♥