Dołujące, wiecie? Skończyłam jedno opko, teraz idzie następne. No naprawdę, człowiek już odetchnąć nie może. A teraz powiem wprost: oczekuję komentarzy, bo jednak sporo się na starałyśmy i, no cóż, to rok szkolny, tym bardziej potrzebujemy motywacji, żeby opko było dość regularnie pisane. Szczególnie, że jesteśmy na tyle dziwne, iż mamy zamiar to wysyłać dwa razy w tygodniu, ale już po jednej narracji, ta część to wyjątek. No dobra, już się zamykam na ten, bo dziewczyny nie będą miały co powiedzieć. Tak więc: blablabla, zachęcam Was do czytania, a dokładnie do czytania innych fragmentów niż mój, gdyż, z niechęcią to przyznam, jest najsłabszy. I nie, to nie jest ta akcja, że autor to pisze, aby reszta zaprzeczała. Mój naprawdę nie wyszedł. I uprzedzam, że teraz na blogu mnie przez jakiś czas będzie. W sensie: te opko będzie się pojawiało, jeśli wyrazicie entuzjazm co do tego, lecz nie będzie mnie ani na chatcie ani nigdzie. I wyjątkowo nie chodzi o szkołę x.x OK, to całuski, bo ja się aż nadto rozpisałam. carmel
Tak więc Piper77 PNZ napisała. Do Bożego Narodzenia powinnam się wyrobić z następną częścią ;-;
Nowe, całkiem nowe opko, a raczej jego prolog, zostanie wysłany wkrótce Dziękuję carmelkowi o Ann24 za to, że mogę z nimi pisać to opko- dziewczyny, naprawdę się cieszę, że ze mną wytrzymałyście ;* Z mojej strony dedykacja idzie do Kiry (Pitcha Blacka pisz!), Moniki.m, Grupowej i Annabelle (Boziu, tęsknimy za Tobą, no!). Kończę, bo zapewne Kiwi skończyła Was katować swoim przemówieniem, ja tego nie będę robić Wiecie co? Kocham Was, bo jesteśmy rodzinką
To jeszcze ja, dodam coś od siebie
JEEEJ nasze wspólne opko ^^ Hahah szykujcie się na totalną maskarę >:D
Jestem z tego opka dumna, więc liczę na to, że duuuużo osób je przeczyta. Ja też proszę was o komentarze- pokarzcie, że to nad czym sterczymy i sterczymy ma sens Nawet nie wiecie ile frajdy sprawiało nam ( i nadal sprawia!) pisanie tego, więc chciałybyśmy widzieć, że ma to jakieś efekty. W planach jest wiele rozdziałów. Planujemy ich sporo. Sam wstęp do rozwinięcia, zajął nam około 20 rozdziałów się… Powodzenia! ;D Będziemy je wstawiać wszystkie na naszego prywatnego bloga, dzień wcześniej, jeżeli dobrze pójdzie, a na RR będą się pojawiac one następnego dnia
DEDYKACJA dla każdego, kto odkryje, którą postać wykreowała która z naszej trójki (Kiwa, Esmeralda i Vicky) 😀
Annabeth24
! Tytuł celowo zawiera błędy. (fielga trujdza-> wielka trójca) Ponieważ nie mogłyśmy wymyślić nic sensownego, opko zostało ochrzczone nazwą naszej grupowej konwersacji, na cześć porównania nas do boskiej, wielkiej trójcy z Olimpu 😀 Najważniejszych ze wszystkich 😀 Tylko my jak siostry :*
To by było na tyle… więc… Miłego czytania! 😀
Kiwa (I)
– Siostro, rusz dupę, musimy iść do szkoły!
Nie. Nie chciałam się podnieść. BYŁO ZA WCZEŚNIE. Mogłam się założyć, że jeszcze nawet słońce nie wstało, więc po co ja miałabym ruszać tyłek i sturlać się z wygodnego materaca?
Jednak nie powiedziałam tego wszystkiego mojej siostrze – zamiast tego ukryłam głowę pod kołdrą.
Tiaaa, nie ma to jak urocza konwersacja.
– Kiwa, wstawaj! – krzyknęła mi do ucha Scholastyka.
Niech się wali, JA TU SPAŁAM!!!
O Bosz, ten bezczel ukradł mi narzutę! Ciepłą, miłą w dotyku narzutę! Jak śmiała?! Ta zniewaga krwi wymagała!
Zaspana i z włosami na oczach rzuciłam się w stronę Scholastyki. A przynajmniej próbowałam, bo jakiś cudem zaplątałam się koc i zamiast zaatakować moją siostrę, zaatakowałam podłogę.
BUM!
– Mamo, Scholastyka się ze mnie śmieje!
– Mamo, twoja druga córka to kompletna ofiara losu!
BAM!
– MAMO, KIWA MNIE BIJE PODUSZKĄ!!!
– MAMO, SCHOLASTYKA MNIE UGRYZŁA!!!
– BO MNIE BIŁAŚ PODUSZKĄ!!!
– NALEŻAŁO CI SIĘ!!!
Nagle z dołu dobiegł nas głos mamy:
– Dziewczynki, mogłybyście powtórzyć? Byłam w kuchni i was nie słyszałam.
Zostawiłyśmy to bez komentarza.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Po tym jak opatrzyłam kolejny siniak na nodze i zjadłam śniadanie, poleciałam niczym wichura do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, przebrałam się w jasne rurki i luźny T-shirt, a następnie pomalowałam rzęsy tuszem i nałożyłam na usta czerwony błyszczyk. Spojrzałam w lustro, myśląc, że jestem już gotowa, ale dojrzałam, że się myliłam. Wyobraźcie sobie mokrego pudla. Ja takie coś miałam na głowie.
W expresowym tempie rozczesałam swoje brązowe pukle i po chwili, z zadowoleniem dostrzegłam, iż wreszcie (w miarę) wyglądam jak człowiek. Bo przed poranną toaletą raczej przypominam jakiegoś kosmitę z afro.
Nie żartowałam. Kiedyś byli u nas moi młodsi bracia cioteczni. Gdy zobaczyli mnie po tym, jak dopiero wstałam z łóżka, zaczęli się wydzierać: ,,Aaaaaa, mamo, goni nas potwór!” i rzucać we mnie zabawkami.
Zawsze wiedziałam, że dzieci mnie kochały.
– Kiwa, jedziemy już do szkoły, wychodź z kibla!
– JUŻ IDĘ! – wydarłam się, jakby moja siostra nie stała za drzwiami, ale za metalową ścianą.
Oto uroki młodszego rodzeństwa – my we krwi mamy drżenie się. Choć starsze też nieźle wrzeszczy. No chyba, że tylko ja i Scholastyka miałyśmy takie pojemne płuca po mamie.
Nie, to nie miało zabrzmieć dwuznacznie.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Ludzie, jakie szczęście, że mieliśmy na tyle duży samochód, abym nie musiała siedzieć zbyt blisko siostrzyczki, która nakładała sobie na twarz puder. Tak w ogóle nie rozumiałam, po co jej to – Schola była naprawdę ładna. No wiecie, przypominała jedną z tych lasek z ,,Wredne Dziewczyny”. Jasne lśniące włosy, czysta cera, pełne usta, genialna figura. Jedynie wzrost nie pasował – moja siostra, tak samo jak ja, odziedziczyła wysokość po mamie, co oznaczało, że miała tylko trochę ponad sto sześćdziesiąt.
Ja jak na razie byłam od niej niższa dziesięć centymetrów, więc nie wiedziałam, czemu aż tak jęczała. Ona powinna mnie żałować. To mnie ludzie brali za podstawówkę, nie ją.
Jednak trzeba też przyznać, że była ode mnie starsza te trzy lata (a dokładnie dwa i dwieście pięćdziesiąt dni!). Ale w wieku prawie piętnastu lat NIKT nie uważał, że ona dalej uczyła się liczyć bociany! To niesprawiedliwe!
– Macie dzisiaj jakieś sprawdziany? – zapytała mama, nie patrząc nawet w naszą stronę – dalej wlampiała się w lusterko i poprawiała, i tak już idealny, makijaż.
– Lidziu, one zawsze mają sprawdziany. Przecież to taka szkoła – odpowiedział jej głębokim głosem tata.
To może słówko o moich rodzicach? Od czego by tu zacząć… hm… o, już wiem! Mama nazywała się Lidia Lein i była piękną kobietą. A nie dość, że natura ją aż nazbyt obdarzyła, to jeszcze mogła się pochwalić mnóstwem wygranych spraw w sądzie. Wszyscy mówili, że moja mama to jedna z najgenialniejszych adwokatów w całym USA! No naprawdę, nawet napisali artykuł o takim tytule!
Natomiast mój tata to typowy biznesmen – zawsze ubrany w doskonale skrojony garnitur i z drogimi autami, które mają skórzane, łatwo się plamiące (zdążyłam się o tym przekonać) siedzenia. Budził taki respekt, że nawet czasem mama, zamiast mówić na niego Bob, wołała ,,panie Lein!”
Spojrzałam w okno. Widziałam przez nie inne samochody i szare niebo.
Szare niebo.
Szary ptak.
Szare drzewo.
Szary świat – przemknęło mi w głowie dawne słowa, które powtarzał mój świętej pamięci dziadek.
Zacisnęłam usta, wbijając teraz wzrok w swoje ręce pełne blizn po różnych upadkach. Dziadek zawsze rozumiał mnie i Scholę i nigdy nas nie oceniał. Nie to co rodzice. A babcia? O, z tej kobiety to był prawdziwy wulkan energii i starożytnych zasad dobrego wychowania. Do dziś pamiętałam jak pouczała mamę: ,,Lidio, nie dziwię się, że twoje dzieci są takie chude – ty nie umiesz gotować, zamiast tego zatrudniasz obcych ludzi! Kiedy ja byłam w twoim wieku, wszystko robiłam sama! Nie przewracaj mi tu oczami, młoda damo! Do kąta! Nie, co mnie obchodzi, że to twój dom?! I tak jestem twoją matką!”
Trzy godziny później zdarzył się wypadek samochodowy z udziałem mojej babci i dziadka. Nikt nie przeżył.
Nagle mama podkręciła radio:
– Leci jakaś piosenka tego chłopaka, za którym tak szaleją dziewczyny. Wy też go lubicie?
,,And I was like
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no
Like
Baby, baby, baby, oh” – zaczęła śpiewać jakaś dziewczynka. A raczej chłopak o głosie dziewczynki.
– WYŁĄCZ TO!!!
Wrzask mój i Scholi był pewnie słyszalny w całym mieście.
* * * * * * * * * * * * * * *
Cholera – pomyślałam, gdy wyrżnęłam się na schodach prowadzących do mojej średniowiecznej szkoły.
– Ciota z ciebie, wiesz? – zapytała Scholastyka, ale pomogła mi wstać.
Skrzywiona, luknęłam na swoje zakrwawione ręce. Świetnie. Kolejne rany do kolekcji.
– Ja idę na lekcje, a ty jak chcesz, to lamp się na swoje dłonie – prychnęła Schola.
Z westchnięciem podniosłam wzrok, chcąc warknąć na nią, że ja nie byłaby dla niej taka złośliwa, gdyby obdarła sobie ręce, ale jej już nie było – weszła przez ogromne, drewniane drzwi do ,,ukochanej” szkółki.
Z niechęcią spojrzałam na Zamek Tortur czyli Szkołę im. Einsteina. Choć ta placówka mogłaby być równie dobrze nazwane na cześć Hitlera, patrząc na to jak faszystowsko podchodzą do nieodrobionej pracy domowej.
Nie znosiłam tego miejsca z wielu powodów. Jednym z nich był też wygląd tej szkółki, bo ten budynek przypominał bardziej Zamek Draculi niż szkołę. Cechował się wielkimi oknami w kształcie łuku i ciemnymi ścianami z cegły. Dookoła niego znajdował się płot pełen ozdobnych zawijasów.
Taaak. Oto gimnazjo-liceum dla bogatych bądź genialnych dzieciaków.
Ja osobiście zaliczałam się i do tych, i do tych.
– Kiwa, poczekaj na mnie! – obejrzałam się i zobaczyłam, że w moją stronę biegnie Ala vel Frajerka Schunn.
To na pewno była ona – tylko ta ruda wiewiórka posiadała taki piskliwy głosik.
Nie wiele myśląc, pobiegłam do szkoły.
Jeszcze nigdy nie szłam tam tak szybko i tak entuzjastycznie nie witałam jasnych korytarzy i rzędu boxów.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Do pieprzonej cholery, spóźnię się na lekcje. Pani Merr była miła, ale jeśli kolejny raz przyjdę po czasie, na stówę dostanę taki opieprz, że się nie pozb…
– Ał! – krzyknęłam, lądując tyłkiem na schodach – Uważaj!
– Ja mam uważać?! – oburzył się jakiś chłopak – To ty wpadłaś na mnie!
Posłałam leżącemu na półpiętrze ciemnowłosemu wściekłe spojrzenie. Do diabła z nim, teraz to się na pewno spóźnię!
– No i co z tego?! Każdy wie, że ja cały czas wpadam na kogoś! To ludzie mają uważać, abym ja nie wpadła na nich!
– Aż taka z ciebie fajtłapa? – spytał, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Wcale nie! – zaprzeczyłam oburzona, ale po chwili przypomniałam sobie jak przyrżnęłam w podłogę rano i dorzuciłam:
– No może trochę… .
Chłopak parsknął śmiechem i wstał. Był ode mnie pewnie wyższy dwie głowy, no i miał z siedemnaście lat.
– Jestem Gideon.
– A ja Kiwa – rzekłam i również wstałam. Już i tak nie zdążę na czas, więc po co się śpieszyć, skoro mogłam zawrzeć nową znajomość z ładnym chłopakiem?
– Kiwa? To ty jesteś siostrą Scholastyki! Rodzice muszą was nie kochać, skoro tak was nazwali . – A myślałam, że tylko ja mam takie zerowe wyczucie taktu.
– Gideon się odezwał – prychnęłam, a blondyn uśmiechnął się do mnie szeroko.
Nagle zadzwonił dzwonek. Psia krew.
– Muszę już spadać na lekcje, ale miło mi było ciebie poznać! – powiedział i pobiegł dalej na górę.
– Mi też było miło – mruknęłam, patrząc za jego oddalającą się sylwetką.
* * * * * * * * * * * * * * *
– Panno Lein, dlaczego się pani spóźniła? – to pytanie usłyszałam, gdy tylko weszłam do klasy matematyczki.
Wcześniej ułożyłam sobie z tysiąc planów w głowie, co powiedzieć, kiedy się rozpłakać i wszystko inne, ale oczywiście, jak zwykle musiałam oznajmić to, co pierwsze przyszło mi na język:
– Kot mi zeżarł prace domową – cholera, mogłam przynajmniej powiedzieć, że pies!
W klasie rozległ się chichot, a pani Merr spojrzała na mnie ze znużeniem.
– Panno Lein, z tego co pamiętam pani nie ma kota.
I tak już siebie wkopałam, czemu by nie zrobić z tego szopki?
– A co jeśli dostałam go wczoraj od rodziców?
– Niby z jakiej okazji?
Bo poznałam super ładnego chłopaka.
– Bo moi rodzice uważają mnie za niebywale wyjątkową i zasługującą na wszystko – powiedziałam zarozumiałym tonem.
– Naprawdę? – nauczycielka spojrzała na mnie zszokowana.
Mam ciebie.
– A pani tak nie uważa? – uniosłam brew.
– Ja… to znaczy, oczywiście, że tak! – czasem fajnie mieć wpływowych rodziców. Wtedy nawet nauczyciel ci nie podskoczy.
– Naprawdę? Wreszcie nie będę osamotniona z tym stwierdzeniem…. znaczy się, moi rodzice nie będą – uśmiechnęłam się krzywo, widząc, że pani Merr gniewnie zmarszczyła brwi. Najwyraźniej zaczęło do niej docierać, że chciałam ją wykołować.
– To ja już usiądę – rzekłam i popędziłam do przed ostatniej ławki, gdzie siedziałam z Annie.
Gdy tylko usadziłam swój apetyczny tyłek, rozbrzmiał alarm przeciwpożarowy.
– Ja nic nie zrobiłam! – krzyknęłam z odruchu i poleciałam razem z krzesłem do tyłu.
Nie ma to jak moje wyczucie czasu.
ES I
Wiecie co? Życie nastolatki jest takie trudne.
Nie dość, że codziennie musiała się uczyć, to jeszcze tak ciężko się dogadywać z koleżankami i kolegami.
No dobra, pomijając fakt, że pierwsze, co codziennie robiłam, to wywalanie innych…
Ja wbrew pozorom jestem normalna. Ja tylko się taka wydawałam.
Do tego czasem nikt ze środowiska cię nie akceptowało. Bo kurna na przykład nosiłaś spódnice do kolan albo dzwony! Albo miałaś ciągle obcisłe koszulki, przez co stanik ci widać. Albo lubiłaś być uczesana w dwa kucyki. Albo dwa warkoczyki. Okej, to były przykłady. Po prostu moją głowę zaprząta wszystko, tylko nie historia. Na lekcji historii.
– Panno McLade! Odpowiedź na moje pytanie poproszę!
A może jeszcze frytki do tego?
Nosz cholera jasna.
– Pytanie, panie profesorze? – spytałam, powolutku się podnosząc. – Em… Można inne?
Tak, nie ma to jak wyczucie. Ja to wiem, kiedy co powiedzieć.
– Czy wie panna, jakie było pytanie?
No zgadnij pan. To takie trudne zadanie, ale może pana nieodporny na wszelkie zagadki mózg sobie poradzi. A więc ma pan minutę!
Siedząca obok Sara, moja koleżanka, wyszeptała cichutko:
– Bitwa o Anglię!
A gdzie jest Anglia?
– Aaa, o bitwę o Anglię! No oczywiście!
-O, panna McLade się obudziła – powiedział tubalnym głosem mój nauczyciel od historii. Pogładził łysinkę i pokiwał głową. Ja wbrew pozorom spałam… Ja jestem tak dobrą aktorką, że żyję, nie żyjąc! Dobra, moja logika jest naprawdę sensowna. – A więc, co możesz powiedzieć o bitwie o Anglię? Może najważniejsze bitwy? Czy w obronie tego państwa brali udział Anglicy?
Nie, kurde, teletubisie. A Tinky Winky zestrzelał Rusków!
– Em, tak. Przecież po to tu przyszłam! Żeby odpowiadać! – wyszczerzyłam się do faceta od historii. – Moim przeznaczeniem jest odpowiadać na his… Yyy, nie ważne. – Jak zwykle byłam zakręcona. – A więc Polacy stanowili około pięć procent…
A Konrad von Jungingen odkrył Amerykę… Nie… a może jednak Ulryk?
– Sześć! – zawołał z triumfalną miną.
Wiedziałam! Trzy szóstki to są znakiem szatana! Zawsze wiedziałam, że pan jest z piekła, ale nie pozwolili mi o tym mówić…
– Mówię, że około! Nie będę liczyć co do jednego Polaka! Strącali z nieba Niemców, to się liczy!
Ba dum tssss. I zgasł.
Nauczyciel zrobił się cały czerwony. Wyglądał, jakby się spinał i robił kupkę. Przypomniałam sobie moją malutką siostrzyczkę, Angelinę, która zawsze nabierała takich właśnie kolorków, jak bardzo prędko potrzebowała nocnika.
– Moja panno – zaczął, świdrując mnie tymi swoimi małymi, świńskimi oczkami. – Przypominam ci, że grozi ci czwórka z historii. Chyba na to nie pozwolisz? Ty, taka ambitna dziewczyna?
Gdzie ambitna? Nie widziałam.
Tak, wspominałam już, że chodziłam do szkoły dla kujonów? Tak, tutaj mieć czwórę to największy obciach, taka prawda. Piątka to norma. Ja się specjalnie nie muszę wysilać, mi samo wszystko wchodzi do głowy prawidłowo, ale cholera jasna tylko nie historia! Najdziwniejsze jest to, że facet od tego przedmiotu mnie lubi, bo do niego to ja jestem w dupę grzeczna i kulturalna, ale zawsze mnie pytał!
Nie ważne. W każdym razie od odpowiedzi uratował mnie dzwonek. Byłam tak szczęśliwa, dopóki… no, oczywiście, zatrzymał mnie na przerwę!
– Moja droga – zaczął poważnie, kiedy podeszłam do jego biurka, poprawiając bluzkę wpuszczoną w krótkie, granatowe spodenki. – Ja naprawdę… Bardzo bym chciał, żebyś miała tę piątkę.
O fak. A ja jej jeszcze nie mam? Fakfakfakfak, idę się pociąć mydłem.
W sumie tylko ten nauczyciel przejmował się tak bardzo moją oceną. Jako jeden z nielicznych. Ha, i tutaj mamy wyjaśnienie.
Mój tata jest lekarzem. I to nie byle jakim, wykształconym, świetnie zarabiającym. Który też wyleczył mnóstwo ludzi. W tym matkę tego starego hipopotam… to znaczy mojego nauczyciela historii. Miała raka, a mój tata go wykrył i poprowadził leczenie do końca.
Ojciec jest szanowanym lekarzem. Wyleczył niejednego człowieka. Szkoda tylko, że nie potrafił wyleczyć mojej głowy… Może teraz bym była normalniejsza.
No, a szanowany lekarz musi mieć damę życia. Kiedyś, powtarzam: kiedyś, tą damą była właśnie moja mama. Była piękną kobietą, ale kompletnie niepodobną do mnie. Nie znam szczegółów, pomimo to, że tata zawsze był dla mnie… no, bezpośredni i bardzo szczery, mogłam z nim porozmawiać na wiele tematów, tylko że akurat o NIEJ nie chciał nic a nic gadać. Bo kurna nie jestem na to gotowa. W sumie to on też nie jest przygotowany na wieść o kolejnej jedynce z historii, no ale… Kiedyś najzwyczajniej w świecie zniknęła. Dlatego jakieś siedem lat temu znalazł sobie jakąś babkę. I jak myślicie, i co?
I dziecko, cholera jasna.
Tak, bez ślubu. Któregoś dnia tata przyszedł do mnie i oświadczył, że za dziewięć miesięcy będę bardzo szczęśliwa. I że „szkoda, że nie mam za dziewięć miesięcy nie mam urodzin, bo bym miała niezły prezencik”. Mój tata to ma dopiero poczucie humoru…
Nie no, wiecie, Elisabeth jest nawet miła… Jest w wieku ojca, ale nadal pozostaje piękną kobietą. Wysoka, z krótkimi prostymi blond włosami z brązowymi pasemkami i cholernie zielonymi oczami. Jak już mówiłam, a raczej wyjaśniałam, gdy zaszła w ciążę nie była z moim tatą związana węzłem małżeńskim. On jednak szybko poinformował mnie o jej ciąży (bo ogólnie wiedziałam, że ma jakąś kobietę, nawet się spotkałam z nią kilka razy, ale nie miałam pojęcia, że to będzie coś na dłuższy czas) i zorganizował ślub. Za kilka miesięcy mogłam się już pochwalić pierdzącym, śliniącym się brzdącem, który równocześnie był najsłodszym dzieciakiem pod słońcem, bo był moją siostrzyczką. Angelina, bo tak nazwano tego kurdupla, była cudnym bąbelkiem. Kochałam ją jak cholera. Oddałabym za nią wszystko. Elisabeth była bardzo szczęśliwa. Tata też… Nigdy nie miałam mamy. Chciałam, żeby chociaż ta mała miała… No, zasługiwała.
Ale było pytanie, dlaczego ten facet tak się stara o moje osiągnięcia. Oto wyjaśnienie- można powiedzieć, że teraz ten zatęchły grubas chce się odwdzięczyć mu, dbając o oceny córki lekarza.
A może córka się zadowoli czwórką?
Fakt faktem, że (jak już wspominałam) ten gość ciągle mnie pyta, wstawia mi plusy, ale ponieważ specjalnie się nie uczę, dobre oceny anulują mi kiepskie wyniki z pytań i niezapowiedzianych kartkówek. A ponieważ mi się nie chce uczyć, to cóż… no co ja poradzę?
Po raz kolejny uratował mnie dzwonek na lekcję. Mamrocząc niezrozumiale przeprosiny, wybiegłam z sali historycznej, wypierzając się na samym środku korytarza. No co, do cholery nie zawiązałam sznurówek. No zapomniałam. No przecież to nie ja siedziałam całą historię i gapiłam się w sufit, rozmyślając, jak życie nastolatki jest trudne!
****
– Szybko, Es! Raz raz! – wołała do mnie Sara, przytrzymując drzwi do sali biologicznej.
Śpiesz się powoooliii…
Akurat biologię lubiłam. Pani była bardzo miła i sympatyczna, a co najważniejsze, odpowiednio nas przygotowywała do sprawdzianu po trzeciej klasie. No co, to dobra podstawa.
Niestety, zawsze na nią wpadam, bo oczywiście mam biologię zaraz po historii i spóźniam się na lekcje. Nie myślcie sobie, ja po każdej lekcji muszę słuchać kazań tego starego zgreda. Ja kiedyś Zgredkowi przyniosę skarpetkę, Zgredek będzie wolny i przestanie mnie pytać…
Gdy tylko jak burza wpadłam do sali biologicznej, od razu potknęłam się o wystającą nogę pani.
– Panna McLade? – spytała nauczycielka, lekko zdziwiona.
Nie. Maka Paka. Przyszłam układać kamienie. W końcu biologia, prawda?
– Mhm… – wybąkałam, z gracją przesuwając się do swojej ławki. Sara już szczerzyła do mnie swoje paszczęki (pełne bieluteńkich ząbków). Od razu mi się skojarzyło z takim tym, „Jak wytresować smoka”. Ten chłopak miał takie… A może to jednak był smok? Nierozgarnięta jestem.
O, wymyśliłam wierszach. Es- zawsze rozgarnięta, pozytywnie pierdolnięta!
Łoł. Ja nawet nie wiedziałam, że jestem taka uzdolniona polonistycznie.
Przeczesałam ręką swoje ciemne, długie loki i usiadłam na miejscu.
I co się stało?
Alarm się stał.
A ja ledwo co usiadłam.
VICKY I
Ubrana w luźną, workowatą beżową bluzkę, wsadzoną w obcisłe czarne szorty i beżowe zakolanówki do połowy uda, uderzyłam czołem o ławkę.
Natychmiast się wyprostowałam, posyłając koledze, który siedział przede mną i właśnie trącił mnie w łokieć, lodowate spojrzenie. Szkoda tylko, że ja tu sobie smacznie spałam, podpierając głowę na rękach, oparta łokciami o ławkę!
– Kretyn!- syknęłam, a Chris tylko wyszczerzył się głupio i odwrócił przodem do nauczyciela.
Zaspana podrapałam się w obolałe czoło. Super. Jak będę mieć siniaka, to go ukatrupię! Budzenie ludzi na geografii powinno być karalne!
Naburmuszona skrzyżowałam ręce i oparłam się o krzesło. Nienawidzę szkoły. A szczególnie tej. No, nie- bez przesady. Lubiłam ją. Lubiłam spędzać tu czas, niektórzy ludzie byli super, szczególnie jak mnie słuchali, czasem zdarzało się coś śmiesznego, ale na ogół to nuda. Tak jest w szkole dla dzieci z wylansowanych rodzin albo z zakompleksionymi rodzicami. Pomijając to, lubiłam tu przychodzić. Ale jak w planach były inne lekcje niż geografia, fizyka, matma, biologia, chemia, wos, angielski, muzyka, etyka, niemiecki i wf. To był horror, a nauczyciele szczególnie.
– Panno Rowllens, może pani…?- usłyszałam głos nauczyciela, który stał pod tablicą i patrzył się na mnie triumfalnie.
Nenene, co się szczerzysz łysy krecie, jestem dzieckiem, a już jestem od ciebie lepsza! Ja przynajmniej nie jestem nauczycielem!, myślałam, rzucając mu złowieszcze spojrzenie i mrużąc oczy.
– A jakie było pytanie?- spytałam łagodnym tonem, prostując się na krześle i przeczesując palcami jasno brązowe włosy, bo pocieniowane kosmyki znów zasłoniły mi widzenie. Tak to już jest jak ma się włosy ‘hand made’- własnoręcznie obcinane. I do tego moje się kręciły, ale tylko lekko.
– Więc…- zaczęłam szukając wsparcia w innych. Kątem oka dostrzegłam, że mój sąsiad ławkę dalej miał podręcznik otwarty na jakiejś Unii Europejskiej. Świetnie, jako Amerykański obywatel wykorzystam tę wiedzę w przyszłym życiu miliard razy…- A więc Unia Europejska, to wspólnota kilku państw, taka unia… gdzie oni się ten no… złączyli i tworzą razem wesołą gromadę na pozór pomagających sobie państewek.
Nauczyciel, wyraźnie zły potwierdził tylko moją nadzieję, że jakimś cholernym trafem jego pytanie zgrało się z moją odpowiedzią. Taaaaaak, znowu się udało! Zadowolona z siebie kiwnęłam energicznie głową i zrobiłam wyzywającą minę.
– A czemu uważa panna, że ‘na pozór’?
– Ależ to bardzo proste- odrzekłam, wzruszając ramionami.- We współczesnym życiu, wiele rzeczy jest pozornych. Proszę spojrzeć na mnie i na pana-wskazałam dłonią na niego, a potem na siebie, tak, że pokaźna kolekcja bransoletek w odcieniu niebieskiego i czasem czarnego każdego rodzaju (rzemyki, szklane kulki, drobniutkie koraliki na gumce, wstążki, łańcuszki) ze srebrnymi i czarnymi dodatkami zadzwoniły charakterystycznie.- Na pozór, to pan powinien mi tłumaczyć jakie jest życie, a w tym momencie ja objaśniam to panu! Czy to nie jest doskonały przykład tego pozornego aspektu w życia każdego człowieka?- zawołałam udając zdziwioną i robiąc niedowierzającą minę. Klasa ryknęła śmiechem, ale szanowny doktor magister inżynier i inne bardzo przydatne tytuły, nie miał takiego poczucia humoru. Poczerwieniał i usiadł za biurkiem wyciągając klawiaturę i szybko coś na niej wystukując. Ojoj, mamusia będzie zła… Znowu mogłam pożegnać się z komputerem. Ups, szkoda, że mamusia nie wiedziała, że mam Wi-Fi też w telefonie i utrata kompa mi nic nie zrobi…
Cóż, tak czy siak, skoro już się obudziłam i mam dostać uwagę, czemu nie skorzystać choć trochę i się nie zabawić?
– Przepraszam bardzo, ale co pan robi?- spytałam, wychylając się z ostatniej ławki. Miejsce, gdzie w normalnych szkołach, powinno roić się od zdemoralizowanych chłopaków, palącymi pod ławkami i bijących pierwszorocznych na przerwach. A tym czasem, w mojej cudownej klasie, te zaszczytne miejsce zajmowałam ja. To było naprawdę… bardzo dołujące…
Uniosłam zdumiona brwi, jakby jego zachowanie było dla mnie czymś oczywistym, ale jednak nie do końca jasnym.
– Wpisuję ci uwagę do dziennika- warknął.
– Yhym…- mruknęłam kiwając głową ze zrozumieniem i znów opierając się o oparcie krzesła.- Ale za co?- dorzuciłam jak gdyby był to szczególik, który mi umknął.- Przecież ja tylko udzielałam odpowiedzi na pańskie pytania, psorze!
Klasa znowu zaczęła trząść się ze śmiechu a nauczyciel też się zaczął trząść, ale mam złe przeczucia, że raczej ze złości. Hmmm…Tak swoją drogą, po dwóch lekcjach tygodniowo ze mną, ten facet mógłby spokojnie po roku zdawać testy na zostanie astronautą… Tam są symulacje wstrząsów, czy coś, nie?
– To proszę mi odpowiedzieć…- wycedził przez zaciśnięte zęby, wlepiając we mnie te małe paciorkowate oczka. Mówiłam już, że wyglądał jak łysy kret?- W którym roku powstała Unia?
Upsiiikkk…
– Nie uważała pani, panno Rowllens?
– Z pewnego punktu widzenia, można to tak nazwać- odrzekłam beznamiętnie. Jak już wylecieć, to w wielkim stylu, prawda? Pomyślałam sobie, że chociaż rozbawię tych nieszczęśników z mojej klasy, którzy już gdy tylko zaczęłam swój wywód nie mogli powstrzymać chichotów.- Jednak ja osobiście uważam, że po prostu spałam, czyli była to czynność o wiele bardziej przydatna niż słuchanie pana. Jestem teraz bardzo wypoczęta. A proszę tylko spojrzeć na klasę. Biedaczyska są wymęczeni!- zaakcentowałam bujając się na krześle do tyłu, przytrzymując tylko ręką o parapet obok mnie. Szybkie zerknięcie do zeszytu dziewczyny za mną i doszłam do wniosku, że znów będzie punkt dla mnie.- A niech pan teraz pomyśli, czemu tak jest. Bo nie spali, tylko słuchali o Unii Europejskiej. Która powstała w 2004 roku, tak swoją drogą…- Nie ma to jak notatki w zeszycie mojej koleżanki za mną.
**********
Po takim wystąpieniu nie dziwne było, że pięć minut potem siedziałam na krzesełku przed biurkiem dyrektora. Bardzo lubiłam tego faceta, serio. Choć z drugiej strony, przez niego przytyłam kilogram, bo za każdym razem jak u niego siedziałam częstował mnie czekoladowymi ciastkami. Uroczy człowiek, doprawdy.
– Panno Rowllens, ja już nie wiem co z tobą zrobić, dziecino- westchnął chowając twarz w dłoniach i przecierając oczy ze zmęczenia. Cóż, on też się chyba nie wyspał.
– Mówiłam panu od geo, że nie ucieszy się pan na mój widok, i że lepszym pomysłem byłoby udawanie, że nie istnieję, ale on mnie nie słuchał.
Chciałam dodać coś jeszcze, ale spojrzenie dyrektora mnie uciszyło. Nawet taka bezduszna i nonszalancka osoba jak ja, posiadała w sobie choć tyle rozwagi i szacunku do starszych, by nie marnować im dnia. Było miłe powitanie, więc teraz przechodzimy do próby manipulacji moimi ambicjami. Szkoda, że ich nie mam… Przynajmniej takich, które mogłyby zostać tu poruszone.
– Nie masz dziecko drogie jakiś większych ambicji?- jęknął i zaczął przeglądać jakiś notes, który przed nim leżał.
Mówiłam?
– Nasza szkoła słynie z samych wzorowych uczniów. Średnia sześć zero, pięć zero. Jak wiesz, niektórzy nauczyciele ocenę dobrą traktują jak koniec świata.
– Zdążyłam się przekonać- mruknęłam pod nosem ruszając zirytowana brwiami w górę.
– Właśnie- pokiwał głową mężczyzna i podrapał się po swojej bródce świętego Mikołaja.- A ty masz średnią trzy osiemdziesiąt dziewięć. Nie wstyd ci?
– Eee…nie. Poza tym, mam prawie cztery zero, gdyby babka od angielskiego zechciała przestać wstawiać mi jedynki za zbyt krótkie spodnie. Co ja mam w habicie zacząć chodzić?
– Pani, pani od angielskiego, nie babka.
– Okay- zbyłam go.- A poza tym, proszę przypomnieć profesorowi Abrper, że lekcje fizyki, mają w programie też cześć uczenia. A nie całe czterdzieści pięć minut poświęca na piłowanie mnie pod tablicą!
Rowllens…- jęknął i zamknął notes.- Moja droga, tylko dlatego, że chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do tych codziennych rozmów z tobą, cię jeszcze nie wywaliłem.
– Dziękuję, cenię to sobie wielce- prychnęłam.- Moja samoocena gwałtownie wzrosła- dodałam, patrząc na dyra ze współczuciem. Ten udał, że mnie nie usłyszał i ciągnął.
– Jednak, panno Rowllens, jeżeli jeszcze raz, pani porządnie podpadnie, dzwonie do pańskiej matki!- zawołał wymachując telefonem przed moimi oczami. Wzruszyłam ramionami, zerkając na swoje paznokcie.
– Może pan zadzwonić teraz- odparłam, a mężczyzna zmarszczył zdumiony brwi.
– Słucham?
– Niech pan dzwoni. Mi bateria padła w komórce i nie mam jak pogadać z mamą. A i jak będzie pan dzwonił, niech pan zapyta, co dziś na obiad, dobrze?- dodałam.- Nie wzięłam śniadania- wytłumaczyłam mu i porozumiewawczo kiwnęłam głową.
– Udam, że tego nie słyszałem, a pani teraz wyjdzie i będzie już odzywać się tak, jak należy.
Tak, oczywiście. Będę grzeczną kochaną uczennicą, która nie sprawia problemów wychowawczych, jest czarująca i przesłodka. A jutro po szkolę pójdę do pobliskiego zakonu i poproszę o habit, żeby poprawić ocenę z angielskiego. Ale wcześniej wyrosną mi wąsy i zrobię karierę geografa. A tak na serio. Ta rozmowa wniosła tyle w moje życie, co Unia Europejska. (Założona w 2004 roku!)
– Dobrze, dziękuję bardzo.
Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
– Mam nadzieję, że zrozumiałaś mnie, panno Rowllens.
– Ależ oczywiście, będę kłamać nauczycielom i mówić to, co chcą usłyszeć- prychnęłam ironicznie. Jednak zanim dyrektor zdążył coś powiedzieć, uniosłam rękę do góry i potruchtałam do jego biurka. Z gracją wzięłam jedno ciasteczko z talerzyka w roku blatu i uśmiechnęłam się promiennie unosząc ciasteczko do góry i przyglądając się dyrektorowi spod przymrużonych powiek od przesłodzonego uśmiechu.- Zapomniałabym o ciasteczku.
Na korytarzu było pusto. Biorąc pod uwagę fakt, że zostałam wyrzucona z lekcji tuż zaraz po dzwonku, miałam jeszcze…dwadzieścia pięć minut geografii. Tak więc, nic nie trzymało mnie na drodze zostania jeszcze raz wywalonej z tej samej lekcji.
Mina profesora jak wpadałam do klasy była bezcenna.
– A ty jeszcze tutaj?- jęknął.- nie wyrzucili cię jeszcze?
– Nie- odrzekłam ochoczo wchodząc do klasy i zamykając za sobą drzwi kopniakiem.- Kochany dyro wie, jak bardzo pana lubię i postanowił mnie z panem nie rozdzielać. Poza tym, o ile moja matematyka jest zadowalająca, obliczyłam, że skoro właśnie kończę pierwszą liceum, spędzimy razem jeszcze dwa lata edukacji. Milutko prawda?
Geograf był tak zblazowany i bezsilny, że aż usiadł i schował twarz w dłoniach. Ojej, biedaczek aż płacze ze szczęścia…
– Siadaj- warknął na mnie, ale nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem.
– Oj, niech się pan tak nie przejmuje!- pocieszyłam go i podeszłam do biurka, nachylając się nad załamanym nauczycielem.
Pochylał się tak nisko nad blatem, z zaplecionymi rękoma za głową, że mogłabym uznać, że zasnął. Phi, nie dziwię się. On siebie słucha przez całe życie.
– Przyniosłam panu ciasteczko- oznajmiłam i wyciągnęłam w jego stronę okrągły czekoladowy placek, który wzięłam od dyrektora.- Tutaj jest nadgryzione, ale spokojnie, jestem zdrowa.
Tak więc, wcale was pewnie nie zdziwi, że kochany profesor zwolnił mnie z końca lekcji. A przynajmniej tak zrozumiałam zdanie: „Możesz na przykład zniknąć?”. A ja, tak jak obiecałam dyrektorowi, powiedziałam, to co geograf chciał usłyszeć, że nie mam z tym problemu i sobie wyszłam. Oczywiście wcześniej położyłam mu o czekoladowe ciasteczko na biurku, niech facet ma trochę radości z życia.
Teraz pozostawał problem, co zrobić ze sobą do końca lekcji. Samej na korytarzu nudno. O, mogę się pouczyć do referatu na muzykę!
– Ta, jasne, lecę pędzę- mruknęłam pod nosem idąc niespiesznie przez korytarz.
Wszędzie było tak dziwnie cicho i nieprzyjemnie pusto, że aż nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Ruszyłam więc do głównej sali w szkole, wielkiego zamkniętego placu, gdzie śmietanka towarzyska szkoły spędza przerwy. Na środku zawsze stał wielki zegar. Taki ogromny, ogromny, mający ponad dwa mery wysokości słup, a na szczycie czarna tarcza z białymi wskazówkami. Moje liceum (i gimnazjum) jest na tyle nietypowe, że u nas ten zegar wyznacza rytm dzwonienia dzwonków. Jak zegar wskaże odpowiednią godzinę, dzwonią dzwonki.
Nagle przyszła mi do głowy bardzo fajna myśl. Tak fajna, że aż się uśmiechnęłam i od razu podeszłam pod słup z zegarem. Wspięłam się na ławkę pod nim i stojąc na palcach otworzyłam szklaną szybkę, żeby odsłonić tarczę i wskazówki. Lubiłam to uczucie, że robię coś złego. Może dlatego, że fajnie jest potem wiedzieć, że o tobie szepczą na korytarzu uczniowie a jak ich mijasz mają cię za bohatera, a może po prostu dlatego, że to co robię na ogół wnerwia dorosłych. Więc nie przyniosło mi większych trudności przesunięcie wskazówki godzinowej o trzy godziny do przodu.
Cóż, z perspektywy czasu uważam, że w normalnej szkole mógłby to byś wyśmienity dowcip. Ale nie w mojej, gdyż gdy tylko przestałam przesuwać biały metal, cały zegar zaczął się trząść i wydawać dziwne dźwięki. Tak się przeraziłam, że się zachwiałam i poleciałam do tyły upadając jak długa na plecy na twardą ziemię. I kiedy tylko otworzyłam oczy na tarczy zegara pojawił się czerwony hologram odliczający dziesięć sekund.
– O cholera!- krzyknęłam, nie wiedząc co się dzieje. Jak oparzona zerwałam się ze szkolnej podłogi i chwyciłam plecak, który mi spadł z ramienia.
Usłyszałam jak w całej szkole włączył się alarm i automatycznie w oddali rozległy się podniecone głosy i szuranie odsuwanych ławek. Nawet jakiś huk, ktoś musiał się wywalić.
No przepraszam was, ale czy ktokolwiek z was, chcąc przestawić zegar uruchomił coś, co wydawało się być bombą? Nie? Tak też myślałam! Przecież tylko ja mam takie szczęście!
Nie myśląc wiele, bo na filmach nigdy nie wróżyło to nic dobrego takie odliczanie, zerwałam się na nogi i ile tylko miałam sił popędziłam korytarzem, drąc się. Na szczęście najbliższa klasa była daleko, znajdowałam się na części do spędzania przerw w szkole, nikt nie mógłby zobaczyć, że to ja uruchomiłam to coś. Nie uciekłam nawet dwudziestu metrów a wszystko za mną wybuchło.
Poleciałam do przodu, myśląc tylko o dwóch sprawach.
Po pierwsze, że mama mnie zabije.
Wpisałam zły tytuł, przepraszam ;-; byłam nieprzytomna jak to wysyłałam :c
Szczerze się uśmiałam xD Na prawdę! Jeżeli czekałam tu na coś, to na pewno nie na aż tak cudowne opowiadanie! Hahahah no na prawdę :3 !!!
I nawet nie wiecie jak się ciesze z tego trio! 😮 Ann24? Piper77? carmel? Razem?! O święty Zeusie, to będzie mistrzostwo!!!
No i się nie pomyliłam! 😀
Laska atakująca podłogę xD umarłam już wtedy! A potem kochana mamusia, która nie zna się na gustach córek- znam to doskonale 😀 Kłótnie poranne z siostrą były cudowne! ;o śmiałam się jak głupia, aż dostałam ataku kaszlu 😡 I oczywiście pojawiły się zgryźliwe i szczere uwagi na stronie, w myślach Kiwy. (dlatego też, zgaduję, to fragment carmel, tak? Wszędzie rozpoznam te uwagi na boku! :D)
Tinki Winki w bitwie o Anglię <3 no wiedziałam! Wiedziałam, że tak było! ;o Maka paka na biologi? nie no, to chyba same szóstki by były! Umarłam po raz drug czytając te komentarze 😀 <3 !!! Esmeral jest urocza.Typowa szkolna uczennica, która ma ochotę zabić wszystkich pytających ją nauczycieli 😀 Z nią muszę przyznać utożsamiam się najbardziej. (Piper77, jak mniemam. :* )
Jednak przepraszam, ale kłótnia z geografem, opisy tego i fragment z "Tutaj jest nadgryzione, ale spokojnie, jestem zdrowa." mnie zabił już na serio. Biedna, ma rację, że to powinno być zadaniem chłopaków z klasy, rozwalać lekcje i lądować u dyra, a ona musi to robić sama :c Czytałam to aż cztery razy za każdym razem rechocząc tak samo! Ogólnie, reakcje Vicky i jej teksty oraz przemyślenia są zabójcze! Posłuchała jego prośby i zniknęła 😉 kochana uczennica! (No i tutaj jestem chyba najbardziej pewna, że to Annabeth24)
Więc kończąc- nie wchodziłam na RR.pl od dawna. Ale macie moje słowo, że od dziś, będę wchodziła tu codziennie i czekała na następną część tego cuda. To jest opko, na jakie kurde czekałam! Jest zabawnie, jest rzycioffo, jest akcja! I błagam, podajcie adres tego bloga! *-*
Mogłabym wypisywać wszystkie momenty, gdzie rechotałam jak umierający łoś, ale myślę, że nie przepuścili mi tej długości komentarza :/ no i poza tym, musiałabym skopiować całe opowiadanie… :/ a to już chyba plagiat by był :3
Pozdrawiam BARDZO serdecznie, wasza nowa jeszcze mocniejsza niż do tej pory fanka- EOS
DAWNO TAK SIĘ NIE UŚMIAŁAM.
O najukochańsza Afrodyto, wiedziałam! Wiedziałam, że wasze trio rozniesie wszystko! 😀
Skromnie mówiąc, rozpoznałam was od razu :3 Każda ma swój stylm to widać 😀 carmel-Piper77-Ann24. Dziewczyny! Jesteście BOSKIE! B-O-S-K-I-I-E! Cóż, tytuł może i inny niż miał być, bo Ann24 się pomyliła, ale jak dla mnie żfiende i fielgie- jaka równica w waszym przypadku?! 😀 Kocham kocham kocham kocham <3 !!!
carmelek- powalasz kolejną dawką uroczych spostrzeżeń. Kłótnia ze Scholę powaliła na kolana. Nawet nie zdążyłam za Amelią zatęsknić. Coś czuję, że Kiwa będzie równie niezłym ziółkiem co ona 😀
Piper77- Esmeral wydaje się być przeurocza ^^ na prawdę, aniołek na zewnątrz, w środku szatan. Ja również mam z nią chyba najwięcej wspólnego! ;3 I tak, Tinky Winky vs Ruscy <3 (1:0 oczywiście 😀 )
Ann24- Vicky… No biedna, biedna… Chciała być tak grzeczną uczennicą i specjalnie zniknęła na prośbę geografa i za karę co? jakąś bombę atomową uaktywniła. No biedna :c A fragmenty z lekcji powaliły mnie już totalnie. I tak, fragment z ciasteczkiem jest przeuroczy. Zawsze chciałam mieś w sobie tyle odwagi i nonszalancji, by zachowywać się jak ona 😀
CZEKAM NA KOLEJNE CZĘŚCI. szybko, teraz, błagam! Zakochałam się :3 i koniecznie podajcie tego bloga!!!
Pozdrawiam (całuski dla carmel) Grupowa 😀
O bogowie xD jesteście genialne. Naprawdę umiecie poprawić człowiekowi humor po dniu w szkole.
Wasze poczucie humoru, styl pisania, w ogóle wszystko jest świetne. Stwierdzam, iż chcę kolejne części xD
Kiwa- carmel, Esmeralda- Piper77 i Vicky- Annabeth24, prawda?
O matko, nadal się szczerzę do ekranu 😀 Tinky Winky strzelający do Rusków jest szczytem genialności, tak w sumie to wszystkie wasze komentarze są boskie
Chyba wszyscy się zgodzą, że jesteście prawdziwą Fielgą Trujdzą tego bloga 😀
Zlinczujcie mnie, albo i nie, bo każdy ma własny gust i prawo napisania swojej opinii, ale lądowanie na podłodze co pięć sekund nie jest śmieszne. Tak poza tym, to jest dobrze, każda część i postać ma coś w sobie, ale najbardziej spodobała mi się Vicky, która ma gadane i jest bardzo pozytywną postacią, ahh… gdybym ja miała tyle odwagi i śmiesznych tekstów w zanadrzu…
Raczej nie śmieję się czytając opowiadania, płakanie przychodzi mi łatwiej, ale uśmiechnęłam się nieraz czytają to 😀
Widziałam bodajże dwa słowa, które miały złe końcówki, ale już nie wiem gdzie to było.
Aż mnie szczeka boli od uśmiechu!
Kocham Was. No naprawdę, kocham Was dziewczyny! Jesteście The Best. Tyle humoru w jednym opku, mogło zmieścić jedynie wasze trio.
Kiwa (czyżbym rozpoznała tu pióro carmel ;)) – doskonała. Taka trochę biedna przez tą niezdarność. Ale przynajmniej glebła koło ładnego chłopaka 😀
Esmi (mogę ją nazwać Esmi?) (obstawiam na Piper77, w tym fragmencie był taki twój styl) – Nie ma to jak rozmyślanie o niebieskich migdałach na lekcji. Zwłaszcza na historii Również bardzo mi się spodobała.
No i Vicky (Ann, I’m looking at you…) – kocham. Pyskata, wyluzowana, z poczuciem humoru i umie uruchomić bombę. Czego chcieć więcej.
Troszkę się rozpisałam ,ale cóż, czasem trzeba. Właśnie! Bardzo dziękuję za dedykację :* (Pitch Black będzie w przyszłym tygodniu, Kira się zmotywowała, jak nie to możecie mnie zaszczuć :P)
Piszcie szybko kolejny rozdział!
Niby wiedziałem, w którym miejscu powinienem się śmiać, ale czegoś mi brakowało. Motyw z Bieberem jest już tak oklepany, że zawsze wydaje mi się troszkę żałosny. Bicie pokłonów ziemi może jest śmieszne w filmie, ale w opowiadaniu raczej się nie sprawdza. Oczywiście p. Kiwa musiała spotkać chłopaka akurat wtedy i oczywiście nigdy wcześniej go nie widziała. Bo całe życie leżała na ziemi. Ha ha ha, niezły prezencik, żart rodem z familiady. Ale cóż jaki ojciec, taka córka. Jej żarciki też nie są zbyt wyrafinowane. Moje też… No ale serio, jak można miec siniaka po przyje*niu w ławkę czołem? Czołem to się da puszki zgniatać! Opis bransoletki na trzy linijki? W trzech linijkach można dać pięć osób, które się przewracają naraz! W sumie, dlaczego bohaterki nie mają wad? Wszystkie są podobne, tylko ta ostatnia kroczy przez życie, mając wyje*ane. Szkoda tylko, że mówi sama do siebie. Schizofrenia paranoidalna? I tak dochodzimy do finałowej sceny! Naprawdę? W hałasie stworzonym przez uczniów i nawalający alarm usłyszała przewracające się krzesło? Naprawdę? Ktoś, kto zamontował bombę, zamontował też wyświetlacz, żeby wszyscy zdążyli uciec? Naprawdę? Nie zabiją jej odłamki i waląca się szkoła? Szkoda.
Po pierwsze: bardzo dziękujemy za komentarz, szczególnie, że zawiera on Twoje własne zdanie, a takie są przecież najważniejsze
Motyw z Biberem jest oklepany, to prawda, ale z drugiej strony jest z życia wzięty i bardziej chciałam zwrócić uwagę na to, że nie ważne co dziecko mówi, rodzic i tak potem o tym zapomina.
Biecie pokłonów nie miało być śmieszne, ale jeśli dla niektórych było, to fajnie 😉 Ja po prostu pokazywałam, jaką Kiwa jest łamagą i tak, to będzie jedna z jej wad. Nasze bohaterki już mają wady (potem będą miały jeszcze więcej), ale na razie nie są zbyt widoczne. Kiwa np to straszna łamaga, Es nie umie zajmować się tym czym powinna i ma czasem płytkie myśli, Vick jest okropnie bezczelna i nie do końca taka jak jest. Ale to się uwydatni w następnych rozdziałach.
Co do żartu z familiady – jest trochę wzięty z tego, nawet mi się z tym skojarzył, więc dobra dedukcja ^^ Ale to nie do końca to o czym myślisz, ale, niestety nie mogę tego rozwinąć, bo nie chcę spojlerować.
Jak walniesz ławką z całej siły w głowę, to boli. I siniaki mogą być na czole, jeśli nie wiesz 😉
Bosz, czyli ja mam schizofrenie? A ty nigdy nic do siebie nie mruczałeś? To dość normalne zachowanie, gdy jesteś sam.
Tak, zamontował. I zabić jej nie mogłyśmy, bo jednak to opko byłoby wtedy zaskakująco krótkie XD A tak szczerze to pomysł jest zupełnie inny, ale to się okaże potem. Na razie mamy radochę, że nikt nie skojarzył faktów
A co do opisu bransoletek – mnie całkiem obchodzi jak wyglądają. Może dlatego, że jestem dziewczyną i lubię wiedzieć takie rzeczy. Ale niektórzy robią opisy butów na więcej linijek, so… .
Dziękujemy za komentarz! 😀
Ja natomiast uśmiałam się przy tym jak wszyscy pozostali 😀
Wiedziałam, że wasza trujdza to rozniesie! I tak, zgadzam się z Kate240- jesteście taką Fielgą trujdzą tego bloga!
Odgadnięcie kto jest kto? jak to przeczytałam to się ucieszyłam, ż jakieś wyzwanie. A potem takie:”Ej, zaraz… przecież Wy to piszecie, tu nie ma co zgadywać!”. I tak jak pomyślałam, tak się stało- po 4 pierwszych wersach każdej z was, wiedziałam, kto jest kto. No, Ann24 wysłużyła się jeszcze na tyle sprytnie, że kochanie dałaś swoje własne imię ;’) Pomysłowe, moja droga, pomysłowe…
carmel- robisz z Kiwy uroczą, bezczelną i pyskatą fajtłapę. Podba mi się to. Mimo, że to już pierwszy rozdział, pokazujesz, że twoja postać nie jest idealną tap mdl tej szkoły, że nie jesteś różową gwiazdką na tle szarej codzienności, tylko raczej wybuchową i przeciętną osóbką z ciekawymi przemyśleniami.
Piper77- Esmeral wygląda jak przeciętna dziewczyna z gimnazjum- no, przecięta, wśród tych ładniejszych panienek. Moje pierwsze spostrzeżenia co do niej, że jest faktycznie, nie jest głupia, posada dużą dawkę humoru, jednak mam też wrażenie, że ona dla odmiany zachowuje się trochę płytko. To jest jej wada, tak?
Ann24- Vicky mnie rozczuliła. Idealnie wtrąciłaś tu swój życiowy problem, że ty też nie masz z kim rozwalać lekcji (jak się zna autorkę, to się takie rzeczy wie, ha!). Oczywiście, wygląda na zimną, cyniczną i wredną dziewczynę, jednak mam nadzieję, że dodasz jej coś miłego. Może jestem wyczulona, przez dodatkowe kółka z polskiego, gdzie wszyscy szukamy ukrytego dna każdego utworu, postaci, ale widzę, że Vicky jest zakryta i nie pokazuje prawdziwej siebie. Po czym to widzę? Odpowiada chamsko i bezczelnie, jakby na niczym jej nie zależało. A tak na pewno nie jest.
Mimo, że pierwsza część dopiero, widać, ż wasze postaci nie są do końca białe. Dobra, może na razie się takie wydają, że są idealne, ale liczę, że w następnych częściach je trochę ‚uczarnicie’.
Koniecznie podajcie tego bloga! ;D
W każdym razie przyjmuję wyzwanie.
Ale te opko nie jest jakoś specjalnie śmieszne x.x Tak więc bierzemy wyzwanie tymczasowo na Karmelek i Słodką Ann24 {http://rickriordan.pl/2014/08/karmelek-i-slodka-ann24/} Została napisana niedawno, więc może być. A potem ułożymy razem w trzy zabawne opko XD Tylko na razie nie mamy zbytnio czasu.
Ale rozdziały Trujcy i tak będą dodawane jak było powiedziane 😉
Czekamy <3 😀
Aż się zalogowałam… No nieźle, nieźle… Przyznaję- miałam problemy z odróżnieniem. Ale tylko chwilowe 😉
Czy się śmiałam? Tak, ale nie cały czas. Mam nadzieję, że nie urażę was takim stwierdzeniem, ale to tylko moje zdanie Jesteście wszystkie bardzo dobrymi pisarkami, że tak się wyrażę i to opko zapowiada się na prawdę cudownie. Jestem bardzo ciekawa, jak to rozwiniecie, bo zrobiłyście dość spore możliwości sobie, tym wstępem.
I muszę przyznać, że jak mam wyszukać najlepszy fragment… to Vicky vs „łysy kret”. Oczywiście każda z was wywołała uśmiech na mojej chorej od kataru twarzy xD
Zyskałyście nową czytaczkę 😀
Moi kochani, a teraz do wszystkich: bardzobardzo dziękujemy za komentarze! Wszyscy jesteście mili i cieszymy się, że zyskałyśmy Wasze uznanie.
Ale padła pewna prośba o naszego blogspota i, jako wspaniałe osoby, podajemy Wam adres: http://somebody-is-perfect.blogspot.com/
Całuski (chyba już każdy zauważył, że lubię ten zwrot o.O)
Przezabawne opko 😀 Brawo dziewczyny!!! Piszcie szybko cd, bo nie mogę się doczekać dalszych części, szczególnie z Vicki – dziewczyna wymiata <3 <3
Fajnie, fajnie…:)
Tylko…szczerze to…niezbyt się śmiałam. No dobra, kilka razy się uśmiechnęłam…Ahh, spaczona ja ;p
Ale i tak bardzo mi się podobało :D. Z niecierpliwieniem czekam na cd 😀
Jak już mówiłam, bardzo dziękujemy za komenty i chyba jutro pojawi się kolejna część.
Ale chcę poruszyć pewną kwestię, a mianowicie: te opko NIE miało być specjalnie śmieszne. Po prostu nie, ale jeśli kogoś rozśmieszyło, wszystkie mamy radochę Natomiast jeśli kogoś nie, to wszystko jest w porządku, bo pod względem humoru, nie specjalnie się do tego przykładałyśmy 😉
Bójcie się mojej następnej części, jak tak postaram się napisać zabawną :*
Świetne, wspaniałe, zabawne! To jest naprawdę warte uwagi samych bogów!
Pozdro z podłogi. Noga mi utkneła za łużkiem i tak jagby utknłam. Trudno. Razem z bochaterką krzyknełam żeby to wyłączyć. On nie jest chyba nawet człowiekiem. Zazdroszcze szkoły i nauczycieli. ^ ^ Bomby… Jej. I ciasteczka. ^ ^
Hahhaha :3 wiecie co? Na prawdę cudowne jest to opko. Kiedyś się zastanawiałam, jakim cudem wciąż wchodzę na tego bloga, i tak coś czuję, że tym cudem jesteście wy. Tak to jest właśnie ten moment kiedy wszyscy mówią ‚awww’ , ale to prawda więc dam wam tę satysfakcję ;). Nie będę zgadywać która jaki fragment, choć mam pewne domysły, i fakt powód mógłby być bardziej wyszukany, ale poprostu mi się nie chce xD. Mam tylko jededno pytanie co do Gideona. Która z Was czytała trylogię czasu? 😀 czekam na cd.
Z tego co kojarzę to wszystkie trzy :3 I CD już jest t: ,,Fielga trujca” :* źle nam sie tu wpisała nazwa, a tak to są już 2 części 😉