Mam nową wenę i bardzo dokładny plan co do tego opka. Jest nowe, więc dajcie mu szansę. Liczę na uwagi i rady w komentarzach…
“Sądzę, że za istotę ludzką może uważać się tylko ten, kto chce być wolny.”
~Nikos Kazantzakis
13 lipca 1798 rok, Olimp (Empire State Building)
Sala była ogromna. Zbudowana z czarnego marmuru. W prawym rogu tliła się pochodnia, jarząca się nadnaturalnym, zielonym światłem i rzucająca posępne światło na całe pomieszczenie. Kiedy zgaśnie, zgaśnie cały świat, który znaliśmy. Pilnowała jej Hestia, bogini o czerwonych, żywych oczach. Na ciemnych włosach miała kaptur, a jej zwiewna, karmazynowa suknia sięgała podłogi. Pośrodku znajdował się model kuli ziemskiej. Bogowie widzieli w nim co się działo na Ziemii, w świecie śmiertelników. Dookoła stało dwanaście tronów. Na nich siedziały istoty obdarzone niezwykłą mocą. Z każdej promieniowała wyższość i pogarda dla każdego, kto nie miał na tyle mocy i odwagi, by spojrzeć im w oczy. Jeszcze jedna osoba znajdowała się w sali. Stała w cieniu, niezauważona przez nikogo. Tylko jeden tron, na prawo od Zeusa, był pusty.
Pan niebios powstał. Wzrok miał pełen dzikiej determinacji. Musiał to zrobić. Dla dobra większości. Dla… dla siebie.
– A więc skoro wszyscy są pewni naszej decyzji…
Hades odchrząknął i wydął usta w grymasie niezadowolenia. Wystąpił krok na przód i powiódł spojrzeniem po pozostałych. Nawet śmieszyła go zaistniała sytuacja. Zeus nie był czegoś pewien… Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, ale zaraz spoważniał.
– Naszej decyzji? – zakpił. – Ja dowiedziałem się wczoraj. A na dodatek, nie wszystkiego.
Rzucił mordercze spojrzenie w kierunku Hermesa. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważać.
– Starałem się niczego nie pominąć. No niestety, nie jestem skrybą, więc tak szybko nie umiem notować – wyciągnął dwie potargane kartki i pomachał nimi przed twarzą. – Nie moja wina, że ojciec tyle gada…
Przerwał spostrzegłszy, że Zeus piorunuje go wzrokiem i spuścił głowę. Pan nieba z powrotem zajął miejsce i odetchnął głęboko, starając się uspokoić.
– Dobrze, więc jeszcze raz – oznajmił. – Uważamy…
Słysząc niezadowolone pomruki reszty zgromadzenia zatrzymał się.
– Znaczy, ja uważam – warknął rozwścieczony – że Posejdon robi się bardzo nerwowy, a co za tym idzie staje się również niebezpieczny dla społeczeństwa. Moja propozycja to Animae.
Na sali zapanowało poruszenie. Wszyscy wstali i zaczęli głośno protestować, mówiąc, że to zbrodnia i, że jeśli Zeus chce to zrobić, to on jest nieobliczalny. Po chwili wstała Atena, a inne głosy ucichły.
– Animae? To bardzo stara i potężna magia. Zamknięcie czyjejś duszy w przedmiotach jest ryzykowne. Dusza Posejdona jest dzika i nie wystarczy byle kamyk – sprzeciwiła się. – Poza tym, jeśli Posejdon straci duszę, my będziemy musieli usunąć się w cień.
Zeus uśmiechnął się chytrze pod nosem.
– W kamyku może i tak, ale co jeśli każdy z nas odda coś wartościowego? Mamy wtedy trzynaście potężnych Animae.
Hermes prychnął.
– Już widzę jak oddają swoją własność – wskazał na Herę i Afrodytę.
– A więc kto jest za? – spytał ignorując Hermesa.
Nastała cisza. Niektórzy niepenie wiercili się na swoich tronach, inni natomiast mruczeli pod nosem jakieś słowa poparcia. Zeus klasnął w ręcę, pewien zwycięstwa.
– Świetnie. Teraz jakieś przedmioty.
Machnął dłonią i przed nimi pojawił się wieniec olimpijski ze złotych liści lauru. Hera z miną męczennika rzuciła w przestrzeń swoje platynowe berło ze szmaragdem na szczycie, które zaraz zawisło w powietrzu, po czym posłała Zeusowi mordercze spojrzenie. Mógł być pewiene, że przez kolejne sto lat będzie obrażona. Atena z głośnym westchnieniem zdjęła z głowy swój złoty hełm z czerwonym pióropuszem i posłała w kierunku zgromadzonych przedmiotów. Apollo wydął usta, ale posłusznie oddał strzałę ze swego kołczanu. Broń była wykonana bardzo dokładnie, srebrny grot wciąż nosił ślady krwi nimfy Dafne. Artemida bardzo niechętnie zdjęła z głowy swój diadem. Z pozoru wygladał jak zwykła przepaska na głowę, jednak przytwierdzony do niej został ciemnozielony kryształ opadający na czoło. Cienka budowa i srebrny kolor sprawiały, że pożądał go każdy od zarania dziejów z powodu, gdyż dawał człowiekowi zdolność kontrolowania księżyca. Hermes wywrócił oczami, widząc zniecierpliwione spojrzenie ojca i dorzucił swój kadeceusz z miną „Teraz zadowolony?”. Hefajstos pogrzebał w kieszeniach i wyciągnął pierścień, wyglądający jak zbroja na palec wykuta ze srebra, który miał podarować Tetydzie za opiekę. Afrodyta zdjęła swój naszyjnik z wisiorem w żółtym złocie z czterema kamieniami kolumbijskimi nasyconymi zielenią. Hera aż jęknęła z zazdrości. Ares wyciągnął z pochwy miecz, który kiedyś zaniósł ludziom. Hestia delikatnie odłożyła swój wisior z piórem Feniksa. Demeter odpięła swoją broszkę w kształcie ważki. Dionizos upił potężny łyk ze swojego złotego pucharu i dorzucił go do reszty. Hades z pewnym wahaniem dodał delikatnie najcenniejszą rzecz jaką posiadał. Kwiat, czarną różę, którą dał Persefonie.
– Posejdonie! – zagrzmiał Zeus.
Po kilku sekundach pojawił się mężczyzna w średnim wieku. Ubrany był w czarny płaszcz, kapelusz i buty z długimi czubami. Na twarzy miał zarost. Posiadał rózwnież zielone, morskie oczy, które jakby zagladały w głąb duszy. Rozglądnął się po sali i spojrzał zniecierpliwiony na brata.
– Mów szybko – warknął. – Za dziesięć minut muszę wylicytować obraz Amfityty, bo nie da mi spokoju.
Ares mruknął coś w rodzaju „Skąd ja to znam?!”, ale Afrodyta miała rządzę mordu wypisaną na twarzy tak wyraźnie, że zaraz spoważniał. Dionizos zachichotał cicho, a Artemis bąknęła do Hery, że to jeden z powodów, dla których się nie żeni.
Zeus wzniósł rękę.
– Στη Γη, φωτιά, αέρας και το νερό σας βρίζουν. Το πνεύμα σας αφήνει το σώμα σας και να ζουν σε αυτά τα θέματα, και το σώμα σας θα είναι αθάνατος, αλλά ανίσχυροι. I σχεδόν δεν θέλετε να πρέπει να επιστρέψετε στην ψυχή σας.
Piorun uderzył w ciało Posejdona, a on padł jak długi na ziemię. Z jego ust wyleciało niebieskie światło i wstąpiło w przedmioty. Po chwili bóg otworzył oczy. Powiódł wzrokiem po oczach innych. Pełne skruchy, ale nie z jego powodu. To dlatego, że musieli również wyrzec się swej mocy. Wsciekły jak nigdy dotąd powstał z ziemii.
– Zapłacicie mi za to – warknął i zniknął.
Zniknął dlatego, że śmiertelnik nie może przebywać na Olimpie.
– Pozostaje jeszcze jedna kwestia – oznajmił Zeus. – Jeśli mój brat będzie nam potrzebny, musi być ktoś kto może go uwolnić, a to nie możemy być my. Hestio…
Bogini popatrzyła po zgromadzonych pustymi oczami. Spuściła głowę i długo wpatrywała się w ogień. Reszta spoglądała na nią wyczekująco. Nic sobie z tego nie robiła. Stała i czekała. W końcu jej tęczówki zabłysły.
– Wbrane zostało dziecko, które się jeszcze nie narodziło. Będzie to dziecię półkrwi. Nie wyjawię wam jej imienia, ale możecie być pewni, że rozpoznacie ją od razu. Każdy z was musi jej pomóc znaleźć Animae. Pomóc, nie oddać.
– Jak będzie miała na imię? – warknął Hades.
Bogini ogniska spojrzała na niego z politowaniem. Nie mogła powiedzieć taka jest cena widzenia przyszłości. Pokręciła głową. Czy naprawdę był aż tak głupi, by wątpić w jej lojalność?
– Łamanie Praw Czasu sprowadza złą passę…
Afrodyta wstała. Najwyraźniej wszyscy już byli przeciw niej. Zarazumiali głupcy. Liczy się dla nich tylko potęga.
– Jak będzie miała na imię? – ponowiła pytanie.
Hestia uniosła podbródek. Nie miała szans ich przekonać, ale powie zgodnie z Zasadami.
– A jak wiele dasz Hadesie, by to wiedzieć? Jak daleko jesteś w stanie się posunąć, by czegoś się o niej dowiedzieć?
Władca Umarłych zastanowił się głęboko. Jak daleko? Odda życie… Oczywiście nie swoje…
– Oddam ci moje dziecko.
– Będziesz miał ich wiele. A tylko dwójka z nich weźmie udział we właściwych wydarzeniach. Poświęcisz chłopca, odważnego, uczciwego i chonorowego, czy niewinną dziewczynkę?
Bogowie zdziwili się. Skąd ona aż tyle wiedziała? Tyle samo co ona wiedziała tylko Wyrocznia.
– Oczywiście, że dziewczynę, skoro chłopiec będzie taki szlachetnny…
– Więc niewinność nie ma dla ciebie wagi – mruknęła do siebie.
Odrzuciła kaptur do tyłu. Jej oczy wyglądały niczym dwa płomienie. Miała tą samą rolę co kiedyś. Łagodzić spory, czuwać nad pochodnią. Lecz teraz wyglądała tak dostojnie i groźnie, jak jeszcze nigdy.
– Dziewczynka będzie miała na imię Elizabeth – oznajmiła. – Będzie twoją córką, której przeznaczenia właśnie dopełniłeś.
Hades stał w milczeniu. Osłupiały i niezdolny do mowy. Co ona właśnie powiedziała? Jego córka to Wybrana? Nareszcie moje dzieci będą coś znaczyć, pomyślał. Wiedział, że to nie na miejscu, ale czuł się w pewnym sensie szczęśliwy. Jego dzieci będą znaczyć więcej niż kiedykolwiek.
Uśmiechnął się szczerze i rozmył się w cień.
– Więc to wszystko. Nie możemy na razie decydować o losach świata. Teraz rządzą ludzie – westchnął Zeus.
20 sierpnia 1998 r., dom pana Sight [Plymouth, Anglia]
Dom pana Sight był nieduży. Właściciel domu oraz bogini morza znajdowali się w salonie, a naprzeciwko nich stała kołyska. Pomieszczenie, jak zresztą reszta pokoi, nie posiadało drzwi. Kanapa w kolorze kawy idealnie komponowała się z ciemnym stolikiem i małą pufą. Ściany pomalowano na fioletowo, co dodawało pomieszczeniu uroku.
Przytulnie urządzone wnętrze nie sprawiało jednak Amfitrycie dużej przyjemności. Dla niej liczyła się tylko zemsta. Zemsta za to co zrobili z jej mężem, za to jak haniebnie postąpili. Gdy tylko o tym myślała, cała kipiała ze wściekłości.
W salonie rozległ się płacz dziecka. Kobieta podeszła do kołyski i zaczęła śpiewać jakąś nieznaną kołysankę. Brandon, bo tak miał na imię pan Sight, przyglądał się tej scenie jakby z daleka. Patrzył w czarne, hipnotyzujęce oczy dziewczynki, jego córki. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że to nie mógł być przypadek. To dziecko musiało stać się kimś ważnym. Ale przeznaczenie małej Ariadne Sight nie do końca było jasne. Na pewno nie stanie po stronie dobra. W tym ma jakiś interes to niezwykłe zachowanie matki Ariadne.
– Ruby, dlaczego musisz nas opuścić? – zapytał po raz setny.
Kobieta spojrzała na niego z pewnym rozczarowaniem. Nie zdawała sobie sprawy jak daleko zaszedł ich romans. Za daleko. Musiała teraz odejść. Co prawda przywiązała się do tego niezbyt rozumnego mężczyzny. Uznała to jednak za ulotne i zwodnicze uczucie. Przekaże mu tylko istotne instrukcje, a nad resztą sama zapanuje.
– Mam pewne kłopoty – uśmiechnęła się pocieszająco. – Nie chcę was w to mieszać. Pamiętaj, że jak dziewczynka będzie miała piętnaście lat musi pójść do szkoły. Nazywa się Egida. Inaczej może się to dla niej źle skończyć. Obiecaj mi to.
Grymas bólu zagościł na twarzy mężczyzny.
– Ruby… – westchnął.
– Obiecaj mi! – jej głos stał się bardziej dobitny.
Brian mocno wciągnął powietrze nosem. Spojrzał Amfitrycie w oczy. Pełne determinacji, jak zwykle. Uśmiechnął się smutno i pokiwał głową. Z nią nie dało się wygrać…
– Obiecuję.
Kobieta popatrzyła na niego uważnie. Tak, teraz była pewna co do jego szczerości. Plan idzie po jej myśli. Wyszła z pokoju i założyła płaszcz. Jeszcze przez moment stała bez ruchu.
– Kocham cię, Ruby – usłyszała cichy głos.
– Ja ciebie też – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Otworzyła drzwi. Pogoda jak na sierpień była okropna. Deszcz i wiatr. Ulice słabo oświetlone latarniami wyglądały mrocznie i niezbyt zachęcająco. Mroźne powietrze sprawiało, że ludziom jeżyły się włosy na karku. Przechodzili obojętnie obok porzuconego szczeniaka, który skomlał skulony z zimna pod pobliską ławką. Dziewczynka zatrzymała się, by go pogłaskać, lecz matka zaraz ją od niego odciągnęła.
Bogini podeszła do pieska i pogłaskała go po karku. Rozejrzała się. Wzięła go na ręce i przytuliła do piersi. Ten szczeniak więcej wart niż pięciu takich ludzi, pomyślała patrząc na śpiących, pijanych mężczyzn na ławce. Budzili w niej tylko obrzydzenie. Nie miała dla nich litości. Sami zgotowali sobie taki los. Wykrzywiła usta w grymasie. Przeszła pare kroków i rozpłynęła się w deszczu, a Brandonowi wydało się to zwykłym snem…
1 sierpnia 2013 r., dom pana Sight [Plymounth, Anglia]
– Ariadne, gdzie byłaś – dopytywał się jej ojciec.
Nie mógł sobie z nią poradzić odkąd skończyła dziesięć lat. Była cyniczna i nigdy nie słuchała, a o rozmowie nie miał nawet co marzyć. Całe dnie spędzała poza domem, nie racząc powiedzieć gdzie. Martwił się o nią, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Jakby napawała się jego cierpieniem. Mała sadystka, krążyło mu po głowie.
Spojrzała na niego z politowaniem i uśmiechnęła się kpiąco.
– Z kolegami – ucięła temat.
Znów odwróciła się w kierunku telewizora. Taka podobna do matki, pomyślał pan Sight. Te jasne włosy, te pełne determinacji czarne oczy i ten kpiący uśmieszek. Nie poznawał własnej córki. Nie miał z nią żadnego kontaktu.
– Ariadne Sight, masz szlaban! – wykrzyknął wyprowadzony z równowagi.
Dziewczyna spojrzała na niego badawczo i parsknęła śmiechem. Nie takim wesołym, ale sarkastycznym. Wstała i spojrzała mu prosto w oczy. Dopatrywała się w nich słabości i w końcu ją znalazła. Wyraźnie wymalowaną. Nie mogła pojąć, jak ktoś taki jak on mógł być jej ojcem? Słaby psychicznie, rozczulający się nad ulotnymi radościami życia, tak łatwo popadający w depresję.
– Od wrześnie idę do szkoły. Już nie masz nade mną władzy. Pogódź się z tym – powiedziała mu w twarz wszystko czego się obawiał.
Pokiwał głową, a jego uczucia po raz pierwszy były dla blondynki zagadką. Nie miała za grosz szacunku dla tego człowieka. Własnego ojca. Po raz pierwszy spojrzała na niego ze strachem w oczach. Mężczyzna zobojętniał. Zrozumiał, że temu dziecku już nic nie pomoże. Jest zepsute do cna. Skoro nie było dla niej ratunku istniała tylko jedna opcja…
– W takim razie nie jesteś już moim dzieckiem – powiedział cicho.
Ariadne popatrzyła na niego zdziwiona. Pewna tego, że się przesłyszała spytała:
– Co?
Na jego twarzy pojawił się gniew, a w oczach paląca nienawiść. Nigdy więcej… Tą zarazę trzeba wyplenić jak chwasty.
– Wynoś się! – wskazał drzwi. – Nie znam cię i nie chcę! Nie wracaj tu nigdy! Wynoś się z mojego domu, albo wezwę policję!
Przez chwilę myślał, że dziewczyna zapłacze, ale nie. Potrząsnęła głową pełna wątpliwości co do prawdziwości tego zdarzenia. Skrzyżowała ręce na piersi. Jej hipnotyzujące, duże oczy utkwione były w nim.
– Kłamiesz – rzuciła niby od niechcenia.
– Jak śmiesz, smarkulo! – jego krzyk poniósł się echem po domu.
Blondynka odsunęła się. Instynkt podpowiadał jej, że w gniewie ten mężczyzna może zrobić wszystko. Stała pod ścianą bez możliwości ucieczki. Co on ci zrobi, odezwał się głos Amfitryty w jej myślach. Za bardzo przypominasz mnie. Poczuła się pewniej.
Podniósł na nią rękę. Nawet nie mrugnęła, a jego dłoń zatrzymała się na centymetry przed jej twarzą. Kolejny kpiący uśmieszek. Cały gniew z niego wyparował. Przez nią zmieniał się w potwora. Cokolwiek by zrobił ona wyjdzie na tym lepiej niż ktokolwiek. Powoli to do niego docierało.
– Za bardzo ją przypominam, co? – zapytała. Starała się go sprowokować. Chociaż może lepiej nie…
Na twarzy pana Sight malowało się osłupienie. Jak ona śmiała? Wspominać Ruby?
– Idź się spokować – powiedział cicho i załkał. – Zostaw mnie…
Padł na kolana, zalewając się łzami. Kolejne spazmy wstrząsały jego ciałem. Jego życie nie miało sensu. Romans z Ruby… Kim właściwie była Ruby? Nikim… Przelotną miłością, której nie można traktować na poważnie. Czas się od niej uwolnić. Zostawiła po sobie pustkę i tą diablicę. Tracił wiarę w lepsze jutro z każdymi kolejnymi urodzinami Ariadne. Koniec z tym. Patrzył w sufit niewidzącymi oczyma.
Zszokowana ruszyła w stronę schodów. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegła z budynku. Dokąd pójdzie? Nie wiedziała. Co dalej? Tego też nie wiedziała. Wiedziała tylko, że bardzo ryzykowała. Mogło być gorzej. O wiele gorzej…
Na zewnątrz świeciło słońce. Z powodu wysokiej temperatury niewiele osób znajdowało się na zewnątrz. Tylko nieliczni przemykali ulicami tylko po to, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Ławka naprzeciwko jej… domu pana Sight dawno już wyblakła. Teraz nie dało się na niej usiąść bez połamania jej. Z pobliskiej piekarni dochodził zapach świeżego pieczywa. Zielone drzewa uginały się pod ciężarem owoców.
Ariadne nieświadomie skierowała się do domu Jaydena. Chłopak mieszkał na małym osiedlu, gdzie domy były identyczne. Ciemno szare dachy lśniły w słońću, a z szarych ścian dobywał się zapach świeżej farby. Podwórka oddzielały równo przystrzyżone żywopłoty. Jayden mieszkał w drugim domu. Starała się przemykać niezauważona, choć kilki twarzy pojawiło się w oknie, zdziwione wizytą w domu Lloyd’ów. Nikt ich nigdy nie odwiedzał. No chyba, że listonosz, a i on przynosił im tylko dziwne paczki.
Blondynka zastukała pewnie pięścią do drzwi. Po chwili usłyszała ujadanie psa i kroki. Przed nią stała niska, pulchna kobieta o surowym wyrazie twarzy. Jej krótko przystrzyżone ciemne włosy idealnie współgrały z szarymi, pustymi oczami.
– Czego? – zapytała szorstko, niezbyt przychylnie patrząc na dziewczynę.
Ariadne uśmiechnęła się sztucznie.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie, nie zwracając uwagi na ton pani Lloyd. – Zastałam Jaydena?
– A bo co? – warknęła.
Na schodach wewnątrz domu dało się słyszeć czyjeś kroki. Zbiegł do nich brunet. Nie odznaczał się szczególnie wśród tłumu. Jedynym wyjątkiem były jego kocie oczy, które pod wpływem złości, czy agresji stawały się żółte. Z powodu Mgły oczywiście jego matka nie mogła o tym wiedzieć.
– Ariadne? Co ty tu robisz?
– Jayden, mamy problem… – oznajmiła.
Zmarszczył brwi i mruknął do kobiety, że może iść. Zamknął drzwi i rzucił jej wyczekujące spojrzenie.
– Ojciec wywalił mnie z domu, a do Egidy, do Liverpoolu kawał drogi.
Brunet uśmiechnął się łobuzersko. W jego oczach zabłysły złowieszcze iskierki, po których można się spodziewać jakiegoś pomysłu godnego posłannika piekieł.
– Moja mama nas podwiezie.
Wykrzywiła usta w grymasie.
– Chyba mnie nie lubi.
– Za to dla mnie wskoczy pod autobus, jeśli ją poproszę moimi sarnimi oczętami.
Blondynka parsknęła śmiechem. Razem tworzyli świetny zespół. Ona – bezlitosna, zaradna i charyzmatyczna. Oraz on – brawurowy i kłamliwy. Oboje tak samo wredni i zepsuci.
Otworzył przed nią drzwi i oboje zniknęli w mroku korytarza. To będzie rok zmian…
Mam nadzieję, że się połapaliście. Jeśli nie, to postaram się to wyjaśnić w następnych częściach, oczywiście jeśli wam się spodoba. Zależy mi na uwagach co mam poprawić. Dzięki za przeczytanie tego 😉
Amorki
Ciekawie się zapowiada. Mam nadzieje że dalszy ciąg będzie tak dobry jak to. 😀
Ahh bogowie, bogowie, oni sami utrudniają sobie życie 😀
Pomysł fajny, fajny, to takie greckie horkruksy, tak? Ja bym tam go do Tartaru skopała, ale wtedy nie byłoby zabawy, prawda?
Nie polubiłam Ariadne, nie lubię zbyt pewnych siebie osób, na dodatek chamskich, które nie szanują rodziców. Niech jej ktoś zetrze ten uśmieszech z twarzy!
Błędów nie zauważyłam, opisy są, wszystko kupy się trzyma, nie mam na co narzekać. Może jestem zbyt zmęczona? Chyba tak, bo mój komentarz jest dziwny.
Czyli ktoś się domyślił, że to horkruksy XD A co do Ariadne, powiem szczerze taka miała być. Starałam się ją opisać jako najgorszą. 😉 Dzięki za opinię
Zapowiada się ciekawie, może troszeczkę za szybko poleciałaś z akcją, ale to może być tylko moje przeświadczenie 😉 Czekam na dalszy rozwój wydarzeń! 😀
Honorowy przez ch, aua.
Zapowiada się ciekawie. Szkoła dla półbogów i horkuksy! Cudnie.
Podoba mi się to, że nie podoba mi się główna bohaterka. Nie każda pierwszoplanowa postać musi mieć złote serduszko, nie?
Ariadne jest jedną z głównych bohaterów. Uznałam za zbyt kanonicze, by był tylko jeden. Będzie ich około sześciu. A te horkrusy to przez to, że mam ostatnio wenę na HP <3
Podoba mi się, szczególnie, że jest nawiązanie go HP <3
Z twoim pisaniem od Tw pierwszego opka jest o wiele lepiej, piszesz coraz gładziej i ciekawiej.
Ona – bezlitosna, zaradna i charyzmatyczna. Oraz on – brawurowy i kłamliwy. Oboje tak samo wredni i zepsuci. — bardzo podoba mi się ostatnie zdanie, takie podsumowanie.
I prawda, za to, że tak traktuje ojca ma u mnie minus, jednak w miarę zapałałam sympatią do chłopaka. Mam nadzieję, że tą postać dobrze rozwiniesz.
Potterhead foreva <3
Dzięki. Co do chłopaka jeszcze nie wiem, ale nie będzie należał do tych dobrych 😀 Ostatnio przeszłam na ciemną stronę mocy i trochę się poznęcam nas bohaterami xD