Dedykacja dla Repcaka.
Czytasz = komentujesz.
Miłego czytania herosi!
Annabeth1009
Natarłem na najbliższego potwora, który po pierwszym cięciu rozsypał się w czarny proch. Gdzieś po mojej prawej stronie Leo jedno po drugim podpalał monstra, a w przeciwnym kierunku Reyna próbowała pokonać cyklopa, wymierzając w niego ciosy swoją złotą włócznią.
Niedaleko mnie Piper przemawiała czaromową, nakłaniając potwory do samodzielnego nakłucia się na swoją broń. Większość kreatur ulegała pod wpływem jej głosu i wypełniała polecenie.
– Zobaczysz! Będzie fajnie! ** – obiecała jednemu z telchinów.
Nagle nabrałem chęci aby przebić się swoim mieczem. Otrząsnąłem się z tego nieludzkiego pragnienia i uchyliłem się przed ostrzem atakującej mnie empuzy. Podjąłem atak i wycelowałem w prawą stronę jej brzucha. Z gardła poczwary wyrwał się przeraźliwy krzyk, po czym rozpadła się w drobny, smolisty pył.
Na moment skierowałem wzrok w stronę Leona. Valdez podpalał maszkarady znajdujące się wokół niego, oraz co chwila walił je wielkim młotkiem do mięsa.
Wygrywaliśmy, Grecy i Rzymianie walczyli ramię w ramię. Gaja została na nowo uśpiona, wolałem nie myśleć, jaką cenę za to zapłaciliśmy. Śmierć naszych przyjaciół – Annabeth i Percy’ego. Po przybyciu do Aten nie wiedzieliśmy, że aby pokonać Matkę Ziemię, trzeba ją najpierw do końca przebudzić. Krew dwójki półbogów musiała opryskać skały Olimpu. Annabeth i Percy poświęcili się, aby ta misja mogła dobiec do końca.
Nagle koło mnie powietrze przeszył zduszony krzyk.
Reyna.
Gwałtownie odwróciłem się w stronę gdzie powinna stać i walczyć. Leżała na ziemi i trzymała się za brzuch. Wokół niej pojawiła się kałuża gęstego, szkarłatnego płynu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co to jest, krew, jej krew. Podbiegłem do niej i opadłem na kolana. Nie obchodziło mnie co się za mną dzieje, nie obchodziło mnie, że za mną trwa walka. Zacząłem wymawiać jej imię i potrząsać ramieniem. Oczy w kolorze obsydianu powoli zachodziły mgłą, traciły swój dawny blask. Rozpaczliwie chwyciłem jej dłoń, była lodowata. Ona jeszcze żyła, musiała żyć. Nie mogła… Reyna zacisnęła palce i westchnęła rozpaczliwie, próbując złapać oddech.
– Reyna, błagam.
– Jason – powiedziała z wyraźnym trudem.
Jej ręka stała się bezwładna i opadła bezwładnie na moją.
– Reyna – moje oczy zaszły łzami. Ona nie mogła… nie mogła odejść.
– Nie! – gdzieś za mną rozbrzmiał rozpaczliwy głos.
Jakaś dziewczyna osunęła się na ziemię, tuż przy drugim boku zmarłej. Srebrny hełm zasłaniał jej oczy. Brązowe pukle otaczały jej twarz, po podbródku spływały słone krople, skapując na ciało martwej dziewczyny.
Spojrzałem na ranę, potwór przebił jej płuco, przez co nie mogła oddychać. Moje oczy jeszcze bardziej się załzawiły. Zrozumiałem jak bardzo mi na niej zależało. W myślach zadawałem sobie to samo pytanie: Dlaczego właśnie ona?
Odgłosy walki powoli cichły za moimi plecami. Po dłuższym czasie ktoś położył mi rękę na ramieniu i szepnął mi do ucha:
– Jason.
Odwróciłem głowę w stronę Piper, była blada i chwiała się na nogach ze zmęczenia. Miała tylko parę zadrapań, żadnych poważniejszych obrażeń, które zagrażałyby jej zdrowiu. Nie wiedziałem czy cieszyć się, czy płakać na jej widok.
Za nią stała pozostała trójka herosów z Przepowiedni. Nikomu na szczęście nic się nie stało. Po chwili zorientowałem się, że trzymam w swojej ręce dłoń Reyny. Puściłem ją, a ona bezwładnie opadła na podłoże.
Z trudem podniosłem się do pozycji stojącej i bez słowa ruszyłem przed siebie. Potrzebowałem jeszcze pobyć sam. Nikt za mną nie poszedł, najwyraźniej zrozumieli.
Przechodziłem pomiędzy zmasakrowanymi ciałami półbogów, na chwilę zatrzymałem się nad zwłokami chłopaka o płowych włosach.
Oktawian.
On też nie przeżył tego starcia.
Przyjrzałem się miejscu, w którym walczyliśmy. Ziemia uścielana była trupami i krwią poległych. Po całym pobojowisku porozrzucana była broń zabitych półbogów i potworów. Niedaleko mnie po polu chodzili potomkowie Apolla i wszyscy, którzy byli na siłach udzielenia innym pierwszej pomocy. Dopiero teraz zobaczyłem jak dużo osób już nigdy nie zobaczę żywych – Dakota, Nyssa, Malcolm… Z gardła wyrwał mi się zdławiony okrzyk.
Thalia. Błagam bogowie, tylko nie ona. Podbiegłem do czarnowłosej dziewczyny, leżącej na glebie, z jej warkocza wystawały pojedyncze kosmyki. Twarz miała pobrudzoną brudem, krwią i potem. Jej klatka piersiowa się unosiła, żyła. Na pierwszy rzut oka nic poważniejszego jej nie było, oprócz ręki, którą miała wygiętą pod dziwacznym kątem.
Ruchem ręki przywołałem stojącego nieopodal Willa, syna Apolla. Chłopak do nas podszedł i w ciszy zaczął badać Łowczynię.
– Nic jej nie jest. Zemdlała prawdopodobnie gdy ktoś pchnął ją na ziemię – Solace przerwał na chwilę. – No i ręka jest złamana w nadgarstku.
Pokiwałem głową i odszedłem dalej w stronę lasu. W tym momencie tylko stamtąd nie było widać tych wszystkich ciał i nikogo nie powinno tam być.
Siedziałem w lesie pół godziny? Godzinę? Może więcej, straciłem rachubę czasu. W myślach starałem sobie to wszystko poukładać – Reyna nie żyła…
Na Jupitera! Dlaczego właśnie ona? Dlaczego dopiero gdy umarła, zrozumiałem ile dla mnie znaczy? Dlaczego właśnie wtedy? Dlaczego nie wcześniej?
Gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc. Musiałem wreszcie znaleźć odpowiedź na pytanie, co czuję w stosunku do Piper. Lubiłem ją, ale czy coś więcej? Czy może cały czas udawałem, że ją kocham, nie chcąc zranić jej uczuć?
– Leo, tutaj jest! – za plecami usłyszałem dziewczęcy krzyk.
Powoli wstałem ze spróchniałego pnia i ruszyłem w stronę głosu Hazel. Dziewczyna wyglądała o wiele lepiej niż gdy zobaczyłem ją od razu po bitwie. Dopiero w tym momencie spostrzegłem, że kulała na prawą nogę.
– Piper tak się o ciebie martwi. Dostaliśmy zawiadomienie, aby jak najszybciej zabrać wszystkich żyjących na Olimp.
– Ile przeżyło? – zapytałem zachrypniętym głosem.
– Na razie trudno określić – Hazel zaczęła bawić się guzikami przyszytymi do jej czarnego płaszcza.
Zmierzyłem ją wzrokiem. Brązowe włosy pozlepiane były czerwoną cieczą, zapewne krwią. Złote oczy wpatrywały się z nienaturalnym zainteresowaniem w ściółkę pod jej stopami.
– Hazel, coś się stało?
– Nie, po prostu chodźmy, proszę.
Razem z brunetką zaczęliśmy przedzierać się przez las w stronę zrujnowanego Obozu Herosów.
*****
(Piper)
Większość żywych półbogów ustawiła się w rozsypce na trawie niedaleko ruin Wielkiego Domu. Z niecierpliwością wypatrywałam Jasona. Co jeśli sobie coś zrobił? Nigdy bym sobie tego nie darowała.
Nadal miałam w pamięci z jakim bólem patrzył na Reynę. Czy gdybym ja poniosła śmierć w bitwie też by na mnie tak patrzył? Czy może rzucił by się w ramiona innej, bodajże Reyny?
Po paru minutach razem z Hazel wyszli z lasu, chyba nic mu nie było po za tym, że wyglądał na wyczerpanego. Niewiele myśląc pobiegłam w ich stronę i rzuciłam się w Jasonowi w ramiona. Chłopak zachwiał się i o mało nie upadł pod wpływem siły rozpędu. W jego oczach pojawił się cień dezorientacji, tak jakby nie do końca wiedział, co się z nim dzieje.
Wzięłam go pod rękę i poprowadziłam do gromady osób stojących na trawie nieopodal nas. Chejron w swojej końskiej postaci przykłusował jako ostatni, z jakąś dziewczyną w pełnej rzymskiej zbroi, siedzącą na jego grzbiecie.
– To jest Optima* – powiedział centaur. – Jest boginią, która patronuje śmierci poniesionej w czasie walki.
Wojowniczka smutno pokiwała głową po czym cały świat zawirował mi przed oczami. Stałam teraz przed Radą Bogów, którzy zadecydują, co z nami zrobić, co zrobić z herosami, którzy walczyli po stronie Olimpijczyków.
CDN
*Optima jest boginią stworzoną przeze mnie, nie ma jej w mitologii greckiej ani rzymskiej.
** Podobne zdanie było w Domu Hadesa.
Na początku zauważyłam powtórzenia słów „rozpaczliwie” i „bezwładnie”. To by było na tyle z błędów, więcej nie zauważyłam, nie jestem w tym dobra.
Sam tekst. Pomysł z Gają oraz uśmiercenie Percy’ego i Annabeth (czemu mnie nie dziwi, że to oni się poświęcili?) jest strzałem w dziesiątkę, przynajmniej jak dla mnie, choć w sumie ryzykowne, bo to ulubieńcy większości czytelników. Wszystko ładnie zostało opisane, ale szkoda, że jest tylko kawałek bitwy, nie zdążyłam się wczuć, mimo to nie narzekam. Zaciekawiła mnie sprawa z Jason’em i Piper, no i co tym razem ci bogowie wymyślą.
A czy Will Solace nie umarł w Ostatnim Olimpijczyku?(nie jestem pewna)
Jest raczej okej. Hm, nawet nie wiem, co napisać, wybacz xD
Hmmm… Z tego co wiem to Michael Yew umarł w Ostatnim Olimpijczyku, a Will został po nim nowym grupowym.
Dziękuję Wam za komentarze :3
Ann i Pesiak nie żyją, ale mi to nie przeszkadza. Dopóki RR nie zabije Percy’ego, możesz go mordować, jak dla mnie, ile chcesz. Cieszę się, że przynajmniej Thalię zostawiłaś.
Nie lubię Jasona, więc jego narracja mnie specjalnie nie cieszy, ale zła nie jest. Nie przepadam też za Piper, ale pochwalę cię, że dobrze ją oddałaś – denerwowała mnie równie mocno co w książce. Tak, to był komplement.
Optima, ładne imię.