Powracamy po przerwie
Oto kontynuacja Victorii i jej wątku, mam nadzieję, że tu już jest śmieszniej niż ostatnio :3 Cieszę się, że to czytacie i wam się podoba, bo to dużo dla mnie znaczy. I tak, może nie wypada, ale: Liczę na komentarze! 😀
Z dedykacją dla Kiry oraz Hestii.
Wiecie, chyba mam większa radochę z wysyłania tego niż ktokolwiek z czytających to :3 na samą myśl o tym, co zaplanowałyśmy na potem aż się uśmiecham do ekranu :3 Dziękuję za to, bo to dzięki wam mam dla kogo to pisać
Wasza Annabeth24 *tu jest, a raczej nie ma zgryźliwa nazwa w ramach zemsty na tych dwóch, których nie wymienię, bo wiecie- mszczę się*
VICKY III
– Zatrzymaj samochód.
– Oj Rowllens, daj spokój. Już zaraz dojeżdżamy- odrzekł Thomas wywracając oczami i ruchem głowy poprawiając sobie widoczność, bo czarne włosy opadały mu miejscami na czoło, tworząc coś w rodzaju grzywki, ale o wiele za długiej.
Spodziewałam się takiej reakcji, więc przybrawszy obojętny wyraz twarzy spojrzałam znudzona w szybę przed sobą. Jednocześnie chwyciłam za hamulec ręczny i pociągnęłam go w górę. Zachowałam kamienną twarz, zadarłam dumnie głowę do góry i zacisnęłam usta, niewzruszona na to, że coś w aucie szczęknęło i możliwe, że zepsuło, kiedy pojazd z chorobliwym zgrzytnięciem zaczął zwalniać. Thomas od razu zahamował z wyrazem lekkiego zdumienia na buzi. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. I dobrze, tak miało być. Teraz ja tylko wysiądę, on sobie odjedzie i już go więcej nie zobaczę.
– Kobieto, to nie mój samochód!- zawołał patrząc na mnie jak na wariatkę. I kto to mówi…
– Ty masz w ogóle prawo jazdy?!- krzyknęłam sztucznie poruszona, naciskając klamkę, żeby wysiąść.
Był szybszy- zablokował drzwi. Uniosłam głowę w jego stronę i posłałam mu miażdżące spojrzenie. Cóż, może stałoby się takie takie, gdyby mi nie odpowiedział przesłodzonym uśmiechem, którym mnie już któryś raz wnerwiał!
– Nie mam, ale to nie jest konieczne- powiedział zadowolony z siebie.
– Jak tylko wrócimy to oboje trafimy do więzienia!
– Dlatego chwilowo nie wrócimy. A poza tym, żadne z nas tam nie trafi.
– Ty trafisz!- syknęłam gniewnie.- Kiedy tylko znajdę się z powrotem w domu, naślę na ciebie gliny!
– Nie uda ci się Rowllens, uspokój się!
– Wiem jak się nazywasz! Do tego powinni cię zamknąć w wariatkowie za te bajeczki o Tarocie! Osoby chore nie mogą być przetrzymywane w kiciu, zapomniałam!
– Tanatosie mądralo, ktoś cię kiedyś uczył mitologii?!- wybuchł i również zaczął na mnie się drzeć. Ha! Czyli jednak nie był taki opanowany na jakiego wyglądał!
– Nie! Tak! Nie ważne!- warknęłam zdenerwowana, że zaczęłam się plątać.- Mam w dupie to, że twój urojony ojciec nazywa się Tanatos, Kabanos, czy też Tarot!
– To źle. Powinno cię to obchodzić, jeżeli kochasz życie.
– Kocham i dlatego chcę stąd wysiąść!- krzyknęłam wściekła i znów szarpnęłam klamkę kilka razy w nadziei, że uda mi się otworzyć drzwi, zanim on je znów zablokuje. Niestety – refleks miał bardzo dobry. Aż za dobry, żebym mogła moją szarpaniną coś zdziałać.
Przez chwilę krzyczeliśmy się na siebie na zmianę, odblokowując samochód próbą wyjścia, albo blokując drzwi do samochodu. Ja się darłam, żeby mi otworzył drzwi a on, żebym się uspokoiła.
– Otwórz to, albo wybiję szybę!- krzyknęłam w końcu wyrzucając ręce w górę, zrezygnowana i pewna, że tą metodą nic nie zdziałam.
Nic nie zrobił, więc jednocześnie wkurzona i przerażona tą sytuacją, z całej siły uderzyłam go w nos i korzystając z nieuwagi otworzyłam drzwi i dosłownie wypadłam z samochodu, potykając się o próg auta. Uderzyłam kolanami i dłońmi o jezdnię, jednak bardziej obchodziło mnie wydostanie się z tego cholernego pojazdu niż zdarcie zakolanówek i rąk.
Znajdowaliśmy się na jakimś zadupiu! Nic! Kompletnie niczego nie było widać! Wszędzie pola, jakieś wysuszone ziemie, pełne wyschniętych traw i co kilka metrów latarnie, wyłączone, bo przecież zbliżało się dopiero południe.
Podniosłam się z ziemi i pędem, potykając się o własne nogi ruszyłam przed siebie. Z czasem przestałam truchtać, tylko szybkim krokiem maszerować. Niestety, należałam do osób, które są zabójcze na krótkich dystansach (a później przez godzinę mają zadyszkę, ale to na marginesie pisząc). Miałam w poważaniu, czy złamałam mu nos (oby tak) czy nie, ale modliłam się w duchu o to, żeby dał sobie spokój i zniknął.
Nie uszłam nawet kilkunastu metrów, kiedy usłyszałam dźwięk podjeżdżającego samochodu. Odwróciłam odruchowo głowę i aż syknęłam wkurzona .
– Spadaj!- oznajmiłam poirytowana, prychając i odwracając spojrzenie oraz udając, że znalazłam coś bardzo interesującego na końcu pustej drogi, byle nie patrzeć w te ciemne oczy, których właściciel spoglądał na mnie z politowaniem.
Thomas jechał samochodem obok mnie w takim tempie jak ja szłam i wyglądał przez otwarte okno. Górną wargę miał całą czerwoną od krwi, nos trochę posiniał, ale nadal był idealnie prosty i podwójnie wnerwiający – nie dość że nie złamany, to i tak świetny. Patrzył na mnie trochę z dołu, bo przecież on siedział, a ja szłam, lecz mimo to zdawał się wywyższać.
– Rowllens, ja na serio jestem bardzo cierpliwy, ale weź nie rób scen…
Zignorowałam go i nadal poruszałam się bokiem drogi, udając, że go nie słyszę. Poprawiłam kudły, które wiatr co chwila zwiewał mi na mordkę, i przyspieszyłam kroku.
– No już. Przewietrzyłaś się, rozprostowałaś nogi? Obiecuję robić regularne postoje, skoro aż musisz aż tak się rozładowywać- rzucił znudzony.- Tylko następnym razem powiedz, a nie przechodź do rękoczynów. Wiesz, w niektórych krajach uznaliby cię za niezrównoważoną psychicznie i obcięliby ci twoje ładne dłonie.
Odpowiedziałam mu ciszą i z wysoko uniesioną głową przyspieszyłam kroku. Nie, wcale mu nie mówiłam, że chcę wysiąść z tego auta, nie, skąd ten pomysł!
– A wiesz, że ja też nie chciałem uwierzyć?- zapytał.
Miałam nadzieję, że wyglądam na pewną siebie i niewzruszoną tym psychopatą w samochodzie obok, choć w głębi siebie wrzeszczałam i chciałam uciekać. W końcu chłopak postanowił uznać moje milczenie za zainteresowanie i kontynuował:
– No tak, serio. Jak się dowiedziałem myślałem, że satyr, który mi o tym powiedział, kiedy miałem piętnaście lat to tylko efekt jakiś halucynacji. Bo wiesz Rowllens, chłopacy w moim wieku, może też w twoim, czasem popalają coś w szkolnych ubikacjach- uśmiechnął się bezczelnie. Milczałam, nie dając mu tej satysfakcji i nie włączając się w jego wywody.- No, ale kiedy dwa dni później zaatakował mnie nauczyciel, który zmienił się w coś, co przypominało wielką jaszczurkę, to twórczo odkryłem, że coś jest nie tak. Złamana ręka i połamane żebra to już nie mógł być efekt trawki.
No cudownie! Czemu musiał mnie porwać wariat i ćpun! Już nawet łysy kret od geografii byłby lepszy! Przy nim przynajmniej bym zasnęła…
– Poza tym, pewnie masz ADHD i dysleksję, zgadłem?- zapytał, nie dając sobie spokoju. Pfff! Pal licho jego spokój- nie dawał MI spokoju! Cóż, powoli zaczynałam podejrzewać, że ignorowanie go i udawanie, że dla mnie nie istnieje to nie to, i że tak go się nie pozbędę.
– Nie mam dysleksji, jedynie ADHD. Podobno. I to leciutkie- odrzekłam, stając przodem do auta i patrząc na niego. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale nachyliłam się i oparłam o otwarte okno. Patrzyłam mu dokładnie w te ciemne oczy, moja twarz znajdowała się prawie na przeciwko jego.
– Thomas, mój drogi, możesz wreszcie dać mi spokój? – zapytałam, siląc się na miękki i spokojny głos, który nie wyrażałby jak mocno byłam na niego zła.
Chłopak uniósł jedną brew i wyglądał jakby chciał się roześmiać.
– Zrobimy tak: odwieziesz mnie do jakiegoś miasta, tam wypuścisz, zwrócisz wolność, wysadzisz mnie przy pierwszej budce telefonicznej i już się więcej nie zobaczymy- uśmiechnęłam się promiennie i wytarłam mu kciukiem pozostałości krwi, która pociekła mu z nosa, kiedy go w niego walnęłam. Jakaś część mojej podświadomości gratulowała mi celnego i skutecznego aktu samoobrony.
Szatyn nadal sprawiał wrażenie rozbawionego i wyglądał na takiego, co ma bardzo poważne wątpliwości, co ja odwalam. Cóż, nie tylko on- ja też nie byłam, ale jednak skrajna desperacja robi swoje.
Już miał coś odpowiedzieć, kiedy moją uwagę przykuł dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Uniosłam trochę się na łokciach, nadal opierając się o opuszczoną szybę. Moim oczom ukazał się samochód, stosunkowo blisko. jakbym teraz zaczęła krzyczeć, żeby kierowca mnie stąd zabrał, zdążyłabym uciec temu psychicznemu synowi Taro… Tanatosa?
Jednak nim zdążyłam się odezwać, czerwony fiat podjechał bliżej, zwolnił przy nas a z samochodu wychyliła się głowa starszej kobiety, która spojrzała się na mnie z obrzydzeniem i krzyknęła:
– Dziewczyno, trochę szacunku do siebie!
Wyprostowałam się gwałtownie i prawie nie otworzyłam ust ze zdumienia i oburzenia. Wmurowało mnie w ziemię, dosłownie. Thomas, najpierw nic nie mówił, ale widząc moją minę i kiedy chyba dotarło do niego, co ta kobieta miała na myśli, zaniósł się takim śmiechem, że aż opadł na fotel i zaczął głośno rechotać. Bezczelny dziad!
Ja natomiast poczerwieniałam i zamiast błagać właścicielki odjeżdżającego czerwonego samochodu, by poczekała i zabrała mnie ze sobą, krzyknęłam do niej kilka przekleństw i że ja mam odpowiednią ilość szacunku do siebie a na odchodne pokazałam jej wysoko uniesioną rękę ze środkowym palcem.
Jak ona śmiała wsiąść mnie za jakąś prostytutkę?! O Boże, niewiarygodne! Co jeszcze?! Czy ten dzień może być lepszy?!
– No Rowllens, przynajmniej wiemy, że na tyle podbiłem twoje serce, że nie miałaś ochoty mnie opuszczać.
– Zamknij się- przerwałam mu ostro, znów stając wyprostowana przy aucie, tym razem na wszelki wypadek się nie schylając.- Nie pojechałam z tamtą babcią, właśnie przez mój szacunek do samej siebie. Obraziła mnie!
– Chica, nie denerwuj się, tylko wsiadaj i jedziemy dalej- westchnął, patrząc na mnie wyczekująco i trochę ze zmęczeniem. Miałam to gdzieś, jakkolwiek byłby zmęczony, albo chciał wziąć mnie na litość miałam to głęboko gdzieś.
– Nie wyjeżdżaj mi tu z żadną ‚chica‚, Włochu jeden- zawołałam, unosząc rękę i wskazując na niego ostrzegawczo palcem, jakby ten gest miałby dodać mi groźności.
– Właściwie, jak już, to Hiszpanie jeden- poprawił mnie z obojętnością.- Ale mogę cię zapewnić, że jestem stu procentowym Amerykaninem z Angielskim pochodzeniem jedynie. No i może greckim po ojcu. No wiesz, bogowie greccy. Tak jak ty z resztą- dodał, zerkając na mnie i lekko unosząc kąciki ust. Jeżeli chciał mnie tym wkurzyć, to mu się udało.
– Nie jestem żadnym grekiem! Ani ty!
– Jesteś- posłał mi przesłodzoną minkę i mrugnął jednym okiem. Zacisnęłam dłonie mocniej w pięści i zagryzłam wargę kiwając głową, żeby tylko nie wybuchnąć. Miałam niewiarygodnie wielką ochotę
– A ty jesteś kretynem!- warknęłam i ruszyłam w bok, przez pola. Nie była to najbystrzejsza odpowiedź, jednak nic lepszego nie przyszło mi w tamtej chwili do głowy.
Po dwudziestu metrach, musiałam jednak się zatrzymać i uznać, że najwyraźniej jestem skazana na towarzystwo Thomasa. Nie przewidziałam tylko tego, że wszystko było ogrodzone i nie miałam jak dalej iść. Rozgoryczona odwróciłam się i zobaczyłam, że chłopak wysiadł z samochodu i opierał się o jego bok. Wyglądał jak jakiś aktor, grający w filmach akcji. Albo szpiegowskich. Jedną rękę trzymał w kieszeni, w drugiej nadpalonego papierosa, którego właśnie skończył, bo zaciągnął się i z wprawą przydeptał butem, kiedy rzucił go na jezdnię obok siebie.
– Znalazłaś coś?- zawołał w moją stronę, kiedy zaczęłam się cofać i do niego wracać. Brzmiało to tak, jakby serio się interesował, jakich odkryć dokonałam na tym durnym polu.- Zmęczyłaś się, czy stęskniłaś za mną?- posłał mi złośliwy uśmiech, który zignorowałam. Zamiast tego, znów podjęłam próbę ucieczki przed siebie drogą.
– Rowllens, ja rozumiem, że mi nie wierzysz, ale krzątając się w kółko, nic nie zdziałasz- usłyszałam jego głos za sobą.- Najbliższe miasteczko, znajduje się osiem kilometrów za nami.
I kto miał największego farta na świecie? No kto?! Oczywiście, że ja miałam! Nie miałam już żadnego pomysłu, żadnej deski ratunku! Zdruzgotana beznadziejnością mojej sytuacji, stwierdziłam, że jedyne co mogę teraz zrobić, to czekać następny samochód, który będzie tędy przejeżdżał, albo namówienie Thomasa na powrót… Jedno było równie możliwe co drugie. A właściwie niemożliwe.
Odwróciłam się z goryczą i wróciłam do mojego porywacza. Krzyżując ręce przykucnęłam na masce pojazdu, bokiem do niego, udając, że nie istnieje. Bardzo chciałam, żeby tak było, bo coraz mniej to wszystko mi się podobało. No, tak właściwie to nigdy nie uważałam tego za fajne, ale teraz przekraczało najśmielsze oczekiwania.
Thomas zaśmiał się ze mnie cicho, dając mi chwilę na siedzenie obrażonej na masce i zadzieranie głowy do góry. Nigdy nie umiałam się zachować kiedy byłam zła, zawsze wyglądało to zbyt teatralnie, ponieważ w innym przypadku nie okazywałabym żadnych emocji. Najzwyczajniej nie czułam potrzeby, wiec żeby pokazać swój gniew i to jak bardzo jestem wściekła, musiała grać.
Thomas po pewnym czasie, niby od niechcenia, podszedł do mnie i stanął przede mną. Wiatr zwiewał mu czarne włosy na twarz, jednak on ich nawet nie odgarnął. I tak było doskonale widać te drwiące oczy i szelmowski uśmiech.
– Już?- zapytał.- Skończyłaś?
Prychnęłam urażona, ale pokiwałam głową.
– Tak. A teraz tłumacz się, bo zachowujesz się jakbyś uciekł z oddziału ze szpitala dla chorych psychicznie.
Thomas stłumił śmiech rozbawiony moją miną, ale oparł się o maskę srebrnego samochodu obok mnie i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął kolejnego i zapalił.
– Więc, jak już ci mówiłem, ale mi nie wierzysz…- tu rzucił mi karcące spojrzenie, po czym zaciągnął się papierosem.- Mitologia grecka to prawda. Bogowie romansują ze śmiertelnikami, potem jak to zwykle się dzieje, kończą w łóżku i rodzą się dzieci śmiertelników i bogów, czyli herosi- powiedział beznamiętnie, jakby tłumaczył bobasowi, dlaczego kaczuszki są żółte a listki zielone. Spojrzał przed siebie i znów wetknął papierosa do ust. Patrzyłam na niego przerażona i jedyne co wpadło mi do głowy i co też powiedziałam to:
– C-co?
Thomas odwrócił głowę w moją stronę i gwałtownie opuścił rękę z papierosem w dół, patrząc na mnie z dezaprobatą i konsternacją.
– Boże, Rowllens, nie mów, że muszę ci wyjaśniać skąd się biorą dzieci… Aż tyle nie będę dla nich robił, co najwyżej mogę ci poopowiadać o bocianach.
– Nie, wiem jak to się robi!- oburzyłam się, lekko rumieniąc się.- Ale to, że bogowie rob…- zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
– Słuchaj, oni też mogą chcieć czasem zrobić coś fajnego, nie zabraniaj im zaciągać innych do łóżka.
– Nie! Nie o to mi chodzi, idioto!- zawołałam poirytowana tym, że mimo iż Thomas doskonale wiedział o co mi chodzi, musiał mnie podrażnić.- Daj mi skończyć!- Chłopak uśmiechnął się zwycięsko ale już nie powiedział nic więcej.- Więc sugerujesz, że ja też jestem taką mieszanką? I ty też? I możemy nawet być spokrewnieni…?
– Owszem. Ale w to ostatnie raczej wątpię, jakoś nie wydajesz się być moją siostrą.
– Czemu?- zapytałam. Thomas zmieszał się na sekundę, ale szybko odparł:
– Nie wyglądasz na córkę boga śmierci.
– Więc czyją cór…Nie! Stop!- zawołałam wykonując gest, jakbym chciałam wszystko odepchnąć od siebie.- Mnie to nie obchodzi, jestem córką Heleny Rowllens i Adriana Blacka, a nie żadnego boga! Jestem Victoria Rowllens, mój ojciec odszedł, mam nazwisko matki, mam cudowne życie, jestem normalna!
Thomas zaczął się śmiać na co ja fuknęłam oburzona i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Reagujesz jak każdy.- Jego głos był melancholijny, niczym nie emanujący, wręcz współczujący.-To się robi nawet śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że za miesiąc będę patrzył jak biegasz po lesie w antycznej zbroi z mieczem i będziesz zabijała potwory. Ewentualnie może tak jak ja teraz przekonywała innych niedowiarków, że mówisz im prawdę.
Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem i strachem. No proszę was… Powiedzcie, że nie tylko ja spotkałam chłopaka, który ma jakieś takie nie na miejscu myśli i fantazje. Błagam, nie mówcie, że to prawda…
– A możesz mi to jakoś udowodnić?- zapytałam w końcu i podciągnęłam się wyżej na maskę samochodu, tak, że nogi zwisały mi kilka centymetrów nad ziemię.
– Owszem- uśmiechnął się.- Jak tylko dasz się znów gdzieś zawieść, to ci to wszystko objaśnię z dowodami. Zobaczysz cały Obóz Herosów, poznasz Chejrona, może nawet cię uznają- odrzekł jakby mówił do mnie jak do małej dziewczynki, która właśnie zapytała się, czy wróżki istnieją. A on potwierdzał…
– Tak, albo mnie gdzieś wywieziesz, zgwałcisz i zabijesz, a moje ciało potem znajdą zakopane w jakimś rowie- prychnęłam podciągając rękawy bluzki wyżej.- Po pięciu latach, całkiem dobrze zachowane. A potem zrobię karierę aktorską w dokumencie z moimi zwłokami w roli głównej.
– Kusząca propozycja, ale jednak nie skorzystam. Przynajmniej z części z zabijaniem, nad pierwszymi czynnościami się zastanowię- odrzekł, posyłając mi łobuzerski uśmiech i mrugając niby zalotnie, ale tutaj miało to być raczej gestem, który służył rozdrażnieniu mnie.- Wiesz, jakbyś nie zgodziła się ze mną dalej pojechać, to zawsze mogę cię odwieść do domu.
– Co?!- zawołałam oburzona prostując się i patrząc na niego z niedowierzaniem.- To po co była ta cała szopka z zamykaniem mi drzwi a potem ściganiem mnie?- Zrobiłam obrażoną minę.
– Z zamykaniem drzwi to było bardziej jak zabawa, nie uważasz?
– Nie.
– No tak, niektórzy nie mają za grosz humoru- westchnął ironizując. Skończył już papierosa więc zrzucił go na ziemię i ponownie przydeptał butem.- A to ze ściganiem cię, chyba sama rozumiesz, że szłaś w złą stronę. I patrząc na twoją figurę, niezwykle pociągającą z resztą, to sądzę, że umarłabyś jakbyś przeszła jeszcze ze dwa kilometry- odrzekł spokojnie a ja poczułam, jak robię się czerwona.
Mmm, miałam pociągającą figurę… To byłoby nawet miłe, zapominając o tym, że ten chłopak mnie porwał i nadal nie wiedziałam po co…! Chyba, że miałam uwierzyć w tą paranoiczną wersję w udziałem Zeusa, Ateny, Tanatosa i reszty wesołej gromadki bogów, która jest tylko wymysłem tępych starożytnych greków.
– Więc jeżeli nie masz mi tego jak udowodnić, odwieź mnie do domu- zażądałam. Thomas uśmiechnął się i przechylił głowę.
– Tak? A jak zaatakuję cię jakiś potwór, to co powiem na twoim pogrzebie? Przepraszam, ale zginęła przez swoją głupotę i przez to, że była zbyt ślepa i uparta?- zapytał przyglądając mi się rozbawiony.
– Niby czemu nagle miałby mnie atakować jakiś potwór?- spytałam.- A poza tym, nie masz zaproszenia na mój pogrzeb, jeżeli kiedykolwiek takowy się odbędzie.
– Bo wiesz o tym, kim jesteś. Wtedy nie wiedziałaś i byłaś bezpieczna. Teraz, jak to mówią… śmierdzisz i łatwiej cię namierzyć.
No cóż, nie mogłam powiedzieć, że mnie nie przytkało oraz w pewien sposób nie wystraszyło… Istniała maleńka szansa, że mówił on prawdę, nie? I co wtedy? Co jeżeli naprawdę jakiś ‘potwór’ mnie znajdzie? Albo nawet mamę, bo sprowadzę na nią zagrożenie?
– To czemu nie możesz zrobić, żebym zapomniała, hmmm? Jak uciekliśmy z komisariatu, mówiłeś, że oni zapomną czy coś- wymyśliłam w końcu i dumna ze swojego pomysłu spojrzałam na Thomasa.
– To tak nie działa. Mgła, czyli coś w rodzaju iluzji, która zasłania rzeczy magiczne przed śmiertelnikami może najwyżej sprawić, że w ich oczach stanę się zwykłym szarym policjantem, którego nikt nie pamięta. No, na pewno niezwykle przystojnym policjantem, ale jednak nie zapiszę się w ich wspomnieniach. A ten wypadek uznają za wybuch jakiej starej bomby, która była zakopana w szkole od kilkunastu lat.
– Czyli jestem nie winna?- zapytała zdumiona.- Znaczy się, to nie moja wina, ale nawet jakby była, to jednak jestem oczyszczona?
– Tak- odrzekł, a ja odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tyle dobrego. Ciekawe, czy za pomocą tej całej Chmury, czy jak to się nazywało, można by sprawić, żeby myśleli, że to geograf podłożył tą bombę…
– Więc zrób, żebym ja zapomniała i żaden potwór- zaakcentowałam to słowo, żeby poczuł, że śmieszy mnie to o czym mówi- mnie nie zabił, co?
– Nie, bo nie jesteś śmiertelnikiem. A poza tym, już śmierdzisz. Zapach herosów się tak jakby…włączył.
I nagle zgasił wszystkie moje marzenia, że ten cyrk się zakończy. Wrócę do mamy, która pewnie jest przerażona, że nie wróciłam ze szkoły, siedzi sama w domu, nie ma z kim porozmawiać nie licząc telefonu, albo sąsiadki. O Boże, co ona zrobi beze mnie?! Jakbym wróciła miałaby przynajmniej na kogo powrzeszczeć a tak to… Jestem wyrodną córką, oznajmiłam sobie samej, karając się za to, co dziś nawyprawiałam.
– Wiesz, właściwie mogę ci udowodnić, że nie kłamię- odezwał się w końcu Thomas. Wpatrywał się w jakiś punkt nad lasem, nie wyglądał na zadowolonego. Raczej na kogoś, kto jest zmęczony, ale przyparty do muru i musi coś zrobić. Co oznaczało, że mój strajk wsiadaniowy-do-samochou jest skuteczny i chłopak nie wie co ze mną zrobić
– Udowadniaj- rzuciłam lekko i spojrzałam na niego znudzona.
– Nawet jeżeli okaże się, że mam nadnaturalne zdolności? Jesteś pewna, że chcesz o tym wiedzieć?
– Tak- oznajmiłam twardo, nie dając się zniechęcić. Skoro tak mu zależy, niech się wysili i mnie zaskoczy. Choć wolałam, żeby odstawił mnie do domu.
– Bo wiesz Rowllens… Niektórzy półbogowie, mają po boskich rodzicach zdolności związanie z ich dziedziną. Nadprzyrodzone czasem, częściej po prostu są w czymś lepsze od innych z danego zakresu.
– Czekam.
– Jesteś pewna? Nie będziesz miała mnie potem za psychopatę, mordercę?- zapytał powątpiewając.
– Już cię za takiego mam, więc się nie krępuj- odrzekłam gładko, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Chłopak wywrócił oczyma, ale skrzyżował ręce na piersi. Ruchem podbródka wskazał w stroną lasu, niedaleko drogi. Gęste, zielone gałęzie zasłaniały słońce tak, że drzewa tworzyły coś w rodzaju jednolitej plamy może z kilometr przed nami. Uniosłam głowę i podążyłam za jego spojrzeniem.
– Widzisz tego jastrzębia, co krąży nad drzewami?- zapytał mnie, na co ja przymrużyłam oczy.
Faktycznie, nad puszczą, w powietrzu koła zataczał jakiś ptak. Nie miałam pojęcia, czy to jastrząb, sokół czy orzeł, ale na pewno jakiś drapieżnik. Krążył powoli, zataczając nieregularne koła. Poczułam wzrok Thomasa na sobie, więc kiwnęłam głową, że owszem, widzę.
– Jastrząb, bardzo ładny i stosunkowo niewielki drapieżnik. Widzisz jak lata? Szuka zwierzyny, skupiony i pełen życia.
Już miałam się zapytać, czemu robi mi wykład przyrodniczy, kiedy nagle stało się coś dziwnego. Jastrząb zatrzymał się na ułamek sekundy w powietrzu, tylko po to, żeby po chwili bezwładnie opaść w dół. Zmarszczyłam brwi.
– Skąd wiedziałeś, że akurat teraz będzie pikował do polowania?- zapytałam nie do końca rozumiejąc o co chodzi.- I czemu to ma mnie przekonać?
– Rowllens, ten ptak nie poluje. On spadł. Jestem synem śmierci, jak myślisz, nadprzyrodzone moce w moim wypadku co mogą oznaczać? Że umiem ciskać piorunami, czy gadać do roślinek?
Zamrugałam kilka razy, aż w końcu pojęłam sens jego wypowiedzi i wcześniejszej rozmowie. Odruchowo wytrzeszczyłam oczy, wpatrując się pomiędzy drzewa.
Jastrząb, on na pewno tylko zanurkował bo jakiegoś gryzonia. Pełna zdumienia i niepokoju, bez mrugania, wyszukiwałam na niebie nawet najmniejszej czarnej kropki. Czegokolwiek. Zaraz wyfrunie i odleci, a Thomas wyjdzie na frajera, który chciał mnie nabrać. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
– Czy…czy ty go…- zaczęłam jąkając się i pokazując palcem w stronę powietrza nad lasem, z którego nadal nie wyłaniał się jastrząb, tak jak powinien. Thomas pokiwał głową.
– Na twoje życzenie- odrzekł ponuro się uśmiechając.- Tylko nie patrz się teraz na mnie jak na seryjnego mordercę, jasne? Nigdy nie zabiłem człowieka. Tylko kiedyś niechcący kota… i teraz tego ptaka.
Uniosłam ironicznie brwi ściskając usta. Nie, wcale nie będę się tak patrzyła na człowieka, który zabił zwierze samym spojrzeniem! To jest chore! Ale jednak się wydarzyło! O mamo, on zabił nie dotykając! A może ten ptak był chory na…nie wiem! Może miał złamane skrzydło i od nadmiernego wysiłku w końcu coś mu się zepsuł i dlatego spadł, co? Wcale nie zginął! Albo to przypadek. Jakiś myśliwy w niego trafił. Thomas ma w tym lesie pomocnika, który miał strzelać i… Moje argumenty brzmiały głupio nawet w moich myślach. Żadne nie był adekwatny do sytuacji. Wszystkie brzmiały śmiesznie i nie sprawiały, że miałam wymówkę by mu nie uwierzyć.
Spojrzałam się na niego starając się nie uciec z wrzaskiem. Może on jednak mówił prawdę… Cóż, jednak żaden normalny człowiek nie umie czegoś takiego zrobić. To są zdolności…nieludzkie.
– Chodź, siedzimy tu już ponad godzinę- mruknął odwracając się i powoli krocząc do samochodu. Z kieszeni marynarki wyjął papierosy i zapalił jednego, trzeciego. Strasznie dużo palił, zauważyłam.- Jest już ta pora, że nie przyjedziemy na miejsce dziś. W nocy nie odważę się jechać- ciągnął obojętnie, gestykulując ręką.- No chodź Rowllens.
Ja jednak się nie ruszyłam. Chyba byłam zbyt zdumiona tym, co się właśnie stało. A co jeżeli on miał rację i ja faktycznie byłam jakimś mutantem? Ku mojemu zaskoczeniu kiedy spojrzałam na swoje ręce dostrzegłam, że się trzęsą. Błękitne bransoletki uderzały o siebie, a zawieszki i łańcuszki cicho dzwoniły jak zawsze, tylko teraz bez mojego pozwolenia. Przeczesałam palcami nerwowo włosy. W tym czasie chłopak zauważył, że nadal stoję jak słup przed autem i nie ruszyłam się z miejsca. Zatrzymał się i zawrócił. Kiedy znalazł się tuż przede mną, wyciągnął w moją stronę fajki.
– Chcesz?- zapytał, wyjmując wolną ręką z ust swojego, już do połowy wypalonego. Uniósł drugą rękę wyżej i wypuścił z ust dym po pecie wysoko w górę. Miał w sobie jakąś taką grację i styl jak to robił…
– Mam szesnaście lat- zauważyłam niechętnie wpatrując się w jego wyciągniętą rękę i paczkę. Cieszyłam się, że nie wypytuje się mnie o wrażenia. Choć chyba on również był mi wdzięczny, że nie drążę tematu.
– No faktycznie- mruknął i popatrzył na mnie z politowaniem.- Szesnaście lat to wiek, gdzie nikt nie pali a tym bardziej nie ćpa. Nie mówiąc już o alkoholu i innych- skwitował poważnie po czym dorzucił:- Ja miałem czternaście, kiedy zacząłem.
Popatrzyłam się na niego, nie bardzo wiedząc co robić, ani co się ze mną dzieje. To, ze ten latający kurak zginął, było jednak jakimś dowodem. Więc to wszystko miało być prawdą? Nie chciałam w to uwierzyć. Thomas kiwnął ze zrozumieniem głową i schował paczkę do wewnętrznej kiszeni marynarki.
– Albo daj jednego- jęknęłam i aż się skrzywiłam słysząc jak żałośnie brzmię.
– Masz tego- odrzekł i oddał mi swojego, do poły wypalonego. Jeszcze przed chwilą zaprotestowałabym, ale teraz było mi to jakoś tak dziwnie obojętne… Nie myślałam za bardzo co robię, chyba to przez ten stres. Poza tym, co złego w tym, że zapalę. Dziś i tak już zbyt wiele rzeczy się wydarzyło, nikt nie będzie o tym pamiętał.
To nie było tak, że śmierć jakiegoś jastrzębia zrobiła na mnie takie wrażenie, nie. Tylko to było dowodem na to, że ja nie jestem do końca normalna. A przynajmniej chłopak, który mnie porwał. I on uważa, że ja też. I nagle uświadomiłam sobie, że żyłam w jakimś złudzeniu prawdy, która nagle wyszła na jaw, a ja, zupełnie na nią nie gotowa, za cholerę nie miałam pomysłu, ani pojęcia co ze sobą począć w jej obliczu.
Z obojętnością spojrzałam się na papierosa, którego trzymałam między palcami a kiedy zaciągnęłam się, nawet nie zaczęłam kasłać. Po prostu zrobiło mi się tak niedobrze, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ale ten smród przynajmniej sprawił, że jakimś magicznym sposobem się uspokoiłam.
– Paliłaś kiedyś?- zapytał, na co szybko pokręciłam głową.- Nie? A nawet nie zwymiotowałaś- zdumiał się i wzruszył ramionami.
Thomas położył mi rękę na plecach i poprowadził do samochodu. Może to nawet i lepiej, bo czułam się tak, jakbym zaraz miała uderzyć czołem o pierwszy lepszy słup przy drodze, albo zemdleć. Znowu otworzył mi drzwi, poczekał aż wsiądę zanim je zamknął. Zaraz potem usłyszałam warczenie silnika i nawet nie pamiętałam, kiedy wreszcie przegrałam walkę ze snem.
Fenomenalny rozdział. Opisałaś Victorię tak prawdziwie, tak ludzko… Niektórzy od razu robią ze swoich postaci super, mega bohaterów, którzy wybrną z każdej sytuacji. Ty tego nie robisz i bardzo Cię za to podziwiam.
Uwielbiam to opko i czekam do wtorku na kolejny rozdział 😀
PS. Bardzo dziękuję za dedyczkę!
Jak ja uwielbiam Thomasa *.* I tę panią która krzyknęła 😀 aż miałam wizje, że pojawia się w jakiejś odległej części i rozpoznaje Victorie :p, prawda Ann-wyrocznio? XD Ach ten wykwitny styl błagania 😀 Nie mogę się doczekać następnej części :3
I bardzo dziękuje za dedykację :3
Osz ty, hahahah, kocham!
Vicky jest geeeniaaaalnaaa, uwielbiam ją *-* Thomasa też, ale wolę Vicky (zobacz co się ze mną dzieje, wolę dziewczynę przez cb!!! D: ). Uśmiałam się przy fragmencie z tą panią, niemal widziałam minę Vicky ^^ hahah Thomas serio musiał mieć z tego ubaw 😉 Rozmowa o boskim rozmnażaniu mnie urzekła, Thomas przy tym jest boski xD i ogólnie boski jest, ale jednak bardziej pasuje mi jako postać Victoria. Jest taka naturalna, choć wyjątkowo pewna siebie i żywiołowa 😀
Czekam na następną część *-* Jak nigdy ubóstwiam :3
Och i przyjmuję podziękowania, dla cb jakoś się poświęcę i będę to czytała ;’D No na prawdy, nie musisz przepraszać za kłopot kochanie :* (Ann, ja to opko wielbi- to ja dziękuję tobie i carmel i Piper, że je piszecie!)
Mordoto ubóstwiam cie za to xd hahah rozdział superowy, umarłam przy rozmowach o tym, że bogowie też chca czasem się wyszaleć albo… nie no, umierałam co chwilę 😀 Thomas jest super (wiem, że wiesz ;* ) i napisałabym, że go kocham, ale nie, bo ty pewnie mi nie pozwolisz ;’) Bananowiec jeden….
Reakcja Vicky boska, adekwatna, typowa dla jej osoby. Podoba mi się to, jak zaznaczasz jej myślenie jak robisz z niej osobę z dystansem do wszystkiego, ale nie samej siebie Chyba. Bo jeszcze nie jestem pewna co do niej. Jest urocza i zadziorna to na pewno Kocham :3
Na początek jedno pytanko: czy Ty przypadkiem nie wzorujesz Thomasa na bohaterze z pewnej serii książek? Bo bardzo mi go przypomina szczególnie sposobem bycia 😉
Powracając do opka, początek mnie rozwalił, a już przy fragmencie z przejeżdżającym autem tarzałam się w łóżku ze śmiechu 😀 😀 😀 Achhh Dziewczyno uwielbiam jak piszesz^^ Wszystkie postacie, ich zachowania i przemyślenia są prawdziwe i przede wszystkim nie wymuszone Czekam na cd ;*
iriska335- dziękuję 😀 A co do postaci, to chyba raczej nie… no, może minimalnie ale nie zgapiłam postaci od nikogo ;p a z kim skojarzyłaś?
Kira- wiem, dziękuję, że akurat to doceniasz 😀 Staram się z Rowllens nie zrobić idealnej laski bez wad ;p
Menda- spadaj :*
Grupowa- ojeeej no nie wiedziałam, że aż tak na ciebie wpływam ;’D
Hestia- dziękuje :3 hahah no raczej nie myślałam o tym, ale ciekawy pomysł >:D
Nie krzycz, już nie będę. I nie zooostawwwiaaaaj mnieeee, nie mog3 bez ciebie żyć! ;-;
*idzie płakać w kąt*
nie. nie carmel. nie. ja już dłużej nie wytrzymam tego wszystkiego. nie. opowiedziałabym tu historię swojego życia, ale nie. jestem w żałobie. więc nie. i to koniec. tak, definitywnie. ja już tego nie wytrzymuje. a więc, (nie) przykro mi, ale to już koniec, między nami nic już nie ma. żegnaj, carmel.
Nieeeeeee. Nie zostawisz mnie po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam!!!! Nie ośmielisz si3 ;-; Sprawdzałam ci opka, pisałam z Tobą…. a co z Pipes?! CO Z NASZĄ PIPER77?! JĄ TEŹ ZOSTAWISZ?! ;-;
Jak nasze oczy co wieczór rozstają się z blaskiem ognistej kuli, słońcem, tak ty i ja w końcu również musiałyśmy natrafić na chwilę, kiedy to nasze drogi się rozstaną. Tak więc, jak słonce, tak ja odejdę, zostawiając cię samą, w ciemnościach twojego umysłu. Zraniłaś mnie. To boli. Wybacz kochanie, jednak nie było nam pisane(*dosłownie pisane ;’D *) być razem, odchodzę.
A Piper zabieram ze sobą! Tylko ona mnie kocha i rozumie, tylko ona wie co to dla mnie znaczy! (Poza tym, to moje parabratai)
A wal się i swoje porównania! Ja tam słońce mało ostatnio widuję, sama sie rozchodź! Mnie nie zostawisz, nie dam się!
Piper to moja siostra od Artemis i ja ją zabieram, jak juź.
A zresztą: nie. Zostawisz. Mnie! Nie pozwalam ;-;
Teraz to już tak ze mną pogrywasz?! Nie pozwalasz mi? Zakazujesz mi? Och nie, ja się nie dam! A pipes jest moja i biorę ją dla siebie ;-; już lokiego ci oddałam! i moją miłość, moją radość, moją kogoś o kogo chodzi i wiesz o tym, a ty chcesz mi Piper zabrać?! Ty mnie już nie kochasz, widzisz? mówiłam!! ;-;
Nie pozwalam i tyle! Ja zawsze byłam ważniejsza, beze mne byś tak daleko nie zaszła!!!
Bo Loki jest mój, a Pipes to moja siostra! Nie możesz mi jej ukraść! I nie, nie przeprosz3 Za-Sama-Wiesz-Kogo (nie voldzio), bo to była kurna prawda!
Ty… ty antybananie, jak śmiesz mi to zarzucać?!
antybananie…? ANTYBANANIE?!
Nie no, przegięłaś i masz 10 minut, żeby mnie przeprosić.
Annabeth24- Adrian Iwaszkov z Kronik Krwi, wygląd się różni, ale zachowanie jest w podobny sposób słodkie i urocze… tiaaa i się wydało, że potajemnie wzdycham do Twojego Thomasa <3 ;* <3
iriska335- nie, raczej nie. nawet nie wiem kto to, o książce chyba nie słyszałam nawet 😡
W takim razie polecam przeczytać 😉 chociaż najpierw Akademię Wampirów, bo to jest jej tak jakby kontynuacja (i tak, wiem jak to brzmi, ale przyrzekam to nie jest drugi Zmierzch ;p )
okok, to może potem przeczytam ;D na razie nie mam czasu i nie mogę teraz hahah, bo jakbym przeczytała, to serio byłyby podstawy żeby mi wytykać, że thomas jest wzorowany na nim 😡 :*
nie ta buźka wybacz 😉
Mmmmm… Ach te bociany! Zabił kota? Morzesz rozwinąć w jakieś następnej cz? Proszeeee…. xD Więcej nie napisze bo troszku atmosfera nerwowa się zrobiła… :/ Nie wiem o co chodzi ale przykro mi.
Gwiazda forever- czemu atmosfera nerwowa? co? o co chodzi? :/
+ dziękuję, kota na pewno rozwinę znaczy się- w następnej mojej narracji będzie o nim wzmianka ;p
22 komentarze, z czego 14 autorek opowiadania. Brawo.
Gratulacje, że chciało Ci się to liczyć
Human rządzi.
hadesik nieźle podsumował. Rozwiń tego kota! (To brzmi tak bardzo źle! Aż z dywanem się kojarzy….) Komar morderca chce ze mnie wysać krew. I człowieku poluj na łajze!… D: Czemu ja nie umiem zabijać wzrokiem? Ide na Olimp ze skargą! *foch*
Kłótnia powyżej jest rozbrajająca ;’D Rozdział też, jest boski!
Fragmenty ich rozmów powalają, Victoria jest przecudowna. Uwielbiam już ją za jej szczere opinie i lekki egocentryzm. No jest boska, do prawdy. Więc w połączeniu z Thomasem, są komiczne 😀