To druga część mojego opka mam nadzieję ,że lepszy od poprzednich części.
-A jednak, ja się urodziłem-powiedziałem wyzywającym tonem. Wiele razy słyszałem takie słowa od innych półbogów i zawsze mnie to denerwuje
-Uspokój się-upomniał mnie Kevin
Policzyłem do dziesięciu w myślach i zapytałem Chejrona czy mogę zostać w obozie. Bałem się ,że po tym uznaniu nie będę mógł zostać w obozie, ale powiedział ,że oczywiście, co za pytanie tylko żebym nie mówił ,że jestem synem Artemidy.
-To może na ciebie ściągnąć wiele problemów- powiedział-Mów ,że jesteś synem Apolla, to wyjaśni dobre strzelanie z łuku. A teraz idź, Malcolm cię oprowadzi.
-Malcolm? Który to z nich?- zapytałem
-Jeden z synów Ateny-odpowiedział
Kiedy wyszedłem z Wielkiego Domu, wszyscy strażnicy stali na ganku.
-Przepraszam, który z was to Malcolm?- zapytałem
-To ja-powiedział jeden z synów Ateny
-Chejron poprosił cię ,żebyś mnie oprowadził-powiedziałem
-Więc chodź za mną-powiedział
Po drodze Malcolm mówił o Obozie Herosów
-Tutaj jest skład broni-powiedział wskazując na budynek wielkości szopy.
-Broń już mam-powiedziałem pokazując swój łuk, strzały i sztylet
-To dobrze-powiedział rozmarzonym tonem i zasną.
-Malcolm? Ej, obudź się !-Potrząsałem nim aby się obudził
-Co, gdzie, kiedy, jak?- powiedział, potrząsając głową
-Co się stało?-zapytałem.To mnie zaniepokoiło.
-Zamyśliłem się głęboko, nic więcej-powiedział zwyczajnie, jakby potknął się o kamień, a nie zasną na środku drogi- Chodźmy dalej
Potem byliśmy w stajniach pegazów, na arenie, na polu truskawek przy ognistej ściance wspinaczkowej i na boisku do siatkówki. Na koniec byliśmy przy domkach. Było ich około dwadzieści i były w różnych kolorach.
-Zostałeś już uznany?- zapytał mnie Malcolm
-Tak, jestem synem Apolla-powiedziałem gładko
-Dobra to choć, zapoznasz się ze swoimi przyrodnimi braćmi i siostrami-powiedział
Potem weszliśmy do domku który wyglądał jakby był zrobiony ze złota. Kiedy byliśmy w środku zauważyłem ,że wszędzie były piłki do kosza i łuki. Łuki były na ścianach a piłki w specjalnych koszach. Przy łóżkach były powieszone plakaty znanych łuczników i koszykarzy. Natomiast ściany i podłoga wyglądały jak po dotknięciu króla Midasa. W domku było około dwadzieścia osób: najmłodsi mieli około dziesięć lat, najstarsi szesnaście Nagle podszedł do mnie chłopak ubrany w t-shirt z Washington Wizards.. Przyglądał mi się uważne i z ciekawością, jakbym był jakimś zwierzątkiem.
-Cześć jestem Will Solace, grupowy domku Apollina- powiedział
-A ja Jake- przywitałem się
-A nazwisko?- spytał
-Nooo… jakby to powiedzieć ja nie znam swojego nazwiska-wydukałem
-Mhm, rozumiem- powiedział-No dobra czas na rytuał przejścia powiedział radośnie.
-Rytuał przejścia? -powiedziałem sceptycznie.
-Tak, polega na tym ,żeby jak najcelniej strzelać z łuku. Oto zasady: masz dziesięć strzałów i dziesięć tarcz. Postaraj się trafić w środek każdej-wytłumaczył. Im gorzej strzelisz, tym gorsze miejsce do spania dostaniesz.
-Brzmi łatwo-powiedziałem
-No, dodam ,że tarcze są ruchome a ty będziesz musiał strzelać skacząc -dodał-Dobra, to choć na boisko- powiedział i wyszedł razem z domkiem na stanowisko łucznicze.
Kiedy byłem już na miejscu, cały domek mnie otaczał. Przede mną było dziesięć tarcz strzelniczych, które zaczęły się obracać kiedy podszedłem.
Zacząłem skakać. Zdjąłem łuk z ramienia i celowałem do najbliższej tarczy. Po sekundzie pierwsza strzała wbiła się w środek. Obozowicze patrzyli na to z podziwem. Druga, trafienie. Trzecia. Czwarta. Wszystkie strzały trafiły w środek tarcz. Rozległy się oklaski. Wróciłem do domku i położyłem swoje rzeczy na wolnym łóżku i poszedłem odpoczywać i zasnąłem. Wieczorem obudził mnie Will i powiedział ,że jest ognisko i mamy iść. było bardzo wysokie i gorące. Śpiewano ogniskowe piosenki. Niedawno spałem ale byłem zmęczony i wciąż myślałem aby wrócić do łóżka. Po ognisku szybko poszedłem do łóżka i po raz pierwszy od dwóch lat mogłem spać spokojnie i bez strachu ,że jakiś potwór wyskoczy na mnie w nocy. W nocy miałem sen, kiedy Artemida kazała mi ruszyć na Long Island.
Byłem na polowaniu w lasach niedaleko Salem i ścigałem jelenia. Las był sosnowy i miał gęste podszycie. Kiedy prawie go dogoniłem, nagle wszedłem na polanę. Pośrodku stała jakaś dziewczyna, miała może dwanaście lat. Miała srebrną kurtkę Łowczyń. Miała rude włosy a oczy wyglądały jak dwa księżyce. Była cała otoczona srebrną poświatą i było czuć od niej moc. Jeleń podbiegł do niej i zaczął się do niej łasić jak piesek salonowy.
-Artemida- wyszeptałem. Szedłem w jej stronę a kiedy byłem pięć metrów od niej, odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się, jakby zobaczyła dawno nie widzianego przyjaciela.
-Witaj Jake- powiedziała nadal się uśmiechając
-Witaj pani Artemido-powiedziałem kłaniając się. Dała mi ręką znak ,żebym się wyprostował.
-Jake, nie mam za wiele czasu aby z tobą porozmawiać więc powiem krótko: musisz ruszać do Obozu Herosów-powiedziała już się nie śmiejąc
-Ale po co? Tu jest mi dobrze-powiedziałem
-Tak, wiem ale jesteś co raz silniejszy i potwory będą cię lepiej wyczuwać, aż w końcu któryś cię zabije-powiedziała
-Dobrze pani Artemido ale mam pytanie, kto jest moim ojcem?- zapytałem. Bardzo liczyłem ,że odpowie bo chciałem wreszcie poznać swojego ojca. Pamiętam tylko jak Artemida powiedziała ,że kiedyś poznam prawdę.
-Dobrze czas byś poznał poznał prawdę -westchnęła-Znalazłam cię z moimi Łowczyniami w lesie. Byłeś bardzo mały i żadna z moich Łowczyń cię nie znała. Chciały cię zostawić bo byłeś chłopakiem, ale ja zaopiekowałam się tobą. Kiedy miałeś dwanaście lat zostawiłam cię w lasach Oregon bo byłeś już zbyt długo aby podróżować z Łowczyniami. Dałam ci twój łuk, a Przy pożegnaniu przelałam na ciebie trochę mojej mocy ,żebyś mógł przetrwać w lesie. Powiedziałam zwierzętom aby się tobą zaopiekowały-zakończyła.
Nie wiedziałem co myśleć. Moi rodzice mnie nie chcieli. A teraz miałem przejść przez całe Stany Zjednoczone żeby dojść do jakiegoś obozu. Artemida wyglądała jakby wiedziała o czym myślę.
-Spokojnie, jak tutaj dałeś sobie radę to poradzisz sobie w podróży-powiedziała pocieszającym tonem.
Następnie błysnęło srebrne światło i po Artemidzie nie było śladu. Nagle obraz zamigotał i pojawiłem się w lesie. Ale to nie były lasy jak w Salem. Były bukowe i mroczne, jak zielona jaskinia. Pośrodku stał dziesięciometrowy olbrzym. Miał krzywe, żółte zęby, czerwone oczy i zielonkawy odcień skóry. Nogi były pokryte brązowymi łuskami i zakończone pazurami, jak u smoka. Miał na sobie strój łowiecki, na plecach miał kołczan ze strzałami, a w ręku trzymał ogromny łuk. Miał ogromne bicepsy na całym ciele.
-No, no, no kogo my tu mamy- powiedział basowym głosem, odwracając się w moją stronę- Przybranego synalka Artemidy. Już niedługo będę na ciebie polował, a twoja głowa dołaczy do innych łupów!- zarechotał. Nagle strzelił we mnie i obudziłem się cały spocony. Byłem pewien ,że strzała była parę centymetrów od mojej głowy. Rano, po śniadaniu zauważyłem ,że obóz wyglądał jakby gotował się do wojny. W kuźni obozowej cały czas wykonywano broń i pancerze, jak do bitwy. Przy granicach krążyły patrole, takie jak ten który zabrał mnie do Wielkiego Domu razem z Kevinem.”Właśnie, ciekawe co się z nim dzieje” pomyślałem. Mieliśmy wtedy zajęcia szermiercze. Postanowiłem bardzo dużo trenować, ponieważ na bliski dystansie byłem słaby. Przed treningiem Will wezwał mnie dłonią.
-Widzę ,że lubisz walczyć łukiem, jak cały nasz domek, ale potrzebujesz też broni do walki w zwarciu. Widziałem ,że masz przy pasie sztylet, ale może chciałbyś inną broń? -zapytał
-Nie, sztylet mi pasuje-
-Okej, w porządku-
Większość domku Apollina również walczyła sztyletami więc trening dotyczył głównie walki na noże. Will pokazywał jak skutecznie walczyć takiego rodzaju bronią. Zacząłem trenować i po kilku godzinach uznałem ,że na dzisiaj koniec. Następnie poszedłem na lekcję strzelania z łuku, a potem na ściankę wspinaczkową z której wypływała lawa. Po wspinaczce musiałem napić się nektaru, bo miałem mocno poparzone nogi. Smakował jak moja ulubiona zupa pomidorowa. Po południu poszedłem do Chejrona ,żeby zapytać go o mój sen. Opowiedziałem mu wszystko, ze szczegółami. Słuchał bardzo uważnie
-To pewnie Gration, gigant wyhodowany aby zniszczyć Artemidę- powiedział- Jake, musisz być ostrożny. Giganci są bardzo groźni. Teraz idź na ognisko, będzie zdobywanie sztandaru-
Po ognisku Chejron przypomniał zasady bitwy o sztandar i ,że na razie należy on do domku Ateny. Ze strony z której byli zwycięscy rozległy się wiwaty. Dowiedziałem się od Willa ,że jesteśmy w drużynie niebieskich z Ateną, Hermesem, Hekate, Nemezis i Iris. W drużynie czerwonej byli Ares, Hefajstos, Hades, Demeter, i Hypnos. Podczas bitwy zostałem strażnikiem. Nasz sztandar znajdował się na wzgórzu wokół którego było wiele skał. Pasowało mi to. Dzięki umiejętnościom danym przez Artemidę, potrafiłem się mistrzowsko ukrywać się i tropić. Wszedłem na najbliższą skałę i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu przeciwników. Po pięciu minutach z lasu wyszedł syn Hadesa. Miał około szesnaście lat i był ubrany w czarną zbroję. Miał bladą cerę, niebieskie oczy i czarne włosy. W jednej ręce miał czarny miecz a w drugiej tarczę. Dziewczyna z domku Hekate zaczęła go bombardować ognistymi kulami ale wszystkich unikną. Kiedy miał ją ciąć mieczem wystrzeliłem w jego stronę strzałę. Trafiła go w tył hełmu. Osunął się na kolana a potem padł plackiem na trawę. Podbiegłem szybko do dziewczyny
-W porządku?- zapytałem
-Tak, nic mi nie zrobił-odpowiedziała. Wyglądała Miała czarne włosy, oliwkową cerę i zielone oczy. Była drobnej budowy, nosiła lekką zbroję a u pasa miała sztylet.
Nagle z drugiej strony pojawił się czerwony wąż długości samochodu. Miał szereg ostrych zębów a wokół pyska kołnierz z kolców. Popatrzył na nas i zaczął wić się w naszą stronę. Dziewczyna wskazała go ręką i krzyknęła „Lorem somnum!”. Zrozumiałem czar: uśpienia. Wąż przestał się ruszać bo zasnął. Podszedłem do niego i wbiłem mu sztylet w kark. Zamienił się w pył i czerwoną gadzią skórę.
-Dlaczego tego nie użyłaś na niego?- wskazałem na tego syna Hadesa, który nadal się nie ruszał.
-Bo musiałam nagromadzić energię, w dodatku zbyt potężne zaklęcie mogło uśpić go na zawsze-odpowiedziała
Nagle między drzewami mignął jeden z naszych od domku Nemezis. Był goniony przez dziewczynę z domku Aresa ,którą spotkałem przy wejściu do obozu. „Zaraz, jak ona miała na imię?” pomyślałem „Clarisse”. W ręku miała półtorametrową włócznię oplecioną u grotu drutem kolczastym. U czubka świeciła i wyglądała ,że jest magiczna.
-Pilnuj tu, pomogę jednemu z naszych-powiedziałem. Kiwnęła głową, a ja rozpocząłem pogoń. Biegłem za Clarisse, kiedy potknąłem się o jakiś przedmiot. Udało mi się utrzymać równowagę, zauważyłem ,że to nie kamień albo korzeń ale o skrzynkę. Była ciemna, chyba z machoniu,była ozdobiona płaskorzeźbami i miała zawiasy z brązu.
Kiedy ją otworzyłem, w środku był zwój bardzo starego pergaminu na którym był plan obozu, ale w lesie były zaznaczone jakieś punkty ze znakami: B1, B2, B3, B4, B5…. tak do dwunastu. Włożyłem skrzynię z pergaminem do kieszeni i ponowiłem pościg za Clarisse. Nagle zauważyłem bitwę dziesięć metrów przede mną. Osoby od Hefajstosa miotały z mini katapult kamienie w naszych od Hermesa i Hekate. Natomiast nasi od Apollina bombardowali dzieci Hadesa, którzy prowadzili szarżę na szkieletowych koniach. Dzieci Aresa i Ateny biły się na skałach. Uznałem ,że szarża jest najgroźniejsza. Wystrzeliłem strzałę wybuchającą w sam środek natarcia. Wybuch odepchną środkowego jeźdźca do tyłu, a jego koń rozwalił się w kupę kości. Pozostali zatrzymali się aby uniknąć wybuchu. Wtedy domek Hermesa zaatakował domek Hefajstosa, który został zaskoczony wybuchem i przerwał na chwilę ostrzał. Natomiast domek Hekate rozwalił katapulty za pomocą magii. Następnie chciałem pomóc domkowi Ateny ale zaatakował mnie pewien chłopak od Hefajstosa. Był ciemnoskóry, miał czarne włosy i brązowe oczy. Był uzbrojony w obusieczny miecz ze spiżu i tarczę z brązu. Miał na sobie napierśnik, nogawice, naramienniki, karwasze, nagolenniki i hełm z czerwonym pióropuszem. Ciął mnie z góry, uniknąłem, wyjąłem sztylet i trafiłem w szczelinę między pancerzem, raniąc go w łydkę. Kiedy kucnął z bólu, kopnąłem go w pierś, przewracając go. Następnie wyjąłem łuk i w biegu strzeliłem jednemu synowi Aresa w plecy. Udało mu się zablokować pocisk ale wtedy córka Ateny walnęła go głowicą miecza w głowę i padł na ziemię. Potem jeden z synów Demeter próbował opleść mnie trującym bluszczem, ale udało mi się go przeciąć sztyletem i zaatakowałem go. Prawie do niego dobiegłem ale jeden z synów Nemezis walnął go od tyłu w głowę. Następnie jeden od Hefajstosa rzucił jakąś kulką ze spiżu, z której wyleciał brązowy, gęsty dym i wszyscy czerwoni zniknęli.
-Dobra, formujemy szyk i atakujemy!- powiedział grupowy domku Ateny
Udało mi się znaleźć ślady jednego z domku Aresa. Miał ciężkie, bojowe buty, które zostawiały bardzo wyraźne ślady. Patrząc po tropach zauważyłem między krzakami przebłysk czerwonego pióropuszu. Uznałem ,że zamierzają zrobić zasadzkę. Powiedziałem o tym grupowego od Ateny.
-Lepiej pójdzmy naokoło, zaskoczymy ich od tyłu, nie spodziewają się tego-powiedziałem. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Pewnie uznał, że tylko dzieci Ateny mogą obmyślić dobrą strategię.
-Dobrze prowadź-powiedział. Udało nam się okrążyć czerwonych. Kiedy już byliśmy za nimi, zauważyłem sztandar czerwonych. Znajdował się na klifie, można tam było wejść tylko z jednej strony. Na sztandarze była na nim głowa dzika i włócznia. Pilnowało go dwóch strażników. Podszedłem do Willa.
-Patrz, sztandar- szepnąłem-Po cichu wyeliminujemy strażników i sztandar będzie nasz!-
-Dobra- powiedział z łajdackim uśmiechem.
Oboje jednocześnie napięliśmy łuki i wystrzeliliśmy. Po chwili obaj strażnicy padli jak worki ziemniaków. Szybko podbiegliśmy po sztandar i pobiegliśmy ile sił w nogach do strumyka, kiedy usłyszałem szum wiatru i dostałem w plecy kamieniem wystrzelonym z katapult dzieci Hefajstosa. Poleciałem na pięć metrów w górę. Bolało jakby ktoś wsypał mi sól do rany. Wtedy zrobiłem coś ogromnie dziwnego. Zawyłem, a wtedy z lasu wyskoczył wilk wielkości półciężarówki. Był biały jak śnieg a oczy czarne jak węgiel. Spadłem na jego grzbiet, kiedy ruszył z prędkością tornada. Wyłem z bólu na jego grzbiecie. Tańczyły mi kolorowe plamki przed oczami, ciemniało mi w oczach. Wilk delikatnie położył mnie na trawie a następnie pobiegł do lasu. Jak przez mgłę pamiętam Chejrona dającego mi nektaru i przenoszącego do Wielkiego Domu. Potem padłem nieprzytomny. Kiedy obudziłem się bolało mnie całe ciało. Leżałem na łóżku w gościnnym pokoju. Na krześle siedział Will.
-Obudziłeś się!- powiedział
-Cholera, moja głowa! Ile byłem nieprzytomny?- zapytałem krzywiąc się z bólu.
-Dwa dni-
Dwa dni! Muszę pilnie porozmawiać z Chejronem- Wykrzyknąłem. Wstałem, i zanim Will mnie powstrzymał wybiegłem na korytarz, a potem na dwór. Zauważyłem Chejrona jak prowadził zajęcia łucznicze. Szybko do niego podbiegłem.
-Chejronie, znalazłem to w lesie-Wyjąłem ze skrzynki pergamin i pokazałem go.
-Hm… gdzie to dokładnie znalazłeś?- zapytał
-Przy skałach na wzgórzu- odpowiedziałem-Co to jest?
-To Jake, są bunkry obozowe. Każdy domek ma własny bunkier. Na razie odkryto tylko jeden bunkier Dziewiątki. Odkryłeś dokładną mapę obozu, dzięki której każdy domek może spróbować znaleźć swój bunkier, w którym może są jakieś tajemnice mogące wzmocnić obóz- powiedział-A ty nie powinieneś być w łóżku?- stwierdził karcącym tonem. Właśnie wtedy przypomniałem sobie ,że uciekłem Willowi
-Oczywiście, już idę Chejronie- powiedziałem tonem skruszonego dziecka. Potem znowu przeszył mnie wielki ból pleców. Spojrzałem na nie i zobaczyłem wielkiego, czerwonego siniaka. Pulsował i miał na sobie kilka strupów, które otworzyły się kiedy biegłem. Will, który pobiegł za mną podał mi szybko manierkę ambrozji. Łyknąłem dwa łyki. Natychmiast poczułem ulgę, ranki zaczęły się goić a siniak prawie zaniknął.
-Wielkie dzięki Will-powiedziałem
-Nie ma za co-odpowiedział
-Chejronie, kiedy zostanie zorganizowana wyprawa, żeby znaleźć wszystkie bunkry?- zapytałem
-Jak najszybciej- powiedział-Nie ma po co czekać-
Nagle zdarzyło się coś dziwnego. Niebo pociemniało i pojawił się księżyc. Wszystkie pochodnie i palenisko zmieniły kolor na srebrny. Mój strój zmienił się na srebrne moro, natomiast nade mną pojawił się symbol: srebrny łuk i strzała. Wszyscy obozowicze patrzyli się na mnie ze zdumieniem.
-Jake, synu Artemidy, Władczyni Księżyca, Pani Łowów i Nocnej Podróżniczki, witaj oficjalnie w Obozie Herosów.-powiedział Chejron. Potem, ze srebrnego paleniska wyłoniła się postać. Była to ruda dwunastolatka. Miała strój Łowczyni, a w ręku srebrny łuk. Cały obóz uklęknął.
– Wstań synu-powiedziała
– Witaj Artemido-głowę nadal miałem schyloną
– Widzę ,że wykonałeś moje zadanie, dotarłeś do obozu-
– Jak widzisz-
– To mój prezent, na wszelki wypadek-powiedziała, wyjmując srebrny ołówek. Miał srebrną gumkę i rysik- To broń, korzystaj z niej mądrze-rzuciła go w moją stronę. W powietrzu zmienił się w obustronny topór, zrobiony w całości ze srebra. Spodziewałem się wielkiego ciężaru więc zdziwiłem się kiedy mogłem go trzymać jedną ręką. Pasował mi do ręki. Kiedy machnąłem nim kilka razy i poczułem że jest idealny.
– Został zrobiony ze specjalnego srebra, takiego jak mój łuk, dzięki temu jest bardzo lekki-bogini jakby czytała mi w myślach. Potem nacisnąłem głowicę i zmienił się z powrotem w ołówek
– Dziękuję… mamo-powiedziałem. Uśmiechnęła się. Cieszyłem się jak dziecko. Moja mama oficjalnie uznała ,że jestem jej synem. Z trudem powstrzymałem łzy. Potem błysnęło srebrne światło i Artemidy już nie było i obóz wrócił do normy. Wróciłem do Siódemki, żeby zabrać swoje rzeczy, a potem przeniosłem się do domku Ósmego. Był zrobiony ze srebra, z wizerunkami różnych zwierząt. W środku był urządzony jak chata myśliwska. Był stojak na broń, skrzynia, wieszak, proste łóżka-wszystko było srebrne, nawet poduszki była wyszywana srebrną nicią. Ponieważ był wieczór, więc odłożyłem łuk i poszedłem na ognisko. Dzieci Apollina śpiewały obozowe piosenki, a wszyscy piekli pianki. Byłem bardzo szczęśliwy, miałem dom. Po ognisku poszedłem do swojego domku i poszedłem spać. Rano, po śniadaniu, kiedy szedłem na zajęcia łucznicze zobaczyłem ją. Miała długie, czekoladowe włosy, brązowe oczy i opaloną cerę. Była wysoka, nosiła pomarańczową koszulkę Obozu Herosów, jeansy i białe addidasy. Grała w siatkówkę. Zakochałem się, i to głęboko. Zagapiłem się na nią
– Kto… kto to jest?- zapytałem Willa wskazując na tą dziewczynę
– Jane, córka Afrodyty-odpowiedział uśmiechając się-Co, spodobała ci się?-
– Nooo… chyba tak- przyznałem rumieniąc się. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Serce zaczęło mi szybciej bić, nogi mi się trzęsły, nie mogłem się skupić na niczym.
– Choć, przedstawię was sobie-powiedział ciągnąc mnie za kurtkę w jej stronę.
– Cześć Jane. Słuchaj, to jest Jake- przedstawił mnie. Zaczerwieniłem się.
– Cześć-bąknąłem
– Cześć-powiedziała. Miała przyjazny, melodyjny głos.
– Słuchaj, chciałabyś gdzieś spotkać się ze mną?- zapytałem
– Oczywiście, może o siedemnastej w lesie?-
– Jasne!- odpowiedziałem. Byłem bardzo szczęśliwy. Uśmiechałem się szeroko i nic nie mogło mnie zasmucić
– Ej wesołku, pamiętaj że mamy łucznictwo-przypomniał mi Will
– Dobra, idę-odpowiedziałem. Odwróciłem się jeszcze ostatni raz i pomachałem do Jane. Odpowiedziała tym samym.
Trochę przed siedemnastą uczesałem się, umyłem, założyłem czyste ubranie, włożyłem ołówek do kieszeni i poszedłem przed domek Afrodyty. O siedemnastej Jane wyszła z domku. Była jeszcze piękniejsza niż wtedy. Jej włosy lśniły w słońcu, opalona skóra również. Ubranie było nieskazitelnie czyste. Brązowe oczy były pełne życia. U pasa miała sztylet.
– To co, idziemy?- zapytała
– Oczywiście-odpowiedziałem. Po godzinie doszliśmy na małą polanę. Przy granicy biegł mały strumyczek. Zachód słońca był piękny. Usiedliśmy na ziemi, gdzie było go widać najlepiej.
– Piękny, prawda?- powiedziałem wskazując na słońce
– Prawda-odpowiedziała
Zapadła cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć
– Oh, no daj spokój!- nagle Jane krzyknęła
– Ale o co chodzi?- nie zrozumiałem o co jej chodzi
– Widzę ,że chcesz zapytać mnie czy zechcę zostać twoją dziewczyną!- powiedziała
– Ale skąd… skąd wiedziałaś?- Bo była to prawda. Chciałem o to zapytać, ale nie wiedziałem jak żeby jej nie obrazić
– Jestem córką bogini miłości, zapomniałeś? Wiem kiedy ludzie się zakochują-
– Więc… chcesz być moją dziewczyną?- bąknąłem. Cały się spociłem i byłem podenerwowany.
– Oczywiście głuptasie!- powiedziała
– Na-naprawdę?- zapytałem
– Tak! Jesteś miły, przystojny… Każda dziewczyna chciałaby się z tobą umówić! Tylko czasami jesteś ponurawy-zakończyła
– Słuchaj, zaraz będzie osiemnasta, lepiej chodźmy na kolację-powiedziałem
– Faktycznie, to w drogę-powiedziała. Kilkadziesiąt metrów przed obozem Jane pocałowała mnie w policzek.
– To do jutra-powiedziała
Na kolacji nie miałem apetytu, cały czas myślałem o randce z Jane. Na wieczornym ognisku usiadłem obok niej. Uśmiechnęła się. Chwyciła moją rękę pod ławką. Również się uśmiechnąłem. Późnym wieczorem, w moim domku nadal myślałem o Jane. Tuż przed zaśnięciem cały czas widziałem jej piękne włosy, oczy, jej cudny uśmiech i słyszałem jej przepiękny głos.
– Jane-wyszeptałem w cichym, pustym pokoju domku Ósmego.
Poprawa jest, ale naprawdę istnieje wiele synonimów słowa „powiedział, powiedziałem”. Takie powtórzenia sprawiają, że opowiadanie ciężko się czyta. Boże jak mnie to denerwuje. Tylko: powiedział, powiedział, a można przecież: oznajmił, wyjaśnił, dodał, mówi, zrelacjonował, objaśnił, ciągnął, dopowiedział.
-„powiedział rozmarzonym tonem i zasną” -zasnął, to nie jedyny taki przypadek, zapamiętaj sobie, liczba pojedyncza- zasnął
-„Zamyśliłem się głęboko”- wystarczy zamyśliłem się
-„dwadzieści” -dwadzieścia
-masz poważny problem z powtórzeniami, to naprawdę zniechęca
-„No dobra czas na rytuał przejścia powiedział radośnie”- brakuje oddzielenia
-„wyszedł razem z domkiem” -genialne, z rodzeństwem
-„Kiedy byłem już na miejscu, cały domek mnie otaczał.” – nie możesz tak pisać, wszystkie osoby z mojego domku
-„Las był sosnowy i miał gęste podszycie. Kiedy prawie go dogoniłem, nagle wszedłem na polanę.” – kiedy prawie dogoniłem zwierze, bo tak to brzmi, jakby on gonił las
-miała, miała, miała, miała, miała, miała
-nie widzianego- niewidzianego
-„co raz” -załamałam się, coraz, coraz, coraz
-„bo byłeś już zbyt długo aby podróżować z Łowczyniami”- chodziło ci o to, że był już za stary? byłeś zbyt duży
-bicepsy na całym ciele- wiesz, że biceps to mięsień ramienia, chyba chodziło ci o mięśnie
-basowym głosem- bas to głos, basowym tonem
-„dołaczy” -dołączy
-„Przed treningiem Will wezwał mnie dłonią.” -przywołał
-Po południu- to boli, bardzo boli: popołudniu
-„zwycięscy” – zwycięzcy
-„potrafiłem się mistrzowsko ukrywać się i tropić” -potrafiłem mistrzowsko się ukrywać i tropić
-unikną- uniknął
-„Wyglądała Miała czarne włosy, oliwkową cerę i zielone oczy. „- genialne
-„U czubka świeciła i wyglądała ,że jest magiczna.” -wyglądało na to
-„Udało mi się utrzymać równowagę, zauważyłem ,że to nie kamień albo korzeń ale o skrzynkę. „- ale skrzynka
-„chyba z machoniu” -nie masz autokorekty? mahoń
-„z mini katapult” – mini-katapult
-„dzieci Hadesa, którzy prowadzili”- które
-Wybuch odepchną- odepchnął
-„obusieczny” -obosieczny
-„bojowe buty” -wojskowe
-„Powiedziałem o tym grupowego od Ateny”- grupowemu
-„pójdzmy”- pójdźmy
-„Pewnie uznał, że tylko dzieci Ateny mogą obmyślić dobrą strategię.” -są dobrymi strategami, tamto też jest poprawne, ale tak według mnie lepiej brzmi
-„Na sztandarze była na nim głowa dzika i włócznia.” -bez na nim
-„sól do rany” -sól na ranę
-„Wtedy zrobiłem coś ogromnie dziwnego. ” -bardzo
-„Był biały jak śnieg a oczy czarne jak węgiel” – a oczy miał
-„Spojrzałem na nie i zobaczyłem wielkiego, czerwonego siniaka.” -jak mógł spojrzeć na swoje plecy? Chyba, że był przez coś opętany i głowa mu się obracała, a ja tego nie wyłapałam
-„Łyknąłem dwa łyki” -upiłem, napiłem się, wypiłem
-„siniak prawie zaniknął”- zniknął
-„Nie ma po co czekać” -na co
-„Pasował mi do ręki.” -wiesz jak to brzmi? Jakby ten miecz był częścią ubrania, nie wiem torebką. To zdanie jest zbędne, mogłeś napisać, że był dobrze wyważony
-„Kiedy machnąłem nim kilka razy i poczułem że jest idealny.” -bez kiedy
-„nawet poduszki była wyszywana srebrną nicią” -były
-„Po ognisku poszedłem do swojego domku i poszedłem spać.” -ogranicz te powtórzenia, widzisz jak to wygląda? „Po ognisku udałem się…”
-” Piękny, prawda?- powiedziałem wskazując na słońce”- na zachód słońca
Okey skończyłam, nie jestem bardzo zawiedziona, rozczarowały mnie te ciągłe powtórzenia. I ta historia z tą dziewczyną, mógłbyś trochę z tym zwolnić, wplątać jakieś nieśmiałe uśmieszki, ukradkowe spojrzenia, a nie tak wszystko z biegu. Na pewno jest duża poprawa co do części pierwszej, ale proszę, rozwiń swoje słownictwo i popracuj nad dialogami. Poza tym wszystko OK, co tu więcej pisać, pisz dalej.
Jane i Jake, chyba bliższych sobie imion nie było.
Wyłapałam bardzo dużo błędów, których nie wymienię, bo zrobiła to już nico. Wydaję mi się, że po napisaniu rozdziału, nie czytasz go ponownie, tylko po prostu wysyłasz tak jak go stworzyłeś, co nie jest dobre ani dla Ciebie, ani dla nas. Jestem pewna, że tekst prezentowałby się lepiej, gdybyś sam przeczytał i wyłapał swoje błędy.
Jeśli napisałam coś nielogicznego, wybacz, ale ta późna godzina robi swoje.
Rozdział wydaje się być lepszy niż dwa poprzednie, ale wciąż nie jest poprawnie. Jedyny plus jest chyba taki, że dwójka jest dłuższa niż jedynka i prolog razem wzięte. Akcja pędzie, szczerze mówiąc nie zauważyłam też dopuszczalnej ilości przemyśleń i uczuć. Popracuj jeszcze nad tym. Gubisz kropki i przecinki, zwłaszcza w dialogach, na to też zwróć uwagę. Oczywiście, powtórzeń też staraj się unikać. W internecie jest dużo synonimów, z których możesz korzystać. Co by tu jeszcze…
„-To niemożliwe-wyszeptał Chejron- Jeszcze nigdy nie narodziło się dziecko Artemidy
-A jednak, ja się urodziłem-powiedziałem wyzywającym tonem. Wiele razy słyszałem takie słowa od innych półbogów i zawsze mnie to denerwuje” – Wiem, że może powiedział to by w pewnym sensie dopiec Chejronowi, jednak chłopak skłamał, bo później czarno na białym zostało napisane, że Artemida go nie URODZIŁA. Jak dla mnie lepiej by było, gdyby po prostu powiedział, że jest jej synem. Zawsze można potem dopowiedzieć, że bogini tak go traktuje, ale go nie urodziła. Dodatkowo, chyba nie byłaby zadowolona, gdyby na prawo i lewo rozpowiadał, że złamała przysięgę czystości, co było nieprawdą.
Moment w którym Malcolm zasypia również mi nie pasuje. Ludzie od tak po prostu nie zasypiają na stojąco tylko dlatego, że się zamyślili. Rozumiem gdyby to było jakieś dziecko Hypnosa lub Morfeusza.
Ehh, a chciałam być pomysłowa pisząc, że mój bohater używa topora. Jak zwykle za późno, Passie…
Romans między Jane i Jakiem rozwinął się zbyt szybko. Ledwo co się poznali, a już ze sobą chodzą?
Nie zniechęcaj się i pisz dalej
Błędy są, ale wypisane, i za to chwała bogom, bo jak narazie łapię WiFi na drzewie i dlatego przepraszam, jeśli koment będzie pomieszny lub coś takiego:
Też chciałabym mieć tak jak Jane – chłopcy by mnie sie od razu pytali o chodzenie; fajnie, ale w życiu bym się nie zgodziła! Nie znam go, on mnie… . Rozumiesz? Za szybko przeprowadziłeś ten romans. Następnym razem nie śpiesz się, bohaterowie Ci nie uciekną 😉
Czasem źle dajesz przy przecinkach spacje, no i powtarzasz był itp.
Jane i Jake, Jake i Jane. Ja tam się tych imion nie czepiam, lubię je 😀
Czekam na następną część!
Hmmmmm……..
-Cześć! Jak się nazywasz?
-Jake a ty?
-Jane. To ty jesteś tym super chłopakiem z osiedla?
-Tak… I może umówimy się na super romantyczną randke do super romantycznego miejsca.
– Miłam nadzieje że mnie zaprosisz.
*** 2 godziny później
-No hejka znowu się spotykamy.
-No żeczywiście. Mamy już za sobą dwa spotkania i tak bardzo się kochamy, to może będziemy razem?
-Spoczko.
Błędów nie będe wymieniać bo nie jestem hipokrytom. Ale czy Artemida nie kazała mu iść do obozu w kturym był? I pierwsza myśl na tego olbrzyma. Jaki dziwkarz…. Skoro Artemida jesy boginią dziewictwa..
„I poszli się miziać na skałkach”~ Bunny_kouTV Seria Go Home (Chyba)