Mam nadzieję że się spodoba. Siedziałam nad tym dobre kilka godzin. No i troszkę to za długie, jak na prolog ale za krótkie jak na pierwszą część, więc to jest coś pomiędzy. Nie gańcie mnie za zakończenie tego tak „w środku”. Miało tak być.
Dedykacja dla Alicji G., jeszcze wiele cię kochana zaskoczy ^^.
Miłego czytania.
______________
– Mieliśmy jedno zlecenie. Takie proste. Sprawdzić, zatłuc i odebrać należną nagrodę. Ale żeby tak to spartolić?! To nie na moją głowę. Co ten facet sobie myślał, że pokonamy przeogromne stado ptaków stymfalijskich? I to tylko przy użyciu mniejszego arsenału broni? – Wściekła opadłam na kanapę.
– Nic na to nie poradzisz. Znajdziemy lepszego zleceniodawcę, a nuż da nam więcej kasy? – Roszpunka jak zwykle opanował swój worek z piaskiem, który służył mu za fotel, i czytał książkę jednocześnie słuchając moich wywodów na temat pracy. – Co dziś na obiad? – łypnął znad liter swoim szarym okiem.
– A co, leniwy kopciuszek nie ma ochoty nic gotować? – wtrąciła się Bambi. – Jak chcesz, możesz zjeść moją spaloną jajecznicę. – Uśmiechnięta polerowała jeden ze swoich pistoletów SIG-Sauer P232 (nie żebym wiedziała co te literki oznaczają, dla mnie to po prostu spluwa i koniec) – No to jak? Ty coś ugotujesz czy wolisz, żebym otruła nas wszystkich?
Widmo wstał i skierował się do swojego pokoju. Widać nie chciał czegokolwiek mówić, gdy ważą się losy naszych żołądków. Arejon za to parsknął szczęśliwie i pocwałował do stajni, gdzie miał swoją świeżutką trawkę, zerwaną dziś rano.
Na chwilkę przerwę ta niemiłą konwersację, bo chyba nie bardzo rozumiecie, co się tu dzieje. Dlaczego jeden z naszych towarzyszy je trawę, czy może skąd się wzięły nasze imiona? Nie? Po co, żyjcie w niewiedzy, nieuki jedne.
Ja jestem Asas. Mam czternaście lat długie do ramion, biało czarne włosy, zielone oczy, uśmiech diabła (Serio, chowają się przede mną, kiedy się cieszę, trochę to dziwne). Jestem średniego wzrostu, postury anorektyczki (no dobra, nie aż tak) i mam skrzydła. Nie, to nie literówka. MAM SKRZYDŁA. Takie czarne nakrapiane białymi plamkami. Nie pytajcie, jakie eksperymenty na mnie robili, jestem zwykłym dzieciakiem, nie takim z probówki.
A teraz ten leń, Roszpunka. Ma długie, brązowe włosy, które odrastają od razu po ścięciu, (więc nici z zostania skinem) przez co sięgają mu aż do pasa. Jego znudzone, szare spojrzenie zawsze mnie raczy, gdy robię mu wywody na temat robienia posiłków (Niestety tylko on potrafi zrobić takie dobre schabowe. I mielone. I smażone warzywa. Ok, jest doskonałym kucharzem, ale leniwym jak stara kobyła). Roszpunka, równe metr siedemdziesiąt wzrostu, świetnie gotuje i mol książkowym (Dodatkowo jak się nakręci, to potrafi cytować całe rozdziały), jest jak tornado gdy coś go wkurzy. Jego oczy zmieniają się w takie wielkie studnie, puste i głuche, a kiedy dobierze się do broni, zachowuje się jak zawodowy morderca. W takich chwilach się do niego nie zbliżam. Mimo, że to leń patentowany jakich mało, to ma doskonałą pamięć. Wręcz niesamowitą, bo zna tabuny filmów i książek, a nawet kilka języków. W tym hiszpański, dzięki czemu dostałam ksywkę „Asas” (To było pierwsze słowo, jakim mnie uraczył, po tym, jak się spotkaliśmy po raz pierwszy.).
No to Widmo. Wysoki, szczupły, z białą czupryną i czarnymi oczami. Facet na ogół jest milczący, ale chwilami wolę żeby nawet wrzeszczał, bo chodzi cicho jak duch. Czasami w ten sposób ryzykuje życie, na przykład z mojej ręki. Odzywa się dopiero, gdy coś mu idzie nie tak. Nawet zające i myszy rozpracuje. Jakimś cudem wyczuwa też, czy ktoś skłamie, ba, nawet wie czy komuś coś się nie przywidziało. Przy okazji kolejny doskonały zabójca. To dzięki niemu mamy pyszny pasztet, albo potrawkę z gronostajów (Lepsze to niż szczury i owady, które proponował na Roszpunka, gdy skończyły się nam pieniądze.). Doskonale odzwierciedla senne koszmary i lęki w postaci czarnej mgły. Jest naszym asem w rękawie, gdy coś naprawdę ale to naprawdę idzie nie tak, bo jego moc oddziaływuje na wszystko wokół.
Bambi. Niska blondyneczka o dużych, błękitnych oczach. Mówi delikatnym, łagodnym głosem, jest spokojna, kocha utwory Szekspira, rozpoznaje zioła po zapachu. Niech was ten opis nie zwiedzie. Bambi wyceluje z broni do każdego faceta, który ją poderwie. W sześćdziesięciu przypadkach tak na serio. Jest snajperką, bez której połowa akcji poszłaby w manowce. Wybija potwory jak kaczki. Jak się drowie do strzelanki w czytelniach bibliotecznych, zostawia je z tajemniczym Bambi na pierwszym miejscu. Jej jeszcze jedna doskonała umiejętność to wyrecytowanie dokładnego czasu słonecznego, bez spojrzenia w niebo. Nadal się zastanawiam, jak ona to robi.
Został mi tylko Arejon. Gadający koń. Dosyć mądry, wierzący w bogów greckich, gadający koń. Pomińmy możliwości konia propos posługiwania się ludzką mową. Przejdźmy do wyglądu. Jest maści polonino (Dla mnie ma po postu śnieżnobiałą grzywę i ogon, a sierść jest w kolorze ciemnego złota.). Arejon uważa, że że bogowie istnieją, a my (Ja, chłopaki i Bambi) jesteśmy ich dziećmi. No… Niby skrzydła takowe posiadam, a nasze zdolności są ciut nienormalne, ale w bogów tak jakoś ciut nie bardzo… A tym bardziej w Obóz Herosów, o którym powiedział tylko tyle, że tam są szkolone dzieci o podobnych zdolnościach do naszych. Czy mu uwierzyłam? No może trochę. Czy chciałam ten obóz odnaleźć? Niekoniecznie. Mimo tych niecodziennych wywodów, dzięki temu staremu ogierowi dowiedziałam się o potworach i sposobach na nie tak dużo, że na razie taka sytuacja mi wystarczy.
Mieszkamy w ogromnej jaskini gdzieś w północnej Szkocji. Jakieś pięć metrów do sufitu, z małym świetlikiem, zamykanym na złą pogodę. W połowie drogi do świetlika jest taras z zakręconymi schodami do centrum. Jaskinia ma promień, ja nie wiem, tak z piętnaście metrów. W jej ścianach wykuliśmy otwory na drzwi, tak że na parterze w równych odstępach jest ich sześć, a na piętrze cztery plus łazienka. W głównej grocie jest salon, ewentualnie jadalnia, w której to dyskutowaliśmy na temat posiłku.
Wstałam, by pozbierać broń zabraną do wykonania zlecenia, gdy usłyszałam gwizd. Taki charakterystyczny, jakby ktoś dłubał ci w uchu szpilką. I nie tylko ja go usłyszałam. Usłyszał go Widmo na schodach, Arejon w progu ogromnych dwuskrzydłowych drzwiach stajni, a nawet kłócący się przed chwilą Bambi i Roszpunka.
– Może jednak nie zanoś tego do zbrojowni? – Zadeklarował skupiony już białowłosy. – Chcą się zemścić? – Dodał szybko.
– Na to wygląda. – Cicho oddałam im arsenał. – Nie wiedziałam że mają na tyle szarych komórek. – Kucnęłam za niską szafką, stojącą pod ścianą, lekko rozsuwając skrzydła.
– Jaki plan. – gwizd był jeszcze cichutki, ale to ogromne stado, nie mieliśmy zbyt dużo czasu. – Mam tylko kilka naboi, muszę iść do…
– Nie ma czasu – Łał, Widmo się odezwał, zapiszę to w kalendarzu. – Bambi, nawet kroku nie rób bo cię usłyszą. Ja pójdę. – I cichutko, jak na Widmo przystało, podreptał do metalowych drzwi, znikając w ciemnościach.
Arejon wycofał się za ogromne drzwi. W sumie to dobrze. Do walki z ptactwem on to się nie nadawał.
Gwizd stał się nie do zniesienia. Widmo wrócił, rozdając nam szybko nowocześniejszą broń, niż miecze i łuki. Kilka granatów ze spiżowymi odłamkami, pistolet dla Roszpunki, ozłocone kule dla Bambi, dla mnie krótkie, łowieckie noże ze spiżowym ostrzem. Sam zostawił sobie tylko kastety (Jakie? Spiżowe oczywiście!). Ja go kiedyś utłukę za ten brak bezpieczeństwa.
Ptaki wpadły, rozbijając szkło na świetliku. Deszcz strugami ścieka po brzegach jaskini. Wzbijam się w powietrze. Kręcę beczkę. Kilka z nich pada martwych. Jeden z dziobów rozcina mi policzek. Odbijam się od ściany. Rozkładam skrzydła. Wystraszone tracą orientacje. Wpadają na ściany z olbrzymią prędkością. Kątem oka widzę, jak Bambi biegnie po schodach, wystrzeliwując tony naboi. Resztę zasłania mi stado potworów. Powtarzam beczkę.
Podłogę wyściela pył. Zresztą, unosi się w powietrzu, tworząc mgłę.
Słyszę klnięcia Roszpunki. Nurkuję w stronę jego głosu. Widzę jak wymachuje sztyletem. Skończyły mu się naboje. Przeganiam grupkę ptaków nad jego głową, staję na tarasie. Próbuję rozciąć kilka z nich ale robią doskonałe uniki. Kilka dodatkowych rozcięć na rękach i nogach, jedno, bolesne na brzuchu.
Nie wytrzymam długo. Krzyki Bambi. Trzask przewracanych mebli. Chyba żadne z nas długo nie wytrzyma.
Pora na inną strategię. Rozkładam skrzydła. Prostuję się, mimo bólu.
– Ja, Asas wygram. – Mówię cicho, ptaki skupiają uwagę na mnie. – Wygram teraz i zawsze! Kiedy wrócicie, to ja wygram! Czeka was wieczna porażka z mojej ręki, wy latające robaczki! – Wściekłe rzuciły się na mnie.
Strzelam do góry, prosto przez świetlik, na świeże powietrze. Lecą za mną. Widmo wrzeszczy. Pewnie żebym nie robiła sobie żartów. Ma rację. Sama im nie dam rady, doskonale o tym wiem. Uśmiecham się gorzko.
Ale ja mam plan. Niezbyt przyjemny, ale jakiś plan mam.
Lecę prawie do chmur i rzucam się na ziemię, zwijając skrzydła. Dalej za mną lecą, powtarzając moje ruchy. Okrążam skałę na morzu i lecę wprost na nasze główne wejście do domu.
Czka tam na mnie Widmo. Widzę jego skupienie. Widzę jak jego białe włosy, trochę już za długie, zmieniają kolor na głęboką czerń. Ma zamknięte oczy. Mgła wydobywa się z jego rąk, wije się jak ośmiornica coraz bardziej się wydłużając.
Pozostało kilka metrów. Dzika furia z jaką mnie gonią ptaki, nie pozwala im zauważyć czarnej mgły przed nami. Widmo otwiera oczy, ja zamykam swoje.
Mila
Pomysł ciekawy, ale po pierwszych linijkach, można by stwierdzić, że to chore dzieciaki, które na oglądały się za dużo Disneya.
Czka – Czeka
Szkoda, że nie mieli płyt Franka Sinatry.
Pierwsza i najważniejsza na całym boszkim świecie uwaga: nie zmieniaj stylu (Karmel znowu zapomniała jak to się nazywa… Nie czcionka, ale inne litery w tekście x.x) w środku tekstu, to wygląda POTWORNIE i niszczy estetykę pracy.
No cóż, więcej uwag nie mam i jak znam życie bądź poczte, to jej wina, jednak i tak wolę zwrócić na to uwagę.
A teraz mam ważny komunikat: idę się powiesić za to, że skończyłaś to w takim momencie, ty zła kobieto! Bo to jest naprawdę dobre. Bohaterka całkiem, choć na jej temat się dużo nie wypowiem, gdyż do końca jeszcze jej nie poznaliśmy. Natomiast Widmo i Bambi już polubiłam, taka sympatia od pierwszego wejrzenia. Fabuła również zapowiada się ciekawie, i cóż dużo mówić? Czekam na CD.
Naprawdę ciekawe, imiona twoich bohaterów wymiatają XD Mi też przypadli oni do gustu. (Pierwsza myśl jak zobaczyłam tytuł: „Shingeki no Kyojiin?! Tylko, że tam są Skrzydła Wolności… Ale nie, jednak nie. Chociaż równie miłe zaskoczenie :))
Czekam na cd!
W opisie Widma wdarł się nie mały błąd, który zobaczyłam dopiero tutaj (widocznie nie zapisały mi się poprawki):
„Odzywa się dopiero, gdy coś mu idzie nie tak. (Tu zaczynał się błąd) Doskonale odzwierciedla senne koszmary i lęki w postaci czarnej mgły. Jest naszym asem w rękawie, gdy coś naprawdę ale to naprawdę idzie nie tak, bo jego moc oddziaływuje na wszystko wokół. Nawet zające i myszy rozpracuje. Jakimś cudem wyczuwa też, czy ktoś skłamie, ba, nawet wie czy komuś coś się nie przywidziało. Przy okazji kolejny doskonały zabójca. To dzięki niemu mamy pyszny pasztet, albo potrawkę z gronostajów (Lepsze to niż szczury i owady, które proponował na Roszpunka, gdy skończyły się nam pieniądze.).”
I jeszcze jeden:
„Widmo (powinno być „Roszpunka”) wrzeszczy. Pewnie żebym nie robiła sobie żartów. Ma rację.”
A jeżeli chodzi o styl, to poczta coś zwaliła, bo w email’u jest wszystko w porządku.
Dziękuję za wszelkie uwagi. Nawet tą o Disney’u. W ogóle się nie skapnęłam jak pisałam, dopiero po przeczytaniu komentarza. Wtedy to zaczęłam się śmiać. W autobusie. Nie powiem jakim wzrokiem się na mnie ludzie patrzyli.
Muszę przyznać, że potrafisz zaciekawić człowieka 😉 Imiona faktycznie nietypowe, zresztą jak całe opko, co mi się bardzo spodobało 😀 Dodam jeszcze, że już znalazłam swojego ulubieńca *czytaj: Widmo <3 <3*
Powiem tylko tyle, że nie wiem co powiedzieć ;). Strasznie mi się spodobało to opowiadanie i czekam na kolejną część. ( Jak śmiałaś zakończyć w takim momencie ! ) I ja także mam już swojego ulubieńca którym jest Widmo ^^. I nie wiem dlaczego ale pomyślałam sobie że do niego by pasowało imię shadow ( czyli cień ) . Ale imiona to naprawdę mnie rozwalają 😀