Z braku lepszego pomysłu na kontynuację tego jakże „ciekawego” opowiadania, ogłaszam wszem i wobec, iż to jego koniec. Miałam co do niego wielkie plany, ale cóż… nie wyszło. Najpierw zabrakło czasu, potem weny, a za weną odeszły chęci. Pewnie już nawet nikt nie pamięta co było w poprzedniej części, ja chyba też. (Smutne. XD) Kiedy tworzyłam te postacie, wszystkie były starsze ode mnie. Teraz się okazuje, że jestem w wieku jednej z młodszych sióstr głównej bohaterki (chociaż minął niecały rok), więc to chyba faktycznie czas, żeby skończyć z tym opowiadaniem, bo mnie przytrzymuje. Paradoksalnie ostatnia część jest najdłuższą.
Dedykacja dla jednej z moich blogowych sióstr, tym razem Inez i Rin (która już tu nie zagląda, ale mam nadzieję, że wróci, i której chyba nic nie dedykowałam). Uwielbiam Was, dziewczyny. <3
Sucha17
Niesamowite Wieści (6)
Szłam brzegiem. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam nie mówiąc Jo wszystkiego. Niestety wyglądało na to, że była to jedyna słuszna decyzja, którą mogłam podjąć i musiało tak zostać. Nie chciałam, żeby coś jej się stało. Tak naprawdę to jakoś dalej nie mogłam uwierzyć, że to wszystko to nie sen, tylko najprawdziwsza prawda.
Skręciłam na dróżkę prowadzącą do domków. Idąc nikogo nie spotkałam, gdyż było późno i wszyscy już spali. W każdym razie tak mi się wydawało. Minęłam wszystkie domki i wyszłam na wzgórze, na którym stała sosna Thalii i popatrzyłam na śpiącego smoka. Wydawał się taki słodki gdy spał. Kłębek, w który się zwinął upodabniał go do kota. Złote Runo lekko połyskiwało w świetle księżyca. Ciekawe zjawisko, gdyż księżyc oświetlał je srebrzystym blaskiem, a od Runa rozchodziły się złote błyski.
Usiadłam na trawie i oparłam się o drzewo. Stwierdziłam, że chyba za długo spaceruję, ponieważ oczy same mi się zamykały. Wpatrywałam się w ciszy w horyzont, którego prawie nie było widać. Patrzyłam w stronę miast. W nich nawet w nocy świeciło się światło. Chciałam, żeby tutaj też tak było. Powinni zrobić chociaż zwykłe latarnie nad alejkami, żeby nikt się nie zabił, jak będzie chciał iść w nocy spacer, pomyślałam, ale zaraz… nikt oprócz mnie nie chodzi po Obozie o tej porze. Wstałam, odwróciłam się i wpadłam na Natana.
– Co tu robisz? – wypaliłam od razu.
– Myślę, że o to samo mógłbym zapytać ciebie.
Zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu. Nie odpowiedziałam mu, a on przeszedł obok i stanął tyłem do mnie, opierając się o pień sosny. Stałam chwilę wpatrując się w tył jego głowy. Już się odwróciłam, żeby odejść, kiedy powiedział, żebym została. Nie protestowałam.
Siedzieliśmy razem w milczeniu. To było dla mnie wygodne. Nie musiałam wracać do domku. Nie chciałam wracać. Było jeszcze za wcześnie. Brak rozmowy też mi odpowiadał. Po części dlatego, że nie znałam Natana jakoś dobrze. Nie wiedziałam co powiedzieć, ani czego się po nim spodziewać. Inaczej mówiąc: był dla mnie zagadką, a do jej rozwiązania nie dano mi żadnych wskazówek.
Nagle zachciało mi się płakać. Podczas tych ostatnich tygodni przeżyłam więcej, niż kiedykolwiek spodziewałam się przeżyć. Owszem, w obozie odnalazłam dom, ale tęskniłam za życiem, które było nudne oraz monotonne i nie istniało nic takiego jak Olimp, bogowie, herosi, centaury, nimfy a także inne tego typu (lub gorsze) stwory.
Natan poruszył się i popatrzyliśmy na siebie dokładnie w tym samym momencie. Speszona, odwróciłam wzrok. Popatrzyłam na swoje ręce, ich blada skóra świeciła w ciemnościach. W jednym momencie zrobiło mi się zimno i zadrżałam.
– Pójdę już – powiedziałam do syna Hermesa.
– Odprowadzę cię.
Znowu się nie sprzeciwiłam. Naprawdę nie wiedziałam dlaczego tak trudno przychodzi mi odmawianie mu czegokolwiek.
Kiedy ostatni raz spojrzałam za siebie, spostrzegłam, że księżyc już dawno zaszedł, a nad horyzontem zaczęło się przejaśniać. Świtało. Musieliśmy strasznie długo siedzieć, a ja nawet nie zauważyłam płynącego czasu.
Natan odprowadził mnie aż pod drzwi domku Apolla.
– Mike i ja chcieliśmy przeprosić za to, że cię w to wszystko wciągnęliśmy.
I odszedł nie czekając na moją odpowiedź. Zresztą nie wiedziałam co bym mu powiedziała, gdyby został chwilę dłużej. Weszłam do domku.
***
– Hej! – przywitał się Robert, kiedy kilka dni później siedziałam na schodach domku Apollina.
– Cześć – odpowiedziałam mu z „wielkim” entuzjazmem.
Popatrzył się na mnie badawczo. Chyba zastanawiał się czy może zostać i czy bardzo mu się dostanie za to, że został.
– Przeszkadzam?
– Tak – odwarknęłam.
– A teraz?
– Minęło 5 sekund. Dalej przeszkadzasz.
Odwróciłam głowę i popatrzyłam w dal.
Z domku wyszła Nina.
– Jest zła, bo Jo od paru dni się do niej nie odzywa. Jeśli życie ci miłe, to radzę, żebyś się odsunął i dał jej spokój – powiedziała z uśmiechem i mrugnęła do syna Aresa.
– O bogowie… czy wy się wszyscy na mnie uwzięliście?! – zapytałam sama nie wiem, czy ludzi z Obozu, czy wspomnianych wyżej bogów.
– Siostra, uspokój się, bo zaraz zaczniesz warczeć. A nie, poprawka, już zaczęłaś.
Czy ona zawsze musi się tak do mnie odzywać?!, pomyślałam. To, że jest starsza wcale nie oznaczało, że musi mnie traktować jak małolatę, której zabrano lalkę i się wścieka na cały świat.
Wiem, co pomyślałaś, odezwał się głos w mojej głowie, który bez wątpienia należał do Niny. I zachowujesz się jak dokładnie tak, jak to właśnie opisałaś.
Skąd, do cholery, wzięłaś się w mojej głowie?!
Zobaczyłam, jak przewraca oczami.
Jakbyś nie wiedziała, że w zakresie moich możliwości jest czytanie w myślach całemu naszemu rodzeństwu.
Postanowiłam, że już nic sobie nie pomyślę w jej obecności. Wstałam i ruszyłam w kierunku jeziora, a Robert podążył za mną jak pies, któremu podłożono pod nos wyjątkowo smakowicie pachnącą kość. Chciałam go zgubić, więc weszłam w tłum herosów, który zgromadził się przed chatką Ateny (pewnie znowu przyglądają się temu idiocie, Nate’owi), ale mi się to nie powiodło. Przebiliśmy się przez tłum i ruszyliśmy w stronę jeziora.
Gdy szłam brzegiem patrząc tylko i wyłącznie na swoje stopy (bo nie miałam ochoty patrzeć na Roberta i resztę herosów), zderzyłam się z Jo. Ta mruknęła pod nosem coś w stylu „uważaj jak łazisz” i poszła dalej. Tak do końca to nie znałam dokładnych przyczyn jej focha (tak, focha, zachowywała się jak siedmioletnia rozpieszczona dziewczynka, która czegoś chce, ale nie może tego dostać). Ruszyłam za nią.
– Jo!
Żadnej odpowiedzi. Szła dalej jak gdyby nigdy nic. Udawała, że mnie nie słyszała. Powiedziałam Robertowi, żeby ją zawołał, a on posłusznie zrobił to. Moja siostra odwróciła się i rzuciła „co znowu?” do syna Aresa.
– Zapytaj się jej dlaczego jest obrażona – szepnęłam Robertowi.
– Sarah pyta… Au! Bolało! – kopnęłam go w kostkę. – No dobrze, JA pytam dlaczego się na nią obraziłaś?
– Bo moja siostra to kretynka, która myśli, że nic nie wiem i mi nie ufa.
I poszła.
***
Kiedy wieczorem siedziałam na łóżku w domku Apolla podeszła do mnie Johanna.
– Hej – przywitała się.
Popatrzyłam na nią. Wyglądała tak jak zwykle, czyli jej zielone oczy patrzyły na mnie przyjaźnie i mogłoby się wydawać, że już nie jest zła, ale po zaciśniętej szczęce poznałam, że stara się tylko ukryć swoje rozgoryczenie, co jej całkiem nieźle wychodziło.
– Cześć. Co tam?
Jedziemy po schemacie, ale po co się wysilać? Popatrzyła się na mnie, jak na wyjątkowo nic nierozumiejącą idiotkę.
– Ech… Chciałam tylko powiedzieć, że wiem wszystko. Co widziałaś, co robiliście i tak dalej. I rozumiem dlaczego nie chciałaś mi nic powiedzieć.
Wpatrywałam się w nią przez kilka sekund.
– Rozejm? – zapytałam.
– Rozejm.
***
Następnego dnia wieczorem znowu wybrałam się na spacer. Koło domków kręcili się jeszcze obozowicze, ale nad jeziorem nie było nikogo, więc tam się udałam. Kiedy szłam brzegiem, nie zauważyłam wystającej gałęzi, potknęłam się o nią i wpadłam do jeziora. Tafla się nade mną zamknęła, a ja poczułam, że podążam na dno. Woda wlewała mi się do ust, gdy próbowałam walczyć o oddech. Ostatnie, co pomyślałam przed straceniem przytomności, to to, że jestem chyba jedynym herosem w historii, który umarł przez potknięcie. Wprost świetny koniec. Taki bohaterski.
***
Obudziłam się na łóżku w moim pokoju w mieszkaniu mamy. Budzik pikał i wskazywał 7:30. Leżałam na brzuchu. Pod policzkiem czułam coś twardego, więc podniosłam głowę, żeby zobaczyć co to. Na poduszce leżała książka, „Ostatni Olimpijczyk”. Uff… to był tylko sen, pomyślałam, a na głos mruknęłam „tak się kończy zarywanie nocy przez książkę”. Wstałam, umyłam się i ubrałam, zjadłam śniadanie, a potem pożegnałam się z rodzicami i wyszłam do szkoły.
W drodze do szarego budynku, którego nie lubił żaden uczeń, spotkałam Mike’a. Czarne włosy miał rozczochrane. Wyglądał jakby zaspał.
Doszliśmy do szkoły i rozeszliśmy się do swoich szafek. Gdy wyjmowałam książki, przypomniał mi się ten dziwny sen o Obozie Herosów i ludziach z niego. Przypomniała mi się Jo. Nagle zrobiło mi się żal, że ona tak naprawdę nie istnieje. Szkoda, że sny nie są prawdą. Ruszyłam korytarzem. Kiedy skręcałam do klasy, w której miałam pierwsze zajęcia, wbiegła we mnie jakaś zaaferowana dziewczyna z młodszego rocznika. Wywróciłyśmy się obie. Wymamrotała jakieś przeprosiny, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi. Pomogłam jej, a kiedy podniosła głowę, poczułam jak opada mi szczęka. Wyglądała dokładnie tak samo, jak…
– Jestem Jo – przedstawiła się.
Tak, wiem. Strasznie dużo tego jeziora.
Ale co ja mam poradzić na to, że jest to ulubione miejsce Sary?
I wpadania na ludzi też jest dużo. 😀
Żegnam Niesamowite Wieści.
Może napiszę coś nowego.
A teraz możecie mnie zabić za coś tak beznadziejnego.
Sucha17
,,A teraz możecie mnie zabić za coś tak beznadziejnego.” — jak tak dalej pójdzie, to ci kiedyś przywalę.
To NIE jest beznadziejne. Jest dość fajne, moim (nie)skromnym zdaniem. Do tego fajnie to zakończyłaś w takim momencie 8.8
Jedyny szczegół: na początku opka jak to czytałam to to było takie lekko… sztywne, pisane na siłę. Potem było lżej, ale, drugi i trzeci akapit trochę takie… nie umiem tego określić, bo nie ciężkie, ale jakieś pisane nieco z przymusu. No, przynajmniej ja tak to odczułam.
Ale opko ogólnie mi się podobało, i to najważniejsze <3
Ej no, fajne to. Naprawdę.
Im dalej tym bardziej się rozkręcałaś. Tylko szkoda, że takie krótkie.
Noo, masz rację. Kompletnie nie pamiętam poprzednich części. (ech, skleroza nie radość)
No i nienawidzę takich zakończeń. Ale fajne jest. Ale i tak pragnę Cię za nie zatłuc.
No i bardzo dziękuję za dedyka. Czuję się wyróżniona. 😀
A teraz wybacz, jak chcesz dłuższego komentarza to zgłoś się jutro. (tsssa, bardziej to dzisiaj, bo nie wyrobiłam się z czasem. Tak, miałam wyrobić się dzi….wczoraj ale coś nie wyszło)
Tak, więc NASTĘPNE OPKO MA BYĆ DŁUŻSZE!!
To jest genialne! Chyba sama siebie nie doceniasz ;D Następne opko ma być i kropka. 😉
Idealnie zakończyłaś opko XD Naprawdę, biorąc pod uwagę fakt, że zapomniałaś o czym chciałaś napisać, zakończenie jest idealne. (Zapisz dzisiejszą datę w kalendarzu, właśnie powiedziałam Ci komplement. Szkoła źle na mnie działa…)
No… Co jeszcze miałam powiedzieć… Czekam na więcej Twoich prac, bo naprawdę zaczęłaś się rozkręcać itd. (To chyba drugi komplement… Ciesz się 😛 )
I tak na serio, napisz jakieś nowe opko, ale pomysł na nie lepiej sobie zapisz, bo jeszcze zapomnisz, a tego bym Ci nigdy nie wybaczyła.
Amadea, która dzisiaj jest nad wyraz miła <3
PS: Skomentowałam. Raduj się! :3
Dobrze, że w pociągu mam dużo czasu, inaczej bym chyba tego opka nie dokończyła 😀 będę się streszczać, bo mi bateria pada.
Czytałam na raz wszystkie części, więc zauważyłam poprawę. Prolog był taki sobie, bez większych przemyśleń i opisów (o ile dobrze pamiętam :D), w następnym tekście była już poprawa, wiedziałaś, że powinnaś napisać coś więcej niż tylko dialogi, czasem było to wymuszone, jakbyś nie miała ochoty tego pisać, ale wiedziałaś, że powinnaś, żeby lepiej to wyglądało.
Szkoda, że straciłaś pomysł no opowiadanie, czasem tak bywa, zaczynamy z wielkim entuzjazmem, myśląc, że wpadliśmy na dobry pomysł, ale potem gdzieś tracimy chęci męczenia się z tą historią.
Pomysł ze snem był dobry, fajnie z tego wybrnełaś, bo w innej sytuacji musiałabyś tłumaczyć całą sprawę z On, i takie tam.
Nic tylko czekać na następne opowiadanie.
Za błędy przepraszam, jestem zmęczona po integracji z klasą 😉
Jak mogłaś to tak zakończyć ;_________;
Serio, wbijam focha. Po prostu się obudziła, to takie prawdziwe, że aż boli.
Co do samego tekstu – ja zarzutów nie mam. Wykształciłaś sobie świetny zasób słownictwa, plastyczny i giętki styl pisania, czyta się przyjemnie i można się wciągnąć – w porównaniu z pierwszą częścią jest po prostu świetnie.
Tak trzymaj, Aga.