Hej!
Jestem nowa na RR. Mam nadzieje, że moje wypociny wam się spodobają jeśli nie… to trudno.
Jest to moje pierwsze opowiadanie i mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoimi uwagami.
Alis
(Skrzypnięcie, trzaski)
[Słychać już? Tak? Ok… Hej tu Alis była obozowiczka z obozu herosów. Pewnie ze zdziwieniem odsłuchujecie ten materiał. Bo skąd i po co ktoś miałby, to robić? Lecz my chcemy wam wyjawić całą prawdę.]
[Czemu, to nie ja nagrywam?]
[Bo tak ustaliłam z Cass.]
[Co? A nasze zdanie się nie liczy?]
[Oh zamknij się James i daj mi opowiadać. A, więc może to, co wam opowiem…]
[Opowiemy..].
[Nie widzicie tego, ale przewracam wymownie oczami. Dobra. To co opowiemy… Wyda wam się przedziwne, a zarazem wręcz straszne, ale to szczera prawda! Jeżeli jesteście herosami, to pewnie mogliście usłyszeć jakieś dziwne legendy na nasz temat…]
[Chejron pewnie nikomu o nas nie mówił… zresztą jak zawsze…]
[Oh zamknij się…] (trzask)
[Ał! Za co?]
[Nie przerywaj mi! A, więc na 100% Chejron o nas nikomu nie mówił, choć wyruszyliśmy na samobójczą misje.]
[Pewnie znaleźliście ten materiał przez przypadek w jaskini lub na strychu… Ała!]
[James ja teraz opowiadam!]
[Co tu się dzieje Alis? Co ty robisz z Jamsem?!]
[Cicho nagrywamy.]
[Bardzo mądra wypowiedź James. Nagrywamy naszą przygodę Cass jak wcześniej ustaliłyśmy. Gdzie chłopacy?]
[Pilnują ognia. Mogę posłuchać?]
[Nie!] (trzask)
[Uu James…]
[Co? Co się tak na mnie patrzysz?]
[Od, kiedy to chcesz zostać sam na sam z Alis? Zawsze, gdzie nie spojrzę skaczecie sobie do gardeł. ]
[Eh…Dobra, na czym ja skończyłam? A tak, a więc w obozie herosów krążą tylko o nas legendy…]
[A jak pokażecie Chejronowi tą taśmę, to wam ją skonfiskuje…]
[W sumie racja. Nasza misja była tajemnicą.]
[Prawdę znała tylko grupka wtajemniczonych w tym bogowie.]
[James przymknij swoją jadaczkę, bo cię zakneblujemy!]
Tak więc, była słoneczna pogoda, gdy wyszłam rano na przestanek autobusowy. Rozkoszowałam się tym pięknym rankiem przez parę minut, bo musiał się zjawić ten okropny autobus. Weszłam do środka i przeleciałam wzrokiem po wnętrzu. Było bardzo ponure. Wszystko takie plastikowe w odcieniach szarości. Jakieś starsze panie obrzuciły mnie dziwnym wzrokiem. Od razu spojrzałam, czy nie mam nic we włosach, bo jak wychodziłam mój przybrany młodszy brat rzucał we mnie płatkami.
[Nie róbcie takiej zdziwionej miny. Nigdy nie robiliście walki na jedzenie? Eh…]
Przejrzałam się w ekranie mojej komórki. Jasne długie włosy wyglądały w porządku. Cera jasna, oczy piwne, usta pomalowane wszystko jest na miejscu. Przez przypadek kliknęłam na ekran ukazując godzinę. O mój Boże! Zaraz spóźnię się do szkoły! Gdy autobus zatrzymał się na właściwym przestanku ruszyłam biegiem pod zielony budynek. Wbiegłam przez drzwi i od razu wpadłam na tego debila i idiotę w jednym!
[Wiesz co… a ja chciałem przemilczeć moje niektóre myśli jak będę opowiadać, ale chyba się rozmyśle. Ała!]
[Cicho ciągle mi przerywasz jak nie możesz usiedzieć, to idź do Connora i Maxa pilnować ognia.]
A, więc ten bęcwał nawet nie pofatygował się, aby mnie złapać tylko runął na mnie przygniatając swoim cielskiem…
[Co?] (trzaski)… ( niepokojące dźwięki)… (cisza)…
[Wybaczcie, ale musiałam coś załatwić z Cass.]
Wysyczałam do niego:
– Zejdź ze mnie ty idioto!
On, jednak nadal leżał i głupkowato się szczerzył. [Cass mówi mi, że był nawet przystojny… Jeszcze czego!] Jego czarne włosy wyglądało jak gniazdo dla ptaków, oczy szare jak futro jakiegoś obrzydliwego szczura. [Nie, nie przesadzam Cass!] w końcu zszedł ze mnie. Nawet mi nie pomógł wstać! Co za cham… Inni uczniowie patrzyli na nas ze strachem, czy, aby znów nie będzie trzeba interweniować. Ja i James tak, tak, to ten debil z początku… mieliśmy ADHD i dość często się biliśmy z, byle powodu. Tak twierdziła przynajmniej Cass i większość uczniów. Ja miałam co do tego inne zdanie.
– No, no księżniczka spóźniła się na lekcje? Czy może, to ja tak na ciebie działam?
– Jeszcze czego… – ruszyłam nawet się na nie go nie oglądając.
W samym momencie zabrzmiał dzwonek, bo już chciałam zawrócić i zetrzeć jego głupkowaty uśmiech z twarzy. James jednak nie chodził do mojej klasy. Cóż za ulga! Chyba bym nie wytrzymała z, nim na lekcjach. Podbiegłam pod klasę, gdzie dostrzegłam górę falowanych blond włosów.
– Cass! Cassandra! – O zauważyła mnie. No nareszcie.
– Alis co się stało? Spóźniłaś się na pierwszą lekcje.
– Zaspałam – jej srebrzyste oczy lustrowały mnie niczym rentgen.
– Znów?
– Co znów? – zapytałam poirytowana.
– Znów miałaś bójkę z Jamsem. – stwierdziła niż zapytała.
– Nie no coś ty, z tym debilem nigdy. Tylko… wpadłam na niego.
– Alis ja nie wiem czemu go nie lubisz to przecież super ciacho!
Raczej super-szczur – pomyślałam.
– No, nie naburmuszaj się już tak – zaczęła moja przyjaciółka – chodźmy.
Zajęcia minęły mi spokojnie. Choć miałam dysleksje jak Cass, to jakoś udało mi się zdobyć parę znośnych ocen. To była moja siódma szkoła. W każdej nie odpowiadało, im moje zachowanie. Na razie mój rekord wynosi rok! Może z powodu Cass? Ona na mnie działa uspokajająco. Zawsze umie ugasić mój gniew. Najlepsza przyjaciółka jaką kiedykolwiek miałam!
Właśnie kończyliśmy ostatnią lekcje. Ruszyłyśmy do wyjścia lekcy na duchu, ale drogę zastąpił nam woźny. Taki staruszek z pomarszczoną skórą i rzadkich siwych włosach. W rękach trzymał miotłę którą wycelował w naszą stronę.
O co tu chodziło? Czyżby zwariował?
Stałam tak osłupiała nic nie rozumiejąc. Cass wyglądała na spiętą. Uczniowie rozeszli się na boisko, więc korytarz był pusty. Byłyśmy sam na sam z świrniętym woźnym, który urósł do jakichś trzech metrów. Koszula mu się rozerwała ukazując ogromny bęben, strasznie zarośnięty. Od samego patrzenia zrobiło mi się niedobrze. Zerknęłam na Cass, która trzymała w ręce łuk.
Ale do jasnego Hadesa skąd ona go wytrzasnęła?! I czemu zaczęłam myśleć o greckim bogu umarlaków?!
Z rozmyślań przerwał mi James, który rzucił się na mnie jak małpa z zoo. Przez jego ramie dostrzegłam przyjaciółkę jak strzela do woźnego, który warczy i macha ogromną maczugą. Stop! Po co woźnemu maczuga?! Tam, gdzie wcześniej stałam ziała głęboka dziura. OMG ten debil uratował mi życie… okropność! Odepchnęłam go niczym najokropniejszą zarazę, a on zdziwiony tępo się spojrzał.
– To tak dziękujesz za uratowanie swojego nędznego życia?
– Jak na razie jeszcze mi go nie uratowałeś – krzyknęłam, bo dziwny stwór zamachnął się na mnie maczugą. W porę odskoczyłam słysząc pękające kafelki. No, to mamy przechlapane. Pewnie będą kazać nam, to wszystko odkupywać! Oddaliłam się z Jamsem od potwora gotowa do ucieczki, ale nagle coś sobie przypomniałam. Gdzie jest Cass?! O na gacie Hadesa ona tam walczyła z tym woźno-potworem! Zauważyłam ją jak wyjmuję sztylet i naciera na jednookiego. W jego ogromnym brzuchu utknęło kilka strzał, a reszta była naszpikowana w jego maczugę i głowę. Już miałam biec, by pomóc przyjaciółce, ale ten idiota od siedmiu boleści znów się na mnie rzucił!
– Odwal się ode mnie! – kopałam go i gryzłam, ale on ciągle mnie trzymał w stalowym uścisku.
– Jesteś chora on nas zabije! – wydarł mi się w twarz.
Widząc, że nie zdziałam zbyt wiele krzyknęłam:
– To coś właśnie zaatakowało Krystiana!
James odskoczył jak oparzony. Co za idiota. Właśnie rozglądał się za swoim kolegą, ale w końcu zorientował się, że wywiozłam go w pole i ruszył w moją stronę. Ale ja byłam już obok przyjaciółki, która weszła na kark cyklopa i wbiła mu sztylet. Potwór rozsypał się w pył, a ona spadła z trzech metrów na popękaną posadzkę.
– Cass! – krzyknęłam – Nic ci nie jest?!
– Nie wszystko w porządku. Tylko się poobijałam.
Nie uwierzyłam. Całe ramię miała we krwi, a jej wyraz twarzy mówił co innego.
– Cass przecież ja widzę, że jesteś ranna!
– Wyciągnij z mojego plecaka batona.
– Co?! Jesteś ranna, a ty myślisz o jakichś słodyczach?!
– Alis wszystko ci wyjaśnię tylko podaj mi plecak.
– Musimy zawieźć cię do szpitala! – nie dawałam za wygraną.
James podszedł do nas i podał Cass batona. Czy on jest jakiś psychiczny?! Przecież baton nie uleczy jej ramienia!
Cass wzięła gryza i od razu zauważyłam, uśmiech na jej twarzy. Patrzyłam się osłupiała jak rana przestaje krwawić zostawiając cienką bliznę. Ciekawe, gdzie produkują takie batony warto mieć na zapas – pomyślałam.
– Cass, co to było? – zapytał „Szczur”.
– Właśnie! – zakryłam usta dłonią. O rany… właśnie zgodziłam się z tym potomkiem kojota! Co jeszcze się wydarzy? Cass i James patrzyli na mnie zdziwieni – no co?
– Chodźcie – powiedziała moja przyjaciółka. Wyszliśmy z miejsca zbrodni kierując się na przestanek.
– Czy on musi iść z nami – szepnęłam Cass.
– Tak.
Westchnęłam w duchu. Zerknęłam na niego z ukosa. Czarne jak smoła włosy były poprószone białym nalotem, ale dziwniejsze było to, że ciągle się na mnie gapił.
– O co ci chodzi? – zapytałam go.
– Masz białe włosy.
Przejechałam ręką po włosach strzepując biały proszek.
– Rzeczywiście – syknęłam do niego – ty też Einsteinie.
Od razu zareagował na mój kpiący uśmiech i strzepał ze swojej czupryny pył, który wleciał mi do nosa i oczu.
– Idiota. – pacnęłam go w ramię.
– Uspokójcie się autobus już jedzie. – odezwała się Cass.
– A w ogóle, gdzie jedziemy? – zapytał mój jakże błyskotliwy paszczur.
– Gdzieś, gdzie będziemy bezpieczni.
– Chodzi ci o tego woźno-potwora? – zapytałam.
– To był cyklop. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale bogowie greccy istnieją…
Zerknęłam na Jamesa, a on na mnie i ryknęliśmy niepohamowanym śmiechem.
– Mówię prawdę! – powiedziała urażona Cass.
Normalnie nie mogłam złapać oddechu.
– Cass za dużo siedzisz przed książkami. Przecież, to stek bzdur!
– A ten cyklop, to też stek bzdur?
James nieco się już ze mną uspokoił, bo właśnie podjechał nasz autobus. Weszliśmy do niego i zajęliśmy ostatni rząd.
– Cass trudno w, to uwierzyć. Może mieliśmy zwidy? Może, to był zwykły woźny, a my go wzięliśmy za potwora?
– Widziałaś popękane kafelki. To działo się naprawdę! Jak nie wierzysz włącz sobie telewizje pewnie będą o tym gadać w mediach.
– No dobra załóżmy, że ci wierzymy, a więc ci bogowie istnieją i nasyłają na zwykłych ludzi potwory? – zapytał James.
Cass westchnęła zażenowana.
– Nie. Bogowie greccy istnieją i mają dzieci ze śmiertelnikami. Jesteście herosami.
– My? – powiedzieliśmy jednocześnie i znów wybuchnęliśmy śmiechem.
– Tak. Posłuchajcie mamy dysleksje, bo jesteśmy przystosowani na grecki. ADHD, to są odruchy bitewne, dlatego bijecie się z, byle powodu lub nie możecie usiedzieć w miejscu. Możliwe też, że wasi boscy rodzice się nienawidzą i toczycie między sobą wojnę jak oni.
– Skąd, to możesz wiedzieć?
– Bo, to prawda! – upierała się przy swoim Cass.
– Jeśli to prawda, to czyją jesteś córką? – zapytałam ciekawa nad odpowiedzią przyjaciółki.
– Jestem córką Ateny. Moja matka ma na pieńku z Posejdonem i ja też zbytnio nie przepadam za jego dziećmi. Oczywiście z wzajemnością.
To się mogło zgadzać, bo Cass jest chodzącą encyklopedią!
[Ał…]
Całą drogę opowiadała nam o obozie herosów. Mówiła takie niesamowite rzeczy, że się w głowie nie mieściło. Ja z Jamesem milczeliśmy przyswajając nowe informacje.
Czy to, aby możliwe? Potwory, bogowie, herosi, czy, aby na pewno istnieli? To wyjaśnia czemu mama odeszła od taty. Była boginią. Tylko czego? Cass mówi, że w obozie zostaniemy uznani i wszystko się wyjaśni. Jestem podekscytowana! Autobus właśnie się zatrzymał na końcowym. Przesiedliśmy się szybko w taksówkę, a Cass podała współrzędne kierowcy. Long Island coś tam, coś tam… Byłam zbyt zamyślona, by zwracać na adres szczególną uwagę. Kierowca spojrzał na nas badawczo i oznajmił:
– Przecież, to środek lasu!
– Idziemy na grzyby – wyjaśnił James.
Kierowcy chyba, to wystarczyło, bo ruszył. Na miejsce dojechaliśmy o około szesnastej. Zmusiliśmy Jamesa, by zapłacił taksówkarzowi i wkroczyliśmy w gęstwiny. Las od razu wydał się jakiś dziwny. Niby same drzewa i krzewy, a jednak wyczuwało się w, nim nutę tajemnicy. James też chyba, to zauważył, bo rozglądał się co chwila po otoczeniu.
– Jakoś tu dziwnie – oznajmił.
Kiwnęłyśmy mu głową na potwierdzenie, gdy nagle usłyszeliśmy ryk. Nie, to na pewno nie był woźno-potwór! Pomału zerknęliśmy w tamtą stronę. Na szczycie górki stał koleś z głową byka. Nie pamiętam jak się nazywał, bo z historii byłam dość słaba, ale na pewno coś na „R”.
– Minotaur! Biegiem! – rzuciła Cass ciągnąc mnie za ramię.
A, więc, to był Minotaur! Dziwne wydawało mi się, że w książkach pisze Ronotał. Chyba, to przez moją dysleksje. Odwróciłam się, aby zobaczyć, czy człowiek byk za nami podąża, bo jakoś nie słyszałam stukotu jego kopyt. Jeśli w ogóle je miał… Wtedy zjawił się James łapiąc mnie za ramię.
– Alis ślepa jesteś?! Nie widzisz jak pędzi, by nas stratować i wysłać do Hadesu?! Rusz się!
To dodało mi motywacji i pierwszy raz w życiu (i nie ostatni) biegłam szybciej od Jamesa. Biegłam i biegłam. Wiatr rozwiewał moje włosy. Cass czepiała mi się ramienia jak ogromny balast. Tylko, gdzie ja mam biec?!
– Alis tam! – moja przyjaciółka wskazała na ogromne drzewo, przy którym spał smok, a na gałęzi wisiała jakaś szmata. Może, to punkt charakterystyczny obozu? Tylko co? Mam rzucić się w paszczę gada?! Powariowała?! Wtedy zza drzew wybiegli nastolatkowie w pomarańczowych bluzkach. Zatrzymaliśmy się przy drzewie obserwując jak nasi krewniacy rzucają się w wir walki z bydłem. James był normalnie oczarowany tym tak, że biegnąc przygniótł nas ( mnie już czwarty raz tego dnia) swoją osobą. Zanim zszedł ominęła nas cała walka! Osz… a ja chciałam popatrzeć jak to jest być herosem!
Podszedł do nas piętnastoletni chłopak o kasztanowatych włosach. Ubrany w pomarańczową koszulkę z logo obozu, ale mniejsza z tym! To było ciacho! Nie to, co paszczur… Miał mięśnie jak atleta, a te oczy… zielone… o mój Boże! Piękne! W ręku trzymał łuk, a na plecach kołczan. Prawdziwy heros!
[Nie mówiłaś mi, że zauroczyłaś się w Maxie!]
[Bez komentarza…]
– Halo! Czy z waszą koleżanką wszystko w porządku?
Jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości. Zdałam sobie sprawę, że przyglądam mu się, jak jakiemuś bogu! Zamknęłam usta i odpowiedziałam:
– Wszystko w porządku. Jestem Alis. – podałam mu rękę, a on pomógł mi wstać. Co za dżentelmen!
– Max. Chejron będzie zaskoczony. Nie spodziewał się dzisiaj nikogo.
– No, to zrobimy mu niespodziankę. – zaświergotała Cass.
[Wcale nie zaświergotałam!]
Ruszyliśmy z Maxem przez obóz. Wyglądał, tak jak opisywała go Cass. W stylu ala greckim. Widać było pawilon jadalny z miejscem na ognisko i ścianę wspinaczkową, która dymiła (mam nadzieje, że nie będą kazać mi na, to wchodzić!). Max zaprowadził nas pod tak zwany wielki dom. W rzeczywistości wyglądał jak opuszczona chata nad jeziorem. Przed budynkiem dwóch mężczyzn grało w karty. Jeden z nich wyglądał jak jakiś obleśny typ. Miał czerwony nos i kręcone, czarne włosy wpadające w fiolet. Z boku miał dwu pak coca coli, którą co chwila wyjmował. Drugi zaś jak nauczyciel od matematyki. Nie wiem czemu od matematyki tak jakoś, po prostu… Miał przerzedzone kasztanowe włosy i rzadką brodę. Najbardziej zdziwiło mnie, jednak to, że siedzi na wózku inwalidzkim.
Pewnie, to jeden z herosów – pomyślałam – oby mnie, to nie spotkało co tego gościa.
Trochę mu współczułam, że pozostało mu grać w karty z takim typem. Ten pulchny obleśny mężczyzna podniósł na mnie wzrok.
– Następna bezczelna dziewucha!
Zmarszczyłam brwi. Już go nie lubię.
– I wzajemnością – odpowiedział.
Co jest on czyta mi w myślach, czy jak?
– Przepraszam bardzo, ale nic jeszcze nie powiedziałam.
– Wystarczy, że pomyślałaś.
Chciałam nadal się z nim spierać, ale przerwał mi Max.
– Cassandra przyprowadziła nowych.
– Widzę Max. Mógłbyś zostawić nas samych?
Chłopak odszedł jak niby nigdy nic, ale w głębi czułam, że jest ciekawy co powie kaleka.
Ten grubas parsknął śmiechem. Cass spojrzała na niego z niedowierzaniem jakby pierwszy raz widziała tego mężczyznę radosnego.
– Pan się dobrze czuje panie D?
Pan D? Co za beznadziejne imię. Mężczyzna przeszył mnie swoimi fioletowymi oczami i nagle nabrałam ochotę na rybę.
– Dionizosie spokojnie.
A, więc, to Dionizos ten coś tam od wina? Chyba tak…
I znów nieprzychylne spojrzenie boga wina.
– Chejronie musiałam ich tu przyprowadzić. Cyklop nas znalazł.
– Spokojnie Cassandro, dobrze zrobiłaś… Powiedziałaś im?
– Tak. Chyba mi uwierzyli.
– To dobrze. Nie będę musiał powtarzać tego po raz ósmy dzisiejszego dnia.
Gdy Chejron, to powiedział, po prostu wstał z wózka, a jego ciało zmieniło się w końską kitę. Boże! On wygląda przekomicznie! Pół człowiek, pół koń! Przypomniało mi się, jak w Halloween mój młodszy brat przebrał się za konia wraz ze swoim kolegą. Co chwilę się wywracali, a jak już się wywrócili, to nie mogli wstać. Nie wiem, co się, wtedy stało Cass mówiła, że ja i James wyśmialiśmy nauczyciela tak, że było nas słychać na drugim końcu obozu.
– Opanujcie się! – słyszałam Cass jak przez mgłę.
Chejron wyglądał na urażonego. Chciałam przestać, ale na bogów! Ta jego kita nie wytrzymam… On ma kopyta! I znów salwa śmiechu. Dionizos krztusił się swoją colą, pewnie słysząc z czego tak się nabijamy. Kątem oka widziałam herosów, którzy zatrzymywali się obok i patrzyli ze zdziwieniem na nas i na dyrektora obozu (dłużej lampili się na pana D.) Ich głupkowate twarze sprawiały, że śmiech powracał. Cass zaczęła ciągnąć mnie i Jamesa za ramię, lecz my nadal staliśmy w miejscu.
– Alis! -darła się moja przyjaciółka – przytulasz się do Jamesa!
To wystarczyło. Skoczyliśmy jak oparzeni jak najdalej od siebie. Od razu przeszedł nam dobry humor. Jedynie dyrektor dusił się ze śmiechu.
– Wybaczcie… muszę… ochłonąć… – mówił przez śmiech – nigdy bym na, to nie wpadł!
– Dionizosie… w końcu polubiłeś jakichś herosów. – powiedział zaczepnie Chejron.
– Co?! Ja?! Chyba oszalałeś! – wrzasnął gburowato pan D. wstając z krzesła – świetny kawał.- dodał szeptem zatrzymując się w przejściu- Witajcie na tym, no obozie herosów bla, bla, bla Jack jakiś tam i Lisa coś tam. – po czym wszedł do wielkiego domu.
Zostaliśmy sam na sam z Chejronem i stadem gapiów. W tłumie dostrzegłam Maxa, który przeciskał się w naszą stronę.
– Chejronie co się stało? Czy pan D jest chory?
– Nie, wszystko jest w porządku. Właśnie odkryłem inne oblicze dyrektora. Wracajcie do swoich zajęć! – powiedział.
Obozowicze nieco zawiedzeni rozeszli się.
– To ja oprowadzę Alis i Jamesa po obozie – powiedzieli równocześnie Max i Cass.
Widziałam jak moja przyjaciółka się zarumieniła. Coś chyba będzie się działo i …
[Alis już dość! Kończymy.]
[Co? Ale nie doszliśmy do…]
[Cicho! Później opowiemy. Choć sprawdzimy, czy chłopacy nie usnęli na warcie. ]
[No dobra… To do usłyszenia!] (trzaski), (jakiś dziwny dźwięk)
[Sorki „Szczurku” radź sobie sam.](chichoty), (cisza)
Koniec przekazu.
Kojarzy mi się to z Kronikami, ale tak to fajnie, choć mam parę zastrzeżeń:
Za szybko uwierzyła Cass, niby się sprzeczały, ale na koniec końców z nią pojechała; trochę za szybko.
,, James, możesz” — powinny być zawsze przecinki po imieniu
WSZEM I WOBEC OGŁASZAM, ŻE ZAKLEPUJĘ MAXIE’GO, BO MA ZIELONE OCZY. KONIEC PRZEKAZU XD
A tak to mi się całkiem spodobało, szczególnie, że to Twoje pierwsze opko.
Witamy na pokładzie, Alid 😀
*pfu, Alis. A teraz przepraszam, idę zabić korektę w telefonie.
Pomysł fajny, faktycznie moje pierwsze skojarzenie: „O całkiem jak w Kronikach!”
Niestety, ja również mam parę zastrzeżeń. Akcja gna trochę za szybko, ja bym nieco zwolniła.
Przecinki!!! Albo ich za dużo, albo w złych miejscach! (Wybacz, jestem przewrażliwiona na punkcie gramatyki ;))
To teraz plusy. James – kocham. Alis – kocham. Cass – kocham. Max – kocham.
Czekam z niecierpliwością na kolejną część i witam na blogu!
Cieszę, że się wam podoba.
Co do przecinków to moja zmora, ale postaram się z nią walczyć 😉
Błędy zostały wymienione powyżej, więc skupię się na fabule. Dziewczyno, to jest świetne! Już dawno nie uśmiałam się tak przy czytaniu 😀 😀 😀 Alis i James są boscy <3 Pisz szybko cd P.S. Witam na blogu 😉
Nie będę powtarzać błędów, które wyżej wymieniły Ci już dziewczyny. Od siebie dodam jeszcze, że w niektórych nazwach własnych nie dałaś wilekich liter np.
pan D – Pan D.
Opko mi się spodobało. Czekam na CD i witam na blogu
*wielkich
Pomysł dobry. Wykonanie – średnie. Plączesz się trochę, tak minimalnie, ale to razi. Przecinki przecinkami, gdybym chciała to poprawić, to pewnie bym kazała przepisać całość, bo one w tym tekście jak bociany – emigrują na zimę do ciepłych krajów; powyżej widać stadium przejściowe: są w drodze. I od razu, na wstępie przypominam: istnieją też inne znaki interpunkcyjne, nie zapominajmy o nich!
Poza tym w ogóle nie poczułam, że to tekst mówiony. Dokładna i szczegółowa transkrypcja mowy na pismo jest najzwyczajniej w świecie niemożliwa, jednak – nie licząc ‚dialogów’ – styl wskazuje na to, że jest to ‚tekst pisany’ – a nigdy nie wypowiedziany.
Akcja – jaka akcja? – to dopiero wprowadzenie, po co je rozwlekać niepotrzebnie; jedyne, co mi się nie spodobało, to przydługi (tu: przynudny) opis ‚starcia’ z woźnym. Oczy same mi uciekały. Fakt, masakrycznie trudne jest opisywanie scen walki. Ja zazwyczaj mówię: „Walisz go [nazwa broni], trafiasz w [część ciała], krew tryska i oto leży… [tu leci piękny, barwny opisik zwłok]”. A przy pisaniu się nie męczę szczegółowym opisem (‚wymienili kilka ciosów’, ‚zaatakował od góry, jednak przeciwnik się odsunął’, ‚weszli w zwarcie i stanowili wielką plątaninę rąk, nóg i mieczy/broni’).
Właśnie, to wprowadzenie – warto by przedstawić bohaterów. Skoro nagrywają taśmy dla, nazwijmy ich tak, potomnych – to spokojnie może się Alis wypowiedzieć na temat kolegów i koleżanek, taki opis postaci. To by pomogło, bo skoro bierzesz się za opko z pięciorgiem herosów – wysoka poprzeczka, sama nie wiem, jak ja podołam z czymś takim – to czytelnik musi ogarnąć kto jest kto, a co komu do jemu i jemu do komu, na co, po co, ile i dlaczego tak dużo. Bo inaczej ma taki mętlik w głowie, jak po przeczytaniu poprzedniego zdania.
Estetyka: Ogarnij dialogi, nie rób list punktowych Worda. To ciężkie, wiem, sama toczę z edytorami tekstu boje, ale wygląda tragicznie. No i początek – ten sam, samiusieńki, gdzie Alis przekomarza się z Jamesem jest… Po kija on był? I po co taki długi..?
I jeszcze jedno: bardzo rzadko zdarza się, żebym do jakiejś pracy nie miała miliona zastrzeżeń. Więc wiesz, nie przejmuj się, że jadę tekst od góry do dołu; jeżeli tylko wytrwasz i napiszesz to do końca – co ważniejsze: jeżeli ja będę to czytać, a będę, jeżeli Ty będziesz się poprawiać – to na koniec pewnie napiszę peany na Twą cześć.
Tak więc witamy w załodze, Autorko.
PS Skąd tytuł? Mnie się strasznie skojarzył z „Erą Pięciorga” Trudi Canavan.
Czas na wyjaśnienia. Wszystko pisałam z perspektywy Alis. Ona zbytnio nie widziała jak jej przyjaciółka walczy, bo była zbyt zajęta sobą oraz szokiem. Co do bohaterów oni będą przedstawiani w następnym opku. Jak ktoś piszę pierwszy rozdział to wszystko jest niewiadomą. Nazwa tytułu wyjaśnia to ,,długie” prekomarzanie z Jamesem. Czemu piątka? A czemu siódemka w,, Olimpijskich herosach”? To nie będzie tak, że napiszę z perspektywy Alis jedno opko, a później z perspektywy Cass itd. Wszystko z umiarem. Co do krwawej walki to… będzie później.;) Jeśli chodzi o pisownie postaram się poprawić. A na koniec przepraszam za wszystkie błędy, aż tak bardzo rażące oczy.
Skoro jesteś nowa, to gratulacje, bo to najlepszy tekst świeżego autora, jaki czytałam. Masz fajny styl i choć (jak wypomnieli ci ludzie wyżej) strasznie przypomina KRK, zapowiada się ciekawie. Znalazłam kilka powtórzeń, jedną albo dwie literówki i bardzo dużo błędów interpunkcyjnych. (O tym też ci wspomniano). Przyłączam się do akcji walcz z interpunkcją i wystąpię o zniesienie kropek i przecinków do Ministerstwa Słownika i Ołówka, ale wątpię, by moje starania cokolwiek dały wobec zatwardziałych obrońców języka ojczystego oraz interpunkcji. Nawet z tymi drobnymi błędami… Przeczytam następną część. Liczę na Twoją oryginalność i ciekawy pomysł. I witam na blogu.
Kiva i inne dziewczyny powiedziały coś o gramatyce, interpunkcji i fabule, ja wypowiem się o bohaterach. Nie żebym miała duże doświadczenie w pisaniu (chociaż jakieś mam), ale przeczytałam tyle opowiadań, widzę mnóstwo powtarzających się schematów i chciałabym ustrzec Cię przed nimi.
(!)
Na razie nie mam nic do zarzucenia Twoim bohaterom, tylko proszę żebyś uważała na kilka rzeczy.
(!)
W pierwszym momencie oceniam bohaterów po imieniu (i nie tylko ja, robi to większość czytelników, najczęściej nieświadomie). Imię musi do bohatera pasować, a mi wydaje się, że u Ciebie pasują ‚idealnie’. Najczęściej jest tak, że główną bohaterkę autorka nazywa swoim wymarzonym imieniem itp. a złym bohaterom nadaje imiona osób, które średnio lubi. Poza tym w opowiadaniach królują imiona zagraniczne, praktycznie nie spotkasz Marysi albo Krzysztofa, prędzej Mary i Chrisa. Przykład? Chociażby moje opowiadanie. Z drugiej strony, jeśli, tak jak u Ciebie, akcja opka toczy się za granicą, to nie ma w tym nic złego. Jak mi się skojarzyły imiona u Ciebie?:
Cass skojarzyło m się trochę z naszą Cassie Imię świetne, sama użyłam ją do nazwania siostry głównego bohatera.
Alis. Nie wiem, czy to taka ulepszona Alicja czy spolszczona Alice…
Dziwnie to trochę brzmi, serio wolałabym Alice. Poszukałam w necie i w wielu źródłach znalazłam, że to imię męskie. Serio. Zawsze jednak zależy to od autora opowiadania, więc kto Ci zabroni…?
Jamesa będę lubić, bo lubię jego imię. Koniec kropka. Wiedziałaś co robisz nazywając go tak. Większości kojarzy nam się ono dobrze, słyszymy i wiemy że chodzi o j. Angielski. W moim opowiadaniu też jest James, więc (o zgrozo!) to się powtórzy
A Max… To już nie można po prostu ‚Maks’? Max kojarzy mi się z takimi wyrażeniami jak ‚na maxa”
Wydaje mi się, że zapowiada się trochę schematycznie. Mam nadzieję że się mylę. Postaraj się, żeby Alis nie była jedną z tych super herosek z mega mocami, płytkiej i myślącej tylko o swym ukochanym, Cass jej wierną przyjaciółką na dobre i na złe, która niestety poza tym niczym się nie wykazuje (a przede wszystkim inicjatywą w czymkolwiek), James chłopakiem który służy do tego by Alis mogła używać ciętych ripost i miała z kogo się śmiać (czyli produkcji tzw. Elementów Komicznych), a Max zajefajnym chłopakiem w którym durzy się bohaterka i… Wiesz, o co mi chodzi?
Podziwiam, że chcę Ci się pisać (w przeciwieństwie do mnie) i będę śledzić twoje opowiadanie.
Witam na blogu i gratuluję udanego startu, znacznie lepszego niż mój 😉
I przepraszam za tak dłuuugi komentarz (chyba najdłuższy w moim życiu), poświęciłam na niego prawie godzinę (!) i mam nadzieję że cokolwiek z tego Ci się przyda 😀
Jane
Jane ja mam pomysł na to opko. I nie martw się o bohaterów, bo nie wiesz tego co ja >: ) Powiem w skrócie sprawy mogą przyjąć dziwny obrót. Więc nie oceniaj książki po okładce, bo we wnętrzu może czaić się coś innego. Boże za dużo gadam o.O
A co do Alis… po prostu lubię to imię. Nie wiem czemu…
Bardzo się cieszę i życzę powodzenia, wierzę że masz fajny pomysł
No cóż… dostałaś takie komentarze, że chyba nie muszę się za bardzo rozwodzić. Powtórzę jeszcze raz to o przecinkach, bo one przed Tobą uciekają. Też miałam ten sam problem, ale pomogło mi pisanie na czacie. Serio. Jeżeli rozmawiasz często z osobami, które zawsze stawiają je w dobrym miejscu, to po jakimś czasie same Ci wejdą do głowy i nawet nie zauważysz, że się pojawiły w Twoich tekstach.
Co ja Ci mogę jeszcze napisać… Pomysł fajny i jak nic nie skopiesz, to zapowiada się naprawdę dobre opowiadanie.
I jeszcze jedno: witam na blogu. 😉 Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba.
Pozdrawiam, Sucha17.