Rozdział 2:
„Bitwa o sztandar”
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ…
Weszłam do zbrojowni i rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było, co bardzo mnie ucieszyło. Powoli zaczęłam wybierać broń potrzebną mi na Bitwę o sztandar. Kiedy już zgarnęłam potrzebny mi ekwipunek, szybko wrzuciłam go do magicznie powiększonej torby i wyszłam z pomieszczenia. Oficjalnie nie można było mieć tyle broni podczas rozgrywki, ale…jestem przeciwko Chrisowi i Rosie. Nie wygram z nimi grając fair. Zgarniając po drodze Sophie i jej chłopaka ruszyłam w stronę lasu.
-Okej Daniel. Ty musisz jedynie strzelać wodą w naszych przeciwników. Mógłbyś na przykład tak delikatnie podtopić Chrisa.-zaproponowałam uśmiechając się słodko. Szatyn spojrzał na mnie jak na wariatkę, a ja wzruszyłam ramionami i mruknęłam:
-A może nie mógłbyś.-wrzuciłam łuk, kołczan strzał i dwa sztylety do dziury w spróchniałym drzewie. Te skrytki to najlepsze co mogła wymyślić natura. Nikt kto nie jest mną, albo moim rodzeństwem nie wpadnie na to. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwróciłam się w stronę przyjaciół i westchnęłam. Obok Sophie stał Matt. Matt był naszym przyjacielem od dziecka, po moim „wyjeździe” nadal przyjaźnił się z Sophie. Z nim tez się kontaktowałam, a raczej starałam. W obozie był od 13 roku życia, więc znał go jak własną kieszeń. Tyle, że o ile Daniel, którego poznałam, gdy przyprowadził w dniu mojego przybycia Sophie do Wielkiego Domu, miał przede mną jeszcze kilka tajemnic, a Chris był jedną wielką tajemnicą, o tyle z Matta czytałam jak z otwartej księgi. Widziałam na jego twarzy wyraz zdziwienia. Żeby tylko się nie domyślił. Proszę, proszę, proszę.
-Co tu robicie?-spytał z umiarkowanym zainteresowaniem.
-Spacerujemy.-odparła bez mrugnięcia Sophie.
-Katherine nie lubi spacerów.
-Dla mnie zrobiła wyjątek.-Matt mierzył nas wzrokiem. W końcu jednak się poddał. Skinął głową i bez słowa odszedł. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Sophie. Po chwili przeniosłam spojrzenie na Daniela. Co chwilę ukradkiem spoglądał na swoją dziewczynę. Nagle mnie olśniło. Szybko pochowałam resztę broni i nie zwracając uwagi na towarzyszy pobiegłam do domku Afrodyty. Dzięki bogom, były dziś naszymi sojusznikami. Chociaż i tak by mi pomogli, które dziecko bogini piękności pogardzi możliwością zrobienia kogoś na bóstwo?
Wparowałam do domku i rozejrzałam się.
-Emily, Pam potrzebuję waszej pomocy.-powiedziałam na jednym wdechu. Rzeczone nastolatki spojrzały na mnie.
-Co jest Katherine?-spytała starsza z dziewczyn, Emily.
-Muszę przejść mini metamorfozę.-oznajmiłam starając się ukryć rozbawienie wpływające na moją twarz. Ich spojrzenia były jednoznaczne. Zgodzą się, oczywiście, że tak. Spojrzałam w dół, na swój strój. Czarne rurki, czarna bluzka na ramiączka i czarny sweter. Dla różnorodności: czarne tenisówki.
-Cóż, przyda ci się to. Ubierasz się tylko na czarno. My rozumiemy: mieszkanie z Hadesem, jego brak gustu, ale ty jesteś młoda, piękna. W tych łachmanach i tak wszyscy się za tobą oglądają. Wyobraź sobie co będzie jak Cię ubierzemy,umalujemy-skrzywiłam się nieznacznie.-i zrobimy mega fryzurę…-w monolog Emily weszła Pamela:
-Chris ci się nie oprze.-tym to mnie rozbroiła. Skąd ona..? Na Styks, ale ona myśli, że ja mu chcę się tak ogólnie podobać. W duchu się zaśmiałam, jednak w końcu postanowiłam po prostu powiedzieć im prawdę. Chyba im się nie spodobała, nadal przystawały przy swoim.
Kilka godzin później moje męki się zakończyły. Byłam obolała i zmęczona. A musiałam jeszcze wziąć udział w bitwie o sztandar. Wstałam i jęknęłam:
-Dziewczyny jak ja mam w tych butach walczyć?-moje pytanie puściły mimo uszu i pociągnęły mnie w stronę wielkiego lustra. Spojrzałam w nie i pobladłam. Co one ze mną zrobiły? Miałam na sobie kremowy sweter, kremową spódniczkę w jakieś kwiatki, czarne prześwitujące rajstopy w kropki i wysokie, brązowe lity. Ale nie to było najgorsze. Obcięły mi włosy! I mnie umalowały. Moje kochane różowe pasemka zniknęły. Nie było ich..Tak po prostu. To mój wyraz buntu przeciw matce, no ej! Spojrzałam ze zgrozą na długość włosów. Z włosów do pupy, zrobiły się do połowy pleców i były..proste. Tak jak nie przejmowałam się swoim wyglądem tak byłam załamana.
-A broń schowam gdzie?-spytałam ostatkiem sił nie wybuchając.
-Czy to ważne? Wyglądasz pięknie i…-zaczęła Em.
-Bardzo niepraktycznie.-dokończyłam.-Ale i tak dziękuję.-wyszłam za dziewczynami z domku i we trójkę ruszyłyśmy do pawilonu.
Rozglądałam się wokół szukając jakiś zasadzek. Dziwiło mnie, że na nic jeszcze nie trafiłam. Było to prawdzie powiedziawszy…nudne. Jak nie ma się w grupie dzieci Ateny od razu traci się cały polot. Jeszcze tylko rzeczka i jestem przy sztandarze. Jak na zawołanie przede mną wyrósł Chris. Uśmiechnął się szeroko i spytał:
-Wygodnie ci w tych butkach?
-Chcesz sprawdzić?-zironizowałam podnosząc miecz i od razu go atakując. Od razu odparował mój cios i wybuchnął śmiechem. Zawsze się tak zachowywał, nigdy nie był w walce poważny. Działałam jak w automacie świetnie znając jego styl walki. Cios, odparowanie, odparowanie,cios, cios…Wokół nas utworzyło się kółko zainteresowanych naszą walką, ale ani ja ani on się tym nie przejmowaliśmy. Oczywiście musiałam zacząć przegrywać. Chris był jedyną osobą, która ze mną wygrywała. Nawet Ares miewał z tym problemy. Kiedy po kilku cięciach i piskach Emily, żeby nie zniszczył mi spódniczki chłopak zbliżył się do mnie na tyle, że mógł mnie pokonać, postanowiłam zagrać nie fair. Spojrzałam mu w oczy i szybko założyłam na szyję naszyjnik. Dotknęłam go dłonią i wyszeptałam:
-Nie chcesz mi chyba zrobić krzywdy?-chłopak momentalnie znieruchomiał, a ja się uśmiechnęłam.
-Oczywiście, że nie. Jakbym śmiał.-powiedział odsuwając się ode mnie. Skinęłam głową i dodałam po chwili namysłu:
-Odłóż miecz i wyjmij całą broń.-chłopak wykonywał moje polecenia bez mrugnięcia okiem. Spojrzałam przeciągle w stronę Chejrona. Wydawał się przerażony. Nie wiedział? Zaśmiałam się w duchu. Chris stał przede mną i wpatrywał się tępo w medalik.
-Co widzisz?-spytałam zaciekawiono.
-Srebrny medalion z jakimiś grawerowaniami.-odparł pustym głosem, a ja zdziwiona uniosłam brwi. Widzi to co ja? Jak to możliwe? Wzruszyłam ramionami zajmując się ważniejszymi sprawami.
-Chcę wasz sztandar, już.-chłopak ruszył w stronę rzeczki. Przeszedł przez nią ciągle patrząc w jeden punkt przed sobą. Zgarnął sztandar, o dziwo, nikt mu nie przeszkodził, i wrócił do mnie. Wyciągnął w moją stronę rękę ze sztandarem. Kiedy chciałam go odebrać, nagle cofnął rękę.
-Co do cholery?-spytałam patrząc na chłopaka. Sekundę później stałam ze sztyletem przyłożonym do szyi.
-Coś nie zadziałało.-mruknął przysuwając się jeszcze bardziej. W tej chwili między nami nie było ani milimetra miejsca. Jego szaro-niebieskie tęczówki przewiercały mnie na wylot. Czułam się tak jakby czytał mi z oczu. W pewnej chwili spytał cicho:
-Co to za naszyjnik, jak działa?
-Czemu uważasz, że działa skoro nic ci nie jest?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Na początku zadziałało, ale gdy się odezwałaś przestało.-tym zbił mnie z pantałyku. Z tego co wiem on działa na wszystkim. No nie licząc jednej grupy, do której się nie zaliczał na sto procent.
-To pas Afrodyty.-poinformowałam czując jak ostrze przecina mi skórę.
-Skąd go masz?
-Od Afrodyty? Co za głupie pytanie.-chłopak spojrzał na mnie z ironią oczach, a ja mimochodem przypomniałam sobie ostatni sen. Zamknęłam oczy by uspokoić zmysły. Znowu to zobaczyłam:
Powoli wyszłam z powozu bojąc się tego co ujrzę. Ku mojemu niepomiernemu zaskoczeniu ujrzałam młodego,pięknego mężczyznę stojącego nad ciałem jednego z mych katów.
-Bogowie czyżbyście zesłali mi zbawienie?-spytałam spoglądając w niebo i żegnając się.
-Jestem wysłannikiem nie twych bogów, lecz króla Artura. Miałem dopilnować byś bezpiecznie do niego dojechała, pani.-skinęłam głową i delikatnie dygnęłam. Tak uczyła mnie matka. Niech nie myśli, żem głupia poganka!
-Czy raczysz podać mi swe imię rycerzu?-mój głos drżał. Byliśmy sami, mógł mnie zgwałcić i zabić. Tu na tym odludziu. Nie dotrę do króla Artura i to mój koniec. Mój i mego nieszczęsnego ojca, a także całego ludu!
-Jestem Lancelot z Jeziora i zaszczytem jest dla mnie poznanie Ciebie księżniczko.
-Ah..rozumiem, że kolejny bezbożnik wysłany bym nie uciekła?-dopiero teraz zrozumiałam co oznacza jego pojawienie. Wolałam już zostać zabita przez zbójów. Albo przez niego. Ślub z przymusu. Mam ratować ludzi, którzy we mnie wierzą. Ale ja nie chcę. Ta ich dziwna religia. Ta wiara w coś większego, jedynego!
-Nie nazwałbym się bezbożnikiem pani. Mój król jest chrześcijaninem, więc ja też.
-Śmiesz ze mnie kpić rycerzu? Wy? Zabójcy mego ludu? Chrześcijanami? Wiedz, że nie jestem niemądra. Mój ojciec mimo tego, że darzy sympatią twego króla, zdaje sobie sprawę, że jesteście barbarzyńcami. I śmiecie nas tak nazywać! Wasz Bóg każe zabijać? Gwałcić kobiety? Zmuszać do ślubu, rodzenia dzieci by przedłużyć królewski ród?
-Mój król dostał cię w darze. Masz mu urodzić godnego potomka. Gdy tylko dojedziemy, weźmiecie ślub i przypieczętujecie sojusz z twym ojcem. Leodegrance mimo swego barbarzyńskiego podejścia i wierzeń ma naprawdę piękną córę. Mój pan z chęcią cię zapłodni.
-Prostak!-syknęłam i ruszyłam przed siebie.
-Lady Ginewro! Gdzie zmierzasz?-krzyknął za mną Lancelot.
-Nie zostanę tu dłużej. Zaraz przybędą kolejni. Chcą mnie, nie skarbów.-wyjaśniłam, choć cała dygotałam z gniewu. Cham i prostak, tak mnie traktować!
-Pani, chcesz ryzykować walki twego ludu z mym królem?
-Czy ja uciekam od twego pana? Musimy stąd odejść. Spokojnie, znam swoją powinność.
-A więc wsiądź na konia. Szybciej stąd odjedziesz. Nie wiem czemu, ale wierzę Ci. Jedź na północ dotrzesz do Camelotu. Ja zajmę się tymi..
-Nie dasz im rady. Twa siła jest wielka, ale ich są setki. Tych pokonałeś, ale wszyscy sojusznicy polegli. Jedź ze mną.
-Nie przystoi mi to księżniczko. Jesteś własnością mego pana.
-Jestem tylko kolejnym barbarzyńcą… Jednak postaram się powstrzymać rządzę, którą dostałam wraz z mlekiem matki. Nie bój się cny rycerzu nie dopuszczę się zdrady.
-Nie boję się tego pani. Tylko konsekwencji.-przyjrzałam mu się. Jego jasne włosy wystawały spod hełmu. Czarna, wełniana szata przepasana skórzanym paskiem przy którym wisiała pochwa na miecz. Ciężkie jeździeckie buty, które właśnie się do mnie zbliżały. Wróciłam wzrokiem do jego oczu i szepnęłam:
-Ruszajmy sir Lancelocie. Zaklinam cię na życie mego ojca, musimy stąd uciec!-młody mężczyzna skinął głową. Wsiadł na czarnego rumaka i pomógł mi zrobić to samo. Kiedy jechaliśmy w stronę mego nowego domu odważyłam się spytać:
-Jaki on jest? Potraktuje mnie tylko jako kobyłę rozpłodową?
-Znam mego króla dobrze. Tak się nie stanie. Byłem wzburzony, nie pomyślałem co mówię. Jestem pewien, że ty i król pokochacie się. Będę szczęśliwy mogąc ci służyć królewno.
Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na stojącego przede mną Chrisa. Pojawiał się w każdym z tych dziwnych snów, wizji, czy co to było. Nie rozumiałam tego.
-Afrodyta dała mi go z wyrazami miłości. Jako moja ciotka i jako przyszywana siostra, jak zwykła mnie nazywać.-wyjaśniłam nieświadomie posługując się mową nie pasującą do tych czasów. Ciekawiło mnie jak mogłam rozumieć wszystkie języki, którymi się porozumiewali w moich snach ci ludzie. Było ich wiele: włoski, francuski, hiszpański, greka, łacina, celtycki, a nawet język, którego nie rozumiałam zbyt dobrze i nie umiałam nazwać. Musiał to być język Majów. Znałam oczywiście grekę, łacinę,włoski i francuski, ale te inne języki? Westchnęłam i spytałam:
-Odsuniesz ten sztylet? Trochę mnie to boli.
-Czemu przestał działać?
-A nie wściekasz się, że go na tobie użyłam?
-Skoro poległaś to mi to bez różnicy.
-Poległam?-obróciłam głowę i zobaczyłam Matta i Rosie stojących kawałek dalej z naszym sztandarem.
-J-Jak?
-Widzisz jakich masz zdolnych przyjaciół?
-Koniec tego zbiegowiska. Rozejść się. Bitwa skończona!-krzyknął Chejron i spojrzał na mnie:
-Za mną Katherine!-UPS! Będę miała przesrane.-pomyślałam wesoło i ruszyłam za nim.
Super ! Jestem ciekawa o co chodzi z główną bohaterką, ale sądzę że wyjaśnisz wszystko w swoim czasie. Czekam na kolejną część 😀
Czasem objawia się spacja, ale tak to się nie czepiam, bo opko jest dobre. Nie wiem, czego się spodziewać, ale idę nadrabiać kolejne części (taaa, nic nie rozumiałam i mam już spojlery, ale ciii). Nie jestem też pewna czy błędy były, bo nieźle się czytało i na nie nie zwróciłam nawet uwagi. Idź pisać 😀
Bardzo mi się spodobało Przyjemnie się czytało, masz fajny styl. Czekam na cd.