„Początki na obozie”
-Persefono, ja Ci mogę to wyjaśnić.-mój głos niebezpiecznie drżał, ale postanowiłam udawać, że tego nie słyszę.
-Co mi wyjaśnisz dziecko? Wiesz jak musiałam nakłamać Hadesowi, żeby nie wysłał za Tobą hordy żołnierzy?! Dziewczyno, czy ty myślisz?-jej spokojny głos był tylko przykrywką. Widziałam, że jest wściekła.
-Ale ty nie rozumiesz…
-Czego nie rozumiem?-weszła mi w słowo, zachowując się bardzo nie po królewsko.-doszłaś do wniosku, że stęskniłaś się za siostrą i nikt nie zauważy, że zniknęłaś, a może nawet zdążysz spędzić trochę czasu z Sophie?
-Dooobrze, może rozumiesz…-zrobiło mi się głupio. Ona świetnie wiedziała o co chodzi. Rozumiała mnie, a ja zapomniałam o czymś tak istotnym, jak to, że nie jestem sama. Zawsze byłam egoistką, ale teraz przegięłam.
-Zostaniesz tu Katherine. Rosalie, Christopher wychodźcie z cienia.-kobieta spojrzała w stronę dużej biblioteczki, z której cienia wyszło rodzeństwo.
-My tylko…chcieliśmy…Na Styks!-dziewczyna jąkała się tak uroczo, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Cicho Rose. O co chodzi?-blondyn spojrzał na mnie i spytał-Jak to mnie widziałaś?-nie chcąc nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, bojąc się tego odwróciłam szybko wzrok i spojrzałam na królową Podziemi:
-Jak to zostaję? Przecież Hades..
-Hadesa zostaw mnie. Poradzę sobie z nim, ale obiecaj, że nie narobisz kłopotów Chejronowi.-patrzyłam na nią, nie do końca wierząc w to co słyszę. Ona naprawdę zgodziła się na mój powrót do Świata Żywych.
-Przecież Atena mówiła, że nie wrócę póki…-bogini znowu weszła mi w słowo.
-Jestem pewna, że nauczyliśmy cię wszystkiego co musisz wiedzieć. Tylko…-jej spojrzenie powędrowało w stronę Chrisa.-Nie bierz wszystkiego co mówił Hades na serio, jeśli poczujesz, że kłóci się to z twoimi przekonaniami, posłuchaj instynktu. Twoje rzeczy zaraz przeniosę do domku Ateny.-kobieta przez chwilę się zawahała, w końcu jednak podeszła do mnie i delikatnie przytuliła.
-Fac fideli sis fidelis.-wyszeptała mi do ucha i zniknęła. Poczułam wszechogarniającą pustkę. Pozwoliła mi tu zostać, ale..przecież jest dla mnie jak rodzina. Jak mogła tak po prostu odejść? Przybrałam na twarz maskę, tak jak uczył mnie Hades i spojrzałam na Chejrona:
-Wcześniej wspominałeś o jakiejś propozycji, o co chodzi?
-Właśnie o to, żebyś zamieszkała na Obozie.-odparł z ciepłym uśmiechem centaur.
-Nigdy mi takiej propozycji nie złożyłeś.
-Proponowałem to Hadesowi, zawsze powtarzał, że nie chcesz.
-Nigdy…-zacięłam się. Jak on śmiał?! Mógł mi chociaż o tym powiedzieć. Sądziłam, że mnie tu nie chcą. Że jestem dziwolągiem tak wielkim, że nawet herosi nie chcą mieć ze mną do czynienia. A to jedno, wielkie kłamstwo, które wpajał mi ten, ten, ten Egoista. Egoista przez wielkie E, sądziłam, że chce mi pomóc, ale on ciągle wykonywał rozkazy Ateny. Żałosne.
W pewnej chwili o swojej obecności dała znać Rosalie:
-Zaprowadzę cię do domku, chcesz?-skinęłam powoli głową, a dziewczyna spojrzała na moją siostrę.-Sophie Ciebie też odprowadzę, chodź.-całą trójką wyszłyśmy w Wielkiego Domu. Rosie od razu przeszła do sedna:
-O co chodziło z moim bratem?
-To nic takiego.-powiedziałam związując włosy w warkocza i rozglądając się z zainteresowaniem. Nigdy nie widziałam Obozu. Był naprawdę piękny. Czuć w nim było swoistą magię. Tylu herosów w jednym miejscu, ciekawe co gdyby jakiś zły gostek postanowił ich zaatakować? Wybił by całe mnóstwo herosów…Mam chyba dziwne zapędy, ale oni po prostu nie myślą logicznie. Niby są tu dzieci Ateny, a nie starają się wymyślić strategii na taki atak? Gdyby to robili to na pewno nie trzymaliby tylu półbogów w jednym ośrodku szkoleniowym.
Stanęłyśmy przed domkiem, w którym miałam mieszkać. Dopiero teraz zorientowałam się, że dziewczyna przygląda mi się podejrzliwie. Ona i jej brat byli do siebie bardzo podobni. Ten sam kolor włosów-u Chrisa tylko trochę jaśniejszy-podobne kolory oczu-w jego szarych oczach pobłyskiwał błękit u niej były brązowe plamki. Oboje bardzo bladzi, wysocy i szczupli. Rosie miała bardzo kobiece kształty: duże piersi, wcięcie w talii i duże biodra. Jej pełne, różowe usta układały się w coś na kształt niepewnego uśmiechu. Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam:
-Nie martw się. To go nie dotyczy.-spojrzałam na siostrę i szepnęłam:
-Chyba będziesz na mnie skazana.-jej śmiech rozniósł się po obozie. Mocno mnie przytuliła i skocznym krokiem wparowała do domku. Oczywiście jej subtelna pobudka mieszkańców domku pod tytułem: Wstawajcie śpiochy.– wykrzyczane na pełen regulator spotkało się z atakiem jej kruchej osóbki poduszkami.
-Przyprowadziłyśmy wam nową.-poinformowała Rosie. Wszyscy jak jeden mąż podnieśli się z łóżek i spojrzeli w moją stronę. Nawet nie próbowałam się uśmiechać. Najlepiej jak założę maskę, kto wiem czego mogę się tu spodziewać.
-Jestem Katherine.-poinformowałam cicho.
-Cześć, jestem grupową tego domku. Mam na imię Jessica.-podeszła do mnie blondynka o brązowych oczach. Pamiętam jak Persefona opowiadała mi kiedyś, że zazwyczaj dzieci bogów bardziej przypominają ich, niż ich śmiertelnych rodziców. Silniejsze geny i w ogóle. Były jednak wyjątki, do których zaliczałam się ja, najwidoczniej też bliźniaki. A stojąca przede mną dziewczyna miała tylko kolor oczu inny niż nasza matka. Kiedy rozejrzałam się po domku, wyłapałam tylko kilka osób wyglądających inaczej niż nasza matka. Moja siostra odezwała się:
-Jess, zaopiekujesz się Katherine?
-Jasne, że tak. Wiesz, nie przypominasz Ateny.
-Jakoś tak wyszło.-rudowłosa osóbka o zielonych oczkach przytuliła mnie po raz kolejny i szepnęła:
-Zobaczymy się na śniadaniu siostrzyczko.-wyszła ciągnąc za sobą Rosie, która pomachała mi na pożegnanie.
-Okej, wybierz sobie łóżko. Nie masz przy sobie żadnych rzeczy?-pokręciłam głową i usiadłam na łóżku przy którym było okno. Chwilę później na moim łóżku pojawiły się walizki. Jessica zagwizdała i mruknęła:
-Ciekawa sztuczka.
-Chciałaś powiedzieć duuużo bagaży.-powiedział jakiś blondyn wstając powoli ze swojego posłania.
-No dużo, dużo. Pomóc ci się wypakować?
-Nie, nie trzeba. Poradzę sobie.-kiedy moje „rodzeństwo” zostawiło mnie w spokoju i zajęło się sobą, wyjęłam z pierwszej z walizek pierścień od Hekate. Założyłam go na serdeczny palec i uniosłam dłoń nad walizki. Powoli przesuwałam rękę aż wszystkie walizki zniknęły. Magia jest jednak piękna. Otworzyłam szafę przy moim łóżku i uśmiechnęłam się. Wszystko ułożone, szafa powiększona. Chyba powinnam się przebrać. Suknia to nie jest dobry strój do tego miejsca. Spytałam Jessici gdzie jest łazienka i biorąc z szafy ubrania poszłam się przebrać. Założyłam czarne,skórzane rurki, czarną bokserkę i na to skórzaną, krótką kurtkę z milionem kieszeni. Nie będę się stroiła– pomyślałam zakładając krótkie botki. Wyszłam z łazienek i wróciłam do domku. Kiedy już byłam gotowa zmieniłam warkocz na wysoką kitkę i opadłam na łóżko. Długo się nie należałam, już po chwili usłyszałam głos Jessici:
-Idziemy na śniadanie. Wstawaj.-wyciągnęła w moją stronę rękę, jednak jej nie ujęłam. Przez jej twarz przeszedł wyraz zdziwienia.
-Wybacz, nie lubię kontaktu fizycznego.-blondynka skinęła głową a ja ruszyłam do drzwi.
Kiedy weszliśmy do pawilonu było jeszcze mało osób. Nikt nie zwrócił na nas uwagi, co bardzo mi pasowało. Usiadłam obok Jessici i chłopaka, którego imienia nie znałam. Jakby czytając mi w myślach przedstawił się:
-Jestem Clark.
-Miło mi.-odparłam o dziwo szczerze. Na razie atmosfera tu panująca mi odpowiadała. Była taka..rodzinna. Już prawie zapomniałam co to słowo oznacza. W pewnej chwili na środku pojawił się Chejron.
-Mamy nową obozowiczkę w swoim gronie. Powitajcie Katherine Amnell- córkę Ateny.-niechętnie wstałam nawet nie zwracając uwagi na znak świecący nad moją głową. Po chwili zorientowałam się, że nikt na niego nie patrzy. Wszyscy gapili się na mnie jak na jakieś UFO. Miałam ochotę strzelić sobie w łeb. Zacznij nosić dresy dziewczyno.-skarciłam się w duchu. Ciągle zapominam jak ludzie na mnie reagują. Jakby co najmniej zobaczyli Afrodytę. To takie żenujące. Jakoś nie widzę tego, żebym była piękna. Okej, ładna jestem bądź co bądź mam w sobie geny bogi, no ale bez przesady. Westchnęłam i powoli usiadłam. Nie chcąc na siebie zwracać uwagi schowałam się za Clarkiem. Słabo mi to wyszło, ale co tam. Kiedy już myślałam, że herosi dadzą mi spokój, pojawił się Hades, a chwilę po nim Persefona.
-Cholera.-wyrwało mi się, przez co bóg momentalnie na mnie spojrzał.
-Do mnie.-rozkazał władczym tonem, a ja
skuliłam się w sobie. Powoli podeszłam do niego i szepnęłam:
-Nie będziesz krzyczał?
-Ja rozumiem wszystko.-oczywiście, że będzie krzyczał.-Persefona dokonała wyboru bez mojej zgody, okej, nawet rozumiem to ,że się nie pożegnałaś.-wyraz zdziwienia na mojej twarzy musiał być komiczny.-Ale zostawiłaś tego kundla w moim pałacu! Mam go oddać na pożarcie Cerberowi?!-zza Persefony wyszedł, a raczej wyturlał się mały, czarny jak noc labrador.
-Funky!-pisnęłam i porwałam w objęcia psiaka.-Przepraszam, ale pomyślałam, że Persefona się nim zaopiekuje, nie wiedziałam, że można tu trzymać zwierzaki.
-Ja go u siebie nie chcę.-oznajmił Hades. Spojrzałam na Chejrona, który miał niemrawą minę.
-Jeśli tylko Pan D. się zgodzi.-odpowiedział na moje spojrzenie.
-Mowy nie ma! Nie chcę tej tony kłaków na tym obozie i tak pełnym już tych wymoczków!-huknął Dionizos. Podeszłam do boga i uśmiechnęłam się mówiąc słodko:
-Wujku, ja dopilnuję, żeby on nie wchodził ci w drogę. Proooszę.-szeptem dodałam.-Załatwię ci wino. Obiecuję.-Dionizos spojrzał mi w oczy, westchnął teatralnie i mruknął:
-Niech będzie.-wróciłam do stołu stawiając psiaka przy ławie. Persefona i Hades zniknęli, a córki Afrodyty od razu zajęły się szczeniakiem. Może nie będzie tak źle.-pomyślałam natrafiając na tajemniczy wzrok Chrisa.
Jej kolejny rozdział Strasznie mi się spodobał. Mam nadzieję, że nie długo wstawisz kolejną część. Będę czekać 😀