Rozdział 1
„Zmiany nie zawsze są złe, jednak w tym wypadku były”
Kiedy czekałam na przybycie Sophie, Apollo-który po chwili nieobecności wrócił do nas- postanowił zawalić mnie pytaniami:
-Jak wydostałaś się z Hadesu, czy Persefona wie o tym po co tu przyszłaś? Wiesz, że narażasz obóz na gniew Zeusa? Mam nadzieję, że nie sprawiasz kłopotów Hadesowi? Powinnaś się cieszyć, że się tobą zaopiekował.-nie zdając sobie srawy, że jesteśmy podsłuchiwani przez dzieci Hadesa odparłam:
-Cieszyć? Przecież on jest straszny. Persefona ma z nim przechlapane! Nie ma serca, nie wie czym jest współczucie, miłość, czy poświęcenie. Żal mi każdego jego potomka, jeśli są chociażby trochę podobni do ojca.
-Poznałaś Rose i Chrisa. Chyba nie są tacy straszni?- spytał z ciepłym uśmiechem Chejron.
-Może wdali się w matkę.
-Może, nie nam to oceniać.-centaur podszedł do mnie i spytał niepewnie.-Czy przeszłaś trening?
-Tak, pod okiem Aresa. No i czasem uczyła mnie Artemida.
-Dobrze, moja propozycja jest nadal aktualna.-ściągnęłam brwi. O czym on mówi? Spojrzałam zdziwiona na koordynatora zajęć i już miałam zapytać o czym on mówi, gdy do salonu wbiegła Sophie. W chwili, gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Skinęłam do niej głową,a ona nie przejmując się moją niechęcią do okazywania uczuć, zamknęła mnie w żelaznym uścisku.
-Tęskniłam za tobą.-szepnęła mi do ucha, a ja mimowolnie się w nią wtuliłam. Ostatni raz widziałam ją, gdy miałyśmy po 12 lat. Wyjechała wtedy z rodzicami do mojej babci, do Mediolanu, od tamtej chwili nie miałyśmy kontaktu twarzą w twarz. Odsunęłam się delikatnie i przyjrzałam jej się. No tak przez te 5 lat naprawdę wiele się zmieniło. Sophie nabrała kobiecych kształtów, jej rysy twarzy mimo że nadal łagodne, miały w sobie teraz w sobie więcej wyrazistości. Proste, rude włosy miała związane w warkocza, który sięgał jej za piersi. Zielone, pełne życia oczy patrzyły na mnie z tak wielką tęsknotą, że aż zrobiło mi się głupio. Mogłam już wcześniej postarać się ją odwiedzić. Nawet narażając to, że mnie odkryją. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i zmierzwiła mi włosy mówiąc:
-Mam nadzieję, że chwilę tu zostaniesz. Nie pozwolę ci tak po prostu wyjechać. Mam ci tyle do powiedzenia!-trajkotała jak najęta, tak jak to miała w zwyczaju. Tak naprawdę byłyśmy przyszywanymi siostrami. Mój ojciec i jej matka, wzięli ślub i adoptowali nas. W ten sposób zyskałam cudowną macochą i siostrę. Nie nacieszyłam się tym długo. Rodzice wzięli ślub, gdy miałyśmy po 4 lata. No a 6 lat później przyszli po mnie Oni. Pamiętałam to tak dokładnie.
10-letnia dziewczynka wbiegła do domu, żeby pochwalić się rodzicom jaki ładny wianuszek zrobiła. Podbiegła do mamy i powiedziała:
-Patrz, zrobiłam ci koronę z kwiatków. Teraz jesteś mamusiu królową taką jak wszystkie. Masz koronę, piękne ubrania i ciągle się uśmiechasz. Myślisz, że ja i Sophie będziemy kiedyś takie jak ty?
-Będziecie dużo lepsze. Tylko nigdy nie zapominaj o uśmiechu.-podpowiedziała kobieta poprawiając nałożony przez dziewczynkę wianek. Do salonu wszedł mężczyzna z rudowłosą dziewczynką na rękach.
-Patrz Anastazio kto mnie zaatakował w drzwiach. Razem z Mattem doszli do wniosku, że będzie zabawnie mnie nastraszyć. Ten nicpoń mi uciekł, ale ją złapałem.-obie dziewczynki zaśmiały się,a Will postawił małą na podłodze. Sophie podbiegła do siostry i z uśmiechem poinformowała:
-Za 10 minut przyjedzie pan z lodami. Idziemy, prawda?-Katherine klasnęła w dłonie i pobiegła na górę po swoją torebeczkę. W jej pokoju już czekała na nią blond włosa kobieta. Dziewczynka nieźle się jej przestraszyła. Pisnęła i chciała uciec z pokoju, jednak zatrzymał ją wysoki mężczyzna. Obok niego stała piękna pani, która uśmiechała się do niej ciepło. Nieznajomy pan wziął ją na ręce i już mieli się teleportować, gdy w drzwiach stanął jej tata.
-Co tu się dzieje?-spytał zirytowany wtargnięciem tym ludzi. Od razu poznał Atenę, trudno zapomnieć swoją pierwszą miłość.
-Przyszłam po moją córkę.-odparła niezwykle spokojnie kobieta. Ten mężczyzna wzbudzał w niej tyle emocji, ale to nadal tylko śmiertelnik. On nic nie wie. A ona nie ma czasu na pogaduszki.
-Szybko sobie przypomniałaś!-huknął mężczyzna.
-Nie bądź arogancki Williamie. Mam wiele obowiązków, teraz moją córką zajmie się Hades wraz ze swoją małżonką. Trzeba ją wyszkolić.
-Po moim trupie.-Will ruszył żeby oswobodzić córkę z rąk Pana Podziemia jednak oni już zniknęli. Ostatnie co usłyszał to krzyk swojej kochanej córeczki:
-Tatusiu!
Wzdrygnęłam się na to wspomnienie. Szkolić 10-latkę, toż to chore. Pamiętam jak bardzo się bałam. Hades od początku był oziębły. Bardzo rzadko udawało mi się go rozweselić, czy chociażby z nim pogadać. A starałam się, bądź co bądź byłam skazana na mieszkanie z nimi! Gdyby nie Persefona, nie miałabym do kogo buzi otworzyć. Na szczęście, starała się mi zastąpić matkę. Nie zawsze jej to wychodziło, chociażby ten zakaz spotykania się z „żywymi”. Ile można rozmawiać z umarlakami, to słabe…A najgorsze było to, że kiedy spotykałam niektórych z nich, zachowywali się jakbyśmy się wcześniej znali. Oni znali moje przyzwyczajenia, ulubione zajęcia, tak trywialne rzeczy jak ulubiony kolor i tak dziwne jak moje niecodzienne sny. Zagmatwane? Trochę, ale taki jest ten świat.
Z zamyślenia wyrwał mnie pisk mojej siostry:
-Na Styks! Masz tatuaż!-dziewczyna zaczęła się przyglądać mojemu tatuażowi odchodzącemu od ramienia, przez obojczyki, a kończącemu się tuż pod szyją. Tatuaż przedstawiał 9 lecących ptaków. Oznaczał coś bardzo oczywistego. Moją chęć ucieczki. Od tego życia, bogów, potworów i swojego losu. Delikatnie dotknęła wzoru i spytała:
-Zgaduje, że to mini kruki?-skinęłam głową i się uśmiechnęłam. Wiedziała jakie ma przesłanie, wiedziała też czemu kruki. Kruki to symbol niepokoju, zepsucia, herezji, ale też długowieczności; myśli, pamięci: wszechwiedzy, proroctwa; nadziei; opatrzności: światła, świtu. Jednak o jego dobrym znaczeniu, wiedzieli nieliczni. Zawsze utożsamiałam się właśnie z krukami. Chociaż nie chciałam, byłam postrzegana jako zło. Sama nie wiedziałam czemu. Może i miałam wady, nawet dużo, ale nie oznaczało to, że byłam zła.
Spojrzałam na Sophie i odezwałam się:
-Przepraszam, ale nie mogę zostać długo.-kątem oka widziałam jak Apollo kiwa zgodnie głową. Czyżby wiedział, o tym co widziałam? Ściągnęłam brwi i przypominając sobie tę wizję, którą zobaczyłam patrząc w oczy Chrisowi, usiadłam w fotelu. Zamknęłam oczy i odtworzyłam to jeszcze raz.
Biegłam w delikatnej szacie starając się nie nadepnąć na fałdy białego materiału. Bardzo się spieszyłam, chociaż sama nie wiedziałam gdzie zmierzam. W pewnej chwili zobaczyłam swój cel. Stał tam, jak zawsze idealny, idealny dla mnie. Ludziom przeszkadzał jego „chłód”, zbyt duża pewność siebie i niechęć do współpracy. Ale ja go kochałam, przecież każdy ma wady. Zatrzymałam się przed blondynem i szeroko uśmiechnęłam:
-W końcu wróciłeś. Tęskniłam za tobą.-młody mężczyzna odwzajemnił mój gest i przytulił mnie delikatnie.
-Też tęskniłem. Twój ojciec nadal szuka ci męża?-niechętnie skinęłam głową i odsunęłam się. Spojrzałam mu w oczy i wyszeptałam:
-Nic nie poradzę na to. Mówiłam mu, błagałam, płakałam. Nie rozumie, że moje serce jest już zajęte.
-Lenko, ja do niego pójdę. Porozmawiam z nim.- chciałam go zatrzymać, powiedzieć mu, że to się nie uda, ale nie słuchał. Kiedy już byliśmy niedaleko pałacu Spartanie zaczęli zwracać uwagę na mojego towarzysza. Słyszałam szepty, wiedziałam, że źle skończy się ta rozmowa. W chwili,gdy mój ukochany przekroczył próg zamku, w jego stronę ruszyli pałacowi strażnicy. Wystąpiłam przed chłopaka i odezwałam się:
-Zostawcie go,jest ze mną.-momentalnie zmienili kierunek. Spojrzałam na swojego towarzysza a on skinął głową odsuwając dłoń od miecza. Ruszyliśmy do sali tronowej, w której już na nas czekał mój ojciec. Przed nim stał książę Menelaos. Wydawał się niezwykle szczęśliwy. Obaj spojrzeli w naszą stronę. Książę powiedział coś do mojego ojca i ruszył w moją stronę. Wycofałam się za blondyna i szepnęłam:
-Kolejny adorator.-książę stanął i zmierzył mojego obrońcę wzrokiem.
-Rad jestem, że już wróciłaś pani. Twój ojciec ma dla ciebie dobrą wiadomość.-niechętnie spojrzałam na króla Sparty. Wyglądał on dość blado.
-Co tu robi książę Troi?-spytał nawet nie zwracając uwagi na Menelaosa.
-Jestem jej mężem, panie.-poinformował Tyndareosa, a mnie zakręciło się w głowie. Nie jest dobrze! Mężczyzna spojrzał na mnie w taki sposób, że cała schowałam się za blondynem.
-Ojcze, ja go kocham. Nie szukaj mi męża, bo jestem już zamężna. Proszę cię, zrozum. Afrodyta by zrozumiała.
-Co ma do naszej sytuacji Afrodyta?
-To moja ciotka, a rozumie mnie lepiej niż ty, czy matka!
-Obiecałem twoją rękę Menelaosowi, ten „ślub” z Parysem unieważnimy, nie ma innej możliwości.-nie wierzyłam w to co słyszę. Zakręciło mi się w głowie a potem była już tylko ciemność.
Jak to możliwe, że byłam najwidoczniej Heleną Trojańską. I przecież, nie taka była historia tej dwójki. Oni się nie znali przed jej małżeństwem z Menelaosem. A ona na pewno go nie kochała, Parys ja porwał! Mój wzrok powędrował do Apollina:
-Czemu nigdy nie rozmawiałam z nikim z czasów wojny trojańskiej?-bóg pobladł.
-Po prostu nie trafiłaś na nikogo…-wydukał zmieszanym. Apollo, zmieszany?
-Coś kręcisz.-nie miałam siły się z nim kłócić, jednak musiałam jeszcze coś się dowiedzieć.
-Czemu widziałam tego chłopaka, który z nami przyszedł w roli Parysa?
-W-widziałaś? Niedobrze, naprawdę niedobrze. Chyba powinnaś wracać do Podziemi. Odstawię cię do domu.
-Apollo, odpowiedz mi na pytanie!-zażądałam. Już po wypowiedzeniu tych słów wiedziałam, że przegięłam. Bóg spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu i powiedział:
-Nie rozkazuj mi. Z tego co pamiętam to ja jestem tu bogiem, a nie ty. Nie pozwalaj sobie.-przerażał mnie w tej chwili. Rzadko go wyprowadzał z równowagi, ale kiedy już mi się to udawało wolałam jak najszybciej uciekać. Nawet Hades nie był tak groźny jak on, gdy się go wkurzyło. Przełknęłam nerwowo ślinę i szepnęłam:
-Masz rację. Przepraszam, po prostu nic nie rozumiem.
-Nie musisz nic rozumieć, a teraz idziemy.-burknął i pociągnął mnie w stronę drzwi. Nagle z cienia wyszło rodzeństwo, które dopiero co poznałam.
-Apollo zostaw ją. Jest heroską wolno jej tu zostać.-oznajmił Chris a ja przygryzłam wargę. Władczy ton, taki jak w tej wizji.
-Kolejny heros, który będzie mi rozkazywał?
-Oni mają rację, Katherine powinna tu zostać.-oznajmił nowy przybysz. Wszyscy zebrani spojrzeli na piękną, czarnowłosą kobietę. Zaczęłam się wycofywać, jednak nie wyszło mi to.
-Stój, nigdzie nie uciekaj. Musimy porozmawiać.-no to mam przechlapane, pomyślałam optymistycznie i podeszłam do bogini. Naprawdę bałam się tego co usłyszę, ale raz się żyje!
Katherine
To jest super 😀 Wreszcie coś nowego i związanego z starożytną historią. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział 😀
Fajne opowiadanie
Mi też się podoba. Wybacz, wcześniej szukałam prologu, bo jakoś nie lubię zacząć opowiadania od połowy (nawet jeśli jest to pierwsza część). Pisz dalej